[MnU] Odcinek 19

Moda na Uke
Odcinek 19



    Choć praca w magazynie nie sprawiała mu problemów i była całkiem opłacalna, Haizaki nie potrafił w myślach na nią nie narzekać. Ponieważ z samego wyglądu dawał wszystkim naokoło do zrozumienia, że silny z niego facet, jego szef wykorzystywał go, zaganiając do noszenia najcięższych pakunków i ciągnięcia wózków z najcięższymi skrzyniami. Pomijając już fakt, że był on wkurzającym facetem, który patrzył na niego z zamkniętymi oczami i zawsze uśmiechał się szeroko, jakby miał go za skończonego przegrańca i idiotę.
    Cóż, może i wiele się nie mylił. Chwytający się każdej roboty Shougo może i nie należał do inteligentów i zdecydowanie częściej najpierw robił, a potem ewentualnie myślał, ale to nie była jego wina. Jako facet z jednym długiem u właściciela mieszkania, a drugim u kumpla, zmuszony był harować za każde pieniądze, jeśli nie chciał wylądować na ulicy. Ale mimo to i tak był zdania, że należy mu się szacunek. Głupi też przecież nie był.
    Także i tego dnia przez osiem godzin pracował w pocie czoła, ignorując ciche żarty rzucane na jego temat przez kilku innych pracowników, którzy stali sobie przy drzwiach do magazynu i popalali papierosy. Nikt więc nie powinien mu się dziwić, że był zmęczony nie tylko fizycznie ale i psychicznie.
    Byle do wypłaty i poszuka sobie jakiejś mniej wkurzającej pracy.
    Haizaki sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej pęk kluczy. Odnalazł ten otwierający drzwi mieszkania i, tłumiąc ziewnięcie, wsunął go do zamka i przekręcił. Zdziwił się jednak, kiedy nie usłyszał charakterystycznego trzasku mechanizmu, a sam klucz zablokował się w połowie.
    Czyżby zapomniał zamknąć drzwi przed wyjściem do pracy?
    Niemożliwe. Coś było nie tak.
    Przełknął ślinę, czując narastającą adrenalinę. Ostrożnie nacisnął klamkę i zaczął powoli popychać drzwi. Kiedy uchyliły się na tyle, by mógł się w nich zmieścić, wsunął się do środka.
    W mieszkaniu paliło się światło. Korytarz był oświetlony przez wiszącą na suficie lampę, co było pierwszą dziwną rzeczą, jaką zanotował w myślach Haizaki. Żarówka w tej lampie powinna być przepalona, nie wymieniał jej od miesiąca.
    Mężczyzna chwycił za leżący w kącie kij baseballowy i, ściskając go mocno w dłoniach, zaczął powoli iść w kierunku kuchni. Słyszał dobiegające z niej odgłosy uderzania naczyń i szkła, dochodził też stamtąd zapach curry.
    I chociaż gdzieś w środku przeczuwał, kogo tam zastanie, to nadal nie pozwalał sobie nawet na najmniejszą odrobinę „nadziei”.
    Dopóki nie wszedł do kuchni i nie przekonał się na własne oczy.
–    Wow, wow, spokojnie z tą pałą, możesz mnie nią skrzywdzić – powiedział Nijimura Shuuzou kiedy, słysząc hałas, spojrzał w kierunku korytarza.
    Haizaki opuścił trzymany w dłoniach kij, jednak nie odłożył go. Przez bardzo długą chwilę wpatrywał się bez wyrazu w swojego byłego chłopaka, który, widząc jego baczne spojrzenie, odchrząknął i odwrócił głowę, wracając do gotowania.
    Prawie nic się nie zmienił. Te same przydługie czarne włosy zaczesane nieco bardziej na lewo, te same szare oczy, ta sama szczupła, dobrze wyrzeźbiona sylwetka. Poruszał się tak samo i tak samo pogwizdywał. Wyglądało na to, że wszystko w nim było takie, jak kiedyś, zanim odszedł od Haizakiego i wyjechał za granicę ze swoją narzeczoną.
–    Co ty tu robisz?- zapytał spokojnie Haizaki.
–    Gotuję, nie widać?
–    Od kiedy jesteś w Japonii?
–    Od...- Shuuzou spojrzał na wiszący nad przejściem zegar.- Sześciu godzin. Zaskoczyła mnie twoja nieobecność. Znalazłeś pracę?
–    Gdzie twoja narzeczona?- zapytał Shougo, ignorując jego pytanie i otwierając lodówkę. Przesunął wzrokiem po licznych produktach, których rano jeszcze nie było.
–    Rozstaliśmy się.
–    Wracasz do rodziców, czy znalazłeś już mieszkanie?
–    Mam mieszkanie. To, w którym właśnie gotuję.
–    Zapomnij.- Haizaki sięgnął po swoją butelkę wody mineralnej i zatrzasnął drzwi lodówki.- Wypierdalaj stąd, nie chcę cię tu widzieć.
–    Spotkałem właściciela – powiedział ze spokojem Nijimura, sięgając po talerze.- Zjesz ze mną?- Kiedy Shougo nie odpowiadał, tylko się w niego wpatrując, Shuuzou wzruszył ramionami.- Zapłaciłem mu zaległy czynsz, a w ramach zadośćuczynienia z góry opłaciłem ten i przyszły miesiąc.
–    Nikt cię o to nie prosił.
–    „Prosił” nie, ale „kazał” owszem. Właściciel.- Nijimura nałożył porcję ryżu i carry.- Jak chcesz, to sobie nałóż.- Usiadł przy stole.- Zrobiłem zakupy i pranie. Strasznie zmiętoliłeś pościel, jak zawsze.
–    Po chuj prałeś moją pościel? To moje łóżko, nikt cię do niego nie zaprasza.
–    Chyba nie myślisz, że we własnym mieszkaniu będę spał na kanapie?- Nijimura przysunął do siebie leżący na stole magazyn i zaczął go przeglądać, jedząc.
–    Że co, przepraszam? To chyba ty nie myślisz, że po tym co mi zrobiłeś tak po prostu znów będziemy spać razem w jednym łóżku?
–    Z tego co pamiętam, sporo obcych kobiet grzało miejsce w tym łóżku, razem z tobą.- Nijimura spojrzał na niego znacząco.- A jednak kładłem się do tego samego łóżka z tym samym facetem, który parę godzin wcześniej posuwał jakąś panienkę. A co tobie przeszkadza?
–    Na przykład to, że wyprowadziłeś się bez słowa. I to, że znalazłeś sobie narzeczoną, o której nie miałem pojęcia. Swoją drogą, nie miałem okazji ci pogratulować.- Haizaki uśmiechnął się sztucznie.- Gratuluję.
–    I tak okazało się to niewypałem, ale dzięki – powiedział Nijimura.
–    Więc postanowiłeś wrócić jak gdyby nigdy nic, tak?
–    Mam cię przeprosić?- Shuuzou westchnął przeciągle, opierając się wygodnie o oparcie krzesła i patrząc na wciąż stojącego przy lodówce Haizakiego.- Kiedy zdradziłeś mnie po raz ósmy, przestałem liczyć dalej. Ignorowałem twoje skoki w bok, a ty wciąż zabawiałeś się w najlepsze. Będąc ze mną, przeleciałeś dziesiątki kobiet. Ja jedną. Masz mi coś do zarzucenia?
–    Już wymieniłem dwie rzeczy – warknął.- Będąc ze mną, poprosiłeś jakąś kurwę o rękę. Co, nie byłeś pewien czy się zgodzi i dlatego wciąż ze mną byłeś? Żeby w razie czego pocieszyć się moją dupą? Ale patrzcie, państwo, zgodziła się, więc wyjechałeś z nią za granicę i nie zostawiłeś mi nawet pierdolonego liściku. Brawa.- Haizaki pokiwał głową z udawanym uznaniem, klaszcząc w dłonie.- Prawdziwie męskie posunięcie, lepsze niż te, które prezentowałeś mi w łóżku. Twoja ukochana z pewnością nie narzekała.
–    Rzeczywiście – powiedział spokojnie Nijimura.- W sumie, mogłem ci zostawić parę słów wyjaśnienia, ale czy to by coś zmieniło? Wiedziałbyś tylko na sto procent dlaczego odszedłem, ale przecież i tak doskonale zdawałeś sobie z tego sprawę. Moja cierpliwość też ma granice, Shougo. To normalne, że przestałem wytrzymywać.
–    Trzeba było mi powiedzieć co ci nie pasuje.
–    A nie mówiłem?- Nijimura uniósł lekko brwi.- Wielokrotnie prosiłem cię, żebyś więcej tego nie robił. Podziałało? Nie.
–    Trzeba było mi powiedzieć co planujesz!- warknął.
–    No tak, na pewno byś się otrząsnął, podobnie jak w przypadku moich próśb. Shougo, nie oszukujmy się. Gdybym nie odszedł, nigdy nie zacząłbyś zastanawiać się nad tym, co było nie tak w naszym związku. Oczywiście, to moja wina. Zbyt łagodnie cię traktowałem, nie powinienem był wybaczać ci za każdym razem, wciąż z nadzieją, że następny będzie lepszy. To był mój błąd i za to cię nie obwiniam. Ale sam mogłeś pomyśleć.
–    Właśnie, to twoja wina.- Haizaki wyrzucił pustą butelkę po wodzie do kosza na śmieci.- Jakbyś ze mną normalnie porozmawiał, albo chociaż siłą wbił do głowy to, nad czym się tak zamartwiałeś, to nie byłoby teraz tej rozmowy.
–    Obwinianie siebie nawzajem jest bezcelowe – stwierdził Nijimura.- Nie dojdziemy do porozumienia, jeśli będziemy próbować obarczać się winą. Ona leży po obu stronach.
–    Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że będziesz próbował to naprawić?- prychnął Haizaki.
–    To również nie ma sensu – powiedział Nijimura, co wbrew woli Haizakiego, trochę go zabolało.- Po prostu będzie tak, jakbyśmy byli współlokatorami. Zobowiązuję cię do spłacenia połowy czynszu za poprzedni, ten i zaległy miesiąc. Wytrzymasz ze mną kilka dni w tym samym łóżku, dopóki nie wyremontuję tego pokoju, który do tej pory służył nam za składzik. Póki nie załatwię sobie pracy, zajmę się sprzątaniem i gotowaniem, dla nas obu, rzecz jasna. To chyba wszystko.
–    Zapomniałeś dodać, że będę musiał znosić twoją obecność.
–    Na to już ci nic nie poradzę – mruknął Nijimura.
–    A mógłbyś – wycedził Shougo.- Dlaczego tu wróciłeś? Dlaczego nie zamieszkasz z rodzicami?
–    Już mówiłem, że opłaciłem czynsz...
–    Nie musiałeś tego robić!- krzyknął Haizaki, ze złością kopiąc w najbliżej stojące krzesło.- Trzeba było odwrócić się na pięcie i odejść!
–    Właściciel zagroził, że jeśli nie zapłacę zaległego czynszu, to cię wyrzuci. Po prostu ci pomogłem.
–    Poradziłbym sobie! Jak przez ostatni, pierdolony rok, kiedy ciebie tu nie było! A nawet jeśli nie, to pomieszkałbym u kumpla, a potem znalazł sobie nowe mieszkanie, chuj ci do tego!
–    Przez kilka lat pakowałem swoje pieniądze w to mieszkanie. Pamiętasz, jak ono wyglądało, kiedy się tu wprowadziliśmy? Jak rudera, dosłownie. Dziura pełna robactwa. Potrzeba było kilku porządnych remontów, żeby doprowadzić ją do obecnego stanu. Mam to teraz tak po prostu zostawić?
–    Nie chcę cię zmartwić, ale rok temu zostawiłeś – burknął Shougo, odwracając się od niego i opierając dłonie o blat szafek kuchennych. Czuł, jak jego serce bije mocno w klatce piersiowej, po całym ciele rozchodziło się nieprzyjemne ciepło. Wiedział, że kiedyś spotka Nijimurę, ale nigdy nie przypuszczał, że nastąpi to w tym mieszkaniu, i że w dodatku będzie musiał z nim mieszkać przez kilka najbliższych dni.
–    Wtedy owszem, zostawiłem je. Ale skoro wróciłem, to chcę tu zostać.
–    Jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytał Haizaki, przeczesując dłońmi twarz.- Chcesz tu znowu zamieszkać, tak po prostu? Stałem się dla ciebie obcym facetem, czy zwyczajnym znajomym?
–    Tego nie powiedziałem.- Nijimura wstał od stołu i przeniósł pusty talerz do zlewu, stając obok Haizakiego.- Wiem, że na początku nie będzie ci łatwo, ale uważam, że nie jest powód, by udawać, że się nie znamy. Rozumiem, że mnie teraz nienawidzisz. Co prawda nie jest mi to na rękę, bo mimo wszystko wciąż pamiętam co nas kiedyś łączyło i chciałbym utrzymać bardziej przyjazne stosunki, ale w porządku. Jak chcesz, możesz się do mnie nie odzywać, możesz udawać, że mnie nie ma i sprowadzać do mieszkania kogo chcesz, byle nikt nie zakłócał mojego spokoju po dwudziestej trzeciej. Płacenie całego czynszu na pewno ci nie odpowiada. A chyba miło będzie wrócić do domu, gdzie czeka cię porządek i dobry obiad po ciężkim dniu pracy?
–    Już wolę wracać do pustego, zabrudzonego mieszkania – warknął Haizaki.- Pierdolę twoje obiadki, nie chcę ich. W ogóle nie chcę tu ciebie.
–    Cóż... w życiu nie zawsze jest tak, jakbyśmy sobie tego życzyli – powiedział jedynie Shuuzou, po czym minął Haizakiego i wyszedł z kuchni.
    Shougo przełknął ciężko ślinę, zaciskając dłonie w pięści. Odetchnął głęboko, na krótki moment zatrzymując powietrze w płucach, a kiedy je wypuścił, odsunął się o krok do tyłu i kopnął w dolną szafkę. Rozległ się głośny trzask, kiedy w jednej połowie drzwiczek pękło drewno, a ona sama wypadła z nawiasów.
    To był drugi raz w życiu Haizakiego, kiedy tak bardzo chciał zdemolować mieszkanie.
    I jakoś nie dziwiło go, że oba przypadki dotyczyły jednej, tej samej osoby.

***

    Gorąca kąpiel w aromatycznej soli morskiej była tym, czego obaj potrzebowali – nie tylko odprężyli ciało, ale i ukoili nerwy związane z niedawnymi wydarzeniami. I chociaż zarówno Hayama jak i Takao co kilka minut psikali, to i tak towarzyszył im zaskakująco dobry humor.
    Na całe szczęście Kazunari był podobnego wzrostu i postury co Kotarou, dlatego ubrania blondyna pasowały na niego wręcz idealnie. Obaj ubrani w ciepły dres rozsiedli się w salonie na kanapie, przygotowawszy wcześniej kolację i zaparzywszy herbatę. Hayama postarał się nawet o dwa ciepłe koce, którymi owinęli się niczym w kokony, śmiejąc z samych siebie.
–    Hayama-san, jesteś bardzo sympatycznym facetem – powiedział Takao, upijając ostrożny łyk herbaty.
–    Nah, po prostu mam taką osobowość – wyjaśnił tamten, uśmiechając się do niego.- Moi znajomi często narzekają, że jestem zbyt otwarty i naiwny, i że nawet złodzieja i mordercę bym ugościł jak dobrego przyjaciela.
–    Ja uważam, że to dobra cecha, być takim – mruknął Kazunari.- Człowiek aż zaczyna wierzyć w ludzi. Sam wiesz, że większość z nas to małe, egoistyczne potworki. Bierzemy, co nam dają, dajemy „żeby potem nie było”, ale ostatecznie i tak po prostu czerpiemy z drugich ile tylko się da. Pracujesz jako pocieszyciel w Telefonie Zaufania?
–    Eh? Ahahah! Nie, skąd ten pomysł?
–    Oh... no bo wcześniej o tym wspominałeś, nad rzeką.
–    Hmm... rzeczywiście! Ale to tak, wiesz... po prostu mnie poniosło, nie pracuję tam. Jestem barmanem w barze „Little Happy Star”. A ty, Takao-kun?
–    Nie pracuję.- Uśmiechnął się lekko.- Studiuję medycynę.
–    Uoo, poważnie?- Hayama udał, że jest zaskoczony. W gruncie rzeczy dobrze wiedział, że Takao jest studentem i wokalistą zespołu OLDCODEX, wiedział też, że mieszka z przyjacielem, w którym jest zakochany, że ma młodszą siostrą i niewielki pieprzyk na karku.
–    Uhm, chciałem być pielęgniarzem – wyjaśnił Kazunari, znów upijając łyk herbaty.
–    Chciałeś...- mruknął sceptycznie Hayama.
–    Taa.- Takao zaśmiał się nieszczerze.- Sam już nie wiem, czy to ma sens. Nauka ostatnio mi nie idzie, właściwie to nie mam ochoty na nic konkretnego. Nie sypiam za dobrze w nocy, przez co nie potrafię skupić się na wykładach, w ciągu dnia słucham tylko muzyki i leżę w łóżku... Jeść też mi się nie chce...
–    To przez to jesteś taki mizerny.- Hayama oparł się wygodnie o oparcie kanapy.- Jeśli chcesz się wygadać, to nie ma sprawy. Lubię słuchać ludzi, a oni lubią mi się zwierzać. Niby się nie znamy, ale... możesz mi wierzyć, że nigdy nikomu nie przekazuję tego, co usłyszę, nawet jeśli mnie o to nie prosi. Rozmowy łączą ludzi, prawda? Zwłaszcza te na gruncie bardziej prywatnym, niemal intymnym. A jestem pewien, że trochę ci ulży, kiedy się wygadasz.
–    Heh...- Takao pokręcił głową, wbijając spojrzenie w swój kubek.- To... trochę skomplikowane.
–    Problemy nigdy nie są nieskomplikowane – zaśmiał się Kotarou.- A życie zawsze w pewnym momencie staje się trudne. Ale jesteśmy ludźmi. Potrafimy myśleć, mówić, porozumieć się na różne sposoby. Nie jesteśmy sami.
–    No tak.- Kazunari uśmiechnął się lekko.- Chyba coś o tym wiem.
    Hayama nie odezwał się, chcąc dać Takao czas na decyzję. Albo opowie mu o tym, o czym już od dawna dobrze wiedział, albo po prostu posiedzą w milczeniu i, być może, samo to wystarczy, by podnieść go nieco na duchu.
–    Byłeś kiedyś zakochany?- zapytał cicho Takao.
–    Uhum.- Hayama pokiwał głową z uśmiechem.
–    Ja tak samo.- Na kilka długich sekund mężczyzna znów zamilkł, by po chwili, jakby nabrawszy nieco pewności siebie i odwagi, ciągnąć dalej:- Nigdy nie miałem dziewczyny. Właściwie to wciąż jestem prawiczkiem. Nie bardzo mi to przeszkadza, nie ciągnie mnie specjalnie do seksu. Znaczy... chciałbym to zrobić, ale z kimś kogo kocham. Myślisz, że to lamerskie?
–    Nie, niby dlaczego?- zdziwił się Hayama.- To dobrze, że podchodzisz do tego w taki sposób. Kobiety cenią sobie takich mężczyzn.
–    Pewnie tak – mruknął Takao.- Nie wiem, nie znam się na kobietach. Jestem zakochany w moim przyjacielu.
    Chociaż znajomych Kotarou charakteryzowały przeróżne orientacje seksualne, w tym także geje, blondyn po raz pierwszy w życiu nie wiedział jak zareagować. W przypadku Kazunariego, kiedy znał praktycznie całą jego historię, było jeszcze gorzej.
–    Powiedziałeś mu o tym?- zapytał spokojnie.
–    Tak – odparł Takao.- Ale on już kogoś ma. Znaczy... kocha go i sypia z nim, ale... ale bez wzajemności. Dla jego partnera liczy się po prostu przyjemność. Było między nami trochę awantur i jakiś czas temu postanowiłem dać za wygraną, przestać o niego walczyć, bo... to nie ma przecież sensu. Za każdym razem powtarza mi, że kocha tamtego, i że nic nie zmieni relacji między nami. Uparty jak wół – mruknął z uśmiechem.- Ale chyba jednak nie potrafię o nim zapomnieć. Mam wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. To boli coraz bardziej, ta świadomość, że nigdy nie będę mógł z nim być, że nigdy mnie nie pokocha... A do tego dochodzi jeszcze fakt, że przez to, iż nie mam na nic ochoty, oddaliłem się od moich przyjaciół. Jeden z nich przestał już dzwonić, pewnie mnie nienawidzi. Czuję się podle, a i tak nie mam ochoty ich przeprosić. Bo wiem, że nawet jeśli to zrobię, to później będzie tak samo.
–    Czy oni wiedzą o tym przez co przechodzisz?
–    Tak, mówiłem im – westchnął.- Ale wygadanie się pomogło tylko na chwilę. Nie chcę ich obarczać moimi problemami, mają przecież swoje własne życia.
–    Ehm... a może... porozmawiasz z psychologiem?
–    Bez przesady.- Takao zarumienił się lekko.- Nie jestem chory psychicznie.
–    Nie twierdzę tak, ale jeśli rozmowa z przyjaciółmi nie pomaga, to może psycholog coś zaradzi? To nic złego, że nie potrafisz poradzić sobie z własnymi uczuciami. Psycholodzy też są od tego, by ci pomóc.
–    Jakoś ich praca mnie nie przekonuje – mruknął.- Ciągną tylko kasę za wysłuchanie o problemach, rysują sobie w zeszycikach, przypisują tabletki i do widzenia.
–    To zależy od tego, na jakiego psychologa się trafi – zaśmiał się Hayama.- A jak się teraz czujesz? Nadal chcesz zrobić sobie krzywdę?
–    Nie – odparł spokojnie, kręcąc głową.- Jestem ci wdzięczny za uratowanie mnie. To zaskakujące, że obcy człowiek był w stanie narazić dla mnie swoje życie. Raczej nie chciałbym powtórki.- To mówiąc, spojrzał na niego z uśmiechem.
–    Tak się zastanawiam...- Hayama upił kilka łyków herbaty, nim zaczął dalej mówić.- Jak mógłbym ci pomóc.
–    Eh?
–    Widzę wyraźnie, że nie łączy nas zbyt wiele. Moje podejście do życia różni się od twojego. Jestem przekonany, że choćby moje mieszkanie spłonęło, a wszyscy przyjaciele odwróciliby się do mnie plecami i zostałbym sam, bez niczego, to i tak nadal chciałbym żyć. Na tym świecie są jeszcze życzliwi ludzie, tacy, którzy udzielą mi schronienia, którzy wesprą mnie. Pracę mógłbym dostać gdziekolwiek, nawet tę najcięższą czy najmniej płatną, zaoszczędzić pieniądze i zacząć życie od nowa. W małej kawalerce, znów zaprzyjaźnić się z innymi, od nowa dążyć do moich marzeń. Możliwe, że takie jest tylko moje podejście, bo taki już jestem. Nie potrafię zarazić cię moimi uczuciami i pasjami, ale... jestem pewien, że sam potrafisz żyć na własny sposób. Masz jakieś pasje, Takao-kun? Na pewno masz!
–    No...- Takao, który wsłuchiwał się w jego słowa z zaskoczeniem, potrzebował chwili, by się otrząsnąć.- Tak... muzyka. Myślę, że mogę nazwać ją moją pasją.
–    Dlaczego nie spróbujesz się na niej skupić?- Hayama uśmiechnął się do niego i przyłożył palec do ust.- Czasem o poranku, kiedy się obudzę, leżę w łóżku i nasłuchuję dźwięków. Ćwierkanie ptaków, brzęczenie cykad, szum liści poruszanych przez wiatr, odgłosy kroków. A punktualnie o szóstej roboty drogowe!- Kazunari parsknął śmiechem.- To też jest muzyka, moim zdaniem. Muzyka życia. A życie jest moją pasją. Staram się czerpać z niego jak najwięcej. Kiedy poznajesz kogoś, na pewno pytasz go o preferencje muzyczne, no nie? A nawet jeśli nie, to i tak kiedyś w końcu pada temat muzyki, a nad tym możesz się rozwodzić godzinami, przekonując znajomego do gatunków, które sam lubisz,  nawet jeśli on za nimi nie przepada. Jak myślisz, co robię ja, kiedy ktoś narzeka na swoje życie?
    Takao uśmiechnął się do niego, czując napływające do oczu łzy.
–    Chyba cię rozumiem – powiedział.- To... co zrobiłem, było strasznie głupie. Nie wybaczę sobie, jeśli poważnie się rozchorujesz.
–    Aaa tam, spokojna głowa, zawsze miałem końskie zdrowie! Jedyne co mi grozi, to przeziębienie. Mieszkasz gdzieś w pobliżu, Takao-kun?
–    Nie tak znowu blisko, moje...
    Słowa Takao przerwał dzwonek telefonu dochodzący z korytarza. Hayama uśmiechnął się do niego przepraszająco i, odłożywszy swój kubek na stolik, poszedł odebrać.
–    Halo?
–    No w końcu!- Usłyszał znajomy głos.- Dzwoniłem do ciebie na komórkę, ale nie odbierałeś. Co się stało?
–    Miya...- Hayama urwał, spoglądając nerwowo do salonu, gdzie Takao popijał herbatę.- Uhm, przepraszam... Chyba ją zgubiłem.
–    Jak to „zgubiłeś”?- westchnął ciężko Kiyoshi.
–    Sam nie wiem, dopiero przed chwilą zorientowałem się, że jej nie mam.
–    Czemu tak cicho mówisz?- zdziwił się Miyaji.
–    Normalnie mówię – bąknął Hayama.
–    Właśnie, że...- Kiyoshi urwał, kiedy w tym samym momencie rozległo się psiknięcie Kazunariego.- Masz gościa...?
–    Eh, t-ta...– westchnął Kotarou.- To mój szwagier... jest trochę pijany, także... Dzwonisz w jakiejś ważnej sprawie?
–    Nie, w sumie to nie – mruknął Miyaji.- Kazałeś mi zadzwonić, kiedy dotrę do domu.
–    Ah, no tak.- Hayama pokiwał lekko głową.- Dobrze. To dobrze. Wybacz, że musiałeś się martwić, jutro poszukam tej komórki, pewnie wypadła mi w parku.
–    Jasne. Jutrzejszy wieczór aktualny?
–    Co? Aa! Tak, tak! Myślę, że tak, ale w razie co, to jeszcze zadzwonię do ciebie jutro, ok?
–    Nie ma sprawy. No to do usłyszenia.
–    Cześć!
    Hayama odłożył słuchawkę i odetchnął cicho z ulgą. Całe szczęście, że Takao się nie odezwał. Bał się nawet pomyśleć co zrobiłby Miyaji, gdyby rozpoznał jego głos. Na pewno zacząłby zadawać pytania, a opowiedzenie mu o dzisiejszym wypadku z pewnością nie należało do zadać Kotarou.
    Kazunari sam będzie musiał przyznać się do tego, co zrobił. Chyba, że postanowi wziąć sprawy w swoje ręce i zapomnieć o wszystkim.
–    Przepraszam, już jestem – rzucił, zajmując miejsce obok niego.
–    Nie ma sprawy.- Takao uśmiechnął się lekko.- Czy to płyty winylowe?- Wskazał na szafkę pod telewizorem, gdzie na półce pozbawionej drzwiczek poukładane były duże, cienkie tekturowe opakowania.
–    Tak, moja starsza siostra czasem mi jakieś przywozi – odparł.- Chcesz je przejrzeć? Mogę ci pożyczyć kilka!
–    Oh, nie mam u siebie gramofonu.- Takao wstał z kanapy i podszedł do szafki. Hayama dołączył do niego i obaj usiedli na podłodze.
–    No to gramofon też ci pożyczę!- zaśmiał się blondyn.- Chociaż jest trochę ciężki...
–    W sumie to i tak planowałem sobie jakiś kupić – powiedział Kazunari.- Do tej pory wystarczała mi moja wieża stereo, no i mp4, ale słuchanie klasycznych utworów jest kłopotliwe. Nie ma tej szczególnej atmosfery, tej... magii. To po prostu stara rzecz w nowoczesnym wydaniu. A z gramofonem to zupełnie inna sprawa!
–    W takim razie koniecznie musimy iść do mojej siostry! Jest właścicielką sklepu muzycznego, ma mnóstwo sprzętu, płyt i kaset! Na pewno się z nią dogadasz.
–    Naprawdę?- Takao spojrzał na niego z zaskoczeniem.- Nie sprawię ci tym kłopotu, czy coś?
–    Absolutnie.- Hayama pokręcił głową.- Siostra na pewno się ucieszy, jeśli przyprowadzę do niej kogoś, komu będzie mogła opowiedzieć o tym, co kocha!
–    Hmm... No dobrze. Dziękuję.
    Kotarou uśmiechnął się lekko, przypatrując Kazunariemu, który zaczął z błyskiem w oczach przeglądać kolejne opakowania, odczytując tytuły płyt i utworów, które się na nich znajdowały. Widać było już na pierwszy rzut oka, że muzyka rzeczywiście była czymś, co go pochłaniało. Nic zresztą dziwnego, skoro sam był piosenkarzem.
    Hayama przełknął ślinę, spuszczając wzrok na dywan. Zaprosił do siebie swojego rywala. Uratował mu życie, pocieszał go, a teraz siedział obok niego jak gdyby nigdy nic i pokazywał kolekcję winylowych płyt. Nawet jeśli z natury lubił pomagać ludziom, to i tak świadomość, że pomaga temu, którego kocha Miyaji, sprawiała, że czuł się niekomfortowo.
    Kiyoshi go kochał. Pragnął z nim być, pragnął mieć go tylko dla siebie. Chciał go dotykać, pieścić, całować, kochać. Chciał robić z Takao to wszystko, co Hayama z nim, Miyajim.
–    Ta jest fajna – powiedział cicho, podnosząc jedno z opakowań, które Kazunari odłożył na podłogę.
    Wstał, podchodząc do stojącego na regale gramofonu. Wyjął płytę i zamontował ją, ostrożnie przesuwając igłę. Z ogromnej muszli zaczęła pobrzmiewać rockowo bluesowa muzyka. Takao uśmiechnął się lekko, odruchowo podrygując głową. Kawałek już od samego początku wpadał w ucho.
–    Co to takiego?- zapytał.
–    „Lonely Boy” w wykonaniu „The Black Keys” - odpowiedział Hayama, posyłając mu uśmiech.- To rockowo-bluesowy zespół, powstał jakieś piętnaście lat temu.
    Takao skinął głową, mrużąc oczy i wsłuchując się w tekst piosenki. Nic nie mógł poradzić na to, że jego ciało samo reagowało na dźwięki, a uśmiech cisnął się na usta.

Well I'm so above you
and it's plain to see
but I came to love you anyway...
So you pulled my heart out and I don't mind bleeding
any old time you keep me waiting, waiting, waiting


–    Utożsamiasz się z tym kawałkiem?- zagadnął Takao, podnosząc się z podłogi i przy okazji psikając.
–    Tak – przyznał Hayama.- Pasuje do mnie. I chyba nie tylko do mnie, co?

Oh oh oh oh, I got a love that keeps me waiting
Oh oh, I got a love that keeps me waiting
Im a lonely boy, I'm a lonely boy
Oh oh oh oh, I got a love that keeps me waiting


–    Racja – odparł Kazunari, kiedy refren się skończył.- Lubisz tańczyć?
–    No jasne!
–    Nigdy nie tańczyłem do kawałków rockowo-bluesowych... ale chyba można się powygłupiać, co?
    Hayama spojrzał na niego, zaskoczony. Roześmiał się, kiedy Kazunari zaczął poruszać lekko biodrami w rytm muzyki.
–    Dopiero co się topiłeś, a teraz masz ochotę tańczyć? Wiesz, że jutro rozłoży nas przeziębienie?
–    Idę za twoją radą – odparł Takao, wzruszając lekko ramionami.- Wsłuchuję się w muzykę mojego życia. To nie moja wina, że każe mi tańczyć.
    Kotarou pokręcił w niedowierzaniu głową. Przygryzł wargę, przyglądając się z rozbawieniem Kazunariemu. Zaśmiał się, kiedy ten opatulił się kocem, udając, że to sukienka.
–    Jutro pewnie nie będziemy mieli sił, żeby choćby wstać...- powiedział.- Ale niech ci będzie. Jak korzystać z życia to na całego, no nie?
    Obaj parsknęli śmiechem, rozbawieni. Hayama podkręcił nieco głośność, a potem chwycił swój koc i dołączył do Takao.
    Paradoksalnie, będąc tak blisko swojego rywala, w końcu mógł zapomnieć o jego istnieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń