[MnU] Odcinek 29

Moda na Uke
Odcinek 29



    Tego roku listopad zdecydowanie dawał się Tokijczykom we znaki, nie tylko panującym na zewnątrz mrozem, ale głównie ulewną pogodą. Wyglądający przez okno przytulnego baru Aomine rzadko kiedy był w stanie dostrzec zza parasola czyjąś twarz. Cieszył się, że w przeciwieństwie do tych biednych ludzi, walczących z deszczem i wiatrem, a momentami nawet i z gradem, on siedział sobie wygodnie w przytulnie ciepłym pomieszczeniu i popijał leniwie zamówione przez siebie piwo.
    O swoim wolnym od pracy dniu dowiedział się na tyle wcześnie, by zdążyć zaprosić swojego przyjaciela Kagamiego na małe spotkanie. Nie licząc paru wiadomości, które między sobą wymienili, ostatni raz rozmawiali ze sobą przeszło ponad tydzień wcześniej, dlatego też Daiki postanowił wykorzystać okazję, by spędzić z nim trochę czasu.
–    Wiesz, zastanawiam się nad zmianą pracy – westchnął lekko Taiga.
–    Hm?- Aomine, wyrwany z zamyślenia, odwrócił wzrok od okna i spojrzał na przyjaciela.- Dlaczego? Bycie strażakiem to twoje marzenie.
–    Taa, niby ta – mruknął czerwonowłosy, pociągając łyk piwa z butelki.- Każdy młody chłopak marzy o tym, aby zostać albo policjantem, albo strażakiem. Ale w dziecięcych zabawach heroiczne czyny robi się już na początku. Nikt nie wie o tym, że żeby zostać prawdziwym policjantem, musisz najpierw posiedzieć na posterunku nad stertą papierów do posegregowania, a żeby być prawdziwym strażakiem, musisz ściągać koty z drzew i pomagać staruszkom przejść przez ulicę. Wiem, że pewnego dnia na pewno dostanę awans, a moje miejsce zastąpi kolejny młodziak, ale prawdę mówiąc nie mam ochoty czekać za tym momentem. Nie jestem typem cierpliwej osoby.
–    Nie można mieć wszystkiego, jak to się mówi – westchnął Aomine, również popijając swoje piwo.- Upatrzyłeś coś sobie, czy to tylko czyste plany?
–    W sumie to owszem.- Taiga wzruszył lekko ramionami.- Żona jednego z moich kumpli z roboty w zeszłym roku otworzyła bar mleczny. Interes idzie jej zaskakująco dobrze, a właśnie szukają nowego kucharza, bo ich babcia, która do tej pory tam gotowała, pochorowała się i teraz przesiaduje w domu z szydełkami. Co prawda nie mam może jakichś wybitnych zdolności w kuchni, ale podstawy znam, no i sądzę, że nie idzie mi to jakoś najgorzej...
–    Popieram.- Daiki przytaknął z uśmiechem.- Za twoje hamburgery teriyaki dam się nawet przelecieć.
    Kagami zaśmiał się lekko, rozbawiony, ale i nieco speszony komplementem. Podrapał się z tyłu po głowie, delikatnie rumieniąc.
–    Rozmawiałeś o tym z Tetsu?
–    Jeszcze nie, ale to nie jest jakoś super ważne, żeby mówić mu o tym tak szybko. Nie jestem do końca pewien, czy tego chcę.
–    Musisz szybko podjąć decyzję, bo ci sprzątną fuchę sprzed nosa – stwierdził Daiki, znów popijając piwo.- Nie wahaj się, stary. Jeśli masz dość ciągłego ratowania kotów, a ciągnie cię do gotowania, to na co tu czekać? Jasne, potem możesz trochę żałować, że nie byłeś cierpliwy i nie zaczekałeś za awansem... Ale z drugiej strony możesz go dostać dopiero za kilka lat. Nie obraź się, ale w sumie to fortuny raczej nie zarabiasz.
–    I kto to mówi – prychnął Kagami.
–    Taa, ja też myślę nad zmianą roboty – westchnął Aomine, ponownie pijąc gorzki napój. Nadal nikomu nie przyznał się do tego, że jest woźnym w szkole, a powoli zaczynał już mieć dość ukrywania tego przed braćmi.
–    Nie jest ci dobrze jako policjant?
–    Nie – odparł zwyczajnie, wzruszając lekko ramionami.- Znaczy, wiesz... Miałem sporo szczęścia, że mnie przyjęli bez ukończonych studiów, ale... mimo wszystko jakoś tracę zapał do tej pracy.
–    Zawsze możesz iść na jakieś przygotowawcze kursy, jeśli któryś cię zainteresuje – poradził Kagami, upijając kilka łyków swojego piwa.- Chociaż szczerze mówiąc nie radziłbym ci najpierw rzucać pracy, a dopiero potem szukać zainteresowań do nowej. No wiesz, Kise zarabia całkiem sporo, więc was utrzyma, ale mówiłeś, że nie lubisz czuć się jak darmozjad.
–    Dlatego właśnie potrzebuję tej pracy – westchnął ciężko Aomine.- Chcę z niej zrezygnować, ale póki co nie mogę. Nie chcę, żeby Ryouta miał na głowie opłacanie rachunków, podatków, a do tego dochodzą jeszcze studia Tetsu... Co prawda to on sam się uparł, że będzie za nie płacił, ale mimo wszystko to nadal pieniądze. W to miejsce mógłby sobie pojechać w końcu na jakieś fajne wakacje. Zwłaszcza teraz.
–    Byłeś u niego wczoraj? Jak się czuje?
–    Cóż...- Ciemnoskóry skrzywił się nieznacznie.- Prawdę mówiąc trochę jakby... złagodniał. Kiedy do niego przychodzę, wydaje się być jakiś taki zamyślony i niemrawy, niby się uśmiecha i opowiada mi o tym, co robi, ale mimo to mam wrażenie, że myślami jest gdzieś hen, w czarnej dupie.
–    Uhm... brzmi... do dupy.- Taiga pokiwał wolno głową, starając się nie parsknąć śmiechem.- Domyślasz się, co się dzieje? Pewnie ma dość szpitalnej atmosfery.
–    Nie, to przez Yukio – westchnął Daiki.
–    Kasamatsu?- zdziwił się Kagami.- A co on ma do rzeczy? Myślałem, że Kise dał już sobie spokój.
–    Spotkałem go ostatnio w metrze i trochę się poprztykaliśmy – westchnął Aomine.- Wiesz, Yukio był obecny w naszym życiu już szmat czasu. Ryouta biegał za nim jak szalony od pierwszej liceum. Nie mogę powiedzieć, że szybko się zaprzyjaźniliśmy, bo z początku raczej niewiele mieliśmy ze sobą kontaktu poza momentami, gdy odwiedzał Ryoutę w domu, ale potem... potem się zmieniło. Kiedy on i Ryouta zaczęli ze sobą być, Yukio automatycznie zbliżył się też do mnie i Tetsu. Z czasem zaczął traktować nas jak młodszych braci, my zaś jego jak starszego brata, na którym zawsze mogliśmy polegać. Może nie było tego za bardzo widać po mnie i Tetsu, ale wiesz... nas też trochę dotknęła jego zdrada. Nie chodzi tu już o to, że skrzywdził naszego brata, ale... porzucił też nas. Cholera, brzmię jak jakiś zasmarkany bachor.- Daiki przetarł dłonią twarz.
–    Nie, wcale nie – odparł Kagami z powagą.- Doskonale cię rozumiem. Mów dalej, co się stało w metrze?
–    Trochę poniosły mnie emocje i na niego naskoczyłem.- Aomine skrzywił się lekko.- Wygadałem się też, że Ryouta jest w szpitalu. Nie powiedziałem, w którym, ale jakoś sam się dowiedział i odwiedził go. Ryouta powiedział mi, że tu definitywny koniec ich związku. Że nie ma już do czego wracać. To przez to siedzi ciągle taki przygnębiony, ogranicza nawet ilość wiadomości do Tetsu. Nie wiem już jak mogę mu pomóc.
–    Kise sam chyba musi przez to przejść – zaczął Kagami łagodnym tonem.- Wbrew pozorom to dzielny facet. Wierzę, że da radę jakoś się pozbierać. Zwłaszcza, że ma przecież przy sobie dwóch wspaniałych braci.
–    Ach, ty komplemenciarzu – mruknął Aomine, uśmiechając się do niego. Taiga odwzajemnił gest, kiwając ku niemu butelką i upijając łyk piwa.- Wiesz, Kagami...
–    A-Aomine-san!- rozległ się nagle nieco piskliwy głos obok ich stolika. Daiki spojrzał z zaskoczeniem w bok, a widząc stojącego przed nim niewysokiego, szczupłego nastolatka, oniemiał zupełnie, wlepiwszy w niego zszokowane spojrzenie.
–    Sakurai...?- bąknął, kiedy w końcu zdołał się otrząsnąć. Kagami spoglądał niepewnie to na niego, to na młodego chłopaka, który rzucał mu zdecydowanie pogardliwe spojrzenia.- Co ty tutaj...?
–    To ja się pytam, co ty tutaj robisz, Aomine-san?!- wykrzyknął chłopak, a potem wycelował oskarżycielsko palcem w Kagamiego.- Kto to jest? Co on tu z tobą robi?! Nie mówiłeś mi, że się z kimś umawiasz!
–    Ogarnij się, człowieku!- powiedział pospiesznie Daiki, odkładając piwo na stolik.- Pogadajmy na zewnątrz...
–    A tak w ogóle to dlaczego nie było cię dzisiaj w szkole?! Nie powiedziałeś ani słowa o tym, że masz wolne, a ja cały dzień chodziłem do kanciapy, żeby się z tobą zobaczyć!
–    Yyy, co?- Taiga zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.- W szkole...? J-jakiej szkole?
–    Nie słuchaj go, Kagami...- zaczął Aomine, zerkając z paniką to na niego, to na niespodziewanego i zdecydowanie niechcianego gościa.
–    Kagami?- szepnął Sakurai, cofając się o krok i wpatrując w Taigę.- Kagami... więc to on, tak? To jest twój „tygrysek”... Kochasz go, prawda? To ten facet, z którym mnie zdradzasz w tym swoim „one on one”! Co, on nie wie, że jesteś woźnym w mojej szkole?
–    Dość tego, kurwa, idziemy!- Aomine zerwał się ze swojego miejsca, chwytając Ryou za ramię i ciągnąc go brutalnie za sobą. Kilka osób siedzących przy stolikach spojrzało na niego z niepokojem, nikt jednak nie zareagował.
    Kiedy znaleźli się na zewnątrz, Daiki, nie przejmując się zimnem i deszczem, zaciągnął chłopaka do bocznej uliczki i przygniótł go do ściany, ciskając mu wrogie spojrzenie.
–    Co ty tu robisz, Sakurai? Ten bar to nie jest miejsce dla takich szczeniaków jak ty!
–    Dlaczego wciąż się z nim spotykasz, Aomine-san?!- wykrzyknął Sakurai, patrząc na niego ze łzami w oczach.- Czy naprawdę ja ci nie wystarczam?! Jestem wszystkim, czego potrzebujesz! On ci niczego nie da, on cię w ogóle nie kocha, sam mi to powiedziałeś! Więc dlaczego wciąż się z nim umawiasz?!
–    To nie jest twój zasrany interes!- wrzasnął Daiki.- Ile razy mam ci powtarzać, że nie jesteśmy parą, do kurwy nędzy?! Dajesz mi dupy, a ja z tego korzystam, nic więcej, rozumiesz?! NIC WIĘCEJ! Chuj mnie obchodzą twoje uczucia, Ryou! Nie dbam o to, czy mnie kochasz, pragniesz, czy chuj wie co, ale jeżeli będziesz próbował w jakikolwiek sposób poróżnić mnie i Kagamiego, to gorzko tego pożałujesz, jasne?! Nie ingeruj w moje życie, bo źle się to dla ciebie skończy! A teraz wypierdalaj stąd i zajmij się lekcjami, zamiast śledzić mnie jak jakiś psychol!
–    Wcale cię nie śledziłem, wracałem ze szkoły...!
–    Twój dom jest w drugą stronę! To cholernie zaskakujące, że trafiłeś akurat do tej części dzielnicy, gdzie nie ma niczego dla nastolatków!
–    Ja... ja...- Sakurai pociągnął nosem, drżącymi dłońmi ocierając policzki z łez.- Ja tylko chciałem... nie chcę, żebyś przez niego cierpiał, Aomine-san...! P-przepraszam, ale... ale nie chcę... przepraszam...
–    Wracaj do domu – wycedził Daiki, puszczając go.- Już i tak zjebałeś mi spotkanie.
–    To... to wróć ze mną – mruknął Ryou.- Rodziców nie ma w domu...
–    Aomine?!- Nagle zza rogu wyskoczył Kagami, trzymając w dłoni kurtkę Daikiego. Spojrzał niepewnie na nich obu, po czym odetchnął głęboko i ruszył w ich stronę. Aomine, zażenowany faktem, że Taiga zna już prawdę o jego pracy, spuścił wzrok, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.- Masz, zakładaj. Cały przemokniesz.
–    Ugh...- Sakurai zagryzł wargę i zacisnął pięści, najwyraźniej szykując się do zbesztania Kagamiego, jednak jedno groźne spojrzenie Aomine wystarczyło, by chłopak pisnął z przerażenia i, zwiesiwszy głowę i łkając, niechętnie oddalił się od nich.
–    Co się stało?- mruknął Kagami, kiedy Daiki zakładał swoją kurtkę.- Kto to był?
–    Słyszałeś, kto to był – odparł chłodno ciemnoskóry, poprawiając kołnierz.- Sakurai Ryou, drugoklasista. Chodzi do liceum, w którym pracuję.
–    Ale... jesteś policjantem – powiedział cicho Taiga.- Mówiłeś, że...
–    Heh, niewiele się to różni.- Aomine zmusił się do tego, by przywołać na twarzy zawadiacki uśmiech.- Też mam swoje ciasne biuro i też mam dyżury. Rozdzielam czasem bijących się gówniarzy, raz nakryłem paru na paleniu trawki... jedyne czego mi brakuje to mój własny wóz patrolowy!- Mina Kagamiego, poważna i nieco smutna, jakby zawiedziona, wciąż się nie zmieniała mimo żartobliwego tonu Daikiego. Ciemnoskóry zrozumiał, że nie ma co udawać, zwłaszcza przed Taigą.- Przepraszam – wymamrotał.- To prawda. Nie jestem policjantem, tylko cieciem w liceum. Wiem, czujesz się cholernie zawiedziony, nie tylko dlatego, że cię oszukiwałem...
–    Czemu powiedziałeś wszystkim, że jesteś policjantem?- zapytał Kagami, patrząc na niego bez zrozumienia.- Przecież nie musiałeś kłamać...
–    Nie musiałem?- parsknął Aomine.- Nie musiałem, naprawdę? Po tym jak dostałem w końcu pracę i wróciłem do domu, zażartowałem, że jestem policjantem. Wiesz, co zrobił Ryouta? Rozpłakał się! Z pieprzonego szczęścia i z pieprzonej dumy! Zrobił mi teriyaki na obiad, dostałem super wielką porcję i...- Daiki zacisnął lekko wargi.- I super dużo pochwał. Nawet Tetsu mnie pochwalił! Znaczy, jasne... jasne, Tetsu poniekąd zawsze patrzył na mnie z uznaniem, ale wtedy to było co innego! Wtedy oboje byli ze mnie tak cholernie dumni, że zwyczajnie nie miałem serca powiedzieć im, że żartowałem... Więc tak, postanowiłem nie mówić im prawdy, chciałem żyć w tym cholernym kłamstwie do dnia, w którym naprawdę zostanę policjantem... Co niby miałem zrobić, Kagami?- westchnął ciężko, patrząc na niego bezradnie.- Nic mi się w życiu nie udaje... Moi biologiczni rodzice mnie porzucili, ty też mnie nie chcesz, wciąż nie mogę zostać policjantem, chociaż przeszedłem testy już tak wiele razy... Pierwszy raz w życiu udało mi się tak uszczęśliwić moich braci... To też miałem spieprzyć...?
–    Ale z ciebie idiota – mruknął Kagami, podchodząc do niego i niespodziewanie przytulając go do siebie.- Jesteś idiotą, Ahomine. Niczego nigdy nie psujesz! Cały czas możesz zostać policjantem, masz do tego mnóstwo czasu. Może i twoi rodzice rzeczywiście cię porzucili, ale rodzice Kise i Kuroko zaadoptowali cię, dzięki czemu zyskałeś cudowną i kochającą rodzinę. Jeśli chodzi o mnie, to wcale nie tak, że cię „nie chcę”. To, że nie możemy być razem, nie oznacza, że wcale dla ciebie nie istnieję! Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Jestem tu dla ciebie i nie jestem kłamstwem. Bo nie potrzebujesz w swoim życiu kłamstw, prawda?
–    Uch...- Aomine przełknął ciężko ślinę, wczepiając palce w mokrą kurtkę Kagamiego. Odetchnął głęboko, powstrzymując łzy.- Przepraszam...
–    Daj spokój, nie musisz przepraszać.- Taiga odsunął się od niego, nieco zażenowany.- Kurde, ale wypaliłem filozoficzną gadkę, co? Wstyd mi teraz...
–    Taa – westchnął Daiki, zapinając szczelniej kurtkę. Żałował, że musiał odsunąć się od tego jakże ciepłego ciała, bo teraz czuł nieprzyjemny chłód rozchodzący się po jego ciele.- Ale, proszę cię... nie mów Ryoucie i Tetsu, że pracuję w liceum, dobra? Naprawdę nie chcę im teraz dodatkowo łamać serca moją nieudacznością...
–    No cóż, jak wolisz.- Taiga wzruszył ramionami.- Ale mam nadzieję, że wkrótce sam powiesz im całą prawdę.
–    Obiecuję – mruknął Aomine, skinąwszy potulnie głową.
–    No, a tak w ogóle...- Kagami odchrząknął cicho, przecierając usta dłonią i nieudolnie kryjąc uśmiech.- To na pewno dobrze, że sypiasz z licealistą? Wiesz, dzieli was siedem lat różnicy, on jest jeszcze niepełnoletni i takie tam...
–    Ach, zejdź ze mnie...- Daiki poczerwieniał na twarzy.- Ko-koleś sam się przystawiał i... j-jakoś tak wyszło.
–    No spoko, zawsze „jakoś” tak wychodzi, od tego się zaczyna.- Taiga parsknął śmiechem, uderzając go przyjacielsko w plecy.- Ale mimo wszystko miej się na baczności, stary. Jeśli jego rodzice się dowiedzą, pewnie zrobią grubą aferę!
–    Noo... tylko to też zachowaj w tajemnicy, okay?- mruknął Aomine, nieco nadąsany.- To nie jest żaden związek czy coś, ale jeśli Ryouta się dowie, nie da mi spokoju...
–    Możesz na mnie liczyć – zaśmiał się Kagami.- To co, przenosimy się do innego baru? Co prawda jest dość wcześnie, ale w tym tutaj chyba parę osób usłyszało to i owo o... ekhem, „przespaniu się ze sobą” i „one on one”...
–    Cholera, pieprzony Sakurai!- syknął Aomine.- W porządku, przenieśmy się. Ja stawiam...
–    Na to liczyłem!
    Aomine uśmiechnął się nieco niemrawo, mimo wszystko jednak całkiem zadowolony. Nawet jeśli w niesmak mu było nieoczekiwane spotkanie z Sakuraiem, to jednak koniec końców po części dobrze się złożyło.
    Teraz było mu nieco lżej na duszy.


***

    Po zakończonej pracy, równo o godzinie dwudziestej drugiej, Haizaki w końcu mógł zejść z głównej hali i udać się pod prysznic, pod którym spędził przyjemnych dwadzieścia minut. Nienawidził popołudniowych zmian bardziej nawet niż nocnych, ale ponieważ praca była dobrze płatna, nie miał zamiaru dużo narzekać.
    Orzeźwiający prysznic dodał mu nieco sił, które, jak sądził, powinny mu starczyć na dotarcie do domu. Z tego co wiedział, Nijimura również znalazł sobie pracę, ale ponieważ mieściła się ona w sąsiedniej dzielnicy, powrót do domu z całą pewnością zajmie Shuuzou nieco czasu. Dzięki temu Shougo będzie mógł w spokoju i ciszy zjeść kolację, obejrzeć coś w telewizji i położyć się do chwilowo pustego łóżka.
    Minęły trzy dni od jego upojnej nocy z Nijimurą, obaj niezbyt wiele ze sobą rozmawiali. Shuuzou stał się zaskakująco cichy i wciąż wyglądał na zamyślonego, jakby rozpatrywał wiele trudnych spraw. Haizaki jednak na to nie narzekał – on sam zdążył nieco ochłonąć, przestał szukać zaczepek gdzie popadnie i, przede wszystkim, nie prowadził już wojny ze swoim byłym chłopakiem.
    Czuł się trochę tak, jakby mentalnie dorósł.
–    Ach, dobra robota, Haizaki – rozległ się czyjś męski głos od strony drzwi szatni. Shougo, naciągający właśnie spodnie na nogi, spojrzał dość obojętnie na nowo przybyłego.
–    Dobra robota, szefie – odparł.
    Imayoshi Shouichi uśmiechnął się do niego swoim zwyczajowym uśmiechem, nie otwierając przy tym oczy. Poprawił swoje okulary i podszedł do swojej szafki, by również się przebrać. Shougo tymczasem sięgnął po swoje kolczyki, a następnie, pomagając sobie niewielkim lusterkiem zawieszonym po wewnętrznej stronie drzwi jego szafki, zaczął zakładać je kolejno na uszy. Denerwowało go, że musiał ściągać je za każdym razem gdy zaczynał pracę, ale wiedział, że nie może na to narzekać.
–    Hmm, co u ciebie ostatnio słychać, Haizaki-kun?- zagadnął Imayoshi, ściągając z siebie koszulkę.
–    Nic ciekawego – odpowiedział spokojnie Shougo.
–    Och, naprawdę? Od paru dni wydajesz się być jakiś taki niemrawy.
–    To nic takiego – mruknął, zapinając ostatni kolczyk i poprawiając swój T-shirt.- Zwykłe zmęczenie. Od dawna nie wziąłem sobie dnia wolnego.
–    A mógłbyś – westchnął ostentacyjnie Imayoshi.- Co prawda jesteś naszym cennym pracownikiem i dzień bez ciebie byłby kłopotliwy, ale nie chcę, żebyś się przepracował. Och! Wiesz, co jest dobre na zmęczenie? Masaż relaksacyjny całego ciała.
–    Mówi szef?- Haizaki spakował do plecaka swoje ciuchy i zamknął szafkę.
–    Mhm! To prawdziwa, jedyna w swoim rodzaju rozkosz.- Shougo uśmiechnął się dyskretnie pod nosem na zabawne zaakcentowanie ostatniego słowa przez Shouichi.
–    Może kiedyś się skuszę.
–    Jeśli będziesz chciał, możesz śmiało przyjść z tym do mnie, Haizaki-kun.
    Tym razem Shougo zareagował nieco mniej dyskretnie, odwracając się do szafa i przyglądając mu się. Imayoshi uśmiechał się do niego, lecz kiedy ten na niego spojrzał, Shouichi odwrócił głowę, wracając do przebierania się.
–    To zabrzmiało dwuznacznie, szefie – mruknął Shougo.
–    Och, bo miało tak zabrzmieć, Haizaki-kun – odparł Imayoshi.
–    Proponujesz mi...- Haizaki skrzywił się lekko, cmokając.- Proponuje mi pan seks, Imayoshi-san?
–    Niezobowiązujący – potwierdził spokojnie tamten, jakby nie rozmawiali o niczym specjalnym.- Jeśli czujesz, że ci tego potrzeba, możesz się do mnie zgłosić. Nie mam w zwyczaju sypiać z moimi pracownikami, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek.
–    Seme czy uke?
–    Nigdy nie jestem tym na dole.- Imayoshi spojrzał na niego z uśmiechem.
    Haizaki odwrócił się od niego, sprawdzając raz jeszcze, czy spakował wszystko do plecaka. W gruncie rzeczy robił to jednak tylko po to, by dać sobie odrobinę czasu na namysł. Do tej pory nigdy nie sypiał z innym facetem niż Nijimura, nieważne w jakiej konfiguracji. Czuł się więc trochę nerwowo, ale był również odrobinę podekscytowany.
–    To może teraz?- zapytał, spoglądając na szefa.
–    Mieszkasz niedaleko?
–    Nie możemy iść do szefa?
–    Hmm, wybacz, ale mieszkam z moją młodszą siostrą.- Imayoshi poprawił okulary, uśmiechając się.- Jeśli chcesz, możemy iść do Love Hotelu.
    Shougo zawahał się przez moment. Jeśli zaprosi Imayoshiego do mieszkania, możliwe, że natkną się na Nijimurę. Czy na pewno chciał, żeby ich zobaczył? Nie miał zamiaru w jakiś sposób próbować mu zaimponować, czy dogryźć faktem, że sprowadza sobie do domu kochanka, właściwie to nie przeszło mu to nawet przez myśl... ale z drugiej strony, czy nie jest to uciekanie przed sentymentami? Nijimura nie był już jego chłopakiem, dlaczego więc nie mógłby zobaczyć go z innym facetem?
–    Nie, w porządku – mruknął Haizaki, odchrząkując cicho.- U mnie będzie dobrze.
–    Świetnie.- Shouichi znów uśmiechnął się do niego, wciąż nie otwierając oczu.- W takim razie widzimy się przy wejściu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń