[MnU] Odcinek 47

Moda na Uke
Odcinek 47



–    No dobra, przystojniaku.- Aomine przesunął dłonią po świeżo ogolonym podbródku i poruszył znacząco brwiami do swojego odbicia w lustrze.- Wyglądasz rewelacyjnie.
    Nawet gdyby Daiki należał do skromnych ludzi, i tak nikt nie zaprzeczyłby takiemu stwierdzeniu. Długi, orzeźwiający prysznic, dokładne golenie, uczesanie i odpowiedni ubiór – wszystko to sprawiło, że Aomine aż promieniał. Jego włosy był zbyt krótkie, by je układać, pozostawił więc je bez większych zmian, natomiast jeśli chodzi o ubiór, dokonał drobnej poprawki. Jego styl był raczej swobodny, ponieważ Daiki był zdania, iż mężczyzna nie powinien kisić się we własnych ciuchach, ale czekało go ważne spotkanie, dlatego też zdecydował się na dość ciasne, ale wciąż wygodne ciemne spodnie, oraz białą bluzę przypominającą sweter. Miała obszerny kołnierz, zapinany pod szyją na przypominające kły beżowe guziki.
    Wyglądał jak Nowy Aomine Daiki, do tego pokusił się nawet o użycie perfum swojego brata-modela. Osobiście wolał wodę kolońską, ale tego dnia zrobił dla siebie wyjątek.
    W mieszkaniu Kagamiego z pewnością do niczego nie dojdzie, no ale przecież miał prawo wyglądać dobrze, skoro miał spotkać się ze swoim przyjacielem po tak długiej przerwie? W ogóle, to, że ubrał się w ten sposób, nic nie znaczyło – po prostu miał na to ochotę i tyle! Taiga również nie będzie niczego podejrzewał.
–    Skończyłeś, Dai... wow.- Kise, który stanął właśnie u progu drzwi łazienki, przystanął z osłupiałą miną. Oparł się o framugę, krzyżując ręce na klatce piersiowej i mierząc brata od góry do dołu.- No, no. Gdybyś nie był moim bratem...
    Aomine zarumienił się lekko na tę uwagę. Obrzucił lustrzane odbicie blondyna z pełną wyższości miną, szykując się do odpowiedzi, ale jego humor szybko oklapł. Ciemnoskóry przetarł dłonią kark, wzdychając ciężko.
–    Za bardzo się wystroiłem – mruknął.- Czuję się jak nasza choinka bożonarodzeniowa...
–    A co w tym złego, że chcesz wyglądać dobrze?- zapytał Kise.
–    To, że przecież taki wygląd do mnie nie pasuje – odparł Aomine, odwracając się do brata. Machnął na siebie dłonią.- Spójrz na mnie. Wyglądam, jakbym miał iść za ciebie do pracy. Kagami może jest trochę przygłupi, ale coś takiego na pewno źle zinterpretuje.
–    Nawet jeśli, to dlaczego miałoby to być coś złego?- Ryouta pokręcił głową, nie rozumiejąc.
–    Ma złamane serce – westchnął Daiki, wzruszając ramionami.- Jakbyś na jego miejscu potraktował moją wizytę, gdybym przyszedł tak odświętnie ubrany? Nie chcę, żeby pomyślał, że próbuję mu się przypodobać, bo zerwał z Tetsu i wyczuwam szansę.
–    Hmm...- Kise zastanowił się przez chwilę.- Może rzeczywiście masz rację.
–    Pożyczyłem nawet twoje perfumy...- westchnął ciężko Aomine, spuszczając wzrok, jakby fakt ten wręcz go przybijał.
–    Daikicchi...- Ryouta podszedł do niego, patrząc na niego z mieszanką współczucia i zmartwienia. Położył dłonie na jego ramionach, a kiedy Aomine spojrzał mu w oczy, blondyn uśmiechnął się do niego lekko.- Nie powinieneś się zadręczać swoimi uczuciami. Oboje z Tetsucchim wiemy, co czujesz do Kagamicchiego, i Kagamicchi też to wie. Nawet jeśli zobaczy, że ci zależy... to co z tego? To, co was rozdzieliło na ten miesiąc, to nie twoja miłość, tylko zerwanie z Tetsucchim. I, okej, rzeczywiście nasz brat zerwał z nim również ze względu na ciebie, ale to nie znaczy, że masz się martwić każdym drobnym szczegółem. Bo jeśli będziesz tak robił, lada moment zaczniesz bać się powiedzieć Kagamicchiemu choćby słowo.
–    Po prostu nie chcę, żeby Kagami źle czuł się w mojej obecności...- westchnął Aomine.- To nie tak, że chcę z nim być... znaczy, fajnie by było, no ale był z Tetsu i... to znaczy, no, mnie by to nie przeszkadzało i wam chyba też nie, o to chyba nawet chodziło Tetsu, ale...- Daiki zagryzł wargę.- Sam nie wiem... Nie wiem, czy to dobry pomysł, by znów widywać się z Taigą. Może jeśli dalej będziemy się unikać, to moje uczucie jakoś osłabnie... czy coś... I wtedy znowu zaczniemy się widywać i już będzie tak, jak kiedyś, gdy... gdy byliśmy tylko przyjaciółmi.
–    Myślisz, że ja przestałem kochać Yukio?- mruknął z uśmiechem Kise.- Nieważne ile czasu minie, Daikicchi, to uczucie ani nie zniknie, ani nie osłabnie. Możesz „przykryć je” innym, ale kiedy znów będziesz blisko Kagamicchiego, to wszystko do ciebie wróci.
–    Ty i Yukio to inna sprawa, byliście ze sobą sześć lat...
–    To nie jest inna sprawa, Daiki – powiedział z powagą Ryouta. Powoli spuścił wzrok na jego klatkę piersiową, po czym przyłożył do niej swoją dłoń, mniej więcej pośrodku.- To, co tutaj czujesz... To nie jest podległe czasowi. Nieważne, czy minie miesiąc, rok, czy dwadzieścia lat, miłość się nie zmieni. Odczuwasz ją zarówno tutaj – klepnął lekko jego klatkę piersiową.- jak i tutaj.- To mówiąc, dotknął jego czoła.- Miłość nie ma poziomów. Jest tylko jedna i ma tylko jedną siłę. Po prostu niektórzy ludzie nie próbują jej kontrolować, pozwalają, by całkowicie nimi zawładnęła; są gotowi zabić, byle tylko uszczęśliwić ukochaną osobę, szaleją z zazdrości, chcą mieć ją na wyłączność. Inni zaś, tak jak na przykład ty, starają się trzymać ją w ryzach. To trochę tak, jakbyś na długim kablu miał sto świątecznych lampek, ale z siedemdziesięciu z nich wykręcił żarówki. Nie świeciłyby, ale to nie znaczy, że nie działają. Jeżeli zrobicie sobie z Kagamicchim dłuższą przerwę, to może rzeczywiście poczujesz, że to uczucie słabnie, bo zajmiesz się masą innych spraw. Ale kiedy odnowicie kontakt, będziesz kochał go tak samo, jak teraz.
    Między braćmi przez dłuższą chwilę panowała cisza. Kise wciąż trzymał dłonie na ramionach Daikiego, Aomine wpatrywał się w niego z uwagą. Po chwili objął dłońmi jego twarz i uniósł ją ku sobie, by blondyn spojrzał mu w oczy.
–    Ryouta... te lampki, to najgłupsze porównanie, jakie mogłeś wymyślić.
–    Och, goń się, Daikicchi!- Kise spłonął rumieńcem, a Aomine roześmiał się lekko. Przyciągnął do siebie brata i przytulił go mocno.
–    Dziękuję – powiedział mu cicho do ucha.- Rozumiem, co masz na myśli. I dziękuję ci. Wiem, że nie mówię tego często, no ale kocham cię, wiesz?
    Ryouta poczuł napływające do oczu łzy. Wtulił się w ramię brata, zaciskając palce na jego plecach i wdychając zapach swoich własnych perfum na jego ciele.
–    Wiem, braciszku.- Ja ciebie też kocham.
    Nagle za nimi, od strony korytarza, rozległo się ciche „pstryk!”. Mężczyźni odsunęli się od siebie i obrócili, z zaskoczeniem okrywając, że u progu drzwi stoi Kuroko z aparatem w dłoniach. U jego stóp przykucnął Nigou, merdając zawzięcie puszystym ogonem.
–    Po kiego grzyba zrobiłeś nam zdjęcie?!- Aomine drgnął, wpatrując się ze złością w młodszego brata.
–    Uznałem, że twoje łzy są godne uwiecznienia na zdjęciu, Daiki-kun – powiedział spokojnie Kuroko, nawet na niego nie patrząc. Przyglądał się właśnie fotografii w aparacie, robiąc zbliżenie na zamknięte oczy Aomine. W kąciku prawego oka rzeczywiście coś podejrzanie błyszczało. Tetsuya odwrócił aparat, pokazując to braciom.- Widzicie? To jak rzadki pokemon.
–    Ty, rzadki pokemonie, ty nie powinieneś przypadkiem się nauką zająć?- burknął Daiki, próbując odebrać bratu aparat, jednak ten szybko schował go do kieszeni.
–    Już skończyłem – odparł Kuroko.- Idziemy teraz z Nigou na spacer. Po drodze kupimy mu kilka smakołyków. Możemy odprowadzić cię kawałek, Daiki-kun. Idziesz do Kagamiego-kun, prawda?
–    Taa – westchnął Aomine, drapiąc się po szyi.- Tylko się przebiorę.
–    Dlaczego nie zaprosisz Kagamiego-kun do nas?- zapytał Tetsuya.- Dawno go nie widziałem.
–    Cóż...- Daiki zerknął na stojącego obok niego Kise.- Próbowałem, ale... Kagami nie jest jeszcze gotowy...
–    Rany.- Tetsuya westchnął ciężko, biorąc Nigou na ręce.- Czasem się zastanawiam, czy to przypadkiem nie ja próbowałem go zgwałcić tamtego dnia...
    To mówiąc, Kuroko pozostawił swoich osłupiałych braci w łazience i odszedł korytarzem. Ryouta spojrzał niepewnie na ciemnoskórego, unosząc lekko brwi, ale Daiki mógł tylko wzruszyć bezradnie ramionami.
    Chyba nigdy nie przyzwyczai się do poczucia humoru młodszego brata.

***

    Dzwonek do drzwi rozbrzmiał prawie dwadzieścia minut po godzinie czternastej – czyli tej, na którą Kagami umówił się ze swoim przyjacielem.
    Taiga starał się wyglądać na wyluzowanego, ale prawda była taka, że strasznie się zamartwiał. Nie tylko przez spóźnienie Aomine, ale również samo oczekiwanie na ich spotkanie – obawiał się, że być może jego zachowanie było stanowczo zbyt dziecinne i nie powinien był „urywać” ich relacji, nie odzywając się do niego przez prawie miesiąc.
    Z duszą na ramieniu czerwonowłosy przeszedł do holu i, z dłonią na klamce, odetchnąwszy głęboko, otworzył drzwi.
–    Cześć – rzucił, przeklinając się w myślach za to, że jego głos zabrzmiał tak niepewnie.
–    Cześć – odparł Aomine równie niepewnie, choć Taiga nie zwrócił na to uwagi.
–    Właź.- Skinął głową w kierunku wnętrza mieszkania.- Burgery już prawie są.
–    Wymieniłeś zamek?- zagadnął z uśmiechem Daiki, przekraczając próg i zrzucając ze stóp buty?
–    A miałem inne wyjście?- parsknął Taiga, zamykając za nim drzwi.- Często włamujesz się do cudzych mieszkań?
–    Tylko, jeśli to konieczne.
–    Och, i każdemu psujesz zamek, łamiąc w nim wsuwkę?- Kagami skrzyżował ręce na klatce piersiowej, przyglądając się ciemnoskóremu, kiedy ten ściągał z siebie kurtkę. Miał na sobie dobrze Taidze znane ciemne spodnie oraz zwykły czarny sweter, nieco rozciągnięty przez liczne prania, ale nie wyblakły.- Gdzieś ty się tego w ogóle nauczył?
–    Gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić – stwierdził Aomine, wzruszając ramionami.
    Taiga uniósł sceptycznie brwi, jednak nie skomentował tego. Ruszył w kierunku kuchni, skinąwszy na Aomine, który podążył za nim, rozglądając się z zainteresowaniem.
    Od jego ostatniej wizyty zmienił się przede wszystkim wygląd salonu – nie był już zasypany butelkami i puszkami po piwie. Panowały w nim czystość i porządek, podobnie jak w każdym innym pomieszczeniu w mieszkaniu Kagamiego, o czym póki co wiedział tylko sam właściciel.
    Mężczyźni weszli do kuchni – Daiki z uśmiechem na twarzy węszył w powietrzu. Kagami uśmiechnął się lekko, po czym zajrzał do piekarnika. Widząc, że burgery są już gotowe, wyłączył gaz i zaczął szykować talerze, podczas gdy Aomine rozsiadł się wygodnie przy stole.
–    To co porabiałeś przez ten miesiąc?- zapytał.- Mam nadzieję, że nie zaniedbałeś swojego talentu do gotowania, bo jeśli burgery będą niedobre, obrzygam ci mieszkanie.
–    Dzięki za uprzedzenie.- Taiga skrzywił się lekko.- Nie myśl sobie, że całymi dniami siedziałem na dupie i rozpaczałem. Na początku było ciężko... Niepotrzebnie wziąłem urlop w pracy, bo przez to nie mogłem skupić się na niczym innym, jak na... tamtym dniu.- Kagami wyjął z piekarnika blachę z burgerami, po czym przełożył pierwsze dwa na uszykowane wcześniej talerze.- Próbowałem zająć się czymkolwiek. Posprzątałem całe mieszkanie, poodsuwałem nawet meble, próbowałem też gotować rzeczy, jakich do tej pory nie gotowałem... Generalnie, prowadziłem się dość żałośnie, szkoda gadać.- Kagami zaśmiał się, zażenowany. Ułożył świeże kawałki sałaty wokół burgera, po czym ułożył na nich dodatkowe kawałki kurczaka w panierce. Sięgnął po sos teriyaki, zagotowany w rondelku.- Po tygodniu wróciłem do pracy, wtedy było już trochę lepiej, bo miałem się czym zająć. Dostałem nawet awans – dodał ze śmiechem.- Teraz, jeśli nie wysyłają nas na akcję, pomagam szkolić młodych aspirantów. Oprowadzam też uczniów, bo niedaleko siedziby jest szkoła strażacka. Pokazuję im naszą pracę i przygotowuję ich mentalnie i po części praktycznie do tego, co ich czeka.- Kagami wziął talerze i odwrócił się do Aomine. Postawił przed nim jego porcję. Daiki cały czas śledził spojrzeniem swojego burgera. Kiedy Taiga usiadł powoli przed Aomine, marszcząc lekko brwi, przyjrzał mu się niepewnie.- Ehm... Aho?
–    Przepraszam, co mówiłeś?- Aomine potrząsnął głową, zabierając się za jedzenie.- Siedziałeś na dupie i rozpaczałeś? Aha, to fajnie.
    Kagami przełknął ciężko ślinę, starając się utrzymać nerwy na wodzy. Pokręcił lekko głową, po czym również zajął się posiłkiem. Przez chwilę milczeli, skupiając się na burgerach – czy raczej robił to Aomine, bo Taiga przyglądał mu się dyskretnie, próbując odkryć, czy ciemnoskóry przyszedł do niego w odwiedziny, czy może tylko po to, by zjeść i wyjść.
–    Co u was?- zapytał w końcu, nie mogąc znieść ciszy.
–    W porządku.- Daiki pokiwał głową. W gruncie rzeczy były dwa powody, dla których skupił się na pochłanianiu burgerów: pierwszy to ich nieziemski smak, którego nie czuł od tak dawna, drugi zaś to fakt, że nie bardzo wiedział, jak rozpocząć rozmowę po tak długiej rozłące.- Ryouta znalazł sobie chłopaka, ma na imię Tooru, ale ostatnio jakoś tak rzadko ze sobą rozmawiają. Co do mnie, to z Ryou układa mi się nawet całkiem dobrze.- Wzruszył ramionami.- Tetsu ma teraz Nigou, świata poza nim nie widzi, więc... no, w sumie w porządku.
–    Taa, słyszałem, że kogoś sobie znalazł – mruknął Kagami, chwytając kawałek kurczaka i wpychając go sobie do ust.
–    Co?- Aomine spojrzał na niego bez zrozumienia.- Ach... Nie, to nie tak. Nigou nie jest człowiekiem, to pies. Szczeniak rasy husky. Tetsu dostał go na święta od Akashiego.
–    Och.- Kagami najwyraźniej nieco się rozluźnił.- Och... Rozumiem.
–    Powiedział mi, że mam cię zaprosić do nas na jakąś kolację kiedyś – dodał Aomine.- Wygląda na to, że już zupełnie ci wybaczył. Tetsu, znaczy. Nie Nigou.
–    Teraz, kiedy macie psa w domu, raczej niezbyt chętnie na to przystanę – mruknął Taiga, krzywiąc się.- Nie cierpię psów – wyjaśnił na pytające spojrzenie Daikiego.- Pamiętasz? Mówiłem ci o tym, jak w dzieciństwie użarł mnie taki jeden...
–    Nigou to jeszcze szczeniak, więc twojemu życiu nic nie grozi – zapewnił, a po chwili zastanowienia, marszcząc brwi, dodał:- Ale twoim kapciom, owszem. Moje już zagryzła, bestia jedna. I próbowała dorwać się do moich jordanów, ale schowałem je u siebie w szafie, na półce, żeby przypadkiem nie sięgnęła. Zadziwiające jest to, że Nigou dobiera się tylko do moich butów, a Tetsu i Ryouty nawet nie ruszy.
–    Może przeszkadza mu zapach tylko twoich?- mruknął z uśmiechem Kagami, nie mogąc się powstrzymać.
–    No ale co złego jest w moim zapa...? Tsk, sam śmierdzisz – burknął Aomine, kończąc swojego burgera. Wstał od stołu i podszedł do piekarnika, by samemu nałożyć sobie drugiego.- Więc cały miesiąc widywałeś się tylko z kolegami z pracy? Czy może z jakimiś innymi przyjaciółmi?
–    Uhm...- Kagami zawahał się, delikatnie rumieniąc się na twarzy. Właściwie to miał nadzieję, że tej kwestii nie poruszą, aczkolwiek nie dało się ukryć, że spodziewał się tego pytania. W założeniu planował skłamać, ale... Przecież to i tak nic by nie dało.- Parę razy spotkałem się z Tatsuyą...
–    Tatsuya?- Aomine usiadł przy stole z nowym burgerem na talerzu.- To ten twój przyjaciel, który kiedyś był twoim chłopakiem?- Kiedy Taiga powoli skinął głową, Daiki uniósł lekko brew, przyglądając się czerwonowłosemu.- Och. Rzeczywiście nie siedziałeś grzecznie na tyłku, co?
–    Ja... nie jestem święty – westchnął Taiga, zażenowany, przecierając dłonią twarz.
–    Nie no, spoko – powiedział Aomine, choć w tym momencie poczuł się bardzo, bardzo dziwnie.- Przecież to nie tak, że myślałem, że wszystkich swoich przyjaciół odtrącisz na bok, a nie tylko mnie.
    To było kłamstwo. Daikiemu nawet do głowy nie wpadło, że mógł być jedynym, z którym Taiga nie chciał się spotykać. Sądził, że czerwonowłosy potrzebuje ciszy i spokoju, aby móc poukładać sobie życie i zastanowić się nad tym, czy tamtym. Nie spodziewał się, że będzie widywał się z innym przyjacielem i w dodatku z nim sypiał.
–    To nie tak, że cię odtrąciłem...- mruknął Kagami, spuszczając wzrok. Zrozumiał, że popełnił błąd. Mógł chociaż jakoś łagodniej ubrać to w słowa, nie chciał urazić Daikiego.
–    W porządku, po prostu nazwałem to tak wiesz, po chłopsku.- Aomine machnął lekceważąco dłonią, wracając do jedzenia.- Dobrze, że kogoś przy sobie miałeś. Ja bym ci tylko przypominał o Tetsu.
    Kagami nie odezwał się. Daiki miał rację, Taiga nie chciał się z nim widywać właśnie ze względu na to, że przy nim tylko intensywniej myślałby o Kuroko. Ale teraz, kiedy poniekąd opanował początkowe emocje, czuł, że popełnił błąd. Aomine miał prawo czuć się odtrącony, zwłaszcza teraz, kiedy Taiga przyznał, że Himuro pocieszył go czymś więcej niż słowami. To był co prawda tylko jeden niezobowiązujący raz, którego Kagami i tak żałował, ale przecież nie mógł teraz powiedzieć o tym Daikiemu. To by wyglądało na tłumaczenie się, a to z kolei wyglądałoby tak, jakby Aomine był jego chłopakiem.
    Z jednej strony Taiga sądził, że może robić, co mu się podoba. Nie był z Kuroko i wiedział, że nigdy już nie będą razem. Ale z drugiej strony, zależało mu na Aomine. I nie chciał, by ten źle o nim myślał.
    A teraz czuł się jak gówno, i miał ogromne wrażenie, że Daiki myśli o nim w ten sam sposób. Stracił przez to apetyt i ochotę na dalszą rozmowę.
    Oboje milczeli. Kagami siedział, skubiąc palcami kawałek sałaty, w którą się wpatrywał, Aomine zaś kończył swojego drugiego burgera. Nie patrzył na Taigę – on również czuł się niekomfortowo. Chciał naprawić tę sytuację, pokazać Kagamiemu, że przecież nie gniewa się na niego, ale prawda była taka, że odczuwał złość.
    To on przez miesiąc siedział w domu, nie widując się z nikim poza Ryou – z którym zresztą widywał się poniekąd z przymusu – bo szanował decyzję Kagamiego, gdy tymczasem on grzał łóżko z Himuro i dobrze się bawił?
    Aomine westchnął ciężko, odsuwając od siebie pusty talerz i przysuwając talerz Kagamiego. Czerwonowłosy nawet nie zareagował, dalej wpatrywał się w kawałek sałaty, który został w jego dłoni. Daiki tymczasem zajął się jedzeniem na wpół zjedzonej kanapki przyjaciela.
–    Akashi pierwszy raz w życiu ubierał choinkę – rzucił Daiki, nie mogąc już znieść panującej między nimi ciszy. Kagami spojrzał na niego, nieco zaskoczony.- No wiesz, to paniczyk z dobrego domu, w dzieciństwie choinkę ubierała mu służba. Ale Tetsu namówił go, żeby przyjechał do nas dwudziestego grudnia, w jego urodziny. Akashiego, znaczy. No i specjalnie czekaliśmy do tego dwudziestego z ubraniem choinki, bo Tetsu uparł się, że chce ją ubrać z Akashim. No i jak przyjechał, to przyjechał już z tym szczeniakiem, Nigou.- Aomine uśmiechnął się lekko, zbierając z talerza kawałki sałaty.- Tetsu był tak zaabsorbowany tą małą bestią, że Akashi ostatecznie sam musiał ubierać choinkę. To było zabawne, patrzeć, jak gapi się na te wszystkie ozdoby w pudłach i nie wie, od czego powinien zacząć. Wiesz, wszyscy mają go za taki ideał, mówią, że on wie i potrafi wszystko, a ja na własne oczy widziałem, jak biedak męczył się z ubraniem choinki.
    Kagami również uśmiechnął się. Nie znał za dobrze Akashiego, ale po kilku spotkaniach widział, że ten mężczyzna, o dość specyficznym i raczej wygórowanym poczuciu humoru, należał raczej do perfekcjonistów. Wyobrażenie go sobie w sytuacji, kiedy nie wiedział co robić, rzeczywiście było całkiem zabawne.
–    I co? Udało mu się ją jakoś ubrać?
–    Ryouta w końcu mu co nieco wytłumaczył, a potem zaczął mu pomagać, więc ostatecznie nie wyszło źle. Właściwie to Akashi wręcz się na niego wkurzył, że dodaje tyle błyskotek.
–    Poważny Akashi wolałby ubrać Poważną Choinkę.
    Aomine parsknął z rozbawieniem i pokiwał głową, kończąc burgera Kagamiego. Myślał, czy nie zmieściłby przypadkiem drugiego – a w jego przypadku czwartego – ale obawiał się, że z kolejnym kęsem na jego brzuchu zaczną się pojawiać pęknięcia.
–    To były fajne święta – stwierdził Daiki.- Nie przepadam za takimi gównami, ale było nawet zabawnie.
–    Moje też nie były najgorsze – mruknął Kagami.- Ojciec wrócił do Japonii, więc spędziliśmy je razem. Pierwszy raz od kilku lat. Zaproponował mi wyjazd do Ameryki, ale odmówiłem.
–    Czemu? Znów mógłbyś trochę pozwiedzać, odpocząłbyś.
    Taiga wzruszył lekko ramionami. Nie widział sensu, by się zgadzać. Znał Los Angeles, bywał tam już wiele razy i przestał ekscytować się tym miejscem. Tu, w Tokio, miał dobrą pracę, którą lubił, miał własne mieszkanie, o czystość którego dbał, no i przyjaciół, z którymi chciał się spotykać.
    Kiedy ojciec zaproponował mu, by wyjechał z nim do Ameryki, Taiga od razu przypomniał sobie o Daikim. Nie chciał spotkać się z nim tylko po to, by powiedzieć mu, że wyjeżdża. Nawet jeśli w Ameryce byłby na tyle daleko, że szybciej zapomniałby o Kuroko, to i tak nie mógł się zdecydować na taki ruch.
    W pewnym sensie chciał liczyć się z uczuciami Aomine. Może i brzmiało to nieskromnie, ale wiedział, że Daiki chce się z nim zobaczyć, że tęskni za nim. I, niech go diabli, on też za nim tęsknił. Nie chciał, by Aomine cierpiał z powodu jego wyjazdu, lub, co gorsza, znienawidził go za to. Nie chciał, by Daiki potraktował go jak tchórza, który ucieka przed rzeczywistością, ponieważ nie potrafi stawić jej czoła.
    To właśnie rozmowa z ojcem przekonała Kagamiego, by wziął się w garść i przestał traktować w ten sposób swojego najlepszego przyjaciela.
    Bo Aomine z całą pewności był jego najlepszym przyjacielem. I niewidywanie się z nim tylko dlatego, że Kuroko zerwał z Kagamim, a on nie potrafił sobie z tym poradzić...
    Przecież Daiki go kocha. Z pewnością zrobiłby wszystko, by pomóc Kagamiemu. Kto wie? Może gdyby Taiga nie zdecydował się na tę rozłąkę, a przyjąłby jego pomoc, szybciej przestałby cierpieć?
–    Ej, Ziemia to Kagamiego.- Aomine pstryknął palcami przed jego twarzą. Taiga spojrzał na niego, nawet nie mrugnąwszy.- Pytam, dlaczego się nie zgodziłeś?
–    Przecież mam tu pracę – mruknął Kagami, rzucając kawałek wciąż trzymanej sałaty na swój pusty talerz, który Aomine na powrót podsunął mu pod nos.- I mieszkanie. Jakoś nie widzi mi się prosić któregoś z moich wścibskich sąsiadów, żeby wpadali tutaj posprzątać.
–    To na jak długo twój ojciec chciał cię wywieźć?- zdziwił się Aomine.
–    Na pół roku – westchnął Taiga, przecierając dłońmi twarz.- Nadal chce, żebym został współwłaścicielem firmy. Planował przedstawić mi projekty i namówić mnie do pomocy przy ich realizowaniu. Najbliższe pół roku ma być ponoć bardzo owocne dla budżetu.
–    Hm – mruknął Aomine, rozglądając się wokół.- Z tego, co pamiętam, nie mówiłeś mi przez telefon nic o trójkąciku.
–    Co?- bąknął Kagami, patrząc na niego z dość ogłupiałą miną.
–    Zaprosiłeś mnie na grupową randkę.- Daiki kiwnął głową w kierunku pustych talerzy.- Miało być jeszcze piwo do towarzystwa.
–    Ach, tak – parsknął Taiga, wstając.- Zapomniałem o nim, chłodzi się w lodówce...
    Kiedy Kagami położył przed Daikim butelkę zimnego piwa, wcześniej ją otwarłszy, Aomine z zadowoleniem upił kilka łyków. Właściwie wciąż był trochę zły i miał ochotę wypić bardzo dużo, ale... był w gościach, więc musiał się powstrzymać.
–    Jesteście razem?- zapytał od niechcenia.
–    Nie.- Kagami od razu go zrozumiał. Przeczuwał, że i tak będzie musiał wyjaśnić Daikiemu swoje zachowanie.- To był jeden raz. Pijany raz.
–    Cóż, wydaje mi się, że znam twoją tendencję do sypiania z przyjaciółmi po pijaku – mruknął Aomine. Kiedy Kagami wbił w niego spojrzenie, mężczyzna skrzywił się lekko.- Wybacz, to zabrzmiało trochę za ostro. Tamto, to była moja wina.
–    To nie była niczyja wina – westchnął ciężko Taiga.- Ty tego chciałeś, ja tego chciałem. I ten raz z Tatsuyą też był taki, i też żałowałem. Różnica jest tylko taka, że on to zrobił dla zabawy. Czy może raczej z sentymentu, albo coś takiego.- Kagami machnął ręką, upijając kilka łyków swojego piwa.- Wiesz, on cały czas jest w związku z Murasakibarą.
–    Dlaczego go zdradza?
–    Bo mu na to pozwala.- Kagami wzruszył ramionami.- Himuro nie lubi być na uwięzi. To nie tak, że robi, co mu się żywnie podoba i sypia z pierwszym lepszym, który mu się spodoba. Wiem, że żywi jakieś tam uczucia do Atsushiego, ale nie chce się ograniczać. A Murasakibara najwyraźniej kocha go na tyle, że nie ma nic przeciwko. Choć ponoć czasem się o to kłócą.
–    To chore – stwierdził Daiki.
–    Owszem – przytaknął Kagami.
    Przez chwilę pili w milczeniu.
–    Więc...- Aomine odchrząknął lekko.- Jak to teraz będzie wyglądać? Z nami, w sensie. Będziesz dalej mnie zapraszał na burgery i będzie tak sztywno, czy jak?
–    Słuchaj, Aho...- Taiga westchnął, przecierając dłonią twarz.- Przepraszam. Prawdopodobnie popełniłem błąd, prosząc cię, byśmy przez jakiś czas się nie widywali. Wiem, że źle cię potraktowałem i, wierz mi, czuję się z tym strasznie... O ile mi pozwolisz, chciałbym to naprawić.
–    To co?- Aomine uśmiechnął się półgębkiem.- Teraz na miesiąc mam u ciebie zamieszkać?
–    Gdybym nie wiedział, że musiałbym wtedy codziennie gotować ci obiad, to nawet nie miałbym nic przeciwko.- Kagami skrzywił się lekko, ale uśmiechnął się.- Możemy zacząć od czegoś łagodniejszego. Może od bombardowania smsami, lekkiego prześladowania i drobnego stalkingu?
–    Och, nie musisz się ograniczać.- Aomine upił łyk piwa i machnął ręką.- Od razu zamknij mnie w piwnicy, zwiąż łańcuchem i zakuj w kajdany.
–    To kłopotliwe, musiałbym uważać, żeby pozostali mieszkańcy bloku nie dowiedzieli się o tobie.
–    No tak, musiałbyś się mną opiekować. Kąpać mnie, i w ogóle...
–    Tego akurat nie robisz zbyt często, więc to żaden problem, ale musiałbym cię karmić.
–    Nie jestem przesadnie wybredny.
–    Jesteś cholernie wybredny.
    Aomine upił kolejny łyk piwa, patrząc na poważną twarz Kagamiego. Po chwili obaj parsknęli śmiechem.
–    No dobra, póki co wróćmy do pomysłu z bombardowaniem smsami – mruknął Daiki, kręcąc z rozbawieniem głową.
–    To co, pijemy za próbę odnowienia spieprzonej przeze mnie przyjaźni?- Kagami uniósł swoją butelkę.
–    Jeszcze jej nie spieprzyłeś, ale byłeś na dobrej drodze.- Aomine również uniósł swoją, po czym oboje stuknęli nimi o siebie i w tym samym czasie upili po sporym łyku.- Mam nadzieję, że zaopatrzyłeś się w odpowiednią ilość butelek, bo mamy do nadrobienia prawie cały miesiąc.
–    Nie martw się, zadbałem o twoje wygórowane podniebienie – odparł z uśmiechem Kagami.- Przynajmniej na najbliższe kilka godzin.
    Aomine uśmiechnął się lekko, czując, że ogarnia go przyjemne zadowolenie. Początek ich spotkania nie prezentował się zbyt kolorowo, ale, jak widać, ich przyjaźń jednak przetrwała czas rozłąki i, kto wie, może nawet nieco się umocniła?
    Cóż – pomyślał Daiki.- Mam najbliższe kilka godzin, by się o tym przekonać.









* W jednym zdaniu napisałam „nie wyblakły” - od razu mówię, że nie, nie jest to błąd. Wiem, że takie przymiotniki pisze się razem, ale nie chodzi tutaj o „niewyblakły sweter” tylko o „sweter, który nie jest wyblakły”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń