[MnU] Odcinek 39

Moda na Uke
Odcinek 39


    Kuroko wrócił do domu cały roztrzęsiony.
    Mimo tego, jak bardzo był przerażony, chciał uciec pospiesznie do swojego pokoju i zamknąć się w nim na resztę dnia, ale okazało się, że Kise nie zdążył jeszcze wyjść na spotkanie z Oikawą, wobec czego błękitnowłosy zastał go w domu – i w dodatku praktycznie wpadł na niego tuż za progiem drzwi.
–    Tetsucchi, co ty... co ci się stało?!- wykrzyknął Ryouta, patrząc na niego z przestrachem.- Co... ktoś cię napadł?!
    Tetsuya chciał odpowiedzieć mu, zaprzeczyć, uspokoić starszego brata i zapewnić, że już jest dobrze – ale nie był w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Nawet jeśli otworzył usta, z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Zamknął je więc, tak bezużyteczne w tej chwili, i po prostu z drżącym westchnieniem oparł czoło o klatkę piersiową blondyna. Kiedy Kise przytulił go do siebie, otaczając ciepłymi i troskliwymi ramionami, w których Kuroko tak wiele razy w życiu odnalazł ukojenie, coś pękło w nim i mężczyzna w końcu rozpłakał się, przytulając do brata i wczepiając palce w jego koszulkę.
–    Tak się bałem...- załkał cicho.- Tak bardzo się bałem, Ryouta...
–    Ćśś – szepnął Kise, uspokajająco gładząc go po włosach.- Już dobrze, braciszku, już jesteś w domu. Spokojnie, nic nie mów, ja tu jestem.
    Kuroko przytulił się do niego mocno, zapominając na chwilę, że Ryoutę czasami wciąż pobolewały żebra. Nic nie mógł jednak na to poradzić, potrzebował go, po raz kolejny w życiu tak bardzo potrzebował mieć go przy sobie. Wiedział, że może mu zaufać, wiedział, że przy nim może poczuć się bezpiecznie.
    A teraz bardzo, ale to bardzo tego pragnął.
    Nie zorientował się nawet, kiedy Kise poprowadził go do salonu i posadził na kanapie. Nie było go przy nim dwie, może trzy sekundy, a chwilę później opatulał go troskliwie kocem. Kiedy Kuroko uchylił jego rąbka drżącą dłonią, Ryouta natychmiast zrozumiał i okrył także siebie, pod kocem odnajdując dłoń Kuroko i chwytając ją delikatnie, lecz stanowczo.
–    Spokojnie, Tetsuya, nic nie mów – powiedział kojącym głosem, obejmując go i kładąc jego głowę na swoim ramieniu. Oparł policzek o miękkie błękitne włosy i przymknął oczy.- Oddychaj powoli, ja nigdzie nie pójdę. Cały czas tu będę, więc uspokój się, odetchnij...
    Kuroko pokiwał lekko głową, pociągając nosem. Przez myśl przeszło mu, że Kise jak zawsze potrafi go zaskoczyć. Z energicznego i pozytywnego starszego brata, który ma lekkiego bzika na jego punkcie, z faceta, który piszczy na widok pająków i robaków, który bywa fochliwy i humorzasty – w jednej chwili potrafił stać się prawdziwym, twardym i stanowczym mężczyzną.
    Tetsuya również był mężczyzną. Był nim i czuł się nim. Ale po prostu w tamtym momencie, kiedy dopiero co udało mu się uniknąć gwałtu... nie był w stanie powstrzymać łez i drżenia, nie mógł tak po prostu unieść dumnie podbródka i pokazać, że go to nie rusza.
–    Przepraszam...- mruknął cicho, kiedy w końcu upewnił się, że odzyskał głos. Nadal wtulał się w brata jak dziecko w ojca, ale nie obchodziło go to. Po stracie rodziców Ryouta i Daiki stali się jego zastępczymi rodzicami. Dla niego nie miało znaczenia, że zachowuje się przy nich niemęsko.- Nie chciałem cię przestraszyć... To limo wygląda chyba gorzej, niż sądziłem.
–    Co się stało?- zapytał Kise, odsuwając się na tyle, by móc spojrzeć na brata. Kuroko westchnął, ocierając twarz dłońmi. Odchrząknął, by nabrać nieco siły głosowi.
–    To Kagami-kun...- powiedział.
–    Kagami ci to zrobił?- zapytał Ryouta grobowym tonem. Patrzył na Tetsuyę poważnym wzrokiem.- Dlaczego?
–    Bo z nim zerwałem – odparł cicho Kuroko.
    A potem opowiedział Kise o swojej rozmowie z Daikim, a później z Takao. O tym, jak rozmyślał nad podjęciem decyzji i w końcu postanowił pójść za głosem serca – i jak skończyło się to w mieszkaniu Kagamiego. Głos mu się załamał, kiedy doszedł do najgorszego momentu, ale udało mu się skończyć swoją opowieść aż do momentu, gdy dotarł do domu i wpadł na blondyna.
    Ryouta nie przerywał mu ani razu, emocje zdawał się trzymać za maską nieporuszenia, ale kiedy Tetsuya skończył, zacisnął wargi w wąską linię.
–    Pożałuje tego – powiedział cicho, niemal złowieszczo.- Jak tylko wróci Daiki, to...
–    Nie mów Daikiemu!- przerwał mu Tetsuya, patrząc na niego z lękiem.- Proszę cię, Ryouta, on nie może wiedzieć!
–    Jak to „nie może wiedzieć”?- powtórzył z niedowierzaniem Kise.- Przecież to nasz brat, a ta sprawa w dużej mierze dotyczy jego! Prędzej czy później i tak się dowie, jeśli nie od nas, to od Kagamiego. Lepiej chyba, żeby dowiedział się od nas, prawda?- spytał znacząco.- Oboje znamy jego temperament, więc uda nam się na czas nieco go ostudzić. Gdyby to Kagami mu powiedział, pewnie byłoby gorzej.
–    Nie chcę, żeby Daiki-kun czuł się winny...- westchnął błękitnowłosy.
–    Cóż, sądzę, że nawet jeśli obudzi się w nim poczucie winy, to minie sporo czasu, zanim przebije się przez gruby mur wściekłości.- Kise skrzywił się lekko.- Sam z chęcią poszedłbym teraz do Kagamiego i obił mu tę zarozumiałą mordę.
–    Nie panował nad sobą...
–    Chyba nie będziesz próbował go teraz usprawiedliwiać?- fuknął na niego starszy brat.- Nie obchodzi mnie, że w ostatniej chwili Kagami się opamiętał! Nie wybaczę nikomu, kto próbuje cię skrzywdzić!
–    Mimo to, wstrzymajmy się zanim powiemy Daikiemu-kun...
–    Tetsucchi...- Kise spojrzał na niego łagodnie.- Jeśli się wstrzymamy, to zrobimy dokładnie to samo, co on w sprawie swoich uczuć do Kagamiego. Złościłeś się na niego, bo ci nie powiedział czegoś tak ważnego, a teraz sam nie chcesz tego zrobić?
–    Ale to dla jego dobra – westchnął Kuroko.- Nie chcę, żeby to w jakiś sposób wpłynęło na jego uczucia do Kagamiego-kun...
–    Daikicchi też tego nie chciał – mruknął Ryouta.
    Kuroko zdał sobie sprawę z tego, że jego brat ma racje. Aomine nie powiedział mu o tym, że kocha Kagamiego, ponieważ nie chciał, żeby Tetsuya z góry przekreślał go i nawet nie spróbował się w nim zakochać. Jeśli Kuroko zrobi teraz to samo, wcale nie będzie lepszy.
–    A gdzie on w ogóle jest?
–    Wysłałem go na małe zakupy po pracy.- Ryouta wzruszył lekko ramionami.- Powinien niedługo wrócić. Zostań tu, zaparzę nam herbaty, dobrze?
–    Ale jesteś umówiony z Oikawą-kun...- zaczął oponować Kuroko, ale Kise machnął lekceważąco ręką.
–    I tak mieliśmy się spotkać tylko na godzinkę, czy dwie. Zadzwonię do niego i powiem mu, że jednak nie dam dzisiaj rady.
–    Przepraszam, nie chciałem psuć ci planów...
–    Nie denerwuj mnie, Tetsucchi...- westchnął Kise, kręcąc głową i wymykając się spod koca. Udał się do kuchni, by wstawić wodę i uszykować czajniczek do zaparzania herbaty.- A może masz ochotę na kąpiel?- krzyknął do brata.
–    Chyba się przyda – odparł nieco ciszej Tetsuya, choć wyczulony słuch Ryouty i tak wychwycił jego słowa.
    W istocie, kiedy Kise wspomniał o kąpieli, Kuroko zdał sobie sprawę z tego, że wręcz żarliwie jej potrzebuje. Czuł pot na skórze, miał wrażenie, że całe jego ciało, a w szczególności miejsca, których dotknął Kagami, oblepione są brudem, które ciężko będzie mu zmyć. Na samo wspomnienie tamtej chwili przez jego kręgosłup przechodził nieprzyjemny dreszcz, po którym zaczął trząść się nieznacznie pod kocem.
    Próbował zacisnąć powieki i odegnać to uczucie, ale gdy tylko to robił, stawał przed nim obraz rozjuszonego Taigi, który szybkimi szarpnięciami rozbierał go. Kuroko był boleśnie świadom rozerwanego guzika od spodni i nieznacznie podartej na brzuchu koszulki.
    Dlaczego to się stało? Przecież Kagami, którego znał, nie był taką osobą. Był opiekuńczy ale nie tak przewrażliwiony na tym punkcie co Ryouta, był kochany, momentami nawet uroczy, kiedy rumienił się, próbując powiedzieć Tetsuyi, że kocha go, czy że chciałby go przytulić, albo pocałować – te z pozoru proste i niewinne rzeczy wprawiały go w zakłopotanie, zupełnie jakby uważał, że to, iż pragnie przytulenia, może się wydać niemęskie. Potrafił być delikatny, gdy wymagała tego sytuacja, ale i dziki, kiedy oboje tego pragnęli.
    Co więc się wydarzyło? Co sprawiło, że Taiga zachował się w ten sposób?
–    Tetsuya!- Z zamyślenia wyrwał go głos Kise. Kuroko drgnął nerwowo, unosząc głowę i patrząc na zatroskanego blondyna stojącego przed nim.- Chodź, najpierw się wykąpiesz. Herbata zaczeka.
    Kuroko bez słowa skinął głową i odsunął od siebie ciepły koc. Poczuł dojmujący chłód na ciele i mimowolnie spojrzał na swoją kurtkę, którą Ryouta niedawno z niego ściągnął, nim nakrył go kocem. Nie było jednak sensu jej przecież zakładać.
    Poszedł za bratem na piętro i wszedł do łazienki. Okazało się, że Kise napuścił już do wanny gorącą wodę i uszykował niskie krzesełko, gąbkę oraz mydło w myjce.
–    Przyniosę ci czyste ubrania, zaraz wrócę.
    Tetsuya skinął głową, choć dopiero po chwili dotarł do niego sens słów blondyna. Stanął bezmyślnie pośrodku łazienki, obejmując się ramionami, nie mając pojęcia czy rozebrać się już, czy zaczekać za bratem.
    Kise zjawił się po krótkiej chwili z ciepłym dresem w dłoniach. Na widok bezradnego Kuroko serce mu się krajało, troska i miłość walczyły z prawdziwą żądzą mordu na Kagamim. Uśmiechnął się uspokajająco do Tetsuyi, pomagając mu się rozebrać.
–    Wykąpiemy się razem!- oznajmił radośnie.- Jak za dawnych czasów.
–    Chyba jesteśmy na to za starzy – mruknął Kuroko, ale ponieważ nie zaprotestował bezpośrednio, Kise tylko wzruszył ramionami.
    Ciepła woda ze słuchawki prysznicowej przyniosła Kuroko chwilowe ukojenie – gdy tylko woda przestała lecieć, znów poczuł, że zaczyna marznąć. Kise namydlił dłonie i rozprowadził pianę po jego ciele, pomagając sobie także gąbką. Wziął również drugą, gumową z „kolcami” i teraz masował nią plecy Tetsuyi, który z westchnieniem przymknął oczy.
–    Za niecały miesiąc święta – powiedział Ryouta, chcąc odciągnąć brata od przykrych myśli.- Wiesz, zastanawiałem się, jak w tym roku je urządzimy. Do tego czasu zdam prawo jazdy, więc sami będziemy mogli przywieźć sobie choinkę. Może w tym roku Akashicchi da się namówić i ją z nami ubierze?
–    To tak, jakbyś miał nadzieję, że polubi święta – odparł Kuroko z lekkim uśmiechem. Wiedział, jak bardzo jego czerwonowłosy przyjaciel nie znosił świąt. Może i był w stanie przyjechać do nich i zjeść z nimi kolację, podzielić się prezentami i obejrzeć film, ale zdecydowanie nie miał zamiaru mieszać się w świąteczny nastrój.
–    Racja... Pewnie będzie się zapierał jak kot przed kąpielą – westchnął ciężko Kise, biorąc szampon i, wylawszy go odrobinę na dłoń, zaczął wmasowywać ją w błękitne włosy brata.- W sumie to nawet przypomina kota z tymi swoimi oczami...- Nagle znieruchomiał, marszcząc w zastanowieniu brwi.- Czy on zawsze miał jedno oko złote?
–    Twierdzi, że tak – odparł Kuroko, powoli się rozluźniając.- Ale mnie się wydaje, że kiedyś miał oboje oczu czerwone. Chociaż nie pamiętam dokładnie.
–    Przyjaźnicie się ze sobą całkiem długo, prawda?
–    Od ośmiu lat – przytaknął Tetsuya.
–    A z Takaocchim?
–    Od trzech.
–    Może jego też... chociaż nie.- Kise skrzywił się lekko.- Wątpię, żeby zgodził się spędzić z nami święta, jeśli będzie Akashicchi.
–    Takao-kun i tak chyba spędzi święta z rodziną – odparł Tetsuya.- Jak większość naszych znajomych. Planowałeś jeszcze kogoś zaprosić?
    Kise wzruszył lekko ramionami. Nie tak dawno przeszło mu przez myśl, że dla niego będą to także pierwsze święta bez Kasamatsu. Yukio od trzech lat je z nimi spędzał. Odruchowo chciał zadzwonić do niego i zaprosić go już teraz, ale w porę przypomniał sobie, że mężczyzna z pewnością już ma plany.
–    Rozmawiałeś już o tym z Akashicchim?- zagadnął Ryouta.
–    Jeszcze nie, ale i tak jestem pewien, że nie będzie próbował szukać sobie zajęcia. Wie, czym to grozi.
    Ryouta uśmiechnął się lekko, słysząc ten znaczący ton w głosie Kuroko. Kiedy jego młodszy brat po raz pierwszy zaprosił na święta Seijuurou, był bardzo zaskoczony. W końcu takie dni spędza się z rodziną, nie z przyjaciółmi. Ale zarówno on, jak i Daiki, szybko zrozumieli, że dla Tetsuyi Seijuurou jest prawie tak ważny jak oni. Poza tym błękitnowłemu bardzo zależało, by Akashi miał prawdziwe święta, a nie takie jak w jego dzieciństwie – za granicą z ojcem w interesach, albo ze służbą w swym domu w Kioto.
    Zasiedli właśnie w wannie pełnej gorącej wody, kiedy z dołu dobiegł ich trzask drzwi. Kise spojrzał porozumiewawczo na Kuroko, a ten westchnął cicho, obejmując ramionami kolana.
–    Mocno widać?- zapytał cicho.
    Ryouta przyjrzał się jego limu. Skóra pod prawym okiem napuchła i przybrała delikatnie fioletowego odcieniu. Oczywiście, że było mocno widać. Nie wyglądało to może tak przerażająco jak na filmach akcji, ale dla Kise nie miało to znaczenia. Twarz Tetsuyi nie powinna tak wyglądać.
–    Trochę – odparł, wzruszając ramionami. I tak wiedział, że Kuroko mu nie uwierzy.
–    Ryouta!- nawoływał z dołu Aomine.- Jesteś?!
–    W łazience!- odkrzyknął Kise. Dostrzegł w oczach młodszego brata przebłysk niepokoju, więc uśmiechnął się do niego krzepiąco.- Spokojnie, Daikicchi przecież nie popędzi do niego jak rozszalały byk.
–    Pamiętasz co zrobił ze starszakami, kiedy w gimnazjum zabrali mi portfel?
    Kise przełknął nerwowo ślinę.
–    Był nieco zbyt narwanym nastolatkiem...- mruknął na jego usprawiedliwienie.
–    A teraz jest nieco zbyt narwanym dorosłym.
–    Jest policjantem – zauważył Ryouta, chwytając jedyną deskę ratunku.- Wie, co mu grozi za... rzeczy, które ewentualnie zrobiłby Kagamiemu.
–    Jeszcze się tam pięknisz?- Głos Aomine rozległ się tuż za drzwiami łazienki.- Nie idziesz na wybieg, tylko do miasta! Dalej, bo mi się sikać chce.
–    Możesz wejść, siedzimy w wannie.
–    Yyy...- Cisza zapadła w łazience na krótki moment.- Tam jest Oikawa?
–    Nie, Tetsucchi!- fuknął Kise, rumieniąc się intensywnie.
–    Tetsu?- zdziwił się Aomine, otwierając w końcu drzwi. Na widok swoich braci siedzących naprzeciwko siebie w wannie, aż zaniemówił. Powiódł spojrzeniem od jednego do drugiego, próbując zrozumieć co się dzieje. Zauważył, że Kuroko na niego nie patrzy. Najwyraźniej wciąż był na niego zły.- Cóż, nie będę wam...
–    Możesz do nas dołączyć – powiedział Ryouta.- Będzie zabawniej.
–    Może lepiej nie...- zaczął ciemnoskóry nieco zrezygnowanym tonem, zerkając na Tetsuyę, jednak coś w jego zachowaniu powstrzymało go przed wyjściem.
    Gdyby Kuroko po prostu na niego nie patrzył, to byłoby jedno. Ale on usilnie wgapiał się albo w Kise, albo w ścianę po swojej prawej stronie. W dodatku wyglądał na podenerwowanego, jakby zwyczajnie bał się spojrzeć Daikiemu w oczy. Kiedy Aomine spojrzał pytająco na drugiego brata, w jego oczach dostrzegł tylko chłód i zrezygnowanie.
    Już wtedy wydawało mu się, że zaczyna rozumieć. Wszedł do łazienki powolnym krokiem i zbliżył się do wanny. Widział, jak Kuroko zaciska drżące wargi i odwraca głowę jeszcze bardziej w kierunku ściany. Ale i tak nie był w stanie odwlec tego, co było nieuniknione.
    Daiki bez słowa chwycił jego podbródek i pociągnął w swoją stronę. Mimo tego Kuroko nadal nie śmiał na niego spojrzeć.
    Limo pod jego okiem nie było wielkie, ale i tak odbijało się wyraźnie na bladej twarzy. Nie pasowało do niej, zdawało się być nienaturalne.
    Aomine nie musiał pytać, co się stało. Od razu zrozumiał, że się spóźnił. Kuroko podjął decyzję i postąpił po swojemu, Daiki nie zdążył nawet powiedzieć mu, że znalazł sobie chłopaka. Było już za późno.
    Bardziej, niż sądził.
–    Kagami chciał go skrzywdzić – powiedział cicho Kise.- Ale w ostatniej chwili się powstrzymał i Tetsuya uciekł.
–    Mhm.- Aomine pokiwał lekko głową, dalej przyglądając się podbitemu oku brata. Był zupełnie spokojny, nawet nie zacisnął ust, ale to jeszcze bardziej niepokoiło Kuroko.- Nie przeszkadzajcie sobie, wrócę za godzinę.
–    Nie!- Tetsuya szybko chwycił go za rękaw, w końcu patrząc w jego oczy. Na widok strachu wypełniającego jego spojrzenie, Daiki poczuł szarpnięcie w sercu.- Zostań w domu, Daiki – poprosił cicho Kuroko.- Nie chcę zostawać sam... Nie dziś.
–    Ryouta z tobą zostanie – mruknął ciemnoskóry.
–    Ale ja chcę, żebyś ty został – odparł Kuroko.
    Kise nie czuł się urażony, wiedział, że Tetsuya chciał po prostu wpłynąć na decyzję Aomine. Blondyn przypatrywał się przybranemu bratu i widział w jego oczach, że przechodzi wewnętrzny spór. Widać było, że z jednej strony chce zostać przy Kuroko, a z drugiej pragnie dokonać zemsty na tym, kto go zranił.
    W końcu Daiki delikatnie wyswobodził się z jego uścisku i wyszedł z łazienki, nic nie mówiąc. Ryouta zerknął na młodszego brata z lekkim niepokojem, ale uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. Nim jednak którykolwiek z nich zdążył się odezwać, z pokoju Aomine dało się słyszeć potężny łomot, na odgłos którego oboje aż podskoczyli w wannie.
–    Sprawdzę, co się stało – powiedział cicho Kise, wstając pospiesznie.
    Kuroko ani myślał zostawać sam w wannie. Również podniósł się, a kiedy oboje z Ryoutą opatulili się ręcznikami i wyszli na korytarz, zobaczyli Aomine, wychodzące ze swojego pokoju. Był tak spokojny, jak dopiero co w łazience.
–    Ktoś zamawiał kubek gorącej czekolady?- zapytał, spoglądając na nich bez emocji.- Bo idę do kuchni sobie zrobić.
    Kise i Kuroko nie bardzo wiedzieli jak się zachować, obaj więc skinęli tylko głowami, odprowadzając wzrokiem ciemnoskórego, kiedy szedł korytarzem i po chwili skręcił, by zejść po schodach na dół. Tetsuya spojrzał bezradnie na blondyna, ale ten tylko z westchnieniem wzruszył ramionami.
–    Ubierzmy się i chodźmy na dół – powiedział.
    Tak też zrobili. Oboje przebrali się w ciepłe grube dresy i zeszli do kuchni, skąd już docierał do nich pyszny zapach gorącej czekolady. Aomine właśnie zalał kubki mlekiem i zamieszał w nich łyżeczką. Na widok braci skinął głową w kierunku salonu.
–    Zaraz leci ten wasz pokręcony serial – mruknął.- Włączyłem już telewizor.
–    Będziesz oglądał z nami?- zapytał Kise z uśmiechem, chcąc spróbować rozładować napięcie.
–    I tak nie mam dziś nic więcej do roboty – odparł, otwierając szafkę obok lodówki i wyciągając z niej opakowanie ciastek oraz dużą paczkę chipsów. Rzucił je bratu, a ten złapał słodkości w locie i ruszył w kierunku kanapy.
    Kuroko stał niepewnie przy drzwiach, przyglądając się ciemnoskóremu. Daiki jeszcze przez chwilę nie odzywał się do niego, zajęty słodzeniem ostatniego kubka gorącej czekolady, ale kiedy wrzucił już łyżeczkę do zlewu, skinął dłonią na młodszego brata.
–    Chodź do mnie – powiedział cicho.
    Tetsuya nie kazał sobie drugi raz powtórzyć. Podszedł do Aomine i przytulił się do niego, ostatkiem sił woli powstrzymując się przed kolejnym napadem płaczu. Zamknął oczy, mocno zaciskając powieki i wciągnął w nozdrza znajomy zapach.
    Nikt nie miał prawa mówić, że Daiki nie jest jego prawdziwym bratem.
–    Przepraszam – szepnął do jego ucha Aomine, a Kuroko w odpowiedzi jęknął żałośnie, kręcąc głową.- Obiecuję, że już nikt nigdy nie podniesie na ciebie ręki. Nieważne w jakiej sprawie.
    Tym razem skinął głową, by dać mu znać, że rozumie. Chciał dodać, że go kocha, ale wiedział, że nie musiał tego robić – nie musiał wypowiadać na głos tego, co przecież właśnie zadeklarował Daiki. Już sama jego obecność przy Kuroko była dowodem na to, jak mocno byli ze sobą związani.
–    Jesteś cały, poza podbitym okiem?- Aomine musiał zadać pytanie, które nie dawało mu spokoju. Widząc, że Tetsuya, odsunąwszy się nieco od niego, uśmiecha się lekko i kiwa głową, odetchnął z ulgą.- Dobrze. To najważniejsze. Zostanę dzisiaj z wami, ale jutro jadę do Kagamiego, jasne?
–    Zanim to zrobisz, porozmawiamy?- Kuroko spojrzał na niego bacznie.- Nie chcę, żebyś działał pochopnie, Daiki-kun...
–    Jeśli będziesz czuł się na siłach, by mi wszystko wyjaśnić, to oczywiście.- Ciemnoskóry pokiwał głową.- Ale nieważne, co powiesz, i tak mu przywalę. Od ciebie zależy tylko, ile razy.- Wzruszył ramionami.
    Tetsuya uśmiechnął się mimowolnie, a potem pokiwał na zgodę głową. Wolałby, żeby obeszło się bez rękoczynów, ale wiedział aż za dobrze, że to było niemożliwe. Sam przecież jako pierwszy uderzył Taigę, i to tylko dlatego, że zaprzeczył więzi Aomine i Kuroko.
–    Chodź, dołączmy do Ryouty, zanim zeżre nam wszystkie ciastka – westchnął ciężko Daiki, chwytając kubki w dłonie i ruszając do salonu.
    Kuroko posłusznie udał się za bratem, również wzdychając. Choć spotkało go tego dnia tyle przykrych rzeczy, to jednak cieszył się, że pogodził się z Aomine i miał teraz u swego boku obu braci, gotowych wspierać go zawsze, w każdej chwili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń