13. Bez tajemnic



Schowaliśmy się za domkiem Hagrida, od strony Zakazanego Lasu, tak by nie być widocznymi z okien zamku, po czym zrzuciliśmy z siebie pelerynę niewidkę. James schował ją pod swój sweter, przez co wyglądał jakby był w ciąży.
No co?- spytał, kiedy nie przestawałem się na niego gapić.- Środki ostrożności.
To się bardziej rzuca w oczy, niż gdybyś trzymał ją w ręce – stwierdziłem.
Potter obrzucił mnie tylko krótkim spojrzeniem, po czym zaczął skradać się pod ścianą domku Hagrida ku drzwiom. Ruszyłem za nim i razem załomotaliśmy w małe wrota.
Kogo tam...?- usłyszeliśmy przytłumiony głos Hagrida. Drzwi otworzyły się z rozmachem i Rubeus spojrzał na nas ze zdumieniem.- A wy co tu robicie? Nie powinniście być na lekcji?
Tak mówi teoria – stwierdziłem, kiwając głową.- Ale praktyka jest nieco bardziej skomplikowana, rozumiesz.
Bez żadnych więcej słów przecisnęliśmy się z Jamesem pod pachą wciąż zdumionego gajowego, przechodząc do okrągłej izby, w której znajdowało się jego łóżko, kominek oraz stół z trzema krzesłami. 
Czegoś ty się nażarł, James?- zapytał Hagrid, kiedy zamknął za nami drzwi.
Głupoty – mruknąłem za niego w odpowiedzi, kiedy siadaliśmy na krzesłach, jednak tylko Potter mnie usłyszał, bo kopnął mnie pod stołem.
Mamy do ciebie kilka pytań, Hagridzie – oznajmił.
No cóż, zawsze jakieś macie, gdy wpadacie do mnie na herbatkę – stwierdził z uśmiechem Rubeus. To była prawda, przy każdej wizycie zasypywaliśmy go pytaniami... głównie o to, czy zabierze nas ze sobą do Zakazanego Lasu.- Ale to nie jest najlepsza chwila, chłopcy. Przyjdźcie po zajęciach, bo jak kto się dowie, że tu siedzicie, wszyscy trzej będziemy mieć kłopoty.
Chodzi o Remusa.- James najwyraźniej nie miał zamiaru owijać w bawełnę.
A co z nim?- zapytał Hagrid, spoglądając na nas kolejno.
Gdzie go zaprowadziłeś?- zapytał Potter.- I dlaczego go nie widzieliśmy?
Czy on poszedł do Zakazanego Lasu?- zapytałem z niepokojem.
O czym wy, cholibka, mówicie?- wymamrotał Rubeus, jednak widać było, że robi się trochę nerwowy.- Powinniście zaraz...
Wiemy, że Remus jest wilkołakiem – wypalił James. Pilnie wpatrywałem się w twarz Hagrida, patrząc, jak zmienia się jej wyraz. Nie było innej możliwości: nasze przypuszczenia były już stuprocentowo pewnymi faktami. Świadczyło o tym spojrzenie, które Hagrid nam cisnął.
Nie wiem, jak się o tym dowiedzieliście, ale mnie nie wolno o tym rozmawiać, żadnemu nauczycielowi nie wolno, o!
To wszyscy nauczyciele o tym wiedzą?- James wytrzeszczył oczy, zerkając szybko na mnie.- I ty też cały czas wiedziałeś! Już w momencie, kiedy pierwszy raz cię odwiedziliśmy!
To ty go odprowadzasz co miesiąc, tak?- zapytałem z kolei ja.- Ale dlaczego pod Wierzbę Bijącą?
Nie wiem o czym wy...
Widzieliśmy cię przed chwilą!- wykrzyknęliśmy jednocześnie.
Co...?- Hagrid popatrzył na nas ze złością pomieszaną ze zdumieniem.- Kto was nauczył zaklęcia niewidzialności?
Więc to dlatego nie widzieliśmy Remusa – powiedziałem, zwracając się z przejęciem do Jamesa. Potter skinął z powagą głową.
Dumbledore musiał go zaczarować – stwierdził mój przyjaciel.- Dzięki temu Hagrid mógł go odprowadzić do Wierzby Bijącej bez obaw, że ktoś z zamku ich zauważy.
W końcu to normalne, że gajowy grzebie coś przy drzewie – dodałem, kiwając głową.
Ale dlaczego właśnie Wierzba Bijąca?- zapytaliśmy jednocześnie, odwracając się do Hagrida.
O nie, nie, nie, nie...- Hagrid pomachał nam wielkim palcem.- Ode mnie nic już nie wyciągniecie, chłopcy! Jak chcecie się czegoś dowiedzieć, to idźcie do Dumbledore'a! A najlepiej zrobicie, jak do niego nie pójdziecie i zapomnicie o całej sprawie, o! I najlepiej, żebyście w ogóle nie wtykali nochali w nieswoje sprawy! Problem Remusa jest ściśle strzeżoną tajemnicą i takie knypki jak wy nie powinny o tym wiedzieć! Właściwie to powinienem was wysłać do dyrektora...
No to mamy do niego iść, czy nie?- zapytałem, rozkładając szeroko ręce i marszcząc brwi.- Może byś się zdecydował?
Mógłbym przysiąc, że nawet jego broda się zarumieniła.
Hagridzie, Remus to nasz przyjaciel – powiedział James z zaciętością.- Oczywiście, że nie wyjawimy nikomu jego tajemnicy!
Chcemy mu pomóc!- dodałem żarliwie, uderzając lekko pięścią w stół.
Remusowi nie można pomóc – powiedział Hagrid łagodnym tonem, potrząsając głową.- Na jego przypadek nie ma żadnego lekarstwa. Nawet Dumbledore nie może wiele dla niego zrobić, poza zapewnieniem mu dobrego wykształcenia i ukrywania go co miesiąc podczas pełni.
Czyli Remus wcale nie wyjeżdżał do rodziców – mruknąłem.- Założę się, że jego mama wcale nie jest taka chorowita, jak nam mówił... A szczotkę pewnie wysłał jej z Hogwartu, w sekrecie przed nami.
No...- Hagrid poruszył się nerwowo na krześle.- Jeśli chodzi o ten prezencik dla mamy Remusa, to ja żem go wysłał, na jego prośbę. To było bardzo miłe z waszej strony – dodał, spoglądając na nas.- Remus był całkiem wesoły, kiedy schodził pod wierzbę...- Hagrid urwał raptownie.
Czyli pod wierzbą jest jego kryjówka?- wyszeptał James. Spojrzeliśmy na siebie prędko.- A więc...
...przez cały ten czas...
...Remus był tuż obok...
...ale w postaci wilkołaka...
Patrzeliśmy na siebie z Jamesem z niedowierzaniem. Każdego miesiąca kiedy Remus musiał nagle „wyjechać” z Hogwartu, tak naprawdę udawał się z Hagridem pod Wierzbę Bijącą, a tam właził pod nią do jakiejś skrytki.
Wierzbę zasadzono w tym roku – zauważyłem cicho, odwracając powoli głowę ku Hagridowi.- Zasadzono ją, żeby ukryć kryjówkę dla Remusa.
Hagrid przez chwilę wiercił się na krześle, a potem westchnął ciężko i pokiwał głową. Jego oczy zabłysły lekko.
Dumbledore ma bardzo dobre serce – powiedział.- To on namówił rodziców Remusa, by przysłali go do Hogwartu. Zasadził Wierzbę Bijącą, która jest... skrótem do kryjówki. Dzięki temu Remus jest blisko szkoły i jednocześnie nie zagraża żadnemu uczniowi.
Czyli...- zacząłem powoli, próbując skupić szalejące w głowie myśli.- Remus siedzi teraz w tej kryjówce... zupełnie sam... i czeka na północ?
Hagrid bez słowa pokiwał głową. Sapnąłem ciężko, kręcąc w niedowierzaniu głową.
Mam ochotę go teraz przytulić...- wymamrotałem.
Ja też – mruknął James, marszcząc brwi. Przypuszczanie, że Remus jest wilkołakiem było całkiem ekscytujące, ale teraz, kiedy prawda nabrała kolorów, rozumieliśmy, że jest to jedynie bardzo, ale to bardzo przykra sprawa. 
Słuchajcie, chłopaki – westchnął Hagrid, spoglądając na nas, już spokojny.- Nie możecie dopuścić, by ktokolwiek poza wami dowiedział się, że na Remusie ciąży klątwa. To musi pozostać tajemnicą, bo inaczej rozpęta się w szkole chaos. Remus to nie jest zły chłopak, ale ludzie będą widzieć w nim tylko bestię, jeśli dowiedzą się o jego drugiej naturze.
Nam tego nie musisz mówić – powiedziałem.- Doskonale wiemy, jaki jest naprawdę Remus.
No – mruknął James.- Bardziej go sobie wyobrażam jako krwiożerczą owieczkę, niż wilkołaka...
Lepiej mu tego nie powtarzajmy – stwierdziłem.- To może urazić jego dumę, w końcu „wilkołak” brzmi bardziej męsko.
Hagrid spoglądał na nas bardzo dziwnie, więc po rzuceniu sobie krótkiego spojrzenia, porozumieliśmy się z Jamesem i zmieniliśmy kierunek rozmowy.
Dzięki, że nam wszystko wyjaśniłeś, Hagridzie – powiedziałem.- Teraz jesteśmy już spokojniejsi, jeśli można to tak nazwać.
Dzięki.- James pokiwał głową.
Jeśli już, to Remus powinien wam mówić o takich rzeczach – westchnął ciężko Hagrid.- No ale trudno, jak już się mleko rozlało, to nic nie poradzimy. Ale pamiętajcie, chłopcy – dodał z powagą, patrząc na nas uważnie.- Niech was żadna... absolutnie żadna... ciekawość nie prowadzi pod Wierzbę Bijącą. Podczas pełni księżyca Remus nie jest sobą i każda próba kontaktu z nim, nawet wasza, nie „może” ale „na pewno” skończy się tragicznie. Wilkołaki nie krzywdzą zwierząt, ale tylko i wyłącznie ludzi. Jeśli Remus was zobaczy, nie będzie was pamiętał, nie będzie nawet myślał – po prostu się na was rzuci, by was zabić. Obiecajcie mi, że się tam nie zbliżycie.
Przysięgamy – powiedział James, a z jego oczu zionęła szczerość.- Przysięgamy, że nie będziemy próbowali zbliżyć się do Remusa, kiedy będzie w postaci wilkołaka.
Ani nawet nie zbliżymy się do jego kryjówki, by popatrzeć – dodałem, skinąwszy głową.
No.- Hagrid popatrzył na nas, kiwając z zadowoleniem głową.- Chociaż raz widzę, że mówicie całkiem serio. 
Myślę, że Remus by się zawstydził, gdybyśmy go podglądali – wyjaśniłem, spoglądając na Jamesa, a on wyszczerzył do mnie zęby.
Oj chłopcy, chłopcy...- Hagrid potrząsnął wielką głową.- Zmykajcie na lekcje i lepiej weźcie sobie do serca naszą dzisiejszą rozmowę.

*

Oczywiście, ledwie po powrocie do zamku pognaliśmy wpierw odłożyć pelerynę niewidkę, a potem dopiero poszliśmy na lekcje, przy okazji wyjaśniając całą sprawę Peterowi. Pettigrew zgodził się z nami, że powinniśmy trzymać się z dala od Remusa-wilkołaka i pomóc mu utrzymać jego sekret.
Szlaban nas nie minął – kiedy tylko McGonagall dowiedziała się o naszych wagarach, natychmiast odjęła Gryffindorowi piętnaście punktów, a nam wyznaczyła szlabany – mieliśmy przyjść do niej po zajęciach i pomóc jej przepisywać jakieś stosy dokumentów. Ale w świetle nowych wydarzeń naszego życia i tak nie miało to dla nas żadnego znaczenia.
Na koniec pełni czekaliśmy już nieco bardziej radośnie. Cieszyliśmy się, oczekując powrotu naszego przyjaciela i cicho rozprawiając wieczorami o tym, jak go przywitamy. Ja i James każdej nocy siadaliśmy na parapecie okna w naszym dormitorium, między jego a moim łóżkiem, i wpatrywaliśmy się w okrągłą bladą tarczę księżyca oraz w nieruchomą sylwetkę Wierzby Bijącej. Szeptem snuliśmy domysły, co porabia Remus w ciele wilkołaka – czy nudzi się, czy drzemie może gdzieś w kąciku, albo może bawi się z jakąś myszką. 
Kiedy jednak minęła ostatnia noc pełni i nadszedł poranek, nie zastaliśmy Remusa ani w dormitorium, ani podczas śniadania w Wielkiej Sali.
Może... ekhem, „pociąg” się spóźnia?- podsunąłem z uśmiechem, choć w gruncie rzeczy zaczynałem się martwić.
Albo teraz siedzi w dormitorium i pakuje się na lekcje – podsunął James.- Pewnie nie zdąży już zejść na śniadanie, więc zróbmy dla niego jakieś kanapki.
Ale Remus wciąż się nie pojawiał – ani na pierwszej, ani na drugiej, ani na trzeciej i czwartej lekcji. Każdego miesiąca zjawiał się rano podczas śniadania, raz tylko przyszedł dopiero popołudniu, ale to było na samym początku szkoły.
Podczas obiadu straciliśmy dobry humor.
Chyba nic mu się nie stało, co?- Peter wymamrotał na głos to, co chodziło po głowie całej naszej trójce.
Spojrzeliśmy na siebie z Jamesem i westchnęliśmy jednocześnie. Specjalnie usiedliśmy naprzeciwko siebie, kłócąc się żartobliwie obok którego z nas usiądzie Remus, kiedy się zjawi. 
Dopiero kiedy wychodziliśmy z Wielkiej Sali, wlokąc się niechętnie na następne zajęcia, na korytarzu na parterze spotkaliśmy Hagrida. Uśmiechnął się na nasz widok i kiwnął nam głową.
Co tam, chłopaki?- zagadnął, po czym zmarszczył lekko brwi.- A gdzie Remus? Chyba się z nim nie pokłóciliście, co?
No... jeszcze nie wrócił, nie?- spytałem.
Jak to?- bąknął Rubeus.
Nie było go na śniadaniu, ani na lekcjach, ani teraz na obiedzie – wyjaśnił James, również marszcząc brwi.
Och... och – mruknął w zastanowieniu Hagrid.
Wiesz coś na ten temat?- spytałem z przejęciem.
No...- Hagrid popatrzył na nas niepewnie.- Sam żem go dziś rano odprowadził do zamku, więc jestem całkiem pewien, że jest w Hogwarcie.
To dlaczego się nie pojawił?- wybuchnął James.- My tu na niego czekamy, śniadanie mu zrobiliśmy, bukiet kwiatów chcieliśmy zerwać, a ten gdzie?
Hagrid tylko wzruszył bezradnie ramionami.
Musimy go poszukać – powiedział stanowczo James, kiedy Rubeus odszedł.
Myślisz, że się chowa, James?- spytał Peter.
Może wie, że my wiemy i się wstydzi?- mruknął Potter.
No, w takiej sytuacji pewnie by się chciał schować – przytaknąłem.- Ale on i opuszczanie zajęć? Aż mi się wierzyć nie chce...
Poszukajmy go – powiedział z przejęciem Pettigrew.- Pójdę sprawdzić na błoniach, lubi tam czytać książki.
Dobra, to my poszukamy w zamku – stwierdził James, skinąwszy Peterowi głową. Blondyn oddalił się pospiesznie, a my ruszyliśmy na pierwsze piętro.- Jakiś pomysł, gdzie możemy zacząć?
Ehm, dormitorium?
Trochę zbyt oczywiste...
Może gabinet McGonagall?- podsunąłem.- Skoro to tam się udaje, gdy czeka na Dumbledore'a...
Sprawdźmy.- James pokiwał głową.
Poszliśmy korytarzem pierwszego piętra, mijając klasę do transmutacji i zatrzymując się pod drzwiami gabinetu opiekunki Gryffindoru. James przycisnął do nich ucho, nasłuchując, a potem wzruszył ramionami i zapukał.
McGonagall otworzyła nam po kilkunastu sekundach.
O co chodzi?- zapytała, mierząc nas spojrzeniem znad swoich prostokątnych okularów. 
Dzień dobry – powiedział James.- Pani profesor, czy jest tu może Remus?
Oczywiście, że go tu nie ma – odparła, zaskoczona, patrząc po nas na zmianę.- Nie rozumiem, dlaczego w ogóle pan Lupin miałby tutaj być? To wy dwaj spędzacie tu najwięcej czasu!
To by się zgadzało.- Pokiwałem głową.
Och, no dobrze, w takim razie przepraszamy – powiedział James, już się odwracając i popychając mnie w kierunku schodów.
Proszę zaczekać, panie Potter – zatrzymała nas McGonagall.- Prawdę mówiąc przyda mi się pana pomoc, to nie zajmie długo.
Co?- spytał głupkowato James.- Ale ja i Syriusz...- zaczął, wskazując na mnie.
Myślę, że pan Black nie zapomni jak oddychać przez dziesięć minut pańskiej nieobecności, Panie Potter – odparła cierpko McGonagall, patrząc na nas spod swoich prostokątnych okularów.- Zapraszam – rzuciła, machnąwszy dłonią w kierunku swojego gabinetu.
James spojrzał na mnie żałośnie, po czym przybrał minę w stylu „nic nie poradzimy”, a potem odwrócił się i poczłapał do gabinetu McGonagall. Ta obrzuciła mnie jeszcze jednym spojrzeniem, nim podążyła za Jamesem, zatrzaskując za nimi drzwi.
Nie pozostało mi nic innego, jak samemu poszukać Remusa.
Kompletnie nie wiedziałem, od czego powinienem zacząć. Skoro Lupina nie było u McGonagall, to gdzie mógł pójść? Na pewno nie do Hagrida, Hagrid nie udawałby przed nami tak dobrze, że nie wie gdzie się podział nasz przyjaciel. Dumbledore też raczej odpadał, wątpiłem, by Remus znalazł w nim przyjaciela tylko dlatego, że wiedział on o jego sekrecie i pomagał mu.
Udałem się do skrzydła szpitalnego, bo tylko Poppy przyszła mi na myśl. Niestety, pośród siedmiorga jęczących na łóżkach chłopaków nie było Lupina. Wahałem się, czy by nie zapytać Poppy, czy go widziała, ale była tak zabiegana i wyraźnie poirytowana, że postanowiłem dać temu spokój.
Ruszyłem dalej przez zamek, zaglądając do łazienki Jęczącej Marty. Była przeznaczona dla dziewczyn, ale i tak nikt tam nie chodził, więc dla Remusa mogła być to dobra kryjówka. Niestety, w pomieszczeniu był tylko duch Marty, który obrzucił mnie niezadowolonym spojrzeniem. Izba Pamięci i biblioteka również okazały się nietrafnym wyborem. Przez myśl przeszła mi Sowiarnia, ale tam pewnie uda się Peter, zresztą było mało prawdopodobne, by Remus spędził pół dnia w miejscu tak obs...
Nieczystym. 
Ostatecznie zdecydowałem się pójść na Wieżę Astronomiczną, najwyższą wieżę zamku. Stwierdziłem, że jeśli tam nie będzie Remusa, to albo był na wieży z zegarem, albo wyniósł się z Hogwartu i sterta jego spalonego na wiór ciała leży teraz gdzieś na granicach.
Wielka była moja ulga, kiedy dotarłem na szczyt wieży, trochę zasapany, i zobaczyłem go siedzącego na ziemi i opierającego się o blanki. Miał na sobie ten sam niebieski rozciągnięty sweterek, w którym pożegnaliśmy go kilka dni wcześniej. 
Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Zgiął nogi w kolanach, w dłoni trzymał różdżkę, a przed nim unosiła się mgielna, błękitna sylwetka tańczącej baletnicy. 
Przez chwilę nie wiedziałem, jak się zachować. Czy podejść do niego i rzucić coś zabawnego z nadzieją, że go to rozbawi? Pochwalić jego zdolności magiczne? Czy może zacząć z powagą wyjaśniać, że ja, James i Peter o wszystkim już wiemy i nie ma się czym przejmować, bo nie zostawimy go samego?
Zbliżyłem się do niego powoli. Lupin spojrzał na mnie bez słowa, po czym znów utkwił wzrok w baletnicy i zakręcił łagodnym ruchem różdżką. Błękitna mgielna postać rozsypała się jakby w iskrach, a wkrótce zamiast baletnicy tańczyły mgielne kolorowe motylki.
Usiadłem obok Remusa, opierając się plecami o blanki i podobnie jak on zginając nogi w kolanach. Siedzieliśmy tak w milczeniu przez dłuższą chwilę, przyglądając się motylkom, ale nie było innego wyjścia, jak w końcu rozpocząć rozmowę.
Szukaliśmy cię...- zacząłem.
Nie prosiłem o to – przerwał mi Remus.
No bo cię nie było – mruknąłem, jednak zaraz trochę pożałowałem, bo policzki Lupina zaczęły przybierać różową barwę.- Słuchaj... chyba nie sądziłeś, że będziesz to przed nami ukrywał całą wieczność?- Specjalnie nie powiedziałem „przez całe siedem lat”, aby zrozumiał, że nasza przyjaźń sięga znacznie dalej.
Lupin spuścił wzrok na swoje buty, przez kilka długich sekund nie odpowiadając.
Miałem nadzieję, że będę mógł przyjaźnić się z wami chociaż do końca roku – powiedział cicho.
A co potem?- zapytałem.
Potem by się zobaczyło – westchnął, zrezygnowany.- Może dałoby się to pociągnąć jeszcze parę miesięcy...
Nim opuściłbyś Hogwart?- dokończyłem oschle.- Czy nim Dumbledore wyczyściłby nam pamięć?
Remus rozchylił usta, zerkając na mnie z lekkim przestrachem. 
Nigdy bym go o to nie poprosił...- wymamrotał, nerwowo obracając swoją różdżkę w dłoniach.
Nie musiałbyś – zapewniłem stanowczym tonem.- Spójrz na mnie, Remusie... No dalej, przecież jestem super przystojny, aż miło popatrzeć!- Lupin uśmiechnął się słabo, lecz bardzo powoli i bardzo niechętnie spojrzał mi w oczy.- Zastanów się teraz... jak wygląda ta cała sytuacja?- Machnąłem ręką w nieokreślonym kierunku, jakbym próbował wskazać cały świat.- Coś ci wyjaśnię. Cała nasza trójka cię szuka. Ja i James zrobiliśmy ci kanapki, bo spóźniałeś się na śniadanie. Słuchaliśmy dziś nawet profesorów na lekcjach i zapisywaliśmy dodatkowe notatki na kopiach dla ciebie, tak że niektórzy zastanawiali się, czy dać nam szlaban, bo dziwnie się zachowujemy... Petera aż rozsadza od środka, żeby ci się pochwalić, że dzisiaj na transmutacji jako pierwszy zamienił drewnianą kostkę w bursztyn... A teraz pewnie szuka cię w sowiarni i zastanawia się, jak go wynagrodzimy, jeśli znajdzie cię pierwszy i do nas przyprowadzi...- Pochyliłem lekko głowę, by lepiej widzieć jego twarz i zielone oczy.- Pomyśl o tym teraz i zastanów się, Remusie... kto z naszej czwórki tak naprawdę się boi?
Lupin przełknął ciężko ślinę, spuszczając wzrok i odwracając na bok twarz. Zaciskał lekko wargi, spoglądając teraz na kolorowe motylki. Sprawiał wrażenie, jakby dalej miał zamiar uważać, że jego świat właśnie legł w gruzach, ale widziałem w jego oczach, że dotarło do niego moje przesłanie.
Dobra, no to cześć – rzuciłem z westchnieniem, wyciągając do niego dłoń. Spojrzał na nią, a potem na mnie.- Jestem Syriusz Black i mam popraną rodzinkę. Rodzice zamykają mnie w pokoju i karmią resztkami z posiłków, bo uważają mnie za zdrajcę krwi. Obrażają mnie i poniżają, matka mnie raz nawet uderzyła, ale z tego wszystkiego najbardziej zabolały mnie słowa młodszego brata, który stwierdził, że nigdy nie powinienem był się urodzić.- Wzruszyłem nonszalancko ramionami.- Teraz już mi lepiej i to olewam, ale mówię, żeby nie mieć przed tobą żadnych tajemnic. Najbardziej żałuję tego, że byłem dla niego wredny, bo prawda jest taka, że go kocham, i jako starszy brat czułbym się w obowiązku wyzwolić go z negatywnego wpływu naszych rodziców, którzy raczej nas „wyprodukowali” niż spłodzili. Teraz już na to za późno. Och, no i jestem trochę zadufany w sobie, ale sam rozumiesz... jestem przystojny, całkiem błyskotliwy i zabawny, ale jednocześnie mam dobre maniery i potrafię być dżentelmenem. Jedyne co, to trochę zazdroszczę takiemu jednemu Remusowi, bo skubaniec jest ode mnie wyższy i psuje to mój samozachwyt.
W końcu udało mi się wywołać u Lupina śmiech. Krótki, bo krótki, ale szczery. Przez chwilę obracał w dłoniach swoją różdżkę, a potem znów odwrócił się do mnie i uścisnął moją dłoń, którą wciąż trzymałem wyciągniętą.
Remus Lupin – powiedział, uśmiechając się do mnie, i tym razem uśmiech ten sięgnął zielonych oczu.- Jestem wilkołakiem.
Ekstra!- Wyszczerzyłem do niego zęby w uśmiechu.- To co? Chcesz poznać resztę naszych przyjaciół?
Lupin nie kazał mi długo czekać na odpowiedź. Pokiwał głową, po czym podniósł się ze swojego miejsca. Machnął różdżką, a kolorowe motylki rozwiały się na wietrze.
A tak w ogóle, to skąd wiedziałeś, że my wiemy?
Dumbledore mi powiedział.
Dumbledore?- zdziwiłem się, a Remus spojrzał na mnie z uśmiechem i wzruszył ramionami.
Hagrid mu powiedział.
Och – bąknąłem, marszcząc lekko brwi.- Lepiej nie powtarzajmy tego Jamesowi...
Zeszliśmy z Wieży Astronomicznej. Niemalże promieniowałem dobrym humorem, szczęśliwy, że przekonałem Remusa do swoich racji. Jednak kiedy wyszliśmy na korytarz siódmego piętna i na jego końcu dostrzegliśmy śpieszących ku nam Jamesa i Petera, zwróciłem się cicho do Lupina:
Hej, mam prośbę... Zachowaj dla siebie to, co mówiłem ci na wieży, dobra?
Twardziel Syriusz chce zachować odpowiedni poziom samozachwytu?- Remus uniósł sceptycznie brwi.- Myślałem, że nie mamy mieć tajemnic przed przyjaciółmi?
Bo nie mamy – odparłem, szczerząc do niego zęby w uśmiechu.- Ale pewne tajemnice chciałbym dzielić tylko z tobą.
Mrugnąłem do niego okiem, a on pokręcił z uśmiechem głową. Nie potrzebowaliśmy słów, by się zrozumieć, ponieważ łączyła nas szczególna więź, która łączyć może tylko prawdziwych przyjaciół.
A wkrótce miała się ona stać znacznie silniejsza...



The End

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń