[MnU] Odcinek 46

Moda na Uke
Odcinek 46



    Akashi potarł w zamyśleniu podbródek, przyglądając się, jak jego błękitnowłosy przyjaciel bawi się ze szczeniakiem, którego kupił mu na święta. Seijuurou stał w kuchni, opierając się pośladkami o szafki, podczas gdy Tetsuya zajął miejsce na podłodze w części jadalnej, i drażnił cicho warczącego szczeniaka, próbując wyrwać mu z pyszczka zabawkę, którą teoretycznie znalazł dla niego Kuroko.
–    Wyczuwam lekką awanturę w te święta...- Akashi postanowił podzielić się z przyjacielem swoimi myślami.
–    Hm?- Kuroko spojrzał na niego pytająco.- Dlaczego?
    Seijuurou otworzył usta, unosząc dłonie, jednak nie miał pojęcia jak mógłby wytłumaczyć Tetsuyi, że dawanie psu do zabawy kapci jego starszego brata raczej nie było na miejscu. Patrząc, jak małe, choć jednak ostre niczym szpilki ząbki szczeniaka powoli rozdzierają materiał ulubionych – i, swoją drogą, jedynych – kapci Aomine, Akashi czuł bezradność. Oczywiście, ta sytuacja byłaby nawet zabawna, gdyby nie fakt, że Kuroko najzwyczajniej w świecie sam dał pieskowi ów kapeć, żeby go sobie gryzł, drapał i szarpał.
    Nie pytając o zdanie właściciela.
    Czerwonowłosy wzruszył z westchnieniem ramionami i pokręcił głową, wracając do przygotowywania śniadania. Kiedy Daiki obudzi się i zejdzie na dół, Akashi będzie udawał, że nie ma z tą zbrodnią nic wspólnego.
–    Trzeba będzie ci kupić piękny kojec, Nigou – zwrócił się Tetsuya do pieska. W Bożonarodzeniowy poranek zarówno Kise, jak i Aomine zdecydowali, że póki ich młodszy brat nie wymyśli dla szczeniaka imienia, będą nazywać go właśnie „Nigou”* ze względu na jego uderzające podobieństwo do Kuroko.- I jakąś ładną obróżkę, i smycz, i kilka zabawek. Może pójdziemy z nim po śniadaniu na spacer, Akashi-kun?
    Seijuurou z dość sceptyczną miną spojrzał na szalejącą za oknem śnieżycę, po czym wrócił do krojenia warzyw.
–    Na piętro i z powrotem, czemu nie – mruknął pod nosem.
–    Cześć, chłopaki.- Do kuchni wszedł właśnie Kise, zasłaniając usta dłonią i ziewając. Chociaż i ten dzień miał wolny, zdawało się, iż do śniadania przyszykował się niczym do sesji. Miał na sobie eleganckie ciemne spodnie oraz białą koszulę z czarnym kołnierzem i paseczkiem przy mankietach, także włosy ułożył schludnie i, choć z pewnością dopiero się obudził, nie było tego po nim widać.
–    Cześć, Ryouta-kun – powiedział Kuroko, szarpiąc kapciem drugiego brata i z uśmiechem przyglądając się, jak Nigou powtarza jego ruchy, warcząc przy tym zabawnie.- Po śniadaniu idziemy z Nigou na spacer.
–    Aah, rozumie... eh?- zaczął z uśmiechem Kise, jednocześnie odwracając głowę w kierunku okna. Urwał, kiedy zobaczył za nim wyginające się pod siłą wiatru drzewa i krzewy. Zaśmiał się nerwowo, spoglądając na Akashiego, jednak ten nawet na niego nie spojrzał.- Ekhem... Uhm... pomogę ci w śniadaniu, Akashicchi!- zdecydował, sięgając do szafki po talerze oraz miseczki.
–    Przecież dzisiaj jest moja i Akashiego-kun kolej, żeby je zrobić – zauważył Tetsuya, nie przerywając zabawy ze szczeniakiem.
–    Co ty nie powiesz?- Seijuurou spojrzał na niego znacząco, unosząc lekko brew. Ponieważ jednak nie doczekał się, aż Kuroko odwróci ku niemu twarz, z westchnieniem wrócił do swojego zajęcia.- Po co kupowałem mu tego kundla...?
–    Ahahah, pozwól mu się nim nacieszyć, Akashicchi – powiedział łagodnie Ryouta, uśmiechając się i spoglądając z rozczuleniem na młodszego brata.- Dawno nie widziałem go takiego szczęśliwego...
–    Cieszę się, że to małe bydle może się na coś przydać, ale zaczynam się obawiać, że wkrótce narobi więcej szkód, niż pożytków.- Seijuurou skrzywił się lekko.- Poczekaj tylko, aż Tetsuya zupełnie zapomni o tobie i Daikim. Lub, co gorsza, o mnie.
–    Nie przesadzaj – zaśmiał się Kise, jednak mimowolnie podejrzliwie spojrzał na młodszego brata.- Po prostu cieszy się, że może przelać swoją miłość na tego psiaka. To trochę tak, jakbyś dał mu dziecko, nie?
–    Błagam...- Akashi spojrzał na niego z obrzydzeniem.- Jeżeli już, to on powinien dać je mnie, przecież jestem mężczyzną.
–    Uhm... Tetsucchi też...- bąknął Ryouta.
–    Tej, widzieliście mojego drugiego kapcia, bo go za cholerę nie mogę znaleźć?- Do kuchni zawitał Aomine, który najwyraźniej jako jedyny nie przejmował się ubiorem i miał na sobie jedynie bokserki, w których spał.
–    Daikicchi, no weź się ubierz!- fuknął na niego Kise.- Kto to widział, żeby tak przy gościu w samych gaciach chodzić?!
–    No zaraz, weź mi tylko powiedz, gdzie jest mój drugi kapeć! Miałem oba w pokoju i nagle mam jeden!- oświadczył, unosząc dłoń, w której trzymał ów kapcia.
–    A skąd my mamy to niby wiedzieć, to twoje kapcie!- odparł buntowniczo Kise, celując palcem w ciemnoskórego.- Marsz do pokoju się ubrać, ale już!
    Akashi przełknął ślinę, czując się dość niekomfortowo w tej sytuacji. Znał Aomine i znał jego tok rozumowania, więc mógł spodziewać się, że kiedy tylko Daiki spostrzeże, iż jego kapeć został zrujnowany przez Nigou, od razu dojdzie do wniosku, że to wina Seijuurou, bo to on go przecież kupił i przyniósł do ich domu...
–    Dobra, już dobra...- burknął Aomine, łypiąc wzrokiem na brata. Odwrócił się i bezceremonialnie wsunął palec pod materiał bokserek na pośladku, pociągając go i strzelając nim w geście arogancji. Kise już gotował się, żeby naskoczyć na niego za tę bezczelność, ale ostatecznie sapnął tylko ze złością i wrócił do rozkładania zastawy na stole.
–    Skąd my mamy wiedzieć, gdzie on swoje głupie kapcie odkłada, no?- burczał pod nosem, jednak mimo złości chciał dopomóc starszemu bratu w ich odnalezieniu. Zerknął więc na Kuroko i spytał łagodniejszym tonem:- Tetsucchi, a ty je może widziałeś...? Tetsucchi?!- Kise z przerażeniem spojrzał na kapeć w pyszczku Nigou, którego szczeniak szarpał zawzięcie, nie pozwalając Kuroko ponownie go chwycić.
–    Nic już nie poradzimy, Ryouta-kun – powiedział spokojnie Tetsuya.- Spalimy go w kominku, Daiki-kun nawet nie zauważy...
–    Och, nie ma takiej potrzeby – odezwał się Akashi, podchodząc do stołu w jadalni i kładąc na uszykowanej wcześnie desce gorący garnek z posiłkiem.- Ten kapeć jest tak zniszczony, że Daiki go nawet nie rozpozna.
–    Chłopaki, co wyście narobili...- jęknął Kise, łapiąc się za głowę i nerwowo zerkając na korytarz.
–    Mnie do tego nie mieszaj – westchnął Akashi.- Ostrzegałem go, żeby tego nie robił.
–    Ale Nigou spodobał się akurat ten kapeć – powiedział Kuroko, najwyraźniej uważając, że argument ten stanowi niepodważalną obronę dla szczeniaka.
–    Gdzieś ty go w ogóle znalazł, przecież Daikicchi mówił, że były w jego pokoju...
–    Hm?- Tetsuya spojrzał na niego niewinnie, biorąc w objęcia Nigou.- W jego pokoju...
–    Tetsucchi!- jęknął znowu załamany Kise.- Jak mogłeś to zrobić?! To jego ulubione kapcie! Jedyne, które ma, zresztą!
–    Przecież to tylko kapcie – westchnął Tetsuya, wstając z podłogi. Nigou otworzył pyszczek, upuszczając nieszczęsny kapeć, po czym, merdając szaleńczo ogonem i wywieszając radośnie język, popatrzył na Kise i szczeknął dwukrotnie.
–    Śniadanie gotowe – oznajmił spokojnie Seijuurou, zajmując już swoje miejsce przy stole.
–    Och, trzeba coś z tym zrobić...- wyszeptał w panice Kise, chwytając kapeć i rozglądając się gorączkowo wokół.- Trzeba to schować, i to jak najszybciej!
–    Ryżu?- zapytał Akashi Tetsuyę, który również zajął już miejsce przy stole.
–    Poproszę – odparł Kuroko, podsuwając mu swoją miseczkę.
    Kise westchnął ciężko, rozumiejąc, że nie odnajdzie wsparcia w dwójce mężczyzn. Zagryzł wargę, marszcząc w zmartwieniu brwi i szukając jakiegoś odpowiedniego schowka. W końcu, słysząc, że Aomine schodzi już po schodach, rzucił się w kierunku kanapy i wcisnął pod nią dowód zbrodni.
–    Teraz pasuje?- zapytał Daiki, wznosząc dłonie i okręcając się wokół własnej osi, by zaprezentować odświętne czarne spodnie oraz grafitową koszulę.
–    T-tak, Daikicchi, wyglądasz świetnie!- Kise pokiwał szybko głową, śmiejąc się.
–    No, tylko kapci mi brakuje... tsk.- Aomine skrzywił się, patrząc na swoje skarpetki.- Po śniadaniu ich poszukam. Chociaż mógłbym przysiąc, że kiedy wczoraj się kładłem, oba zdjąłem i zostawiłem przy łóżku...
–    Mo-może ci się śniło...
–    No ale jeden tam był!- Daiki machnął bezradnie rękami, siadając przy stole i sięgając po miskę z ryżem. Chwycił drewnianą łyżkę i zaczął nakładać na swoją miseczkę solidną porcję.
    Ryouta przełknął nerwowo ślinę, również siadając przy stole i zerkając na młodszego brata, a potem na Akashiego, którzy jak gdyby nigdy nic zajmowali się posiłkiem. Po Seijuurou nawet spodziewał się beznamiętnej miny, ale żeby Tetsuya potrafił grać tak dobrze?
–    Tak przy okazji, Tetsuya, zapomniałem ci powiedzieć, że mam do ciebie małą prośbę – odezwał się Akashi.- Czy byłbyś skłonny wyświadczyć mi drobną przysługę?
–    Jeśli tylko będę w stanie – odparł Kuroko, skinąwszy głową.
–    To nie jest nic wielkiego, ale wymaga poświęcenia mi całej nocy, a skupia się na zabawie ze mną do białego rana.
    Błękitnowłosy spojrzał na niego podejrzliwie, jednak Akashi nie uśmiechał się do niego filuternie, zajęty przeżuwaniem krewetki. Wyglądało na to, że nie miał na myśli erotycznych zabaw.
–    O co chodzi?- zapytał Tetsuya.
–    O bal noworoczny – wyjaśnił Seijuurou.- A konkretniej rzecz ujmując, o coroczny „Charytatywny Noworoczny Bal Dżentelmenów”. Do tej pory nie odpowiadałem na zaproszenia, ale w tym roku zjawi się sporo moich potencjalnych kontrahentów. Problem w tym, że nie wypada pójść tam samemu, potrzebuję doborowego towarzystwa.
–    Nie znam się za bardzo na polityce i handlu – powiedział Kuroko, marszcząc lekko brwi.
–    Nie masz być doborowym towarzystwem dla elity świata biznesu, tylko dla mnie.- Akashi uśmiechnął się do niego lekko.
–    Hmm, miło mi, że o mnie pomyślałeś – westchnął Tetsuya.- Ale kto zostanie z Nigou...?
–    Proszę?- Seijuurou spojrzał na niego, unosząc brwi, a następnie skierował dość groźny wzrok na szczeniaka, który położył nieopodal stołu i, dysząc cichutko, przyglądał się im, wsłuchując z zainteresowaniem w nieznane mu dźwięki.- Masz go dopiero od dwóch dni, a już martwisz się, że zdechnie, jeśli nie będzie cię w domu przez parę godzin? To pies. Poradzi sobie.
–    My się nim zajmiemy, Tetsucchi!- powiedział pospiesznie Kise, nie chcąc, by jego młodszy brat wpadł w złość, słysząc dość chłodne słowa przyjaciela.- Pobawimy się z nim, nakarmimy go, pozwolimy mu nawet spać w łóżku!
–    W twoim – dopowiedział Aomine, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.- To fajny pies, ale nie chcę, żeby mi zafajdaczył pościel.
–    Bal będzie trzydziestego pierwszego grudnia, zacznie się o dwudziestej i skończy zapewne o pierwszej lub drugiej, ale potem pojedziemy do mnie. Mój apartament jest bliżej miejsca, w którym odbędzie się bal, niż wasz dom.
–    Hmm.- Kuroko zastanowił się przez chwilę.- Z chęcią z tobą pójdę, Akashi-kun, choć nie jestem przekonany, czy się nadaję. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio miałem na sobie garnitur, możliwe, że już z niego wyrosłem...
    Akashi, Aomine i Kise spojrzeli na siebie po kolei, nie odpowiadając Tetsuyi. Każdy z nich miał spore wątpliwości, a nawet pewność, że co jak co, ale Kuroko z pewnością nie wyrósł z żadnych ubrań, które miał w swojej szafie.
    Ale, rzecz jasna, żaden nie powiedział tego głośno.
    Przez dłuższą chwilę jedli w milczeniu śniadanie, od czasu do czasu komentując jedynie smak i zachwalając zdolności kulinarne Akashiego. Kise miał właśnie zapytać go, o to skąd wziął się jego talent, kiedy z korytarza dobiegł ich dźwięk telefonu.
–    Kto, w taki dzień...?- zdziwił się Ryouta, odwracając i patrząc w tamtym kierunku.
–    Uhm, ja odbiorę.- Aomine machnął ręką, wstając od stołu.- Zostawcie to mnie.
    Daiki wyszedł na korytarz i podszedł do aparatu telefonicznego. Przełknął kawałek wołowiny, którą żuł, po czym sięgnął po słuchawkę i, przyłożywszy ją do ucha, powiedział:
–    Jeśli dzwonisz z agencji albo ubezpieczalni, to życzę ci niewesołych świąt i się rozłączam.
–    A jeśli dzwoni straż pożarna?- usłyszał niepewny śmiech.
    Aomine znieruchomiał, wbijając pusty wzrok w telefon stojący na małym stoliku. Przez dłuższą chwilę milczał, czując jak jego serce najpierw powoli zwalnia, milknie, a potem zaczyna bić gwałtownie w jego piersi.
–    Kagami...- mruknął cicho, siadając na krześle przy stoliku i przecierając dłonią czoło.- Nie spodziewałem się...
–    Taa, sporo minęło, co?- westchnął Taiga.- Wybacz. Wiem, że odzywanie się prawie po miesiącu jest trochę chujowe z mojej strony, ale...
–    Nie, spoko.- Aomine pokręcił głową.
–    Musiałem poukładać sobie trochę... to i owo.- Kagami znów westchnął i zamilkł na chwilę.- Jeśli nie chcesz ze mną gadać, to zrozumiem.
–    Nie, nie, jest w porządku.- Daiki oparł łokieć o stolik, a dłoń o czoło. Sapnął cicho, wciąż nie mogąc do końca uwierzyć w to, że naprawdę rozmawia z Kagamim. Ponad trzy tygodnie nie miał z nim żadnego kontaktu, a w te święta zdołał nawet przestać o nim myśleć. Sądził, że skoro minęło tyle czasu, to Taiga odezwie się dopiero po Nowym Roku.
    A tu proszę.
    Nie sądził, że tęsknił za jego głosem tak bardzo.
–    Jak święta?- zagadnął Kagami.- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
–    Nie, nie, właśnie jemy śniadanie – odparł Daiki, w końcu dochodząc do siebie po lekkim szoku.- A jak z tobą? Już lepiej?
–    Tak, wygląda na to, że mój stan emocjonalny nieco się ustabilizował.- Taiga roześmiał się.- Wybacz za tamtą ostatnią akcję. Kiedy teraz pomyślę, w jakim stanie mnie oglądałeś, strasznie mi głupio.
–    Daj spokój.- Aomine uśmiechnął się szerzej.- To nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy widziałem cię pijanego. Bywało gorzej. Pamiętasz, kiedy na jednej z imprez nieźle się obrzygałeś?
–    Weź, nie przypominaj...- mruknął z wyrzutem Kagami. Odchrząknął cicho, wyraźnie poddenerwowany.- Uhm... Myślisz, że Kuroko będzie chciał ze mną porozmawiać?
–    Eh? Pewnie tak, jasne.- Daiki spojrzał w kierunku kuchni, skąd dochodziły głosy Akashiego i dwójki braci.- Mogę go zawołać, poczekaj.
–    Nie, nie, zadzwonię, kiedy skończycie śniadanie...
–    Czekaj.- Aomine przysłonił słuchawkę dłonią i zawołał w kierunku drzwi:- Tetsu, podejdź na chwilę!
    W kuchni rozległo się szuranie krzesła i po chwili w korytarzu zjawił się Kuroko. Popatrzył pytająco na Aomine, jednak nie pozwolił mu nawet dojść do słowa – najwyraźniej rozpoznał kto dzwoni, widząc minę starszego brata. Skinął mu głową i odebrał od niego słuchawkę. Daiki tymczasem wrócił do kuchni, by dać Tetsuyi odrobinę prywatności.
–    Halo?
    Cisza w słuchawce tylko potwierdziła jego domysły. Kuroko usiadł na krześle obok stolika i uśmiechnął się do siebie smutno. Wspomnienie tego, co niemal zrobił Kagami tamtego feralnego dnia nadal czasem go przerażało. Ale mimo wszystko lubił Taigę, nie tylko ze względu na to, że związek z nim mu się podobał – przecież już wcześniej byli dobrymi przyjaciółmi. Wiedział aż za dobrze, jak przykro jest Kagamiemu za jego zachowanie, rozumiał to i w pewnym sensie doceniał – dlatego właśnie już dawno przestał się o to gniewać.
–    Daiki-kun mówił, że nie chciałeś się z nim kontaktować, żeby nieco ochłonąć – zaczął Kuroko.- Rozumiem, że już jest lepiej?
–    Kuroko, ja...- Kagami zaczerpnął cicho powietrza.- Przepraszam... Wiem, że powinienem przeprosić cię już miesiąc temu, ale... ale bałem się... nadal się boję...
–    Uważam, że to dobrze, że nie zrobiłeś tego wcześniej – powiedział Tetsuya.- Dlatego, że wcześniej nie bardzo chciałem cię widzieć. Ja również potrzebowałem trochę czasu, aby się uspokoić. To, co próbowałeś zrobić było okropne, ale rozumiem, że nie do końca byłeś wtedy sobą. Wiem, że nigdy nie chciałeś mnie skrzywdzić.
–    Jak możesz mi wybaczać... po czymś takim?- Głos Kagamiego załamał się.
–    Do najgorszego nie doszło – zauważył Kuroko z delikatnym uśmiechem na twarzy.- Mimo wszystko powstrzymałeś się. A za to akurat jestem ci wdzięczny.
–    Dla mnie nie ma to wielkiego znaczenia, skoro w ogóle dopuściłem się do tego, żeby... tak cię potraktować.
–    To było jednorazowe. Zawsze traktowałeś mnie dobrze, więc nie zadręczaj się już tym. Ja też powinienem cię przeprosić. Chyba nie do końca wszystko przemyślałem, i nie wziąłem pod uwagę twoich uczuć tak, jak powinienem był to zrobić. Mógłbym wręcz powiedzieć, że po części zbagatelizowałem tę sprawę, a przecież sam mówiłeś, że kochasz mnie już od dawna.
–    Nie musisz przepraszać za coś takiego...
–    Muszę – przerwał mu Kuroko.- Od samego początku między nami nie było tak, jak powinno. Jakby nie patrzeć, było to jednostronne uczucie. Być może nie powinienem był w ogóle zgadzać się na ten związek, skoro nie odwzajemniałem twojej miłości.
–    I tak jestem ci za to wdzięczny – mruknął Kagami.- Nie spędziliśmy jako para zbyt wiele czasu, ale... to był najlepszy okres w moim życiu. A myśl, że wszystko zjebałem...
–    To nie twoja wina – powiedział cierpliwie Kuroko.- To znaczy... owszem, tamto nie miałoby miejsca, gdybym od początku o wszystkim wiedział... Ale nie powinieneś winić się za to, co czuje do ciebie mój brat.
–    Och, nie, nie to miałem na myśli...- zaczął Kagami z lekkim niepokojem.- Ja naprawdę... naprawdę doceniam jego uczucia! Chodzi mi o to, że od początku okłamywałem cię... nie tylko w sprawie Aomine, ale też Midorimy... Nie powinienem był ukrywać tego, co mnie z nim łączyło, ani... w ogóle niczego nie powinienem był przed tobą ukrywać.- Westchnął ciężko.
–    Żaden z nas nie może już cofnąć czasu – mruknął Kuroko.- Ale myślę, że teraz... teraz to odpowiednia chwila, żeby ruszyć z życiem dalej.
–    Sądzisz, że... mamy szansę dalej pozostać przyjaciółmi? Bo wiem, że na związek nie mam już co liczyć...
–    Postanowiłem sobie, że nie zwiążę się z nikim, dopóki się nie zakocham – odparł spokojnie Kuroko.- Może po prostu minęło za mało czasu od mojego rozstania z Ogiwarą-kun i nie jestem jeszcze gotowy na coś tak poważnego. Dam sobie więc na wstrzymanie i skupię się na studiach. A jeśli chodzi o nasza przyjaźń... chciałbym ją utrzymać. Jakby nie patrzeć, mam zdecydowanie więcej przyjemnych i zabawnych wspomnień związanych z tobą, i chyba tylko jedną złą, tę ostatnią. Na początku może być trochę sztywno, ale jestem pewien, że znów szybko się do siebie przyzwyczaimy. Może spotkamy się po Nowym Roku?
–    Jeśli tylko masz ochotę...!
–    Naturalnie.- Kuroko uśmiechnął się szerzej.- Możesz do nas wpaść, przedstawię cię komuś.
–    Och... m-masz kogoś?
–    Tak.- Tetsuya potwierdził, skinąwszy głową, choć Kagami nie mógł tego dostrzec. Najwyraźniej nie zorientował się, że jego słowa mogły zabrzmieć dwuznacznie.- Jest cudowny, ty też na pewno go polubisz. Ma na imię Nigou.
–    Huh... Nigou, co? Cóż, ehm... chyba nie będę dalej przeszkadzał ci w śniadaniu... Czy możesz jeszcze na chwilę poprosić Aho do telefonu?
–    Oczywiście. Do zobaczenia, Kagami-kun. Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
–    To moja kwestia – odparł Taiga. W jego głosie dało się wyczuć, iż mężczyzna się uśmiechnął.
    Kuroko odłożył słuchawkę na stolik i wrócił do kuchni, informując Aomine, że Kagami chce z nim jeszcze porozmawiać. Daiki miał nadzieję, że żaden z domowników nie zauważył rumieńca na jego twarzy, kiedy odchodził od stołu i szedł na korytarz. Dziwnie się czuł z fikającym w jego piersi sercem.
–    No, co tam?- rzucił do słuchawki niby obojętnie.
–    Jeszcze cię nie przeprosiłem...- westchnął Kagami.
–    Nie no, zrobiłeś to przed rozmową z Tetsu – zauważył Daiki.
–    Nie mam na myśli tamtego – odparł Kagami.- Chciałem przeprosić za to, że tak długo się nie odzywałem i ignorowałem twoje wiadomości.
–    Nie było ich zbyt wiele, więc jestem w stanie ci wybaczyć – zaśmiał się ciemnoskóry.- Poza tym wiedziałem, że mi nie odpowiesz. Uprzedziłeś mnie, że nie będziesz się ze mną kontaktował. Chociaż no, czułbym się pewniej, gdybym wiedział, że jesteś na tyle trzeźwy, by odpisać chociaż „żyję”...
–    Dlatego właśnie przepraszam – powiedział Kagami.- Pozwolisz, że ci to wynagrodzę? Naprawdę nie chcę spieprzyć jeszcze bardziej naszych relacji...
–    No jasne – odparł z uśmiechem Aomine.
–    Co powiesz na podwójną randkę? Ja, ty, piwo i burgery teriyaki.
–    Zajmuję burgery – oznajmił od razu.
–    Pasuje ci pojutrze?- W głosie Kagamiego dało się wyczuć uśmiech, co Aomine przyjął z ogromną ulgą.
–    Jasne. Mam wpaść do ciebie, czy idziemy na miasto?
–    U mnie. O czternastej?
–    Nie spóźnię się nawet o minutę.
–    Jakoś mnie to nie dziwi, przecież chodzi o burgery teriyaki... W takim razie do zobaczenia, Aho. No i, wiesz... dzięki. Za wszystko.
–    Spoko.- Aomine uśmiechnął się szerzej.- Narka, Bakagami.
    W słuchawce zapadła cisza. Daiki z cichym westchnieniem odłożył ją powoli i jeszcze przez krótką chwilę stał w korytarzu. Słyszał rozmowę Akashiego i Kuroko na temat zbliżającego się balu, słyszał śmiech Kise i radosne szczekanie Nigou – wszystko to słyszał, a jednak nie do końca te dźwięki do niego docierały. Hałas w kuchni był dość głośny i trwał nieprzerwanie.
    A mimo to, głos Kagamiego, który przecież już umilkł, rozbrzmiewał w jego głowie znacznie, znacznie głośniej.








* Chyba wszyscy wiedzą, że „nigou” oznacza numer drugi xD
** Nie ma to jak krewetki na śniadanie, co nie? :D :D :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń