[MnU] Odcinek 21

Moda na Uke
Odcinek 21


    Haizaki miał dziwne wrażenie, że jego przyjaciel specjalnie nie odbiera telefonu, dlatego postanowił tak długo do niego dzwonić, póki ten się nie podda. Przechadzając się po salonie i za nic mając sobie to, że co chwila zasłania Nijimurze telewizor, zaklinał w myślach Hanamiyę, aż w końcu usłyszał w słuchawce jego ciężkie westchnienie.
–    No co tam?
–    Jesteś w domu?
–    Jestem.
–    Mogę do ciebie przyjechać?
–    Czekaj – mruknął Makoto. W słuchawce rozległ się cichy szelest i przytłumiony głos.- No nie wkładaj mi go, jak rozmawiam, durniu! Idź do kuchni i przynieś mi coś do picia... Okay, teraz ty – rzucił już do Haizakiego.- Popierdoliło cię? Na chuj chcesz do mnie przyjechać o tej godzinie?
–    Przyjechałbym dwie godziny wcześniej, gdybyś raczył mi odebrać.
–    Chwila, niech no sobie przypomnę, co robiłem dwie godziny temu – westchnął Hanamiya.- Ah tak, dawałem dupy. Tak samo jak godzinę temu i pół godziny temu. Niewiarygodne, ale teraz też daję dupy i za godzinę też będę dawał dupy. Zrozumiałeś przekaz?
–    Nie – warknął Shougo.
–    Kiyoshi wpadł na noc. Albo na dwie, zależy czy delegacja Hyuugi się wydłuży, czy nie.
–    No i? Nie będę wam przeszkadzał, po prostu musisz mnie przenocować na kilka dni.
–    Dlaczego?
–    Nijimura wrócił – burknął Haizaki, rzucając w kierunku mężczyzny rozzłoszczone spojrzenie.
–    Jak to „wrócił”?
–    No normalnie, kurwa! Mogę przyjechać? Chuj mnie obchodzi gdzie będę spał, mogę nawet na podłodze w korytarzu, byle nie tutaj.
–    Shougo, jesteśmy kumplami, ale bez przesady. Odwiedziny to jedna sprawa, ale nocleg to co innego. Nie mogę zgodzić się na naruszenie mojej prywatnej przestrzeni. To tak jakbyś zaglądał mi w dupę.
–    Kurwa no, nie rób mi tego, mam tu po prostu dalej mieszkać?! Z NIM?! To tylko na kilka dni, dopóki nie znajdę czegoś małego i taniego do wynajęcia.
–    Zanim dostaniesz wypłatę, minie miesiąc, za dużo z tym zachodu. Daj spokój, Shougo, udawaj po prostu, że mieszkasz sam.
–    Nie potrafię, kurwa!
–    Stary, nie jęcz i bądź mężczyzną! Chwalisz się jajami na prawo i lewo, a jak wraca twój były to nagle ci odpadają? Ile ty masz, kurwa, lat? Ignoruj typa i tyle, albo wpierdol mu i wykop z mieszkania, w końcu jesteś w tym najlepszy. Muszę kończyć.
–    Makoto, jeśli się teraz rozłączysz, przysięgam, że wyrwę ci fiuta i wsadzę ci go do gardła!
    Jedyne co Haizaki usłyszał w odpowiedzi, do krótkie sygnały oznaczające zakończone połączenie. Mężczyzna zacisnął usta, odsuwając od ucha komórkę i ponownie wchodząc w listę kontaktów, szukając kogoś, u kogo mógłby spędzić choć jedną noc.
–    Shougo, mną się naprawdę nie musisz przejmować – powiedział Nijimura, spoglądając na niego.- W czym ci niby przeszkadzam?
–    Będziesz mi przeszkadzał w łóżku – wycedził Haizaki, dzwoniąc do swojego znajomego, Seto.- I będą mi przeszkadzać w szafie twoje ciuchy, i twoja szczoteczka do zębów, i ręcznik, i w ogóle, kurwa, wszystko, co ma najmniejszy związek z tobą.
–    Koszulka, którą na sobie masz, jest moja – zauważył spokojnie.
–    Że niby co?- Shougo spojrzał na niego ze złością, zirytowany faktem, że Seto go odrzucił.
–    Kupiłem ją na wyprzedaży w centrum handlowym, trzy lata temu.- Shuuzou rozsiadł się wygodnie na kanapie.- Zawsze mi ją podkradałeś, zwłaszcza po seksie.
    Haizaki przez chwilę wpatrywał się w niego w otępieniu, a potem odłożył komórkę na stolik przed kanapą i ściągnął z siebie koszulkę, rzucając ją Nijimurze.
–    Mogłeś sobie w niej chodzić...- mruknął czarnowłosy.- Spodnie też są moje.
–    Nie wkurwiaj mnie, spodnie kupiłem sobie w zeszłym miesiącu.
    Shuuzou uśmiechnął się figlarnie, nie odpowiadając. Shougo miał wielką ochotę mu przyłożyć, rozumiejąc, że jest obiektem żartów, i że Nijimura świetne się bawi, denerwując go. Spróbował wykonać jeszcze kilka telefonów, jednak żaden z jego znajomych nie odbierał.
–    Daj sobie na dzisiaj spokój, i tak jest za późno, żeby się wyprowadzać – powiedział Shuuzou.- Wytrzymasz ze mną jedną noc, a jutro przedzwonisz do kolegów, skoro tak bardzo ci na tym zależy.
    Haizaki westchnął ciężko, siadając na kanapie, jak najdalej od Nijimury. Wciąż przeszukiwał kontakty, ale w gruncie rzeczy wiedział, że jego były chłopak miał rację. Zresztą, i tak nie miał zbyt wielu na tyle w porządku kumpli, by zgodzili się go przenocować.
–    Co to za blizna?- zapytał Nijimura, przypatrując się niewielkiej bliźnie na plecach Shougo, tuż nad łopatką.
–    Chuj ci do tego – mruknął.
–    Wygląda jakby ktoś cię uderzył czymś ostrym...
–    Spadł na mnie kawałek maszyny – westchnął ciężko.- Przestań się gapić.
–    Kiedy to było?
–    A po chuj ci wiedzieć?!- Spojrzał na niego ze złością.- Ta informacja zmieni jakoś twoje życie, albo nakarmi biedne dzieci z Afryki? A może natchnie cię do powrotu do narzeczonej?
–    Nie wrócę do niej – powiedział spokojnie Shuuzou.- No a co z tobą? Masz kogoś?
–    Ta, mam kogo tylko zechcę – warknął.
–    Czyli nic nowego...
–    I, uwierz, dobrze mi z tym! Nie mam zamiaru pakować się w stałe związki, rzygam po tym z tobą.
–    Nadal nie rozumiem, o co się tak pieklisz – powiedział Nijimura, unosząc nieco głos. Wyglądało na to, że i on powoli zaczynał tracić swoją cierpliwość.- W tym naszym związku to chyba jednak ja miałem gorzej, prawda? Jak długo mam ci tłumaczyć, że moja jedna zdrada to nic w porównaniu z twoimi dziesiątkami?!
–    Nie musisz mi wcale tego tłumaczyć!- Haizaki spojrzał na niego ze złością.- Dla ciebie może to tak wyglądać, ale uświadomię cię, że ja żadnej pizdy nie poprosiłem o rękę! Bo do żadnej nic nie czułem, one były tylko zapchaj-dziurami, nic więcej! Tylko ciebie kochałem, jasne?! Tylko tobie dawałem dupy, nie pozwalałem innemu facetowi się dotknąć! To dla ciebie nic nie znaczyło, tak?! W naszym związku to ja byłem głównie na dole, nie pozwalałeś mi się ruchać, a sam też mam swoje potrzeby!
–    Więc co, próbujesz mi powiedzieć, że to moja wina, że mnie zdradzałeś?!- krzyknął Shuuzou, patrząc na niego z niedowierzaniem.- Czyli gdybym pozwalał ci się ruchać, to wszystko byłoby w porządku?! Jakoś nie narzekałeś, kiedy podczas walczenia o pozycję ostatecznie lądowałeś na dole! Wystarczyło poprosić, żebyśmy się zamienili, jaki w tym problem?!
–    Co ty, kurwa, gadasz?! Miałem się prosić jak świnia, żebyś pozwolił mi wyruchać twój tyłek?!
–    Aha, czyli to wszystko wina twojej pieprzonej męskiej dumy, tak?
–    Skoro obaj jesteśmy facetami, to chyba normalne, że mamy TE SAME potrzeby?! Nie myślałeś o tym w ten sposób? Nie przyszło ci do głowy już za pierwszym razem, kiedy przespałem się z jakąś laską?
–    Weź posłuchaj sam siebie!- Nijimura wyglądał na poważnie zdenerwowanego.- Mówisz o tym tak, jakby dzielenie się ciałem było czymś normalnym! Tu nie chodzi o kwestię twoich potrzeb, ale o kwestię NASZYCH uczuć! Względem siebie nawzajem! Kochając mnie nie przeszkadzało ci sypiać z kobietami? W takim razie to nie była miłość! Przynajmniej nie taka, jaka łączy normalne pary! Gówno mnie obchodzi, czy czułeś coś do tamtych kobiet, czy nie! Mi chodzi o to, że mnie zdradzałeś bez najmniejszych skrupułów! Po wszystkim przychodziłeś mnie przeprosić, ale nawet nie było ci przykro! Było ci po prostu GŁUPIO, że albo cię nakryłem, albo się dowiedziałem, albo sam musiałeś się przyznać! Gdzie w tym wszystkim była miłość? Bo wiesz, to, że byłem jedynym facetem w twoim życiu NIC dla mnie nie znaczy, rozumiesz? Zupełnie nic! Znaczyłoby, gdybyś był mi wierny. Miałbym świadomość, że jestem jedyną osobą, której pragniesz i którą potrzebujesz! A tak?- Shuuzou uniósł dłonie w bezradnym geście.- Gdybyś zdradził mnie raz, góra dwa, to byłbym w stanie to zrozumieć. Ale dla ciebie seks z kobietami był jak przekąski między posiłkami.
    Haizaki przed dłuższą chwilę patrzył na niego bez słowa, a potem odwrócił powoli głowę. Zaciskał mocno dłonie, nie chcąc, by Shuuzou zauważył jak drżą. Po raz pierwszy w życiu Shougo czuł się naprawdę bezsilny. Nie czuł się niczemu winny, nawet jeśli w słowach Nijimury była zawarta odrobina prawdy. Po prostu starał się przetrawić to, że świadomość, iż Shuuzou był jego jedynym, nie miała dla niego znaczenia.
    Shougo, który przez całe swoje życie zabawiał się tylko z kobietami, prawdopodobnie nie przejąłby się tymi wszystkimi zarzutami. Ale ten Shougo, który pięć lat temu poznał Nijimurę, ten sam Shougo, który pozwolił mu się pocałować – nie. Dla niego to nie było bez znaczenia. Od tamtego dnia, gdy zostali parą, nie liczył się dla niego nikt więcej, prócz Shuuzou. To jemu się oddawał, to dla niego starał się zmienić choć trochę, nawet jeśli podejmowanie pracy przy jego wybuchowym charakterze graniczyło z cudem. Tylko jemu pozwalał się dotykać w taki sposób, w jaki dotykają się zakochani, tylko za nim wodził spojrzeniem.
    Tylko do niego uśmiechał się szczerze.
–    Nie masz nic do powiedzenia?- zapytał Nijimura, już spokojnie. Patrzył na niego, czekając aż w końcu obróci twarz w jego stronę.
–    Idę się wykąpać – mruknął Haizaki, wstając.
–    Czekaj, Shougo!- Shuuzou poderwał się z kanapy, chwytając mężczyznę za ramię. Widząc, że ten nadal nie chce na niego spojrzeć, postanowił nie naciskać.- Posłuchaj, możemy spróbować jeszcze raz. Jeśli tylko się zmienisz i spróbujesz zrozumieć mnie, jeśli tylko postarasz się coś dla mnie zrobić, ale tak NAPRAWDĘ się postarasz... myślę, że to się może udać. Zapomnimy o tym, co było, i tak nie ma co pamiętać.- Haizaki zacisnął zęby, próbując powstrzymać się od uderzenia Nijimury.- Zacznijmy od nowa, Shougo. I tym razem będziemy sobie mówić, co takiego nam nie pasuje. Szczerze, otwarcie.- Kiedy Haizaki wciąż nie odpowiadał, czarnowłosy westchnął lekko, puszczając go.- Dam ci czas do namysłu, tyle, ile będziesz potrzebował. Proszę, zastanów się nad naszą dzisiejszą rozmową.
    Shougo przełknął ciężko ślinę, a potem wyszedł z kuchni, udając się do sypialni po spodnie dresowe i koszulkę, w których zwykł spać. Nie miał ochoty patrzeć na Nijimurę, nie miał ochoty nawet słyszeć jego głosu. Chciał się szybko wykąpać i położyć się do łóżka, nawet jeśli za chwilę miałby się tam położyć Shuuzou.
    To był pierwszy raz, kiedy tak bardzo tęsknił za ciszą.

***

    Główny Szpital Sasaki wyglądał jak tysiące innych japońskich szpitali. Był to duży budynek z ogromnym, niebieskim szyldem z jego nazwą przymocowanym do przedniej ściany oraz oszkloną górną osłoną nad wejściem. Otoczony wysokim na niemal dwa metry murem przypominał więzienie, ale w gruncie rzeczy można było powiedzieć, że dla pacjentów tym właśnie był.
    Aomine przez dłuższą chwilę wpatrywał się w drzwi wejściowe, starając się uspokoić bicie serca. Nie mógł zobaczyć zbyt wiele, prócz białych ścian i płytek podłogowych. We wnętrzu paliło się jasne światło, tak charakterystyczne dla szpitali.
    Nie chciał tam wchodzić. Nigdy nie lubił tamtejszych zapachów i sterylnej czystości.
–    Iść z tobą?- zapytał Imayoshi, siedzący za kierownicą.
–    Nie, w porządku – mruknął ciemnoskóry.- I tak nie będą chcieli gadać z nikim spoza rodziny. Wyproszą cię.
–    To nie tak, że próbuję cię popędzić, ale twój brat na ciebie czeka – powiedział Shouichi, poprawiając okulary.- W takiej sytuacji z pewnością martwi się twoją nieobecnością.
–    Wiem. Wiem...- Aomine pokiwał wolno głową.- Po prostu...
–    Daiki.- Imayoshi spojrzał na niego, unosząc powieki.- Nie myśl za dużo. Po prostu idź tam i wszystkiego się dowiesz.
    Aomine westchnął nieco drżąco, znów spoglądając na wejście do szpitala. Przetarł pospiesznie oczy i odpiął pas bezpieczeństwa.
–    Dzięki za podwiezienie – rzucił, otwierając drzwi.
–    Mam na ciebie poczekać?
–    Nie, pewnie zostaniemy z Tetsu na noc.
–    Zadzwoń do mnie, kiedy znajdziesz czas.
    Skinął głową, a potem zamknął drzwi i, machnąwszy przyjacielowi dłonią w pożegnalnym geście, odwrócił się i ruszył do wejścia.
    W poczekalni nie przebywało wiele osób, raptem piątka czy szóstka. Daiki spojrzał na nich przelotnie, lustrując wnętrze holu. Był tu tylko dwa razy w życiu – raz, kiedy porządnie zdarł sobie kolano, i drugi, kiedy zmarła ich babcia. Od tamtego czasu niewiele się jednak zmieniło, dodano tylko kolory stolik, krzesełka i jakieś małe zabawki dla dzieci.
–    Przepraszam...- Aomine podszedł do recepcji, gdzie za ladą siedziała młoda kobieta, wystukująca coś pospiesznie na klawiaturze komputera.
–    Tak?- Spojrzała na niego życzliwie.
–    Nazywam się Aomine Daiki, jestem... jestem bratem Kise Ryouty. Miał wypadek samochodowy, przywieziono go tutaj...
–    Ah, tak.- Recepcjonistka pokiwała głową.- Proszę udać się prosto tym korytarzem na lewo, a następnie skręcić w prawo. Są tam krzesełka, więc proszę poczekać na pana doktora.
–    Dziękuję – mruknął.
    Odsunął się od lady i ruszył we wskazanym kierunku. Szedł powoli, jakby to mogło pomóc nie tylko jemu, ale i Ryoucie. Miał wrażenie, że im dłużej idzie, tym Kise jest bardziej bezpieczny. Nikt nie podejmuje żadnych decyzji za niego, nikt nie mówi o jego stanie zdrowia podczas jego nieobecności, nikt nie zadaje innym pytań, które powinien zadać jemu.
    Naprawdę nie chciał tam iść. Chociaż wiedział, że potrzebuje go nie tylko Ryouta, ale i Tetsuya, to mimo tego pragnął wrócić do domu, nie chciał myśleć o tym, że jego brat leży gdzieś tam na łóżku, czy stole operacyjnym, nieprzytomny, niezdolny do mówienia, poruszania się...
    A jeśli on...?
    Potrząsnął głową, jakby to miało pomóc pozbyć się nieprzyjemnych myśli. Pociągnął nosem, przetarł delikatnie napuchnięte, zaczerwienione oczy. A potem skręcił w prawo i wszystkie jego myśli zniknęły jak bańki mydlane.
–    Tetsu – rzucił, przyspieszając kroku na widok przechadzającego się nerwowo na końcu korytarza Kuroko. Tuż przed nim na krześle, ze spuszczoną głową, siedział Kagami, podpierając łokcie o kolana.
–    Daiki – westchnął błękitnowłosy z ulgą, ruszając ku niemu.
    Nie wyglądał, jakby płakał, ale kiedy mocno wtulił się w swojego brata, Aomine zrozumiał, że Tetsuya prawdopodobnie bardziej przeżywa to wszystko, niż on. Nic zresztą dziwnego, w końcu jego i Kise łączyły prawdziwe rodzinne więzy, więzy krwi.
    Otoczył go troskliwie ramionami, starając się nie rozpłakać. Wiedział, że jako starszy brat musi okazywać Kuroko wsparcie, nie może okazywać po sobie słabości.
    Będzie silny. Dla siebie, dla niego i dla Ryouty.
–    Widziałeś się z lekarzem?- zapytał.
–    Nie, jeszcze nie.- Kuroko odsunął się o krok i westchnął ciężko.- Pielęgniarka powiedziała, że zajęli się już ranami Ryouty, ale... ale muszą go jeszcze zbadać. Jest w tym pokoju.- Wskazał drzwi z tabliczką o numerze sto czternaście. - Nie pozwolili mi go zobaczyć.
–    W porządku – szepnął Aomine, kiwając głową. Przeklinał w myślach sam siebie za to, że nie miał pojęcia co zrobić, co powiedzieć, jak uspokoić własnego brata.
    I siebie.
–    Recepcjonistka mówiła, że przywieźli go trochę ponad godzinę temu – odezwał się cicho Kagami, wstając i podchodząc do nich.
–    A... wiadomo coś o tym, kto go potrącił?- zapytał Daiki.
–    Nie.- Taiga pokręcił przecząco głową.- Ktokolwiek to był, od razu uciekł. Świadkiem była jakaś staruszka, która widziała wszystko przez okno. Od razu rzuciła się do telefonu, by zadzwonić po karetkę.
–    Trzeba będzie jej podziękować – wymamrotał Kuroko, przeczesując dłońmi włosy.- Gdybym tylko wcześniej odebrał ten głupi telefon...!
–    Kuroko...- Taiga spojrzał na niego bezradnie.- To by niczego nie zmieniło, po prostu... siedzielibyśmy tutaj godzinę dłużej.
–    Więc co, twoim zdaniem lepiej było się zająć pieprzeniem, tak?- mruknął błękitnowłosy.
–    Nie moglibyśmy wiedzieć, że coś takiego się przytrafi – powiedział Kagami.- Nie ma sensu się teraz o to obwiniać.
–    Idę do łazienki – westchnął Kuroko.
    Aomine odwrócił się, odprowadzając brata wzrokiem, dopóki ten nie zniknął za rogiem.
–    Nie przejmuj się, to normalne, że jest roztrzęsiony – powiedział do Taigi.
–    Wiem, spoko.- Kagami uśmiechnął się słabo.- Też bym tak reagował, gdyby chodziło o moją rodzinę.
–    Długo tu jesteście?- zapytał Aomine, kiedy obaj usiedli obok siebie na krzesłach.
–    Jakieś piętnaście minut – odpowiedział Kagami.- Przyjechaliśmy zaraz po telefonie. Cieszę się, że odebrałem samochód jednak dzisiaj. Miałem to zrobić jutro.
–    Taa, dobrze się stało – westchnął Daiki, przecierając dłonią kark.- Wiadomo coś więcej o Ryoucie? Prócz tego, że jest nieprzytomny?
–    Nie.- Taiga pokręcił przecząco głową.- Pielęgniarka nie powiedziała nam wiele, spieszyła się. Mówiła tylko, że zajęli się ranami, więc... pewnie jest tylko trochę zadrapany.
–    Jasne – parsknął słabo Aomine.
    Między nimi zapadła cisza, jednak żaden z nich nie miał większej ochoty jej przerywać. I tak nie wiedzieli za bardzo, co mogliby powiedzieć w takiej sytuacji. Nawet jeśli czekanie w milczeniu było drażniące, to i tak wydawało się lepszym rozwiązaniem niż słowa.
    Dopiero kiedy z łazienki wrócił Kuroko, Aomine zrobiło się nieco lżej. Zrozumiał, jak czuł się Tetsuya, czekając na jego przyjazd, przechadzając się nerwowo po korytarzu, zaniepokojony nieobecnością drugiego brata. Chociaż błękitnowłosy wciąż był w tym samym budynku, to dopiero gdy usiadł obok Daikiego, ciemnoskóry zdał sobie sprawę z tego, że czuł obawę, kiedy nie było go przy nim.
    Ciszę między nimi przerwało nagłe otwarcie drzwi. Z sali numer sto czternaście wyszedł wysoki mężczyzna po czterdziestce, ubrany w biały kitel, z przewieszonym na szyi stetoskopem. Jego długie, ciemnobrązowe włosy związane były w kitkę, przystojna twarz o lekkim zaroście wyrażała powagę.
    Aomine, Kuroko i Kagami natychmiast podnieśli się z krzeseł. Lekarz zmierzył ich spojrzeniem, poprawiając okulary i skinął im głową.
–    Państwo są braćmi, jak mniemam?- zapytał.
–    Zgadza się – odparł Daiki.- Co z Ryoutą?
–    O stanie pacjenta mam obowiązek informować jedynie bliską rodzinę, także...- Spojrzał znacząco na Kagamiego.
–    To nasz przyjaciel, może pan mówić przy nim – rzucił niecierpliwie ciemnoskóry.- Proszę nie przeciągać i powiedzieć, co z Ryoutą.
–    Mogą się panowie uspokoić – powiedział doktor, znów poprawiając okulary.- Stan pacjenta jest stabilny, jego życiu nie zagraża nic poważnego. Oprócz oczywistych otarć na całym ciele, pan Kise Ryouta ma dwa złamane żebra i zwichniętą kostkę.
–    Czyli wyjdzie z tego?- westchnął z ulgą Tetsuya.
–    Oczywiście.- Doktor skinął głową.- Jedyne, czym moglibyśmy się przejmować to uraz głowy, którego doznał pacjent. Wiadomo, że to bardzo ważna część ciała i każdy wstrząs czy uderzenie może być poważne. Zajęliśmy się wszystkim najlepiej jak mogliśmy, aczkolwiek pan Kise musi zostać u nas kilka dni na obserwacji. Podczas badań odzyskał przytomność, ale póki co nie jest w stanie dużo powiedzieć.
–    Czy możemy...?- zaczął pospiesznie Tetsuya.
–    Zezwalam na odwiedziny.- Lekarz skinął głową.- Ale krótkie. Pięć, góra dziesięć minut. Pacjent musi teraz odpoczywać. Miałbym tylko jedną uwagę – dodał doktor, widząc, że Aomine i Kuroko już ruszają w kierunku sali.- Jak mówiłem, każdy wstrząs i uderzenie może się okazać poważne. W przypadku państwa brata, po dokładnym przebadaniu mogę stwierdzić, że nie grozi mu żaden stały uszczerbek na zdrowiu, ale problemem może być.. zanik pamięci.
–    Co?- Kuroko spojrzał na niego z przestrachem.
–    Spokojnie, nie stwierdzam tego na sto procent, wolę tylko uprzedzić. Z doświadczenia wiem, jak zachowują się rodziny takich przypadków w obliczu tego typu sytuacji. Prosiłbym więc, by nie męczyli państwo brata, jeżeli odzyska przytomność i panów nie rozpozna. Dla pewności przyślę zaraz pielęgniarkę, będzie wam towarzyszyć.
–    Jasne, dziękujemy – mruknął Aomine, po czym położył dłoń na plecach Kuroko i lekkim naciskiem dał mu znak, by ruszył do drzwi.
    Pokój wyglądał jak każde inne szpitalne pomieszczenie dla pacjentów. Niezbyt wielkie, pośrodku którego stało łóżko otoczone aparaturą. Po jego prawej stronie stała niewielka szafka z kilkoma szufladkami, po lewej zaś stojak z kroplówką.
    Kuroko zasłonił dłonią usta, podchodząc bliżej. Przesunął wzrokiem po leżącym na łóżku Ryoucie, nie mogąc uwierzyć, że to naprawę on. Nie rozumiał, jak mogło spotkać go coś tak potwornego. Patrząc na bandaż zdobiący jego głowę i nadgarstki czuł, że robi mu się słabo. Szpitalna koszula, w którą go ubrali, sprawiała wrażenie jakby Kise wychudł, a jego blada skóra nadawała wygląd schorowanego człowieka.
    A jednak, kiedy Tetsuya przysunął do łóżka pobliskie krzesło i usiadł na nim, ostrożnie dotykając dłoni Kise, blondyn uniósł powoli powieki i ostrożnie przekręcił głowę w jego stronę. Serce Kuroko zadudniło mocno w jego piersi, kiedy dopadły go obawy, że Ryouta go nie pozna. Słowa doktora huczały echem w jego umyśle, przez co ogarniała go lekka panika.
–    Hej – szepnął Kise, uśmiechając się do niego delikatnie.
–    Cześć – sapnął ze śmiechem Kuroko, przestając powstrzymywać łzy. Ścisnął ostrożnie palce starszego brata, czując niewyobrażalną ulgę.
–    Nie płacz, Tetsuccchi.- Ryouta posmutniał na twarzy.- Przepraszam...
–    W porządku.- Kuroko pokręcił szybko głową.- Nic nie mów. Odpoczywaj.
    Model uśmiechnął się na powrót, choć chciało mu się płakać. Cieszył się z obecności braci, a jednocześnie wolał, by byli jak najdalej stąd, by nie widzieli jego stanu, by nie patrzyli na niego, nie martwili się.
–    Nieźle się urządziłeś – mruknął cicho Aomine, stając obok Kuroko.
–    Taa – westchnął Kise.- Coś czuję, że szykuje mi się długie wolne.
–    To dobrze.- Daiki pokiwał głową, hamując łzy.- W domu czeka na ciebie sterta naczyń do pozmywania.
    Ryouta zaśmiał się słabo, kręcąc głową.
–    Boli cię?- zapytał Tetsuya.- Jak się czujesz? Wezwać lekarza?
–    Już mi lepiej, jak was zobaczyłem – odparł z uśmiechem.- Dostałem środki przeciwbólowe, więc nic nie czuję. Nie martw się, braciszku, nic mi nie jest.
–    Pamiętasz, ile masz lat?- zapytał Aomine.
–    Eh?- Kise spojrzał na niego, zdziwiony.
–    Lekarz powiedział, że możesz mieć problemy z pamięcią, więc chcę sprawdzić – wyjaśnił ciemnoskóry.
–    Ah, rozumiem.- Ryouta zaśmiał się lekko.- W porządku, nie straciłem pamięci. Mam dwadzieścia cztery lata, tak jak ty, Daikicchi.
–    Co robiłeś przed... popołudniu?
–    Spotkałem się z Yukio. Byliśmy na kolacji w restauracji „Kasui”.
–    Kiedy Tetsu ma urodziny?
–    Trzydziestego pierwszego stycznia – westchnął Kise z uśmiechem.
    Aomine pokiwał lekką głową i spojrzał na błękitnowłosego.
–    To prawda?
–    Daiki...- Kuroko spojrzał na niego jak na idiotę.
    Aomine zarumienił się lekko, drapiąc po głowie i odwracając wzrok od braci. Ryouta zaśmiał się lekko, rozbawiony jego zażenowaniem.
–    Ryouta, co się stało?- zapytał cicho Tetsuya.- Byłeś pijany czy...?
–    Nie, nic nie piłem – zaprzeczył blondyn.- Po prostu... zamyśliłem się trochę. Ale wydaje mi się, że wszedłem na pasy, kiedy zapaliło się zielone światło... Pewności jednak nie mam. Może później lepiej sobie to przypomnę. Chociaż i tak... nie będę wam przecież mówił o szczegółach – mruknął.
–    Próbujesz nas oszczędzić?- prychnął cicho Daiki.- Największe nerwy za nami, zostawiliśmy je na korytarzu. Oh... Razem z Kagamim.
–    Kagamicchi też przyjechał? Czemu nie wejdzie?
–    No właśnie nie wiem.- Aomine zmarszczył lekko brwi.- Może chce dać nam czas wyłącznie dla siebie. W końcu lekarz powiedział, że możemy tu być góra dziesięć minut.
–    Rozumiem.
–    Może zgodzi się, żebym został tu na noc, jeśli go uproszę?- mruknął Tetsuya, spoglądając na Daikiego.- Mogę nawet przesiedzieć całą noc w poczekalni.
–    Nie ma mowy, jutro masz zajęcia – burknął Kise.- Nie zawalaj szkoły, Tetsucchi!
–    Chyba nie myślisz, że pójdę na uczelnię w takiej sytuacji?- Kuroko spojrzał na niego z niedowierzaniem.- Będę spał nawet pod szpitalem, jeśli nie będzie innego wyjścia.
–    Daikicchi...- Ryouta spojrzał na niego z prośbą w oczach.
–    Co się gapisz?- bąknął Aomine.- Też mam zamiar nie iść jutro do roboty!
–    Czemu wydaje mi się, że dla ciebie to wymówka?- mruknął Kise.
–    No wiesz?!
–    Żartuję, żartuję.- Ryouta uśmiechnął się do niego.- Ale, proszę, wróćcie do domu i porządnie się wyśpijcie. Jutro na pewno będzie we mnie więcej życia i wtedy sobie poplotkujemy.
–    Uhm... przepraszam panów.- W drzwiach pokoju pojawiła się młoda pielęgniarka o długich, czarnych włosach.- Proszę mi wybaczyć, ale wizyta dobiegła końca. Doktor Midorima prosi, abyście pozwolili odpocząć Kise-san.
–    Ah, no tak...- Aomine westchnął ciężko, spoglądając na Ryoutę.- To co, Tetsu... zbierajmy się.
–    Ale ja nie chcę – mruknął Kuroko.
–    Potupiesz nogą w domu.- Daiki poczochrał go po włosach, podszedł bliżej łóżka i nachylił się nad Kise, całując go ostrożnie w policzek.- Przyjedziemy z samego rana.
–    Okay.- Ryouta uśmiechnął się do niego łagodnie.- Tetsucchi, nie dąsaj się. Zobaczymy się rano.
    Kuroko wstał z krzesła, wzdychając ciężko. Również nachylił się nad bratem, składając na jego policzku pocałunek.
–    Mam do was prośbę – powiedział Kise, kiedy jego bracia już chcieli wyjść.- Zadzwońcie jutro do studia i powiedzcie, że nie pojawię się przez jakiś czas. Pewnie mnie wyrzucą, ale nic nie poradzimy. Ah, i dajcie znać Reo, dobrze?
–    Jasne.- Aomine pokiwał głową.- Śpij dobrze, Ryouta. Do zobaczenia rano.
–    Mhm, papa.
    Mężczyźni opuścili pokój i wyszli na korytarz, gdzie na krześle wciąż siedział Kagami. Zerwał się z miejsca na ich widok, patrząc na nich pytająco.
–    Wszystko z nim dobrze – powiedział Kuroko.- Wygląda na to, że nie ma żadnych zaników pamięci, czego nie można powiedzieć o Daikim.
–    Ej!- warknął Aomine.
–    Czyli wszystko po staremu.- Taiga uśmiechnął się z ulgą.- Rozmawiałem chwilę z doktorem Midorimą. Powiedział, że wizyty zaczynają się od dziewiątej i trwają do dwudziestej. Czy... chcecie tu zostać?
–    Nie, wracamy do domu – odparł Daiki.
–    Okay, no to chodźcie, podwiozę was.
–    Możemy wrócić nocnym autobusem – zaprotestował Tetsuya.- Sam powinieneś wrócić do siebie i się położyć, przecież jutro masz pracę.
–    Daj spokój, to żaden problem. Wystarczy mi nawet pięć godzin snu, a i tak od rana pewnie nie będzie nic do roboty.
–    Jesteś pewien?
–    Tak.
–    No dobrze – westchnął Tetsuya.- Dziękuję.
    Kagami uśmiechnął się do niego lekko, pozwalając sobie na krótkie objęcie go. Aomine odwrócił na ten widok twarz, nie mogąc poradzić nic na to, że coś ścisnęło go w dołku. Ruszyli w korytarzem w kierunku wyjścia, Tetsuya nieco no przodzie.
–    W porządku?- szepnął do niego Kagami, zrównując się z nim.
–    Co?- Aomine spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem.- Ah, tak. Tak, w porządku. Dzięki... za wszystko.
–    Nie no, daj spokój.- Taiga uśmiechnął się do niego i poklepał go po plecach.- Przecież nie robię nic wielkiego, po prostu was podwiozę.
–    Ale jesteś tu – wymamrotał Daiki.- I wspierasz nas.
–    Taka rola przyjaciela – powiedział Kagami.- Ty też byś to dla mnie zrobił, no nie?
    Aomine spojrzał na niego z wolna, czując się nieco przymulony. Dotyk dłoni Kagamiego wzbudził w nim chęć bliskości. Miał ochotę przytulić się do niego, tak po prostu, bez zbędnych słów, ot, poczuć jego obecność całym sobą.
–    Tak – powiedział cicho.- Ja też bym to dla ciebie zrobił.
    Kagami uśmiechnął się do niego, a potem przyspieszył kroku, by dogonić Kuroko. Aomine próbował zignorować chłód, jaki czerwonowłosy za sobą zostawił, choć nie było to dla niego łatwe.
    Wyszedł ze szpitala, kilka kroków za nimi.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń