[PSYCHO] 4. Cofnięcie

Cztery
Cofnięcie



Za każdym razem, gdy odwiedzał to miejsce – całe miesiące temu – czuł, jak po jego kręgosłupie przebiega nieprzyjemny dreszcz, a na czoło występuje zimny pot. Nienawidził tego miejsca, bo kojarzyło mu się ze złem i zgorszeniem. Nienawidził przy tym samego siebie, że pozostawił Tetsuyę w takim miejscu. Że posunął się do tego, by zrobić coś tak ohydnego. Bo był samolubny. Nieczuły. Bezlitosny.
Przekroczył próg szpitala psychiatrycznego, jakby przekraczał bramę piekła. Piekła ozdobionego miłymi dla oka obrazkami, pomalowanego na ciepłe barwy, sprawiającego wrażenia przytulnego, bezpiecznego miejsca. Ale prawda była taka, że w ścianach i posadzce zamurowani byli żywcem chorzy pacjenci. Ich krew płynęła w rurach. Ich głowy tkwiły w rogach korytarzy i pomieszczeń, martwe oczy obserwowały otoczenie, pilnowały.
Akashi wzdrygnął się, podchodząc do recepcji. Wcisnął dłonie do kieszeni kurtki, czując, że zaczynają mu się pocić. W brzuchu go wierciło, czuł nieprzyjemny ból, jakby miał dostać rozwolnienia. Potwornie się stresował, bo nie był pewien, jak dalej potoczą się wydarzenia, jak będzie się zachowywał Kuroko, jak będzie zachowywał się on sam względem niego? Po tym czasie… Tetsuya na pewno wciąż ma mu za złe. I choć teraz Akashi jest gotów wypuścić go z objąć, pozwolić mu odejść…
Niczego nie był pewien.
- Dzień dobry, moje nazwisko Akashi, Akashi Seijuurou – przedstawił się recepcjonistce w okularach, która spojrzała na niego znad wysokiej lady.- Przyjechałem odebrać Kuroko Tetsuyę. Miał dziś zostać wypisany.
- Proszę chwileczkę poczekać – oznajmiła, przysuwając krzesło bliżej biurka z komputerem.
Zaczęła wstukiwać coś w klawiaturę, po chwili rozległ się dźwięk drukowanego dokumentu. Znów stukanie w klawiaturę, skrzypienie fotela, podnoszenie słuchawki telefonu, krótka rozmowa. Akashi stał przy ladzie, starając się zaczepić wzrok o jeden punkt, a nie rozglądać. Oczywiście, w holu nie było żadnych pacjentów, ale tu i tam przechodzili w pośpiechu pielęgniarze i pielęgniarki. Seijuurou bał się spojrzeć im w oczy. Bał się, że ujrzą w nich zbrodnię, jakiej dokonał.
- Akashi-san!
Seijuurou odwrócił się na wołanie i ujrzał idącego korytarzem lekarza prowadzącego leczenie Kuroko.
Kiyoshi Teppei miał jakieś pięćdziesiąt parę lat, ale wyglądał na dziesięć mniej. Czarne włosy były co prawda lekko przyprószone siwizną, a wokół oczu zbierały się już zmarszczki, zwłaszcza gdy mężczyzna się uśmiechał, ale poza tym nie znać było na jego twarzy czy muskularnym ciele śladu starzenia.
- Panie doktorze.- Akashi skinął mu głową.
- Dobrze pana widzieć w zdrowiu.- Kiyoshi uśmiechnął się do niego.- Proszę, zapraszam! Kuroko-san czeka na pana w swoim pokoju, już o pana pytał.
- Naprawdę?- Seijuurou zadał to pytanie ostrożnie, przełykając nerwowo ślinę. Czyli nie zapomniał o jego istnieniu? Dlaczego o niego pytał? Nie mógł się go doczekać, bo chciał jak najszybciej stąd uciec, czy może pragnął szybko zbesztać Akashiego za wszystko, co mu zrobił?
- O, tak!- Kiyoshi uśmiechnął się szerzej.- Od samego rana, gdy powiedziałem mu, że go wypisujemy, nie posiada się z radości. Prosił nawet, byśmy sprowadzili fryzjera, bo nie chciał się pokazać z „szopą na głowie”, jak to ujął!- Doktor roześmiał się wesoło.- Bardzo zależy mu na dobrym wrażeniu!
- Hm – mruknął Akashi. On sam niezbyt się starał. Miał na sobie zwykłe granatowe dżinsy i czarną bluzę bez kaptura, ukrytą pod jesienną kurtką. Przeczesał tylko grzebieniem włosy, nie użył ani wody kolońskiej ani żadnych innych perfum.
Ledwie się opłukał po wczorajszym seksie.
Przeszli długim korytarzem i skręcili w prawym skrzydle na schody. Weszli na drugie piętro; w szpitalu nie było wind. Znów szli korytarzem, Kiyoshi opowiadał coś o leczeniu Kuroko, coś o nim samym, ale Seijuurou nie słuchał uważnie. Chciał tylko zabrać Kuroko i wyjść stąd jak najszybciej, zapomnieć o tym, co się stało, zapomnieć o tym, co zrobił.
- Tu znajduje się pokój Kuroko-san – oznajmił, zatrzymując się nagle pod drzwiami z numerem 72.- Proszę przodem, Akashi-san.
Seijuurou wziął głęboki oddech, skinął tylko głową. Wyjął dłonie z kieszeni, czując jak gula podchodzi mu do gardła. Nacisnął klamkę, pchnął drzwi, wszedł do środka. Kiyoshi za nim.
Świat jakby nagle się zatrzymał.
Kuroko siedział na łóżku, zwrócony twarzą w kierunku drzwi – tego Akashi się nie spodziewał. Życzył sobie raczej, żeby Tetsuya był do niego plecami, żeby Seijuurou miał czas spojrzeć na niego, przyjrzeć mu się na szybko. Tymczasem gdy tylko otworzyły się drzwi, błękitnowłosy uniósł wzrok znad czytanej książki, którą trzymał na kolanach, i spojrzał na swoich gości.
Jego spojrzenie było łagodne, spokojne. Nie było w nim już tamtego gniewu, tamtego żalu i wyrzutów. Nie było w nim nienawiści, złości, czy jakiejkolwiek niedobrej emocji. Jego błękitne włosy rzeczywiście zostały przycięte, ale wciąż pozostawały tej samej długości co zawsze – były ułożone, o tyle o ile mogło się je ułożyć. Kuroko zawsze miał z nimi problem, zwłaszcza rano. 
Był trochę chudszy niż kiedyś, a ubranie, które miał na sobie – jasne dżinsy i beżowy sweter - trochę na nim wisiało, ale poza tym…
Poza tym praktycznie się nie zmienił. Minął rok i dwa miesiące, a on wyglądał tak, jak wcześniej, mało tego – wyglądał jak za dawnych lat, gdy się w sobie zakochali.
- Akashi-kun!- Kuroko uśmiechnął się do niego, wstał z łóżka, odłożył książkę na bok.
Seijuurou drgnął.
„Akashi-kun”? Nie „Seijuurou-kun”?
Czerwonowłosy spojrzał krótko na Kiyoshiego, jednak ten tylko uśmiechał się w milczeniu. Seijuurou czuł, jak nogi się pod nim uginają. Odwrócił się do Kuroko, wbił w niego spojrzenie pełne niedowierzania.
Oni naprawdę to zrobili.
Naprawdę cofnęli czas.
- Dobrze wyglądasz, Akashi-kun – powiedział Kuroko swoim łagodnym tonem, patrząc prosto w oczy Seijuurou. Tyle ciepła… tyle ciepła było w jego spojrzeniu! Zupełnie jakby… jakby był w nim zakochany.
- Tetsuya – wymamrotał Akashi, spuszczając wzrok, nagle zawstydzony. Powinien był ubrać się bardziej oficjalnie, przecież to taka ważna okazja! Dlaczego nie uczesał się schludniej? I czy przypadkiem nie pachniał jakoś nieprzyjemnie? Przez ten stres trochę się spocił, na pewno było to czuć…
- Miło cię znowu widzieć – usłyszał kolejne przyjemne słowa.
- Cóż za urocze spotkanie po tak długim czasie!- zawołał radośnie doktor Kiyoshi.
- To prawda, panie doktorze – powiedział Kuroko.- Minęło sporo czasu…
- Przepraszam – wymamrotał Akashi. Chciał się usprawiedliwić, wyjaśnić, dlaczego go nie odwiedzał, dlaczego lekarze nie pozwalali mu się z nim zobaczyć.
- Nie musisz przepraszać, Akashi-kun – powiedział Kuroko z lekkim zaskoczeniem.- To zrozumiałe, że nie byłeś w stanie przyjechać wcześniej. Pan doktor wszystko mi wyjaśnił. I rozumiem. To ja powinienem przeprosić cię za moje zachowanie… Z mojej winy nie widzieliśmy się tyle czasu. Mamy sporo do nadrobienia.
- Nie przepraszaj – wychrypiał Akashi, czując, jak jego serce zaczyna mocniej bić. Niemal nieśmiało wzniósł spojrzenie i spojrzał w błękitne oczy Kuroko, ostrożnie, chcąc się upewnić, że nadal nie ma w nich nienawiści.
Nie było jej.
Nie było jej ani krzty.
Był tylko ciepły, delikatny uśmiech. Taki malutki jak zawsze, ledwie dostrzegalny. Szczery.
- Zapraszam panów do recepcji – powiedział Kiyoshi.- Akashi-san, wystarczy jeden podpis na wypisie ze szpitala i możecie wracać do swojego gniazdka! Ogromnie się cieszę, że znów jesteście razem!
- Dziękujemy, panie doktorze.- Kuroko posłał lekarzowi uśmiech.- Jestem niezmiernie wdzięczny za całą pomoc, której mi udzielił pan oraz pozostali pracownicy szpitala. I chociaż cieszę się, że już jestem zdrowy, to jednak przykro mi was opuszczać.
- Będzie nam niezmiernie miło, jeśli będzie nas pan odwiedzał, Kuroko-san!
- Na pewno tak zrobię. Parę spraw trzeba unormować, muszę też znaleźć pracę… Ale na pewno będę miał czas, by was odwiedzać.
- Świetnie, Kuroko-san, świetnie!
Akashi nie przysłuchiwał się rozmowie, wpatrzony w twarz Kuroko. Te łagodne, zaokrąglone rysy, teraz trochę wychudłe, ale wciąż ładne. Gładka, choć blada skóra, błękit oczu, zarys wąskich brwi, ciemne rzęsy, kształt warg. Lekko przydługie błękitne włosy, ciut rozczochrane, idealne do jeszcze większego czochrania… 
Blizna.
Seijuurou wzdrygnął się, dostrzegając ją. Nie była na widoku, tylko odkryta – zauważył ją, kiedy Kuroko obrócił twarz w kierunku lekarza. Po prawej stronie widniało zasklepione przecięcie, teraz wybrzuszone i niepokryte włosami; zasłaniały je inne pasma, ale gdyby się przyjrzeć, widać było tę małą skazę.
W pierwszej chwili nie zauważył, że Kuroko na niego patrzy.
- Idziemy, Akashi-kun?- Tetsuya najwyraźniej już o to pytał, bo przechylił teraz lekko głowę, patrząc na niego pytająco. Włosy zasłoniły bliznę.
- Tak – bąknął Seijuurou.- Tak, przepraszam. Chodźmy.
Kiyoshi wyprowadził ich z pokoju. Wrócili do recepcji, po drodze doktor i Tetsuya rozmawiali między sobą, lecz Kuroko co jakiś czas zerkał na Akashiego, jakby upewniał się, że jest obok niego. Seijuurou wpatrywał się w niego intensywnie, doszukując się jakiegokolwiek kłamstwa, jakiegoś tricku, znaku, że Tetsuya tylko udaje, a gdy wyjdą ze szpitala i oddalą się na bezpieczną odległość, rzuci się z pięściami na Akashiego.
Gdy dotarli do recepcji, bez czytania podpisał podsunięty mu dokument. Kiyoshi pożegnał się ciepło z Kuroko, uścisnęli sobie dłonie. Seijuurou również pożegnał doktora, pożegnał też recepcjonistkę. Pomógł Kuroko ubrać kurtkę – znów nieco za dużą na jego trochę wychudzone ciało. „Musi przybrać na wadze” - pomyślał odruchowo.
Wyszli na zewnątrz, na zimne, październikowe powietrze. Kuroko zatrzymał się na schodach szpitala, odetchnął głęboko pełną piersią, rozejrzał się wokół.
- Z okna mojego pokoju był widok na ogród – powiedział.- Lubiłem na niego patrzeć, ale za ulicą też tęskniłem. Dawno nie widziałem żadnego samochodu! Zmieniłeś może auto, Akashi-kun?
- Nie – powiedział Seijuurou, przyglądając mu się.- Nadal mam corsę.
- To dobrze.- Kuroko uśmiechnął się lekko.- Nie mogę się doczekać przejażdżki! Daleko stąd do naszego mieszkania?
- Nie, ale mogę cię gdzieś zabrać, gdzie zechcesz – zaoferował Akashi, prowadząc błękitnowłosego na parking.- Jesteś głodny? Może masz ochotę pójść do restauracji? Tej naszej?
- Hmm, czemu nie?- Kuroko uśmiechnął się do niego lekko.- A co z twoją pracą? Masz dzisiaj wolne?
- Tak.- Akashi skinął głową, spuścił wzrok.- Tak, mam wolne.
- Mam nadzieję, że to żaden problem? Wziąłeś wolne, żeby mnie odebrać?
Nie.
- Tak.
- Dziękuję, Akashi-kun.
- Nie musisz dziękować, Tetsuya – powiedział Akashi. Szedł blisko niego, walcząc z potrzebą objęcia go.
Dotarli do auta. Spakowali walizkę do bagażnika. Tamtą walizkę. Zajęli miejsca. Seijuurou miał wrażenie, że zapomniał, jak się prowadzi.
- Akashi-kun?
- T-tak?- Seijuurou, który wlepiał wzrok w kierownicę, próbując sobie przypomnieć, czy najpierw wcisnąć sprzęgło i przekręcić kluczyk czy odwrotnie, spojrzał z przestrachem na Kuroko. Wyśmieje go? Okaże troskę przez jego dziwne zachowanie? A może powie, że go nienawidzi, że ma go zawieźć do hotelu i płacić mu odszkodowanie do końca życia?
- Cieszę się, że cię widzę.
Poczuł, jakby jego serce zaczęło topnieć. Powoli oparł się o oparcie fotela kierowcy, wypuścił z siebie oddech, nie wiedząc nawet, że go wstrzymywał. Wpatrywał się w błękitne oczy Kuroko, nie mogąc uwierzyć, że w ogóle z nim rozmawia, że jest tak blisko.
- Tęskniłem za tobą – dodał Tetsuya nieśmiało.
- Tetsuya...- westchnął Akashi, czując, jak w oczach zbierają mu się łzy.- Tak bardzo przepraszam…
- Nie, to ja przepraszam!- powiedział prędko Kuroko.- Nie miałem tego na myśli! Nie mam ci za złe, że mnie nie odwiedzałeś, wiem, że nie mogłeś… Po prostu… Mimo wszystko, tęskniłem za tobą. Chcę, żebyś tylko wiedział… że bardzo się cieszę, że cię widzę.
- Ja też się cieszę – wyszeptał Seijuurou, czując zawroty głowy. Oparł się wygodniej o fotel, przymknął oczy, czekając aż to nieprzyjemne uczucie zniknie, a jego serce się uspokoi. Czyżby miał mieć zaraz zawał? W wieku nawet nie trzydziestu lat?- I… ja też za tobą tęskniłem, Tetsuya.
- Miło mi to słyszeć.- Kuroko uśmiechnął się do niego lekko.- Hmm… A może zjemy w domu? Nie jestem odpowiednio ubrany do restauracji, nie chciałbym ci przynieść wstydu…
- Nie, nie, to ja nie jestem odpowiednio ubrany – wychrypiał Akashi, otwierając oczy i poprawiając się na swoim miejscu.- Przepraszam, Tetsuya. Jedźmy do domu. Zamówię nam coś dobrego.
- Jeśli to nie kłopot…
- Żaden. Na co masz ochotę? Zamówię, co zechcesz.- Akashi odpalił w końcu silnik.
- Hmm… A ty co byś zjadł, Akashi-kun?
- Ja?- Akashi z nerwów nie był w stanie myśleć o jedzeniu a co dopiero cokolwiek przełknąć.- Może… Nie wiem, jaką miałeś dietę w szpitalu…- Kiedyś wiedział, sam kazał lekarzowi przesłać mu dokładną listę podawanych Kuroko dań.- Czego dawno nie jadłeś? Może ramen? Albo tempurę?
- Brzmi dobrze! Nie jadłem ramen od wieków. Tak samo tempury, właściwie.
- W takim razie zamówię nam. A co chciałbyś na deser?
- Powinienem wstrzymać się z deserami – powiedział ze zmartwieniem Tetsuya.- Pan doktor ostrzegał mnie, abym do zwyczajowych posiłków wracał stopniowo.
- W porządku, bez deseru.- Akashi pokiwał gorliwie głową.- Stopniowo. Jedzenie stopniowo.
Przez chwilę jechali w ciszy, Kuroko wyglądał przez okno i z zainteresowaniem obserwował przechodniów i inne auta; zupełnie jakby wyszedł z podziemia i pierwszy raz na oczy widział życie w mieście. Nie próbował jednak milczeć. Po chwili zagadał Seijuurou o jego pracę i o to, co porabia na co dzień poza nią. Akashi odpowiadał mu niechętnie, choć starał się, by brzmiało to normalnie. Nie mógł przecież przyznać się, że w zasadzie poza pracą nie robi nic. Nie czyta książek, nie ogląda seriali. Czasem posłucha wiadomości, jeśli ma gdzieś wyjść, to robi to może raz na miesiąc, i to z Murasakibarą. Nie byli parą, spotykali się tylko towarzysko, ale…
- Ach!- Kuroko krzyknął cicho z przestrachem, gdy auto zahamowało krótko, lecz gwałtownie. Kierowca jadącej za nimi Kii zatrąbił na nich, zirytowany.- Coś nie tak, Akashi-kun?
- Przepraszam, myślałem, że jest czerwone – skłamał Akashi.
Prawda była taka, że zamiast użyć gazu, użył hamulca. Przez pomyłkę. Bo uświadomił sobie, że zdradził Kuroko.
Zdradził swojego chłopaka. 
Zdradził go.
Z byle kim.
Nie było dla niego żadnego usprawiedliwienia. Nie było na to wytłumaczenia. Nie rozstali się przecież – Akashi czekał! W tamtym czasie czekał, aż wyleczą Tetsuyę, miesiącami bombardował szpital zarówno telefonami jak i własną fizyczną osobą, nalegał na to, by go zobaczyć. Miesiącami nie mógł spać z tęsknoty, z pragnienia przytulenia go, pocałowania. Nie dopuszczał do siebie myśli, że tamto rozstanie było prawdziwe. Skoro Kuroko nie przeszedł tamtego dnia przez drzwi, to koniec nie nastał. Nadal byli razem, nadal byli parą. Akashi nie zgodził się na rozstanie, więc było ono teoretycznie tylko jednostronne, niedokończone!
Tetsuya nie może się dowiedzieć.
Nie może.








1 komentarz:

  1. Rozdział super, jak zawsze:) czekam na następny!!!!

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń