[MnU] Odcinek 15

Moda na Uke
Odcinek 15



    Sytuacja, w której znalazł się Aomine, stanowczo wymagała jeśli nie współpracy, to chociaż świadomości udziału w niej, jednak ciemnoskóry był tak zamyślony, że nie był do końca w stanie odbierać tego, co dzieje się wokół niego. Wiedział, że leży na kanapie, z rękoma pod głową, w swojej małej, ciasnej kanciapie ciecia na trzecim piętrze. Wiedział również, że stały bywalec tej niewielkiej klitki oraz jego Duże-Przeciwieństwo-Od-”Cichy” Wielbiciel zajęty jest ssaniem i lizaniem jego członka, który jednak jakoś nieszczególnie miał ochotę stanąć. Owszem, zdawał sobie z tego sprawę, jednak myślenie o jego bracie tak bardzo go pochłaniało, że nie zwracał uwagi nawet na jedną z jego ulubionych pieszczot.
    Kise był w rozsypce. Gdy dzwonił do Kasamatsu poprzedniego dnia, wyglądał na pełnego nadziei i zadowolonego z siebie, że postanowił przedsięwziąć jakieś kroki w ratowaniu swojego związku. Ale po rozmowie z nim po prostu zamknął się w swoim pokoju i nie wychodził z niego aż do rana. Kiedy Daiki wstał do pracy, Ryouty już nie było, prawdopodobnie wyszedł wcześniej. Nawet Kuroko go nie widział, ani nie słyszał, a przecież, z tego co wiedzieli dwaj bracia, Kise nie posiadał misdirection.
–    Aomine-san, czy robię coś nie tak?- zapytał Sakurai Ryou, patrząc na niego ze łzami w oczach. Klęknął na kanapie przed nim, wyglądając jak siedem nieszczęść.
    Daiki spojrzał na niego niezbyt przytomnie, przez chwilę zastanawiając się, co on tu robi. Szybko jednak przypomniał sobie, że chłopak ma okienko i postanowił przyjść na „małe co nieco” do jego kanciapy.
    Westchnął cicho, kręcąc głową.
–    Jest super, jak zawsze, tylko... no, nie mam ochoty – mruknął.
–    Przepraszam, czy coś cię martwi, Aomine-san?- zapytał Sakurai, kładąc się na nim i ocierając swoim sztywnym członkiem o jego. Jak zawsze zdjął z siebie jedynie spodnie i bieliznę, powtarzając, że „tak czuje się swobodnie” przy jego boku. Ciemnoskóremu to nie przeszkadzało, chłopak był ładny i całkiem słodki, w dodatku zgrabny, no i miał naprawdę świetny tyłek. Poza tym podobało mu się, że jest na niego taki napalony, choć mógłby się bardziej powstrzymywać, kiedy przebywali w szkole.
–    Wyleją mnie przez ciebie z roboty...- westchnął Daiki.
–    Nie wyleją, jesteśmy przecież dyskretni.- Ryou posłał mu niewinny uśmiech, po czym pochylił się nad nim i zaczął całować jego szyję, jednocześnie wsuwając dłonie pod koszulkę, by odsłonić klatkę piersiową.- O czym tak myślisz, Aomine-san?
–    Takie tam...- mruknął, głaszcząc go po włosach, co wyraźnie spodobało się chłopakowi.
–    Przepraszam, ale możesz mi powiedzieć. Jeśli będę w stanie, na pewno ci pomogę.
–    Niee, to w ogóle nie dotyczy mnie, tylko Kise.
–    Kise?- Sakurai, który właśnie zaczął lizać jego sutki, znieruchomiał.- Aomine-san, przepraszam, ale... myślisz o innym mężczyźnie, będąc ze mną?
–    Myślę o moim bracie.- Ciemnoskóry wywrócił oczami.
–    To nadal jest „inny mężczyzna”!- burknął Ryou, patrząc na niego z wyrzutem.- Co z nim?
–    Nieważne, nie przejmuj się tym – westchnął Daiki, uginając kolana i tym samym zmuszając chłopaka, by przysunął się bliżej.- Pocałuj mnie, gówniarzu.
    Sakurai zamrugał, zaskoczony, rumieniąc się na twarzy, jednak posłusznie pochylił się nad Aomine i pocałował go, od razu wsuwając język w jego usta.
    Daiki nie był z siebie szczególnie dumny. Kazał mu to zrobić, żeby nie wysłuchiwać jego zazdrosnego zrzędzenia, choć fakt faktem, że ta sytuacja mu odpowiadała. Jeśli Sakurai był naprawdę blisko, mógł na chwilę przestać skupiać się na myślach o bracie.
    No i też potrzebował od czasu do czasu małego przytulenia.
    Choć, oczywiście, nikomu się do tego nie przyzna.
    Ryou na dobre się rozkręcił, całując go namiętnie i przymilając się, ocierał swoim ciałem o jego. Błądził dłońmi po muskularnej klatce piersiowej, z lubością badając każdy jej skrawek, choć już od dawna znał je na pamięć. Odnajdywał wrażliwe punkty, łaskotał je delikatnie, drażnił dotykiem. Uwielbiał smak tej ciemnej skóry, kochał to spojrzenie, którym Aomine obdarzał go spod przymrużonych powiek.
    Kochał w nim dosłownie wszystko.
–    Nie chce, przepraszam, stanąć...- westchnął z żalem, chwytając dłonią penisa Daikiego i poruszając nią bezradnie wzdłuż niego.
–    Taa, wiem – mruknął Aomine, podnosząc się na łokciach.- Spróbuj mi obciągnąć jeszcze raz.
–    Dobrze.- Chłopak znów zsunął się nieco, by mieć wygodniejszy dostęp do krocza ciemnoskórego, widocznie zadowolony z jego propozycji. Patrząc na niego z dołu, zaczął powoli wsuwać jego męskość do ust, kiedy nagle usłyszeli dźwięk grającej komórki.
    Daiki westchnął ciężko, zirytowany, że ktoś przerywa im akurat w momencie, gdy zdecydował się zabawić. Sięgnął po leżące obok kanapy spodnie i wyciągnął z nich komórkę. Ryou klęczał przed nim z nadąsaną miną, patrząc morderczo, jak ten spogląda na ekranik i, widocznie zaskoczony, siada raptownie.
–    Cisza – rzucił do chłopaka, po czym odebrał.- Halo?
–    Cześć, Aho. Jesteś zajęty?
–    Ehm...- Daiki poczuł lekki rumieniec na twarzy. Zerknął na Sakuraia.- Nie, nie bardzo. Znaczy, jestem w robocie...
–    Eh? To nie masz dzisiaj wolnego?- zdziwił się Kagami.
–    Wczoraj miałem.
–    Mówiłeś, że masz w czwartek wolne!
–    No, i miałem – parsknął śmiechem.- Dzisiaj jest piątek, durniu.
–    Co...?- W słuchawce zapadła chwila ciszy, Aomine mógł założyć się o własną rękę, że Taiga idzie właśnie sprawdzić w kalendarzu jaki jest dzień.- Kur... Dobra, sorry, zadzwonię wieczorem.
–    Czekaj, w porządku!- zawołał pospiesznie Daiki.- Mam akurat przerwę, więc możemy gadać.
–    No dobra – bąknął Kagami.- Znaczy, wiesz, w sumie to tak krótko dzwonię, żeby zapytać cię, czy znajdziesz czas na spotkanie?
–    Spotkanie?- powtórzył ciemnoskóry.
–    Bo... no, wiesz, chciałbym z tobą pogadać... o tym czy tamtym – westchnął ciężko.
–    Aaa...- Aomine pokiwał głową, zrozumiawszy o co chodzi jego przyjacielowi.- No tak. W końcu musi nadejść ta poważna rozmowa, co? Ale mówiłem ci przecież, że masz się tym nie przejmować.
–    Jakby się dało, to bym się nie przejmował – burknął chłopak.
–    Wow.- Daiki odchrząknął.- W sumie, to zabrzmiało całkiem ładnie. To co? Rozumiem, że szykuje się małe 1on1?
–    Pogoda jest fatalna, ale jeśli znajdziesz czynne boisko gdzieś pod dachem, to spoko – powiedział Kagami, z tonu jego głosu można było wywnioskować, że się uśmiechnął.- Znajdziesz jutro chwilę czasu?
–    Już jutro? Weź, nie kupiłem jeszcze sukienki i butów...
–    Spierdalaj...
    Aomine roześmiał się wesoło, pocierając twarz dłonią. Wiedział, że nie powinien, ale aluzje i dokuczanie samo jakoś tak cisnęło mu się na usta.
–    Kiedy tylko zechcesz – powiedział.- Nie mam żadnych planów na jutro.
–    Świetnie. To może wpadniesz do mnie wieczorem na piwo? Będziemy mogli swobodnie pogadać.
–    Ok.- Aomine uśmiechnął się do swoich myśli. Sam na sam w mieszkaniu Kagamiego? Dobrze pamięta, jak kiedyś się to skończyło.- Co powiesz na 20:00?
–    Mnie pasuje.
–    Zrób też jakąś dobrą kolację dla mnie.
–    Niech będzie...- westchnął ciężko Kagami.- Dzięki. To do jutra. Nie spóźnij się, bo nakarmię cię karaluchami.
–    Jasne – zaśmiał się ciemnoskóry.- Do jutra, tygrysie.
–    Nie nazywaj mnie tak!- warknął Taiga. Chwilę później w słuchawce rozległ się sygnał przerwanego połączenia.
    Aomine, przygryzając wargę, odsunął komórkę od ucha, jednak przez dłuższą chwilę nie wypuszczał jej z ręki, patrząc w ekranik i uśmiechając się lekko. Jutrzejsza rozmowa pewnie nie będzie przyjemna, ale cieszył się, że Taiga chociaż się do niego odezwał po tych kilku dniach milczenia. Był święcie przekonany, że chłopak zaczął go unikać. Propozycja spotkania była dla niego jak chłodny deszcz w upalny dzień.
    Westchnął, z zadowoleniem chowając komórkę z powrotem do kieszeni spodni. Właśnie wtedy, nieco zdziwiony faktem, że nie ma ich na sobie, przypomniało mu się, że nie jest w kanciapie sam. Odwrócił głowę w bok i uśmiechnął się nerwowo do siedemnastolatka, który wpatrywał się w niego ze złością z delikatnie wystawionym dzióbkiem.
–    Ehm... to co, dokończymy?- zapytał, przysuwając się do niego.
–    Z kim rozmawiałeś, Aomine-san?- burknął Sakurai.
–    Co cię to...?- zaczął ciemnoskóry, jednak widząc minę Ryou, westchnął cicho i wywrócił oczami.- Z kolegą.
–    O jaką poważną rozmowę chodzi? I co to za „1on1”? Ja też jestem dobrym kucharzem, jeśli chcesz coś zjeść, to wpadnij do mnie!
–    Muszę z nim o czymś pogadać. Zresztą, nie panikuj tak, to tylko spotkanie! Przecież nie będę się z nim ruchał, on jest zajęty.
–    Więc gdyby NIE BYŁ zajęty, to z chęcią wylądowałbyś w jego, przepraszam, dupie?
–    Tsk, zaczynasz przesadzać, Ryou – warknął Aomine.- Nie jestem twoim chłopakiem, nie muszę ci się tłumaczyć!
–    Uprawiamy seks! Czy to nie czyni z nas zakochanych?!
–    Sam do mnie przyłazisz i się łasisz! Poza tym nikt nie powiedział, że jak ktoś się z kimś prześpi, to od razu znaczy, że jest w nim zakochany! Chciałeś dać mi dupy, to wziąłem no!
    Sakurai zamilkł, spuszczając wzrok, zawstydzony. Aomine pożałował swoich słów, nie chciał tak ostro wyrazić tego jak on to widzi, ani tak źle potraktować chłopaka, który prawdopodobnie rzeczywiście coś do niego czuje. Kiedy jednak zebrał się w sobie by przeprosić, Ryou wstał z kanapy i zaczął bez słowa się ubierać.
    Aomine westchnął ciężko, chwytając swoje spodnie oraz bieliznę i naciągając je na siebie. Obaj ubrali się w milczeniu, a potem Sakurai ruszył do drzwi. Zatrzymał się jednak z dłonią na klamce i odwrócił.
–    Jesteś na mnie zły, Aomine-san?
–    Co?- Daiki spojrzał na niego.- Nie. Nie, nie jestem. Czemu bym miał?
–    Przepraszam – mruknął chłopak, podchodząc do niego.- Wydaje mi się, że cię rozgniewałem.
–    Nie no... to ja przepraszam, źle się wyraziłem. To nie tak, że nie mam do ciebie w ogóle szacunku i uważam cię za dupodaja, czy coś... Po prostu już na początku ci mówiłem, że to nic nie znaczy. I... no, nie zmieniłem zdania...
–    W porządku, rozumiem – szepnął Sakurai.- Nie mam nic przeciwko. Możesz sobie na mnie używać do woli, mnie to nie przeszkadza. Cieszę się, że mimo wszystko zainteresowałeś się mną.- Chłopak zaczął gładzić jego koszulkę. Spojrzał na niego wielkimi, orzechowymi oczami.- Pocałujesz mnie, Aomine-san?
–    Dlaczego sam tego nie zrobisz?
–    Bo jesteś za wysoki.- Sakurai uśmiechnął się lekko.
    Aomine uniósł brew, nieco rozbawiony, po czym położył dłonie na biodrach chłopaka i pochylił się nad nim, nadstawiając usta do pocałunku. Ryou objął ramionami jego szyję, zamknął oczy i przycisnął swoje usta do jego warg i trwał tak w bezruchu przez kilka sekund. Dopiero po chwili pogłębił pocałunek, trącając językiem język Daikiego.
–    Przyjdę w poniedziałek... dobrze?- zapytał cicho.
–    Mhm – mruknął Aomine, skinąwszy głową.- Jeśli nadal chcesz...
–    Chcę.- Uśmiechnął się szerzej.
–    Tylko uważaj... lepiej, żeby nikt cię nie widział.
–    Zawsze jestem ostrożny.- Sakurai poprawił torbę na ramieniu i odwrócił się.- Do zobaczenia, Aomine-san.
–    Taa, do zobaczenia.
    Patrzył, jak chłopak opuszcza jego kanciapę, cicho zamykając za sobą drzwi. Następnie podszedł do okna i otworzył je, by wywietrzyć nieco ciasne pomieszczenie i odetchnąć świeżym powietrzem.
    Wyglądało na to, że świat cierpi na miłość. Aomine i Sakurai nieszczęśliwe zakochani, Kise świeżo po zerwaniu. Chyba tylko Kuroko był tak naprawdę szczęśliwy.
–    Życie, życie jest do dupy – zanucił Daiki, opierając się łokciami o parapet niewielkiego okna. Wpatrzył się w ścianę deszczu przed swoimi oczami, po raz kolejny tego dnia pogrążając się w swoich myślach. W jego głowie krążyło teraz jedno pytanie, szukające odpowiedzi.
    Ile czasu trzeba zażyć, by wyleczyć się z miłości?

***

    Czy gdyby na świecie nie istniała miłość, życie byłoby lepsze? Łatwiejsze? Nikt nie cierpiałby przez nieodwzajemnione uczucia, nikt nie płakałby po rozstaniu. Ludzie mogliby łączyć się w pary na przykład przez rozsądek, przywiązanie, albo zwykły kaprys. A nawet jeśli nie wytrzymaliby ze sobą długo i rozeszliby się w przeciwne strony, żadnego z nich za bardzo by to nie ruszyło. Czy ta miłość naprawdę jest taka potrzebna? Przecież w życiu jest mnóstwo innych rzeczy przynoszących człowiekowi radość. Marzenia, cele, pasje, zainteresowania, podróże. Czy miłość – ta, którą darzy się drugiego człowieka – jest aż tak ważna, tak niezbędna?
    Kise zadręczał się takimi myślami po raz pierwszy w życiu. Nigdy wcześniej nawet by się nie spodziewał, że przyjdzie dzień, kiedy zapragnie odrzucić to, co do tej pory dawało mu największą radość, że z całych sił będzie nienawidził miłości.
    Leżąc na plecach w swojej sypialni na łóżku, trzymając w objęciach poduszkę, wpatrywał się w sufit, raz po raz pociągając nosem i wycierając wierzchem dłoni mokrą od łez twarz. Słone krople czmychały niezauważenie z kącików jego oczu, spływając powoli po skroniach lub zatrzymując się tuż pod dolną powieką.
    Jeszcze wczoraj był pełen nadziei, pełen desperacji i niesamowitej siły, gotów walczyć o swój związek. Ale czy to rzeczywiście ma sens, kiedy Kasamatsu tego nie chce? Kiedy, jak sam powiedział „podjął już decyzję”? Czy może jednak lepiej będzie pozwolić mu odejść? Dopingować go po cichu, przestawić się w końcu na to, że uszczęśliwianie Yukio nie należy już do zadań Ryouty. To już nie jego działka, on jedynie powinien go wspierać, jak przystało na...
    Na przyjaciela.
    Takiego, jakim był kiedyś. Takiego, jakim powinien stać się teraz. Takiego, jakim, mimo wszystko, być nie chciał.
    Budzik stojący na jego szafce nocnej wskazywał godzinę dziewiętnastą. Kise był już  spóźniony, powinien teraz stać w windzie apartamentowca, w którym mieszkał Reo, w końcu tego dnia byli umówieni. Jednak tak bardzo nie chciał opuszczać swojego pokoju, tak bardzo nie chciał w ogóle robić czegokolwiek...
–    Ryouta?- Rozległo się ciche pukanie.
–    Tak, Tetsucchi?- Kise znów otarł dłonią łzy i pociągnął cicho nosem. Mimo stanu w jakim się znajdował i humoru, który go dopadł, jego głos brzmiał zupełnie spokojnie, choć wciąż łatwo można było w nim wyczuć lekkie drżenie.
–    Wychodzę z Kagamim-kun.- Ton głosu Kuroko, tłumiony przez zamknięte drzwi, sprawiał wrażenie jakby niepewnego.- Czy twoje spotkanie z Reo-san zostało odwołane?
–    Nie, właśnie... właśnie się szykuję – mruknął Kise.
–    Więc... ja wychodzę.
–    Mhm. Uważaj na siebie.
–    Ty też, Ryouta.
    Stłumione kroki na korytarzu. Ciche tąpnięcia i skrzypienie schodów. A potem już tylko cisza, nie było słychać nawet zamykanych drzwi.
    Kise w końcu zebrał się w sobie i, odkładając poduszkę, wstał z łóżka, sięgając po komórkę leżącą obok budzika. Wystukał szybko smsa do swojego przyjaciela, informując go, że się spóźni, po czym zaczął się szykować.
    Ponieważ miała to być tylko jedna nocka, nie potrzebował zbyt wiele. Ręcznik, piżama, bielizna, ładowarka do telefonu. Od czasu do czasu zdarzało mu się sypiać u Reo, jednak ostatni raz był już całkiem dawno temu.
    Otworzywszy swoją szafę, przesunął wzrokiem po jej zawartości, szybko decydując się na ciemne dżinsy i granatowy sweter z białym kołnierzykiem. Przebrał się, niedbale rzucając na łóżko dres i t-shirt, w których miał w zwyczaju chodzić w domu.
    Musiał się pozbierać. Myślenie o Kasamatsu i całej tej chorej sytuacji nie miało sensu, do niczego konkretnego nie prowadziło. Najlepiej będzie wykorzystać sytuację i po prostu dobrze się zabawić, zapomnieć o swoim problemie nie używając niczego, co mogłoby uzależnić Kise.
    Grunt to pozytywne myślenie. Właśnie tak postępował Hayama, prawda? Opowiadał o swoich rozterkach wręcz żartobliwym tonem, i z pewnością tak o tym myślał – będzie dobrze, wszystko się ułoży, w końcu raz mamy deszczowe dni, raz słoneczne.
    Kise miał tylko nadzieje, że u Reo rzeczywiście będzie mógł na chwilę zapomnieć o Yukio i jego nowej dziewczynie, że nie da się pochłonąć przez te myśli i nie zepsuje atmosfery. Nie chciał, żeby Reo udzielił się jego fatalny nastrój, wolał tej nocy śmiać się i wygłupiać, niż płakać i żalić się przyjacielowi.
    Choć pewnie i tak będzie do tego zmuszony, Reo zawsze wyczuwa jego humory.
    Pogoda na zewnątrz nie była zbyt ciekawa. Pogarszała się z dnia na dzień, w końcu nastała już jesień, a wraz z nią przyszły mroźne, wietrzne dni pełne zimnych deszczów. Uzbrajając się w ciepłą kurtkę i parasol, Kise wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.
    Droga do mieszkania Reo zajęła mu prawie czterdzieści minut. Co prawda jechał podziemnym metrem, który do wolnych nie należy, jednak po ponownym wyjściu na powierzchnię okazało się, że w mieście panują potworne korki. Sygnalizacje świetlne szalały, jedne przepuszczały ledwie po trzy samochody, drugie zaś w ogóle nie działały, przez co jakiś policjant stojący na środku drogi kierował ruchem, raczej rzadko przypominając sobie o tłoczących się przy przejściu dla pieszych ludziach.
    Parasolka dużo mu nie pomogła. Kiedy wchodził do apartamentowca, jego spodnie były przemoczone, okazało się także, że jego buty nieco przeciekają. W dodatku jego niezadowolenie spotęgował fakt, że wszystkie cztery windy zostały wyłączone z użytku ze względu na jakąś awarię.
    Kise miał wrażenie, że nie wróży to nic dobrego...
–    Już idę, idę!- Przytłumiony wesoły głos Reo rozbrzmiał na korytarzu, kiedy Ryouta zapukał do drzwi z numerem 396. Wzdychając ciężko, czekał cierpliwie, aż jego przyjaciel w końcu mu otworzy.
    Mibuchi miał na sobie zwykłe białe dresowe spodnie ze zwisającymi sznurkami oraz różowy T-shirt. Przydługie czarne włosy związał w kitkę, a niesforne kosmyki upiął przy pomocy uroczych kolorowych spinek z króliczkami. W dłoni trzymał niewielki patyczek, zakończony okrągłym lizakiem.
–    No w końcu!- westchnął z uśmiechem, gestem zapraszając Ryoutę do środka.- Widzę, że pogoda tak mokra, jak ja dzisiaj rano. Wchodź, wchodź, weźmiesz szybko gorący prysznic i się przebierzesz.
–    Dzięki – powiedział Kise, przekraczając próg i od razu ściągając plecak, buty oraz płaszcz.- Rany, zimno mi w stopy, buty zaczęły mi przemakać. Będę musiał iść na zakupy.
–    Korzystając z jutrzejszego wolnego dnia możemy wybrać się na nie razem – stwierdził Mibuchi, wkładając lizaka do ust i odwieszając płaszcz przyjaciela na wieszak, tuż nad grzejnikiem.- W takim wypadku na razie laczków ci nie dam, bo będą mokre od skarpetek.
–    Jasne – westchnął Ryouta, odgarniając włosy za uszy.- To lecę pod prysznic.
–    Możemy go wziąć razem, jeśli chcesz!- Reo mrugnął do niego okiem.- Też jeszcze nie brałem. Prysznica, oczywiście – dodał, z uśmiechem wywracając oczami.
–    Poradzę sobie sam, dzięki.- Kise odwzajemnił uśmiech.- W tym czasie możesz przygotować mi herbatę, trochę zmarzłem...
–    Wedle życzenia!
–    Film już wybrałeś?- zagadnął blondyn, kierując się z plecakiem do łazienki.
–    Tak, to będzie horror z prawdziwego zdarzenia!- zaśmiał się Mibuchi.- Kupiłem obiecane ci lody, słoneczko! Całe, pięciolitrowe pudełko tylko dla ciebie.
–    Dla mnie? A ty?
–    Jestem na diecie?
–    Nie dziś – stwierdził tylko Kise, znikając w łazience. W odpowiedzi Mibuchi jedynie zaśmiał się lekko.
    Po szybkim, gorącym prysznicu, który wystarczająco rozgrzał zziębniętą skórę Ryouty, blondyn ubrał swoje spodnie od piżamy oraz zwykłą koszulkę, w której sypiał, po czym pozwolił sobie użyczyć suszarki Reo, by wysuszyć włosy. Po chwili namysłu, dla większej wygody, postanowił je związać jedną z gumek pozostawionych przez jego przyjaciela na stoliczku obok umywalki.
    Kiedy wyszedł z łazienki i zawitał do salonu, z kuchni wyszedł Mibuchi z dwoma kubkami parującej herbaty w jednej dłoni, oraz talerzykiem pełnym ciasteczek w drugiej. Uśmiechnął się do Ryouty i ruchem głowy wskazał na drzwi prowadzące do jego sypialni.
–    Oglądamy u mnie, na łóżku będzie wygodniej niż na kanapie.
–    Mam nadzieję, że niczego nie knujesz – mruknął Kise, patrząc na niego sceptycznie.- Chyba nie zapomniałeś, że dobrze wiem, iż twoja kanapa jest rozkładana? W salonie też więc będzie wygodnie.
–    Zrozumiesz, jak wejdziesz. No chodź, marudo!
    Kise uniósł lekko brwi w rozbawieniu, jednak posłusznie wszedł za czarnowłosym do jego sypialni.
    Od jego ostatniej wizyty nic się w niej nie zmieniło. Ogromne, nowoczesne, niskie łóżko z śnieżnobiałą pościelą stało pośrodku, po obu jego stronach szafki nocne z lampkami, z kolei tuż przed nim, wzdłuż ściany, stał rząd niskich szafek. Niecały metr nad nimi na ścianie wisiały kolejne, ciągnące się od drzwi aż do dużej szafy, zaś między nimi stał plazmowy telewizor i to właśnie on był jedynym elementem, który nie do końca zgadzał się z obrazem w pamięci Kise.
–    Kupiłeś nowy telewizor?- spytał, zaskoczony.
–    Aha! Ma sześćdziesiąt cali, podoba ci się?
–    No... no tak, ale po co ci taki? W salonie masz pięćdziesiąt i też jest super obraz..
–    Ale tu jest jeszcze lepszy!- wyjaśnił Mibuchi, odkładając kubki i talerz na stolik nocny.- Póki herbata jest taka gorąca, to się wykąpię, dobra? Rozgość się w tym czasie. Ach, i tak tylko uprzedzę, że kiedy wypijemy herbatę, sięgniemy po coś bardziej odpowiedniego na takie imprezy, jasne?
–    Impreza dla dwóch osób?- prychnął Kise z uśmiechem, siadając na miękkim łóżku.- Idź pod ten prysznic, bo zacznę bez ciebie.
    Kiedy Mibuchi wyszedł z sypialni, Ryouta opadł z westchnieniem na materac, niemal się w nim zatapiając. Co jak co, ale łóżko Reo naprawdę uwielbiał. Odkąd zaczął pracować jako model i szło mu to zaskakująco dobrze, przyzwyczaił się do nieco wygodniejszego życia, ale nigdy nie miał przesadnie wielkich planów co do bogactwa. Jego rodzinny dom w zupełności mu wystarczał, lubił każde tamtejsze pomieszczenie i nastrój – nowoczesny, jednak z atmosferą własnych przytulnych czterech kątów, które dzielił z dwójką braci. Ale jeśli chodziło o łóżko Mibuchiego... tak, akurat tego zdecydowanie mu zazdrościł.
    Podczas nieobecności przyjaciela zdążył nie tylko się rozgościć, ale i zjeść kilka ciastek (z pewnością własnej roboty) i przejrzeć regał z kolekcją filmów Reo. Z rozbawieniem przyglądał się pudełku na okładce którego tkwił Mibuchi, mokry od deszczu, w białej koszulce z podwiniętymi do łokci rękawami i spluwą w dłoniach. Jego mina, wyrażająca niezachwianą pewność siebie i stanowczość, wręcz groźna, zupełnie nie pasowała do jego prawdziwego charakteru. Dlatego też, choć film z nim był naprawdę świetny, podczas oglądania Ryouta nie mógł powstrzymać się od wybuchania co chwila śmiechem.
–    Bu!
–    Kyaa!- Kise podskoczył, przerażony, kiedy Reo połaskotał go niespodziewanie w talii. Blondyn wypuścił z dłoni pudełko, które trzymał, odruchowo zasłaniając sobie usta, zażenowany krzykiem, który przed chwilą z siebie wydał.
–    Ahahah!- Reo parsknął śmiechem, łapiąc się za brzuch.- C-co to był za krzyk?! Ahahaha, Ryou-chan, to było takie słodkie!
–    Z-zamknij się!- warknął Kise, czerwieniąc się na twarzy.- P-po co mnie tak straszysz, głąbie?! Mogłem zawału dostać, wiesz?!
–    P-przepraszam!- parsknął Reo, rzuciwszy się na łóżko.- Oh, rany, tak bardzo nie mogłem się powstrzymać... hahaha!
–    Ta, ale śmieszne – burknął Kise, podchodząc do niego i siadając na samym brzegu, wciąż nadąsany, masując odrobinę obolałe miejsca.
–    Hmhm, no przepraszam.- Mibuchi uspokoił się już i podpełzł do niego. Poklepał go pocieszająco po kolanie.- Chodź, wypijemy herbatkę, póki ciepła, a potem skoczę do salonu po coś mocniejszego. Ciacha smakują?
–    Smakują – westchnął Kise, przeturlawszy się po łóżku na drugą stronę, do szafki nocnej na której Reo postawił kubki i talerzyk. Razem upili po kilka łyków aromatycznego napoju.
–    Jadłeś kolację?- zagadnął Mibuchi.- Jeśli chcesz, mogę ci coś przygotować.
–    Zjadłem, byłem raczej przygotowany na noc pełną kalorii i alkoholu – odparł Ryouta.
–    I dobrze, bo właśnie na to się nastawiałem – zachichotał Reo.- No i? Jak się czujesz?
    Kise spojrzał na niego z westchnieniem, po czym spuścił wzrok na swój kubek. Oczywiście wiedział, że dojdzie do tej rozmowy prędzej czy później, choć rzeczywiście lepiej było wyrzucić z siebie troski za nim zaczną oglądać film.
    Wzdychając ciężko, opowiedział mu o swoim rozstaniu z Mayuri i wizycie w „Little Happy Star”, o poznaniu Hayamy i późniejszym telefonie do Kasamatsu. Był z siebie dumny, że udało mu się powstrzymać łzy przy fragmencie dotyczącym „podjętej decyzji”. Reo, który oparł się wygodnie o poduszki, patrzył na siedzącego przed nim Kise i słuchał go w milczeniu, z twarzą niewyrażającą żadnych konkretnych emocji.
–    W sumie to... trochę mi się nie chciało przychodzić – przyznał Ryouta, uśmiechając się do przyjaciela przepraszająco.- Nie chcę psuć ci humoru moim gównianym problemem.
–    Daj spokój, zaprosiłem cię właśnie po to, żebyś mi się wyżalił – powiedział Mibuchi, po czym upił kilka łyków herbaty.- I nie nazywaj swojej sytuacji „gównianą”, bo w rzeczywistości to poważna sprawa. Ten cały Hayama wydaje się całkiem w porządku kolesiem. Miło, że zaproponował ci walkę o związek. Ja tego nie robiłem, bo wiesz, jaki jest mój stosunek do zdrady.- Wywrócił oczami.- Albo jesteśmy sobie wierni, albo nie jesteśmy parą, prosta sprawa. Choć fakt, sześć lat związku to nie przelewki. Więc mówisz, że Kasamatsu wyjeżdża na dwa tygodnie? Mówił gdzie?
–    Nie – mruknął Kise, kręcąc głową.- Może na jakieś krótkie wakacje ze swoją dziewczyną? W jego pracy nie ma żadnych delegacji, nigdy wcześniej nie wyjeżdżaliśmy nigdzie o tej porze roku.
–    Iii... pisze do ciebie? Dzwoni?
–    Wczoraj wymieniliśmy się paroma smsami.- Ryouta wzruszył ramionami.- Napisał mi, że cieszy się z mojego telefonu, i że bardzo chce się spotkać i pogadać na spokojnie. No i... że chce się przyjaźnić.
–    Friendzone w tym wieku...- jęknął Reo, uderzając się otwartą dłonią w czoło.- Do czego to doszło... Wiesz, nie znam tego Kasamatsu za dobrze, w końcu miałem okazję spotkać go ze trzy razy odkąd zostaliście parą, ale w sumie to nie wydawało mi się, żeby należał do tego typu facetów, co to rzucają ukochanego dla innej, przelotnej miłostki.
–    Też tak myślałem – mruknął cicho Kise, z westchnieniem kładąc się obok swojego przyjaciela.- Ale on powiedział, że to coś poważnego. Sądził, że mu przejdzie ale... zakochał się. Chyba nic z tym nie zrobię, no nie?
–    Wiesz no...- Reo westchnął, odkładając kubek i zsuwając się z poduszek, by móc ułożyć wygodnie obok Kise. Położył się na boku, podpierając głowę dłonią i wpatrzył się w blondyna.- Moim zdaniem, to musisz się nad tym zastanowić. W sensie, znasz go najlepiej, no nie? Zastanów się i odpowiedz sobie na pytanie, czy Kasamatsu jest kimś, dla kogo warto tracić czas na walkę o niego. Mam na myśli to, czy Kasamatsu potrafi kochać tak, że jest gotów coś poświęcić? Jeśli będziesz przy nim i będziesz okazywać mu swoje wsparcie, to może zakocha się w tobie na nowo? Bo wątpię, żeby on przestał cię kochać, wiesz? Na pewno nadal coś do ciebie czuje, tylko trzeba mu to odświeżyć!
    Kise zaśmiał się lekko na te słowa i otarł pospiesznie kąciki oczu.
–    Czyli, że co?- zapytał cicho, patrząc na Reo.- Mam spróbować? Mimo, że dał mi do zrozumienia, że nic z tego?
–    Na tym polega walka o miłość, nie?- mruknął Mibuchi.- Tylko musisz być przygotowany na to, że... no wiesz, będzie boleć.
–    Taa... pewnie będzie chciał mi ją przedstawić...
–    Odzyskiwanie ukochanego to zwykle dość długi proces – westchnął Reo, bawiąc się nitką wystającą z koszulki blondyna.- Będąc tobą, zapewne stałbym u jego boku, nieważne co by się działo, ale... może minąć sporo czasu zanim jego związek przestanie być taki kolorowy, jak zapewne jest teraz. Bo zgaduję, że dopiero kiedy zacznie mu się psuć z tą pizdą, to zrozumie, że to był duży błąd i będzie chciał wrócić. Chyba, że uda ci się go przekonać, że kochasz go bardziej. Musiałbyś mu jakoś zawrócić w głowie, czy coś... Cóż.- Reo westchnął ciężko, klepiąc Ryoutę w klatkę piersiową.- Nie staniemy na pewniejszym gruncie, dopóki nie wybadasz jak się Kasamatsu miewa! Spotkaj się z nim za te dwa tygodnie, przekonaj się, czy wygląda na szczęśliwego i wtedy będziemy o tym poważniej myśleć. A teraz idę po sake i lody i włączamy film, co?
–    Jestem za.- Kise uśmiechnął się lekko.- Masz rację, trzeba poczekać. Potem przekonam się, czy jest o co walczyć.
–    No.- Reo uśmiechnął się szeroko.- W ostateczności możesz go zaszantażować!
–    Jasne!- parsknął Kise.- Stary numer z ciążą, co?
–    Albo zwykła groźba, że wydasz go przed całym światem, że jest gejem!- krzyknął Mibuchi, będąc już w salonie.
–    Wygląda na to, że jednak jest bi!- odkrzyknął Kise.
–    Ej, a tak swoją drogą...- Reo wrócił do sypialni z dwiema butelkami sake i kieliszkami.- Wspominałeś, że od zawsze zapatrzony byłeś tylko w Kasamatsu, więc może skorzystasz z okazji i przelecisz jakąś panienkę? Skoro jemu wolno, to tobie też, no nie?
–    Sam nie wiem... - westchnął Ryouta.- Myślałem o tej Mayuri, ale jakoś nieszczególnie dała mi do zrozumienia, że ma na mnie ochotę.
–    Mayuri nie jest z tej „łatwej” ligi, ot tak do łóżka ci nie wskoczy – powiedział Mibuchi, rozsiadając się na łóżku.- Ale możesz spróbować z Chisaki, albo z tą wizażystką Misuri, ona ma na ciebie oko.
–    Eh? Serio?- zdziwił się Kise.
–    Mhm. Widziałem ja na ciebie patrzy, człowieku... pożarłaby cię na miejscu, gdybyś tylko jej pozwolił.
–    Chyba wolałbym mniej doświadczoną...- mruknął z uśmiechem blondyn.- Ale wiesz, do dziewczyn i tak mnie niespecjalnie ciągnie. Yukio przecież nie będzie o mnie zazdrosny, jeśli zobaczy mnie z dziewczyną. Nigdy nie był o mnie zazdrosny.
–    Ale chłopak to co innego, prawda?- podchwycił od razu Mibuchi.- To może zacznij się z kimś umawiać? Ja bym z chęcią mu się z tobą pokazał, ale zna mnie, a przynajmniej kojarzy jako twojego przyjaciela, więc raczej nie wywarlibyśmy na nim wrażenia.
–    Odpada.- Kise zamachał dłonią.- Zna wszystkich moich przyjaciół. Poza tym, Yukio nie jest głupi. Od razu by wyczuł, że specjalnie próbuję zwrócić jego uwagę na to, że też kogoś mam.
–    No to chociaż prześpij się z kimś ot tak, żeby było sprawiedliwie – westchnął ciężko Reo, rozlewając alkohol do kieliszków.
    Kise, słysząc te słowa, poczuł na twarzy rumieńce. Odwracając wzrok od przyjaciela, upił spory łyk rozgrzewającej przełyk cieczy.
–    Oh. Mój. Boże.- Reo uśmiechnął się szeroko. Oczywiście, reakcja Ryouty nie umknęła jego uwadze.- No, pochwal się w tej chwili, ty mała cholero!
–    T-to nie jest coś, z czego jestem dumny...- wymamrotał Kise.
–    Nie pieprz, Ryouta, Yukio zdradzał cię od dawna, miałeś prawo się zabawić! A teraz mów, bo wyciągnę to z ciebie siłą!
    Blondyn wahał się jeszcze przez chwilę, obracając kieliszek w dłoni i zerkając na swojego przyjaciela. W końcu wywrócił oczami, wzdychając ciężko i, zarumieniony, wyszeptał ledwie słyszalnie:
–    Akashicchi Seijuurou...
–    Hm? Co?- Reo zamrugał.- CO, KURWA?!- Nagle wytrzeszczył na niego oczy, szczęka dosłownie mu opadła.- Żartujesz?! Masz na myśli Akashiego Seijuurou, Boga Seksu?! Ty szczęściarzu, kiedy z nim spałeś?!
–    W... w dniu zerwania – wybełkotał.
–    Hohoho!- Mibuchi aż zaklaskał w dłonie, śmiejąc się.- No to pocieszała cię idealna na to miejsce osoba! Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?!
–    Bo... no, nie czułem się z tym dobrze... znaczy, seks był nieziemski – zaśmiał się nerwowo.- Ale tak trochę... no wiesz, Akashicchi to przyjaciel Tetsuyi, więc czułem się trochę podle, że my... tego...
–    Oh, daj spokój, Tetsu-chan pewnie też z nim kiedyś spał.- Reo machnął lekceważąco ręką, po czym napił się swojej sake.- W końcu w łóżku Akashiego było mnóstwo osób. Nawet ja.
–    S-serio?- bąknął Kise.
–    Mhm.- Reo uśmiechnął się, bujając kieliszkiem.- Miałem ten zaszczyt gościć parę razy w jego ramionach. I nigdy nie żałowałem. Sei-chan jest wyjątkowy. Nawet jeśli masz świadomość, że dla niego jesteś po prostu „panem numer xxx”, na jego liście zaliczonych osób, to i tak z chęcią wracasz. Przy nim to dopiero człowiek czuje się szczęśliwy. Szkoda, że facet nie ma uczuć. Ciekaw jestem, czy kiedyś naprawdę się zakocha?
–    Na pewno – stwierdził Kise, kładąc się na brzuchu.- Każdego musi to kiedyś spotkać! Jestem pewien, że Akashicchi pewnego dnia się zakocha i się ustatkuje.
–    Fajnie by było.- Reo położył się wygodnie obok Ryouty.- Trochę mi go żal, wiesz? Jest przystojny, bogaty i boski w łóżku. Ma wszystko, czego mu trzeba, ale przez to ciężko mu będzie znaleźć kogoś, kto naprawdę go pokocha, za to jaki jest, a nie za to, co posiada.
–    Masz rację – zgodził się z nim Kise, popijając sake.- Dobrze, że ma chociaż Tetsu. Są przyjaciółmi już od bardzo dawna i żaden z nich nigdy nie zostawił drugiego w potrzebie. Co prawda, Akashicchi nigdy nie miał żadnych większych problemów, ale wie, że na moim kochanym braciszku może polegać! Choćby zbankrutował i został bez niczego, to Tetsucchi zawsze będzie przy nim.
–    O, i właśnie taka osoba mu się przyda! Żeby mógł na niej, no wiesz... tak jakby skumulować swoje uczucia.
–    W sumie, byłaby z nich ładna parka – zastanowił się Kise.- Są podobnego wzrostu i czasem tak... tak uroczo sobie dogryzają. Ale wolałbym jednak, żeby nie byli razem.
–    Zastanów się – parsknął Reo.
–    No bo wiesz, Akashicchi lubi seks. Prędzej czy później zdradziłby Tetsucchiego, a tego bym dla niego nie chciał. Po zerwaniu z Ogiwarą był załamany, a przecież rozstali się w zgodzie. Boję się pomyśleć co by było, gdyby doszło do sytuacji, w której jego chłopak go zdradza. No, ale teraz Tetsu i tak ma chłopaka. Ale dosyć gadania, dawaj tej film! Mam dość rozmawiania o miłości, powrzeszczmy ze strachu!
–    Okay, ale jakby co, będziesz mi dziś służyć za przytulankę!
–    I vice versa!- zaśmiał się Ryouta, po czym sięgnął po poduszki, by mieć się na czym oprzeć i móc bez problemu popijać alkohol.
    Uśmiechnął się do Mibuchiego, kiedy ten włączył film i dołączył do niego na łóżku. Nie żałował, że do niego przyszedł. Czuł się o wiele lżejszy niż wcześniej. Nawet jeśli nie rozwiązali problemu z Kasamatsu, to jednak Reo był dla niego ogromnym wsparciem.
    Cieszył się, że ma takiego wspaniałego przyjaciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń