[MnU] Odcinek 16

Moda na Uke
Odcinek 16



    Patrząc na przygotowania Takao do przyjęcia jego piątkowego gościa nietrudno było stwierdzić, że raczej nieczęsto zdarza mu się kogoś do siebie zapraszać. „Siedzisko” które urządził w salonie składało się z rozłożonej dla wygodniejszego leżenia kanapy, dużego puchowego koca do przykrycia oraz niezliczonej ilości opakowań najróżniejszych słodyczy – od chipsów, przez ciastka, aż po czekoladę i pudełko ptasiego mleczka. Gdyby nie stojące na stoliku kieliszki oraz butelka czerwonego wina, można by pomyśleć, że to impreza dla dzieci.
    Midorima, który w tym samym czasie szykował się do wyjścia, w pewnym momencie zatrzymał się przy stoliku i z dość niepewną miną uniósł stojący na nim świecznik. Poprawiając okulary, przyjrzał mu się uważnie, po czym zerknął na siedzącego na podłodze Kazunariego, zajętego wybieraniem wypożyczonych tego dnia filmów.
–    Przygotowałeś kolacje?- mruknął.
–    Nie, Kiyoshi powiedział, że coś musi gdzieś tam załatwić i zje na mieście, bo prędzej by z głodu umarł, niż dotarł do mnie – odparł spokojnie Takao, nie wyczuwając w głosie zielonowłosego subtelnej nuty ironii. Shintarou był zmuszony dusić w sobie ciekawość i resztkami silnej woli powstrzymał się od zapytania wprost, czy to spotkanie nie jest przypadkiem randką.
–    Rozumiem.
–    Jeszcze nie wychodzisz?- zagadnął Kazunari, wciąż przeglądając pudełka z filmami.
–    Za chwilę. Wiesz, chciałbym z tobą porozmawiać, Takao...
–    Eh?- Czarnowłosy w końcu spojrzał na niego.- Teraz? Zaraz przyjdzie Miyaji.
–    Nie, nie teraz – westchnął Shintarou.- Znajdziesz dla mnie jutro chwilę czasu? Kiedy wrócę, albo wieczorem?
–    Hmm... A o czym chcesz ze mną rozmawiać?- Kiedy Midorima zarumienił się lekko i odwrócił od niego wzrok, Takao zrozumiał, o co mu chodziło.- Shin-chan, tamten buziak nie miał znaczenia – powiedział, uśmiechając się.- Nie rób sobie nadziei!
–    T-to nie tak, że j-ja...!
–    A jeśli chcesz gadać o Akashim, to daruj sobie – przerwał mu, wracając do przeglądania filmów.- Nie chcę o nim słyszeć ani słowa. I nie musisz się wysilać, Shin-chan, ja wszystko rozumiem. Nie ma mnie, jest Akashi. Przegrałem. Mówi się trudno, nie chcę do tego wracać.
    Midorima już otwierał usta, by coś odpowiedzieć, jednak powstrzymał się, gdy tylko doszło do niego znaczenie słów jego przyjaciela. Wiedział, że to on jest tu winien największych szkód, jednak nic nie mógł poradzić na ukucie w sercu, które poczuł. To, co powiedział Takao, zabolało go. Nie dlatego, że miał rację, ale przez to, że tak „ostro” podsumował ich relacje.
–    Jesteśmy przyjaciółmi...- wybełkotał dość niepewnie.
–    No, niczym innym nie możemy – westchnął lekko Takao, odkładając na bok pudełko z jakimś horrorem.
–    Nie chcę, żebyś uważał naszą przyjaźń za coś uciążliwego – powiedział zielonowłosy, stając nad nim.- Takao, ja... naprawdę cenię sobie twoje uczucia. Ale nie jestem w stanie ich odwzajemnić. To była twoja walka, jednak... od początku byłeś na przegranej pozycji, starałem się ci to wytłumaczyć. Niepotrzebnie byłeś taki uparty, tylko traciłeś czas...
–    Świetnie, dzięki za uświadomienie – warknął Kazunari, rzucając na podłogę kolejne pudełko.
–    Wybacz, nie chciałem cię rozgniewać – powiedział Shintarou.- Dążę do tego, że... jeśli potrzebujesz teraz czasu na odetchnięcie, to... to mogę na jakiś czas wrócić do rodziców. Chcę, żeby było między nami jak dawniej, a moja obecność prawdopodobnie ci w tym nie pomaga.
–    A nie masz wrażenia, że jeśli się wyprowadzisz, to już w ogóle nie będę chciał cię znać?- prychnął czarnowłosy.- Przyzwyczaję się do twojej nieobecności i już więcej nie będę chciał cię widzieć.
–    Jeśli tak się stanie, będzie to dowodem na to, że nasza przyjaźń była bez znaczenia, a lata spędzone na jej budowaniu, stratą czasu – powiedział cicho Midorima.- Proszę, zastanów się nad tym.
–    Dziś nie mam zamiaru – burknął Takao.
–    Oczywiście, nie chcę cię popędzać.- Po chwili wahania Shintarou położył dłoń na jego głowie i delikatnie poczochrał czarne włosy.- Baw się dobrze. Do zobaczenia jutro.
–    Ta, do zobaczenia – mruknął Kazunari, patrząc jak Midorima znika w korytarzu.- Obyś odgryzł mu penisa!- krzyknął, nim zdążył ugryźć się w język.
    Oczywiście, Shintarou nic na to nie odpowiedział. Dało się słyszeć jedynie odgłosy zakładania butów i płaszcza, a po chwili otwierane drzwi i, ku zaskoczeniu Takao, również rozmowę.
–    Midorima, jak mniemam?
–    Zgadza się. Miyaji Kiyoshi, prawda? Takao jest w salonie... może trochę ostrożniej, to także moje mieszkanie!
    Kazunari, odrobinę zaniepokojony tymi słowami, wstał pospiesznie z podłogi i wyjrzał na korytarz. Wyglądało na to, że Miyaji wszedł do środka i przy okazji potrącił ramieniem zielonowłosego.
–    Wychodzę – mruknął Midorima do Takao, mierząc przy tym groźnie Kiyoshiego, który bez słowa zaczął się rozbierać.
–    Jasne.- Takao posłał mu lekki uśmiech, a kiedy ten opuścił mieszkanie, spojrzał z rozbawieniem na swojego przyjaciela.- Lekkie spięcie?
–    Facet wygląda idiotycznie, co ty w nim widzisz?- Miyaji popatrzył na niego z niedowierzaniem. Takao wzruszył ramionami na jego słowa.
–    Chyba mam słabość do tsundere. Teraz Shin-chan się taki nie wydaje, ale on na serio jest słodki. Zawsze kiedy robiłem coś źle, albo chorowałem, to okrzykiwał mnie, jednocześnie opiekując się mną jak ukochanym pieskiem... lubię to w nim.- Skrzywił się.- No, teraz też jestem chory, bo próbuję wyleczyć się z miłości do niego. Szkoda, że nie może się mną zaopiekować.
–    Postaram się ci pomóc – westchnął Kiyoshi, podając mu przeźroczystą reklamówkę z butelką sake i jakąś gazetą.- Są w niej ogłoszenia o wolnych pokojach i kawalerkach do wynajęcia – wyjaśnił, widząc niezrozumiałe spojrzenie Kazunariego.
–    Chcesz wynająć coś mniejszego?
–    Nie, ty wynajmiesz.
–    Ah, rozumiem.- Takao uśmiechnął się, prowadząc przyjaciela do salonu.- Chcesz, żebym się wyprowadził, bo wtedy łatwiej będzie mi o nim zapomnieć?
–    Ty tak nie uwa...?- Miyaji urwał, widząc rozłożoną kanapę, całą stertę słodkości, świecznik i wino.- Chyba zapomniałem pierścionka, może się wrócę?
–    Eh? Pierścionka?
–    Nieważne – parsknął, kręcąc głową.- Nie uważasz, że będzie lepiej jeśli przez jakiś czas na serio będziesz go unikał?
–    Sam nie wiem – westchnął Takao, kładąc butelkę sake oraz gazetę na stolik. Mężczyźni usiedli na kanapie.- Gdyby nie studia, pewnie wybrałbym się na jakieś wakacje, czy coś.
–    A może urlop dziekański?
–    Nie chcę zawalić semestru tylko dlatego, że mam problemy miłosne – roześmiał się gorzko chłopak.- Zobaczymy jak to będzie. Minęło dopiero kilka dni odkąd pogodziłem się z faktem, że jestem na przegranej pozycji. Jeśli rzeczywiście nie będę mógł znieść jego obecności, to znajdę dla siebie coś mniejszego. Chociaż, wiesz, Shin-chan sam zaproponował, że pomieszka trochę u rodziców. Ale to wydaje mi się bez sensu, bo dzielimy się rachunkami i czynszem, a jeśli któreś z nas będzie musiało płacić samo, to w końcu się zadłuży. No bo z jakiej racji Shin-chan ma płacić, jeśli tylko ja tu mieszkam? A, wiesz... raczej nie chcę, żebyśmy obaj szukali osobnych mieszkań. Polubiłem to – dodał, rozglądając się wokół.- Chociaż łazienka mogłaby być większa.
–    Jak tam chcesz.- Miyaji wzruszył ramionami.- Ale moim zdaniem szybko dojdzie do tego, że będziesz chciał sam pomieszkać.
–    Poczekamy, zobaczymy – westchnął Takao, sięgając po pudełka z filmami.- Dzisiaj nie będziemy o tym rozmawiać. Wybieraj, który oglądamy pierwszy.
–    Same horrory – zauważył Kiyoshi, unosząc sceptycznie brew.- No dobra, niech będzie ten, słyszałem, że jest mocny.- Podał mu pudełko.- Ten, kto pierwszy się przestraszy, jutro robi śniadanie do łó... do kanapy?
–    Umowa stoi.- Takao skinął głową, starając się nie uśmiechnąć. Dobrze wiedział, że ten film rzeczywiście trzyma w napięciu, w końcu nie tak dawno miał okazję go oglądać, o czym Miyaji nie wiedział. Nie miał jednak zamiaru zdradzać mu tego, liczyła się przecież przewaga nad „wrogiem”.
    Kiedy wstał, żeby włączyć film, nie mógł zauważyć, że Kiyoshi również starał się nie uśmiechać. On również widział ten film i wybrał go z konkretnego powodu. Obawiał się, że tamten jeden raz, kiedy Kazunari zrobił mu śniadanie i zaniósł je do łóżka, trochę go uzależnił.
    I nie miał zamiaru odmówić sobie tej przyjemności, by znów poczuć się jak jego chłopak.

***

    Kagami sam za dobrze nie wiedział, dlaczego tak „rozpieszcza” Aomine, że postanowił zrobić na kolację jego ulubione burgery teriyaki. Być może chciał w ten sposób jakoś zrekompensować mu się za jego uczucia, których nie był w stanie odwzajemnić, a może po prostu zwyczajnie chciał sprawić mu radość tym drobnym uczynkiem i umilić wieczór, który mieli przecież spędzić na poważnych rozmowach.
    No właśnie. „Poważne rozmowy”. Właśnie to go czekało, właśnie po to zaprosił do siebie Aomine. Nawet jeśli nie miał pojęcia od czego tak naprawdę powinien zacząć.
    Zamknął piec i odrzucił na bok rękawicę, której użył do wysunięcia blachy z burgerami. Zegar na lodówce wskazywał godzinę dziewiętnastą pięćdziesiąt. Kolacja była gotowa, piwo do popicia już się chłodziło. Tylko sam Kagami nadal nie był przygotowany na tematy, które będą musieli poruszyć.
    Cała ta sytuacja powoli zaczynała go przerastać. Samo myślenie o tym było męczące, a co dopiero świadomość, że będzie musiał jakoś wytłumaczyć Aomine...
    Ale co dokładnie? Co ma mu wytłumaczyć? Że nie mogą być razem? On już to wie. Że kocha Kuroko? To też wie. Że chce, żeby Aomine zapomniał? Jakby to było takie łatwe...
    Zaprosił go do siebie ale sam do końca nie wiedział, czego tak naprawdę chciał. Lubił Daikiego, mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że to jego drugi najlepszy przyjaciel, zaraz po Himuro. Był pewien, że może mu zaufać, że może pożalić mu się, pogadać z nim, albo po prostu spędzić z nim czas ot tak, na luzie, po prostu siedząc na kanapie i popijając piwo podczas oglądania meczu.
    Czego tak naprawdę chciał? Wrócić do tego, co było? Być po prostu jego przyjacielem? Wcześniej przecież tak było. Owszem, przespali się ze sobą, ale nie byli seks-przyjaciółmi. To był tylko jeden raz, kiedy Taiga tak się upił i miał dość wszystkiego.
    Czuł się winny, i to bardzo. W końcu to z jego inicjatywy doszło do zbliżenia. To on patrzył w oczy Aomine znacząco, to przez niego ich usta się złączyły. To on jako pierwszy wsunął język między jego wargi, to on poddał się i pozwolił, by Daiki wziął go na tej kanapie, na której zaraz obaj znów usiądą, po to by porozmawiać o tym, że tamta noc jest wspomnieniem, jest rozdziałem do zamknięcia.
    Kagami był w rozsypce. Zastanawiając się nad tym jak powinien zacząć rozmowę był świadom, że będzie musiał nawiązać do ich seksu. Jedno zdanie, krótkie – na pewno poradzi sobie z wypowiedzeniem go na głos.
    Ale dlaczego, myśląc o tym teraz, wspomina tamte chwile? Dlaczego przypomina sobie jak leżał na plecach, patrząc jak Daiki ze stoickim spokojem, klęcząc przed nim, ściąga z siebie koszulkę? Dlaczego przed oczami widzi obraz jego umięśnionej klatki piersiowej, czemu wspomina dotyk jego dłoni i smak rozgrzanej skóry? Jego pocałunki, które na długo pozostawiły ślady na jego ciele, jego przyspieszony oddech tuż przy jego uchu i dźwięki, które z siebie wydawał.
    Dzwonek do drzwi jeszcze nigdy tak bardzo go nie cieszył. Ocknąwszy się niechcianych myśli i odetchnąwszy głęboko, potrząsnął lekko głową, ruszając do holu.
–    Przyniosłem piwko – powitał go z uśmiechem Aomine Daiki, unosząc dłoń z trzymanym sześciopakiem.
–    Też mam, już schłodzone – odparł, przesuwając się na bok i wpuszczając go do środka.
    Ciemnoskóry przekroczył próg raźnym krokiem, po czym zrzucił z nóg buty i założył uszykowane przez Kagamiego kapcie. Podczas gdy czerwonowłosy odebrał od niego piwo i ruszył z powrotem do kuchni, by włożyć je do lodówki, Daiki zdjął z siebie kurtkę i przewiesił ją na wieszaku.
–    Nie masz ty ostatnio za dużo wolnego w pracy?- zagadnął swobodnie, od razu rozsiadając się na kanapie.
–    Pracuję prawie codziennie, ale ile można ratować te koty? Mam teraz wolny tylko weekend, od poniedziałku znowu zasuwam. A jak tam u ciebie w robocie? Nie za dobrze masz? Każdy weekend wolny, a jak do ciebie dzwonię to masz na dodatek przerwę.
–    Wiesz...- Daiki odchrząknął lekko.- Na razie mamy spokój, więc ciągle siedzę na posterunku.
–    To pewnie się nudzisz.- Kagami postawił na stoliku przed nim butelkę piwa oraz talerz z ogromnym burgerem. Aomine wpatrzył się w niego z rozdziawionymi ustami, czerwonowłosy niemal widział uciekającą z nich stróżkę śliny.
–    O cholera – szepnął Daiki, sięgając powoli po talerz.- No witaj, maleństwo.
    Kagami parsknął cicho, wywracając oczami, po czym poszedł po swoją porcję. Kiedy wrócił, Aomine już ze smakiem zajadał się gorącą bułką, wzdychając przy tym z zadowolenia. Taiga usiadł obok niego, sięgając po pilota i włączając telewizor, by grał im w tle.
–    Chyba chcesz mi powiedzieć naprawdę przykre rzeczy, skoro zrobiłeś dla mnie moje ukochane burgery – powiedział Aomine dość żartobliwym tonem, choć prawdą było, że całym jego ciałem zawładnął lekki niepokój.
–    Uhm...- Taiga zarumienił się delikatnie, zawstydzony. Nie wiedział, czy powinien tak od razu przechodzić do tych tematów. Właściwie to chciał na początek zacząć jakąś przyjemną konwersację, a dopiero później, kiedy na przykład już zjedzą i trochę wypiją...- Jak się miewa Kise?
    „Świetnie. Brawa dla mnie, naprawdę cholernie dobry temat na „przyjemną konwersację”, no po prostu zajebisty”, skarcił się w myślach.
    Aomine przez chwilę patrzył na niego uważnie, zastanawiając się dlaczego odwleka rozmowę, dla której przecież sam go zaprosił. Czyżby zmienił zdanie? Nie, niemożliwe.
–    Tak sobie – odparł w końcu, wracając do posiłku. Mówienie podczas żucia bułki nie sprawiało mu trudności.- Dzwonił ostatnio do Kasamatsu, żeby się z nim pogodzić, ale wygląda na to, że ten chuj na serio związał się z tą pindą.
–    Co ty?- Taiga spojrzał na niego, zaskoczony.- Cholera, Kise musi czuć się podle...
–    I pewnie będzie się tak czuł – powiedział Aomine, kiwając głową. Skrzywił się nieco.- Jak wytrzeźwieje.
–    Wytrze... co się stało?
–    Nocka z Reo – odparł, patrząc na niego znacząco.- Wrócił popołudniu roześmiany i szczęśliwy, prosząc, żebym na następne jego urodziny wyskoczył mu z tortu. Nie wiem, czy oni pili alkohol, czy go wciągali, ale kiedy Ryouta zaczął płakać, że musimy jechać do Reo, bo zła wiedźma z pralki zamieniła go w gruszkę, zrozumiałem, że wzięli go za dużo.
    Kagami pokiwał lekko głową, zakrywając szybko usta, by nie wybuchnąć głośno śmiechem. Usilnie starał się również ukryć drżenie ramion. Aomine wyskakujący z tortu? Wróżka z pralki? Szkoda, że go przy tym nie było...
–    Mam nadzieję, że Tetsu jakoś z nim przeżyje... Co prawda udało mi się zawlec go do sypialni, co oczywiście musiałem zrobić sam, bo Tetsu stwierdził, że kogoś tak śmierdzącego w życiu nie dotknie, ale i tak Ryouta nie był szczególnie śpiący i jeszcze śpiewał jakieś openingi z anime. Jeśli udało mu się zejść na dół, Tetsu będzie miał blondwłosy problem.- Ciemnoskóry westchnął ciężko, kręcąc głową i patrząc przez chwilę na swój pusty już talerz.- Masz jeszcze?
–    Tak, są w piekarniku.
    Kiedy Daiki udał się do kuchni, Kagami zaczął kończyć swojego burgera, by również pójść po dokładkę. Ich spotkanie niby nie zaczęło się źle, ale chłopak wciąż myślał tylko o tym, by mieć to już za sobą, by porozmawiać z nim szczerze, wytłumaczyć sobie wszystko i wrócić do bycia przyjaciółmi takimi jak dawniej. Przez to pragnienie, głośno wykrzykiwane przez jego myśli, wymyślanie jakichkolwiek „zwyczajnych” tematów przychodziło mu z niemałym trudem.
    Aomine również nie czuł się zbyt komfortowo. Specjalnie stał nad piekarnikiem przez dłuższą chwilę, chcąc odwlec nieco powrót do przyjaciela. Widział, że Taiga się męczy, że jest zdołowany i jakby zagubiony. Domyślał się, co chce mu powiedzieć czerwonowłosy i zdawał sobie sprawę, że może nie być to dla niego łatwe. Był gotów dać mu tyle czasu, ile potrzebował, ale...
    On również się stresował.
    Kiedy wrócił na kanapę, tym razem to Taiga poszedł po kolejnego burgera. Milczeli, kiedy znów siedzieli obok siebie, oglądając komedię, w którą żaden z nich tak naprawdę się nie wsłuchiwał. To było jak odliczanie do wybuchu bomby, której nie potrafili zdetonować. Wiedzieli, że nic nie da się zrobić, że kończy im się czas, sekundy powoli upływają, a licznik nieuchronnie zbliża się do czterech zer.
    W końcu to Aomine jako pierwszy stracił cierpliwość. Gdy skończyli jeść, odstawiając talerze na stolik, ciemnoskóry sięgnął po ich piwa i otwarł je, podając jedną butelkę Kagamiemu.
–    Obaj mamy tego dosyć, a jak tak dalej pójdzie, to będę musiał zostać do jutra, żebyś w końcu zaczął gadać – mruknął.
–    Łatwo ci mówić – burknął Taiga, odbierając piwo i łypiąc na przyjaciela niezadowolonym spojrzeniem.- Postaw się w mojej sytuacji.
–    Nawet nie będę próbował, bo mam swoją własną „sytuację”, i szczerze, gdybym miał postawić się jeszcze w twojej, już dawno byś dochodził. Tutaj, albo w sypialni, zależy jak bardzo by mnie poniosło.
–    Brzmisz jak... ty.
–    Cieszę się, że cię zaskoczyłem.- Aomine uśmiechnął się skromnie.- No, to zaczynajmy burzę mózgów i uczuć.
–    Gdybym tylko wiedział, od czego powinienem zacząć...- westchnął ciężko czerwonowłosy.
–    Może od początku?- zaproponował Daiki, upijając spory łyk piwa.- Wyznałem ci swoje uczucia. Przepraszam za to, nie powinienem był. Widzę, że się teraz z tym męczysz, ale... czego dokładnie się boisz? Mówiłem ci już, że niczego nie oczekuję. Wiem, że kochasz Tetsu i będziesz z nim na dobre i na złe, póki śmierć, albo inne gówno was nie rozłączy. Pogodziłem się z tym. I tak odkąd się w nim zakochałeś, nie miałem u ciebie żadnych szans. Powiedziałem ci, że nie masz o tym myśleć, bo dam sobie radę. To o co chodzi?
–    O to, że nie potrafię o tym „nie myśleć” - westchnął Kagami, przecierając dłonią kark.- Słuchaj, stary... serio, ostatnimi dniami ciągle w głowie mi tylko ty i twoje słowa. Jesteśmy przyjaciółmi i... no, nie powiem, że cię kocham, bo dziwnie to zabrzmi, ale jesteś dla mnie cholernie ważny, dobra? Kuroko jest twoim bratem, więc to mi w ogóle nie ułatwia sprawy, kiedy... no, kiedy spędzam z nim czas, a ty akurat jesteś gdzieś w pobliżu. To... niewygodne... tak jakby... kiedy jestem z nim, a ty to widzisz.
–    Boisz się, że mnie tym zranisz, czy co?
–    Ta – burknął, rumieniąc się i odwracając od niego głowę.- Wiem, że to nie jest fajne uczucie, patrząc jak osoba, w której się kochasz, mizia się z inną.
    Aomine powstrzymał parsknięcie, ciesząc się, że Taiga w tym momencie na niego nie patrzył.
–    To miłe z twojej strony, ale nie musisz się tym przejmować – powiedział.- Wcześniej przecież to wytrzymywałem.
–    Ale wcześniej nie wiedziałem, że mnie kochasz!- warknął Kagami.- Teraz to inna sprawa, wiesz?
–    Okay, rozumiem – westchnął Daiki.- Ale czego ode mnie oczekujesz? No bo chyba nie chcesz mnie teraz unikać, co? Taka przyjaźń będzie do dupy, no! Równie dobrze moglibyśmy po prostu zerwać kontakty i mówić sobie pierdolone „dzień dobry”, kiedy wpadałbyś do Tetsu podczas mojej obecności w domu.
–    To nie tak, nie chcę cię unikać! Po prostu... czuję się podwójnie niefajnie, bo...
–    Bo?
–    Bo... no bo nie chcę, żeby Kuroko kiedykolwiek się o nas dowiedział...
–    Aha – mruknął Aomine, drapiąc się po głowie.- Nie no, weź, przecież nie mam zamiaru mu powiedzieć, że kocham jego faceta.
–    To nie tak...- Kagami znów westchnął.- Nie zrozum mnie źle, ja... nie chcę, żeby on wiedział, że my w ogóle... że spaliśmy ze sobą.
–    Tetsu by się i tak nie zraził, przecież nie byłeś z nim wtedy.
–    Ale byłem w nim zakochany!- jęknął Taiga.- Cały czas czuję, że to było nie fair w stosunku do niego... Nie chcę, żeby wiedział, że kochając jego, zabawiałem się z tobą.
–    „Zabawianiem” bym tego nie nazwał, ot raz ja ci włożyłem, raz ty mi.- Aomine skrzywił się lekko.- Czyli, że żałujesz?
–    Nie... to nie do końca tak – westchnął ciężko.- Znaczy no... mam trochę wyrzutów sumienia przez miłość do Kuroko, ale ogólnie...- Spłonął rumieńcem.- No... nie wspominam tego źle, czy... czy coś...
    Daiki milczał przez chwilę, wpatrując się w czerwoną twarz swojego przyjaciela i resztkami sił próbując powstrzymać siebie samego od rzucenia się na niego. W tym momencie był tak cholernie słodki, przyznając się do swoich odczuć, że Aomine ciężko było tak po prostu siedzieć w bezruchu.
–    Ok, myślę, że cię rozumiem – wydukał.- Tetsu o niczym się nie dowie, zapewniam cię. Mówiłem ci już, że nie mam zamiaru psuć waszego związku. Gdybyś był z kimś innym to pewnie robiłbym to bez skrupułów, ale Tetsu to mój brat. Możesz być pewien, że nasza tajemnica jest bezpieczna.
–    Dzięki – mruknął Kagami.- I przepraszam... zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest miłe.
–    Powiedziałem, że rozumiem.- Daiki wywrócił oczami.- Nie drąż już tego.
–    Ehm... pozostała jeszcze kwestia twoich uczuć – wymamrotał słabo czerwonowłosy.
–    To znaczy?
–    Jesteś pewien, że kontakt ze mną nie będzie dla ciebie uciążliwy?- zapytał cicho, spoglądając na niego niepewnie.
–    Kagami...- Aomine westchnął ciężko. Upił kilka sporych łyków swojego piwa, nim zaczął ciągnąć dalej.- Wiesz, mną się naprawdę nie przejmuj. Jeśli poczujesz się spokojniejszy i „bezpieczniejszy”, gdy powiem, że na pewno niedługo minie mi to uczucie, to w porządku. Dla ukojenia twoich nerwów mogę ci tak powiedzieć. Ale po cholerę mam cię oszukiwać? Taiga, ja nie chcę zapominać o tym, że cię kocham.- Słysząc to, Kagami spojrzał na niego oszołomiony, z lekko rozchylonymi ustami.- Jesteś z kimś innym, kochasz kogoś innego, ale moje uczucia to moja sprawa. Może jestem masochistą i po prostu chcę cierpieć w milczeniu, a może po prostu lubię to uczucie? Pomyślałeś o tym? Że lubię cię kochać? To fajna sprawa.- Znów się napił.- Motylki w brzuchu, wspominanie moich ulubionych momentów z tobą, które poprawiają mi humor, myśli o twojej głupiej mordzie. Lubię to. Być może kiedyś rzeczywiście o tym zapomnę, ale na pewno nie teraz. Nie będę się starał na siłę. Samo minie. A jak nie, to nie.- Wzruszył ramionami.- To serce rządzi uczuciami, nie rozum. Nic na to nie poradzisz.
    Kagami przełknął ślinę, odwracając powoli głowę. Zacisnął dłonie w pięści, przymknął oczy. To co powiedział Aomine było tak szczere i prawdziwe, że nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, by mu cokolwiek odpowiedzieć.
    To serce rządzi uczuciami, nie rozum.
    Daiki miał rację. Kagami nie powinien przekonywać go do rzekomo „najlepszych rozwiązań”. Oczywiście, nie chciał, żeby Aomine cierpiał, nie chciał mu sprawiać przykrości. Wolał, żeby pokochał kogoś, kto odwzajemni tę miłość.
    Ale nie mógł przecież wpływać na jego uczucia.
–    Przepraszam – mruknął Aomine.- Nie rozklejaj mi się tu, tygrysie.
–    Spierdalaj – westchnął chłopak drżąco, pospiesznie ocierając kąciki oczu.
–    Kurwa...- syknął Daiki, odchylając głowę.- Nie powinieneś tak reagować, to zbyt wiele dla mnie znaczy.
–    Obwiniaj sam siebie, że gadasz takie rzeczy.
–    Chciałem być romantyczny.
–    W dupę wsadź se swój romantyzm. Już bym wolał, żebyś mi przypierdolił.
–    A mogę zrobić coś innego?
–    Co?- Spojrzał na niego ze złością.
    Aomine przysunął się do niego, ich kolana zetknęły się ze sobą. Twarz ciemnoskórego znalazła się niebezpiecznie blisko Taigi.
–    Tak jakby... bardzo chciałbym cię pocałować. Ten jeden, ostatni raz.
–    C...? N-nie... nie możemy – bąknął Kagami, odsuwając nieco twarz, jednak nie odwracając jej.- To już jest... niewierność...
–    A jeśli skradnę ci go siłą?- Daiki uśmiechnął się zawadiacko.
–    N-nie...- jęknął słabo Taiga, czując jak po jego plecach przechodzi niekontrolowany dreszcz, a serce przyspiesza, uderzając silnie o klatkę piersiową.
–    Tsk.- Aomine skrzywił się lekko, odsuwając nieco. Po krótkiej chwili niespodziewanie zabrał butelkę piwa Kagamiego i upił z niej spory łyk.- Teraz ty.- Podał mu trunek.
–    Co?- bąknął Taiga, mrugając, zaskoczony.
–    No napij się.
–    Ehm...
–    Dalej, masz pięć sekund. Pięć, cztery, trzy, dwa...
    Kagami wyszarpnął z jego dłoni butelkę, a potem upił kilka większych łyków, dopóki butelka nie została opróżniona, a ostatnie krople gorzkiego napoju nie spłynęły przez jego gardło.
–    Zadowolony?- warknął.- Po co to było?
–    Bo chciałem cię pocałować – odparł.
–    Ha?- Kagami zamrugał, nie rozumiejąc.
–    No co?- Daiki skrzywił się lekko.- Nie było innego wyjścia, tak? Musiałem zadowolić się pośrednim. Ale przynajmniej go odwzajemniłeś, pijąc po mnie!
–    Du-dureń!- Kagami spłonął rumieńcem, odsuwając się od Aomine na sam skraj kanapy i szybko zasłaniając usta.
    Aomine zaśmiał się, zadowolony, po czym dokończył swoje piwo i, odstawiwszy je na stolik, wstał z kanapy.
–    Idziesz już?- zapytał Kagami, patrząc na niego niepewnie.
–    Nie da się uprawiać pośredniego seksu – zażartował Daiki.- A z innego powodu nie mam zamiaru zostawać.
–    Bardzo śmieszne – warknął Taiga, idąc za przyjacielem do holu.- Powiedziałbyś na odchodne coś miłego, żebym wiedział, że niczego między nami nie spieprzyłem.
–    Wykończyłeś mnie tą rozmową, tygrysie – powiedział Aomine.- Muszę trochę odetchnąć, ale nie masz się czym martwić. I nie unikaj mnie, bo na serio ci przywalę.
–    Nie mam zamiaru...
    Aomine ubrał buty i kurtkę, po czym spojrzał na Kagamiego i uśmiechnął się do niego lekko.
–    Dzięki za burgery, jak zawsze pycha – powiedział.- Nie zapomnij zaprosić mnie na kolejne.
–    Jasne – zaśmiał się.- No to... do zobaczenia, nie?
–    Do zobaczenia – odparł Daiki po krótkiej, ledwie zauważalnej chwili wahania.
    Wyszedł z mieszkania Kagamiego, skinąwszy mu jeszcze na pożegnanie głową. Kiedy Taiga zamknął za nim drzwi, Daiki mógł w końcu odetchnąć z ulgą, że to wszystko już za nim, że wytłumaczyli sobie jak teraz będą wyglądać ich relacje, że...
    Że wszystko powoli tak jakby wraca do normy.
    Im dalej znajdował się od mieszkania Kagamiego, tym bardziej spokojniejszy się stawał. Może i mógłby zostać dłużej, wypić jeszcze parę piw i obejrzeć razem mecz, ale wiedział, że to nie miałoby większego sensu. Obaj musieli się uspokoić i poczekać aż emocje opadną.
    Aomine uśmiechnął się delikatnie, pociągając lekko nosem i wzdychając. Ciemne niebo nad jego głową rozbłysło białym światłem, zagrzmiało urywanie. Po jego policzkach spłynęły powoli chłodne krople.
    Na kilka sekund przed deszczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń