Moda na Uke
Odcinek 14
Kuroko rzadko odwiedzał Takao w jego mieszkaniu, nie tylko przez brak czasu, ale i chęci. Współlokator jego przyjaciela należał do tego typu osób, z którymi, mimo najszczerszych chęci, Tetsuya nie potrafił się porozumieć. Jeśli już musieli przebywać obok siebie, ograniczali się do powitania i krótkich, prostych, nie obowiązujących tematów.
Takao z kolei nie przepadał za przebywaniem w domu błękitnowłosego, z jednej, prostej przyczyny – jego starszy brat, Kise, zawsze zaglądał do ich pokoju, ciągle proponował coś do picia czy jedzenia, a czasami wręcz wpraszał się do rozmów, przez co chłopcy mieli zero prywatności. Nie wspominając już o Aomine, który podczas jego wizyt zawsze siedział rozwalony w salonie przed telewizorem, wyglądając jak pospolity pantoflarz.
Jedynym kompromisowym rozwiązaniem było więc spotykanie się gdzieś na mieście, i właśnie tego obaj z Takao się trzymali. Niestety, tym razem wizytę w domu Kazunariego, wymusiła nieciekawa sytuacja, która zaistniała pomiędzy nim, a błękitnowłosym – mianowicie, Takao nie odbierał jego telefonów.
To była zwyczajna „prośba” ze strony Akashiego. Porozmawiać z Kazunarim na temat jego obecnych relacji z Midorimą i, przy okazji, dowiedzieć się co takiego wydarzyło się nie tylko między nimi, ale także podczas „zniknięcia” Takao. Właśnie to najbardziej martwiło Kuroko, zwłaszcza fakt, że wrócił on pobity. A nie dość, że był tym tak zaniepokojony, do tego wszystkiego dochodził jeszcze fakt, że nie może dodzwonić się do przyjaciela.
Próbował skontaktować się z Takao już od samego rana, gdy tylko wstał, potem w drodze na uczelnię, między zajęciami, aż w końcu po zajęciach, kiedy zadzwonił po raz trzydziesty drugi, postanowił dać za wygraną – ale tylko dlatego, że zdecydował się iść do niego osobiście.
Oprócz tego, że był zmartwiony, był także dość zirytowany. Kazunari nigdy nie zachowywał się w ten sposób. To niemożliwe, żeby cały dzień spał, czy gdzieś zostawił lub zgubił telefon, nie ma również opcji, by był aż tak zajęty, że nie mógł odebrać. Coś było nie tak, i to bardzo, choć Tetsuya nie bardzo rozumiał, co on ma z tym wszystkim wspólnego.
Możliwe, że Takao po prostu chce być sam i z nikim nie rozmawiać. Ale z tego, czego dowiedział się Kuroko wynikało, że Kazunari nie odzywa się do Shintarou już paru dni. Musiał więc być jakiś większy powód.
Kiedy w końcu znalazł się przed drzwiami mieszkania Midorimy Shintarou i Takao Kazunariego, odetchnął głęboko, nieco podenerwowany. Miał nadzieję, że jego przyjaciel nie będzie chciał wyrzucić go z domu, i porozmawia z nim, zwierzy się z tamtej feralnej nocy i pozwoli sobie pomóc, jeśli tylko będzie potrafił.
Nadusił dzwonek i w napięciu czekał, aż drzwi się otworzą. Złożył już parasol, i chociaż ubrał się ciepło, zdążył zmarznąć. Droga z uczelni do mieszkania Takao była dość długa i wyjątkowo deszczowa.
Najpierw usłyszał stłumione kroki i chrząknięcie. Potem chwila ciszy i jego oczom ukazała się zaskoczona twarz Midorimy.
– Kuroko...?- zapytał, zdziwiony.
– Dzień dobry, Midorima-kun.- Tetsuya skinął mu głową.- Czy zastałem Takao-kun?
– Ehm... tak, jest u siebie.- Zielonowłosy, odchrząkując, przesunął się na bok, gestem zapraszając gościa do środka.
– Przepraszam za najście – powiedział Kuroko, przekraczając próg.
W korytarzyku odłożył parasol do specjalnego kosza, a torbę obok niego, po czym zdjął z siebie kurtkę i buty. Midorima w tym czasie podsunął mu domowe kapcie, a gdy błękitnowłosy podziękował, mruknął coś pod nosem i poprowadził go do salonu.
– Znowu zamknął się u siebie – powiedział cicho, delikatnie się rumieniąc.- Dziękuję, że się zjawiłeś.
– Przepraszam, że tak bez zapowiedzi. Dzwoniłem do Takao-kun, jednak nie odbierał moich telefonów.
– Rozumiem – westchnął ciężko Shintarou.- Wczoraj... uhm... chwilę rozmawialiśmy, ale... potem musiałem iść na praktyki... ehm... zresztą, on sam ci wszystko opowie.
– Mam nadzieję, że mnie nie wyprosi – mruknął Kuroko.
– Wątpię, by miał to zrobić.- Midorima pokręcił głową.- Przygotuję herbatę. Słodzisz?
– Nie.
Mężczyzna ruszył w kierunku kuchni, Kuroko zaś podszedł do drzwi pokoju Takao i przyłożył do nich ucho, nasłuchując. Nie był jednak w stanie wychwycić niczego konkretnego, może prócz cichego szelestu papieru, coś jakby przewracanie stron gazety.
Odetchnąwszy głęboko, zapukał.
Z początku nie działo się nic. Ciche skrzypienie łóżka, jednak nic poza tym. Zapukał więc ponownie, nieco głośniej, a wtedy w odpowiedzi usłyszał głośną muzykę.
– To normalne!- krzyknął Midorima z kuchni, przekrzykując przerażająco wrzeszczący śpiew solisty.
Kuroko spojrzał na niego z otępieniem, po czym, wzdychając, i przepraszając w myślach za chwilowy brak kultury, bezceremonialnie wtargnął do sypialni Takao.
Chłopak, oczywiście, nie usłyszał go. Leżąc brzuchem na łóżku, z uniesionymi nogami, najzwyczajniej w świecie przeglądał jakiś sportowy magazyn. Pomieszczenie było względnie czyste, jeśli pominąć niewielką stertę ubrań na fotelu i porozrzucane po biurku podręczniki i zeszyty z notatkami.
Tetsuya przesunął wokół siebie ponurym spojrzeniem, oceniając stan pokoju. Kiedy tu szedł, w głowie zaświtała mu myśl, że być może Takao popadł w depresję i zdemolował parę rzeczy, jednak ucieszył się widząc, że do czegoś takiego nie doszło.
Ponieważ jego przyjaciel nadal go nie zauważył, a co ważniejsze Kuroko dość miał tej okropnej muzyki, chłopak podszedł do wieży stereo i wyłączył ją, wcześniej jednak przyciszając. Dopiero wówczas Takao poderwał się na łóżku i, zaskoczony, spojrzał w kierunku Tetsuyi.
– Shi... oh – bąknął.
– Dzień dobry, Takao-kun – przywitał się Kuroko.- Widzę, że bawisz się w najlepsze, ignorując moje telefony.
– Ehm...- Kazunari odłożył magazyn na stolik nocny i, odchrząkując, podniósł się z łóżka. Stanął na nogach, jednak unikał kontaktu wzrokowego i nerwowo plątał palce dłoni.- Cześć...
Kuroko zmierzył go rozgniewanym spojrzeniem, zatrzasnął drzwi, które po wejściu do środka pozostawił otwarte, po czym usiadł na łóżku.
– Jakieś powody, argumenty, a może chcesz wymienić wady rozmowy ze mną?- burknął.
– Niee, no co ty...- Takao uśmiechnął się nieśmiało, siadając obok niego.
– Wydaje mi się, że pominąłem chwilę, w której dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz mnie znać.
– Nie wyolbrzymiaj tak tego – westchnął czarnowłosy.- Po prostu... nie mam ochoty na rozmowy, ok?
– To już zrozumiałem, wyobraź sobie – powiedział Kuroko, patrząc na niego ze złością.- Ale zamiast przestawać dawać jakikolwiek znak życia, trzeba było wysłać mi wiadomość z krótką informacją, że chcesz spokoju. Martwiłem się o ciebie, durniu! Cały dzień do ciebie wydzwaniam.
– Przepraszam – mruknął, skruszony.
– Na razie ci nie wybaczam.- Kuroko chwycił ostrożnie jego podbródek i skierował go ku sobie.- Naprawdę zostałeś pobity...
– Po... kto ci powiedział?- Takao wyraźnie zmarkotniał.- Pewnie twój kochaś?
– Kagami-kun o niczym nie wie.
– Mam na myśli Akashiego.- Kazunari wywrócił oczami.
– Nie odzywasz się do mnie, bo się z nim przyjaźnię?- Kuroko zmarszczył gniewnie brwi.
– Powiedziałem ci, dlaczego nie odbierałem!
– Takao-kun.- Kuroko popatrzył na niego z powagą. Widząc to spojrzenie, Kazunariemu odechciało się nawet udawać zabawnego, energicznego chłopaka, który każde swoje problemy obraca w żart.
– No... dostałem w twarz z buta – mruknął.
– Od kogo?
– Nie wiem.- Wzruszył ramionami.- Opowiem ci wszystko, ale nikomu ani słowa, jasne?
– Możesz na mnie liczyć. Przecież nigdy nie wyjawiłem żadnej twojej tajemnicy, gdy prosiłeś mnie o dyskrecję.
– A jeśli przy którejś zapomniałem cię o nią prosić, znaczy, że się wygadałeś?
– Możliwe.
Takao parsknął cicho śmiechem, kręcąc w niedowierzaniu głową. Szybko jednak powrócił do bardziej wisielczego nastroju. Spuścił wzrok na dywan i westchnął cicho.
– Chodzi o Akashiego – powiedział bardzo cicho.
Kuroko przysunął się do niego, siadając wygodniej, gotów wysłuchać opowieści swojego przyjaciela.
– To było parę dni temu, kiedy spotkaliśmy się w centrum handlowym – ciągnął czarnowłosy.- Znaczy, ja i Shin-chan wpadliśmy na ciebie i Kagamiego. Kiedy wróciliśmy do domu, mieliśmy obejrzeć razem film, spędzić miło wieczór. Razem. We dwoje.- Westchnął.- No ale, oczywiście, jeden telefon wszystko zmienił... Pojechał do swojego lubego ile sił w silniku autobusu, zostawiając mnie na lodzie. A raczej na kanapie.- Wywrócił oczami.- Wkurzyłem się i poszedłem do baru. Miałem straszną ochotę się upić, ale koniec końców nie byłem aż tak pijany. Wyżaliłem się znajomemu barmanowi, a potem chciałem wrócić do domu, ale...- Takao przygryzł wargę, zerkając nerwowo na Kuroko. Błękitnowłosy patrzył na niego spokojnie, nie poganiając go. Kazunari po dłuższej chwili westchnął ciężko i zaczął mówić dalej.- Zostałem napadnięty. Przez jakiegoś gościa w dredach. Myślałem, że po prostu chce mnie okraść, ale...- Urwał na chwilę, powstrzymując napływające do oczu łzy. Przełknął gulę w gardle.- Chciał mnie zgwałcić.
– Co...- sapnął Tetsuya, chwytając dłoń przyjaciela i mocno ją ściskając.- Nie... proszę, nie mów, że...
– Nie – zaśmiał się Kazunari, szybko ocierając palcem zbiegłą z kącika oka łezkę.- Dał za wygraną, bo... cóż, chyba za mocno zaciskałem tyłek i nie mógł mi go wcisnąć. Ej, nie rycz, głąbie!- parsknął.
– Wcale nie płaczę!- warknął Kuroko, mocno zaciskając powieki. Po dłuższej chwili otwarł oczy, już uspokojony.- Co dalej...?
– Kopnął mnie i sobie poszedł – westchnął Takao.- Znalazł mnie Miyaji i zabrał do siebie.
– Więc to u niego spędziłeś noc?- zapytał Tetsuya, a kiedy Kazunari skinął potwierdzająco głową, odetchnął z wyraźną ulgą.
– Rano wróciłem do mieszkania, no i zgadnij.- Wywrócił oczami.- Zastałem w nich Shin-chana i czcigodnego Akashiego. Podobno szukali mnie w nocy, a potem wrócili tutaj, żeby sprawdzić, czy przypadkiem się nie zjawiłem.- Takao przygryzł lekko wargę i prychnął cicho.- Na pożegnanie jego kochaś powiedział, że ma zmienić pościel, więc musieli szukać mnie w łóżku Shin-chana.
– Jak obecnie wyglądają ich relacje?- zapytał cicho Tetsuya.
– A jak myślisz?- westchnął Takao.- Nadal się spotykają, jak zawsze. Shin-chan może i narzeka na naszą sytuację i to, że z nim nie rozmawiam, ale przecież nie odmówi sobie namiętnych chwil z ukochanym.- Skrzywił się.
– Co masz zamiar zrobić?- Kuroko ścisnął delikatnie jego dłoń.- Takao-kun, to nie ma najmniejszego sensu! Naprawdę zaczynam mieć tego dość, boję się o ciebie, nie chcę, żebyś dalej trwał w tym pseudo-związku. Midorima-kun nigdy się nie zmieni, a Akashi-kun nie ma zamiaru w żaden sposób pójść wam na rękę. Uważa, że Midorima-kun musi się sam zmienić, bo tylko wtedy zyska prawdziwą wolność i będzie w stanie z własnej woli powiedzieć mu „nie”. Nie wspominając już o tym, że nie jestem w stanie ci pomóc. Nie w tym przypadku.
Takao westchnął ciężko i uśmiechnął się, kiwając głową. Już pewien czas temu zrozumiał, gdzie tak naprawdę leży główny problem. Mimo to wciąż nie dopuszczał do siebie świadomości, że jego starania pójdą na marne, że nic nie może zrobić. Nie chciał myśleć o tym, że ten mały promyk nadziei w jego duszy naprawdę zaczyna gasnąć.
– Co, twoim zdaniem, powinienem zrobić?- zapytał, odpowiadając na uścisk Kuroko. Jego dłoń była odrobinę mniejsza niż jego, jednak znacznie cieplejsza, przyjemna w dotyku.
Kuroko spuścił na moment wzrok, zastanawiając się. Przygryzł wargę, pokręcił głową.
– Wprowadź się do mnie – powiedział cicho.
– Eh?!- Takao spojrzał na niego co najmniej jak na wariata.
– Wiem, że nie przepadasz za Ryoutą, bo jest nadopiekuńczy w stosunku do mnie, a, co za tym idzie, lubi rozpieszczać także ciebie, ale uważam, że to dobre rozwiązanie. Odpoczniesz trochę od Midorimy-kun i całej tej sytuacji, twoje emocje opadną.
– Tak mnie zaskoczyłeś tym pytaniem, że nie wiem co powiedzieć – bąknął Takao.- Poproś mnie jeszcze o rękę i powiedz, że jesteś w ciąży, a na pewno zapomnę o tym, co czuję do tego głupiego wodorostu.
– Uhm...- Kuroko spuścił wzrok.- Przepraszam, nie mogę prosić cię o rękę, bo to zbyt poważna sprawa, ale jeśli chodzi o dziecko...
– Stop, Tetsuya, błagam...- Kazunari parsknął śmiechem.- Proszę cię, nie rób mi tego!
Błękitnowłosy uśmiechnął się do niego, zadowolony, że udało mu się choć trochę rozbawić jego przyjaciela. W dodatku kiedy Takao przestał się śmiać, nie zrobił się na powrót ponury. Na jego twarzy wciąż gościł uśmieszek, tak do niego podobny, choć słabszy niż kiedyś.
– Przeprowadzka raczej nic nie pomoże – powiedział.- Ale dziękuję za twoje nieocenione wsparcie. Dobrze mi tutaj, zwłaszcza teraz, kiedy wykorzystuję mojego focha do tego, by Shin-chan robił mi obiadki i herbatki wieczorem.- Zaśmiał się lekko.- Tylko mu nie powtarzaj!
– Jeśli zmienisz zdanie, pamiętaj, że jest u mnie wolny pokój – powiedział Tetsuya.
– Obiecuję, że będę pamiętać.- Takao skinął głową.- Ale hej, spokojna głowa. Nie mam zamiaru zamknąć się w pokoju i uciec przed światem. Jestem w trakcie pisania nowej piosenki, jutro wpadnie do mnie Miyaji, a w weekend mam małą trasę koncertową.
– Jutro wpadnie do ciebie Miyaji...- powtórzył Kuroko.- A mi nawet nie raczyłeś odebrać telefonu...
– Nie mów, że jesteś zazdrosny – zaśmiał się Takao.- Serio, rywal w przyjaźni? Tego jeszcze nie było! Nie martw się, wynagrodzę ci to, i przy następnej okazji, kiedy oboje będziemy mieć wolne, a Shin-chan pojedzie do Akashiego, wpadniesz do mnie na nockę.
– Trzymam za słowo. Ze mną też wcale tak często się nie spotykasz.
– Bo masz chłopaka.- Takao wywrócił oczami.- Przygotuj go lepiej psychicznie na to, że będziesz spał z innym przystojniakiem w jednym łóżku.
– Oh, chcesz zaprosić jeszcze kogoś?
– Mówiłem o sobie, wredzizno!- warknął Takao, jednak chwilę później roześmiał się.- Cholera, ta rozmowa jednak mi pomogła. Cieszę się, że do mnie przyszedłeś. No i przepraszam po raz kolejny, że nie odbierałem...
– W porządku – westchnął Tetsuya.- Niech będzie, wybaczam ci.
– To co, może zaparzę herbatki?
– No właśnie, Midorima-kun miał mi ją zrobić, ale... jakoś go nie widać, ni słychać.
– Pewnie Akashi do niego zadzwonił.- Takao wywrócił oczami, wstając z łóżka. Podszedł do drzwi i otwarł je, wychylając się do salonu.- Ej, Shin-chan, co z tą herbatą dla Tetsyui?
– N-nie chciałem wam przeszkadzać, nanodyo...- rozległ się przyciszony głos Midorimy.
– Zrobisz mi też? Kuroko na trochę zostanie, musimy obgadać pewne sprawy.
– Dobrze.
Takao wrócił do pokoju, zamknął drzwi i uśmiechnął się lekko do błękitnowłosego.
– To co, może dla odmiany porozmawiamy o twoim życiu uczuciowym?- zagadnął.- Nadal nie opowiedziałeś mi ze szczegółami o twoim pierwszym razie z płonącym z pożądania strażakiem.
– Obawiam się, że wyrosłem ze zwierzania ci się z moich uniesień miłosnych – powiedział spokojnie Tetsuya.- Ale nie mam nic przeciwko, żeby opowiedzieć ci o mojej ostatniej randce.
– Wyczuwam powiew nudy, ale niech będzie – westchnął ciężko Takao, rzucając się na łóżko i kładąc na plecach.- No to opowiadaj. Chcę usłyszeć komedię romantyczną, na poprawę humoru.
Kuroko uśmiechnął się do niego lekko, a potem westchnął cicho.
– No to posuń się – powiedział, kładąc się obok niego.- Czeka cię długa opowieść.
***
– Mogę wiedzieć, o co się modlisz?- zagadnął swojego brata Aomine, widząc, że Kise siedzi przy stole kuchennym, ściskając w dłoniach komórkę i gapiąc się na nią z uwagą.
– O odwagę, żeby zadzwonić – odparł Ryouta.
– Do tego chuja?- mruknął Daiki, otwierając lodówkę i sięgając po sok pomarańczowy.
– Chcę spróbować od początku – westchnął ciężko blondyn.- Przecież nie może być tak, że po sześciu latach związku i dziewięciu latach przyjaźni tak po prostu się rozstajemy i udajemy, że nigdy się nie znaliśmy!
– I co zamierzasz?- zapytał Aomine, siadając przed nim ze szklanką soku.- Zadzwonisz i zapytasz, czy do ciebie wróci?
– Nie...- bąknął Kise.- Zapytam, czy możemy się spotkać.
– A potem?
– S-spotkamy się, albo nie.- Wzruszył ramionami.- Chcę zapytać go dokładnie o powód naszego rozstania... albo się z tym pogodzę, albo nie... Najwyżej znów będziemy przyjaciółmi. Nie chcę go tracić w zupełności.
– Jasne, rozumiem.- Aomine pokiwał głową.- No to dzwoń.
– A-a ty tu po co?- zapytał nerwowo Kise.- Idź sobie mecz obejrzeć, albo poczytać gazetkę w pokoju! Będziesz mnie rozpraszał.
– Hej, ja cię tu wspieram!- oburzył się ciemnoskóry.- Dawaj, dzwoń i miej to za sobą. Chociaż moim zdaniem, to on powinien do ciebie wydzwaniać z przeprosinami...
Kise spojrzał na niego sceptycznie, po czym westchnął ciężko i znów zagapił się na ekran swojej komórki. Strasznie się stresował, gorzej nawet niż przed swoim pierwszym razem. Jedyne, czego chciał, to żeby Kasamatsu nie zrywał z nim zupełnie kontaktu. Nawet jeśli nadal będzie wybierał swoją dziewczynę...
Zastanawiał się, czy zadzwoniłby do Kasamatsu, gdyby nie poznał w barze Hayamy. Był mu wdzięczny, że w pewnym sensie otworzył mu oczy. Jakby nie patrzeć, miał rację. To wręcz głupie, że Ryouta nie wpadł na to od razu, że nie próbował nawet porozmawiać z Yukio i porozmawiać spokojnie, szczerze, nie tak szybko. Dopadły go nawet wyrzuty sumienia, że jeszcze tego samego dnia przespał się z Akashim...
– Dobra, dzwonię – szepnął, drżącym palcem naciskając przycisk połączenia.
Przysunął telefon do ucha i nasłuchiwał. Kiedy w głośniku rozbrzmiał pierwszy sygnał, omal nie dostał zawału. Podobnie było z drugim, i trzecim, brzmiały one jak potężne uderzenia dzwonu bijącego głośno w jego głowie. A na samym końcu usłyszał nieco zaskoczony, jednak spokojny ton głosu:
– Halo?
– Uhm... cz-cześć, Yukio – bąknął Ryouta.
– Cześć – odparł cicho.
– Ehm... mo-możesz rozmawiać?
– Tak, jasne – westchnął.
– Przepraszam, jeśli nie masz ochoty...
– Cieszę się, że dzwonisz – przerwał mu.
– Eh?!- Kise wyraźnie zatkało.
– Przepraszam, Ryouta – mruknął Kasamatsu.- Ja... chciałem do ciebie zadzwonić już... już tamtego dnia, jak tylko dotarłem do domu... Zachowałem się jak świnia, wiem. Nic ci tak naprawdę nie wytłumaczyłem, a... no... nie tak się traktuje kogoś, z kim było się w związku przez tyle lat.
Kise zacisnął wargi, próbując powstrzymać ich drżenie, podobnie jak starał się zatrzymać napływające do oczu łzy. Aomine wpatrywał się w niego uważnie, nasłuchując, choć niewiele słów Kasamatsu do niego docierało.
– Jesteś tam?- zapytał Yukio.
– T-tak...- szepnął z płaczem Kise.- Prze...aszam.- W słuchawce rozległo się przeciągłe, ciężkie westchnienie.
– Nie płacz – powiedział łagodnie Kasamatsu.- I nie przepraszaj. To ja tu jestem jedyną osobą, która powinna cię przeprosić. Zrobiłbym to już dawno, ale... tsk, nie miałem odwagi do ciebie zadzwonić. Myślałem, że mnie znienawidziłeś.
– Nie... nie, kocham cię – załkał Ryouta.
Długa chwila milczenia. A potem ciche chrząknięcie.
– Przepraszam. Ja... podjąłem już decyzję, ale... chciałbym, żebyśmy wrócili do bycia przyjaciółmi. Jeśli nie masz nic przeciwko... Niekoniecznie musi to być teraz, natychmiast. Ale kiedy będziesz gotów spotkać się ze mną... poszlibyśmy na piwo, czy coś. Opowiedziałbym ci o wszystkim, wyjaśnił to.
Kise, nie zdolny do wypowiedzenia choćby słowa, pociągał tylko nosem i kiwał głową, choć jego ukochany nie mógł tego widzieć.
– Więc... gdybym ci wybaczył – szepnął po dłuższej chwili - To... nic by nie zmieniło? Nadal... chcesz ją... tę... koleżankę z pracy?- zaczerpnął głośno powietrza, czuł, jak jego płuca drżą silnie w spazmach.
– Przepraszam – szepnął Yukio po dłuższej chwili milczenia.
– Jasne – westchnął Kise, śmiejąc się krótko.- Rozumiem. Chociaż, nie powiem... mogłeś wybrać inny sposób na zerwanie...
– Ryouta, to nie tak... Ja... ja sądziłem, że mi to przejdzie. Naprawdę, myślałem, że to chwilowe, zwykła, krótka fascynacja. Wiem, że robiłem źle zdradzając cię, ale... Eh, to nie jest rozmowa na telefon.
Kise odchrząknął, nieco się uspakajając, pociągnął nosem.
– Okey – mruknął.- Możemy się spotkać.
– Teraz wyjeżdżam na dwa tygodnie, ale wrócę na początku listopada. Czy mogę wtedy zadzwonić i się umówimy?
– Dobrze.
– Uhm... mogę odezwać się czasem tak poza tym?
– Co?- Nie zrozumiał Kise.
– Zazwyczaj miałem skrzynki pełne naszych wiadomości.- Yukio zaśmiał się lekko, choć niezbyt szczerze.- Jakoś tak dziwnie, kiedy teraz świecą pustkami.
– Nie mam nic przeciwko – powiedział Ryouta, uśmiechając się słabo.- Pisz, kiedy tylko będziesz miał ochotę.
– W porządku. Muszę kończyć, wybacz. I jeszcze raz przepraszam za to wszystko.
– Już to słyszałem – westchnął Kise.- Napisz wieczorem, czy coś. Miłego dnia, Yukio.
– Dzięki. Miłego dnia.
W słuchawce rozległ się dźwięk oznaczający koniec połączenia. Kise jednak jeszcze przez chwilę trzymał komórkę przy uchu, dopiero potem odłożył ją na stół, wpatrując się w nią tępo. Aomine, który cały czas go obserwował, nachylił się lekko nad blatem.
– Ja bym ci radził o nim zapomnieć – powiedział cicho.- Znalazł szczęście gdzie indziej. Dlaczego też nie poszukasz?
Kise milczał, nawet na niego nie spojrzawszy. Następnie pociągnął głośno nosem, otarł łzy z policzków i wstał. Bez słowa okrążył stół i, nie odpowiadając bratu, wyszedł z kuchni. Chwilę później Daiki mógł usłyszeć jego kroki na schodach i trzask zamykanych drzwi jego sypialni.
Westchnął cicho, wypijając duszkiem resztę soku. Kusiło go, by zadzwonić do Kasamatsu z numeru Kise i wygarnąć mu, co o nim myśli, jednak wiedział, że Ryouta źle na to zareaguje. Kto wie, może nawet by się pobili.
Z drugiej jednak strony, świadomość, że nie potrafi pomóc swojemu bratu, sprawiała, że psuł mu się humor i czuł się bezsilny, zupełnie bezużyteczny. To oczywiste, że kochał Kise i zależało mu na jego szczęściu. Chciał dla niego jak najlepiej.
Ale koniec końców wychodziło na to, że z uczuciami naprawdę nie da się walczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz