[MnU] Odcinek 26

Moda na Uke
Odcinek 26



    Haizaki nie miał bladego pojęcia gdzie przez ostatnie cztery dni przebywał jego były chłopak, Nijimura. Po ich ostatniej kłótni, kiedy to Shuuzou uderzył go pięścią w twarz i wyszedł, nie pojawiał się w ich wspólnym mieszkaniu. Shougo przypuszczał, że mężczyzna nocuje u swoich rodziców, ale równie dobrze mógł być u jakiejś dziewczyny, kumpla, czy nawet na ulicy.
    Zresztą, co go to miało obchodzić? Nie martwił się o niego, nie interesował się jego życiem. No, może z drobną poprawką na to ostatnie – bo przecież miał zamiar go zabić, jak tylko go zobaczy.
    Nie miał pojęcia jak Nijimura śmiał go uderzyć. To on powinien mu przecież przywalić, za to, że odszedł bez słowa. Gdyby nie był tak zszokowany tamtym atakiem, z pewnością by się na niego rzucił. Ale, oczywiście, ten głupi tchórz uciekł i nie pojawiał się już od czterech dni.
    I bardzo dobrze – stwierdził w myślach Haizaki.- Lepiej mi bez tego dupka, przynajmniej mam ciszę i spokój.
    Ledwie skończył to zdanie, a z korytarza dobiegł go odgłos otwieranych drzwi. Zaklął pod nosem, przerywając krojenie pizzy, którą zamówił sobie na kolację. Odłożył nóż na deskę i oblizał palce, odwracając się w kierunku salonu i szukając wzrokiem kija baseballowego, którego, jak pamiętał, uszykował gdzieś w pobliżu.
    Nijimura zdążył już wejść do kuchni, gdy Shougo przechadzał się po salonie, wciąż rozglądając za kijem. Minę miał nieco skruszoną i raczej niechętną, w dłoniach zaś trzymał... bukiet kwiatów.
–    Cześć – powiedział.
    Haizaki nie odezwał się, zaglądając za telewizor i marszcząc gniewnie brwi. Gdzie on, do jasnej cholery, odłożył tę pałkę?
–    Wróciłem – bąknął Shuuzou, unosząc nieco wyżej kwiaty.- To na przeprosiny...
–    Wsadź sobie w dupę te chwasty – powiedział Haizaki, w końcu odnajdując kij za kanapą. Chwycił go i stanął naprzeciwko swojego byłego chłopaka, znacząco uderzając grubszym końcem o dłoń.- Jakieś ostatnie życzenie, zanim cię zatłukę?
–    Pocałuj mnie?- zaproponował Nijimura, wzruszając ramionami. Nie wyglądał ani na zaniepokojonego, ani nawet na zaskoczonego zachowaniem Shougo. Zupełnie, jakby spodziewał się takiej reakcji i był już przygotowany na obronę.
–    Przykro mi, nie spełniam niemożliwych do spełnienia marzeń.- Haizaki uśmiechnął się do niego sztucznie.- To może zamiast tego masz jakieś ostatnie słowo?
–    Przepraszam, Shougo – westchnął ciężko czarnowłosy.- Wtedy, ja... no nie panowałem nad sobą. Złość wzięła górę, byłem wściekły za to, co powiedziałeś. Nie wróciłem do Japonii po to, żeby prowadzić z tobą wojnę. Oczywiście, byłem przygotowany na to, że z początku będziesz dla mnie wredny, ale myślałem, że kiedy szczerze ze sobą porozmawiamy i wszystko ci wytłumaczę, to zrozumiesz moje uczucia... Naprawdę tylko ja jestem w stanie zapomnieć o tym, co było? Wybaczyć ci wszystkie zdrady i zacząć wszystko od nowa?- Nijimura popatrzył na niego pełnym bezradności wzrokiem.- Dlaczego to robisz, Shougo? Ten jeden jedyny raz nie możesz mi wybaczyć?
–    Nie – odpowiedział Haizaki.- Nie mogę. Więc zejdź w końcu ze mnie i przestań mnie o to pytać. Co ci tak zależy, co? Czemu wróciłeś? Dlaczego nie zostałeś w Ameryce ze swoją ukochaną?
–    Czy to nie oczywiste?- zapytał z powagą Nijimura.
–    Dla mnie nie jest – wycedził Shougo.- Wracanie po roku jak gdyby nigdy nic... O co poszło? Pokłóciliście się? Też cię zdradziła? Czy może zrobiłeś jej dziecko i przestraszyłeś się czekającej cię roli ojca?
–    Oboje zostaliśmy skrzywdzeni i głównie dlatego wdaliśmy się w ten romans – powiedział Nijimura.- Żadne z nas nie czuło nic do drugiego, od samego początku było wiadome, że nie łączyło nas nic prócz wzajemnego zrozumienia. Po prostu dobrze się dogadywaliśmy.
–    To po chuj prosiłeś ją o rękę?- nie rozumiał Haizaki.- Po co ta cała szopka?
–    To było spontaniczne.- Nijimura wywrócił oczami z irytacją.- Oboje myśleliśmy, że skoro tak dobrze się dogadujemy, to moglibyśmy być ze sobą, bo żadne z nas nie zdradzi drugiego.
–    Ale?
–    Ale ona nie wytrzymała – mruknął Shuuzou, spuszczając wzrok na bukiet kwiatów.- Za bardzo kocha swojego byłego i... wróciła do niego.
–    Huh...- Haizaki roześmiał się krótko.- Nie no, kurwa, zajebiście! Więc jestem dla ciebie pocieszeniem, bo twoja dziwka cię zostawiła! Jestem drugą opcją, tak? Pierdol się, Shuuzou, jesteś dupkiem.
–    Nie, to nie tak, opacznie to rozumiesz!- krzyknął ze złością mężczyzna.- Ona wróciła do tamtego, a ja zostałem w Ameryce, ale dużo myślałem o tym, dlaczego to zrobiła, dlaczego mu wybaczyła... Po prostu ją rozumiem, okay? Rozumiem jak się czuje i rozumiem, czemu tak bardzo jej zależy. Uświadomiła mi z kim tak naprawdę chcę być.
–    I co? Jak ona znowu z nim zerwie, to znowu przyjdzie do ciebie, a ty wtedy zrozumiesz, że to jednak z nią chcesz być?
–    Nie...- Shuuzou zamknął oczy, biorąc głęboki, uspokajający oddech.- Już ci powiedziałem. Nic do niej nie czuję, nie czuję nic do nikogo, prócz ciebie! Tylko ty się dla mnie liczysz, Shougo! Chcę znowu z tobą być, zbudować wszystko od podstaw, od samego początku... Proszę, powiedz mi, co mam zrobić, żebyś zaczął myśleć o mnie poważnie? Możesz mi nie wybaczać zdrady, możesz nigdy mi tego nie zapomnieć... ale czy naprawdę nie chcesz przez to ze mną być?
–    Naprawdę – odparł Haizaki, odkładając kij baseballowy pod ścianę, tuż obok telewizora. Mimo wszystko zdążył się uspokoić na tyle, by uznać, że nie jest mu on potrzebny. Jeżeli będzie chciał uderzyć Nijimurę, poradzi sobie z pomocą własnych pięści.- Rok to za długo. Zdążyłem już o tobie zapomnieć i teraz znów cieszę się wolnością. Tak, dobrze słyszysz: cieszę się nią. Mogę robić to, na co mam ochotę, mogę ruchać kogo tylko zechcę i nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Jestem po prostu wolny i w chuj mi się to podoba. Nie muszę nic dla nikogo robić, nie muszę się starać, nie muszę nikomu okazywać upierdliwych uczuć... Tego wszystkiego już po prostu nie ma.- Haizaki rozłożył szeroko ręce.- Nie ma nic prócz mnie i moich pragnień, które mogę zaspokajać. Czego niby chcieć więcej? Mam ci pozwolić, żebyś założył mi smycz? Nie ma mowy. Oszczędź sobie tego poniżania, bo mam w dupie próby odbudowana tego gówna, które nas łączyło.
    Tym razem Shougo widział dokładnie, jak źrenice Nijimury zwężają się w złości, a on sam rzuca się na niego, jednak nie po to, by go uderzyć, a tylko chwycić za koszulkę i przydusić go do ściany. Haizaki patrzył mu twardo w oczy, nie próbując się uwolnić, jednak będąc gotowym, by w każdej chwili uderzyć swojego byłego.
–    Nie nazywaj tego „gównem” - wycedził Nijimura.- Nie waż się w ten sposób nazywać moich uczuć, rozumiesz? Jeśli chcesz, to proszę bardzo, traktuj mnie jak śmiecia i wypominaj mi to, że zostawiłem cię dla kobiety, ale nie mieszaj w to moich uczuć do ciebie.
–    Puść mnie – warknął Shougo.
–    Bo co mi zrobisz?- Czarnowłosy zmarszczył gniewnie brwi.- Ciągle tylko kłapiesz jadaczką, ale dobrze wiesz, że jestem od ciebie silniejszy! Dlatego przestań zgrywać takiego cwaniaka, bo zaczynasz mnie tym wkurwiać.
–    Szybko ci się nastrój zmienia.- Haizaki uśmiechnął się krzywo.- Najpierw jesteś gotowy całować mnie po stopach, a teraz mam powtórkę sprzed czterech dni. No śmiało, przywal mi. Gorzko tego pożałujesz.
    Nijimura nie kazał sobie tego powtórzyć. Zamachnął się prawą pięścią i uderzył Shougo w twarz, jednocześnie puszczając jego koszulkę. Haizaki stęknął głucho, jednak tym razem oszołomienie trwało bardzo krótko – natychmiast ruszył do kontrataku, odwzajemniając dokładnie taki sam cios.
    Shuuzou zaklął głośno, plując krwią na dywan. Otarł dłonią pękniętą wargę i wbił nienawistny wzrok w swojego byłego chłopaka, który patrzył na niego odważnie, wyprostowany i gotowy na kolejne starcie.
–    No i co ci się nie podoba?- zapytał Haizaki.- Nie spodziewałeś się, że ci oddam? Myślałeś, że będę biernie przyjmował na siebie twoje ciosy, bo na to zasłużyłem?- Prychnął głośno.- Niedoczekanie twoje. Przestań się tak gapić i wypierdalaj tam, gdzie spędziłeś ostatnie cztery dni. Na pewno będzie ci tam lepiej niż tutaj, bo ja nie mam zamiaru się więcej z tobą cackać.
–    Czyli jednak się o mnie martwiłeś.- Nijimura uśmiechnął się krzywo.- Inaczej nawet nie pamiętałbyś, ile dni mnie nie było. Oj, Shougo, Shougo... Teraz już rozumiem.
–    Co rozumiesz?- warknął, patrząc na niego spod byka.
–    Że mnie kochasz – odparł spokojnie Shuuzou.- Udajesz niedostępnego i niezależnego, bo wydaje ci się, że dzięki temu zyskasz w moich oczach i zrobi mi się głupio, że sądziłem, iż tak po prostu do mnie wrócisz. Tak naprawdę to chcesz, żebym się o ciebie starał, chcesz, żebym płaszczył się przed tobą i błagał na kolanach o to, abyśmy znowu byli razem. Oczywiście, prędzej czy później byś się zgodził...
–    Co, kurwa?- zaśmiał się Haizaki.- Posłuchaj co mówisz, idioto! Nie za wysoko się mierzysz? Za kogo ty mnie uważasz? Myślisz, że jesteś pępkiem mojego świata i całe moje życie kręci się wokół ciebie?
–    Sądzię po prostu, że mnie cholernie kochasz, Shougo – odparł Nijimura.- I ciągle o mnie myślisz.
–    Co najwyżej o tym, jak bardzo mnie wkurwiasz.
–    Ale jednak.- Shuuzou uśmiechnął się do niego z zadowoleniem.- Trochę jak tsundere. To słodkie, doceniam to.
–    Ani słowa więcej – wycedził Shougo.- Ubzdurałeś coś sobie, jesteś nienormalny. Już ci powiedziałem, że gdy tylko zaoszczędzę kasę, to wyprowadzam się i nie chcę cię więcej widzieć na oczy.
–    To też mogę wytłumaczyć – zaczął z westchnieniem Nijimura.- Po prostu każesz mi się pospieszyć, bo chcesz już ze mną być...
–    Zamknij się, ostrzegam cię po raz ostatni!
–    Nie chcesz się stąd wyprowadzać, musisz po prostu dowiedzieć się, czy naprawdę mi na tobie zależy i czy naprawdę ci wybaczyłem poprzednie zdrady. Wtedy wybaczysz mi i skończy się na seksie, tak jak zawsze...
–    Nigdy więcej mnie, kurwa, nie dotkniesz!- krzyknął Haizaki, rzucając się na niego, chwytając go za koszulkę i przyciągając do siebie.- Nic do ciebie nie czuję, pierdolony kutasie! Mam w dupie ciebie i twoje głupie gadanie! Myśl sobie, co chcesz, ale o mnie możesz zapomnieć!- Shougo odepchnął go od siebie brutalnie, przez co mężczyzna zachwiał się, wpadając na krzesła. Gdyby w odpowiedniej chwili nie przytrzymał się stołu, z całą pewnością by się przewrócił. Z gardłowym pomrukiem rzucił się w odwecie na Haizakiego, przyszpilając go do ściany.
    Tak naprawdę nie chciał się z nim bić. Wracając do ich mieszkania obiecał sobie, że nigdy więcej nie podniesie na niego ręki. Ale Shougo tak bardzo go rozjuszył, tak bardzo zdenerwował go swoją upartością i ciągłym mówieniem o tym, jakoby w ogóle nic do niego nie czuł... Po prostu zupełnie wyprowadził go z równowagi.
    Znowu.
    Przyszpiliwszy go do ściany już zamachnął się pięścią, by ponownie uderzyć go w twarz, jednak Haizaki ubiegł go, wyprowadzając cios kolanem. Próbował wymierzyć w krocze, jednak ostatecznie uderzył tylko udo czarnowłosego, na tyle jednak mocno, że ten zaklął pod nosem i szarpnął silnie jego ramieniem, popychając go w kierunku kanapy. Popchnął go na nią brutalnie i usiadł na nim, wiążąc w uścisku jego nadgarstki.
–    No i co teraz zrobisz?- zapytał szorstko.- Znowu jesteś na przegranej pozycji, znowu jestem górą.
–    To się jeszcze okaże!- warknął Shougo, próbując go kopnąć, jednak bezskutecznie.- Pobijesz mnie i co dalej? Poprawi ci to humor?!
–    Może i tak – wycedził Shuuzou, pochylając się nad nim i mocno całując jego usta. Nie chciał wsuwać do nich języka, dobrze wiedząc, że Haizaki będzie chciał go ugryźć, jednak przeliczył się już na samym początku, ponieważ Shougo zacisnął mocno zęby na jego dolnej wardze.- Kurwa!
–    Zrób to jeszcze raz, a to samo zrobię z drugą!
–    To ma mnie niby powstrzymać?- parsknął Shuuzou.- Na moim ciele nie ma najmniejszego skrawka skóry, który by nie czuł kiedykolwiek twoich zębów! Gryzłeś mnie, gdzie się tylko dało. A dało się wszędzie...
–    Tyle że wtedy niczego ci nie odgryzłem! Tym razem mogę naprawić ten błąd!
–    Rób co chcesz – mruknął Shuuzou.- Oddam ci to bez sprzeciwu.
    Haizaki wbił w niego wzrok, nieco zaskoczony tymi słowami. Przestał szarpać się na kanapie, nie próbował już wyrwać się z uścisku Nijimury, choć wciąż zaciskał pięści. Przez bardzo długą chwilę wpatrywał się w ciemne oczy mężczyzny, oddychając szybko i głęboko, niezdolny opanować złości. Kiedy Shuuzou spostrzegł, że jego ukochany traci siły, z własnej woli puścił jego nadgarstki. Chciał ponownie pochylić się nad nim, by znów go pocałować, nawet jeżeli groził mu teraz solidny cios w szczękę.
    Jednak nie zdążył tego zrobić.
    Ponieważ to Haizaki pierwszy go pocałował.

***

    Z każdym kolejnym dniem spędzonym w szpitalnym łóżku, Kise czuł się coraz bardziej rozdrażniony.
    Że też dał się potrącić jakiemuś idiocie!
    Myśl, że spędzi w tym ponurym, przepełnionym zapachem leków miejscu jeszcze cały tydzień, doprowadzała Ryoutę niemal do białej gorączki. Odkąd tylko doktor Midorima mu to oznajmił, podczas każdej kolejnej jego wizyty Kise stawał się opryskliwy i narzekał na szpitalny personel. Oczywiście, nie robił tego, by kogokolwiek urazić, miał po prostu nadzieję, że dzięki temu szybciej go wypiszą. Niestety, przystojny lekarz był odporny na jego narzekania i bardzo cierpliwie znosił jego humorki.
    Tego dnia Kise został przeniesiony trzy piętra wyżej, na oddział powypadkowy, na którym miał dzielić salę z kilkoma innymi pacjentami ale, jak się okazało, znów został sam. Z jednej strony nie miał nic przeciwko, bo nie był pewien, czy jego towarzyszami nie zostaną przypadkiem jakieś stare, obleśne gbury, jednak z drugiej – z dnia na dzień stawał się coraz bardziej samotny, nawet jeśli jego bracia oraz Reo odwiedzali go niemal codziennie.
    Jedyny pożytek, jaki blondyn miał ze swojego pobytu w szpitalu, to możliwość poświęcenia czasu na odpisanie swoim fanom na ich maile. Skrzynkę pocztową miał zapełnioną po brzegi i choćby poświęcił na to cały tydzień, nie byłby w stanie odpowiedzieć na wszystkie wiadomości, wybierał jednak co ciekawsze. Szczególnie cieszyły go te od mężczyzn i młodych, nastoletnich chłopaków, którzy postanowili pójść w jego ślady i zostać modelami. Był dumny z siebie, że jego praca motywowała innych, i z ogromną radością przeglądał nadesłane mu fotografie.
    Było też sporo takich, przedstawiających jego fanów zupełnie nagich.
    Właściwie to nie mógł pojąć, dlaczego ludzie przysyłają mu tak odważne zdjęcia. Naturalnie, naga sesja czekała każdego modela, ale wysyłanie ich właściwie obcej osobie nie było dobrym pomysłem. Gdyby Kise był złą osobą, mógłby ich szantażować!
    Choć musiał przyznać, że niektóre fotki były naprawdę seksowne...
    Ryouta był właśnie w trakcie przeglądania kilku takich zdjęć, podesłanych mu przez młodego, przystojnego mężczyznę. Z zarumienionymi delikatnie policzkami przyglądał się jego muskularnym mięśniom i przystojnej twarzy. Mężczyzna na ów zdjęciu klęczał przed aparatem, seksownie pochylony, i przeczesywał dłonią włosy, spoglądając z ukosa w obiektyw.
    Kise przełknął ciężko ślinę, stukając delikatnie palcami o klawiaturę i zastanawiając się, co powinien odpisać. Ta akurat wiadomość była stosunkowo nowa, otrzymał ją niecałe dwa tygodnie wcześniej, a jakoś nie miał serca zostawić jej bez odpowiedzi.
    Odchrząknął cicho, wiercąc się niespokojnie na swoim łóżku, po czym już przycisnął kilka klawiszy, kiedy nagle drzwi jego sali otworzyły się i do środka niepewnym krokiem wszedł średniego wzrostu mężczyzna. Ujrzawszy go, Ryouta poczerwieniał na twarzy i z hukiem zamknął swojego laptopa.
–    Yu-Yukio?!- wyjąkał z niedowierzaniem.
    Jako że w sali tylko jedno z sześciu łóżek było zajęte, wzrok Kasamatsu natychmiast skierował się ku Kise. Przystanąwszy przy drzwiach, wciąż z dłonią na klamce, wpatrzył się w niego uważnie, by następnie westchnąć ciężko i podejść do niego powoli, przełykając ślinę.
–    Cześć, Ryouta...
–    N-no cześć – mruknął blondyn, siadając wygodniej i opierając plecy o poduszkę.- Co ty tu robisz? Kto ci powiedział, że jestem w szpitalu?
–    Spotkałem ostatnio Daikiego – odparł, przesuwając wzrokiem po bandażach mężczyzny.- Nie mówił ci?
–    Nie...- Kise zarumienił się lekko, podciągając kołdrę pod samą brodę.- Ale chyba wiem dlaczego... W końcu prosiłem wszystkich, żeby ci nie mówili.
–    Wszystkich?- powtórzył Kasamatsu, zaciskając pieści. Przełknął ciężko ślinę, starając się zachować spokój.- Więc jestem jedynym, który nie wiedział o twoim wypadku?
–    Tak – burknął Ryouta, odwracając od niego wzrok.- Nie chciałem, żebyś się martwił, albo co gorsza obwiniał siebie za to, co się stało.
–    Mam siebie obwiniać?!- wykrzyknął z niedowierzaniem Yukio.- To ty jesteś skończoną ofermą, która dała się potrącić, idioto! Jeśli nikt nie uczył cię o zasadach przechodzenia przez jezdnie, to może załatw sobie opiekunkę dla siebie?!
–    C...?- Kise spojrzał na niego z oburzeniem.- To był wypadek! Byłem zdenerwowany i nie myślałem nawet o tym, gdzie idę! Poza tym, chyba zapaliło się zielone światło...
–    Chyba?- parsknął Yukio.- Nie dość, że oferma, to jeszcze daltonista! Naprawdę potrzebna ci opiekunka, bo zginiesz przy pierwszej lepszej okazji! Dureń! Dobrze ci tak, żeś tu wylądował!
–    Dzięki wielkie, obejdzie się bez twojego pouczania!- Ryouta spojrzał na niego ze złością.- Jeśli to wszystko, to możesz już sobie iść, nie potrzebuję twojego towarzystwa!
    Kise znów odwrócił głowę, krzyżując ręce na klatce piersiowej i oddychając ciężko, by się uspokoić. Kasamatsu stał obok jego łóżka w milczeniu, wpatrując się jedynie w swojego byłego chłopaka. Widział, że jest na niego zły i czuł wyrzuty sumienia z powodu zdenerwowania go, ale... z drugiej strony cieszył się, że Ryouta nie ucierpiał tak bardzo, jak wcześniej sądził, i w dalszym ciągu potrafi obrażać się o byle co.
    Czarnowłosy westchnął ciężko, podchodząc bliżej i przysiadając na łóżku blondyna.
–    Bardzo boli?- zapytał cicho.
–    Oczywiście, że boli, idioto! Mam dwa złamane żebra!- Kise w dalszym ciągu nie patrzył na niego.
–    Wiem, Daiki mi mówił...- mruknął Yukio.- Nogę też, tak? To poważne?
–    Nie złamana, tylko kostka zwichnięta – burknął blondyn.- Zresztą, co cię to obchodzi? Możesz już sobie iść!
–    Nie chcę.- Kasamatsu wywrócił oczami.- I przestań się boczyć, głupku! Sam jesteś sobie winien!
–    Dobrze o tym wiem, Yukio, nie musisz mi przypominać. Tylko po to tutaj przyszedłeś?
–    Chciałem cię zobaczyć, okay? Przekonać się na własne oczy jak poważny był ten wypadek.
–    Teraz się mną interesujesz? Jak do ciebie dzwoniłem to najwyraźniej byłem ostatnią rzeczą na liście, którą chciałeś widzieć.
–    Nie odebrałem, bo sądziłem, że znowu będziesz próbował przekonać mnie do powrotu. I byłem zły na siebie za to, że prawie ci uległem.
–    Cieszę się, że tak wiele dla ciebie znaczę...
–    Nie musisz dziękować – burknął Kasamatsu, patrząc na niego ze złością. Szybko jednak opanował się, widząc, że Ryoucie najwyraźniej nie przejdzie tak szybko.- Kiedy wychodzisz?
–    Za tydzień, może trochę dłużej.
–    Co mówił lekarz?
–    Że do wesela się zagoi. Ale na pewno nie naszego – dodał złośliwie Kise.- Skoro ostatecznie mnie odrzuciłeś, to znaczy, że naprawdę planujesz szczęśliwe życie ze swoją Kanako. Życzę ci powodzenia.
–    Czyli nie mamy już nawet najmniejszych szans na normalne stosunki między nami?- zapytał spokojnie Yukio.
–    Nie – odparł blondyn.- Skoro nie potrafisz przyznać przed sobą, że mnie kochasz i nadal chcesz ze mną być, to nie ma najmniejszego sensu. Ile razy mam ci to tłumaczyć, Yukio?- Ryouta spojrzał na niego z powagą.- Nie wyobrażasz sobie beze mnie życia, więc starasz się nadal utrzymywać ze mną kontakt, z tym, że jako przyjaciel. Nie wiem, czy gryzą cię wyrzuty sumienia i nie jesteś w stanie wybaczyć sam sobie tej zdrady, czy po prostu jest coś, co uparcie przede mną ukrywasz, ale ja mam już tego dość. Leżę tutaj od pieprzonych kilku dni i poza przyjmowaniem odwiedzających mnie gości, miałem od cholery czasu, żeby się nad wszystkim zastanowić. I doszedłem do wniosku, że skoro mamy się widywać tylko po to, żeby karmić twoje głupie sumienie, to wolę się poddać i dać sobie spokój.
    Kasamatsu pokiwał wolno głową, przygryzając lekko wargę. Przez dłuższą chwilę milczał, przyglądając się kroplówce i obserwując niewielkie kropelki, skapujące do niewielkiej komory połączonej z wężykiem.
–    Ja też trochę o tym wszystkim myślałem – przyznał.
–    Tak?- Ryouta zmierzył go spojrzeniem.- I co wymyśliłeś?
–    Masz rację – westchnął Yukio.- Ze wszystkim, co wydedukowałeś. Nie mogę bez ciebie żyć, więc starałem się chociaż zostać twoim przyjacielem, by po prostu mieć z tobą jakiś kontakt. I słusznie zresztą, bo, jak widać, jesteś taką ofermą, że trzeba wiedzieć, co się z tobą dzieje – dodał, szczypiąc go lekko w udo.- Nie mylisz się też w tym, że cię kocham. Kocham cię, Ryouta. Nigdy nie przestałem. Irytujesz mnie i wkurzasz, ale... cenię sobie to, że jesteś jaki jesteś i nie starasz się zmieniać na siłę. Twoja szalona energia dodawała energii mnie, dla ciebie chciałem się starać, bo cokolwiek udało mi się zrobić dobrego, przyjmowałeś to z ogromnym entuzjazmem. Ale ostatecznie spartaczyłem robotę.- Kasamatsu znów westchnął ciężko, siadając wygodniej na łóżku i chwytając dłoń Kise w swoją.- Okłamałem cię, Ryouta – mruknął cicho.- W wielu sprawach. W tym, że zdradzałem cię przez trzy tygodnie, z tym, że moi rodzice poznali już Kanako, z tym, że jestem w niej zakochany, i że chcę się z nią związać na stałe...- Yukio wziął głęboki oddech i zamknął oczy.- Oraz z tym, że Kanako nie jest w ciąży.
–    Co?- szepnął z niedowierzaniem Kise. Miał wrażenie, jakby jego serce zatrzymało się na kilka długich sekund.
–    Kanako nocowała u mnie tylko raz – powiedział cicho Kasamatsu.- I tylko raz się z nią przespałem. Użyliśmy prezerwatywy, więc nie sądziłem, że do tego dojdzie, ale... Sam wiesz, że z tobą ich nie używałem już od dawna.- Yukio spojrzał na niego ze smutkiem.- Kondom był stary, może to dlatego pękł, a może po prostu zapomniałem już, jak się je zakłada, ale... Od razu zauważyliśmy, co się stało. Oboje byliśmy tym zmartwieni, czekaliśmy jak na stryczek... A po trzech tygodniach ona zrobiła test ciążowy i... upewniła się, że jest w ciąży.
–    Dlaczego mi nie powiedziałeś?- wyszeptał Ryouta ze łzami w oczach.- Dlaczego w ogóle to zrobiłeś, Yukio...?
–    Poniosło nas – westchnął czarnowłosy.- Wiem, że to żadne wytłumaczenie, ale... Nigdy wcześniej nie byłem z kobietą, a ona wydawała się być taka seksowna... Pociągała mnie, podobała mi się... Sądziłem, że się o tym nie dowiesz...- Kasamatsu zagryzł mocno drżącą wargę.- Nie chciałem ci o niczym mówić, ale... Ale jeszcze tej samej nocy dopadły mnie potworne wyrzuty sumienia, nienawidziłem sam siebie, nie byłem w stanie spojrzeć ci w oczy, a co dopiero kochać się z tobą...- Yukio znów wziął głęboki oddech, odchrząknął głośno, by nadać głosowi wyraźniejszy ton.- Dlatego nie mogę do ciebie wrócić, Ryouta. Muszę teraz zająć się Kanako i naszym dzieckiem.
–    Powiedziałeś jej o tym, że jesteś gejem?- zapytał Kise.
–    Wie o tobie – westchnął Kasamatsu.- Była zaskoczona i obawiała się, że ją zostawię samą z ciążą, ale... Przepraszam, Ryouta. Teraz już rozumiesz, dlaczego nie możemy być razem.
–    Bo zakładasz rodzinę – wyszeptał Ryouta, zaciskając usta w wąską linię.- Jesteś dupkiem, Yukio.
–    Wiem.
–    Dlaczego powiedziałeś mi o tym dopiero teraz?
–    Przedwczoraj dowiedziałem się o twoim wypadku od Daikiego – odparł Yukio.- Spanikowałem. Obwiniałem się o to, że moje tajemnice doprowadziły do tego, że wylądowałeś w szpitalu. Myśl, że mogłem cię stracić na zawsze, nie pozwalała mi spać w nocy. Dlatego postanowiłem się do wszystkiego. Bez względu na to jak bardzo mnie znienawidzisz, lepsze jest to, niż żebyś cierpiał, ponieważ ciągle odtrącam cię, a ty nie wiesz z jakiego powodu i... nie wiesz, jakim jestem chujem.
–    Cóż, teraz już wiem – mruknął z goryczą Kise, odwracając głowę od swojego byłego chłopaka i wyswabadzając dłoń z jego objęć.- Idź już, Yukio. Dziękuję za odwiedziny, chcę teraz odpocząć.
    Kasamatsu zamknął na krótki moment oczy, kiwając powoli głową. Odchrząknął cicho, po czym wstał z łóżka i spojrzał na Kise. Model nadal nie na niego nie patrzył, zwrócony twarzą w kierunku okien. Przez chwilę Yukio miał ochotę powiedzieć mu jeszcze coś na pożegnanie, lecz w ostatniej sekundzie zrezygnował. Pociągnął lekko nosem i odwrócił się do wyjścia.
    Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń