[MnU] Odcinek 13


Moda na Uke
Odcinek 13



    Bar „Little Happy Star” mieścił się zaledwie kilka przecznic od domu Kise i jego braci, dlatego właśnie blondyn wybrał go na miejsce, w którym mógł ze spokojem utopić w alkoholu swoje smutki. Jeśli się upije, zdoła jakoś dotrzeć do domu i nie będzie musiał tłuc się pociągami ani dzwonić po Aomine, by ten go odebrał.
    Właściwie to nawet nie chciał, żeby Daiki albo Tetsu zobaczyli go w stanie, w jakim obecnie się znajdował. Nie był z siebie dumny, zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie sprawiał im problemów, nie zachowywał się w taki sposób. Dzisiejszy wypad z Mayuri skończył się na kilku drinkach w klubie GoGo, straceniu paruset jenów na rzecz wyginającej się przed nimi tancerki, która nawet mu się nie spodobała, i przytuleniu na pożegnanie. Wychodząc z klubu był tylko lekko podchmielony. Miał zamiar wrócić do domu i odpocząć, ale jednak zahaczył o ten bar i... jakoś tak wyszło, że w samotności popijał teraz drink za drinkiem.
–    Stanę się alkoholikiem – mruknął do siebie, patrząc jak barman przed nim poleruje szkło. Mężczyzna spojrzał na niego z rozbawieniem i odłożył szklankę na ladę.
–    Ciężki dzień?- zagadnął.
–    A żeby to jeden?- westchnął Kise, wypijając duszkiem któregoś z rzędu drinka.- Jeszcze jednego proszę.
    Barman, średniego wzrostu blondyn o krótko strzyżonych włosach, skinął głową i sięgnął po jedną z butelek stojących na półkach za jego plecami. Przygotował drinka, napełniając kieliszek Ryouty do pełna.
–    Niech zgadnę: miłość?- zapytał.
–    Aż tak to widać?- Kise uśmiechnął się do niego lekko.
–    Swój pozna swego – zaśmiał się mężczyzna.- Sam ostatnio nie mam za ciekawie. No, w sumie to już od paru miesięcy. Może też sobie dziabnę jednego...?- mruknął, z zastanowieniem wpatrując się w butelkę alkoholu.
–    Ehm... po-powinien pan, tak w pracy?- bąknął niepewnie model.
–    Oh! Faktycznie, nie mogę!- roześmiał się wesoło, drapiąc po głowie.- Zwłaszcza, że pracuję tu od niedawna i, można powiedzieć, że wciąż jestem na okresie próbnym.
–    Dobrze panu idzie – powiedział z uśmiechem Kise.- Drinki są wyśmienite.
–    Dziękuję!- zawołał, patrząc na niego z błyskiem w oczach.- W takim razie, ten tutaj na koszt firmy, za sympatyczne wsparcie!
–    Ah, nie trzeba tak...!
–    W porządku, w porządku, szef powiedział, że jednego drinka tygodniowo mogę zafundować! A ponieważ ma pan na dodatek kiepski humor, to się panu wręcz należy, na poprawę humoru!
–    Cóż, dziękuję panu...
–    Drobiazg, drobiazg!- Mężczyzna oparł się z uśmiechem o ladę, wpatrując w modela.- Jestem Kotarou Hayama, możesz mi mówić po imieniu, towarzyszu niedoli!
–    Towarzyszu niedoli?!
    Barman roześmiał się wesoło na jego reakcję, jednak nie skomentował tego w żaden sposób. Ryouta przyglądał mu się ze zdumieniem i niepewnością. Wyglądało na to, że to ten typ człowieka, który jest wyjątkowo energiczny i otwarty, nawet w stosunku do nieznajomych. Co prawda przed zerwaniem z Yukio, Kise sam lgnął do ludzi, jednak nigdy aż do tego stopnia, by tak się spoufalać.
    Chociaż, musiał przyznać, że ten chłopak wyglądał wyjątkowo sympatycznie i niegroźnie.
–    Miło mi cię poznać, Hayama-kun – powiedział.- Nazywam się Kise. Kise Ryouta.
–    Kise Ryouta?- powtórzył, wystawiając usta w dzióbku.- Hmm, chyba gdzieś to już słyszałem...
–    Pewnie kojarzysz mnie z billboardów, albo gazet – mruknął ze słabym uśmiechem.- Czasem też w reklamach telewizyjnych. Jestem modelem.
–    Eh, serio?- Zamrugał, jakby zaskoczony.- Hmm... W sumie to nie oglądam reklam, gazety też czytam rzadko, zwłaszcza te rozrywkowe... No nic, może potem sobie przypomnę! W każdym razie, Ki-nii, co się stało, że odwiedziłeś taki niepasujący do twojego nastroju bar?
–    K-Ki-nii...?- powtórzył Ryouta, jednak widząc niewinny, pełen radości uśmiech Hayamy, westchnął lekko, spuszczając wzrok na ladę.- Cóż... ch... uhm... dziewczyna ze mną zerwała – bąknął.- Byliśmy razem sześć lat, a ona nagle... zdradziła mnie i... no, wolała być z tym drugim.
–    Eeeh?- Kotarou przestał się uśmiechać, patrzył teraz na Kise ze współczuciem.- Tak po prostu?
–    Na to wygląda.
–    Próbowałeś coś z tym zrobić?- zapytał blondyn.- Mam na myśli, czy rozmawiałeś z nią na ten temat? Starałeś się walczyć o nią?
–    Nie wiem jak – szepnął Kise, zaciskając palce na swoim kieliszku.- Kiedy z nią rozmawiałem... powiedziała, że chce być z tamtym, że z nami już koniec.
–    No nie!- Hayama uderzył pięścią w ladę, marszcząc lekko brwi.- Nie można tak po prostu się poddawać i pozwalać, by ukochana od ciebie odeszła! Widziałeś ty w ogóle tego typa, z którym cię zdradziła?
–    Nie...
–    HA?!- Kotarou spojrzał na niego z niedowierzaniem.- I tak po prostu dałeś za wygraną?! A może ona w ogóle cię okłamała, co? Może po prostu chce sprawdzić, czy ci na niej zależy, bo to w końcu sześć lat! Może chce dowiedzieć się, czy jesteś w stanie walczyć o nią tak jak na początku?! Chyba mi nie powiesz, że o tym nie pomyślałeś?!
–    Yyy...- Kise wyraźnie nie wiedział co odpowiedzieć.- A-ale ja nie miałem pojęcia co robić... kiedy ze mną zerwała... To moja pierwsza miłość w życiu!
–    Tym bardziej powinieneś spiąć pośladki i zawalczyć!- stwierdził dobitnie Hayama, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Widać było, że jest zdenerwowany.- Ja na twoim miejscu najpierw bym z nią porozmawiał, poznał tego drugiego faceta i w ogóle upewnił się, że on na nią zasługuje! A co jeśli to jakiś motocyklista, którego przypadkiem poznała?
–    Mówiła, że to kolega z pracy – mruknął Kise.
–    Mogła kłamać!- rzekł z pewnością Hayama.- Kobiety często tak robią, zresztą faceci też!
–    A jeśli nie?- zapytał Kise ze łzami w oczach.- Nie będę w stanie spojrzeć w oczy tej, z którą... znaczy, temu, z którym się przespała! Świadomość, że był w niej... - jęknął Ryouta, słabo uderzając pięścią w blat, podobnie jak chwilę wcześniej zrobił to barman.- To już teraz boli...
    Kotarou przez dłuższą chwilę patrzył na niego w milczeniu. Westchnął cicho, zamykając oczy, a kiedy ponownie je otworzył, jego twarz pełna była powagi.
–    Zazdroszczę ci – powiedział.
–    Eh?- Kise spojrzał na niego z zaskoczeniem.- Niby czego...?
–    Twoich miłosnych problemów – odparł z lekkim uśmiechem.- Naprawdę ci ich zazdroszczę. Przez sześć lat byłeś z miłością swojego życia, darzyliście się nawzajem miłością. A potem ona cię zdradziła, a ty cierpisz.
–    To nie jest powód do zazdrości!- powiedział ze złością model.
–    Owszem, jest. Dla mnie jest. Widzisz, od roku jestem zakochany po same uszy w jednym facecie.- Widząc otępiałą minę Ryouty, młody barman parsknął śmiechem.- Serio, każdy kto to ode mnie usłyszy, reaguje tak samo! Nie rozumiem, skąd to się bierze w ludziach. Każdy przecież może być zakochany, prawda? Mnie też to trafiło! W dodatku obiektem moich westchnień jest przypadkowo poznany w pociągu facet. Do dziś pamiętam ten dzień, to było takie zabawne! W zeszłym roku pracowałem na budowie i codziennie wracałem do domu wykończony. Wtedy nie było inaczej. Byłem tak skonany, że przysypiałem w pociągu i, gdyby nie stojący przede mną facet, który, wyobraź sobie, zrzucił mi na kolana ananasa, którego trzymał, to zostałbym okradziony przez staruszka siedzącego obok!
–    A-ananasa?!- Kise parsknął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
–    Tak, ananasa!- Hayama wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Byłem naprawdę zaskoczony! Staruszek wysiadł na następnej stacji, obrzucając nas wręcz morderczym spojrzeniem, a kiedy popatrzyłem na mojego wybawcę, on... po prostu się do mnie uśmiechnął.- Kotarou westchnął cicho z rozmarzeniem.- Tak lekko i zwyczajnie, nie na długo, ale jednak... To był najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałem. Całą drogę się na niego gapiłem, ale on nie zwracał już na mnie uwagi. A kiedy wysiadł... po prostu wybiegłem za nim.
–    Łaa, to takie romantyczne – szepnął Kise z uśmiechem.- I co dalej? Zaczepiłeś go?
–    Tak.- Hayama skinął głową, jakby dumny z samego siebie.- Raz jeszcze podziękowałem mu za pomoc i zapytałem, czy w ramach podziękowań da się zaprosić na coś do picia. Odmówił, ale podarował mi ananasa na pamiątkę! Potem sprawa nieco się skomplikowała, bo odruchowo zacząłem iść za nim do jego mieszkania... No, szybko się zorientował i na mnie nakrzyczał, zwłaszcza, kiedy zapytałem, czy pójdzie ze mną na randkę...
–    Ha?!- Kise spojrzał na niego z niedowierzaniem.- Tak po prostu go o to zapytałeś?! Zupełnie go nie znając?!
–    No jasne – mruknął Hayama, patrząc na niego z lekkim zdziwieniem.- Kto wie, kiedy następnym razem bym go spotkał? A jeśli nigdy, to co? Stracić taką szansę to grzech!
–    Zazdroszczę ci odwagi – jęknął Kise.- Ale mów, co dalej?!
–    Z początku go zatkało, a potem zaczął krzyczeć, że mam spadać, i że jestem jakimś chorym zboczeńcem. Poszedł dalej, a ja wciąż za nim. I wtedy stało się coś, co do dziś przyprawia mnie o dreszcze...- Mężczyzna wzdrygnął się lekko, zacisnąwszy pięść.- Akurat, kiedy moja miłość od pierwszego wejrzenia wchodziła na pasy, zza zakrętu wyjechał rozpędzony samochód!
–    Oh rany!- Kise zatkał usta dłonią.
–    Mój ukochany najwyraźniej był zbyt zamyślony, żeby go usłyszeć, bo szedł dalej, nie zwracając na niego uwagi. Wiedziałem, że nawet jeśli krzyknę, nie zdąży uciec, dlatego rzuciłem się w jego stronę, by go odepchnąć.
–    Tylko mi nie mów, że wpadłeś pod samochód za niego?!- pisnął Ryouta.
–    Ehehe!- Hayama podrapał się po głowie, wyglądając na zawstydzonego.- Tylko lekko mnie drasnął, na całe szczęście!
    Kise sapnął z ulgą, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nawet nie zwrócił uwagi na to, jak bardzo pochłonęła go ta historia, tak bardzo się w nią wsłuchał.
–    Kiyoshi, bo tak ma na imię mój ukochany, chciał dzwonić na pogotowie, ale uparłem się, że nie ma takiej potrzeby, no to zaprosił mnie do swojego mieszkania, więc koniec końców i tak poszliśmy na randkę, hehe! W dodatku to on przygotowywał kolację, byłem wniebowzięty!
    Ryouta roześmiał się lekko, rozbawiony. Ta opowieść naprawdę potrafiła przywrócić mu odrobinę dobrego humoru, zwłaszcza, że Hayama opowiadał ją w taki sposób, że nie szło się w nią nie wciągnąć.
–    I co dalej?- zapytał z ciekawością.- Zaprzyjaźniliście się?
–    Tak – odparł Kotarou, skinąwszy głową.- Chociaż często na mnie narzekał, w końcu mnie polubił. Ale, niestety, tylko tyle.- Posmutniał nieco, wbijając wzrok w kieliszek Ryouty.- Nieważne ile razy zapraszam go na randkę i ile razy wyznaję mu swoje uczucia, zawsze je odrzuca.
–    Dlaczego?- zapytał cicho Kise, po czym dodał z lekkim uśmiechem:- Nie znam cię za dobrze, ale chyba ciężko jest się w tobie nie zakochać...
–    Dzięki!- zaśmiał się barman, lecz po chwili znów spoważniał.- Widzisz, on też jest w kimś zakochany.
–    Oh...
–    Bardzo, bardzo go kocha, ale nie ma odwagi mu się przyznać. A ten, którego kocha, znowuż kocha innego, który też kocha innego, i tak się toczy błędne koło. Ciesz się, że w nim nie jesteś – powiedział, posyłając mu lekki uśmiech.- Doświadczyłeś mnóstwa szczęścia przy boku swojej drugiej połówki, przez całe sześć lat. Ja nie miałem możliwości tej swojej nawet pocałować.- Hayama westchnął ciężko, biorąc się pod boki.- Rany, gdyby chociaż okazał mi trochę zainteresowania! Nawet gdyby mnie zdradzał, nie miałbym nic przeciwko, tak bardzo go kocham. Ale on się uparł, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, i że nie chce mnie krzywdzić. Tak jakby mnie obchodziło, że będę cierpiał – mówiąc to, wywrócił oczami.- Ponad wszystko chcę jego szczęścia, próbuję go uszczęśliwiać, jak tylko mogę, ale to, co oferuję mu naprawdę, wciąż jest odrzucane. Wierz mi, Ki-nii, nieodwzajemniona miłość jest gorsza, niż zdrada. Kiedy byłeś ze swoją dziewczyną, czułeś się kochany, prawda?
–    Tak...- odpowiedział cicho Kise.
–    I między innymi tych drogocennych chwil z życia tak ci zazdroszczę.
    Hayama uśmiechnął się delikatnie, widząc zmieszanie malujące się na twarzy Kise. Pochylił się nad ladą i chwycił za nóżkę wciąż pełnego kieliszka. Zaczął go powoli przysuwać do siebie, patrząc w oczy modela.
–    Już ci niepotrzebny, prawda?- zapytał radośnie, po czym najzwyczajniej w świecie wypił duszkiem drinka.- Ugh! Szef mnie zabije za to, że znowu odradzam klientom alkohol...
    Kise uśmiechnął się do niego, wyciągając portfel i kładąc na ladzie odliczone pieniądze za wszystkie wypite w „Little Happy Star” drinki, łącznie z tym, który przed chwilą zabrał mu barman.
–    Eh?- Kotarou zamrugał oczami, zaskoczony.- Ten ostatni był za darmo.
–    To za dobrą radę, Hayamacchi – powiedział z uśmiechem Ryouta, podnosząc się z krzesła.
–    Zamierzasz zawalczyć?- ucieszył się blondyn.
–    Postaram się – westchnął Kise.- Na razie muszę wrócić do domu i przeprosić braci za moje fatalne humory. Nie okazują tego po sobie, ale widziałem spojrzenia, jakie między sobą rzucali. Chyba się o mnie martwią...
–    Na pewno! Pozdrów ich ode mnie, Ki-nii! Oh, i wpadnij tu niedługo, opowiesz mi jak ci poszło! A najlepiej to zostaw mi swój numer!
    Kotarou wyjął notatnik i długopis spod lady, a następnie zapisał na kartce numer telefonu, podpisując się krótko "Kotarou". Uśmiechnął się do Kise, podsuwając mu karteczkę.
–    Dziękuję ci, Hayamacchi! Do zobaczenia.
–    Mhm, do zobaczenia, Ki-nii!- Kotarou pomachał mu z szerokim uśmiechem na twarzy, kiedy Kise chwiejnym krokiem opuszczał bar.
    Kiedy Ryouta znalazł się na zewnątrz, odetchnął świeżym powietrzem. Cieszył się, że wstąpił do tego miejsca. Hayama uświadomił go, jak bardzo był głupi, tak po prostu dając za wygraną po zerwaniu. To nie Kasamatsu za nic miał sobie sześć lat związku. To on, Kise Ryouta, zachowywał się w ten sposób.
    Jutro, kiedy wytrzeźwieje, zadzwoni do Kasamatsu. Już teraz jego ciało wypełniała euforia, miał ochotę pobiec do mieszkania Yukio, spotkać się z nim w tej chwili, porozmawiać, dowiedzieć się wszystkiego dokładnie i spróbować raz jeszcze. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, nawet jeśli Kasamatsu da mu wyraźnie do zrozumienia, że to koniec... nie będzie żałował.
    Niczego.

***

    Cisza w mieszkaniu była tak bardzo rzadka, że Midorima nie potrafił skupić się nawet na najprostszej czynności. Zwykłe zrobienie obiadu czy sprzątnięcie ze stołu wprawiało go w jeszcze gorszy humor, zupełnie jakby to wszechobecne milczenie było ciążącą nad nim klątwą.
    Z pewną wręcz nieśmiałością podszedł do drzwi pokoju swojego współlokatora i zapukał w nie delikatnie, nerwowo przełykając ślinę.
–    Zrobiłem obiad, Takao – powiedział.- Chodź zjeść.
–    Dzięki, nie jestem głodny – usłyszał stłumioną odpowiedź.
–    Ostatnio mało jesz, nanodayo – westchnął Shintarou, poprawiając swoje okulary.- Proszę, zjedz ze mną.
–    Podjadam sobie w nocy, nie bój się ~
–    Nieregularne spożywanie posiłków źle wpływa na organizm. Chodź, zrobiłem twoje ulubione kimchi*.
    Z pokoju dobiegło go głośne, zniecierpliwione westchnienie.
–    Rany, zostaw mi je, później zjem, dobra? Teraz się uczę.
    Midorima zacisnął usta, przez chwilę stał jeszcze pod drzwiami, aż w końcu dał za wygraną i poszedł do kuchni sam. Podczas nakładania porcji dla siebie, zadzwoniła jego komórka. Niechętnie wziął ją do ręki i odebrał, zapominając nawet spojrzeć na jej ekran, by sprawdzić, kto dzwoni.
–    Halo?- mruknął.
–    Nadal stan wojenny w domu?- usłyszał znajomy głos.
–    Hm? Ah... tak, nadal mało rozmawiamy. Prawie w ogóle.
–    Pewnie za nim tęsknisz, co?
–    Twój drwiący ton jest irytujący – westchnął Shintarou.- Masz dzisiaj wolne?
–    I dziś, i jutro, i w piątek również – powiedział swobodnie Akashi.- Chciałem zaprosić cię do siebie na ostatni dzień mojego pseudo-urlopu.
–    Masz na myśli piątek?- chciał się upewnić Midorima.- W porządku, nie mam planów.
–    No to teraz już masz.- Akashi był wyraźnie zadowolony.- Swoją drogą, wysłuchałem twojej prośby, za którą zapłaciłeś jakże przyjemną możliwością obciągnięcia mi, i porozmawiałem z Tetsuyą.
–    I jak?- zapytał cicho Shintarou, odwracając głowę na wypadek gdyby Takao niespodziewanie wychynął ze swojej mrocznej jaskini.- Porozmawia z nim?
–    Tak powiedział – potwierdził Seijuurou.- Jednak nie obiecywał, że coś zmieni. Chociaż kto wie? Może samemu Kazunariemu odwidziało się latanie za tobą swoimi małymi, wielokrotnie łamanymi skrzydełkami.
–    Przestań, mnie to nie bawi.- Midorima ze złością odsunął krzesło, a następnie usiadł przy stole.- Jakie masz na dzisiaj plany?
–    A co, już za mną tęsknisz?
–    Tego nie powiedziałem.
–    Tęsknisz, prawda?
–    Przecież to było tylko zwyczajne pytanie!- wkurzył się zielonowłosy, rumieniąc na twarzy, jednak kiedy w słuchawce zapadła cisza, ponownie westchnął.- Tak, tęsknię. Trochę – wyraźnie podkreślił to słowo, ze złością wbijając pałeczki w kawałek kapusty. Usłyszał cichy śmiech Akashiego.
–    To co, może wpadniesz już teraz?
–    Nie mogę. Za godzinę mam praktyki w szpitalu, zjem obiad i wychodzę.
–    Jaka szkoda. No trudno, w takim razie zobaczymy się w piątek. Miłych praktyk, kochanie.
–    Uhm.- Midorima poczuł, że jego policzki zaczynają płonąć.- Dzięki. I tobie... miłego dnia.
    Jeszcze przez chwilę panowała cisza, jednak zielonowłosy dobrze wiedział, że Akashi w tym momencie uśmiecha się do siebie. Później rozległ się krótki sygnał i połączenie zostało przerwane.
    Midorima westchnął ciężko, zaczął powoli przeżuwać kolejne kawałki swojego posiłku, wbijając ponury wzrok w widoczne naprzeciwko drzwi pokoju jego przyjaciela.
    Od kilku dni zarówno śniadanie jak i obiad czy kolację, jadał samotnie. Telewizor włączał tylko rano, by sprawdzić swój horoskop i wieczorem po zajęciach, by obejrzeć odcinek ulubionego serialu kryminalnego. Na uczelnię jeździł sam, i sam z niej wracał. Takao nie przychodził już spać do jego łóżka pod pretekstem, że boi się burzy czy nieistniejącego pająka.
    Wyglądało na to, że naprawdę ma już go dość. Ale Midorima nie potrafił nic zrobić. Był pewien, że to Akashiego kocha, a z Kazunarim łączyła go jedynie wieloletnia przyjaźń, której jednak za nic nie chciał tracić. Zgodzenie się na bycie z Takao byłoby więc bez sensu. Gdyby będąc z nim uległ Seijuurou, przysporzyłby mu więcej cierpienia, niż teraz.
    Dlatego właśnie wolał wybrać mniejsze zło.
    Był tak zamyślony, że nie zorientował się nawet, gdy Takao wyszedł ze swojego pokoju. Dopiero kiedy trzasnęły drzwi, ocknął się i zobaczył, jak czarnowłosy, ziewając, wchodzi do kuchni i otwiera lodówkę, by sięgnąć po sok.
    Wyglądał dość zwyczajnie, jak co dzień. Może tylko z tą różnicą, że nie patrzył na Shintarou i nie uśmiechał się do niego. Ubrany w zwykłe dresowe spodnie i ciemny t-shirt z logo swojego zespołu, wydawał się być taki jak zawsze.
–    Zaraz jadę na praktyki do ojca – powiedział cicho Midorima. Odchrząknął, by nadać głosowi siłę.- Wrócę wieczorem, ostatnim pociągiem.
–    Mhm, w porządku – odparł Takao, unosząc pokrywkę i zaglądając do garnka.- Wygląda nieźle.
–    Koniec końców to jedyne danie, które jest na tyle proste, bym potrafił je zrobić – mruknął zielonowłosy.- Chcesz jechać ze mną...?
–    Niee, muszę popracować nad nową piosenką – westchnął Kazunari.- Chłopaki już się upominają, że mam się nie obijać.
–    Rozumiem.
–    No, to miłej pracy. Wracam do nauki.
–    Takao?
–    Mm?- Chłopak stanął w progu kuchni i odwrócił się do niego, w końcu na niego patrząc. Jego oczy nie wyrażały jednak niczego. Były jak dwie studnie bez dna.
–    Opowiesz mi w końcu, dlaczego zniknąłeś i co się stało, że wróciłeś pobity?- zapytał cicho Shintarou.
–    Mówiłem, że to nic takiego.
–    Nadal masz ślad lima pod okiem, martwię się o ciebie!
–    Tak, wiem, widziałem jak bardzo się martwisz.- Takao uśmiechnął się krzywo.- Posuwając Akashiego w naszym mieszkaniu.
–    Co...?- Midorima spąsowiał, wstał od stołu i drżącymi dłońmi odłożył talerz do zlewu.- Masz jakieś urojenia, nanodayo! Nie uprawialiśmy wtedy seksu, szukaliśmy cię przez całą noc, a potem wróciliśmy, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie wróciłeś!
–    Nie musisz mi się przecież tłumaczyć – zauważył Takao.- Nie jesteśmy ze sobą, to nie była zdrada. Robisz co ci się podoba.
–    Tak, właśnie, to nie była zdrada!- warknął, rozzłoszczony.- Więc dlaczego całymi dniami siedzisz w pokoju i w ogóle ze mną nie rozmawiasz?! Do tej pory jakoś wytrzymywałeś to, że kocham kogoś innego! Skoro teraz to się zmieniło, mógłbyś chociaż jakoś zwyczajnie to okazać, powiedzieć, a nie zachowywać się w ten sposób, nanodayo! Nadal jesteśmy przyjaciółmi, czyż nie?!
–    No tak, masz rację – mruknął Kazunari.- Nie będę nawet prosił, żebyś postawił się na moim miejscu, bo raczej mamy inne sposoby myślenia.- Chłopak uśmiechnął się lekko.- Spokojnie, Shin-chan, przecież nie popadam w alkoholizm ani narkomanię. Po prostu zajmuję czymś umysł, żeby nie myśleć o tym pierdolonym skurwielu, który się tobą bawi w najlepsze.
    Midorima już otwierał usta, by się odezwać, jednak słysząc ostatnie zdanie, umilkł raptownie. Nie zdziwiło go samo znaczenie tych słów, ale fakt, że Takao właśnie porządnie przeklął, czego do tej pory nigdy nie robił.
–    Co mam zrobić...- jęknął w końcu bezradnie, błądząc spojrzeniem po podłodze.- Nie chcę, żebyś się tak zachowywał...
–    To mi przejdzie. Zawsze przechodzi. No nie?
    Zielonowłosy skinął głową, choć nadal niezbyt przekonany.
–    Swoją drogą, pamiętasz mojego przyjaciela, Miyajiego?- zagadnął Takao.
–    Pamiętam.
–    Chciałbym go tu zaprosić, bo ostatnio bardzo rzadko się widujemy. Nie masz nic przeciwko, prawda?
–    Nie, skąd. Zapraszaj kogo chcesz, nanodayo. Najlepiej w piątek, bo w weekend nie mamy zajęć, a ja... a ja wychodzę wieczorem – dodał ciszej.
–    Okay – odparł Takao.- No to miłej pracy!
–    Dzięki. Nie przesadź z nauką i połóż się dziś trochę wcześniej. Masz sińce pod oczami, nie tylko te od lima.
–    Dobrze, mamo~
    Midorima westchnął cicho i już chciał odwrócić się, by jeszcze przed wyjściem pozmywać naczynia, kiedy nieoczekiwanie poczuł, że coś ciągnie go za koszulkę w dół.
    Pocałunek tak bardzo go zaskoczył, że nie był w stanie poruszyć się choćby na milimetr. Miękkie, odrobinę wilgotne usta Takao były tak delikatne, że bał się iż skruszy je swoimi wargami. Ciepły język, który na krótki moment wsunął się do wnętrza jego ust, połaskotał odrobinę podniebienie, powodując niewielki dreszczyk. Shintarou odruchowo odpowiedział na pieszczotę, jednak jego ciało pozostawało w bezruchu.
    Kiedy Kazunari odsunął się od niego i puścił jego koszulkę, w kuchni zapanowała cisza, którą jednak szybko przerwał czarnowłosy.
–    Tak jak to sobie wyobrażałem – powiedział z uśmiechem.- W dodatku smakujesz moim ulubionym kimchi. Muszę jednak przyznać, że jakoś tak... nie najadłem się.- Mrugnął do niego okiem, wciąż się uśmiechając.
–    Takao...- szepnął Shintarou, sam nie wiedząc, co powinien powiedzieć.
–    Nie patrz tak na mnie – westchnął jego przyjaciel, odwracając się. Wzruszył ramionami.- Po prostu chciałem tego w końcu spróbować. Jakbym cię o to poprosił, to byś odmówił.
–    Czekaj...
–    Ale ciesz się, że skradłem ci pocałunek, a nie chciałem czegoś większego – zaśmiał się radośnie, będąc już przy drzwiach swojego pokoju.
–    Takao!- zawołał za nim Midorima, jednak ten zamknął się już w środku. Kiedy Shintarou ruszył w jego kierunku, z głośników w sypialni Takao rozległa się piosenka, zagłuszająca nawet myśli zielonowłosego, a jej słowa nieznośnie paliły jego uszy:

I just had sex!
And it felt so good!

    Zagryzł wargę i zamachnął się, uderzając z całej siły pięścią w ścianę. Syknął z bólu, jednak to nieco go otrzeźwiło. Wiedział, że walenie w drzwi i nawoływanie nic nie da. Piosenka nie zostanie ściszona, dopóki nie wyjdzie z mieszkania.
–    Takao, ty durniu!- wrzasnął, nawet nie słysząc swoich słów.
    Jeszcze nigdy nie czuł się tak podle.







*Kimchi – tradycyjne danie kuchni koreańskiej składające się z fermentowanych lub kiszonych warzyw. Zazwyczaj jest to kapusta, rzepa albo ogórek, ale można też użyć innych warzyw. Większość kimchi ma ostry smak z powodu użycia płatków papryczek chili [Ciocia Wiki]. I, tak, kimchi to NAPRAWDĘ ulubione danie Takao, wiemy to od samego autora mangi. Zdjęcie kimchi: KLIK
Ja bym zjadła *-*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń