[LS] Rozdział czwarty

„Albo to bujda, że miłość gasi pragnienie, albo tylko ze mnie lubi robić debila, bo cholernie mnie po niej suszy.”



–    Przez te oczy, te oczy wiśniowe oszalaałeem~ - nuciłem pod nosem, idąc przy boku Momoi korytarzem na drugim piętrze, gdzie mieściły się klasy drugiego roku. Zgodnie z moim wcześniejszym postanowieniem, szliśmy tam, żeby pogadać z kapitanem męskiej drużyny koszykówki Akademii Touou.
–    Jeśli nie przestaniesz jazgotać, to ja oszaleję – mruknął Satoshi, patrząc na mnie spod byka.- Czy nie powinieneś przypadkiem iść do trenera, żeby się zapisać?
–    Trener jest na chorobowym, więc idę do kapitana.- Wzruszyłem ramionami.
–    Początek roku szkolnego, a on już jest na chorobowym?- zdziwił się mój przyjaciel.
–    Wiesz, początek roku szkolnego tylko ciebie nie przyprawia o żadne choroby – stwierdziłem.- Ja osobiście miałem problemy żołądkowe i musiałem...
–    Wystarczy, nie kończ tego zdania – westchnął Momoi, stając przy drzwiach klasy 2 – B.- To chyba tutaj, nie? Jak nazywa się kapitan?
–    Nijimura Shuuzou.
–    Ooo, czyżby nowi członkowie naszego klubu?- Za naszymi plecami rozległ się czyjś męski głos.
    Odwróciliśmy się w tym samym czasie, wgapiając oczy w chłopaka, który stanął za nami, podpierając dłonie o biodra i uśmiechając się sympatycznie. Patrząc na niego, mogłem stwierdzić, że jest wyższy ode mnie aż o jeden centymetr, ale za to znacznie bardziej szeroki – zarówno w barach, jak i w klacie i talii. I biodrach. I udach też.
    Właściwie to nawet jego głowa była szersza od mojej.
–    Cześć!- powiedział, unosząc dłoń w geście powitania.- Jestem Kiyoshi Teppei, zastępca kapitana. Przyszliście się zapisać?
–    Konkretnie, to tylko on – powiedział Momoi, wskazując mnie palcem.- Ja dołączę jako menadżer damskiej drużyny.
–    Aaah, rozumiem!- Kiyoshi uśmiechnął się szeroko, po czym położył mi ciężką łapę na ramieniu.- Jak się nazywasz?
–    Daiki Aomine – odparłem.
–    Senpai – syknął Satoshi, trącając mnie ramieniem.
–    Daiki Aomine-senpai.
–    Nie ty, idioto! On!- Momoi wskazał ruchem głowy starszaka, który spoglądał to na mnie, to na niego.
–    Ahahah, w porządku, w porządku!- zaśmiał się Kiyoshi.- Jeśli mamy być kolegami z drużyny, to wystarczy, jeśli będziesz się zwracał do mnie „Kiyoshi”. Kapitana akurat tutaj nie ma, jest piętro niżej. Znajdziecie go w okolicach klasy 1 – D.- Teppei skrzyżował potężne ramiona na potężnej klatce piersiowej i uśmiechnął się do nas.
–    Dziękujemy, Kiyoshi-senpai – powiedział Momoi, kłaniając się przed nim lekko. Również skinąłem mu głową, po czym ruszyłem za Satoshim.- Naucz się w końcu, że w liceum trzeba okazywać szacunek starszym!- burknął na mnie.- Kiyoshi był akurat miły, ale wiesz, innych może wkurzać twoja arogancja.
–    No ale po co mam się zwracać do nich „senpai”?- Nie rozumiałem.- To, że urodzili się rok czy dwa lata wcześniej ode mnie, to czyni ich jakimiś lepszymi?
–    Tego wymaga kultura, Daiki – westchnął Momoi, ruszając schodami w dół.- Wygoogle'uj co to jest, kiedy wrócisz do domu.
    Wzruszyłem tylko ramionami na jego słowa. Wiedziałem czym jest kultura, ale w dalszym ciągu nic nie było w stanie zmienić mojego zdania. „Starszy” wcale nie znaczy „lepszy”. Może być mądrzejszy, ale czasem niektórzy starsi są głupsi niż młodsi.
    Może akurat nie ode mnie, ale nie ma sensu czepiać się szczegółów. I tak miałem rację.
    Przeszliśmy korytarzem na pierwszym piętrze do zachodniego skrzydła, gdzie mieściła się klasa 1 – D. Nie było tutaj dużo ludzi. Prócz trzech dziewczyn na przodzie, stojących pod ścianą i plotkujących, oraz dwóch chłopaków dalej przy parapecie, kapitana znaleźliśmy w towarzystwie jakiejś dziewczyny z miseczką B, stojących naprzeciwko siebie i dyskutujących zawzięcie.
–    Może nie powinniśmy im przeszkadzać?- mruknął Momoi, marszcząc lekko brwi.- Wyglądają na parę.
–    Mówisz?- Przypatrzyłem się im, przekrzywiając lekko głowę.
    Kapitan Nijimura Shuuzou – o ile rzeczywiście to był on, a wszystko, czyli jednocześnie nic, wskazywało na to, że to właśnie on – miał krótkie czarne włosy z grzywką zaczesaną na bok i ciemne oczy. Ciężko było określić jego wzrost, ale z daleka mogłem stwierdzić, że był trochę niższy ode mnie. Dziewczyna, która stała naprzeciwko niego miała długie do ramion srebrne włosy, ale na prawym boku głowy były ścięte na krótko i farbowane na czarno – tyle przynajmniej mogłem powiedzieć na razie, bo właśnie od tej strony się prezentowała. Widziałem również, że w prawym uchu ma kilka kolczyków.
–    Chodź, podejdziemy, bo zaraz się przerwa skończy – powiedziałem do Momoi, po czym ruszyłem przed siebie. Satoshi ruszył za mną, dość niepewnym krokiem.
–    Nie musisz się tak na mnie drzeć, kobieto – mówił właśnie Nijimura, krzywiąc usta. Dłonie miał wciśnięte do kieszeni spodni.
–    To ty masz do mnie jakieś pretensje z dupy, człowieku!- warknęła dziewczyna, krzyżując ramiona na piersiach. Teraz, jak już stanęliśmy obok nich, mogłem stwierdzić wprawnym okiem, że był to jednak rozmiar C. Laska nosiła koszulę rozpiętą u góry i podwinięte rękawy, co nadawało jej w całości dosyć buntowniczego wyglądu.
–    To nie są pretensje z dupy, mam powód, żeby być na ciebie zły!
–    Mówiłam ci, że to był przypadek, kuźwa!
–    Nie całuje się innych facetów niż swojego „przypadkowo”!
–    Nie? To patrz!- Dziewczyna nagle odwróciła się ku nam i chwyciła brutalnie Satoshiego za koszulę. Przyciągnęła go do siebie i... pocałowała.
    Stałem jak wryty, gapiąc się na ich złączone usta. Widziałem, jak Momoi wytrzeszcza oczy i z każdą chwilą rumieni się coraz bardziej, ręce uniósł w górę jakby chciał coś złapać, ale nie wiedział, co. Głupi był, bo przed sobą miał w miarę fajne cycki, ale dziewczyna zdążyła się już odsunąć i zwrócić się do Nijimury.
–    Widzisz?- warknęła, biorąc się pod boki, podczas gdy Momoi zastygł w miejscu, z nieopisanym przerażeniem na mordzie.- Przypadkowy pocałunek!
    Kapitan popatrzył na nią z kamienną twarzą.
–    To co innego, zrobiłaś to specjalnie, praktycznie zaplanowałaś w ostatniej chwili – stwierdził.
–    Ale on się tego nie spodziewał!- warknęła, wskazując Momoi.- A więc przypadek, tak, czy nie?!
–    Ach, tak?- burknął Nijimura.- W takim razie pozwól, że ja też zaprezentuję ci przypadkowy pocałunek.
    To powiedziawszy, kapitan niespodziewanie chwycił mnie brutalnie za koszulę i, nim zdążyłem zorientować się, co ten chory na umyśle i duszy człowiek zamierza zrobić, nasze usta złączyły się w pocałunku.
    Byłem tak zszokowany, że nie miałem pojęcia co robić. Wytrzeszczyłem oczy na Shuuzou, rumieniąc się intensywnie i unosząc dłonie z zamiarem odepchnięcia go. Niestety, zanim mój mózg przesłał polecenie do rąk, Nijimura już się odsunął i spojrzał na dziewczynę, która z rumianymi policzkami gapiła się na nas w przerażeniu.
–    C-co ty...?!- wykrzyknęła, wskazując to na niego, to na mnie.
–    Przypadkowy pocałunek – wycedził Nijimura.
–    Jak mogłeś tak zrobić na moich oczach?!- krzyknęła, odsuwając się o krok i unosząc lewą rękę, jakby chciała się przed nim osłonić.
–    Mam nadzieję, że to da ci do myślenia, bo nie będę więcej tolerował takich „przypadkowych” pocałunków, jasne?- Nijimura uniósł dumnie podbródek.- Następnym razem po prostu skopię ci dupę przy wszystkich, aż odechce ci się całować kogoś innego prócz mnie!
–    Tsk! Nienawidzę cię, Shuuzou!- krzyknęła dziewczyna, odwracając się i biegnąc do swojej klasy.
–    Zapamiętaj moje słowa, Shouko!- wrzasnął za nią Nijimura.
–    Możesz mi possać, kutafonie!- odwrzasnęła, odwracając się na moment.
–    Niby jak, do cholery?! Jesteś dziewczyną!
    Srebrzysta zniknęła za drzwiami klasy, a Shuuzou cmoknął z irytacją i, biorąc się pod boki, pokręcił głową.
–    Nienawidzę jej. Ale ją kocham. Ale nienawidzę. Kurwa. Nienawidzę jej kochać...- Skrzywił się, po czym spojrzał na nas.- A wy to kto?
–    Mogę wiedzieć, dlaczego to właśnie mnie pocałowała?- zapytał Momoi, patrząc z bólem i przerażeniem na kapitana.
–    Walić to, do cholery!- fuknąłem na niego, po czym spojrzałem na Nijimurę.- Mogę wiedzieć, dlaczego to właśnie mnie pocałowałeś?!
–    Ona ukradła mi mój pierwszy pocałunek!- krzyknął na mnie Satoshi.- Dla mnie to ważne, wiesz?! Chciałem go mieć z kimś, kogo kocham!
–    A on ukradł mój!- wrzasnąłem, wskazując palcem Shuuzou.- Więc, z całym szacunkiem, Satoshi, ale jesteś tutaj ostatnią osobą, która powinna narzekać!!
–    Ej, wy dwaj, przestańcie się drzeć na środku korytarza!- skarcił nas Nijimura, patrząc na nas spod byka.- Jak już będziecie w związku z jakąś laską, to zrozumiecie, że pierwsze pocałunki i pierwsze razy to gówno, a nie romantyczne sprawy! Obluzujcie majty! Coście za jedni?
–    Chciałem się zapisać do klubu koszykówki, ale po tym co mi zrobiłeś, nie wiem, czy jest tam bezpiecznie!- warknąłem.
–    Żaden sport nie jest bezpieczny...
–    Nie mówię o tym! Mówię o molestowaniu!- Spaliłem buraka na twarzy.
–    Ech, a ty znowu a tym?- Nijimura przetarł dłonią kark.- Ja już dawno o tym zapomniałem, więc weź wyluzuj. I jak chcesz się zapisać do klubu, to musisz iść do naszej menadżerki, na trzecie piętro. Nie ma trenera, więc to ona przyjmuje zapisy.
–    Że co?!- warknąłem.- Twój kumpel kazał nam zejść do ciebie!
–    A ja wam każę iść do menadżerki, taka kolej rzeczy.- Shuuzou wzruszył obojętnie ramionami.- Znajdziecie ją w klasie 3 – B. Pospieszcie się, bo zaraz koniec przerwy.
    To powiedziawszy, koleś po prostu nas zostawił i sobie poszedł. Gapiliśmy się za nim razem z Momoi, obaj stojąc jak takie cioty, ze zwieszonymi ramionami. Po chwili spojrzeliśmy na siebie ze zrezygnowaniem, po czym odwróciliśmy się i ruszyliśmy w kierunku schodów.
    No i znów mordęga, w dodatku tym razem na trzecie piętro. Kiedy tam już zaszliśmy, wyglądaliśmy jak jakieś zombiaki, nie tylko dlatego, że nie chciało nam się tyle łazić, ale oboje byliśmy w lekkim szoku po niedawnych, bardzo nieprzyjemnych doświadczeniach.
–    Oni się pomylili, powinniśmy byli zamienić się miejscami...- mruknąłem pod nosem, kiedy ruszyliśmy do klasy 3 – B.
–    Skończ już, Daiki, nie jestem gejem – mruknął bez życia Satoshi. Nie mam pojęcia, skąd wytrzasnął kwiatka, ale właśnie obrywał z niego fioletowe płatki, rzucając je za siebie przez ramię.
    Dotarliśmy do odpowiedniej klasy i zajrzeliśmy do środka. Nie mieliśmy pojęcia jak wyglądała menadżerka klubu koszykówki, ale szukaliśmy chyba czegoś charakterystycznego. Ja wiem? Menadżerki zwykle bywają ładne i biuściaste, więc...
–    Może to tamta?- zapytałem, gapiąc się na najbardziej cytatą trzecioklasistkę.
–    Chciałbyś – westchnął Momoi, po czym zwrócił się do stojącego przy pierwszej ławce w rzędzie pod ścianą chłopaka.- Przepraszam, szukamy menadżerki męskiego klubu koszykówki. Ponoć jest w tej klasie...
–    Ech?- Chłopak spojrzał na nas, mrugając.- Ach, tak, jest tutaj.- Odwrócił się i zawołał:- Yuuki! Rekruci do ciebie!
    Jedyna dziewczyna, jaka zareagowała na nawoływanie, to była ta, która stała pod oknem i rozmawiała z koleżankami, które siedziały przy najbliższej ławce. Spojrzała się na nas, marszcząc lekko szerokie brwi, które wyraźnie przerzedzały się u końca. Powiedziała coś do dziewczyn, po czym ruszyła w naszym kierunku.
    Otaksowałem ją spojrzeniem. W sumie nic ciekawego, do urody Kagami było jej cholernie daleko. Była szczupła i miała cycki w rozmiarze B, tego byłem pewien. Na głowie czupryna lekko postrzępionych czarnych włosów, ale z tyłu miała też proste i długie, zakrywające kark.
–    Pierwszaki, jeśli chcą zapisać się do klubu, powinny iść do trenera...- zaczęła.
–    No nie! Następna nas, kuźwa, odsyła, mam tego dosyć!- warknąłem ze złością.
–    Przymknij się i daj mi dokończyć zdanie, ty niewdzięczny gówniarzu!- krzyknęła menadżerka, wymierzając mi kopa w biodro. Spojrzałem na nią z zaskoczeniem, a ta wzięła się pod boki i zmarszczyła gniewnie brwi.- Pierwszaki powinny iść do trenera, ALE, skoro go nie ma, to ja się tym zajmę. Jedyny problem, jaki obecnie zaistniał, to że skończyły mi się formularze.- Teraz Yuuki skrzyżowała ręce na piersiach.- Wróćcie do swojej klasy, weźcie kartkę i zapiszcie na niej imię, nazwisko, klasę, pozycję, w której gracie, doświadczenie, jakie posiadacie, z którego gimnazjum jesteście, dlaczego gracie w koszykówkę, jaki jest wasz cel, na jak wysoko oceniacie swoje ambicje, w które dni ewentualnie nie możecie trenować, bo macie jakieś ważne obowiązki, jak na przykład pogrzeb, ile czasu do tej pory poświęcaliście na trening, gdzie trenowaliście, jeżeli nie było to w szkole, kto was szkolił, szczególnie w przypadku, kiedy nie był to nauczyciel ze szkoły, oraz podajcie swój adres domowy, numer telefonu i e-mail, a potem przynieście tę kartkę mi. To wszystko, możecie odejść.
    Ja i Satoshi gapiliśmy się na nią bez słowa, górując nad jej dość niskim wzrostem. Dziewczyna patrzyła na nas spod byka.
–    Jakieś pytania?- zapytała tonem sugerującym, że to byłoby bardzo dziwne, gdybyśmy jakieś mieli.
–    Yyy...- Momoi spojrzał na mnie niepewnie.- Daiki, obawiam się, że będą od ciebie wymagali myślenia. Nadal chcesz dołączyć...?
–    Przymknij się – burknąłem samym kącikiem ust. Wbiłem wzrok w Yuuki i już miałem oznajmić z dumą, że udam się do swojej klasy i przyniosę jej te zasrane odpowiedzi, kiedy nagle za naszymi plecami rozległ się podejrzanie znajomy głos.
–    Kasamatsu-san, przyniosłem te poprawione odpowiedzi~!
–    Ile razy mam ci powtarzać, że masz się do mnie zwracać „Kasamatsu-SENPAI”, ty nadęty pięknisiu?!- wrzasnęła menadżerka, z całej siły kopiąc w brzuch stojącego u progu jej klasy Kise Ryoutę.- Zaraz cię kopnę!
–    J-już to zrobiłaś, Kasamatsu-sa...npai!- jęknął z płaczem Kise, który wylądował najpierw na ścianie, a potem osunął się na podłogę. Kiedy spojrzałem po pozostałych członkach klasy Kasamatsu, okazało się, że nikt nie zwraca na nas uwagi. Wyglądało na to, że napady Yuuki były codziennością.
    Cholera, ten klub chyba naprawdę jest niebezpieczny... Kim więc jest trener? Seryjnym mordercą?
    Ach, nie – uspokoiłem się w myślach, uśmiechając do siebie.- Menadżerka już nim jest, więc gorzej być nie może.
–    Ech?- Kise spojrzał na mnie i Satoshiego, mrugając.- Aomine-kun? Momoi-kun?
–    Świetnie się składa, że jesteś, Kise – stwierdziłem, podchodząc do niego. Postanowiłem wykorzystać okazję, że znalazł się tutaj z kartką. Wyrwałem mu ją z dłoni i, wyjąwszy z kieszeni komórkę, zrobiłem jej zdjęcie.
–    Ej, co ty robisz?!- obruszył się Ryouta, wstając z podłogi i z krzywą miną chwytając się za brzuch.- Nie możesz tak...!
–    To tylko zdjęcie, potrzebne mi pytania.
–    Ale tam są moje prywatne informacje! Co z ochroną danych?!
–    Naprawdę myślisz, że interesują mnie te bzdury?- Pomachałem przed nim kartką.- Muszę wypełnić karteczkę i potrzebuję zagadnień, to wszystko. Proszę, oddaję. Zdjęcie usunę, jak tylko przepiszę pytania.
–    Ugh...- Kise odebrał swoją własność, krzywiąc się. Potem kartkę wyrwała mu z dłoni Kasamatsu.
–    W końcu, ty krzywy bucu!- warknęła.- Wasz pierwszy trening odbędzie się za dwa dni na sali gimnastycznej numer trzy! Jedna sekunda spóźnienia, a wylatujecie na zbity ryj, rozumiemy się?
    Ja, Kise i Momoi spojrzeliśmy po sobie.
–    No a... na którą godzinę jest spotkanie?- zapytał Kise.
–    Słuchaj uchem, a nie brzuchem, padalcu!- krzyknęła Kasamatsu, tym razem waląc go pięścią w głowę.- Zaraz ci przywalę!
–    J-już to zrobiłaś, Kasamatsu-sa...npai!- jęknął Ryouta, chwytając się za łeb. Uśmiechnąłem się pod nosem.
–    A ty czego się szczerzysz, murzynie?!- warknęła Yuuki, mnie również waląc po głowie.- Ty też masz coś do powiedzenia?!- Spojrzała ze złością na Momoi, który uniósł pospiesznie dłonie i pokręcił dziko głową.- To wracać do siebie i nie zawracać mi dupy! Rany, co za upierdliwe gówniarze, powybijam jak psy...- mamrotała pod nosem, wracając do swoich koleżanek.
–    Co to za demon?- zapytał z przerażeniem Satoshi, kiedy wyszliśmy z klasy 3 – B i ruszyliśmy w kierunku schodów.
–    Nie wiem, ale nie idę do niej więcej – burknąłem.- Wyślę jej mój formularz pocztą, albo wrzucę do jej szafki.
–    Rany, jak dobrze, że idę do spokojnego i pełnego miłych dziewczyn klubu koszykówki dziewczyn!
–    Ech?- Kise spojrzał na niego półprzytomnie, masując sobie guza na głowie.- Nie ciesz się tak, Momoi-kun... Poznałeś już ich kapitana?
–    N-nie?
–    No to poczekaj – westchnął Ryouta, po czym spojrzał na mnie niechętnie.- Widzimy się na treningu, Aomine-kun. Nie spóźnij się.
–    Jasne, że nie – prychnąłem wzgardliwie.- To raczej ty się nie spóźnij, ofermo.
–    Tsk! Sam jesteś ofermą, w dodatku ciemną!- odparował Kise.
–    Ehm, a tak właściwie...- Momoi popatrzył sceptycznie najpierw na mnie, a potem na Kise.- Na którą godzinę macie w końcu ten trening?
    Ja i Kise zatrzymaliśmy się raptownie, gapiąc na Satoshiego. Po chwili odwróciliśmy od niego spojrzenie i popatrzyliśmy na siebie, marszcząc brwi.
    Cholera.
    Wyglądało na to, że ostatecznie i tak wylądujemy w pieczarze smoka.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń