[MnU] Odcinek 30

Moda na Uke
Odcinek 30



–    Jestem absolutnie pewien, że ten sweter pasuje do ciebie jak ulał, Shin-chan!- stwierdził z powagą Takao, przyglądając się Midorimie, który wyszedł właśnie z przebieralni z dość niesmaczną miną.- Wierzę, że ten renifer jest odzwierciedleniem twojej duszy.
–    Tsk!- Shintarou rozejrzał się na boki, jakby szukał czegoś czym może rzucić w przyjaciela, niestety nie miał niczego pod ręką, toteż, prychając z niezadowolenia, wrócił do przebieralni, by ściągnąć z siebie zielony sweter przedstawiający wizerunek wesołego renifera o przerażająco wielkim, czerwonym nosie.
    Takao uśmiechnął się, rozbawiony. Powrót do jego dawnych relacji z Midorimą okazał się być zaskakująco odprężającym wyjściem. Co prawda w dalszym ciągu potępiał spotkania Shintarou z Akashim, ponieważ nadal było mu dość ciężko znieść myśl, że jego ukochany ciągnie w nieskończoność ten irracjonalny związek, lecz mimo to dzielnie walczył z duszeniem swoich emocji w sobie i nie próbował wszczynać awantur.
    Obecnie jednak trapiła go najważniejsza sprawa – wyznanie Miyajiego. Kazunari nie mógł długo cieszyć się „wolnością” od problemów, bo, choć bardzo nie chciał nazywać tego w ten sposób, uczucia Kiyoshiego stanowiły poważny problem.
    Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Od ich ostatniego spotkania minęły cztery dni i od tamtej pory mężczyźni ani razu się ze sobą nie skontaktowali. Głucha cisza panująca między nimi zdawała się stanowić rosnącą coraz bardziej przepaść, zmuszającą ich do powolnego oddalania się od siebie.
    Takao zdecydowanie nie chciał psuć relacji między nimi. Miyaji był jego przyjacielem i bardzo mu na nim zależało, ale jeżeli ten był w nim zakochany... co powinien zrobić w takiej sytuacji? Wiedział, że nie kocha Kiyoshiego, jego miłością niezmiennie pozostawał Shintarou... co prawda mógłby ruszyć w końcu na przód i znaleźć sobie kogoś z kim zapragnie dzielić życie, ale czy to na pewno powinien być Miyaji? I czy na pewno kieruje się głosem serca, a nie rozsądku? Jeśli w jakikolwiek sposób skrzywdzi Kiyoshiego – bardziej niż dotychczas – nigdy sobie tego nie wybaczy. Nie chce ranić jego uczuć i go odrzucać, a jednocześnie pragnie go uszczęśliwić...
–    Takao!- westchnął z irytacją stojący obok niego Midorima, poprawiając swoje okulary.
–    Ah!- Kazunari spojrzał na niego z uśmiechem.- To co, kupujesz renifera?
–    Oczywiście, że nie-nodayo*! - warknął, rumieniąc się delikatnie.- Powiedziałem przed chwilą, że możemy iść dalej i poszukać prezentów dla naszych sióstr, ale najwyraźniej bardzo się zamyśliłeś. Coś nie tak?
–    Nie, nie.- Takao pokręcił z uśmiechem głową.- Nie myślałem o niczym konkretnym, po prostu tak się jakoś zaciąłem... No to idziemy! Widziałem w gazetce, że na drugim piętrze w sklepie z biżuterią są fajne promocje, może kupię mojej siostrze jakieś świecidełka.
    Midorima patrzył na swojego przyjaciela z lekkim powątpiewaniem, nie do końca przekonany o tym, że rzeczywiście nie myślał on o „niczym konkretnym”. Chociaż pogodzili się ze sobą na dobre i Shintarou starał się odbudować ich relacje, spędzając z nim nieco więcej czasu, wciąż zdawało mu się, że Kazunari zaprząta sobie głowę jego związkiem z Akashim. Obawiał się, że czarnowłosy pewnego dnia zacznie tylko udawać, że godzi się z obecną sytuacją – o ile już tego nie robił.
–    Zgłodniałem trochę – mruknął Midorima, kiedy wychodzili ze sklepu.- Rozejrzyjmy się za tymi świecidełkami i chodźmy coś zjeść. Ja stawiam.
–    Mhm, w porządku – odparł z uśmiechem Takao, wyciągając z siatki gazetkę centrum handlowego i przewracając jej strony w poszukiwaniu kolejnego sklepu, do którego mieli teraz pójść.- O, zobacz, tutaj są takie ładne bransoletki! Myślę, że Yuzuki się spodobają! A ty już myślałeś nad prezentem dla Yuki-chan*?
–    Lubi malować, więc myślałem nad kupieniem jej jakiegoś zestawu pędzli i farb. Upatrzyła sobie jakiś, na którego oszczędza, więc ją w tym wyręczę.
–    Hmm, dobry pomysł.- Kazunari pokiwał lekko głową.- Jeśli uda mi się dziś kupić prezent dla Yuzu, zostanie mi tylko Kuroko... Ahh, co ja mam mu kupić?- jęknął Takao, przeczesując dłonią włosy.- Co roku dostaje swoje ulubione książki, tym razem chcę kupić mu coś... nie-książkowego!
–    Takao? To chyba twój przyjaciel Miyaji, prawda?
–    Co? Miyaji? Gdzie?- Kazunari poderwał głowę, rozglądając się szybko wokół. Podążył za spojrzeniem zielonych oczu i rzeczywiście dostrzegł wysokiego mężczyznę o ciemnych blond włosach, spoglądającego w ich stronę. Jak się okazało, nie był on on sam – towarzyszył mu Hayama Kotarou.- Kur... kryj mnie, Shin-chan, kryj mnie!- szepnął konspiracyjnie Takao, czując jak jego serce momentalnie zaczyna bić szybciej. Zdecydowanie nie był gotowy na spotkanie ze swoich przyjacielem, zwłaszcza jeśli obok miał być w dodaku Shintarou!
–    Dlaczego? Pokłóciliście się o coś?- zapytał Midorima.
–    Yyy, można tak powiedzieć – odparł wymijająco Takao, rumieniąc się na twarzy.- Wi-widział mnie, no nie?
–    Idą do nas.
–    Cholera!
–    Jeśli nie chcesz z nim rozmawiać, po prostu mu o tym powiedz – westchnął Shintarou, poprawiając swoje okulary.- Albo ja mu to powiem.
–    Och, tylko się nie wtrącaj, okay?- poprosił cicho Kazunari, a potem umilkł pospiesznie, kiedy Miyaji i Hayama stanęli przed nimi.
–    Czy mi się wydaje, czy próbowałeś schować się za Midorimą?- rzucił zaczepnie Kiyoshi, krzyżując na piersiach ręce.
–    Nie no, co ty!- zaśmiał się Takao.- N-nie widziałem cię w ogóle... Cześć, Hayama!
–    Cześć, Takao!- Kotarou uśmiechnął się do niego sympatycznie.- Dobrze cię widzieć w pełni zdrowego!
–    Tylko fizycznie – prychnął Kiyoshi.- Na umyśle jest bardziej chory niż wcześniej.
–    Ee...ehehe...- Hayama podrapał się po głowie, rzucając niezręczne spojrzenie na przyjaciela.- M-my się jeszcze nie znamy, jestem Hayama Kotarou, przyjaciel Miyajiego – przedstawił się pospiesznie, wyciągając dłoń ku Midorimie.
–    Midorima Shintarou – odparł zielonowłosy, uścisnąwszy ją.- Wybaczcie, ale trochę nam się spieszy...
–    Ta, akurat.- Miyaji spojrzał na niego ze złością.- Daruj sobie, nie musicie dyskretnie dawać mi do zrozumienia, że Takao nie chce ze mną rozmawiać.
–    Miyaji...- westchnął cicho Hayama, ciągnąc go lekko za rękaw kurtki.- Daj spokój, my też powinniśmy już iść.
–    Jak długo zamierzasz mnie ignorować?- Kiyoshi zignorował przyjaciela, wpatrując się w Kazunariego.- Nie odzywasz się od czterech dni, a teraz próbowałeś udawać, że nie istnieję. Jeśli tak właśnie chcesz mnie teraz traktować, to usuń mój numer.
–    Co...?- bąknął Takao, patrząc na niego z niedowierzaniem. Poczuł bolesne ukłucie w sercu, które odbiło się również w jego oczach.- N-no weź... co tak ostro...?
–    Pogadajmy na osobności – rzucił Miyaji.- Teraz.
–    Jeżeli Takao nie chce z tobą...- zaczął Midorima.
–    Jesteś ostatnią osobą, która powinna wpierdalać się w nasze sprawy – wycedził Kiyoshi.
–    Rany, przestańcie obaj – westchnął Kazunari.- Shin-chan, rozejrzysz się za prezentem dla Yuki-chan? Zaraz do ciebie dołączę...
–    Hmpf.- Shintarou skrzywił się, po czym bez słowa minął dwójkę przyjaciół. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego z obrotu sprawy, co nieco zasmuciło Takao. Wiedział, że zielonowłosy chciał mu pomóc, i nie czuł się dobrze, zbywając go, ale bardziej nie chciał denerwować Miyajiego odmową. Zwłaszcza, że dopiero co zagroził, że zakończą przyjaźń.
–    To ja skoczę do łazienki – bąknął Hayama, również oddalając się od nich.
    Takao wsunął dłonie do kieszeni i przestąpił z nogi na nogę, próbując przybrać na twarzy chociaż normalny wyraz. Obawiał się jednak, że mimo wszelkich starań, w dalszym ciągu wygląda jak pobity szczeniak.
–    Przepraszam – powiedział Miyaji ku zaskoczeniu Takao.
–    Ech?- bąknął czarnowłosy, wpatrując się w niego ze zdziwieniem. Kiyoshi westchnął ciężko, drapiąc się po głowie.
–    Przepraszam za to, co ci powiedziałem i... za tamten pocałunek – mruknął, wciskając dłonie w kieszenie kurtki.- To było głupie z mojej strony, nie powinienem był tego robić.
–    Ach, więc teraz mi powiesz, że to był żart...- wymamrotał Kazunari, odwracając od niego twarz.
–    Skąd – odparł z zaskoczeniem jego przyjaciel.- Dlaczego miałbym to robić? Nawet jeśli nie planowałem tamtego, nazwijmy to, „wyznania”, to i tak w końcu wyszło na jaw co do ciebie czuję. Nie mam zamiaru teraz tego cofać.
–    Więc dlaczego to ty przepraszasz?- nie rozumiał Takao.
–    Bo przez tę nagłą akcję przestałeś się w ogóle odzywać – odpowiedział, wzdychając.- A przed chwilą próbowałeś zniknąć, nie zaprzeczysz temu. Wiem, o czym myślisz, Takao.- Miyaji spojrzał na niego z powagą.- Jesteśmy teraz w podobnej sytuacji co ty i Midorima. Doskonale rozumiesz moje uczucia i zgaduję, że cholernie cię to męczy, bo nie chcesz, żebym cierpiał tak jak ty. Ale wyluzuj, nie jestem porąbany, nie mam zamiaru zabić się, bo mnie nie kochasz.
–    Uch...- Takao powstrzymał się od wywrócenia oczami. Wyglądało na to, że od tej pory nie obejdzie się bez takich kąśliwych zaczepek ze strony Kiyoshiego.
–    Nie wiesz co masz zrobić, prawda?
–    A ty byś wiedział?- mruknął Kazunari.- Zależy mi na tobie, Miyaji. Z jednej strony chciałbym sobie kogoś w końcu znaleźć, ale z drugiej nie mogę obiecać, że będziemy ze sobą na dobre i na złe. Nie przestałem kochać Shintarou, i raczej nigdy się to nie zmieni. Nie mam zamiaru wykorzystywać cię jako zastępczego faceta... Ale skoro jesteś we mnie zakochany, to jak powinienem cię traktować, żeby nie zadać ci bólu?
–    Bólu?- Miyaji uniósł lekko prawą brew.- Nie całujesz się z nikim na moich oczach, z tego co mi wiadomo to nawet z nikim jeszcze nie spałeś... nie robisz nic, co mogłoby mnie naprawdę boleć, prócz obecnego ignorowania mnie.
–    Ale... ciągle mówiłem ci o moich uczuciach do Shintarou...- wyjąkał Takao.- Kiedy teraz o tym pomyślę, czuję się strasznie głupio... To tak, jakby on opowiadał mi o tym jak bardzo kocha Akashiego.
–    A co mnie to obchodzi?- Kiyoshi uśmiechnął się lekko.- Coś takiego nie może mnie boleć, a co najwyżej irytować. Poza tym, mimo wszystko zależało mi na twoim szczęściu, więc to nie tak, że nie mogłem tego znieść. Nawet jeśli nie byłem w stanie ci pomóc czy odpowiednio cię pocieszyć, cały czas liczyłem na to, że jakoś ci się ułoży. Dopiero ta twoja próba samobójcza...
–    Błagam, nie mów o niej nikomu – powiedział Takao, patrząc na niego bezradnie.- To był największy błąd w moim życiu, dostałem już nauczkę od ciebie, nie chcę, żeby jeszcze Shintarou albo Tetsuya zaczęli mnie za to nienawidzić.
–    To nie tak, że cię za to nienawidzę... Co prawda tak właśnie powiedziałem, no ale nie mówiłem serio. Chodziło mi po prostu o to, że jestem wściekły za tę akcję, to wszystko.
–    Jeszcze raz przepraszam...- mruknął Kazunari.
–    W porządku, teraz mamy inny priorytet to wyjaśnienia – westchnął Miyaji.- Kocham cię, Takao. Już od dawna, może nawet dłużej niż ty kochasz Midorimę. Nie oczekuję od ciebie niczego, rozumiesz? Nie mam też zamiaru na siłę cię w sobie rozkochiwać, czy w jakikolwiek sposób wzbudzać poczucie winy za to, że pragnę czegoś więcej niż przyjaźni. Nie chcę psuć naszych relacji, więc ani się waż proponować mi związek, jeżeli nie jesteś na sto procent pewien, że mnie kochasz. To jest moja zasada i tego się trzymam, jasne? Jeśli mam z kimś być, to uczucie ma być po obu stronach. Jeśli zakochasz się w kimś innym, nie bój się mi o tym powiedzieć, bo od tego jestem, żeby cię wysłuchać. Nie będę miał ci za złe, że to znowu nie byłem ja, albo że wybierasz kogoś innego, choć wiesz, co do ciebie czuję. Masz być wolnym człowiekiem i podejmować decyzje podług tego, co czujesz ty, a nie inni. Rozumiemy się?
–    Uhm... chyba tak.- Takao skinął głową.
–    Chyba?- warknął Miyaji, ciskając mu wrogie spojrzenie.
–    To znaczy tak, proszę pana!- rzucił pospiesznie Kazunari.- Wszystko zrozumiałe!
–    I masz się zachowywać przy mnie normalnie, tak?
–    Tak.- Kazunari znów skinął mu głową.- Znaczy... postaram się. Na początku może być z tym trochę kiepsko.
–    Taa, sam się będę musiał przyzwyczaić – westchnął Miyaji, drapiąc się po głowie.- Jeśli będziesz mnie dalej ignorował, to cię zabiję, jasne? A teraz wracaj do Midorimy, bo chyba się trochę wkurzył. Nie, żeby mi było jakoś specjalnie przykro z tego powodu...- dodał do siebie pod nosem.
–    Jakoś go udobrucham – zaśmiał się Kazunari.- No to... do zobaczenia, Miyaji. Poproś Hayamę, żeby też się do mnie wkrótce odezwał.
–    W porządku. Trzymaj się, ofermo.
    Blondyn odprowadził wzrokiem swojego przyjaciela, dopóki ten nie zniknął gdzieś wśród kolorowego tłumu. Westchnął ciężko, wywracając oczami, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku łazienki, gdzie Kotarou już na niego czekał.
    Naprawdę nienawidził problemów sercowych.

***

    Od dobrych kilku dni włoskie pizze stały się najczęstszym posiłkiem Aomine i Kuroko. Ponieważ żaden z nich nie miał ani czasu, ani specjalnych zdolności kulinarnych, nawet nie zabierali się za próbę ugotowania normalnego domowego obiadu, a skupili się na zamawianiu jedzenia prosto do domu.
    Szybko, łatwo i smacznie, jak lubił powtarzać Daiki.
    Tego dnia on i Kuroko spędzili większość dnia w szpitalu wraz z ich bratem Ryoutą. Wrócili do domu dopiero pod wieczór, po drodze zakupując w pizzerii ulubioną kolację. Rozsiedli się wygodnie w salonie, spędzając wspólnie czas na kanapie przed telewizorem, choć Tetsuya sporo uwagi poświęcał również swojej komórce.
–    Z kim tak piszesz, co?- zagadnął go Aomine między jednym kęsem pysznej pizzy a drugim.
–    Z Ryuotą – odparł Kuroko.
    Ciemnoskóry uśmiechnął się lekko pod nosem. Domyślał się, że Kise, nawet jeśli leżał teraz w szpitalu, był wręcz wniebowzięty obecnym kontaktem z ukochanym młodszym braciszkiem. Zdaniem Aomine nawet Tetsuya całkiem ochoczo smsował z Ryoutą, co do tej pory raczej się nie zdarzało. Cieszył się, że ich kontakt znacznie się poprawił.
–    I o czym mu piszesz?- zapytał, uśmiechając się łagodnie i spoglądając na błękitnowłosego, który w skupieniu wciskał klawisze małej klawiatury, nie odrywając spojrzenia od ekranu.
–    Że życzę mu smacznej szpitalnej papki, a my jemy jego ulubioną pizzę – odpowiedział spokojnie Kuroko.- No i rzucam mu spoilery z „Seme życia”.
–    A-aha...- bąknął Daiki, czując wyraźnie, że urokliwy czar braterskiej miłości właśnie prysł niczym mydlana bańka.- Uhm... pozdrów go ode mnie chociaż.
–    Mhm.
    Aomine przełknął ostatni kęs swojej pizzy i sięgnął właśnie po szklankę zimnej coli, kiedy w rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi. Ponieważ Tetsuya udawał, że zbyt pochłonęło go pisanie do brata, Daikiemu pozostawało albo zignorować gościa, albo łaskawie go powitać. Ostatecznie zdecydował się zrobić to drugie, by przy okazji, wracając później do salonu, zahaczyć o łazienkę.
    Jak zrozumiał chwilę później, zdecydowanie dobrze postąpił.
–    Prze-przepraszam, Aomine-san!- wyjąkał Sakurai Ryou, spinając się, gdy tylko zobaczył u progu ciemnoskórego.
–    Ryou?- Daiki wpatrzył się w niego z niedowierzaniem, po czym zerknął pospiesznie na korytarz. Upewniając się, że Kuroko go nie zobaczył, wyszedł na zewnątrz i spojrzał ze złością na nastolatka.- Co ty tu, do cholery robisz? Skąd masz mój adres?!
–    Z-ze szkoły, przepraszam...
–    Kto ci go niby podał?!
–    N-nikt – jęknął Sakurai, plącząc nerwowo palce obu dłoni.- S-sam... sprawdziłem sobie, kiedy... kiedy nikogo nie było w pokoju nauczycielskim...
–    Ty chyba jesteś obłąkany – sapnął Aomine.- Nie możesz mnie tutaj, kurwa, nachodzić! Chyba już ci coś powiedziałem, prawda?! Spieprzyłeś mi już dzisiaj spotkanie z Kagamim, a teraz co? Chcesz mnie jeszcze skłócić z bratem? Wypieprzaj stąd, Sa...!
–    Proszę, przepraszam, proszę, po-posłuchaj mnie!- wyjąkał Ryou, chwytając go pospiesznie za koszulkę.- Błagam, Aomine-san! J-ja... ja przyszedłem przeprosić! Nie chciałem cię z-zdenerwować, przysięgam, przepraszam! M-miałeś rację... kiedy mówiłeś, że cię śledziłem... W-wiedziałem, że spotkasz się z nim w tym barze...Po prostu... kiedy was zobaczyłem, chwilowo przestałem nad sobą panować i... i wszedłem do środka... Przepraszam, miałeś rację! Ja to zaplanowałem, bo... bo kocham cię, Aomine-san... Jesteś dla mnie całym światem! Wiem, że nic do mnie nie czujesz, a-ale ja... ale ja chciałbym mieć cię tylko dla siebie...
–    No cóż, sorry, ale to niemożliwe – warknął Aomine.- Idź do domu i więcej się tu nie pokazuj, jasne?
–    Aomine-san, błagam!- Sakurai spojrzał na niego ze łzami w oczach.- Błagam, nie zostawiaj mnie... Proszę, przepraszam! J-ja... ja się zmienię, obiecuję! Tylko pozwól mi nadal przychodzić do ciebie na przerwach... błagam, Aomine-san...
–    Nie – powiedział dobitnie Daiki.- To już zachodzi za daleko, Ryou! Zaczynasz mieć na moim punkcie jakąś chorą obsesję! Łączył mnie z tobą tylko seks, jasne? Na niczym innym mi nie zależało i to się nigdy nie zmieni! Jesteś całkiem sympatyczny i momentami słodki, ale poza twoim tyłkiem i ustami, którymi nieźle obciągasz, nie chcę nic. NIC, rozumiesz?
–    Rozumiem!- jęknął Ryou.- Rozumiem, Aomine-san... więc proszę, przepraszam, daj mi szansę! Tylko seks, nic więcej! Przysięgam, że nigdy już nie zaingeruję w twoje życie prywatne! Nawet jeśli prześpisz się z kimś innym, t-to... to nie będę narzekał... Tylko proszę, nie odtrącaj mnie tak zupełnie...
    Aomine westchnął ciężko, przeczesując dłonią włosy i patrzą bezradnie na chłopaka. Poniekąd było mu trochę żal biedaka. Był w nim tak samo zakochany jak on w Kagamim, z tym, że dzieciak nie potrafił panować nad emocjami i zbyt jawnie wyrażał swoją zazdrość. Był jeszcze młody, więc zapewne potrzebował czasu, by poukładać sobie swoje uczucia...
    Co miał zrobić? Lubił uprawiać z nim seks, było to dla niego poniekąd pocieszenie i sposób na to, by przestać myśleć o Kagamim. Jednocześnie jednak bał się, że Ryou znów zacznie za bardzo zagłębiać się w tę relację i oczekiwać czegoś więcej. Co, jeśli jego mała obsesja przerodzi się w coś poważniejszego? Co, jeżeli nigdy nie przejdzie mu to uczucie, którym obecnie darzył Daikiego? Może z tego wyjść nie lada problem, zwłaszcza jeśli mały postanowi zemścić się, gdy Aomine w końcu przestanie mieć na niego chęci.
–    To nie będzie trwało wiecznie, Ryou...- mruknął Aomine.- Możliwe, że już za miesiąc postanowię skończyć te stosunki między nami na dobre.
–    W porządku!- wykrzyknął z płaczem Sakurai.- W... w porządku, Aomine-san! Na-nacieszę się tobą przez ten czas, tylko... przepraszam... proszę...
–    Zastanów się czy przepraszasz czy prosisz – westchnął ciężko Daiki, wywracając oczami.- Wracaj do domu. I więcej tu nie przychodź, rozumiemy się? Moi bracia nie wiedzą, że posuwam nastolatka, a co gorsza, nie wiedzą, że jestem cieciem w liceum! Jeśli piśniesz im choć słówko, to pożałujesz! Nie życzę sobie, żebyś w jakikolwiek sposób kontaktował się z moją rodziną!
–    Rozumiem...- szepnął Sakurai, ocierając pospiesznie łzy.- Dziękuję, A-Aomine-san... Prze... przepraszam, kocham cię...
–    Tylko seks – mruknął Aomine, przecierając dłonią kark.- Kiedy będę chciał z tym skończyć, też dasz sobie spokój. A teraz zjeżdżaj.
    To mówiąc, odwrócił się od chłopaka i wszedł z powrotem do domu, zamykając za sobą drzwi. Dla pewności zerknął jeszcze przez wizjer, a widząc odchodzącego Sakuraia, odetchnął z ulgą. Prawda była taka, że poniekąd miał do niego słabość, nie tylko ze względu na dobry seks – lubił jego szczupłe i drobne ciało, wielkie orzechowe oczy i to oddanie, z jakim Ryou trwał u jego boku. Być może to właśnie to sprawiało, że Daiki czuł się przy nim po prostu kochany.
    A, choć ciężko było mu się do tego przyznać, to właśnie miłości brakowało mu w życiu najbardziej.





•    nie-nodayo ---> po namyśle stwierdziłam, że właściwie w oryginale Midorima kończy zdania jakimś słowem i „doczepionym” do tego „-nodayo”, więc postanowiłam w taki właśnie sposób zapisywać niektóre jego słowa, jeżeli nie dodaję zamiast tego pełnego „nanodayo”.
•    Co do sióstr Midorimy i Takao – niezależnie od opowiadania zawsze będę używać imion Yuzuki i Yukinaru, ale równocześnie nie oznacza to, że prace będą ze sobą powiązane xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń