[MnU] Odcinek 43

Moda na Uke
Odcinek 43



    To był jeden z pierwszych grudniowych wieczorów, mniej więcej o godzinie siedemnastej, kiedy Aomine Daiki z niemałym zaskoczeniem zorientował się, że po raz pierwszy w życiu ma chłopaka.
    Leżał właśnie na miękkim łóżku Sakuraia, opierając się wygodnie o puchate poduchy i grając na jego nowoczesnym telefonie w jakąś strzelankę. Zabił kilku zombie, i właściwie skupiał się na wbiciu kolejnego poziomu w grze, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę wbija poziom swojemu chłopakowi, a nie sobie.
    To było dla niego nowe, dość dziwne uczucie. Oczywiście, wcześniej zdarzało mu się umawiać czy to z dziewczynami, czy z chłopakami, ale żadnego z nich nie uważał za „swojego”. Właściwie to Ryou był pierwszą osobą w całym jego życiu, którą poprosił o chodzenie.
–    Hmm – mruknął do siebie, marszcząc lekko brwi i zabijając kolejnego zombie, który rzucił się właśnie na jego postać.
–    Ech?- Sakurai, który siedział obok niego po turecku, również oparty o poduszki, spojrzał na niego pytająco. Zajęty był odrabianiem lekcji, lecz zmysły miał tak wyczulone, iż reagował na każdy dźwięk wydobywający się z ust Daikiego.
–    Nie, nic – odparł tamten, kręcąc lekko głową.
–    A-ah, przepraszam...- powiedział cicho Sakurai, rumieniąc się lekko, po czym wrócił do zadania z matematyki.
    Aomine zerknął na niego z ciekawością. Zastanawiał się, czy Ryou również czuje się tak dziwnie ze świadomością, że on, Aomine Daiki, jest jego chłopakiem. Czy w ogóle myśli o tym, że zostali parą, i że SĄ parą? Że od teraz teoretycznie powinni być sobie wierni i dbać i troszczyć się o siebie nawzajem?
    Daiki skrzywił się lekko. Do tej pory nie troszczył się o nikogo prócz swoich braci i, ewentualnie, Kagamiego. Nie był pewien, czy da sobie radę w trosce o Ryou.
–    Ej, Ryou?- zagadnął go, nie przerywając rozgrywki.
–    Tak?- Sakurai tym razem nie spojrzał na niego, skupiając się na pisaniu odpowiedzi do zadania.
–    Miałeś kiedyś kogoś?
–    P-przepraszam?!- Chłopak spojrzał na niego niemal z przerażeniem.
–    No pytam, czy miałeś wcześniej chłopaka, albo laskę? Nie pamiętam, czy byłeś dziewicą, kiedy robiliśmy to po raz pierwszy... Byłeś za bardzo napalony...- Aomine zmarszczył lekko brwi, gdyż przypomniał sobie ich pierwszy raz. Rzeczywiście, Sakurai bynajmniej nie zachowywał się wówczas jak niedoświadczony chłopczyk, a raczej ochoczo nadstawiał się do Aomine.
–    N-nie chodziłem nigdy z nikim...- bąknął, czerwieniąc się.
–    Ale uprawiałeś z kimś seks?
–    Ee...- Ryou był wyraźnie podenerwowany.
–    No dawaj, nie wstydź się. Ja też sypiałem z innymi zanim cię poznałem.
–    Uhm... z-z Kagamim-san?- mruknął, nadymając lekko policzki i odwracając od niego wzrok, jakby obrażony. Teraz to Aomine spąsowiał na twarzy.
–    C-co za różnica z kim...!- burknął, cmokając z niezadowoleniem, kiedy zombiak w grze ugryzł jego postać i obniżył jej poziom życia.- Sporo ich było, nie pamiętam nazwisk!
    W rzeczywistości nie było ich aż tak dużo. W liceum Aomine cieszył się co prawda powodzeniem, ale dziewczyny, nawet jeśli im się podobał, to jednak obawiały się jego dość zboczonej natury. Dopiero w czasie studiów zyskał popularność i przespał się z pewną koleżanką z roku, na jednej ze studenckich imprez. Niestety, zarówno to, jak i każdy kolejny jego romans kończył się na góra pięciu ulotnych przygodach, nawet jeśli teoretycznie był komuś wierny.
    Teoretycznie.
–    Noo...- Sakurai odgarnął z czoła grzywkę i zagryzł delikatnie wargę, wbijając spojrzenie w zeszyt, który położył na swoim prawym udzie.- G-gdybym poznał cię wcześniej, Aomine-san, t-to na pewno tobie oddałbym swój pierwszy raz...
–    Ach, nie.- Aomine spojrzał na niego beznamiętnie.- Nie wpakowałbym się w rozdziewiczanie niepełnoletniego chłopaka. Gdyby nie to, że miałeś to już za sobą, to nie przespałbym się z tobą. Pytam z czystej ciekawości – dodał, wracając do gry.- Kochałeś go?
–    Uhm...- Sakurai popatrzył na niego kątem oka, zastanawiając się, czy wzbudzi w Daikim odrobinę zazdrości, jeśli powie, że owszem, kochał tamtego. Po namyśle stwierdził jednak, że jest na to jeszcze za wcześnie.- Nie... Ale bardzo go lubiłem. Nadal lubię.
–    Kiedy to właściwie było? Był od ciebie starszy?
–    Miałem czternaście lat...
–    Co?!- Aomine aż pisnął z przerażenia, przerywając grę i patrząc z niepokojem na Ryou.- Straciłeś dziewictwo w wieku czternastu lat?! Kto normalny pokusiłby się na rozdziewiczenia dziecka?!
–    C-cóż...- Ryou nie był do końca pewien, jak powinien zareagować. Podrapał się po głowie, postanawiając po prostu odpowiedzieć na pytanie swojego chłopaka.- Był dosyć... uhm... niegrzeczny? Zawsze lubił igrać z prawem i łamać zasady, chyba kręcą go takie rzeczy.- Sakurai wzruszył lekko ramionami.- To znaczy, nie mówię, że przesadzał, bo nie był żadnym pedofilem, czy coś. Mówił, że robi dla mnie wyjątek, bo jesteśmy sobie bliscy...
–    No rzeczywiście byliście sobie bliscy...- mruknął Aomine, marszcząc lekko brwi.
–    Mhm!- Ryou skinął głową.- I-kun zajmował się mną kiedy byłem dzieckiem.
–    Nadal jesteś!- zauważył Daiki, nie do końca przejmując się faktem, że przecież teraz to on „zajmuje się” Sakuraiem.
–    Moi rodzice często wyjeżdżali w delegacje, zawsze dużo pracowali, więc właściwie połowę mojego dzieciństwa spędziłem u I-kuna.
–    Ile lat was różniło?
–    Dziewięć.
–    To dużo!- Aomine ponownie nie przejął się faktem, że przecież jego i Sakuraia dzieli siedem lat różnicy.- Lubisz starszych, co?
–    T-to nie do końca tak...- Ryou zarumienił się intensywnie.- I-I-kun chciał mi wtedy pokazać, jak to jest, b-bo byłem ciekaw... Akurat rozmawialiśmy o tym w szkole, więc...
–    Więc ci pokazał. Szczwany lis, sam znam takiego jednego...- Daiki wywrócił oczami.- No i co? To był jeden raz, czy ci się spodobało?
–    Noo...- Sakurai objął się ramionami, zerkając nerwowo na Aomine.- P-podobało mi się... więc od czasu do czasu to robiliśmy. A-ale nie łączyły nas nigdy żadne poważne uczucia!- dodał pospiesznie.- Do-dopiero, kiedy poznałem ciebie, po raz pierwszy w życiu się zakochałem! Naprawdę, szalałem na twoim punkcie... N-nadal szaleję...- szepnął cicho, zawstydzony.
–    Hmm...- Aomine popatrzył chwilę na niego, po czym ze stoickim spokojem wrócił do zabijania zombie.- Chcesz posłuchać o moich byłych?
–    Nigdy – powiedział zimno Sakurai, patrząc na niego niemal morderczo, jednak szybko zreflektował się i, śmiejąc się nerwowo, uśmiechnął do Daikiego.- M-może kiedy indziej... hehe...
    Aomine spojrzał na niego dość sceptycznie. „Może kiedy indziej”, skoro dopiero co powiedział, że „nigdy”? Z jednej strony Daikiego całkiem bawiła zazdrość Ryou, ale miał nadzieję, że nie będzie mu sprawiał problemów podobnych do tych, kiedy Sakurai wpadł do baru, w którym pił z Kagamim.
    Sakurai odwrócił od niego speszony wzrok, wracając do lekcji. Zostało mu już tylko jedno zadanie z historii Japonii i chciał je jak najszybciej skończyć, by móc spędzić miło resztę wieczora w objęciach ukochanego.
–    Dobrze ci idzie nauka?- zagadnął znów Aomine, wlepiając spojrzenie w zaskakująco seksowną panią Zombie. Może powinien pozwolić jej dać się ugryźć?
–    Uhm, nie mam z nią problemów...- odparł Ryou.- Szybko zapamiętuję materiał z zajęć.
–    Jesteś bogaty i mądry, dobrze ci.- Daiki uśmiechnął się lekko.- Wiesz już na jaki uniwersytet chcesz zdawać?
–    Rodzice nie pozwolą mi iść na żaden inny prócz Tokijskiego – mruknął Sakurai.
–    Wow.- Aomine pokiwał z uznaniem głową.- Jeśli się dostaniesz, będziesz moim pierwszym znajomym, który tam studiował.
–    A ty gdzie studiowałeś, Aomine-san?- Sakurai wlepił w niego świecące ciekawością spojrzenie.
–    Mmm, w Kodawie – mruknął Daiki.- Nie najgorszy uniwerek, ale dostałem się tylko dlatego, że dostałem stypendium sportowe.
–    Och... ja w sporcie raczej sobie nie radzę za dobrze.- Ryou uśmiechnął się, zawstydzony.- Niby mam dobre oceny, ale jakoś nie przepadam za wysiłkiem fizycznym.
–    Jesteśmy więc przeciwieństwami – mruknął Aomine.
–    P-przeciwieństwa się przyciągają... przepraszam...
    Między nimi znów zapadła cisza, każdy zajął się swoim zajęciem. Jednak akurat tego dnia Aomine miał wyjątkową ochotę na pogaduchy, toteż znów przerwał chłopakowi w lekcji, pytając go na pozór obojętnie:
–    Co chcesz dostać ode mnie na święta?
–    P-przepraszam?!- Sakurai znów spojrzał na niego w kompletnym oniemieniu. Daiki poczuł, że jego policzki zaczynają go niemiłosiernie piec.
–    No wiesz...- mruknął dość niechętnie.- J-jesteś moim chłopakiem, więc chyba wypada, żebym coś ci kupił, nie?
–    Mi?- Ryou patrzył na niego z takim ogromem uczuć, że ciemnoskóry poczuł się wręcz nimi przytłoczony.- Och, Aomine-san... przepraszam...
–    Za co?- bąknął tamten, nie rozumiejąc.
    Sakurai zamknął wszystkie zeszyty i bezceremonialnie zrzucił je na ziemię wraz z podręcznikami. Usiadł na piętach naprzeciwko ukochanego, patrząc na niego wielkimi oczami.
–    W-więc... czy mógłbyś spędzić ze mną święta, przepraszam?!- zapytał.- Moi rodzice wyjeżdżają na kilka dni, więc będziemy mieć cały dom tylko dla siebie! M-możemy robić to w każdym pokoju... jest ich tutaj dużo, hehe...
–    To kusząca propozycja – westchnął Aomine, uśmiechając się pod nosem.- Ale odpada. Święta mam zarezerwowane dla braci, zarówno te jak i każde kolejne. Rozumiesz, to u nas tradycja, że każde spędzamy razem. To przykre, że nie będzie twoich rodziców, ale nawet gdybym chciał cię zaprosić, to po prostu nie mogę. Spędzamy je w najbliższym gronie.- Daiki wzruszył ramionami.
–    Och...- Sakurai wyraźnie posmutniał. Aomine westchnął cicho, przerywając w końcu grę i odkładając komórkę Ryou na bok. Przysunął się do niego i wyciągnął ramię, dając mu znać, by oparł się o nie. Chłopak, wciąż nieco przybity, odwrócił się i posłusznie oparł plecy o klatkę piersiową Aomine, kładąc głowę na jego ramieniu. Przymknął oczy, rozkoszując się znajomym ciepłem i zapachem skóry mężczyzny.
–    Serio mi przykro, Ryou – mruknął, nieco zaskoczony faktem, że naprawdę było mu przykro. Lubił tego chłopaka i myśl, że spędzi święta sam nawet go trochę smuciła.- Może w przyszłym roku zaproszę cię do siebie, jeśli dalej będziemy razem. Ale w tym po prostu się nie uda. Przyjadę do ciebie po świętach na parę dni, jeśli chcesz.
–    Chcę – mruknął Sakurai, przytulając się do niego.- Przepraszam...
–    Mm.- Aomine uśmiechnął się lekko, obejmując go.- To ja przepraszam. Mam nadzieję, że mimo wszystko spędzisz święta radośnie. Może u tego tam, I-kuna?
–    Mmm...- Sakurai skinął głową.- Co roku spędzamy razem... Ale w tym chciałem z tobą... przepraszam...
    Daiki cmoknął go lekko w skroń i przytulił do siebie. Nie wiedział, co więcej mógłby powiedzieć. Nie było opcji, żeby zrezygnował ze spędzenia świąt z braćmi – zwłaszcza, że Tetsuya miał tak burzliwe rozstanie z Kagamim, a Ryouta dopiero co wyzdrowiał po wypadku samochodowym. Zarówno dla niego, dla Kuroko, jak i dla Kise, święta nie byłyby świętami, gdyby przy jednym stole nie siedzieli wszyscy trzej.
    To, że właściwie nie przepadał za świętami, nie miało znaczenia. To, że nie był religijny – tym bardziej. Nawet gdyby kochał Sakurai'a, żadna siła na niebie i ziemi nie byłaby w stanie odwieść go od spędzenia tego czasu z braćmi.
–    Skończyłeś już te lekcje?- zapytał cicho Aomine.
–    Tak, przepraszam...
–    Więc zostało ci jeszcze jedno zadanie, no nie?- Daiki uśmiechnął się lekko, chwytając jego dłoń i wsuwając między wargi jej dwa palce. Sakurai zarumienił się intensywnie, wpatrując się w ciemnoskórego z urzeczeniem. Wyglądało na to, że od razu zapomniał o wcześniejszych troskach.
–    Tak – westchnął cicho.- Jedyne ćwiczenia fizyczne, które lubię...
–    I w których jesteś cholernie dobry – dodał Aomine, uśmiechając się do niego lubieżnie, na co Ryou aż zadrżał w jego ramionach.
    Och, tak.
    Teraz mógł naprawdę zapomnieć o świętach.
    I o całej, nudnej reszcie.

***

–    Och, więc mówi pan, że „była, ale jej nie ma”?- Akashi Seijuurou pokiwał powoli głową, z pełną troski miną, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
–    N-no mówię panu, jak Boga kocham, no!- wykrzyknął dostawca, bezradnie machając dłonią w kierunku swojej ciężarówki.
–    Rozumiem, rozumiem...- westchnął czerwonowłosy, marszcząc w zmartwieniu brwi.- Często zdarza się, że z ciężarówek dostawczych znikają zamówione przez klienta meble...
–    Ee...- Dostawca, niski i odrobinę otyły mężczyzna o ściętych na krótko blond włosach ukrytych pod czapką z daszkiem, na której widniało logo firmy, w której pracował, wyraźnie nie wiedział, co powinien na to odpowiedzieć.- T-to co teraz...?
–    Hmm, co teraz?- powtórzył z westchnieniem Akashi, rozglądając się wokół po przestronnym parkingu. Jego głos był spokojny, niemal delikatny, jednak w gruncie rzeczy mężczyzna próbował wzrokiem odnaleźć coś, czym mógłby przywalić dostawcy za jego niekompetencję.- Ach, mniejsza o to!- Uśmiechnął się, machnąwszy lekceważąco dłonią.- Niech pan wraca do pracy, kupię sobie następną!
–    A... s-serio?- Dostawca uśmiechnął się głupkowato, a widząc, jak pięknie uśmiecha się do niego Akashi, odetchnął cicho z ulgą.- D-dobrze... Bardzo panu dziękuję! U-uszanowanie.- Skinął mu głową, unosząc lekko czapkę. Odwrócił się już i ruszył przed siebie z zamiarem wskoczenia na fotel kierowcy, kiedy nagle czyjaś dłoń przyparła go do boku jego ciężarówki i zacisnęła się na materiale jego koszulki, tuż pod szyją. Kierowca krzyknął z przestrachem, wpatrując się, teraz już przerażony, we wściekłe spojrzenie czerwonego i złotego oka swojego klienta.
–    Ja ci tam „dobrze”, ty zapchlona, niekompetentna szumowino – wycedził Akashi.- Ta cholerna lampa kosztowała mnie okrągły milion i, chociaż jestem bogaty i mogę sobie pozwolić na to, żeby wyrzucić w błoto choćby dziesięć takich, to bardzo nie lubię, kiedy ktoś psuje moje plany i nie spełnia wymagań, jakie wobec niego mam. Twoim zadaniem było tylko dowieźć pod moje drzwi jedną głupią lampę, a ty przyjeżdżasz do mnie i mówisz mi, że jej nie masz?
–    J-ja... j-ja... na-naprawdę nie wiem, kiedy z-zniknęła...- wyjąkał kierowca.- P-przysięgam, że pakowałem ją do ciężarówki, no...!- Mężczyzna nagle jakby zorientował się w czym rzecz i wybałuszył oczy na czerwonowłosego.- Ach! K-któryś z poprzednich...! Któryś z poprzednich klientów musiał ją przez przypadek wziąć!
–    Chcesz mi powiedzieć, że któryś z twoich poprzednich klientów „przez przypadek” wziął moją lampę za milion jenów?- Akashi puścił mężczyznę i z obrzydzeniem malującym się na twarzy wytarł dłoń w spodnie.- Jak mogłeś tego nie zauważyć?
    Kiedy mężczyzna pospiesznie opuścił wzrok na ziemię, Seijuurou natychmiast pojął, jaki był tego powód.
–    Nie ruszyłeś nawet swojego tłustego tyłka zza kierownicy, prawda?- wycedził zimno.- Masz dwie godziny na to, żeby przywieźć mi tę lampę. Jeśli spóźnisz się choćby o dziesięć sekund, gwarantuję ci, że będziesz spłacał ten milion z własnej kieszeni. Rozumiemy się?
–    T-tak!- pisnął dostawca, kiwając pospiesznie głową.
–    Świetnie.- Akashi uśmiechnął się do niego sztucznie.- Na co jeszcze czekasz? Zejdź mi z oczu.
    Seijuurou musiał przyznać, że jeszcze nigdy nie widział, by ktokolwiek tak szybko uciekał. Ledwie skończył mówić, a otyły kierowca już siedział za kierownicą i odpalał silnik ciężarówki. Czerwonowłosy jeszcze przez chwilę stał przed tylnymi drzwiami apartamentowca, gdzie miał odebrać swoją lampę, i odprowadzał nieprzyjemnym wzrokiem wóz.
    Dawno nikt tak bardzo go nie zdenerwował.
    Mamrocząc pod nosem nieprzychylne uwagi na temat dostawcy, których zdecydowanie nie powinien wygłaszać taki dżentelmen jak on, Akashi wrócił do budynku i wsiadł do windy, pocierając dłońmi ramiona. Miał na sobie jedynie zwykłe czarne spodnie oraz narzucony na nagi tors granatowy sweter – ciepły, aczkolwiek zważywszy na to, że była to grudniowa pora, nie nadający się na noszenie bez czegoś pod spodem.
    Uspokoił się w miarę dopiero, kiedy wszedł do swojego apartamentu i zrzucił z bosych stóp buty. Z wciąż zmarszczonym gniewnie czołem udał się do sypialni.
–    Gdzie twoja lampa?- zapytał spokojnie Midorima, unosząc wzrok znad książki, którą właśnie czytał. Leżał na łóżku Akashiego w samych bokserkach, z pościelą zaplątaną między nogi, gdyż po niedawno skończonych igraszkach było mu nad wyraz gorąco.
–    Nie ma jej – warknął Seijuurou, zdejmując sweter. Złożył go w schludną kostkę, a następnie schował do szafy, po chwili zaś podobnie uczynił ze spodniami.
–    Nie ma?- Shintarou zmarszczył lekko brwi. Wsunął zwykłą czarną zakładkę między stronice lektury i odłożył książkę na szafkę nocną. Usiadł wygodniej, opierając się o poduszki i patrząc na rozbierającego się Akashiego.- Jak to „nie ma”?
–    Dostawca mi jej nie przywiózł.- Seijuurou z pełnym irytacji westchnieniem wsunął się pod kołdrę, zajmując miejsce obok zielonowłosego.- Zszedłem na dół, a on oznajmił mi, że jej nie ma.
–    Poczekaj, czegoś tu nie rozumiem.- Teraz to Midorima wydał z siebie westchnienie. Potarł czoło, starając się skupić na rozmowie, a nie na sutkach Akashiego, które, jak dobrze Shintarou wiedział, były wrażliwe na zimno, przez co teraz wyjątkowo stwardniały i rzucały się w oczy. Zwłaszcza w takie zza okularów.- Dostawca zadzwonił ci przed chwilą z prośbą, żebyś zszedł na dół, bo przywiózł ci lampę, po czym, gdy już się tam zjawiłeś, powiedział ci, że... nie ma jej?
–    Tak, dokładnie.- Akashi oparł się o poduszki i pokręcił głową.- Gorszego intelektualnego kaleki w życiu nie spotkałem... Otworzył pakę ciężarówki, rozejrzał się, po czym stwierdził, że lampy nie ma. Prawdopodobnie któryś z jego poprzednich klientów zawiesił na niej oko i ją sobie zabrał. Bo, oczywiście, grubas ani myślał ruszyć tyłek i przypilnować, żeby klient zabrał tylko swoje meble!
–    Ta lampa kosztowała milion jenów-nodayo – zauważył Midorima, poprawiając swoje okulary.- Co masz zamiar teraz zrobić?
–    Dałem mu dwie godziny na to, żeby mi ją dostarczył. Jeśli tego nie zrobi, będzie spłacał ten milion osobiście.
–    Nie masz litości dla szarego obywatela Japonii...
–    Zaś jego głupota nie ma litości dla mnie – fuknął Akashi, przeczesując dłonią włosy.- Specjalnie wziąłem dzień wolny, żeby nie musieć fatygować się osobiście po tę lampę! A facet wyciąga mnie z łóżka na mróz tylko po to, żeby mi oznajmić, że moją lampę już ktoś zabrał... Skandal, po prostu skandal.- Seijuurou znów pokręcił z irytacją głową.
–    Za bardzo się tym przejmujesz – mruknął Midorima, odkładając okulary na stolik nocny., Przysunął się do Akashiego i pochylił nad nim, skubiąc wargami jego chłodną szyję i uśmiechając się pod nosem.- Przecież strata jednego miliona to dla ciebie jak zgubienie dziesięciu jenów na ulicy.
–    Owszem – potwierdził spokojnie Akashi, rozluźniając się odrobinę.- Ale nie lubię, kiedy ludzie, których zatrudniam, nie spełniają moich wymagań.
–    Hmm.- Midorima pocałował jego grdykę, a następnie obojczyk. Sprawnym susem ułożył się nad nim, pociągając go nieco w dół, tak by Seijuurou się położył. Znów zaczął całować jego ciało, skupiając się na górnych partiach klatki piersiowej.- Przyznaj, że wyżyłeś się na tym biedaku tylko dlatego, że przerwał nam w najlepszym momencie...
–    Najlepszym?- Akashi uśmiechnął się, unosząc lekko brew.- Właściwie to oboje już doszliśmy i praktycznie skończyliśmy, więc co takiego miałoby być jeszcze lepsze?
–    Skończyliśmy tylko wstępną zabawę – stwierdził Midorima, trącając koniuszkiem języka lewy sutek Akashiego. Czerwonowłosy westchnął z rozkoszą, unosząc się lekko na jednym łokciu i dłoń wolnej ręki wsuwając w zielone włosy swojego kochanka.
–    Wstępną zabawę, mówisz?- mruknął.- Chciałbyś mi zaoferować coś jeszcze?
–    Być może.- Shintarou polizał jego sutek, przymykając oczy. Zamknął go w swoich ustach, ssąc delikatnie i drażniąc językiem, z lubością wsłuchując się w wydawane przez Akashiego westchnienia.
    Zielonowłosy najlepiej ze wszystkich wiedział, co lubi Seijuurou.
    Nie używał dużo śliny, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że akurat przy tej części Akashi za tym nie przepada. Głównie kręciły go przyjemne ciepło i wprawne ruchy języka Midorimy, który był wręcz perfekcyjnie wyszkolony w pieszczeniu jego sutków. Zupełnie jakby odczytywał myśli swego kochanka i odgadywał, w którym momencie ma lizać, a w którym ssać je i od czasu do czasu podgryzać.
    Akashi nie cierpiał być gryziony – ale akurat Shintarou na to pozwalał. Może i nie kochał go tak, jakby zielonooki tego pragnął, ale z całą pewnością żywił do niego jakieś ciepłe uczucia, przede wszystkim płynące z faktu, że kiedyś był jego chłopakiem – tak naprawdę pierwszym, jakiego miał. Tylko jemu pozwalał się gryźć i tylko jemu pozwalał wchodzić w siebie. Może i miał wielu kochanków i kochanek, ale Midorima był zdecydowanie jedynym, który miał dużo więcej przywilejów niż pozostali.
    I z którym sypiał zdecydowanie najczęściej.
    Kiedy Shintarou uznał, że lewy sutek jest wystarczająco dopieszczony, pocałował go w niby pożegnaniu, po czym zajął się prawym, powtarzając rytuał. Tym razem jednak, liżąc i ssąc różowy punkcik, sięgnął dłonią do krocza Akashiego. Jego członek nie był jeszcze twardy, ale wyraźnie zaczął odpowiadać na pieszczotę.
    Sądził, że wytrzyma – że poczeka cierpliwie, aż członek Seijuurou będzie prężył się w jego dłoni, domagając uwagi – jednak zielonowłosy przeliczył się. Zerkając na twarz Akashiego, po raz ostatni ugryzł delikatnie czuły punkt, po czym zsunął się niżej, odsuwając jednocześnie pościel i odkrywając smukłe ciało Seijuurou. Akashi uśmiechnął się do niego lekko, dobrze wiedząc, co od początku zamierzał. Zacisnął palce na jego włosach i pociągnął lekko ku sobie, dając do zrozumienia, że tego samego i on oczekuje.
    Midorima zebrał w ustach ślinę, układając się wygodnie między nogami Seijuurou. Wsunął między wargi jego wciąż jeszcze odrobinę miękkiego członka i, przymknąwszy oczy, zaczął starannie i powoli obciągać go, poruszając językiem i dbając o to, by ciągle był on w ruchu.
    Akashi sapnął cicho i zagryzł wargę, by powstrzymać szerszy uśmiech, który cisnął mu się na usta. Shintarou jak zawsze dawał z siebie wszystko i wręcz perfekcyjnie zaspokajał jego potrzeby. W gruncie rzeczy Seijuurou zdawał sobie sprawę z tego, że byłby w stanie ograniczyć się do Midorimy i sypiać tylko z nim, ale przecież był Akashim Seijuurou – mógł mieć wszystko i wszystkich, więc po co się ograniczać?
–    Mocniej – mruknął, opierając wygodnie głowę o poduszki i patrząc na Shintarou, który, spoglądając na niego spod długich ciemnych rzęs, posłusznie wypełnił polecenie.
    I właśnie w tym momencie rozległ się dźwięk telefonu.
    Akashi westchnął cicho, sięgając lewą dłonią do stolika nocnego i biorąc do ręki swoją komórkę. Spojrzał na wyświetlacz, a widząc, że dzwoni jego przyjaciel, przysunął do siebie telefon. Czując nieprzyjemny chłód na swoim członku, spojrzał z irytacją na Midorimę, który przerwał pieszczotę spostrzegłszy, że jego kochanek ma zamiar odebrać.
–    Nie przeszkadzaj sobie – powiedział Akashi, unosząc lekko brew.- To tylko Tetsuya.
–    Mam robić ci loda, kiedy będziesz z nim rozmawiał?- spytał zaskoczony Midorima.
–    Sądzisz, że twoje techniki są tak dobre, iż nie będę w stanie skupić się na rozmowie?- Seijuurou spojrzał na niego niemal drwiąco, po czym, mrugnąwszy do niego okiem, odebrał i rzucił do słuchawki swobodnym tonem:- Dzień dobry, Tetsuya.
–    Dzień dobry, Akashi-kun. Czy nie przeszkadzam? Możesz rozmawiać?
–    Absolutnie – odparł mężczyzna, uśmiechając się z zadowoleniem, kiedy Shintarou znów wziął do ust jego członka, tym razem nieco gwałtowniej. Najwyraźniej zielonowłosy postanowił przyjąć wyzwanie. Seijuurou wstrzymał na moment oddech, po czym powoli wypuścił go z płuc.- Leżę właśnie w łóżku i relaksuję się.
–    Zazdroszczę – westchnął Kuroko.- Ja siedzę na uczelni, mam teraz okienko, więc wyskoczyłem coś zjeść i postanowiłem zadzwonić, żeby upewnić się co do naszego spotkania.
–    Spotkania?- Akashi wygiął lekko kręgosłup i znów wstrzymał powietrze, kiedy Midorima przyspieszył ruchy głową i w dodatku mocniej zacisnął wargi.
–    Może nie do końca prawidłowo się wyraziłem, chodzi o twój przyjazd do nas na święta. Czy załatwiłeś sobie już urlop?
–    Och.- Akashi nie był pewien, czy ten jęk na pewno przypominał jego zwyczajowe „och”, ale miał nadzieję, że Kuroko nie zaczął jeszcze niczego podejrzewać. Zmarszczył brwi, przyglądając się Midorimie, który chwycił jego członka w dłoń i teraz lizał starannie jego jądra.- Ach, tak, Shin... to znaczy Tetsuya. Wspomniałem już mojej sekretarce, żeby nie umawiała mnie na żadne spotkania przez te dwa dni.
–    Dwa dni?- zdziwił się Kuroko.- Akashi-kun, miałeś przyjechać do nas dwudziestego grudnia.
    Seijuurou zaczynał odczuwać lekkie poirytowanie. Kiedy odbierał telefon od Tetsuyi był przekonany, że poradzi sobie z zapanowaniem nad rozkoszą, ale ta okazała się być nieokiełznana. Jak widać, Midorima nabrał jeszcze więcej wprawy...
–    Nie mogę pozwolić sobie na tyle dni wolnego – westchnął Akashi trochę zbyt ciężko.- Umówmy się, że przyjadę dwudziestego grudnia pod wieczór, a potem w wigilię i zostanę na święta. Odpowiada ci... taki układ?
–    Akashi-kun, rozumiem, że dbasz o swoją firmę, bo jesteś dyrektorem, ale czy nie pracujesz przypadkiem za dużo?- mruknął Kuroko.- Zaczynam martwić się o twoje zdrowie, przecież ty spędzasz w firmie trzysta sześćdziesiąt dni w roku! Czy taki mały urlop naprawdę może ci bardzo zaszkodzić?
–    W grudniu, owszem...- Seijuurou czuł wyraźnie, że zbliża się do końca. Zacisnął zęby, starając się oddychać jak najciszej, ale ponieważ Midorima najwyraźniej nie miał zamiaru dać mu ani chwili wytchnienia, ciężko było zachować milczenie.
–    Akashi-kun, wszystko w porządku?
    Seijuurou zaklął głośno w myślach i skarcił się za to, iż pokusił się o taki błąd.
–    Chyba mam lekką gorączkę, wezmę jakieś tabletki i prześpię się – westchnął, zagryzając wargę i odsuwając odrobinę komórkę od ucha. Rozchylił usta i zamknął oczy, czując, jak cała rozkosz przepływa gorącą falą przez jego ciało, kumulując się w kroczu.
    Był dumny z siebie, że udało mu się dojść bezgłośnie.
–    Wpaść do ciebie po zajęciach?- spytał Kuroko z troską w głosie.- Mogę po drodze kupić w aptece jakieś witaminy do rozpuszczenia.
–    Jasne – westchnął Akashi, patrząc z lekkim uśmiechem, jak Midorima powoli oblizuje jego członka, dokładnie wylizując spermę. Pogładził jego zielone włosy pieszczotliwym gestem i przechylił lekko głowę.- Będę wdzięczny. Możesz też kupić jakąś chińszczyznę, zjemy u mnie. Oddam ci pieniądze.
–    Chyba żartujesz, sam coś u ciebie ugotuję – oznajmił Tetsuya.- Na pewno nie pozwolę, żebyś opychał się jakimiś fast-foodami. I nie myśl nawet o tym, by nie brać tego urlopu, o którym wspominałem. Zażyj leki i idź spać, zobaczymy się wieczorem.
–    Mmm... do zobaczenia, Tetsuya.
    Akashi rozłączył się i odłożył komórkę na szafkę nocną, w końcu pozwalając sobie na głębokie westchnięcie.
–    Całkiem dobrze sobie radziłeś – mruknął Midorima, siadając na piętach między nogami Akashiego.
–    To raczej moja kwestia.- Seijuurou uśmiechnął się do niego.- Nie dałeś mi nawet chwili wytchnienia. Gdyby nie to, że już wcześniej uprawialiśmy seks, pewnie nie udałoby mi się ukryć przed Tetsuyą tego, co naprawdę się tu działo.
–    Cóż, dziękuję za komplement.- Midorima nie mógł się nie uśmiechnąć. Pogładził dłońmi uda Akashiego, wsuwając je pod nie i unosząc delikatnie na tyle wysoko, by móc przysunąć swojego członka do jego pośladków. Seijuurou śledził jego ruchy z tym samym uśmiechem na twarzy.- Przechodzimy do drugiego punktu?
–    Hmm...- Akashi sięgnął po swoją komórkę, po czym przytrzymał przycisk wyłączający ją. Kiedy ekran zgasł na dobre, mężczyzna odwrócił się do zielonowłosego i skinął zachęcająco głową.- Teraz tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń