[MnU] Odcinek 8

Moda na Uke
Odcinek 8



    Tokio nocą wyglądało nadzwyczaj pięknie. Miliardy neonowych świateł błyszczały nad ich głowami, samochody pędziły ulicami niczym krew w żyłach tej ogromnej metropolii, nadając wrażenia, jakby miasto dopiero teraz ożywało, jakby zaczynało żyć własnym życiem.
    Pierwszy raz od dłuższego czasu Takao czuł się szczęśliwy. Może nie do tego stopnia, jakby chciał, ale zdążył już nauczyć się cieszyć nawet tymi najmniejszymi drobnostkami, jak choćby ta chwila teraz, kiedy wraca razem z Shin-chanem do ich mieszkania, kiedy kroczy tuż obok niego, kiedy rozmawiają swobodnie na tysiące błahych tematów.
    Kiedy może zapomnieć, że pomiędzy nimi wciąż istnieje ta niepokonana do tej pory bariera, jaką była miłość Midorimy do Akashiego.
–    No to co chcesz na kolację?- zapytał Takao, kiedy wspinali się po metalowych schodach w kierunku ich mieszkania.
–    Obojętnie – odparł Midorima.- Mogą być nawet zwykłe kanapki. Rozumiem, że cały wieczór spędzamy na kanapie?- zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
–    No jasne!- Takao zaśmiał się radośnie, wyciągając z kieszeni spodni klucze.
–    Możemy obejrzeć film, a potem powtórzyć trochę materiał na poniedziałkowe zajęcia.
–    Dobry pomysł! W takim razie ty zapakujesz prezent, a ja zrobię coś na szybko. Chyba nie ma za dużo chleba, więc zrobię sushi, co ty na to?
–    Trzy razy tak.
    Kazunari uśmiechnął się, wchodząc do mieszkania, zamknął drzwi za Midorimą. Kiedy oboje rozebrali się z kurtek i butów, a Shintarou poszedł do swojej sypialni, by zapakować prezent dla siostry, czarnowłosy przeszedł wąskim korytarzem do kuchni, by zająć się kolacją.
    Właściwie to, że miał okazję spędzić ten wieczór z Midorimą, było drobnym cudem. Jeden z gitarzystów w zespole Takao nieszczęśliwie się pochorował, a perkusista, który wracał z rodzinnego zjazdu utknął w pociągu, dlatego ekipa była zmuszona zrezygnować z próby nad ich nowym singlem.
    Tym lepiej dla Kazunariego. Chłopak i tak wolał zostać w domu, zwłaszcza, kiedy usłyszał, że Shintarou nie ma na wieczór żadnych planów prócz odwiedzenia centrum handlowego w poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla swojej siostry.
–    Pomóc ci w czymś?- Midorima wszedł do kuchni i od razu zabrał się za chowanie wcześniej pomytych naczyń.
–    Dzięki.- Takao posłał mu uśmiech.- Zaraz skończę i możemy lądować na kanapie. To co obejrzymy? Może jakiś horror?
–    Znowu będziesz się bał i przyjdziesz spać do mnie, nanodayo – mruknął Shintarou, aczkolwiek z lekkimuśmiechem na twarzy.
–    No to może kryminał? Za niedługo chyba nawet poleci ten serial "Kryminalne Zagadki Tokio"?
–    To już lepsza opcja.- Midorima schował do szafki patelnię, po czym podszedł do swojego współlokatora i oparł się o ladę kuchenną tuż obok niego.- Kagami i Kuroko są ze sobą?
–    Hmm? Ah, tak.- Takao zawinął ryż w nori i spojrzał pytająco na Shintarou.- Skąd go znasz?
–    Kiedyś chodził z moją siostrą – powiedział, po czym odrzchnąknął głośno, zamykając na moment oczy i prostując się.- Włączę już telewizor, czekam na ciebie w salonie.
–    Ok.... zrobię jeszcze herbaty!- zawołał za nim, gdy zniknął za drzwiami kuchni.
    Takao przygryzł lekko wargę, nastawiając wodę na kuchenkę. Kagami chodził z jego siostrą? To brzmiało dość dziwnie, poza tym Midorima zrobił jakąś dziwną minę... może Kagami jakoś skrzywdził jego siostrę?
    W każdym razie, miał nadzieję, że Kuroko wie, że jego chłopak nie zawsze był gejem...
    Po zaparzeniu herbaty i ułożeniu sushi na dużym talerzu, Takao zabrał wszystko do salonu, gdzie na kanapie siedział już Midorima, przeglądając program telewizyjny. Kazunari usiadł obok niego, układając wcześniej kubki i talerz na stoliku i przysuwając go nieco bliżej kanapy. Kątem oka dostrzegł przygotowane już notatki z uczelni. Uśmiechnął się lekko. Shintarou naprawdę lubił się uczyć.
    Rozsiadł się wygodnie tuż obok Midorimy, opierając głowę o jego ramię. Shintarou po krótkiej chwili wahania nakrył ich ciepłym kocem pozostawionym na oparciu kanapy, znalazł odpowiedni program i zwiększył głośność, gdy kolejny odcinek jednego z ich ulubionych seriali rozpoczął się.
–    Niedługo nagrywacie nowy singiel, nie?- zagadnął, kiedy na ekranie pojawił się opening.
–    Mhm! Mamy teraz próby, no ale dzisiaj nie wyszło.
–    To będzie kolejny opening do "Seme życia"?
–    Jeszcze nie wiem. Co prawda producenci dzwonili do naszego menedżera, ale nie jestem pewien, czy chcą tę piosenkę jako opening kolejnego sezonu, czy ending. Możliwe też, że po prostu chcą wpleść ją w któryś odcinek. Czas pokaże. Do kolejnego sezonu "Seme życia" i tak jest daleko.
–    Rozumiem.- Midorima chwycił w palce drobny listek, który zaplątał się we włosach Takao.- Liść? Skąd on się tu wziął?
–    Eh?- Takao spojrzał na listek, zaskoczony.- Ah, to pewnie z tej kawiarni. Mają tam żywe drzewka w doniczkach, jedno trochę im przyschło.
–    Siadasz pod drzewem, nanodayo?- Midorima uśmiechnął się lekko.
–    Tam jest najwygodniej!- burknął Takao, nieco nadąsany.- Mam ciszę i spokój,  mogę myśleć nad tekstami i rozkoszować się smakiem pysznej kawy!
–    Jak wolisz.- Midorima uśmiechnął się jeszcze szerzej i wskazał ruchem głowy na ekran telewizora.- Oglądaj.
    Takao znów oparł się wygodnie o jego ramię, opatulając ciepłym kocem. Właśnie takie chwile uwielbiał najbardziej – w przyciemnionym wnętrzu ich niewielkiego mieszkania, na miękkiej kanapie, pod pachnącym kocem, tuż obok siebie. On, Shintarou i nikt więcej.
    Gdyby tylko mógł zostać z nim tak na zawsze... Gdyby Midorima był w stanie w końcu odwzajemnić jego miłość, odpowiedzieć na nią, zapomnieć o tym zatruwającym jego życie wyimaginowanym związku z Akashim.
    Akashi i miłość? Niemożliwe. Przecież on może mieć wszystko, jest bogaty, przystojny, ma klasę, świetną karierę, świetlaną przyszłość i tysiące kochanków i kochanek. Midorima jest dla niego tylko jednym z wielu. Akashi nie kocha nikogo, na nikim mu nie zależy, nikt go nie obchodzi. Dlaczego więc Shintarou tak bardzo go kocha? Bo to właśnie z nim Akashi zaczął swoje seksualne doświadczenia? To, że był jego pierwszym chłopakiem nic nie znaczy...
    A to, że Takao kocha go całym sobą, odkąd tylko go poznał... czy to ma jakieś znaczenie? Co jest lepsze? Które z tych dwóch rzeczy rozsądniej jest wybrać – dawać miłość komuś, kto ma wszystko, czy przyjąć miłość tego, który wszystko ci oddaje?
–    Shin-chan?
–    Mm?
–    Mogę dzisiaj z tobą spać?
–    Boisz się, że włamie ci się do pokoju Kaneki i poderżnie gardło?
–    Eh? O czym ty mówisz?
–    Nie oglądasz, prawda?- westchnął Midorima, szczypiąc go lekko w bok.- Znowu się zamyślasz? Kaneki to podejrzany o morderstwo bohater dzisiejszego odcinka.
–    Ah...- Takao zarumienił się lekko.- Nie, ja... po prostu chcę z tobą spać. To mogę?
–    Dobrze – odparł cicho po krótkiej chwili.- Tylko weź swoją poduszkę, żebyś znowu nie zabierał mi mojej.
–    Okay.- Takao uśmiechnął się, przymykając oczy.
    I wtedy, kiedy sądził już, że może skupić się na filmie i obecności mężczyzny, którego kochał, rozległ się dźwięk komórki Midorimy. Shintarou przeprosił go i sięgnął po telefon. Takao, odsuwając się na ten moment, przygryzł wargę, przyglądając mu się z lekkim niezadowoleniem. Kto śmiał przerwać im tak miły moment?!
–    Halo?- Odebrał.- Cześć... Tak, jestem u siebie... Uhm, nie, nie bardzo... Teraz?... Nie, nie mam... W porządku, mogę przyjść... Jasne, daj mi pół godziny.
    Takao spuścił wzrok, opierając się o oparcie kanapy. Przykrył się szczelnie kocem, mając ochotę stworzyć z niego barykadę nie do przebicia, chcąc zniknąć z tego świata raz na zawsze. Przestał się uśmiechać, przestał zwracać uwagę na film, jego serce chyba nawet przestało bić.
    Wiedział, z kim rozmawiał Shintarou. Wiedział, czego od niego chciał. I wiedział też, dlaczego ten się na to zgodził.
    Jedyne, czego nie mógł pojąć, to swojej głupoty – tak jakby wierzył, że wciąż ma szansę być ponad Akashim.
–    Wybacz, Takao, muszę wyjść – powiedział Midorima, wstając i kierując się na korytarz.- Najwyżej jutro obejrzę z tobą film...
–    Jutro masz praktyki u ojca – przypomniał sucho Takao.
–    W takim razie...- zaczął Shintarou po krótkiej chwili milczenia, zakładając płaszcz i buty.- Innym razem, co?- Kiedy nie doczekał się odpowiedzi, westchnął cicho i odwrócił się do drzwi.- Zadzwonię, kiedy będę wracał.
    I wyszedł. Tak po prostu, jak gdyby wcale nie obiecał Takao spędzić z nim wieczoru, jakby nigdy wcześniej nie planowali obejrzeć filmu i pouczyś się na poniedziałek. Jak gdyby Kazunari wcale nie przygotował mu herbaty i sushi, których nie tknął nawet palcem.
    Prawie tak, jak gdyby Takao w ogóle nie istniał.
    Pociągnął nosem, wycierając opuszkami palców mokre kąciki oczu. Przez chwilę siedział na kanapie, starając się uspokoić drżące wargi, aż w końcu odrzucił ze złością koc, chwycił talerz z sushi oraz dwa kubki, po czym wszystko wyrzucił do kosza na śmieci, stojącego pod umywalką w kuchni. Znów przetarł oczy i wyszedł na korytarz. Sprawdzając, czy ma w kieszeniach płaszcza portfel i klucze, założył go na siebie niedbale, wcisnął stopy w buty i wyszedł z mieszkania.
    Nie przejmował się deszczem, który zaczął powoli kropić z nocnego nieba. Szedł przed siebie energicznym krokiem, ignorując ciekawskie spojrzenia, ujadanie mijanych psów i czmychające przed nim koty. Nie chciał dzwonić do Kuroko, bo przypuszczał, że ten jest teraz u swojego chłopaka, dlatego swoje kroki kierował do przytulnego baru, do którego od czasu do czasu chadzał samotnie na drinki. Teraz było to jedyne miejsce, do którego mógł się udać. Miał nadzieję, że barman, którego tam poznał, pracuje dziś na nocnej zmianie i jak zawsze wysłucha jego żałosnych lamentów.
    Kiedy wszedł do baru, przywitało go przyjemne ciepło i dźwięk amerykańskiej piosenki zespołu Trent Dabbs "Last kiss". Przygryzł wargę, żałując, że obrał właśnie ten moment na wejście. To była piosenka, przy której płakał, gdy Midorima powiedział, że kocha Akashiego. A teraz słyszy ją, mając świadomość, że Shintarou znów odszedł, znów nie wybrał jego.
    Czy on naprawdę nie miał prawa prosić o szczęście? Nie zasługiwał na Midorimę? Czy może Akashi naprawdę był lepszym kandydatem dla niego?
    Podszedł do baru, uśmiechając się lekko do wysokiego mężczyzny stojącego za nim i polerującego kieliszki.
–    Cześć, Mitobe – przywitał się.
    Mężczyzna skinął mu głową, uśmiechając się sympatycznie. Postawił przed nim szklankę i uniósł butelkę jego ulubionego trunku, patrząc pytająco w oczy czarnowłosego. Takao skinął potakująco i podziękował, kiedy Mitobe Rinnosuke napełnił szklankę. Od razu wziął ją do ręki i wypił niemal za jednym łykiem.
–    Jesteś na nocce?- zagadnął.
    Mitobe pokręcił przecząco głową, zerkając na zegar wiszący nad drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Takao westchnął, podpierając podbródek dłonią.
–    Czyli tylko do 22...- mruknął smętnie.- Szkoda, miałem najdzieję, że jak zawsze wysłuchasz moich zażaleń.- Kiedy Rin zmarszczył brwi, chłopak uśmiechnął się krzywo.- Miałem spędzić wieczór z Midorimą, ale... zadzwonił Akashi i, oczywiście, Shin-chan od razu do niego pognał. Aż się kurzyło, mówię ci... Chciałem ci się wyżalić, ale skoro kończysz za dwadzieścia minut, to nie ma sensu długo tu siedzieć... Dolej, proszę. Zawsze chciałem zalać się w tak krótkim czasie.
    Mitobe westchnął lekko, kręcąc z dezaprobatą głową, jednak posłusznie dolał mu do szlanki trunku. Takao wypił od razu jej zawartość, czując, jak gorący płyn rozgrzewa jego gardło i wnętrzności, rozchodzi się we krwi po całym ciele, przynosząc ze sobą coś w rodzaju znieczulenia. Jego serce znów zaczęło bić – cicho, delikatnie, powolutku.
–    Sam już nie wiem, co mam robić – westchnął ciężko, ponownie podsuwając mu szklankę.- Kocham go i wątpię, by miało się to kiedykolwiek zmienić, ale jest mi coraz gorzej. On w ogóle nie przejmuje się moimi uczuciami. Wie o wszystkim i, co prawda, powiedział, że nie jest w stanie odwzajemnić mojej miłości, bo kocha tego chuja, ale chyba powinien delikatniej się ze mną obchodzić, nie?- Takao nie zwrócił nawet uwagi na to, że zaczął już przeklinać, jak zawsze, kiedy jego słaba głowa przyjmowała taką ilość mocnego alkoholu.- Mógłby chociaż skłamać, że dzwoniła jego matka, a nie tak otwarcie dawać mi do zrozumienia, że jedzie się ruchać! Nie mam racji, Mitobe?- Takao spojrzał na niego z błyskiem w oczach. Rinnosuke pokiwał szybko głową, przybierając zawzięty wyraz twarzy, dając mu do zrozumienia, że podziela jego zdanie.- No właśnie! W ogóle się ze mną nie liczy, zero empatii! Ja dla niego całe moje życie dziewictwo trzymam, chociaż miałem okazję przelecieć taką jedną, ale nie! Bo co? Bo mi się marzy mieć pierwszy raz z kimś, kogo kocham, jak pieprzona księżniczka...
    Mitobe westchnął cicho, kładąc dłoń na jego dłoni i klepiąc pocieszająco. Takao powstrzymał cisnące się do oczu łzy, ścisnął jego dłoń z wdzięcznością i wziął głęboki oddech. Znów się napił.
–    Jak tak dalej pójdzie, to chyba wyląduję w burdelu – westchnął.- Od czasu do czasu śpimy razem, w jednym łóżku, Shin-chan nawet mnie przytula, ale jeszcze nigdy nie dotknął mnie tak, jakbym chciał! I zawsze udawał, że nie widzi mojej porannej erekcji, nawet, kiedy dawałem mu do zrozumienia, że mogłoby coś między nami zajść! Chociaż w sumie... to chyba nawet dobrze, bo jeszcze bym się zaangażował...
–    Hej, hej, Rin, już jestem!- Nagle obok Takao pojawił się średniego wzrostu chłopak o brązowych oczach i przyjaznym, kocim uśmiechu. Mitobe spojrzał na niego z miłością i czułością, po czym otworzył usta i wskazał palcem na zaplecze.- Tak, tak, kupiłem już po drodze, mleko też mam.- Koganei Shinji uniósł dłoń z przeźroczystą reklamówką, w której miał kilka produktów spożywczych.- Idź się przebrać, poczekam tu na ciebie.
    Rinnosuke skinął głową i poszedł na zaplecze, zastawiając ich samych. Takao podparł policzek dłonią i spojrzał na stojącego obok niego chłopaka.
–    Jak zawsze rozumiecie się bez słów, co?- zapytał z uśmiechem.
–    Eh? Oh! Takao-kun! Nie zauważyłem cię!- zaśmiał się Koganei, przysiadając na stołku obok niego.- Co tu porabiasz? Życie doskwiera?
–    Miłość.- Skrzywił się lekko.
–    Uuu...- Koganei spojrzał na niego ze zrozumieniem.- Też to przeżywałem. A co? Zostałeś odrzucony?
–    Taa...
–    Biedaku – westchnął Shinji.- Ja miałem o tyle dobrze, że Mitobe sam jako pierwszy wyznał mi miłość. Choć wcześniej dużo cierpiałem, no bo wiesz... jesteśmy facetami.
    Takao przygryzł wargę, zastanawiając się, czy będzie to z jego strony nietaktem, jeśli zapyta, w jaki sposób Mitobe wyznał mu miłość. Jeszcze nigdy nie słyszał jego głosu, ale kto wie? Może ze swoim chłopakiem normalnie rozmawia...
–    Poważna sprawa?- zagadnął Shinji.- Poradzisz sobie, prawda?
–    Jasne.- Takao zaśmiał się lekko.- Radzę sobie już od pewnego czasu, więc nie powinno być źle... dam radę.
–    No to powodzenia, Takao-kun.- Koganei poklepał go po ramieniu, widząc, że wrócił już Mitobe.- Trzymaj się, do zobaczenia!
–    Jasne, do zobaczenia!- Pomachał im na pożegnanie i uśmiechnął się lekko do barmana, który zastępował Mitobe.- Jeszcze ostatnia rundka, proszę.
    Podsunął mu szklankę, a ten bez słowa napełnił ją do pełna i od razu podał rachunek. Kazunari sięgnął po portfel, zapłacił gotówką i oddał się w zupełności ostatniej dawce kojącego trunku, podczas gdy głośników zaczęła roznosić się kolejna piosenka, tym razem Bat For Lashes "Siren Song". Wsłuchał się w jej początkowe słowa, zamykając powoli oczy.

Are you my family?
Can I stay with you a while?
Can I stop off in your bed tonight?
I could make you smile


In the morning I’ll make you breakfast
In the evening I’ll warm the bed
And I’ll always be happy to kiss you
Promise I’ll never get sad


    Takao zabujał w dłoni szklanką, zacisnął usta. Pieprzone piosenki. Każda próbowała wycisnąć z niego łzy, jakby nie dość już przepłakał nocy. Jakby nie dość się nacierpiał w swojej bezsensownej, nieodwzajemnianej miłości.
    Robić mu śniadanie? Ogrzewać łóżko? Być szczęśliwym z jego pocałunków?
    Oczywiście, że robiłby to wszystko. Do pewnego stopnia już to robi, ale... czy jest to doceniane? Czy Midorima cieszy się z tego, akceptuje to? A może jednak ma dość?
    Miłość to ciężka sprawa. Wiedział to odkąd zakochał się w kimś, kogo prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł mieć. W kimś, kto uczucia, które powinien kierować do niego, skierował do tego, który z pewnością na nie nie zasługuje.
    Takao nigdy nikomu nie życzył źle. Sam nie prosił również o wiele, nie zazdrościł nikomu, potrafił cieszyć się z tego, co miał, szczerze, nie przywdziewając fałszywych masek.
    Jednak była ta jedna jedyna rzecz na świecie, której pragnął tak samo mocno, jak każdy inny. Było coś, czym chciał się cieszyć każdego dnia, czym chciał kogoś obdarowywać i jednocześnie być tym obdarowany. Chciał czuć to całym sercem, całym sobą.

Help you dress yourself up fancy
Bathe you when you get sore
I'll be good, I think I could
Be all you would want and more and more 


–    Dobra, dosyć tego – zaśmiał się do siebie, odsuwając szklankę, którą opróżnił jedynie do połowy.
    Wstał od lady i ruszył do wyjścia, gdzie mieściła się również szatnia. Odebrał swój płaszcz, założył go, nie zapinając, po czym wyszedł na zewnątrz.
    Deszcz przestał padać, teraz wiał jedynie mroźny wiatr. Kazunari okrył się szczelnie płaszczem, ruszył chwiejnie w kierunku mieszkania, wbijając wzrok w chodnik. Wmawiał sobie, że pociąga nosem, bo się przeziębił. Że woda w jego oczach spowodowana jest wiatrem. Że ciepło spływające po policzkach to tylko złudzenie.
    Wytarł twarz rękawem płaszcza, westchnął drżąco, zatrzymując się i opierając o ścianę najbliższego budynku. Alkohol uderzył mu do głowy gorzej, niż myślał. Zawsze miał słabą głowę, dlatego starał się wypijać jedno, góra dwa piwa, ale dzisiaj zdecydowanie przesadził. Ile wypił szklanek?  Cztery? Pięć, może sześć? Co to w ogóle było? Whiskey? Wódka? Albo coś słabszego, ale równie szkodliwego.
    W każdym razie, nie czuł się przez to najlepiej. Zaczęło mu się kręcić w głowie, zrobiło mu się gorąco. Jeśli szybko nie dojdzie do mieszkania, pewnie padnie gdzieś po drodze, a znając ludzką litość okoliczni chuliganie obsikają go i narysują na twarzy penisy przy pomocy niezmywalnych markerów.
    Skręcił w najbliższą uliczkę, postanawiając udać się skrótem. I szybciej znajdzie się w domu, tym lepiej. Położy się do łóżka, prześpi całą noc i cały ranek, a jutro zje porządne śniadanie i znów obieca sobie nigdy nie pić. Wróci Midorima, będzie dla niego wredny, a wieczorem wpakuje mu się do łóżka.
    Jak zawsze.
    Albo i nie...
    Dłonie, które go chwyciły, były zdecydowane i wyraźnie wskazywały na agresywność napastnika. Pchnięcie, przez które uderzył plecami o zimne cegły budynku również demonstrowało jego siłę. Kazunariemu zabrakło oddechu, stęknął, kiedy boleśnie uderzył głową o zimną ścianę.
–    Co jest, maleńki, nie boisz się tak sam spacerować po ciemnych ulicach?- usłyszał wibrujący męski głos.- Wiesz, że sporo nieciekawych typów się tu kręci?
    Zamrugał, starając się wyostrzyć obraz. Jeśli uda mu się przeżyć, to chociaż będzie pamiętał twarz i zgłosi pobicie czy kradzież na policję, nie przepuści frajerowi. Gdyby nie był pijany, pewnie miałby siły na to, żeby się bronić, ale teraz...
–    Nocne wypady źle się kończą w takich miejscach – wymruczał mu do ucha nieznajomy, gryząc delikatnie płatek ucha.
    Zaraz... co? Co on wyprawia? Takao zatrząsł się, próbując go odepchnąć, jednak nawet na to nie miał sił. Zadrżał gwałtownie, kiedy zimna dłoń wsunęła się pod jego spodnie, dotykając materiału bielizny, pocierając przez nią członka. Sapnął, kiedy napastnik polizał jego szyję i przydusił go do ściany, ściskając mocno dłoń.
    Czy on... chce go zgwałcić?
–    Nie...- szepnął słabo.
–    Hmm? Co tam jęczysz? Że ci dobrze? Poczekaj, aż wepchnę w ciebie kutasa, dopiero będzie ci dobrze!
    Nie... to nie tak... on tego nie chciał... on chciał tylko Midorimy. Tylko on może go dotykać, tylko on może robić takie rzeczy.
    Mężczyzna szarpnął za jego pasek, odpiął rozporek, sięgnął dłonią do jego odbytu i wsunął w niego palec. Takao jęknął płaczliwie, znów próbując go odepchnąć.
–    No, no, trafiła mi się ciasna dziura... Pewnie hetero, co? Odwróć się, zaboli tylko trochę.- Chwycił go brutalnie za ramię, obrócił plecami do siebie i zsunął jego spodnie wraz z bielizną do kolan. Takao poczuł, że osuwa się na ziemię, jednak napastnik przytrzymał go jedną ręką, drugą wyciągając swojego penisa. Przysunął go do pośladków Kazunariego i nacisnął lekko.
–    Niee...- jęknął Takao.- Shin-chan... pomocy...
–    Nikt cię nie uratuje, debilu, nie masz siły nawet krzyczeć, heh.- Mężczyzna splunął na palce i rozsmarował ślinę po ciasnym otworze.- Rozluźnij się, albo naprawdę będzie boleć.
–    Shin-chan... Shin-chan... - Takao zacisnął powieki, drżał na całym ciele ze strachu, zimna i tęsknoty – tęsknoty za bliskością zielonowłosego, za jego ciepłym dotykiem i poczuciem bezpieczeństwa.- Shin-chan...
–    Kurwa, zamknij się już, bo pierdolca idzie dostać...ah!- Napastnik stęknął, próbując wbić się w niego siłą.
–    Błagam...- jęknął Kazunari.- Shin-chan...
–    Tsk, kurwa mać!- Nagle mężczyzna cofnął się, puszczając Takao. Chłopak osunął się bezradnie na kolana trzęsąc.- Shin-chan, Srin-chan, pierdol się! Gdzie jest ten twój jebany Shin-chan, co? Założę się, że cię zostawił, a jak nie, to zostawi prędzej czy później!- Podciągnął ze złością spodnie, zapiął rozporek.- Odechciało mi się ciebie ruchać, poprańcu, zjebałeś mi humor!- To mówiąc, zamachnął się nogą i kopnął go w twarz. Takao upadł na ziemię, w ustach poczuł ciepłą ciecz i metaliczny posmak.- Chuj ci w dupę.
    Patrzył ze łzami w oczach, jak mężczyzna odchodzi pewnym krokiem, jakby takie akcje były dla niego czymś codziennym. Nie mógł teraz widzieć jego twarzy, jedyne, co był w stanie rozpoznać, to czerwona kurtka i czarne dredy na głowie.
    Wciąż się trzęsąc, wstał z ziemi chwiejnie i podciągnął spodnie. Jego nogi i krocze zmarzły na wietrze do tego stopnia, że ledwie je czuł. A jednak nie udał się w stronę domu, gdzie czekało na niego ciepłe łóżko. Usiadł za metalowym kontenerem na śmieci, objął kolana ramionami i ukrył w nich piekocą bólem twarz.
    Dom? Ciepłe łóżko?
    To tylko złudzenia. Dom, w którym nie ma bliskiej ci osoby, nie jest domem. Łóżko, którego nie ma kto dla ciebie ogrzać, nigdy nie będzie ciepłe.
    Jedyne, co teraz miał, to uczucie samotności i bezradności.
–    Błagam...- szepnął cicho.- Ktokolwiek... niech ktokolwiek...
–    Bakao?

 

Ciąg dalszy nastąpi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń