[MnU] Odcinek 37

Moda na Uke
Odcinek 37



    Takao nie pamiętał już, kiedy on i jego przyjaciel Kuroko spotkali się ostatnio na przysłowiowych ploteczkach przy piwie. Telefon od błękitnowłosego nieco go zaskoczył, ale skoro Tetsuya proponował spotkanie, to Kazunari nie śmiał mu odmówić, zwłaszcza, że wciąż aż za dobrze pamiętał, jak bardzo ucierpiała ich przyjaźń przez jego egoistyczne poczynania, mające miejsce w czasach, kiedy jego życiem rządziła depresja z powodu relacji jego i Midorimy.
    Na spotkanie postanowił się przygotować i zadbać o każdy szczegół. Shintarou ten czwartkowy wieczór spędzał na praktykach w szpitalu ojca, więc całe mieszkanie mieli dla siebie. Kazunari uszykował dla nich cały sześciopak piwa oraz przekąski, a na czterdzieści minut przed pojawieniem się Kuroko zamówił dla nich pizzę. Kiedy więc punktualnie o piętnastej Takao otworzył drzwi, u progu zobaczył zarówno swojego przyjaciela, jak i dostawcę.
–    Mam nadzieję, że nie jadłeś jeszcze obiadu, bo właściwie to nie pomyślałem o tym, żeby dać ci znać, że zamawiam żarcie – rzucił Kazunari, odbierając pizzę i wręczając niskiemu mężczyźnie odliczone pieniądze.
–    Nawet nie myślałem o jedzeniu – odparł Kuroko, wzruszywszy lekko ramionami. Powiesił kurtkę na wieszaku, a buty odłożył obok szafki, zamiast nich wsuwając na nogi domowe kapcie, które przygotował dla niego przyjaciel.
–    Więc sprawa jest aż tak poważna?- Takao zamknął za sobą drzwi i uśmiechnął się do niego lekko, choć w sercu poczuł lekki niepokój. Tetsuya nie wyglądał za dobrze. Wydawał się być nieco blady i niewyspany, a przede wszystkim odrobinę ponury. Wyraźnie nie miał humoru.
–    Owszem – odpowiedział po prostu, ruszając do salonu.
    Czarnowłosy udał się za nim. Odłożył kartonowe płaskie pudło na stół, a potem udał się do kuchni i wyjął z lodówki piwo. Przeniósł je do salonu i usiadł na kanapie obok Kuroko, który bez słowa otworzył puszkę i upił z niej dwa solidne łyki.
–    Gdzie Midorima-kun?- zapytał Tetsuya, rozglądając się, jakby dopiero teraz zauważył, że są w mieszkaniu sami.
–    Na dyżurze w szpitalu.- Takao wzruszył ramionami.- Powiedział, że wróci późno, więc mamy dużo czasu. Jeśli chcesz, możesz też zostać u nas na noc – dodał, spoglądając mu znacząco w oczy, by dać do zrozumienia, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to ukryje go przed światem choćby na cały rok.
    Kuroko w końcu przywołał na twarzy uśmiech – nieco zmęczony, ale szczery. Takao natychmiast odpowiedział tym samym. Tetsuya zrozumiał przekaz, więc nie będzie się powstrzymywał przed zdradzeniem mu nawet najgorszych szczegółów z tego, co miał do powiedzenia.
    A z pewnością chodziło o coś bardzo ważnego – Kazunari odczytał to z wyrazu jego twarzy.
–    No, w takim razie bez pośpiechu – zadecydował, otwierając kartonowe pudełko. Im oczom ukazała się gorąca, smakowicie pachnąca pizza.- Możemy rozmawiać, jedząc, a potem zaczniemy topić smutki w alkoholu. Dobry plan?
–    Nie wiem czy dobry, ale na pewno przekonujący – mruknął w odpowiedzi Tetsuya, zabierając kawałek pizzy i odgryzając kęs. Westchnął lekko, rozkoszując się smakiem roztopionego sera oraz pysznego sosu.- Sprawa jest poważna.
    Ponieważ Kuroko powiedział to, nie przełknąwszy nawet jedzenia, Kazunari mógł odebrać to jako kolejny dowód na to, że rzeczywiście nie jest zbyt kolorowo, a jego przyjaciel nie na same „ploteczki” przyszedł. Porzucił więc swoje zwyczajowe pozytywne i żartobliwe nastawienie, patrząc z powagą na Tetsuyę.
–    Chodzi o Ryoutę?- zapytał.
–    Nie.- Kuroko pokręcił przecząco głową.- Ryouta-kun czuje się dobrze. Chodzi o Daikiego. Ale spokojnie, nie zdarzył się żaden wypadek, ani nic podobnego – dodał od razu, a Kazunari z niejaką ulgą skinął głową.
–    No to opowiadaj – polecił.
–    Gdybym tylko wiedział, od czego zacząć...- Tetsuya skrzywił się lekko.- Mam wrażenie, że moje życie stanowczo za bardzo zaczyna przypominać „Seme życie”. Czuję się zupełnie jak Alfredo...
    Takao nie miał pojęcia kim jest Alfredo, ponieważ już dawno przestał być na bieżąco z serialem, do którego grał openingi i czasem endingi, jednak z powagą pokiwał głową, mając nadzieję, że Kuroko i tak wytłumaczy swoją sytuację. Jednak pytanie błękitnowłosego, które zadał zamiast tego, zupełnie zbiło go z tropu:
–    Takao-kun, czy Midorima-kun zwierzał ci się ze swoich romansów?
–    Eee... z czego?- palnął odruchowo Kazunari, potrząsając głową.
–    Przepraszam, może nie powinienem o to pytać – westchnął z zażenowaniem Tetsuya, przecierając dłonią kark. Odgryzł kolejny kawałek pizzy, a kiedy przeżuł go i przełknął, ciągnął dalej:- Midorima-kun pewnie nie opowiadał ci o swoich przygodach ze względu na uczucie, którym go darzysz.
–    Co to ma do rzeczy?- Nie rozumiał Takao. Zmarszczył lekko brwi, wpatrując się w niego.- Daiki spał z Midorimą?
    Kuroko spojrzał na niego niepewnie, zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł, by opowiedzieć mu o tym, co usłyszał od Akashiego. Zadzwonił do Takao i spotkał się z nim prawie spontanicznie, po prostu potrzebował porozmawiać z kimś zaufanym, z kim mógłby na spokojnie przemyśleć całą sytuację. Oczywiście, zawsze mógł liczyć na pomoc Seijuurou, ale znał jego nawyki żartowania na temat sposobu, w jaki mógłby go pocieszyć. Co prawda sytuacja była teraz poważniejsza i zapewne Akashi zachowywałby się z taktem, ale mimo wszystko Tetsuya potrzebował opinii kogoś postronnego, kto najprawdopodobniej nie miał o niczym pojęcia.
    Wezbrawszy się w sobie i zaczerpnąwszy głęboko powietrza, opowiedział Kazunariemu o kolacji u Akashiego. Wyjaśnił, czego dowiedział się o Midorimie i Kagamim – jak się poznali i jak zaczęli ze sobą niezobowiązująco sypiać – oraz wyjawił długo skrywane uczucia Aomine do Taigi. Przedstawił mu także rozmowę, którą przeprowadził z bratem poprzedniego wieczora, powiedział o tym, jak do późnej nocy leżał w łóżku, gdy sen nie nadchodził, i rozmyślał nad wszystkim, zastanawiając się, co począć. Takao słuchał go w milczeniu, nie przerwał mu ani razu, choć jego mina wyrażała zdziwienie pomieszane momentami z przerażeniem. Wyglądało też na to, że stracił apetyt, ponieważ przestał jeść swój kawałek pizzy.
–    Shintarou nawet słowem mi o tym nie wspomniał – wyszeptał, kiedy Kuroko zakończył swój monolog ciężkim westchnieniem.- Wiesz, do tej pory sądziłem, że w jego życiu zawsze liczył się tylko Akashi. Jeśli, jak mówisz, miało to miejsce przeszło rok temu, to...- Kazunari pokręcił z niedowierzaniem głową.- Nie rozumiem... Shintarou nie wiedział wtedy o tym, że go kocham. Sądziłem, że mówił mi o wszystkim...
–    Może nie chciał, żebyś miał o nim złe zdanie – odparł łagodnym tonem Kuroko.- Jesteś przecież jego najlepszym przyjacielem. Na pewno nie chciał, żebyś krzywo patrzył na to, co robi...
–    Och, tak czy tak już wtedy krzywo patrzyłem na jego romans z Akashim – rzucił z niesmakiem czarnowłosy.- W sumie... może właśnie dlatego wolał mi nie mówić o innych romansach... Ale Kagami?- Spojrzał z niedowierzaniem na Tetsuyę.- I to w dodatku na MOIM koncercie?! Niech mnie piorun trzaśnie, jeśli jeszcze raz kiedykolwiek dam mu bilet...
–    Daj spokój, nie mogliśmy o tym wiedzieć – powiedział Kuroko jakby na pocieszenie, ale Takao już zaczął kręcić głową.
–    Mówiłem mu o Kagamim! Mówiłem mu, że jest strażakiem, i że się w tobie zakochał, i że właśnie zaczęliście być parą! Pozostał niewzruszony, powiedział po prostu „to fajnie”!
–    Możliwe, że go za bardzo nie pamiętał, może nazwisko nic mu nie mówiło, a zorientował się dopiero, kiedy nas razem zobaczył.
–    To dlaczego mi nie powiedział?- naciskał dalej Kazunari.- Mógł rzucić coś w stylu „Ej, Takao, temu Kagamiemu od Kuroko to ja się kiedyś dałem przelecieć!”. Co za cholerny dupek! Gdyby od samego początku był ze mną szczery, nie byłoby całej tej chorej sytuacji i nikt by nie cierpiał!
–    Chyba źle mnie zrozumiałeś...- zaczął Kuroko z lekkim niepokojem.- Nie powinniśmy obwiniać Midorimy-kun, on naprawdę niczemu nie zawinił. Tu chodzi o uczucia Daikiego-kun do Kagamiego-kun.
–    Och, wiem, przepraszam, po prostu...- Kazunari machnął z westchnieniem ręką.- Wybacz, napad frustracji... Po prostu czuję się kiepsko z myślą, że twój chłopak sypiał kiedyś z Shintarou... Ale masz rację, ważniejszy problem to jest teraz z decyzją, co zrobić dalej. Myślałeś nad tym?
–    I to całkiem sporo.- Tetsuya wzruszył ramionami.- Z jednej strony chciałbym być dalej z Kagamim-kun. Nasz związek układa się naprawdę dobrze, rzadko kiedy się o cokolwiek sprzeczamy, dobrze się dogadujemy. Jest we mnie taki zakochany, ale jednocześnie nie próbuje wokół mnie skakać jak piesek i jest taki...- Kuroko zamilkł, szukając odpowiedniego słowa.- No wiesz... męski. Podoba mi się i chyba zacząłem się do niego przywiązywać, ale miłością tego nie nazwę. Z drugiej strony zaś sytuacja Daikiego-kun – kocha Kagamiego-kun, ale on nie kocha jego. Szanse na to, że będą razem są niewielkie, a Daiki-kun upiera się, że nie przeszkadza mu nasz związek i liczy na to, że dalej będziemy szczęśliwi. Ale jak mam być szczęśliwy z myślą, że jestem z kimś, kogo on tak kocha?
–    Daiki nigdy nie kochał naprawdę, w ten romantyczny sposób...
–    Otóż to.- Kuroko spojrzał na niego, wdzięczny za zrozumienie.- Kłócę się sam z sobą, bo nie wiem, czy mam posłuchać go i sprawić, że Kagami-kun będzie szczęśliwy, czy pójść za głosem serca i „odstąpić mu go”... W końcu nie zdążyłem jeszcze pokochać Kagamiego-kun – dodał nieco ponuro.
–    Kiedy tak o tym pomyślę, to wydaje mi się, że to tak jakby na jedno wychodzi – zaczął ostrożnie Takao, odkładając kawałek pizzy, którego i tak nie miał ochoty jeść. Zamiast tego otworzył swoją puszkę piwa i upił kilka łyków.- Bo wiesz, jeśli odejdziesz od Kagamiego, zrobisz to dla Aomine. I jeśli zostaniesz z Kagamim, to też zrobisz to dla Daikiego...
–    Chyba masz rację...- mruknął w zastanowieniu Tetsuya.- Tak, na to wygląda... Daiki-kun chce, żebym był z Kagamim-kun, bo wtedy będzie szczęśliwy. Zależy mi na moim bracie znacznie bardziej niż na Kagamim-kun, nie będę tego ukrywał... Ale jeśli mam z nim być, wiedząc, że jest prawdopodobnie jedyną osobą, którą pokochał Daiki...- Kuroko pokręcił z westchnieniem głową.- Nie wiem, Takao-kun. Nie wiem, co mam robić.
–    Obawiam się, że tej decyzji nikt nie może za ciebie podjąć – mruknął współczująco Kazunari. Przysunął się do Kuroko i objął go ramieniem.- Wiesz, wydaje mi się jednak, że Daiki patrzy na to zza różowych okularów. Jeżeli rzeczywiście kocha Kagamiego, to znaczy, że obserwował was przez jakiś czas. Być może wydaje mu się, że jesteście w sobie bez pamięci zakochani, a tymczasem prawda jest trochę inna. Mam na myśli to, że uczucie, jakim darzysz Kagamiego, nie jest jeszcze miłością, choć Daiki tak zapewne sądzi. Może właśnie dlatego chce, żebyś dalej z nim był. Ale jeśli zrozumie, że nie kochasz Kagamiego, to może... no wiesz.- Takao wzruszył ramionami.- Ty i Ryouta jesteście oczkiem w jego głowie. Myślę, że mimo wszystko najbardziej zależeć mu będzie na twoim szczęściu. Nie wiem, czy to ci ułatwi podjęcie decyzji, ale uważam, że powinieneś zrobić krok w kierunku tego własnego szczęścia. Zastanów się, co cię bardziej uszczęśliwi, a potem powiedz o tym Aomine. Może z początku wyda się być zagniewany, albo smutny, ale gdy zobaczy, że naprawdę nie opłakujesz swojego losu i uśmiechasz się mimo braku faceta u boku, to zrozumie. Choć no, nie ukrywam, że Kagami to niezłe ciacho – dodał, krzywiąc się lekko.- Przepraszam, musiałem.
    Ku jego zaskoczeniu Tetsuya roześmiał się cicho, kręcąc głową. Upił kilka łyków swojego piwa, jego twarz wydawała się być o wiele spokojniejsza i bardziej zrelaksowana, niż wcześniej.
–    Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć, Takao-kun – powiedział, patrząc na niego z wdzięcznością.
–    Och, no jasne!- wykrzyknął czarnowłosy, rumieniąc się lekko na usłyszany komplement.
–    Tylko nie obrastaj przez to w skowronki – dodał Kuroko z chłodnym błyskiem w oku.- Nadal mam w pamięci twoje humorki.
–    Och... jasne...- Tym razem Kazunari pokiwał tylko smętnie głową, ale po chwili uśmiechnął się do przyjaciela i sięgnął po naruszony wcześniej kawałek pizzy. Jego apetyt wrócił równie nagle, co znikł.
    Wyglądało na to, że będzie musiał przeprowadzić z Midorimą poważną rozmowę, ale to i tak na razie musiało zaczekać.

***

    Aomine był na siebie niewyobrażalnie wściekły.
    Bał się spojrzeć w oczy Tetsuyi, bał się odebrać telefonu od Kagamiego, kiedy dzwonił do niego tego ranka – miał ochotę rozwalić własny pokój, przywalić porządnie Akashiemu za to, że nie trzymał języka w gębie, ale przede wszystkim żarliwie pragnął pozbyć się tego uczucia, którym darzył Kagamiego.
    Dochodziła godzina siedemnasta, kiedy wysiadł z autobusu na przedmieściach i ruszył pustą ulicą pod górę, między ogrodzeniami, za którymi pyszniły się małe i duże domki. Wszystkie były urządzone w japońskim stylu, ale nie trudno było zauważyć, że urządzono je na bogato.
–    Cholerna dzieciarnia, za dobrze mają z rodzicami...- warczał pod nosem Daiki, kopiąc ze złością leżący na brzegu asfaltowej ulicy kamyk. Nierówny okrąg potoczył się, podskakując, do zielonego krzaka nieopodal, z którego wychynął nagle szary kot, miaucząc głośno w oburzeniu.
    Aomine nie zwrócił na niego uwagi. Zerknął ponownie do telefonu, w skrzynce odbiorczej odszukując wiadomość z przesłanym niegdyś adresem. Upewnił się, że znalazł się w dobrej okolicy, a potem zaczął szukać właściwego domu.
    Oto i on. Nie tak tradycyjny, jak pozostałe, ponieważ miał zwykłe otwierane drzwi a nawet żaluzje w oknach, ale wyglądał równie schludnie i elegancko, co pozostałe. Zadbany trawnik wokół niego i rozważnie przystrzyżone krzaki róż pięknie prezentowały się na tle jego blado-kremowych ścian.
    Daiki nie przejmował się, że przybył z niezapowiedzianą wizytą – nie przejmował się nawet tym, kto może mu otworzyć drzwi, ani tym, że posesji może pilnować wściekły pies. Był pewien, że żadne stworzenie na ziemi nie jest w stanie dorównać mu teraz poziomem wściekłości, to też śmiało otworzył uliczkę i, trzasnąwszy nią, ruszył do drzwi.
    Zadzwonił dwa razy, mocno naciskając przycisk i sapiąc głośno, by trochę się uspokoić. Wziął głęboki oddech, bo słyszał gdzieś kiedyś, że coś takiego pomaga, ale na niego najwyraźniej ta sztuczka nie działała – nadal buzowała w nim energia, nadal miał ochotę wyżyć się na Akashim i sprać z niego ten wredny, pełen wyższości uśmieszek, który sobie wyobrażał.
    Och, jak bardzo chciałby zobaczyć teraz zapłakaną i poobijaną twarz Seijuurou...
–    Ech? Aomine-san?- Nawet nie zauważył kiedy drzwi otwarły się, a przed nim stanął Sakurai. Miał na sobie zwykłe szare dresy i zwykłą koszulkę z logo jakiegoś międzymiastowego maratonu.
–    Cześć, Ryou – rzucił nieco ostrzej, niż zamierzał.- Mogę?
–    T-tak, przepraszam!- Sakurai zarumienił się mocno, przepuszczając go pospiesznie w drzwiach.
    Aomine wszedł do środka i przełknął ciężko ślinę, rozglądając się wokół po wszechobecnym luksusie. Znalazł się w przestronnym holu wyłożonym panelami z ciemnego drewna, o kremowo-beżowych ścianach. Po jego prawej stronie, nieco na wprost stał niski stolik z ozdobnym wazonem przypominającym misę, w którym posadzono białe kwiaty, których nazwy oczywiście nie znał. Dalej na prawo ciągnęły się łagodnym łukiem schody o biało-złotej poręczy, prowadzące na piętro. Nad nimi wisiał równie złoty żyrandol. Dalej na prawo zobaczył drzwi do łazienki, jednak były uchylone, więc – na szczęście – nie mógł zobaczyć jak była urządzona. Jeszcze dalej znajdowały się kolejne drzwi, te zaś prowadziły do salonu, na co wskazywała widoczna biała kanapa oraz kominek.
–    Rozgość się, proszę, przepraszam – mruknął Sakurai, zerkając nerwowo w kierunku schodów.- Chcesz coś do picia? A może jesteś głodny?
–    Nie – warknął trochę nieprzyjemnie, a potem, przeklinając się w duchu, ponownie wziął głęboki oddech i, wypuściwszy go powoli, raz jeszcze powtórzył, tym razem spokojnym i łagodnym tonem:- Nie, dziękuję.
–    Dobrze...- Sakurai uśmiechnął się do niego lekko, plącząc ze sobą dłonie i uciekając na bok wzrokiem.
–    Twoi rodzice są w domu?- mruknął Daiki.
–    N-nie...- Chłopak potrząsnął głową.
–    Masz jakichś gości?
–    Też nie...
–    To coś taki spięty?- zapytał Aomine, marszcząc brwi.
–    Uhm...- Ryou objął się ramionami, przygryzając lekko wargę.- P-pierwszy raz jesteś w moim domu, Aomine-san... N-nie spodziewałem się ciebie tak nagle... przepraszam!
–    Co, waliłeś sobie?
–    N-nie! Przepraszam!
–    Za to akurat nie musisz przepraszać...- westchnął ciężko Daiki, zrzucając z nóg buty i przewieszając kurtkę na wieszaku.- No? Gdzie twój pokój? Chcesz, żebym tu tak stał w nieskończoność?
–    N-nie, proszę, chodź ze mną!- wykrzyknął pospiesznie, ruszając schodami na górę.
    Aomine nie śmiał nawet dotknąć złotej poręczy, tak bardzo wydawała mu się ona być droga. A jeśli zrobi coś nie tak i przypadkiem spadnie? Co, jeśli jest zrobiona z prawdziwego złota i będzie musiał wybulić za nią grubą kasę? Ze swojej marnej pensji szkolnego ciecia nie byłby w stanie spłacić takiego wydatku, a nie miał zamiaru obciążać dodatkowo Kise.
    Sakurai poprowadził go korytarzem wyłożonym miękkim dywanem aż do jednych z białych drzwi, które jako jedyne były otwarte – zapewne przez to, że chłopak nie zamknął ich, kiedy schodził, by otworzyć niespodziewanemu gościowi. Teraz wprowadził do niego Aomine i pospiesznie rzucił się na leżący na łóżku album, wrzucając do niego rozsypane luzem zdjęcia i czerwieniąc się przy tym mocno. Wrzucił wszystko pod łóżko, odchrząkując i siadając na nim. Wpatrzył się wyczekująco w Aomine, który z przesadnie obojętną miną rozglądał się wokół.
    Sypialnia Sakuraia była ogromna, znacznie większa niż pokoje Kise i Aomine, gdyby je połączyć razem. Pod ścianą po prawej stronie stały regały z książkami oraz biurko, przed nimi, pośrodku pokoju stało wielkie łóżko z szafkami nocnymi i lampkami po obu stronach. W ścianie naprzeciwko drzwi trzy wielkie okna wychodziły na ogród, pod nimi zaś ustawiono dużą kanapę i dwa fotele, oraz niski stolik.
    Aomine przetarł twarz dłonią, czując się nieco przytłoczony tą ogromną przestrzenią. Podszedł do Sakuraia i usiadł obok niego z ciężkim westchnieniem. Ryou spojrzał na niego bacznie, zagryzając wargę. Ośmielił się położyć dłoń na udzie Daikiego i lekko ją pomasować.
–    C-coś się stało, Aomine-san?- zapytał cicho.- Przepraszam, ale... kiedy wysyłałem ci mój adres, mówiłeś, że nigdy ci się do niczego nie przyda, bo... bo moi rodzice mogliby się o nas dowiedzieć...- Zarumienił się, wypowiadając ostatnie słowa szeptem.
–    Ta, wiem – skłamał. Tak naprawdę nie pamiętał ani słowa z tamtej rozmowy, pamiętał jedynie, że pewnego razu po całkiem dobrym szybkim numerku w jego kanciapie Sakurai przesłał mu smsem swój adres.- Chciałem ci zrobić niespodziankę.
–    Zrobiłeś!- zapewnił żywo Sakurai, nerwowo kopiąc stopą album pod łóżkiem, który jednym rogiem spod niego wystawiał. Kiedy zniknął mu z oczy, odetchnął cicho.- A... przyszedłeś tak po prostu, żeby mnie odwiedzić...?
–    No, nie do końca – mruknął Aomine, pocierając dłonią kark. Czuł zażenowanie, ale był pewien swojej decyzji oraz tego, że i tak nie miał innego wyjścia, jeśli chciał ratować związek Kuroko i Kagamiego.
–    Czyli jednak coś się stało? Przepraszam...
–    Nie, to też tak nie do końca... ech, słuchaj, Ryou...- Daiki westchnął ze zrezygnowaniem i spojrzał na niego. Objął go ramieniem, przyciągając do siebie jego szczupłe ciało. Sakurai nie omieszkał skorzystać z okazji i ochoczo przylgnął do niego, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej i unosząc głowę, by móc patrzeć mu w oczy.- Ehm... chciałem cię o coś zapytać.
–    Tak?- Sakurai przesunął dłonią po jego torsie, mrużąc oczy. Wyczuwał doskonale naprężone mięśnie, rozpoznawał każdy z nich i zdawał sobie sprawę z tego, że ciało Aomine staje się coraz silniejsze od codziennych ćwiczeń. Przygryzł wargę, zastanawiając się, jak one wyglądają. Uwielbiał widok łopatek Daikiego, uwielbiał widok jego umięśnionych ud i ramion (szczególnie, kiedy mógł przypatrywać się im podczas intensywnych zbliżeń), a teraz mimowolnie pragnął zdjąć z niego ubrania i przyjrzeć się im tutaj, na swoim własnym łóżku.
–    Popatrz na mnie – poprosił Aomine.
    Sakurai posłusznie oderwał wzrok od jego klatki piersiowej i spojrzał na niego niewinnymi oczami. Daiki przyjrzał mu się uważnie. Ryou był ładny – nie przystojny, jak to mógł być facet, ale ładny. Miał gładką, czystą cerę, duże brązowe oczy i czuprynę tego samego koloru włosów. Miał szczupłe, giętkie ciało, które podobało się Aomine, a także sporą ochotę na ciemnoskórego – co jeszcze bardziej przypadało mu do gustu. Nie wiedział, czy Ryou był w nim zakochany, czy po prostu zafascynowany jego osobą, zdawał sobie też sprawę z tego, jak podle się zachowuje, wykorzystując jego uczucia, ale...
    Podjął decyzję. Lubił Ryou, nawet jeśli czasem go wkurzał. Bywały momenty, kiedy był słodki, jeszcze częściej kiedy był seksowny, zwłaszcza gdy wypinał się ku niemu, patrząc na niego wyczekująco zamglonymi oczami i dysząc w zniecierpliwieniu, zawsze taki nienasycony, zawsze gotowy zaspokoić potrzeby Aomine.
    Może, jeśli się postara... Może się uda?
–    Ryou...- zaczął, przeczesując dłonią jego włosy i gładząc palcami jego policzek.- Chcesz być ze mną na poważnie?
–    Ech?- Sakurai, który skupił się na ciepłym dotyku jego dłoni, nie od razu zrozumiał, o co mu chodziło. Spojrzał na niego pytająco.
–    Pytam, czy chcesz... no wiesz, chodzić ze mną.- Aomine wzruszył ramionami.- Czy chcesz być moim chłopakiem, umawiać się ze mną na poważnie. Nie tylko seks, ale też uczucie.
–    Co?!- Sakurai momentalnie odsunął się od niego na wyciągnięcie ramion.- O czym ty...? Mówisz poważnie, Aomine-san?!
–    No tak...- westchnął z zażenowaniem Daiki.- Pytam poważnie...
–    Och...!- Z gardła Sakuraia wyrwało się coś na wzór urywanego szlochu. Chłopak zakrył usta dłońmi, ze łzami patrząc na Aomine. Przez chwilę nie poruszył się, nie powiedział nic – a potem ze śmiechem zarzucił ręce na jego ramiona i przytulił się do niego mocno.- Och, Aomine-san, przepraszam! Jestem taki szczęśliwy! Nie mogę uwierzyć, że naprawdę chcesz ze mną być! Kocham cię, Aomine-san! Kocham cię! Kocham cię! Kocham cię!
–    Taa, wiem...- zamruczał Daiki, obejmując go i gładząc delikatnie po plecach. Nagle Sakurai wydał mu się tak kruchy i delikatny, że miał ochotę wyskoczyć przez okno za to, jak właśnie go potraktował, bez jego świadomości.- Dzięki, Ryou.
    Sakurai odsunął się od niego kawałek i uśmiechnął się do niego, siadając mu okrakiem na kolanach. Zagryzł wargę, otaczając dłońmi jego twarz, po czym złożył na ustach Daikiego zaskakująco czuły pocałunek.
–    Jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi – wyszeptał w jego usta, pogłębiając pieszczotę.- A będę jeszcze szczęśliwszą, jeśli będziemy się teraz kochać, Aomine-san. O-oczywiście, ciebie też uczynię takim szczęśliwym, przepraszam!- dodał pospiesznie, rumieniąc się.
    Aomine mimowolnie uśmiechnął się. Przesunął dłonie z jego pleców na pośladki, wyczuwając pod dresem ciepło jego ciała. Przysunął usta do jego szyi, po czym delikatnie zacisnął zęby na wrażliwej skórze.
–    Czemu nie – wyszeptał.- Jeśli sądzisz, że potrafisz, spraw, bym był najszczęśliwszą osobą na ziemi, Ryou.
    Sakurai westchnął drżąco, wsuwając dłoń w granatowe włosy Aomine, kiedy ten ustami pieścił szyję i obojczyk młodszego chłopaka. Odrzucił głowę, czując radosne uniesienie, zupełnie jakby on i Daiki mieli kochać się po raz pierwszy.
    Bo w istocie, dla Ryou miał być to pierwszy raz – nienazwany „seksem”, „rżnięciem”, ani żadnym innym mniej lub bardziej wulgarnym określeniem. Teraz to była miłość.
    Oto więc nadeszła tak długo oczekiwana przez niego chwila, kiedy miał uprawiać miłość – z tym, którego tak szalenie kochał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń