[MnU] Odcinek 10

Moda na Uke
Odcinek 10


    Właśnie tego mu brakowało – obudzić się w czyichś ciepłych ramionach, w miękkim, pachnącym łóżku, z kołdrą skopaną na podłogę, z poczochranymi włosami i tym przyjemnym uczuciem czyjejś bliskości.
    Jedyne, co mu nie bardzo odpowiadało to fakt, że mężczyzna, do którego się przytulał, nie był Midorimą. No i, że bolała go głowa i policzek.
    Miyaji przeciągnął się leniwie, otaczając go ramieniem i przyciągając do siebie. Kazunari uśmiechnął się lekko, pozwalając na to. Chociaż Miyaji nie był typem romantyka, to nawet on potrzebował przytulenia, choć w życiu by się do tego nie przyznał. I choć zawsze odrzucała go myśl o spędzaniu czasu w innych ramionach niż Shin-chana, nie odsunął się od swojego przyjaciela.
    Kiyoshi westchnął cicho i w końcu uchylił powieki, patrząc sennie na Takao. Zamrugał, jakby zaskoczony, a potem uniósł głowę i rozejrzał się po pokoju.
–    Skopałeś kołdrę na ziemię – mruknął.
–    Było gorąco w nocy, jesteś strasznie ciepły, Miyaji – odparł Kazunari ze swobodą.- Dziękuję za dzisiejszą noc! Pozwolisz, że zrobię ci jakieś dobre śniadanko?
–    Dlaczego mówisz tak, jakbyśmy w nocy uprawiali seks?- Miyaji uniósł lekko brew, a Takao spłonął rumieńcem.- Dobra, dobra, nie panikuj, przecież wiesz, że sobie żartuję. Jasne, że możesz zrobić mi śniadanie. Poproszę jajecznicę z bekonem, dwie parówki i świeżą bułeczkę. No i herbatę.
–    Uhm...- Takao odwrócił od niego wzrok, żałując odrobinę swojej uprzejmej propozycji. Westchnął cicho, jednak podniósł się z łóżka i zabrał swoje rzeczy.- No dobrze, poczekaj tutaj.
–    Nie no, daj spokój, żartowałem.
–    Za późno, teraz sam nabrałem ochoty na takie śniadanko! Leż tutaj i ani myśl o tym, żeby gdzieś wyłazić, choćby do łazienki!
    Miyaji wpatrywał się w chłopaka z zaskoczeniem, patrząc, jak wychodzi z sypialni i znika za drzwiami łazienki. Przygryzł lekko wargę i opadł ciężko na poduszki.
    Taka scena przypominała mu tylko jedno, z tym, że Takao nie powinien mieć na sobie piżamy, a raczej same bokserki, a on z kolei powinien leżeć tu zupełnie nago, po nocy pełnej czułości i namiętności, o której zdarzało mu się fantazjować raz po raz, gdy jego głowę nie zaprzątały sprawy związane z pracą i rodziną.
    Szkoda, że nie miał szans na taki obrót spraw. Pozostawała mu jedynie jego wyobraźnia i stara, dobra przyjaciółka, której używał do zaspakajania się, odkąd zaczął dojrzewać.
    Podniósł z podłogi kołdrę i nakrył się nią, przy okazji poprawiając sobie poduszki. Całe szczęście, że tego dnia miał wolne od pracy i mógł pozwolić sobie na poleniuchowanie. Miękkie łóżko, wciąż ciepłe w miejscu, w którym przed chwilą leżał Takao, wytwarzało tak silną grawitację, że nie posiadał nawet odrobiny woli, by unieść choćby palec.
    Dopiero niecałe dziesięć minut później, kiedy, nasłuchując odgłosów dochodzacych z kuchni, poczuł zapach parzonej herbaty. Usiadł na łóżku, opierając się plecami o poduszkę, gotów na najprawdziwsze, pierwsze w jego życiu, śniadanie do łóżka.
    Takao wszedł do sypialni z uśmiechem na twarzy, niosąc w dłoniach tacę z dwoma parującymi kubkami oraz dwoma talerzami. Podszedł do łóżka i usiadł na nim ostrożnie, kładąc tacę na swoich oraz Miyajiego kolanach.
–    No, no, postarałeś się – pochwalił go z uśmiechem Kiyoshi, natychmiast zabierając się za jajecznicę z bekonem. Kazunari wyprostował się dumnie, zadowolony z efektów swojej ciężkiej pracy. Opłaciło się nawet skoczyć szybko do piekarni po świeże bułki!
–    No to smaczego – powiedział, również zabierając się do jedzenia.
–    Nie chciałbyś ze mną zamieszkać?- zagadnął Miyaji w żartach, choć w jego głowie pojawiła się myśl dość szalona, że Takao mógłby się zgodzić.- Proponuję ci pracę kucharza na pełen etat.
–    Przecież sam potrafisz sobie gotować, i to całkiem nieźle!
–    Owszem, ale nie zawsze mam czas, by przyrządzić sobie coś zdrowego. Poza tym, dobrze wiesz, że lepiej smakują rzeczy przyrządzone przez kogoś innego, niż te zrobione samemu.
–    No tak.- Takao uśmiechnął się, pochłaniając parówkę i przygryzając ją bułką.- Powinieneś dać mi jakąś rozpiskę tego, jak pracujesz, to może czasem wpadnę do ciebie i coś ci przyrządzę, jeśli sam również będę miał czas. Sam wiesz, że z naszym zgraniem raczej nie jest najlepiej, ale mogę się postarać!
–    Z moją pracą różnie bywa, więc po prostu postaram się dać ci znać, kiedy będę miał wolny czas. Wyskoczymy na piwo, żeby chociaż trochę pogadać, bo jak tak dalej pójdzie, zapomnisz o kimś takim jak przystojny Miyaji Kiyoshi...
–    Nie ma takiej opcji – zaśmiał się Takao.- Ale masz rację, za rzadko się widujemy! Postaram się brać wolne w tym samym czasie, co ty.
–    Chyba na odwrót, w końcu jesteś wokalistą zespołu, nie powinieneś opuszczać prób – mruknął Miyaji.- Jakoś się zdzwonimy. Chyba masz jeszcze mój numer?
    Takao spojrzał na niego sceptycznie, unosząc jedną brew. Jego przyjaciel uśmiechnął się tylko sympatycznie, kończąc swój posiłek. Podziękował na pyszne śniadanie i przeciągnął się mocno.
–    Odprowadzić cię potem do mieszkania?- zapytał.
–    Nie, w porządku.- Takao pokręcił głową.- Jest jasno i raczej niezbyt niebezpiecznie, wątpię, by ktoś chciał mnie zgwałcić w biały dzień.- Westchnął ciężko.
–    Wiesz, ostrożności nigdy za wiele, no ale jak wolisz.- Miyaji wzruszył ramionami.
–    Dzięki.- Kazunari uśmiechnął się do niego z wdzięcznością i dokończył swoje śniadanie.- Zaraz będę się zbierał, nie chcę za bardzo nadużywać twojej gościnności.
–    I tak nie mam na dzisiaj żadnych planów, dopiero wieczorem mam jechać do brata.
–    Pozdrów go ode mnie.- Takao dopił herbatę i wstał a z łóżka, zabierając ze sobą tacę.- Ubierz się, a ja w tym czasie pozmywam.
–    Nie, nie, ja się tym zajmę, wystarczy, że...
–    Nie dyskutuję z tobą, Miyaji – mruknął Kazunari, po czym wyszedł bezceremonialnie z sypialni, zupełnie ingorując Kiyoshiego. Chłopak miał wrażenie, że ze złości zaraz pęknie mu żyłka. Nie cierpiał, kiedy ktoś go tak traktował, ale koniec końców chyba będzie musiał wybaczyć Takao. Zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest mu wdzięczny za wsparcie, które okazuje mu od kilku lat.
    Jedyne, czego żałował, to tego, że Takao prawdopodobnie nigdy nie odwdzięczy mu się tak, jak tego pragnął.
   
***

    Długo stał przed drzwiami wynajmowanego przez niego i Midorimę mieszkania, jakby zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł, by tam wchodzić. Z jednej strony miał ochotę wrócić do Miyajiego jednak z drugiej, miał świadomość, że nie może mu się tak narzucać. W końcu jego przyjaciel i tak stanowczo za dużo dla niego robi, zbyt wiele czasu poświęca na pocieszanie go i wspieranie.
    Westchnął ciężko, wsuwając klucz do dziurki i przekręcając go, jednak, jak się okazało, drzwi były otwarte. A więc Shintarou wrócił już do domu. Takao przełknął ślinę, po czym wszedł cicho do mieszkania.
–    Wróciłem – mruknął tak cicho, że tylko osoba stojąca obok niego mogłaby go usłyszeć.
    Z salonu rozległ się jakiś szelest, skrzyp kanapy, a po chwili szybkie kroki. Kazunari zdjął buty i już miał rozpiąć płaszcz, kiedy w korytarzuku pojawił się zaniepokojony Midorima.
–    Bakao, no w końcu!- westchnął, idąc szybko w jego kierunku i biorąc go w ramiona, choć ten nie zdążył się nawet do końca rozebrać. Przytulił go do siebie mocno, wsuwając dłoń w jego włosy.- Tak się o ciebie martwiłem!- szepnął drżącym głosem.- Jak mogłeś zostawić telefon i wyjść, nie pisząc nawet głupiej kartki z informacją, gdzie będziesz?!
–    Shin-chan...?- bąknął niepewnie Takao, zaskoczony tym nagłym gestem. Objął go ostrożnie, powoli.
–    Całą noc nie spałem, idioto!- burknął Midorima.- Nie rób tak więcej, do cholery! Jeśli gdzieś idziesz, to mi o tym powiedz!
–    Przepraszam...- mruknął, czując zbierające się w oczach łzy.- Przepraszam, Shin-chan... Bardzo cię przepraszam, ja... tak bardzo cię kocham...
–    Co...?
–    Shin-chan, ja naprawdę chcę z tobą być! Proszę, zastanów się nad tym, przecież wiesz, co do ciebie czuję...
–    Takao...
–    Oh, gdybyś ty wiedział, co mi się prawie...
–    Skoro zguba się odnalazła, to na mnie już czas, jak mniemam.
    Drgnął w ramionach Midorimy, w jednej chwili spinając się cały. Choć bardzo tego nie chciał, choć nie miał najmniejszech ochoty wyswabadzać się z jego objęć, zmusił się, by odsunąć choć trochę i wyjrzeć za niego.
    Stał ze swoją zwyczajową, spokojną miną, opierając się ramieniem o ścianę, ze skrzyżowanymi ramionami. Wyglądał zupełnie niepozornie, jakby był tylko zwykłym gościem, a nie bogatym synem biznesmena, po którym odziedziczył wszelkie wpływy, samolubnym, egoistycznym, władczym tyranem, który mógł mieć wszystko i wszystkich.
–    Co on tu robi?- zapytał słabo Takao, cofając się o krok.
–    Shintarou zadzwonił po mnie – odpowiedział mu Akashi, jakby nie zauważył, że pytanie nie było skierowane do niego.- Martwił się o ciebie i nie miał pojęcia, co robić.
–    Przyjechał, żeby pomóc mi cię szukać – dodał Midorima.- Jeździliśmy po okolicy, wstąpiłem nawet do tego baru, gdzie czasem pijesz, ale powiedzieli, że byłeś tam tylko chwilę. Co się stało, Takao? Dlaczego nie zabrałeś ze sobą telefonu?
    Kazunari przełknął ciężko ślinę i uśmiechnął się jedynie słabo w odpowiedzi. Midorima przyglądał mu się z niepokojem, Akashi zaś ze stoickim spokojem, jakby ta sytuacja w ogóle go nie ruszała.
–    Pójdę do siebie – wychrypiał Takao.
–    Zrobić ci herbaty, nanodayo?- zapytał Midorima.
–    Nie trzeba... Zdrzemnę się, a potem pouczę na jutro, na zajęcia.
–    Gdybyś czegoś potrzebował...
–    Nie będę – warknął, mijając pospiesznie Akashiego. Ledwie powstrzymał się, by trącić go silnie ramieniem, choć wiedział, że czerwonowłosy nie pozostałby mu dłużny.
–    Wygląda na to, że wszystko już dobrze, więc wracam do siebie – usłyszał jeszcze głos Akashiego.- Nie zapomnij zmienić u siebie pościeli, Shintarou...
–    Akashi, ciszej...!
    Jednak Takao usłyszał także i resztę. Zatrzymał się w pół kroku i oparł dłonią o ścianę. Odwrócił głowę tylko na moment, tylko po to, by zobaczyć, jak Akashi wspina się na palce i przyciąga do siebie Midorimę, by go pocałować.
    Powoli, bardzo powoli odwrócił głowę. Ledwie powłucząc nogami, udał się do swojego pokoju, mając wrażenie, że pękło w nim coś bardzo ważnego, o co bardzo długo nie dbał. Jakby coś się złamało, jakby zniszczył coś cennego.
    Zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Wpatrzył się w ścianę naprzeciwko, równie pustą jak jego myśli. Nie westchnął, nie skrzywił się, nie poruszył.
    I nie zapłakał już ani razu.

***

    Kagami nadal nie mógł do końca uwierzyć w to, że Kuroko zgodził się na bycie jego chłopakiem. Nie posiadał się z radości za każdym razem, kiedy Tetsuya odwiedzał go, lub kiedy to on szedł do niego, choć obaj preferowali przytulne mieszkanie Taigi, jako że Kuroko dzielił dom ze swoimi dwoma starszymi braćmi.
    Jednak akurat tego dnia umówili się w domu niebieskowłosego. W końcu nie zawsze musieli poświęcać wolny czas pieszczotom i gorącym zabawom w łóżku, nie dla tego przecież ze sobą byli. Dziś mieli wspólnie obejrzeć film i po prostu posiedzieć w swoim towarzystwie, porozmawiać i miło spędzić czas z ukochanym u boku.
    Idąc do domu Kuroko Kagami zastanawiał się, czy nie powinien kupić jakiegoś drobnego upominki, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu. Po pierwsze, Kuroko nie był przecież dziewczyną i nie musiał obdarowywać go kwiatami i czekoladkami, a po drugie sąsiedzi ich trzyosobowej rodziny dobrze wiedzieli, że składa się ona z samych mężczyzn.
    Podszedł do drzwi, trochę zdenerwowany. Podczas spotykania się z Tetsuyą zawsze towarzyszyło mu to mrowiące uczucie i delikatna niepewność, choć sam nie wiedział, dlaczego tak się działo.
    Kiedy nacisnął dzwonek, o dziwo nie usłyszał żadnego dźwięku. Kolejne próby również nie przyniosły oczekiwanego efektu, toteż zapukał do drzwi, choć nieco mocniej, niż by chciał. No, ale to przynajmniej podziałało, bo drzwi otwarły się i stanął w nich wysoki, ciemnoskóry mężczyzna.
–    Yo – przywitał się krótko, przesuwając na bok.
–    Cześć, Aomine – odparł Kagami, wchodząc do środka i rozglądając się za miłością swojego życia, nie będąc pewnym, czy po prostu go nie zauważył.
–    Tetsu musiał na chwilę wyjść – wyjaśnił Daiki, zamykając drzwi i machając ręką w jego stronę, by ten zdjął buty i kurtkę.- Chcesz piwa, albo soku?
–    Wodę, jeśli można – mruknął, trochę niezadowolony. Rozebrał się i ruszył za przyjacielem do kuchni.- Gdzie poszedł Kuroko?
–    Zapomniał jakichś ważnych papierów z uczelni, więc się po nie wrócił. Coś tam na jutro musi przygotować.
–    Kiedy wyszedł?- bąknął, siadając przy stole.
–    Jakieś czterdzieści minut temu, więc spoko, zaraz wróci.- Aomine nalał do szklanki wodę mineralną z butelki, po czym postawił ją przed Kagamim.- Zapomniał telefonu, bo jest tak mało widoczny, jak on.- Prychnął głośno.- Komórka z misdirection, serio? Sam tak kiedyś powiedział...
    Taiga wypił duszkiem zawartość szklanki i odetchnął głęboko.
–    Dobrze, że chociaż jesteś w domu, bo bym się zamartwiał, gdyby mi nie odbierał – mruknął.- Masz dziś wolne?
–    Ta, w weekendy nie pracuję.- Daiki wyjął z lodówki ozdobny talerz z ciastem, położył go na ladzie, a następnie sięgnął po dwa talerzyki, dwie łyżeczki oraz nóż.- Kise zrobił tiramisu, chyba się skusisz, co?
–    No jasne – odparł.- W gotowaniu nie bardzo może się ze mną równać, ale placki robi świetne.
–    Tylko babka wychodzi mu za sucha – parsknął ciemnoskóry, nakładając po sporych kawałkach ciasta na talerzyki. Zaniósł je wraz z łyżeczkami do stołu i usiadł naprzeciwko Kagamiego.
–    Kise w pracy?- zagadnął Taiga, zabierając się za jedzenie i wzdychając z rozkoszą, kiedy smak mascarpone i rumu eksplodował w jego ustach.
–    Tiaa, odkąd Kasamatsu z nim zerwał, oddaje się pracy jak nigdy. Ale to w sumie dobrze.- Aomine skrzywił się lekko.- Wolę jak pozuje tam, udając radosnego i seksownego, niż żeby siedział na kanapie przed tym nudnym serialem i wpieprzał całe pudełka lodów, jak opętany.
–    Aż tak z nim źle?- Kagami zmarszczył lekko brwi, a Aomine rzucił mu sceptyczne spojrzenie.
–    Nie zapominaj, że byli ze sobą sześć lat. Po tak długim związku, gdzie jedna osoba nadal kocha drugą, to normalne, że się cierpi. Szkoda tylko, że nie mam pomysłów, żeby mu pomóc. Próbowałem wyciągnąć go nawet do Wesołego Miasteczka, bo jakiś czas temu zawracał mi nim dupę, ale się nie zgodził...
–    Żal gościa – westchnął Taiga, kończąc swoją porcję tiramisu.
–    Mhm.- Aomine podparł twarz dłonią, wpatrując się w swojego przyjaciela. Musiał przyznać, że ostatnimi czasy Kagami wyglądał nieco lepiej, jakby nabrał kolorów i radości życia. Dobrze wiedział, co było tego powodem.- Jak ci się układa z Tetsu?
–    Eh?- Taiga przetarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na niego, odrobinę zaskoczony tym nagłym pytaniem.- Cóż... myślę, że dobrze. Dlaczego pytasz?
–    Bo to mój brat?- odpowiedział pytaniem na pytanie.- I martwię się o niego?
–    Nie ma potrzeby, przecież dbam o Kuroko!- burknął Kagami, rumieniąc się.
–    W to nie wątpię, ale wiesz.- Aomine wzruszył lekko ramionami i westchnął, opierając się ciężko o oparcie swojego krzesła.- Tetsu jakoś nie jest skory do zwierzeń, więc nawet mi nie opowiada, jak tam sprawy łóżkowe.
–    Też za bardzo nie miałbym ochoty rozmawiać z tobą na takie tematy – mruknął Kagami, unosząc sceptycznie brew.- Nie powinieneś przesadnie się tym interesować, nie uważasz?
–    Nie chciałbym, żebyś go naderwał, to wszystko – powiedział spokojnie, na co Taiga zareagował jeszcze większym rumieńcem.- Wiesz, Tetsu jest delikatny i kruchy...
–    W-wiem, jaki jest! I staram się jak mogę, dbam, żeby wszystko było jak najlepiej, możesz być tego pewien!- warknął.
–    Mnie naderwałeś – mruknął Daiki, patrząc na niego znacząco.
    Kagami otworzył już usta, żeby mu odszczekać, jednak zamknął je, milknąc i odwracając od niego głowę, nieco zawstydzony. Aomine przez chwilę żałował swoich słów, jednak nie zamierzał przeprosić. Jego uczucia do Taigi nie były czymś, co zamierzał ukrywać całą wieczność.
–    Mówiłeś mu?- zapytał cicho Kagami.
–    O czym?- Udał, że nie rozumie.
–    O tym, że kiedyś się z tobą przespałem – westchnął ciężko.
–    Nie.
–    Mogę cię prosić, żebyś...?
–    I tak nie zamierzałem mu o niczym mówić.- Aomine wzruszył ramionami.- Wiem, jak bardzo go kochasz, przecież nie będę psuł ci związku tylko po to, żeby zrobić sobie fałszywą nadzieję, że coś do mnie poczujesz.
–    Fałszywą...? Co masz na myśli, Aomine?- Kagami zmarszczył lekko brwi, nie do końca pewien, o co chodzi ciemnoskóremu.
    Oho... wyglądało na to, że nadszedł ten moment, by wyjawić Taidze, kim tak naprawdę jest jego przyjaciel, Aomine Daiki.
    Zakochanym w nim po  uszy idiotą.
–    Co się tak gapisz?- mruknął, patrząc mu prosto w oczy.- Dziwisz się, że ja też potrafię kochać?
–    Nie, nie o to mi...- Kagami znów zamilkł, spuszczając na moment głowę. Kiedy ponownie ją uniósł, w jego oczach zabłysło coś, czego Aomine nie potrafił przypisać do żadnych znanych mu uczuć czy reakcji.- Nigdy nie uważałem, żebyś nie był zdolny kogoś kochać.
–    Miło mi to słyszeć.- Uśmiechnął się kwaśno.- Szkoda tylko, że kocham właśnie ciebie, co?
    Kagami przełknął ciężko ślinę i westchnął cicho, nerwowo drapiąc się po głowie.
–    N-nie mówiłeś mi nigdy...
–    Dziwisz mi się? Sam długo powstrzymywałeś się przed wyznaniem swoich uczuć Tetsu – westchnął przeciągle.- No właśnie, Tetsu... Co prawda nie łączą mnie z nim żadne więzy krwi, bo zostałem adoptowany przez rodziców jego i Kise, ale... jakby nie patrzeć, wychowywaliśmy się razem, jak prawdziwi bracia. Czy to nie ty byłeś tym, który powiedział, że nie chce uprawiać ze mną seksu właśnie z tego powodu? Nie czułeś się dobrze z faktem, że mnie zaliczasz, skoro to jego kochasz. Dlatego zrobiliśmy to tylko raz. Nie patrz tak, ja, w przeciwieństwie do ciebie, nigdy tego nie żałowałem. Jedyne, czego żałuję, to to, że był to dosłownie "tylko raz".
–    Aomine...
–    Błagam, tylko nie tym tonem.- Ciemnoskóry wywrócił oczami.- Nie jestem babą, nie będę płakał w poduszkę i obmyślał intrygi, jak was rozdzielić, za głupi na to jestem. Po prostu chcę, żebyś wiedział. Że cię kocham.- Skrzywił się, jakby połknął coś kwaśnego.- Tylko tyle, jasne? Nie oczekuję, że nagle się we mnie zakochasz, odwzajemnisz moje uczucia i będziemy razem forever and ever. I zachowuj się tak, jak zawsze. Nadal jesteśmy kumplami, nie? Czy może teraz wolisz mnie unikać?
–    Nie, ja... ja nie wiem, co powiedzieć... po prostu – bąknął czerwonowłosy.- Zawsze uważałem cię za przyjaciela i...
–    I tak pozostanie – przerwał mu Aomine, akurat w momencie, gdy z holu rozległ się trzask zamykanych drzwi. Daiki wstał od stołu i odniósł do zlewu talerzyki i łyżeczki po zjedzonym cieście.- Pamiętaj: niczego nie oczekuję. Co prawda, nie jestem na tyle w porządku, żeby życzyć ci jak najlepiej w obecnym związku, choć, oczywiście, dla Tetsu pójdę w ogień, tak samo jak i dla ciebie, ale... no wiesz, wasze połączenie mnie nie jara. Gdybyście kiedyś zerwali, możesz się mną pocieszyć. Będzie mi miło.- Mrugnął do niego okiem, po czym, przechodząc obok niego, klepnął go w ramię i wyszedł z kuchni.
    Kuroko stał w holu, ściągając buty. Przewiesił swój płaszcz na wieszak i wziął do ręki papierową teczkę, którą odłożył na stolik, na którym zwykle kładli pocztę.
–    Kagami-kun już przyszedł?- zapytał.
–    Tak, siedzi w kuchni i ciebie oczekuje, książę – odparł swobodnie Aomine, wspinając się po schodach.- Zjedliśmy tiramisu, zostały dwa ostatnie kawałki, więc naciesz się jednym, a drugi zostaw Ryoucie, bo wiesz... skończyły się lody, to nie będzie miał czego dziś wpieprzać przed nocną powtórką "Seme życia".
–    Nie bądź taki gryźliwy – westchnął Kuroko, kierując kroki do kuchni.
    Aomine uśmiechnął się krzywo i udał się do swojego pokoju. Zamknął się, po czym zwalił ciężko na łóżko i, gapiąc w sufit, wymierzył sobie bolesny policzek.
    W końcu mógł ukarać sam siebie za swoją zuchwałość i, prawdopodobnie, największy błąd w życiu, jaki popełnił.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń