Reprodukcja

Często bywa, iż niewinne rozmowy prowadzą do zgoła przeciwnych skutków. Zwykła dyskusja o kwitnięciu Glazurowych Lilii może zakończyć się kłótnią, ta może prowadzić do rozstania przyjaciół, a to bywa niszczące nawet i dla całego życia zainteresowanych.

O tyle, o ile jednak można przewidzieć rezultat takowych, o tyle nikt nie mógł spodziewać się tego, co stało się po ostatniej dyskusji Zhongliego i Childe.

- Jeśli więc dobrze rozumiem, jesteś teraz bardziej człowiekiem, niż kiedykolwiek – zaczął Tartaglia, sięgając pałeczkami po ostatnie kawałki Jueyun Chili na jego talerzu.

- Nie powiedziałbym, że byłem nim wcześniej choćby w niewielkim stopniu – stwierdził Zhongli typowym dla niego spokojnym, niemal mentorskim tonem. Upił łyk wina, delektując się jego słodyczą i goryczką zarazem.

- Czyli nawet przebywając wśród ludzi pod postacią człowieka, nigdy nie czułeś się jednym z nas?- Childe żywo zainteresował się rozmową.

- Zbyt wiele jest różnic między bytem takim jak ja, a prostym człowiekiem.- Zhongli wyraził to jak zwykle kurtuazyjnie, tak że nikt, w tym Childe, nie mógłby poczuć się urażony.- Minęło wiele lat, nim zrozumiałem, że to, co czułem w sobie, gdy mijałem ludzi na ulicach, było tęsknotą. Budziła się we mnie powoli, gdy obserwowałem pracę i wysiłek w dążeniu do celów, które ludzie sobie obrali, a wraz z nią pojawiały się obawy i strach, że gdy urośnie we mnie pragnienie posiadania tej swoistej wolności, wolności wyboru, nie będę w stanie mu ulec.

- Aż w końcu uległeś.- Childe westchnął lekko.- Można by rzec, że samo poczucie tęsknoty i tych obaw było ludzkim objawem. Potem było już chyba z górki, co? Co zrobiłeś po ostatnim spotkaniu z La Signora? Nie chodzi mi oczywiście o to, czym się zająłeś. Ciekawi mnie, co poczułeś wtedy? Coś ludzkiego?

- Ulgę, jak mi się zdaje.- Zhongli spuścił wzrok na blat stolika, przy którym siedzieli.- Choć moimi decyzjami powodował między innymi egoizm, i nie wszystkie skutki przewidziałem, to jednak koniec końców ulżyło mi, że pozbyłem się balastu dźwiganego przeze mnie od przeszło trzech tysięcy lat.

- Jesteś teraz wolnym… bogo-człowiekiem.- Childe zmarszczył lekko brwi.- W zasadzie to nie mam pojęcia, czym teraz jesteś.

- Można powiedzieć, że człowiekiem – zgodził się Zhongli.- Utrata tego, co było we mnie „boskie” sprawiło, że bardziej czuje się człowiekiem niż bogiem. O to właśnie mi chodziło, gdy począłem planować swój upadek.

- Trzeba przyznać, że bywasz pomysłowy.- Childe uśmiechnął się do niego, błyskając zębami. Dokończył na szybko swoje danie, po czym spojrzał z zainteresowaniem na towarzysza.- Skoro jesteś teraz człowiekiem, to na pewno masz całą masę planów, czyż nie? Niech zgadnę – będziesz trenował się w walce i szukał godnego siebie przeciwnika, aby urozmaicić sobie życie?

- Odnoszę wrażenie, że to twój plan na życie.

- Poniekąd – przyznał Childe, skromnie wzruszając ramionami.- To może wyruszysz w świat, aby sprawdzić swoje umiejętności?

- To również brzmi jak twoje zadanie.

- Pracę już masz, mieszkanie również, w zasadzie to od tej pory będziesz prowadził całkiem miłe życie.- Childe zignorował jego słowa.- W takim wypadku nie pozostawałoby ci nic innego, jak tylko znaleźć sobie kobietę, by zaznać nieco więcej przyjemności ze swojej „wolności”.- Mężczyzna mrugnął do niego porozumiewawczo, jednak Zhongli pozostawał spokojny jak zawsze.

- W tym temacie pozostaję neutralny – wyjaśnił niemal uprzejmie.- Reprodukcję pozostawiam ludziom prawdziwym, z krwi i kości, od początku do końca.

Childe przerwał wyjadanie resztek nader pysznego dania, które skończył kilka minut temu, i spojrzał na towarzysza nieco osłupiały.

- Reprodukcję?- powtórzył.- A co do tego ma reprodukcja?

- Jak rozumiem, to właśnie o niej wspomniałeś przed momentem.

- W zasadzie to miałem na myśli… no wiesz, seks. Sam seks.

- Czy on różni się czymkolwiek od reprodukcji?

Childe wybałuszył na mężczyznę oczy, a pałeczki wyślizgnęły się z jego dłoni.

- Oczywiście, że tak – zaperzył się.- Nikt nie każe przecież stale się reprodukować. Bliskość dwojga osób ma również inne zastosowanie, niż to konkretne. Powiedz, Zhongli, zaznałeś już może tego rodzaju uciech w swoim boskim bądź ludzkim od niedawna życiu?

- Przyznam, że nie – odparł, niespeszony.- Jako boski byt nie miałem takich potrzeb, nawet o tym nie myślałem. Ludzkie rozkosze i przyjemności były mi tak obce, jak dla ludzi fotosynteza. Teraz natomiast, będąc w połowie tym i tym, nie noszę w sobie zainteresowania tym tematem.

- Może to dlatego, że zwyczajnie nie wiesz, czego mógłbyś spodziewać się po stosunku?

- Nie zastanawiałem się nad tym, ale muszę przyznać, że brzmi to logicznie. Niemniej reprodukcja nie jest wskazana, gdy chodzi o mnie…

- Nie musisz się obawiać, Zhongli, na to są sposoby – zaśmiał się Childe.- Nie dwa, nie trzy. Ja na ten przykład radzę sobie doskonale i bez reprodukcji. Zwyczajnie wolę partnerów męskich do uciech cielesnych.

- Męskich?- Zhongli spojrzał na niego, po czym zamyślił się na dłuższą chwilę. Childe, nie ufając własnemu głosowi, nie odzywał się. Nie każdemu mówił o tym fakcie, lecz w istocie, zdecydowanie wolał mężczyzn. Zhongli nie do końca był w jego typie i w zasadzie tym samym stał się pierwszym mężczyzną nie będącym potencjalnym kochankiem, któremu Tartaglia przyznał się do bycia gejem. Ciekaw był jego reakcji jako boga i „nowo narodzonego” człowieka, ale też obawiał się jej.

- Nie rozumiem, w jaki sposób miałoby dochodzić do stosunku między mężczyznami – rzekł w końcu Zhongli. W jego głosie czuć było prawdziwe zadumanie, bez śladu niesmaku.

- Całkiem normalnie.- Childe nie zdołał skryć uśmiechu. Spuścił nieco głowę i spojrzał na Zhongliego spod rzęs, wsuwając do ust orzecha, które kelner podał jako przekąskę.- Mogę ci pokazać.

Childe co prawda rzucił to żartem, ciekaw reakcji towarzysza na tę jakże niemoralną propozycję. Spodziewał się, że Zhongli grzecznie odmówi, wyrazi brak zainteresowania takim krokiem, bądź zapyta, gdzie mógłby ewentualnie spróbować „nie-reprodukowania się” z kobietą, lecz prawdziwa jego reakcja zaskoczyła Tartaglię:

- Co w takim razie miałbym robić?

- Schto?- bąknął Childe po paru dobrych sekundach.- Znaczy… co?

- Jeśli pokażesz mi, w czym rzecz, to co miałbym zrobić?

- Och...- Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę. Nie przemyślał tego, kompletnie nie spodziewał się takiego skutku. Zhongli przecież nie był w jego typie, on lubił mężczyzn o gładkich rysach, nie dziewczęcych, ale przystojnych. Dobrze też, jeśli jego partner był niższy od niego, czuł się wtedy na jeszcze wyższej pozycji, gdy go brał… Zhongli natomiast nie dość, że wyglądał niesamowicie… cóż, męsko, to jeszcze był wyższy od niego i sprawiał wrażenie bardziej autorytarnego.

Był w końcu bogiem, niech to szlag!

- Cóż...- Childe kupił sobie trochę czasu, upijając łyk wina. Z żalem stwierdził, że ledwie udało mu się zwilżyć język resztą trunku.- Nie da się tak po prostu dyktować, co człowiek ma robić, to dzieje się raczej… na żywo. Największa przyjemność polega na tym, że nie jesteś w stanie przewidzieć, co zaraz nastąpi. To trochę jak z twoim planem upadku: postępujesz w określony sposób, domyślasz się, jak zareaguje druga strona, ale też nie masz pewności. Różnica jest jednak taka, że upadku nie powtórzysz. Stosunek owszem.

- Twierdzisz więc, że niezależnie od tego, co każesz mi zrobić, bądź co myślisz, że uczynię, zawsze istnieje prawdopodobieństwo, iż zachowam się niespodziewanie i postąpię inaczej?

- W tym cała zabawa.- Childe wzruszył ramionami, udając, że upija kolejny łyk wina, aby zamaskować wkradający się na jego policzki rumieniec. Chyba oboje z Zhonglim wypili trochę za dużo, skoro zeszli na taki temat.

- To brzmi w istocie interesująco – orzekł Morax w zamyśleniu.- Co więc proponujesz?

Childe nie miał pojęcia, co zaproponować. Ale skoro już zaczął temat i właśnie otrzymał szansę na zgoła erotyczną przygodę z samym Geo Archonem, postanowił jej nie zaprzepaszczać.

Walka czy seks, nie miało dla niego znaczenia – obu tych rzeczy pragnął najbardziej.

- Chodźmy do mnie – zdecydował, odkładając naczynia na bok i wstając od stolika.- Mam tam… wszystko, czego będziemy potrzebować.

Zhongli nie oponował, być może dlatego, że nigdy wcześniej nie uprawiał seksu i w istocie nie miał pojęcia, na czym to w ogóle polega. Skoro do tej pory sądził, że ludzie robią to tylko dla reprodukcji, nie można go było winić.

„Jakby nie patrzeć, to trochę tak, jakbym miał rozdziewiczyć ponad trzytysiąceletniego prawiczka” - pomyślał w zadumie Childe.

Do jego mieszkania dotarli szybko, gdyż od restauracji Wanmin nie było położone daleko – w zasadzie tuż obok Banku. Przez większość drogi szli w milczeniu, tylko od czasu do czasu rzucając uwagi na temat otoczenia.

Childe trochę się denerwował – Zhongli w ogóle. Kiedy znaleźli się w przytulnie urządzonym mieszkaniu Tartaglii, czarnowłosy rozejrzał się bez większego zainteresowania wokół siebie i poczynił kilka uprzejmych, szczerych komentarzy, podczas gdy Childe szarpał się ze swoim szalem. Odwrócony do gościa plecami, nie zauważył, gdy ten podszedł do niego od tyłu i pomógł ze zdjęciem go.

- Dzięki – wymamrotał Childe, nieco zawstydzony. Odrzucił szal na krzesło, obróciwszy się do Zhongliego, który stał w oczekiwaniu blisko niego.

- Na czym to więc polega?

- Hm?

- Seks między partnerami tej samej płci, zapobiegający reprodukcji. Oczywiście wiem, że osobniki tej samej płci nie są w stanie rodzić potomstwa, niemniej ciekawi mnie, jak wygląda seks między dwójką mężczyzn.

- No tak...- Childe przełknął ciężko ślinę, tracąc nieco pewność siebie i rezon, jakie wykazywał na co dzień. Przygryzł lekko wargę, zastanawiając się, jak to zacząć… Jak CO w ogóle zacząć? Normalnie przecież zaczyna się od podtekstów, słownego flirtu, potem przechodzi się do subtelnego dotyku, pocałunków…

- Childe?

- Tak?

- Zmieniłeś zdanie?

- Nie.- Tartaglia zaśmiał się głośno, by dać upust stresowi. Podrapał się po głowie, przy okazji ściągając z włosów ozdobę.- Chodzi o to, że… Normalnie partnerzy, zanim zaczną uprawiać seks, przechodzą przez tak zwaną grę wstępną.

- Grę wstępną?- Zainteresował się Zhongli.- Co to za rodzaj gry? Coś w rodzaju xiangqi*? Czy może tangramu**? Jaki to ma cel w całym precedensie?

- Taaa… nie, haha.- Childe tym razem zaśmiał się lekko, szczerze ubawiony.- Nie, panie Zhongli, gra wstępna do tego rodzaju uciech jest bardzo… indywidualna, rzekłbym.- Machnął ręką.- Partnerzy nie potrzebują do tego żadnych zabawek, choć są i tacy, którzy pewnych używają. Ja nie potrzebuję, bo mam magiczne ręce – z rozpędu rzucił tekst, którym zaszczycał zazwyczaj swych kochanków. O czym wspomniani szybko się przekonywali, zresztą. Zarumieniwszy się lekko, Tartaglia odchrząknął cicho i spojrzał na Zhongliego, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.- Gra wstępna polega na… jakby to…? Na zajmowaniu się sobą wzajemnie. Na pieszczeniu się, dotykaniu wrażliwych miejsc, na pocałunkach… Na pewno widziałeś całujących się ludzi.

- Oczywiście. Pocałunek to najważniejszy fragment zawierania kontraktu małżeńskiego.- Zhongli był pełen powagi i niemal dumy, gdy to mówił.

- Tak.- Childe znów się roześmiał.- Tak, to prawda. Muszę mieć na uwadze, by mówić bardziej twoim językiem. No dobrze, ale do rzeczy. Gra wstępna jest dla każdego indywidualna z tego względu, że każdy lubi co innego. Z racji, że, jak wspomniałeś, nigdy nie robiłeś… tego… to zapewne nie znasz swoich wrażliwych punktów, prawda? Zwłaszcza teraz, jako „bardziej człowiek niż bóg”.

- Mój element ma pewne słabe punkty...- przyznał Zhongli w zamyśleniu.- To ciało również ma swoje wady, na przykład jeśli chodzi o giętkość i…

- Tak, do tego jeszcze dojdziemy, bardziej chodziło mi o konkretne fragmenty ciała, które wprawiają cię w różne… uczucia.- Childe oparł się wygodnie o stół w przedpokoju i uśmiechnął do Zhongliego.- Kiedy stajesz na przykład na szczycie Góry Hulao, pośrodku stawu, przy kamiennym stole, przy którym zwykłeś siadać ze swymi przyjaciółmi… Gdy zawieje chłodny wiatr, tym zimniejszy, kiedy ciągnie od wody, i dostanie się pod twoje ubranie, dotknie ciepłej skóry… co czujesz?

- Co czuję?- Zhongli zamyślił się na dłuższą chwilę.- Hmm… Za każdym razem nasuwają mi się wspomnienia. Porywczy i psotny wiatr Barbatosa wiele razy…

- Chyba podałem zły przykład.- Childe potrząsnął z uśmiechem głową.- Może pokażę ci to po prostu, co ty na to?

- Chciałbym poznać twoje myśli – powiedział Zhongli spokojnie. Na te słowa Childe poczuł dreszcz przeszywający jego ciało. Przełknął ciężko ślinę, prostując się i podchodząc do mężczyzny.

- Dzisiejsza noc jest ciepła – stwierdził cicho, stając przed Zhonglim. Duże okna pokoju otwarte na ulicę portu wpuszczały do środka przytłumione światło latarni. W pokoju panował półmrok, nikt z zewnątrz nie mógłby ich zobaczyć, nawet gdyby znalazł się te dwie kondygnacje ponad parterem.- Zrobimy eksperyment.

- Eksperyment?- Zhongli spoglądał na niego delikatnie z góry, z racji że był odrobinę wyższy. O dziwo, Childe przeszkadzało to tylko trochę.

Wzrok Moraxa był dziwnie kojący, przyciągał, wzbudzał zainteresowanie.

- Eksperyment – potwierdził Childe cicho.- Pozwól, że pomogę ci zdjąć ubrania.

- Mogę…

- To część gry wstępnej – dodał z uśmiechem Childe.

Tartaglia nie mógł tego zauważyć, gdyż spuścił wzrok w dół, chwytając górną część odzieży Zhongliego – jednak Geo Archon przez chwilę patrzył na niego tajemniczo. Trwało to zaledwie sekundę czy dwie, ale byłoby wystarczające, by to zauważyć, gdyby tylko Childe nie zajmował się już odzieniem boga.

Childe rozpiął klamry płaszcza Zhongliego i zsunął mu go z ramion, spoglądając mu tym razem w oczy i posyłając uśmieszek. Rex Lapis zachował swój typowy, opanowany wyraz twarzy. Z zainteresowaniem obserwował, jak Tartaglia rozpina następnie jego koszulę, a następnie ściąga ją zupełnie.

Nie wyczuł różnicy, w pomieszczeniu panowała bowiem temperatura pokojowa. Nie rozumiał, na czym miał polegać ten eksperyment, jednak gdy Childe chwycił jego dłonie i zaczął cofać się w kierunku okien, nie oponował.

- Stań tutaj – polecił Childe, wskazując mu miejsce. Następnie podszedł do okna i rozsunął je dość mocno. Do pokoju wdarło się chłodnące powietrze wieczora. Zhongli nie przestawał obserwować poczynań mężczyzny i całym sobą skupiał się na „czuciu” ludzkim.

W pewnym momencie rzeczywiście coś poczuł. Jego skóra próbowała mu coś podpowiedzieć, ale nie był pewien, co takiego. Uniósł nagie ramiona i spojrzał po nich z zainteresowaniem, dziwiąc się zmianom, jakie w nich widział.

- My to nazywamy „gęsią skórką” - powiedział z uśmieszkiem Childe, ściągając z siebie marynarkę, pod którą nie miał już nic więcej.- Pojawia się przy zmianie temperatury.

- Ciekawe zjawisko – stwierdził Zhongli, jednak niezbyt zwracał już uwagę na swoje ramiona. Przykuła go raczej sylwetka półnagiego Childe.- Nie nosisz nic pod spodem? Marynarka ci wystarcza? Miewasz „gęsią skórkę”?

- Nie noszę nic pod spodem, bo bym się ugotował – zaśmiał się Childe, przesuwając dłonią po klatce piersiowej. I tym razem nie zauważył, że Zhongli sunął za nią wzrokiem aż do pępka.- Tu, w Liyue, macie naprawdę gorąco. Klimat jest zupełnie inny niż w Sneznhayi. U nas, jeśli się nie ruszasz, to zamarzasz na śmierć. Dosłownie.

- Hmm – mruknął Zhongli, obserwując jak gęsia skórka znika z jego przedramion.- To ciekawe uczucie. Na tym polega gra wstępna?

- Och, skąd. To był tylko eksperyment, żeby sprawdzić, czy twoje ciało reaguje tak, jak inne ludzkie ciało. Pozwól za mną, do sypialni.

Zhongli znów nie oponował. Posłusznie udał się za Childe do jego sypialni, co mężczyźnie bardzo się podobało. Lubił uległych partnerów, a z Zhonglim zapowiadała się naprawdę ciekawa noc.

Pomieszczenie również posiadało duże okna, choć nie tak wielkie jak te w przedpokoju; Childe musiał zapalić kilka świeczek na komodzie, co i tak by zaplanował z racji okazji, aby podkręcić klimat. Kiedy skończył, uprzejmym gestem wskazał Zhongliemu łóżko.

- Tutaj się robi takie rzeczy.

- Domyślam się. Czy mam zdjąć też spodnie?

- Taak, to będzie pomocne.- Childe rozejrzał się wokół w poszukiwaniu jakiejś pozostawionej być może butelki wina, która dodałaby mu nieco odwagi. Niestety, nic takiego nie było w pobliżu.

Ostatecznie postanowił po prostu iść na żywioł. Kiedy Zhongli zdejmował z siebie spodnie, Childe obserwował go, rozpinając własne. Nagle żywo zainteresowało go, czy Zhongli nosił pod nimi bieliznę.

Nosił.

Z jakiegoś powodu strasznie go to śmieszyło i parsknął pod nosem.

- Coś nie tak?- zapytał Zhongli.

- Nie, przepraszam, wszystko w porządku...- Childe prawie się zakrztusił śmiechem. To wino w Wanmin chyba jednak trochę uderzyło mu do głowy.

- Czyżbym stworzył niedoskonałą sylwetkę człowieka?- Zhongli wyglądał na lekko zaniepokojonego.- Wydawało mi się, że po trzech tysiącach lat doskonale poznałem ich kształt… Czyżbym coś pominął?

- Nie, to nic, naprawdę.- Childe zrzucił z siebie spodnie byle jak i kopnął je gdzieś pod komodę.- Wyglądasz bardzo dobrze, Zhongli.

- Rozumiem.- Morax odetchnął głęboko.- Gdybym miał jakąś skazę, nie zmieniłbym już tego…

- Nie?- Childe spoważniał raptownie i zerknął szybko na jego krocze.- Ale mówisz, że pomyślałeś o wszystkim, gdy tworzyłeś to ciało, tak? Dosłownie o wszystkim? Nawet o partiach, które w teorii nie były ci do niczego potrzebne?

- Oczywiście. Zawsze istniało ryzyko, że ktoś z Liyue zobaczy mnie nago.

- No tak, no tak...- Childe wrócił dobry nastrój. Podszedł bliżej Zhongliego, dyskretnie oglądając go od góry do dołu.- No dobrze, w takim razie chyba możemy przejść do dalszej części lekcji.

- Tak. To niezwykłe uczucie, kiedy mam świadomość, że mogę nauczyć się czegoś nowego po ponad trzech tysiącach lat.

- Skoro mamy odegrać naszą grę wstępną, musimy poznać swoje czułe punkty.- Tartaglia uniósł lekko ramiona, uśmiechając się do mężczyzny.- Będziemy sprawdzać to na bieżąco, oczywiście. Zapamiętuj je, kiedyś mogą ci się przydać, jeśli będziesz chciał dalej korzystać z uroków bycia człowiekiem.

- A co z twoimi słabymi punktami?- zapytał Zhongli.

- Hmm?

- Jakie są twoje słabe punkty? Gdzie są? I jak je rozpoznać, gdy na nie trafię?- dodał z namysłem, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i podpierając podbródek dłonią.

- Och...- Childe uśmiechnął się odrobinę lubieżnie.- Prawdopodobnie rozpoznasz je odruchowo. A jeśli nie, będę ci mówił, gdy na nie trafisz.

- Zgoda.- Zhongli skinął głową.- Jestem gotowy.

- Dobrze.- Tartaglia zagryzł lekko wargi.- Przysuń się bliżej.- Przywołał go skinięciem palca. Zhongli zbliżył się do niego, a Childe postąpił jeszcze o krok naprzód. Teraz prawie stykali się nagimi torsami.- Hmm, ja zacznę pierwszy.

Zhongli nie odpowiedział, ale nie musiał. Childe uniósł ręce i położył dłonie na jego ramionach, ciesząc się w duchu, że nie są spocone; mimo wszystko wciąż trochę się stresował. Przesunął nimi powoli po skórze Moraxa, obserwując uważnie jego twarz; Zhongli bowiem śledził wzrokiem jego ruchy.

Kiedy był przy łokciach, przeszedł na talię Zhongliego. Zacisnął na niej lekko palce i zaczął powoli masować okolice bioder. On sam już powoli reagował; sam fakt, że ma do czynienia z Archonem sprawiał, że sam czuł się jak bóg. Bliskość ciała Zhongliego i ciepło, jakie wydzielało, również miało w tym swój udział.

Zhongli stworzył ciało doskonałe – a jeszcze Childe nie widział wszystkiego.

- Jeszcze jedno – rzucił Tartaglia.- Jeśli w którymś momencie poczujesz się komfortowo, daj mi znać. Wtedy przestanę.

- Będę to miał na uwadze – powiedział powoli Zhongli.- Zastanawiam się, czy w tej sytuacji ja również powinienem coś robić?

- W takiej sytuacji zazwyczaj partnerzy się całują.- Childe uśmiechnął się łobuzersko.- Chcesz spróbować?

- Widywałem wiele pocałunków, więc tak, spróbuję – powiedział opanowanym tonem, po czym jak gdyby nigdy nic chwycił dłońmi twarz Childe i, przysunąwszy się do niego bliżej, pocałował go.

Tartaglię dosłownie zamurowało. Pocałunek Zhongliego był… profesjonalny. Jakby idealnie wyważony co do sytuacji – namiętny, ale nie pospieszny, głęboki, ale nie lubieżny. Morax odważnie i pewnie poruszał wargami oraz językiem w ustach zszokowanego Childe, którego nagle opuściła własna pewność siebie.

Temperatura w pokoju zdawała się nieco wyższa.

Childe próbował przejąć kontrolę nad sytuacją, ale Zhongli był stanowczo zbyt dominujący. Ich wzrost różnił się naprawdę niewiele, Rex Lapis był ledwie parę centymetrów wyższy od niego, a jednak w tej sytuacji Tartaglia czuł się malutki.

- Mm – jęknął w którymś momencie, czując, jak zaczyna się robić gorąco.

Zhongli przerwał pocałunek, ale pozostał blisko Childe; prawie opierał się czołem o jego czoło. Spojrzał na niego z góry, uważnie obejrzał jego twarz.

- Czy to twój słaby punkt?- zapytał tonem tak głębokim i ciepłym, że Ajaxowi zmiękły nogi. Był w stanie tylko bez słowa pokiwać głową ledwie zauważalnie.

- Zapamiętam – obiecał Zhongli.

- Ugh...- Childe poczerwieniał na twarzy. Zacisnął usta, próbując przypomnieć sobie, co zazwyczaj robił z poprzednimi partnerami, nim jednak zdołał się zorientować, utonął w złotym spojrzeniu Moraxa.- Połóżmy się – zaproponował.

Zhongli skinął głową. Childe wykorzystał moment, kiedy jego partner odsunął się od niego; wziął głęboki oddech powietrza wolnego od boskich feromonów i poczuł, że nieco trzeźwieje. Potrząsnął z niedowierzaniem głową, po czym obrócił się do Zhongliego, który usadowił się już na łóżku. Dołączył do niego, pokazując mu, by zrobił to samo co on, czyli by położył się na boku, twarzą do niego.

- Jak długo trwa gra wstępna?- zapytał Zhongli.

- Chcesz już przejść do konkretów?- Childe zdołał się uśmiechnąć, jak to miał w zwyczaju.

- Pytam z czystej ciekawości. Czy to zależy od ilości słabych punktów partnerów?

- Haha, niekoniecznie.- Tartaglia roześmiał się.- Cóż, jakby to ująć… Sami poczujemy, kiedy przyjdzie czas na konkrety.

- Gra wstępna nie jest więc „konkretem”?

- Niee, ona ma tylko wzbudzić pożądanie.

- Pożądanie…

- Tak. To znaczy chęć, by robić jeszcze więcej tego rodzaju rzeczy ze swoim partnerem. Jeśli wytrzymasz, to oczywiście zaraz dowiesz się, co to za rzeczy.

- Nie przerywajmy więc. To naprawdę interesujące.

- Też tak uważam – westchnął Childe, wzruszając ramionami. Nie był w stanie się nie zgodzić, zabawa z Zhonglim w istocie była nader interesująca.

- Co mam teraz robić?

- Zdejmijmy bieliznę. Teraz będziemy odnajdywać TWOJE słabe punkty.

Zhongli bez słowa pozbył się ostatnich części swojego ubrania, a w jego ślady poszedł Tartaglia. Kiedy leżeli już zupełnie nago, Childe delikatnie nacisnął ramię Moraxa, dając mu znak, by ten położył się na plecach. Zhongli nie oponował; obserwował go uważnie.

Childe usadowił się nad nim i zaczął od pocałunku w usta; lekkiego i czułego. Zhongli w pełni poddał się mu, na koniec rozchylając wargi i ponownie smakując języka kochanka. Poprawił się nieco na posłaniu, ocierając kroczem o krocze Childe, na co ten poczuł zastrzyk pożądania. Jego członek stał już na baczność, bardziej z ekscytacji faktem, że – jeśli wszystko dobrze pójdzie – będzie uprawiał seks z samym bogiem.

- Pamiętaj daj mi znać, kiedy zrobię coś, co ci się nie spodoba – wyszeptał w jego usta.

Zhongli nie odpowiedział. Dalej go obserwował.

Childe tymczasem postanowił jednak ukryć się w zagłębieniu jego szyi. Zaczął obsypywać ją powolnymi i niezwykle czułymi pocałunkami; chuchał ciepłym oddechem na nagą skórę, sprawdzał ją, smakował, doszukiwał się słabego punktu. Póki co Zhongli nie reagował żadnymi gwałtownymi wdechami, przyjmował wszystko nader spokojnie.

Tartaglia niespiesznie posuwał się skrawek po skrawku coraz dalej, dokładnie „przeszukując” ciało partnera. Skupił się na ramionach oraz obojczyku, które to przeważnie były czułymi punktami jego ex. Kiedy dotarł do sutków i zaczął pieścić je językiem i wargami, Zhongli niespodziewanie wsunął palce w jego włosy. Childe nie śmiał się wówczas poruszyć; to była pierwsza oznaka, że Moraxowi podoba się to, co robił.

Drugą oznaką był sztywny członek.

Więc jednak!

Childe musiał przyznać, że nie do końca wierzył w to, iż Rex Lapis podnieci się, że w ogóle będzie zdolny do takich reakcji. A tu proszę, zaskoczył go i to bardzo pozytywnie. Być może – a raczej na pewno!- wkrótce sprawdzi, czy i wytrysk ziemski bóg ma ten sam, co zwykły człowiek.

Ponieważ nie słyszał ani słowa skarg, kontynuował podróż po ciele Zhongliego, aż dotarł do jego brzucha. W tym momencie usłyszał jakiś dziwny dźwięk – coś jakby sapnięcie, a może kaszlnięcie? Uniósł głowę, zaalarmowany i dostrzegł na ustach Zhongliego ślad uśmiechu.

- Ciekawe uczucie – powiedział Rex Lapis.- Kiedy całujesz mój brzuch, szczególnie talię, tuż po bokach… Czuję coś. Moje ciało reaguje instynktownie i mam ochotę cię odepchnąć, mimo że nie odnoszę wrażenia, iż to uczucie jest złe.

- To się nazywa łaskotki – wyjaśnił Childe, zaskoczony.- Uczucie, które czujesz, to coś w rodzaju rozbawienia.

- Interesujące…

- Wiesz, że dla niektórych łaskotki potrafią być torturą?- Tartaglia uśmiechnął się łobuzersko.

Więc Zhongli ma łaskotki! Coś podobnego. Z jakiegoś powodu Tartaglii wydało się to niezwykle urocze. Chyba najbardziej urocza rzecz, z jaką w życiu się spotkał, słodsza nawet od jego najmłodszego braciszka, Antonia.

Podążył dalej obraną przez siebie ścieżką, oczywiście nie omieszkując dokładnie zbadać teren talii; ciało Zhongliego miało typowe odruchy, jego brzuch zapadał się przy większych łaskotkach, jednak z żalem Childe opuścił to miejsce, gdy okazało się, że mimo tego nie jest w stanie wywołać u Zhongliego śmiechu – takiego prawdziwego, jaki chciałby usłyszeć.

Pocałunek po pocałunku, podmuch po podmuchu, ostatecznie dotarł tam, gdzie zacząć się miała największa zabawa. Kiedy chwycił w dłoń członka Zhongliego, ten zgiął nogi w kolanach i podniósł się na łokciach, jakby chciał mieć lepszy widok z góry. Childe nawet to nie przeszkadzało; życzył wręcz sobie, by Zhongli dokładnie obserwował jego ruchy… i by wkrótce powtórzył je na nim.

- W jakim celu… to robisz?- zapytał, kiedy Childe polizał czubek jego penisa.

- Aby zwiększyć przyjemność i zniecierpliwienie przed najlepszą częścią – wyjaśnił.- Co czujesz? Chcesz, żebym przestał?

- Nie.- Zhongli pokręcił przecząco głową.- To… miłe uczucie, jak sądzę. Przyjemne, tak mogę to nazwać. Z pewnością… z pewnością nie chcę, byś przerywał.

- Też lubię ten fragment – powiedział Childe, mrugając do niego okiem i wracając do przerwanego zajęcia.

Ssał póki co czubek, powolnymi ruchami, dokładnie go nawilżając własną śliną. Jego nasadę trzymał dłonią, by było mu wygodniej, czasem też posiłkował się nią, by poruszać napletkiem. Słyszał, jak oddech Zhongliego staje się głośniejszy i odrobinę szybszy. Gdy zerknął w górę – dobrze wiedząc, jak seksownie to wygląda – ujrzał lekko zarumienioną twarz Moraxa, a widok ten zapadł mu głęboko w pamięć.

Rex Lapis przymknął nieznacznie oczy, jakby nie mogąc się zdecydować, czy oddać się uczuciu w pełni, poddać się kompletnie Tartaglii, czy też dalej obserwować go i pilnie się uczyć. Widać było, że walczy ze sobą i jest to jego pierwsza tak trudna walka.

Childe w międzyczasie cieszył się tą chwilą i faktem, że jest godnym przeciwnikiem dla samego Geo Archona – na razie tylko w tej dziedzinie, ale z pewnością któregoś dnia walczyć będą też za pomocą prawdziwej broni. Wówczas też pewnie wygra.

Pogłębił ruchy, począł wsuwać członka Zhongliego do samego gardła. Usłyszał, jak Morax stęka z przyjemności i mówi do niego swoim specyficznym, niezwykle głębokim głosem:

- To… zdecydowanie mój słaby punkt… Och...- westchnął na koniec.

Childe uśmiechnął się w przerwie między jednym ruchem głowy a drugim. Postanowił nie tracić energii na tłumaczeniu Zhongliemu, że akurat to miejsce jest czułym punktem każdego mężczyzny.

Ponieważ jednak najlepsze musiał zachować na sam koniec, wkrótce przerwał pieszczotę ustami i uniósł się na kolanach. Zhongli chwilę jeszcze leżał, nim zorientował się, że pieszczota dobiegła końca. Po chwili uniósł spojrzenie złotych oczu na kochanka i spytał:

- To już?

- Nie.- Childe zaśmiał się, balansując na łóżku, na kolanach.- Teraz twoja kolej, Zhongli. Zrób to samo mnie, a potem przejdziemy do tej głównej rzeczy, o którą rozchodzi się całemu światu. Pokażę ci, jak się nie reprodukować.

Zhongli potrzebował chwili, by dojść do siebie, dopiero potem podniósł się i na czworakach zbliżył do Childe. Tartaglia nie do końca tego się spodziewał – w zasadzie to chciał się położyć i oddać pieszczocie, ale gdy Zhongli podszedł do niego i ustawił się w ten niezwykle seksowny sposób, od razu zmienił zdanie.

Zhongli wyglądał w tej pozycji nieziemsko – będąc na czworakach przed Childe, rozkosznie wypinał ku górze kręgosłup oraz pośladki, niczym przeciągający się kot. Jednocześnie chwycił dłonią członka Ajaxa w podobny sposób, co on wcześniej jego, i wsunął do ust czubek penisa. Perfekcyjnie zapamiętał ruchy jego języka – no, prawie perfekcyjnie. Były pewne niedociągnięcia, kiedy niechcący dotykał zębami wrażliwej skóry, ale te momenty wprawiały Childe w dreszcz, jaki zazwyczaj czuł jedynie podczas walk…

- Och tak – westchnął, przesuwając dłonią po włosach Zhongliego. Jego długa kitka ułożyła się w wijący wąż na kręgosłupie. To wyglądało równie nieziemsko.- Dobrze ci idzie… Naprawdę dobrze ci idzie, Zhongli… och, tak…

Childe odrzucił do tyłu głowę i zagryzł wargę. Morax miał przyjemnie ciepły i odrobinę szorstki język, który jednak przynosił mu masę przyjemności. Z radością oddawał się temu uczuciu, i gdyby nie fakt, że z całej tej ekscytacji czuł, że dojdzie szybciej niż zwykle, na pewno pozwoliłby Zhongliemu obciągać mu jeszcze co najmniej dwadzieścia, może trzydzieści minut.

Ale dawno już nie gościł nikogo w swoim łóżku, a „ręczne robótki”, na które rzadko kiedy znajdował czas nie hartowały go za bardzo. W końcu musiał więc przerwać pieszczotę, łagodnie pociągając włosy Zhongliego i dając mu tym samym znać, by się odsunął.

- Przejdźmy do ostatniej lekcji – sapnął.- Bo, niestety, ale czuję, że zaraz dojdę…

- Masz na myśli wytrysk?

- Dokładnie to.

- Więc mówiąc o zaradzeniu prokreacji miałeś na myśli przerwanie stosunku?

- Och, nie, nie, choć oczywiście w parach hetero poniekąd to działa. Po prostu chcę ci pokazać większą przyjemność, jaką ma się podczas seksu, a do tego potrzebuję… sztywnego sprzętu.- Wskazał z uśmiechem na swojego wilgotnego członka.

- Mój jest obecnie w tym samym stanie – stwierdził Zhongli.

- Owszem, ale ja ci nie pozwolę wchodzić we mnie – parsknął Childe na tę niedorzeczność.- To będzie twój pierwszy raz, więc zachowam się nader delikatnie. Obróć się na brzuch, na czworakach, obniż nieco biodra, ale wypnij je do góry…

Zhongli usłuchał polecenia i zrobił, jak należało. Childe obserwował go, powoli przesuwając dłonią po swoim członku. Splunął jeszcze na niego, by bardziej go nawilżyć. Jednocześnie poślinił również palec wskazujący prawej dłoni. Kiedy Morax ustawił się już w odpowiedniej pozycji, Childe zbliżył się do niego i, pieszcząc lewą dłonią samego siebie, prawą począł pieścić odbyt Zhongliego.

- Ten otwór...- zaczął Rex Lapis.

- Nie mów tego – westchnął Childe, wznosząc oczy ku niebu.- Po prostu czekaj. Kto wie, może nie pożałujesz.

O dziwo, usłuchał.

Tartaglia zaczął od łagodnych, okrężnych ruchów palcem po odbycie, jednak jego głównym celem było przygotowanie wnętrza Zhongliego, toteż po chwili, kiedy wyczuł, że Morax jest spokojny i rozluźniony, ostrożnie wsunął w niego czubek nawilżonego palca. Usłyszał westchnięcie i poczuł, jak mężczyzna zaciska ścianki odbytu na jego palcu, ale nie powiedział ani nie zrobił nic, co wskazywałoby na to, że coś mu nie odpowiada.

Childe zagłębił więc palec nieco bardziej i powoli poruszał nim w przód i w tył i czasem na boki. Niespiesznie rozszerzał i rozluźniał otwór, choć w rzeczywistości trochę się niecierpliwił. Jego członek był cały gorący i sprawiał wrażenie, jakby lada chwila miał wybuchnąć z pożądania.

- Włożę teraz drugi palec...- ostrzegł.

- Och, więc to twój palec jest we mnie?

- Oczywiście, że tak!- warknął ze złością Childe.- Chyba nie myślałeś, że coś tak cienkiego i krótkiego jest moim…!

- To naprawdę przyjemne…

Tartaglia momentalnie zamknął się i nasłuchiwał powoli przyspieszającego oddechu Zhongliego. Dołączył drugi palec i tutaj napotkał drobne trudności, ale nie trwały one długo – Morax całkiem szybko się przyzwyczaił.

Childe był już tak rozpalony, że ledwie powstrzymywał się od przyspieszenia ruchów dłonią i dojścia od tak, byleby dojść. Sam widok wypiętych pośladków Zhongliego oraz jego włosów, swobodnie zwisających przez ramię, stanowiło obraz idealny do tego rodzaju czynności. Mężczyzna starał się dokładnie zapamiętać każdy szczegół, by w przyszłości być może wracać myślami do tej chwili…

W końcu poczuł, że nadszedł moment. Podniósł się powoli na łóżku i przygotował, a gdy powoli wysunął palce z odbytu Zhongliego, w ich miejsce wsunął swojego członka. Oczywiście, różnica i tak była wyczuwalna, o czym świadczył nagły ucisk, który poczuł, ale dzięki temu, że przyzwyczajał Zhongliego do stałego ruchu, po chwili Morax rozluźnił się.

- Dobrze się czujesz?- zapytał cicho Childe, rumiany na twarzy, wpatrując się w wygięty kręgosłup Zhongliego. Jak on może być tak seksowny, gdy robi to po raz pierwszy?

- Tak – westchnął Rex Lapis.- Tym razem nie przerywaj…

- Jeśli chcesz jeszcze zwiększyć przyjemność, zacznij ruszać dłonią po swoim członku – polecił mu Childe.

- Poruszać…?

- Pokażę ci – szepnął Tartaglia, sięgając po jego dłoń.

Naprowadził ją na penisa Zhongliego i pokazał mu, jak poruszać nią i jak również drażnić palcami główkę. Kiedy Morax przejął pałeczkę, Childe ochoczo powrócił do skupiania się tylko na sobie i własnej przyjemności.

Chwycił pośladki Zhongliego i przyspieszył ruchy biodrami, wbijając się w kochanka nieco mocniej. Ten jednak nie okazał niezadowolenia, wobec czego Tartaglia utrzymał to tempo i rozkoszował się ciepłym, ciasnym i wilgotnym wnętrzem Rex Lapisa.

Przez głowę przeleciała mu myśl, że niestety, ale prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł nikomu zdradzić, że uprawiał sex z Geo Archonem. Równie prawdopodobne było to, że to jedna i jedyna taka okazja – bo Morax raczej nie zgodzi się na kolejne takie „nauki”, chyba że to on miałby być na górze, a na to Childe w życiu by się nie zgodził.

Musiał więc cieszyć się tą chwilą jak najdłużej i jak najintensywniej, jak tylko się dało.

Klepnął ziemskiego boga w pośladek, a ten stęknął swoim seksownym głosem. Childe musiał zacisnął mocno dłonie na jego biodrach, by nie dojść od razu. Miał nadzieję, że Zhongli nie zacznie czegoś teraz mówić, bo jeśli odezwie się tym głosem raz jeszcze, nici ze wstrzymywania wytrysku, które Tartaglia ćwiczył miesiącami.

Zhongli co prawda nie odezwał się, ale zdecydowanie nie pozostawał też cicho. Jego oddech przyspieszył niebezpiecznie, a z gardła od czasu do czasu wydostawało się pojękiwanie i westchnienia, które same w sobie zapewniały sporo przyjemności. Childe próbował myśleć o czymś innym, aby wydłużyć przyjemność płynącą z seksu, ale szło mu to średnio, gdyż Zhongli kompletnie zagłuszał jego myśli.

Przyjemność, którą po chwili poczuł, była tak ogromna i tak długa, że z początku nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że osiągnął orgazm. Wydawało mu się, że dopiero się zbliża, a rozkosz wzrastała proporcjonalnie, ale nie; to było szczytowanie długie i niezwykłe, takie, jakiego do tej pory nie przeżył. Dopiero gdy zaczął odczuwać ból przez pocieranie, zrozumiał, że niestety to już koniec.

Niechętnie wysunął się z wnętrza Zhongliego i upadł na pościel, dysząc ciężko i drżąc na całym ciele. Ledwie miał siłę unieść głowę, by sprawdzić czy u Moraxa wszystko w porządku; widział, jak jego sperma wypływa spomiędzy jędrnych pośladków Geo Archona. Chociaż był zupełnie wyprany z wszelkich sił, miał ochotę… cóż, mieć ochotę na kolejną rundę.

- Zhongli…?- wysapał.

- Tak?- Głos Zhongliego drżał odrobinę.

- Jak się czujesz?

Morax potrzebował widać chwili na przeanalizowanie swojego samopoczucia.

- Bardzo dobrze – stwierdził.- Ale coś mnie łaskocze między pośladkami… jak rozumiem, twoja sperma?

- Taa… To jest właśnie sposób, aby się nie reprodukować.- Powiedziawszy to, Childe parsknął zmęczonym śmiechem.- I pomyśleć, że pokazałem to samemu bogu kontraktów! Och, ale właśnie, jak ty…?- Ajax już uniósł głowę, ale dostrzegł plamy na pościeli pod Zhonglim, który teraz wyprostował się i usiadł normalnie na łóżku.- Och, czyli też miałeś wytrysk. Czyżbyś instynktownie wiedział, jak skończyć?

- Takie odnoszę wrażenie – westchnął ciężko Zhongli.- To było wyjątkowo interesujące doświadczenie. Nie sądziłem, że dwaj mężczyźni mogą sprawić sobie tyle przyjemności… Że w ogóle reprodukcja to taka masa uczuć, skumulowana w jednym krótkim, bardzo intensywnym momencie.

- Można i tak to opisać.- Childe opadł bez sił na plecy.- Ale… podobało ci się?

- Tak – odparł Morax całkiem pewnym tonem.- Teraz już rozumiem kolejną stronę ludzkiego życia. Niezwykle ciekawi mnie, ile jeszcze mogę się nauczyć.- Spojrzał wyczekująco na Tartaglię, najwyraźniej chcąc mu coś zasugerować, ale nie doczekał się odpowiedzi. Kiedy przysunął się do mężczyzny i spojrzał w jego twarz dostrzegł, że Tartaglia śpi jak dziecko.

Zhongli uśmiechnął się pod nosem i przymknął oczy. Wyciągnął dłoń i bardzo ostrożnie przesunął nią po miękkich włosach Tartaglii.

No tak.

On sam też musi uświadomić Childe w paru kwestiach…

I przy okazji nauczyć go co nieco o szacunku do Geo Archona.







______________________

*xiangqi – szachy chińskie.

**tangram – łamigłówka chińska.

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Czy konkretnie do tego następna część, to nie wiem, ale na pewno cosik się pojawi z GI, w tym Zhongli x Childe

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń