W głębi ducha zawsze wyśmiewał ludzi i ich idiotyczne argumentowanie złego nastroju złą pogodą. Zupełnie jakby to, czy w danej chwili pada deszcz czy świeci słońce, miało jakiekolwiek znaczenie. Zupełnie jakby nic nie znacząca pogoda wywierała wpływ na ich życie.
W sercu Akashiego Seijuurou zawsze panowało szczęście. Kiedyś tak nie było – ale on nie pamiętał już tych czasów, nie było wolno o nich mówić czy myśleć. Póki skupiał się na chwili obecnej i czerpał z życia garściami wszystko, czego pragnął – był szczęśliwy.
Czerpał z życia… Czerpał życie. Świeże, jeszcze ciepłe, w kolorze łagodnej i szkarłatnej czerwieni, w kolorze brudnej bieli, tak twardej a jednocześnie chrupkiej. Napawał się życiem i dzięki temu właśnie osiągał spełnienie.
Ten poranek był cudowny. Wstał wcześnie rano i bawił się całymi godzinami w swoim azylu, krzyczał w akompaniamencie wrzasków, śmiał się, zagłuszając płacz, tańczył w rytmie jęków. Na samo wspomnienie miał ochotę uśmiechnąć się szeroko, ale był na ulicy, wśród ludzi, a wiedział, że musi być ostrożny – ludzie nigdy by go nie zrozumieli, a nawet z tego jednego niewinnego uśmiechu mogliby wyczytać coś, co by ich zaniepokoiło.
Odetchnął pełną piersią, zerkając na godzinę. Miał jeszcze trochę czasu, a po zjedzonym dopiero co lunchu nabrał ochotę na kawę. Rozejrzał się wokół w poszukiwaniu jakieś kawiarni; zazwyczaj chodził do Starbucksa, ale ten najbliższy był oddalony o kilkaset metrów i nie chciał tracić czasu na podróż tam – w życiu nie wsiadłby do komunikacji miejskiej, a samochodem nie było sensu tułać się w tych korkach.
Niestety, praca w centrum miasta miała również swoje wady.
Wokół siebie nie widział żadnych kulinarnych lokali, same sklepy odzieżowe i obuwnicze oraz usługodawcy w stylu fryzjerów czy kosmetyczek – była tylko jedna knajpka, wyglądająca do tego stopnia obskurnie, że nie było w ogóle mowy, żeby tak elegancki i dystyngowany mężczyzna jak Akashi Seijuurou miał tam wejść choćby po to, by napić się z pewnością wątpliwej w smaku kawy.
Ale Akashi Seijuurou był w stu procentach sobą, i kiedy miał na coś ochotę, po prostu to robił.
Restauracyjka wyglądała jak rudera, to fakt, ale wkrótce okazało się, że w środku nie było tak tragicznie. Kolory ścian były wyblakłe i straciły urok, ale wewnątrz unosił się zaskakująco apetyczny zapach niewyszukanych lecz domowych potraw. W dodatku przy stolikach siedziało nawet sporo osób; dwie rodzinki, dwaj starsi mężczyźni oraz trzyosobowa grupka nastolatek, które z pewnością zerwały się ze szkoły – o ile w ogóle do niej tego dnia trafiły.
Akashi wahał się tylko przez chwilę. Zastanawiał się nad wzięciem kawy na wynos, żeby nie siedzieć wśród tak pospolitego towarzystwa, jednak nie był pewien, czy to miejsce w ogóle serwuje napoje na wynos – przy ladzie widział jedynie filiżanki i szklanki, żadnych styropianowych przy kartonowych kubków. Doszedł więc do wniosku, że odżałuje sobie tych piętnastu minut i usiądzie przy stoliku.
Zajął miejsce przy oknie, byle dalej od pozostałych klientów. Zdjął marynarkę i przewiesił ją przez oparcie, aktówkę położył obok krzesła, na którym następnie usiadł. Obluzował nieco krawat, po czym oparł się wygodnie i rozejrzał po wnętrzu. Szybko dostrzegł idącą w jego kierunku kobietę.
Była młoda, musiała mieć między dwadzieścia a dwadzieścia pięć lat i, jak na kobietę, była niezwykle piękna – takie Akashi lubił najbardziej. Miała okrągłą buzię, wąskie usteczka i długie, różowe włosy związane w koński ogon. Kierując się ku niemu, uśmiechnęła się przymilnie, jej nazbyt duże piersi podskakiwały z każdym krokiem.
Seijuurou przysunął swoje krzesło do stolika, myśląc o tym, jak dobrze bawiłby się z tą panią. W jego głowie rodziła się już wizja, pomysł na to, co z nią zrobi – wyobrażał sobie jak odcina te jej słodkie usta, gdy jest całkowicie przytomna, a potem przybija maleńkimi gwoździkami do deseczki i obramowuje ją.
Będzie musiał powiesić taki obrazek gdzieś w swoim apartamencie. To ryzykowne, ale w razie niespodziewanej wizyty mógłby przecież szybko schować swoje małe dzieło. Hmm… ale gdzie będzie pasował ten uśmiech? W salonie? A może w sypialni?
- Dzień dobry, miło nam pana gościć!- odezwała się dziewczyna typowo dziewczęcym głosem.
- Dzień dobry – odparł, spuszczając wzrok na stolik. Nie mógł na nią patrzeć. Jeśli zobaczy różnicę w kolorach jego oczu, może się przestraszyć, może rozpowiadać, a wtedy stanie się zbyt rozpoznawany. Lepiej niech sądzi, że jest nieśmiały.
- Proszę, oto karta dla pana – powiedziała kelnerka, podając mu czarną, nieco nadszarpniętą kartę menu.- Proszę na spokojnie do niej zajrzeć, za momencik podejdzie do pana mój kolega!
- Dziękuję.- Akashi otworzył kartę menu i przejrzał ją, podczas gdy kobieta ruszyła w kierunku lady, by tam przejść na zaplecze po kolejne zamówienia dla klientów.
Seijuurou przejrzał pobieżnie menu; nic ciekawego. Kilka tradycyjnych japońskich dań plus do tego typowo amerykańskie i europejskie świństwa, których Akashi nigdy by nie tknął: cheesburger, tortilla, pizza. Spośród tych nieazjatyckich wybrałby w ostateczności spaghetti, bo za nim nawet przepadał, ale nic ponadto. Swoją drogą, karta menu średnio mu się podobała, zbyt wielka była mieszanka.
Mile zaskoczył go jednak całkiem spory wybór kaw – wyglądało na to, że w tej obskurnej ruderze zatrudniony musi być barista. W takich lokalach jak ten nie serwuje się bicerin, irish czy też ruf coffee. Akashi zmarszczył lekko brwi, skonsternowany. Aż się nie mógł zdecydować.
- Uhh, proszę pana?
Akashi drgnął lekko i, zaskoczony, spojrzał w górę. Obok jego stolika stał kelner – dość niskiego wzrostu i nie wyróżniający się sylwetką mężczyzna o dużych błękitnych oczach i błękitnych włosach. Spoglądał na Seijuurou tak intensywnie, że mężczyzna prawie się zarumienił.
- Przepraszam, ja… nie zauważyłem pana – bąknął Akashi, zdumiony własną nieuwagą. Jak mógł nie usłyszeć jego nadejścia, ani tym bardziej nie spostrzec, że stoi zaledwie krok od niego?! Przecież ta karta menu nie była aż tak zajmująca…
- W porządku, jestem do tego przyzwyczajony.- Błękitnowłosy uśmiechnął się lekko, unosząc wyżej trzymany w dłoniach notatnik oraz długopis.- Czy jest pan gotowy do złożenia zamó-… och!- Mężczyzna nagle wbił wzrok, jak sądził Akashi, w stolik, przy którym ten siedział.- Przepraszam bardzo, proszę nie czuć się urażonym, ale zauważyłem plamę na pana nadgarstku.
Seijuurou zmarszczył brwi i spojrzał na swój lewy nadgarstek; jego wewnętrzna część była doskonale widoczna przez kelnera. Na skrawku rękawa białej koszuli Akashiego widniała czerwona plamka. To była krew.
Akashi znieruchomiał. Jak mógł być tak nieuważny?! Przecież wziął dokładny prysznic, zanim się przebrał do pracy, przecież już kilka godzin spędził w biurze i jak do tej pory nie zauważył tej plamki?! Ten kelner… Skoro widzi…
- Momencik, mam chusteczkę nawilżającą – powiedział nagle błękitnowłosy i wyjął z kieszeni białe opakowanie.
Akashi był przerażony. Pierwsza jego myśl - „uciekaj!” Już miał odsunąć krzesło, już miał chwycić marynarkę oraz swoją aktówkę i wybiec z lokalu, jednak kompletnie znieruchomiał, kiedy kelnerzyna wyjął chusteczkę z opakowania i, pochyliwszy się nad Akashim, przycisnął materiał do jego koszuli.
Zdumiony mężczyzna, odsunąwszy nieco twarz, patrzył w skupieniu i z napięciem na tego niepozornego kelnera, który z taką starannością i łagodnym wyrazem twarzy wycierał tę plamkę krwi. Był tak blisko, że Seijuurou czuł zapach jego skóry – nie perfum, ale właśnie skóry. Wyczuwał delikatną woń pomarańczy i drzewa migdałowego. Były tak słabe, a jednak tak dla niego wyczuwalne… Miał wrażenie, że widzi każdą porę w twarzy kelnera. W jego oczach oglądał odbicie ulicy, przechodzących tamtędy ludzi i przemijającego czasu.
Nagle gonitwa myśli w jego głowie uspokoiła się, choć serce wciąż biło jak szalone. Akashi spojrzał na swój nadgarstek, na dłonie kelnera, który lewą przytrzymywał jego rękę, a prawą starał się zetrzeć plamkę. Wycierał krew ofiary Akashiego z taką łagodnąścią i delikatnością.
Seijuurou wrócił spojrzeniem do błękitnych oczu i zatracił się w nich, jednak te niespodziewanie umknęły sprzed jego twarzy. To kelner wyprostował się z westchnieniem.
- Przepraszam, sądziłem, że zadziała – powiedział.- Sos musiał się za bardzo wgłębić w materiał koszuli.
Akashi czuł się jak w amoku. Nadal czuł dotyk dłoni na nadgarstku, jednak zniknęło ciepło i zapach błękitnowłosego. To tak bardzo go oszołomiło, że przez chwilę nie mógł się skupić.
- To… to nic takiego – powiedział.- Spierze się.
Kelner uśmiechnął się do niego lekko, tak szczerze, że serce Seijuurou aż zakuło boleśnie.
- Czy wybrał pan już coś dla siebie z karty, czy może dać panu jeszcze chwilę?- zapytał uprzejmie.
Akashi miał ochotę powiedzieć, że potrzebuje jeszcze chwili – miał ochotę powtarzać to za każdym razem, gdy podejdzie do niego ten mężczyzna, tak silną czuł potrzebę, by zatrzymać go przy sobie, by poczuć raz jeszcze te pomarańcze i migdały.
Był jednak boleśnie świadom ludzi wokół. Był boleśnie świadom ich niezrozumienia.
- Poproszę o cappuccino – powiedział więc.
- Może ma pan ochotę na kawałek ciasta do tego?- zagadnął go kelner, zapisując jego zamówienie w swoim notatniku.
- Poproszę – odparł machinalnie. Był w takiej rozsypce emocjonalnej, nigdy nie doświadczywszy tylu dziwnych emocji naraz, że zgodziłby się nawet, gdyby kelner zaproponował mu psie odchody. Nie lubił słodyczy, więc dodał:- Nie za słodkie.
- Mamy pyszny sernik z malinami – powiedział kelner, a Akashi tylko skinął głową, spuszczając wzrok. Nie mógł patrzeć mu w oczy! Przecież jego własne mają dwa kolory, mężczyzna się może przestraszyć, a Akashi za nic tego nie chciał. Pragnął tylko, by pochylił się znów nad nim i starł z niego krew.
Muszę znów to zrobić – uświadomił sobie. Tym razem poplami krwią dłoń, a kiedy tu przyjdzie, kelner znów z uśmiechem zetrze z niego cudze życie. Może zrozumie…? Te łagodne oczy, ten uśmiech…
- W takim razie zaraz wrócę do pana z zamówieniem – powiedział kelner.
Seijuurou odprowadził go wzrokiem, patrzył uważnie, jak błękitnowłosy podchodzi do lady i szykuje filiżankę. Obserwował go, gdy szykował dla niego kawę, wpatrywał się w jego sprawne palce, które dopiero co ściskały jego nadgarstek. Odruchowo chwycił to miejsce, nie odwracając jednak wzroku od kelnera. Miał nadzieję, że poczuje jeszcze na koszuli ciepło dłoni tego mężczyzny, ale ono ulotniło się wraz z nim. Nie mogąc się powstrzymać, dyskretnie uniósł złączone dłonie ku twarzy i udał, że przeciera twarz. Przesunął nosem po rękawie lewej ręki, wdychając głęboko jej zapach.
Proszek do prania i bardzo delikatna, prawie nie wyczuwalna nuta pomarańczy.
I choć wiedział, że mu nie wolno, choć wiedział, że ludzie nie zrozumieją…
Uśmiechnął się.
_______________________
Wybaczcie stylistykę, ale mam nowy program i jeszcze nie ogarnęłam go do końca xD
O, jak miło wrócić do ,,Cierni" po takim czasie! Świetny dodatek, jak zwykle przeczytany jednym tchem c: ,,Ciernie" na zawsze zajęły szczególne miejsce w moim serduszku 💞 Wszystkim od Ciebie, Yuuki, człowiek jest szczerze zachwycony 💞
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten dodatek i wesołych świąt, kochana! Weny, weny i jeszcze raz weny, pasji do tego co robisz i zadowolenia ze swoich dzieł! Trzymaj się ciepło c: 💕