[MnU] Odcinek 94



Prawie dwutygodniowy pobyt w szpitalu niewiele poprawił stan zdrowia Aomine – przynajmniej zdaniem Kagamiego.
Odwożąc go do domu tuż po wypisaniu, przy którym zresztą czerwonowłosy był, Taiga miał wystarczająco dużo czasu, by przyjrzeć się przyjacielowi. Nie mógł zwalczyć silnego wrażenia, że jego tak piękna do tej pory cera w kolorze mlecznej czekolady mocno pobladła, a oczy straciły blask. Chociaż Daiki wciąż miał momentami cięty język i rzucał głupimi żartami (choć bez większej werwy i raczej z przyzwyczajenia, niż z chęci), to zdawał się być bardziej pusty w środku, bardziej...
Bardziej martwy.
Kagami bał się tego określenia. Myśl, że jego przyjaciel miałby być w środku martwy, nawet jeśli tylko cząstkowo, przyprawiała go o silne dreszcze. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo lubi głębię granatowych oczu Aomine, jak bardzo lubi blask jego skóry na słońcu i zawadiacki uśmieszek, kiedy z nim flirtował lub próbował go podpuścić.
To się chyba nie skończy, prawda?
Taiga już za tym tęsknił, a co dopiero, gdyby miał się nigdy nie doczekać sprośnych sugestii Aomine.
Jak tam nerwy?- zapytał Kagami, odchrząknąwszy wcześniej.
Hm?- Aomine odwrócił wzrok od szyby, przez którą wyglądał na nieszczęsnych pieszych, walczących ze śniegiem zalegającym na ulicach.- Ach. Cóż, mam dobrą wymówkę, żeby Ryouta nie wyściskał mnie na śmierć.- Ciemnoskóry skrzywił się lekko, machinalnie dotykając dłonią klatki piersiowej. To właśnie tam, pod ciepłą kurtką, swetrem, podkoszulką i bandażami kryły się największe i najbardziej widoczne blizny.
Czujesz się na siłach, żeby wrócić do domu?- spytał cicho Taiga i dodał pospiesznie:- Nie odbierz tego źle, nie chcę wypytać cię o...
W porządku.- Daiki wzruszył ramionami.- To tylko rodzinny obiad powitalny. Przywitam się ze ścianami, podłogą i sufitem, chwilę pogadam z Ryoutą i Tetsu, pogłaszczę Nigou, a potem pójdę zamknąć się u siebie.
Czyli...- Kagami przełknął nerwowo ślinę, zatrzymując się na czerwonym świetle.- Nie czujesz się najlepiej?
To nie tak, że nie chcę wrócić do domu – mruknął Aomine, przecierając dłonią kark. Musiał wsunąć dłoń za kołnierz golfa. Nie chciał nikomu pokazywać blizny na szyi.- Tęsknię za własnym kątem, po prostu... Nie chciałbym, żeby widzieli.- Aomine znów odwrócił twarz w kierunku szyby.- Nawet przypadkiem. Szczególnie Ryouta. Jest jak baba – westchnął, opierając ciężko głowę o zagłówek fotela.- Zaraz by się rozbeczał i zaczął jęczeć, jak to bardzo mnie kocha i jak mu przykro i sratata...
Kagami nie uśmiechnął się. Jego zdaniem Kise wcale nie był taką beksą. Jego zdaniem Kise spuściłby wzrok i hamował gniew, które z pewnością by się w nim gotowały – które zapewne w głębi niego już się gotują. Jego zdaniem blondyn już wystarczająco namartwił się i napłakał, kiedy Aomine zniknął, a potem odnaleźli go, okrutnie skrzywdzonego. 
Teraz w Kise zapewne pozostał już tylko gniew z powodu niesprawiedliwości i tego, że ktoś wyrządził krzywdę osobie, którą kochał najbardziej.
Pewnie nie powinienem o to pytać...- zaczął nerwowo Taiga.- Ale wiadomo, kiedy będzie rozprawa? Muszą skurwysyna zamknąć za coś takiego...
Przyślą mi list z zawiadomieniem – odparł Aomine, przełykając ciężko ślinę.- Na razie sąd pęka w szwach, za dużo rozpraw. Imayoshi siedzi w areszcie i będzie tam siedział, dopóki nie zajmą się tą sprawą. Pewnie potrwa to z miesiąc, o ile nie dłużej... Tak mnie ostrzegał ten policjant, Kiyoshi. 
Może to i lepiej – mruknął Kagami.- Będziesz miał trochę czasu, żeby odpocząć i przygotować się na zeznania.
Ano.
Aomine więcej nie powiedział. Kagami więcej się nie odezwał.
Dopiero kiedy dojechali na miejsce i wysiedli z auta, Daiki przeciągnął się lekko i rozejrzał na boki, przesuwając spojrzeniem po domu i podwórzu. Zahaczył również o okna w sąsiednim domu, jakby chciał powitać nawet tego starego pryka, którego tak nie lubił od dzieciaka.
Dobrze być w domu – stwierdził cicho, lecz Kagami go nie usłyszał.
Głodny?- zapytał Taiga, wyciągając z bagażnika niewielką torbę, w której Aomine przywiózł swoje rzeczy ze szpitala.
No nawet – odparł tamten, kiedy ramię w ramię ruszyli do drzwi wejściowych.- Serio, dobrze, że w domu są tylko moi bracia, i że zjemy obiad w takim małym gronie. Chyba nie jestem gotowy na...
Aomine umilkł raptownie, ponieważ gdy tylko otworzyli drzwi i przeszli przez próg, z końca korytarza, gdzie znajdowała się kuchnia, dobiegł ich szum zdecydowanie licznych głosów.
Jesteś pewien, że w domu są tylko Kise i Kuroko?- zapytał sceptycznie Kagami, spoglądając na ciemnoskórego.
No, miał być obiad rodzinny, a z tego co wiem, to mam tylko dwóch braci – bąknął niepewnie Daiki, wahając się, czy zdjąć kurtkę, czy może lepiej od razu brać nogi za pas.
W tym momencie jednak drzwi kuchni otworzyły się i na korytarz wyjrzał Kise. Najwyraźniej pośród głosów udało mu się usłyszeć ich przybycie. Teraz skrzywił się z miną winowajcy, wyślizgnął się z kuchni, zamykając za sobą drzwi i na paluszkach podszedł no Kagamiego i Aomine.
Daikicchi, witaj w domu!- powiedział nieco jękliwie, po czym złożył dłonie jak do modlitwy i posłał mu szczenięce spojrzenie.- Braciszku ukochany mój, najdroższy pod słońcem ty, ja naprawdę nie wiem, jak to się stało...!
Do rzeczy, Ryouta – westchnął zrezygnowany Aomine.
Wczoraj spotkałem w hipermarkecie Yukio – jęknął Kise, łapiąc się za policzki i nadal patrząc maślanym wzrokiem na brata.- No zaprosiłem go odruchowo, nawet nie wiem kiedy! No i jak wieczorem wrócił do domu Tetsucchi i mu to powiedziałem, to trochę się zirytował i stwierdził, że skoro ja zaprosiłem Yukio, to on zaprosi Akashicchiego!
Ehh, no dobra, Akashi jeszcze może być.- Aomine machnął ręką, już gotowy się rozbierać, jednak Kise najwyraźniej jeszcze nie skończył.
N-no tak – wyjąkał nerwowo.- Tyle że Akashicchi źle go zrozumiał i zabrał ze sobą Midorimacchiego, a od Midorimacchiego dowiedział się Takaocchi i zapytał, czy on też może, no i nie mogłem mu odmówić, on też jest dla mnie – dla nas! – jak młodszy braciszek, więc mu pozwoliłem, a-a-a on wziął ze sobą swojego chłopaka, n-no i jest nas razem trochę więcej niż zakładałem...
Aomine zamrugał sceptycznie, przyglądając się zdenerwowanemu Kise ze sporą dozą irytacji. W końcu westchnął ciężko i cmoknął, niezadowolony.
Skoro tak, to ja na obiad zapraszam Kagamiego – burknął.
Eh?- Kise zerknął na Taigę i znów spojrzał na brata.- Czyli jeszcze jedna osoba?
Jak każdy sobie zaprasza kogo chce, to ja chyba też mogę, nie?- Aomine zzuł buty i zdjął kurtkę.- A ten chłopak Takao, to kto to w ogóle?
Był w szpitalu, wtedy, pierwszego dnia – zaczął pospiesznie wyjaśniać Kise.- Nazywa się Miyaji Kiyoshi, trochę mrukliwy, ale sympatyczny!
Dobra, miejmy to z głowy – westchnął Aomine, po czym dodał, patrząc wilkiem na blondyna.- Ale po obiedzie masz wszystkim powiedzieć, że na pewno czuję się zmęczony i chcę odpocząć, rozumiemy się?
Tak powiem!- Kise pokiwał energicznie głową.
Gotowy?- Aomine spojrzał na Kagamiego, jakby to on był torturowany i właśnie miał się spotkać ze zgrają ludzi, których w sumie ledwie zdał, bo bardziej byli przyjaciółmi jego rodzeństwa, niż jego samego.
N-no, a ja mam coś tam mówić, czy coś?- bąknął Taiga.
Nie no, po prostu nażresz się jak świnia i wyjdziesz!- burknął Aomine, kierując się do kuchni.- Poprowadź czasem rozmowę, jak mi się nie będzie chciało.
Weszli do kuchni i ich oczom ukazał się niecodzienny obrazek. Kise musiał rozłożyć wcześniej stół, bo było na nim wystarczająco miejsca by położyć całą odświętną zastawę oraz półmiski – póki co puste. Przy nakrytym już stole siedział jedynie Akashi, ze znudzeniem popijając wino i wpatrując się w Kuroko i Takao, którzy przysiedli na podłodze i bawili się z Nigou. Midorima stał w kącie, rozmawiając z kimś przez telefon, a mężczyzna, którego Aomine rzeczywiście kojarzył z widzenia, i który musiał być chłopakiem Kazunariego, stał za kuchenną ladą i mieszał coś w garnkach, razem z Kasamatsu. Najwyraźniej zobowiązał się pomóc gospodarzom w przygotowaniu posiłku.
Jako pierwszy ich wejście zauważył, oczywiście, Seijuurou, jako że był „na wylocie”. Przestał bujać kieliszkiem, który trzymał w dłoni, jego spojrzenie przesunęło się po golfie, który Aomine miał na sobie. Z wyrazu jego oczu nie można było odczytać nic konkretnego, ale sam fakt, że nie od razu się odezwał, już o czymś świadczył.
Świetnie – powiedział.- Od paru chwil zacząłem się robić autentycznie głodny.
Ta, cześć – mruknął Aomine.- Fajnie widzieć w moim domu twoją bogatą mordę, Akashi.
Jestem wzruszony.- Seijuurou skinął z gracją głową.
Daiki-kun!
Cześć, Tet-...pffle!- Aomine pospiesznie odsunął się od szczenięcej mordki, którą podsunął mu pod nos Kuroko, po czym zaczął pluć na dywan.- Fuj, włożył mi jęzor do gęby! Pfle! Pfle!
Nigou bardzo za tobą tęsknił – wyjaśnił ze zmartwieniem Kuroko.
Hau hau!- zaszczekał równie zmartwiony szczeniak, podkulając ogon.
Tsk!- Aomine wyprostował się, ocierając obślinione usta rękawem golfa.- Do tej pory myślałem, że ja za nim też... Jednak cię nienawidzę, Akashi.
Co?- Seijuurou spojrzał na niego.- Czemu ja?
Ty mu go kupiłeś!
No to co? Miał szansę go wyrzucić.- Akashi wzruszył beztrosko ramionami i upił łyk wina. Najwyraźniej nie miał zamiaru wstać, by powitać domownika jak należy.
Cześć, Aomine!- Zza ramienia Kuroko wychynął Takao, jak zawsze szeroko uśmiechnięty.- Poznałeś już mojego chłopaka?!
Dopiero co wszedłem, ludzie...- westchnął Aomine, oczami wyobraźni widząc, jak Kazunari z radości macha ogonem i wywiesza jęzor. Aż tak go cieszyło, że ma chłopaka?
Nie zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni – dobiegł głos z kuchennej części. Ciemnoblond mężczyzna podszedł do niego, wycierając dłonie w fartuch, który zapewne pożyczył mu Kise. Podał mu dłoń.- Miyaji Kiyoshi, miło mi poznać. Wybacz, że Takao nas tu wprosił.
Ej no, Miyaji!
Aomine Daiki – odparł Aomine, trochę niechętnie podając mu i ściskając jego dłoń.- Spoko, nie biorę tego do siebie. Takao to trochę utrapienie, ale jednak rodzinne utrapienie.
To dobrze czy źle? – mruknął Kazunari, zwracając się do Tetsu.
Dobrze – odparł tamten, nie patrząc na niego, zbyt zajęty przytulaniem swojego szczeniaka.- Na pewno jesteś głodny, Daiki-kun.
Aomine miał ochotę powiedzieć, że już się najadł nerwów i stresu wśród tylu osób, ale darował sobie i po prostu potwierdził. Kagami pozwolił sobie na lekki uśmiech. 
Zaraz nakładamy – powiedział Kasamatsu, wychodząc niepewnie zza kuchennej lady i ostrożnie podchodząc do Aomine. Daiki mógł spodziewać się wszystkiego, ale nie widoku Yukio w ich domu, ponownie, w dobrej atmosferze. Widział, że były chłopak Kise jest zdenerwowany i tylko czeka na jego reakcję.
Daiki nie zastanawiał się nad tym, czy wybaczył mu zdradę Ryouty – zwyczajnie nie miał na to czasu. Pamiętał swoją wściekłość, kiedy się o tym dowiedział, pamiętał ten gniew, kiedy przyszpilił Kasamatsu do ściany w metrze i ledwie pohamował się, by obić mu porządnie twarz. To było wtedy, gdy Kise wylądował w szpitalu po wypadku, a on obwiniał Yukio. Pamiętał złość i bezradność, gdy przechodząc obok pokoju Ryouty, słyszał za drzwiami jego cichy, tłumiony przez poduszkę szloch.
Tak, nie wiedział, czy wybaczył to Kasamatsu. Ale w obliczu tego, co go spotkało, zaczął mieć wrażenie, że to nie jest takie ważne. Widząc go w znajomym fartuszku – tym, który zawsze zakładał, gdy przyjeżdżał do nich i gotował coś z Kise – jego głowę zaprzątały myśli, że skoro się tutaj znalazł, w dobrej atmosferze, w towarzystwie akceptującego jego obecność Ryouty, to nie było to bez znaczenia. 
Jakby nie patrzeć, przez nieomal siedem lat Yukio był dla nich jak ojciec. Chociaż niewiele starszy, opiekował się nimi, gotował dla nich, rozmawiał z nimi, beształ ich, gdy robili coś źle i chwalił ich, gdy coś im wychodziło, pocieszał, kiedy upadali na dno. Był przy nich bez względu na wszystko.
To prawda, że popełnił ogromny błąd – błąd, którego później żałował. Ale czy to naprawdę powód, by skreślać go na całe życie? Czy to naprawdę powód, by zignorować ten ból i zmartwienie w jego oczach, by odrzucić jego troskę, by zdeptać chęć pomocy, jaką chciał zaoferować?
Czy naprawdę warto tracić cenny w życiu czas – tracić w ogóle życie – na pałanie nienawiścią i niechęcią do drugiego człowieka?
Mam nadzieję, że zrobiłeś teriyaki – wykrztusił Aomine przez nieco ściśnięte gardło.
Super porcja dla ciebie – odparł Kasamatsu.
Daiki pokiwał głową. Przez chwilę stali w bezruchu przed sobą, żaden nieświadom tego, że całe pomieszczenie tonęło w ciszy a wszyscy przyglądali się tej scenie. W końcu Aomine odetchnął głęboko i wyciągnął ramiona. Yukio objął go i mężczyźni objęli się łagodnym gestem.
Ocuciło ich pociągnięcie nosa. Oderwali się od siebie, nieco zażenowani, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że stali się aktorami na oświetlonej scenie. Kise pospiesznie przetarł dłońmi oczy.
Przepraszam – powiedział, po czym uśmiechnął się szeroko.- No, to nakładajmy! Zanim wszyscy padniemy z głodu!
Aomine pokiwał ochoczo głową. Kasamatsu odwrócił się i sam ukradkiem pociągnął nosem i przetarł łezkę, która zdradziecko wyrwała się z jego oka i skapnęła na policzek. Dołączył do Ryouty i Miyajiego, którzy zajęli się wykładaniem potraw na półmiski.
Daiki odchrząknął głośno, po czym skrzywił się niechętnie.
Dawaj go tu – burknął do Kuroko, zabierając od niego szczeniaka i przytulając go.- Głupi kundel.

***

Kagami czuł się podwójnie, o ile nie nawet potrójnie zdenerwowany. 
Po pierwsze, jadł obiad w stanowczo za dużej grupie – grupie, która (to po drugie) składała się między innymi na trzech facetów, z którymi kiedyś sypiał. Z Aomine był to co prawda raz, z Midorimą miał przelotny romans, ale przede wszystkim był tu Kuroko – Kuroko, który niecałe dwa tygodnie temu obdarzył go przed szpitalem najpiękniejszym podziękowaniem za pomoc, o jakim tylko mógł marzyć.
Pocałunkiem.
Przez cały ten czas Taiga usilnie starał się nie wzbudzać w sobie nadziei, ale to było niebezpiecznie silne uczucie. 
Kuroko wyglądał tego dnia pięknie. Podczas posiłku Kagami starał się patrzeć na każdego, kto akurat coś mówił (najwięcej Kise i Takao, zupełnie jakby brali udział w wyścigach), ale raz po raz pozwalał sobie zerknąć na bardziej milczącego Tetsuyę.
Wyglądał pięknie w beżowym swetrze i niebieskich dżinsach, z tą swoją czupryną anielsko błękitnych włosów i równie anielskim spojrzeniem. Ani razu nie udało mu się go pochwycić, ale w sumie cieszył się z tego – gdyby napotkał jego wzrok choć raz, zapewne cały by poczerwieniał i ktoś jeszcze nie daj Boże pomyślałby, że się dusi. Już i tak na samą myśl trochę się rumienił.
Nie rozumiał jednak, dlaczego Kuroko ledwie zwracał na niego uwagę. Oczywiście, głównie poświęcał ją bratu, który dopiero co wrócił ze szpitala, ale oprócz tego przy stole zagadywał Takao, Miyajiego, Akashiego... nawet Midorimę.
Czemu ani razu nie odezwał się do niego?!
Oczywiście, Kagami sam mógłby rozpocząć rozmowę, ale nie miał bladego pojęcia, co powiedzieć, bo głowę wypełniało mu jedynie wspomnienie tamtego słodkiego pocałunku, który tak bardzo chciałby powtórzyć. 
Czy po obiedzie powinien zagadać Tetsuyę? Już w momencie, kiedy parę dni wcześniej Kise zadzwonił do niego i zapytał, czy będzie w stanie odebrać Daikiego ze szpitala, kiedy go wypiszą, Kagami planował przy okazji porozmawiać z Kuroko. Nie mógł zadzwonić do niego w tej sprawie, ani napisać – za bardzo bał się, że Tetsuya nie odbierze albo nie odpisze. Chciał porozmawiać w cztery oczy, tak żeby nie było żadnej ucieczki od tego tematu.
Nie posądzał Kuroko o chęć ucieczki, ale wolał na wszelki wypadek dmuchać na zimne.
Mniej więcej do połowy obiadu wszystko było w porządku. Widział, że Aomine w dalszym ciągu czuje się trochę niepewnie, ale zainteresował się opowieścią Miyajiego o jego pracy w klubie dla hostów, zdobył się nawet do tego, by zagadać Midorimę, choć zapytał go o jego ojca, który leczył Kise, kiedy ten przebywał w szpitalu. Kise wyglądał na wyraźnie szczęśliwego i w czasie, kiedy inni byli zajęci rozmową, cicho zagadywał Kasamatsu, który równie cicho mu odpowiadał – dodatkowo zauważył, że Akashi przyglądał im się z zainteresowaniem. Z tego co wiedział, po rozstaniu z Yukio Kise spędził noc u czerwonowłosego. Domyślał się co robili i ciekawiło go, co teraz czuje Akashi, widząc, że jego były jednorazowy kochanek najwyraźniej znów nawiązuje bliższy kontakt z ukochanym.
Z Kuroko było podobnie, do pewnego czasu. Umawiał się z Takao na nockę w domu trójki braci, żeby mogli bawić się z Nigou i wyprowadzić go wspólnie na spacer. Rozmawiał z Akashim na temat jakiegoś autora, o którym Seijuurou wyrażał się z wyraźną drwiną. Zachowanie Daikiego względem Kasamatsu najwyraźniej wywarło na nim duże wrażenie, bo zagadał także i jego, na temat porzucenia pracy i zespołu, który kiedyś miał ponoć założyć. Jego mina nie wyrażała wiele, jedynie gdy od czasu do czasu lekko się uśmiechnął, jednak w którymś momencie, kiedy sięgnął do kieszeni i pod stołem spojrzał na swoją komórkę, jego postawa diametralnie się zmieniła.
Wydawał się przerażony. Kagami zmarszczył brwi, przyglądając mu się z troską. Tetsuya siedział na końcu stołu, a Taiga na jego środku, wobec czego nie mógł zobaczyć, co takiego wystraszyło Kuroko, ale zdecydowanie wpłynęło na jego nastrój. Błękitnowłosy nerwowym ruchem przesunął po ekranie po czym schował telefon do kieszeni, przeczesał dłonią włosy i wrócił do posiłku.
Ręce mu się trzęsły i do końca obiadu nikomu już nie spojrzał w oczy.
Po tym Kagami zdecydowanie postanowił z nim porozmawiać. 
Kiedy tylko wszyscy już się najedli, a Kise oznajmił stanowczo, że Daiki powinien pójść odpocząć, Taiga odsunął się od stołu i wstał niespiesznie. Aomine poklepał go po ramieniu, kiedy wychodził z kuchni, Kise, Kasamatsu i Miyaji znów całą trójką udali się do części kuchennej, tym razem by pozmywać naczynia. Akashi i Midorima pogrążyli się w cichej rozmowie, Takao oddał się zabawom z Nigou, a Kuroko najwyraźniej chciał czmychnąć do siebie. 
Kagami złapał go na korytarzu.
Kuroko?- rzucił, kiedy Tetsuya już wspinał się po schodach.
Kagami-kun?- Kuroko spojrzał na niego z odrobiną zaskoczenia.
Cześć, ehm...- Czerwonowłosy podrapał się niepewnie po głowie.- Przepraszam, jesteś zajęty?
Co? Och, nie...- Kuroko odwrócił się i powoli, wręcz ciężko zszedł ze stopni.- Chciałem skoczyć tylko do toalety...
Mogę poczekać – mruknął Kagami, zerkając odruchowo na kieszeń, w której błękitnowłosy miał komórkę.
W porządku, nie trzeba.- Kuroko potrząsnął głową. Wyglądał na trochę nerwowego. To zupełnie było do niego niepodobne. Co też zobaczył w tym telefonie?!- O co chodzi?
Ehm...- Taiga zawahał się, nagle nie do końca przekonany, czy na pewno chce wspomnieć o ich pocałunku.- Dawno ze sobą nie gadaliśmy...
To prawda.- Kuroko skinął głową.- Przepraszam, tyle się działo...
Nie, nie, nie obwiniam cię o to – zapewnił tamten, unosząc dłonie.- Nawet nie chodzi mi o to, że po prostu nie gadaliśmy, po prostu...- Kagami miał dziwne wrażenie, że Kuroko zaraz zbeszta go za to plątanie się, a wtedy Taiga zdenerwuje się jeszcze bardziej.- Zastanawiałem się, czy... czy może będziesz miał chwile czasu, żeby... żeby pogadać ze mną... Och, wiesz... No...
Och.- Kuroko nagle jakby olśniło. Potrząsnął głową.- Och – powtórzył.- No tak. Przepraszam, Kagami-kun. Ostatnio tyle się u mnie dzieje, że gubię wątek za wątkiem, zupełnie jakby...- Przełknął ciężko ślinę.- Jakby moim ciałem sterował ktoś inny. 
Och – mruknął pustym głosem Kagami. Więc to tak? 
Wiem, jak to brzmi, ale nie to miałem na myśli – powiedział pospiesznie Kuroko.- Byłem absolutnie świadom tego, że cię całuję, Kagami-kun, i byłem absolutnie przekonany, że tego chciałem. Nadal jestem o tym przekonany, po prostu... Po prostu wtedy nie myślałem o twoich uczuciach.- Kuroko spuścił wzrok na podłogę.- A teraz o nich myślę. I...
Spoko.- Kagami pokiwał powoli głową, uśmiechając się kwaśno.- Rozumiem aluzję.
Kagami-kun...
Wyluzuj.- Taiga wzruszył ramionami, zrezygnowany.- Byłem na to przygotowany.- Nie był.- Takie rzeczy się zdarzają, w końcu wiele zależy od chwili, no nie? Byłeś mi wtedy wdzięczny, nie miałeś jak podziękować, więc podziękowałeś pierwszym lepszym, co ci przyszło na myśl...
Kagami-kun, to nie tak...- zaczął ze zmartwieniem Kuroko, próbując chwycić jego dłoń.
Taiga jednak odsunął się. Za bardzo bolało go serce – nie chciał, by bolało go jeszcze ciało, kiedy ta dłoń sięgnie jego dłoni.
W porządku, nie przejmuj się – mruknął.- Wracam pożegnać się zresztą. Dobrze było cię znowu widzieć. Do zobaczenia.
Kagami-kun...- zaczął niepewnie Kuroko.
Kagami wrócił do kuchni, nie oglądając się za siebie. Zamknął drzwi prowadzące na korytarz, jakby miał nadzieję, że pomogą mu one odgrodzić się od uczuć, które żywił do Tetsuyi. Że pomogą mu stworzyć mur między nimi. 
Okazało się, że nie tylko on zbierał się do wyjścia. Akashi już żegnał się z Kise, rozmawiając z nim na boku przyciszonym tonem; Kasamatsu zerkał na nich kątem oka, wycierając umyte naczynia, które podawał mu Miyaji. Midorima stał pod oknem, gotowy do wyjścia. Skinął mu głową, kiedy Kagami wszedł. 
Niesiony jakąś niezrozumiałą siłą, Taiga podszedł do niego i również skinął mu głową.
Co tam słychać?- mruknął.
Nie najgorzej – odparł Shintarou, przymykając oczy i poprawiając okulary.- Kłótnia z ukochanym?
Co?- Kagami spojrzał na niego nieprzyjemnie. Zapomniał już, jak przenikliwe są te zielone oczy, które teraz bacznie mu się przyglądały.
Cały podenerwowany wyszedłeś za Kuroko, a wróciłeś wkurzony. Czyżbyś nie dostał odpowiedzi, jakiej oczekiwałeś?
Taiga wyjrzał za okno na ośnieżony kawałek podwórza i drewniany płot oddzielający dom trójki braci od sąsiedniego budynku. Zacisnął wargi w wąską linię i odchrząknął.
Nie zawsze dostajemy to, co chcemy – mruknął.- Prawda?
Nawiązujesz do mnie?- Midorima zmarszczył brwi.
Kagami skinął dyskretnie głową w kierunku Akashiego.
Pamiętam, jak mi o nim mówiłeś – mruknął cicho.- Jak jeszcze byliśmy razem.- Spojrzał na niego.- To w nim się bujałeś tyle czasu. Teraz w końcu dostałeś, czego chciałeś, ale czy na pewno? Akashi nie wygląda mi na kogoś, kto może kochać. Sypiałeś z nim już wcześniej, ale czy właśnie o to ci chodziło? Masz go teraz na wyłączność, to wszystko.
Do czego zmierzasz?- zapytał poirytowany Midorima.
Do tego, że związki bez uczuć są do dupy – mruknął Kagami, marszcząc gniewnie brwi.- Kiedy to jedna strona coś czuje, a drugiej tylko się wydaje... Jesteśmy tacy sami, Midorima. Oboje zakochani w kimś, kogo nie możemy mieć, nawet, jeśli już z nim jesteśmy. Zaznamy odrobiny tego, co nosi maskę szczęścia, ale to jedyne, na co najwyraźniej zasługujemy. Jedyne, czego możemy oczekiwać. Ja już się łudzę – westchnął, kręcąc głową.- I tobie też nie radzę. 
Ja i Akashi...
Ta, życzę wam szczęścia – przerwał mu Kagami, odwracając wzrok od okna i patrząc Midorimie w oczy.- Ale pamiętaj, że kłamstwo ma krótkie nogi.
Twierdzisz, że okłamuję Akashiego?- Midorima prychnął.- Nic się przed nim nie ukryje. I ja nie mam nic do ukrycia.
Czyżby?- Taiga skrzywił się lekko, po czym poklepał Midorimę po ramieniu, tak jak wcześniej jego poklepał Aomine.- Trzymaj się. Do zobaczenia.
Kagami pożegnał się z całą resztą i wrócił do domu.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń