[15 minut] Rozdział dziesiąty

Rozdział dziesiąty
Kazunari

   
    Od paru dni, a dokładniej mówiąc – od pierwszej prywatnej wizyty u Midorimy – nawiedzał mnie potwornie wisielczy humor. Starałem się jakoś go załagodzić i zająć umysł, układałem puzzle, słuchałem muzyki, pozwoliłem sobie nawet na obejrzenie dwóch odcinków jakiejś losowej dramy, co niestety skończyło się bólem głowy.
    A wszystko przez to jedno, głupie zdjęcie.
    Shintarou przygotował dla mnie kopię zdjęć, które oglądaliśmy podczas terapii, wśród nich znalazła się także ta nieszczęsna fotografia zabójczo przystojnego blondyna – Kise Ryouty.
    Nie byłem o niego zazdrosny, przecież nie kochałem Midorimy, nie czułem do niego żadnych wzniosłych, romantycznych uczuć – lubiłem go, tak zwyczajnie i po prostu. Mimo to jednak myśl, że kiedyś byliśmy kochankami, wciąż zajmowała w mojej głowie priorytetowe miejsce. Zastanawiałem się, dlaczego Shintarou mnie kochał? Za co? Jak bardzo? Bo kiedy patrzyłem na Kise, automatycznie zasypywałem się masą kompleksów...
    Zupełnie tak, jakbym chciał się podobać Midorimie... A to byłoby już naprawdę śmiechu warte. Nie miałem najmniejszego prawa konkurować z kimś tak nie dość, że przystojnym, to w dodatku sławnym i bogatym. Kise z całą pewnością miał wszystko – piękne ciało, piękną twarz, piękne włosy i... pięknego mężczyznę u swego boku.
    Nie wspominając o, z całą pewnością, pięknej wypłacie, pięknym samochodzie i pięknym domu...
    A ja? Średniego wzrostu, przeciętnej urody, bezrobotny i na dodatek pokaleczony niemal na całym ciele przez wypadek samochodowy. Teraz Shintarou nie ma co się za mną oglądać...
    Mój fatalny humor trwał od kilku dni, ale na moje szczęście z odsieczą przybył, wbrew logice, właśnie Midorima – proponując mi wycieczkę po miejscach z naszych wspólnych wspomnień, a będąc bardziej ścisłym – po naszym starym liceum.
–    Dawno nie czułem się tak podekscytowany!- rzuciłem z uśmiechem, nerwowo zacierając dłonie i wyglądając przez okno samochodu Shintarou. Pierwszy raz w życiu... no, przynajmniej tym pięcioletnim życiu... byłem w tej dzielnicy Tokio, z uwagą chłonąłem więc każdy szczegół, mając na uwadze, że nawet najmniejsza latarnia może obudzić moje wspomnienia.
–    Cieszę się, że mój pomysł przypadł ci do gustu – powiedział Midorima z delikatnym uśmiechem na twarzy.- Postanowiłem wybrać nasze liceum jako pierwsze, ponieważ moim zdaniem wiążesz z nim najwięcej przyjaznych i szczęśliwych chwil. Nasz dawny trener, Masaaki Nakatani, wciąż tam pracuje i z wielką ochotą zgodził się na spotkanie.
–    Jaki on jest?- zapytałem z ciekawością.- Lubiłem go? A ty go lubiłeś? A nasi koledzy?
–    To dość surowy człowiek – przyznał z wahaniem Shintarou.- Nie mniej jednak zawsze odnosiłem wrażenie, że traktuje nas jak własnych synów. Starał się po prostu poprowadzić nas do zwycięstwa, nieważne jak ciężkimi treningami. Ty z kolei uważałeś, że jest zabawny, ale...- Midorima odchrząknął, nieco zażenowany.
–    Ale?
–    Ale, jakby nie patrzeć, dla ciebie każdy był na swój sposób zabawny – mruknął niechętnie.
–    Aah, rozumiem – zaśmiałem się.- W takim razie to chyba też się we mnie nie zmieniło, bo wiele osób mnie śmieszy. Pozytywnie, rzecz jasna.
    Midorima nie odpowiedział nic, uśmiechnął się jedynie pod nosem. Przypuszczałem, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że i on mnie potrafi rozbawić – znał mnie przecież doskonale, prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek inny.
    Wkrótce dojechaliśmy na miejsce. Shintarou zaparkował przed okazałym, dość wiekowym budynkiem – zgodnie z tym, co opowiadał mi po drodze, Liceum Shuutoku należało do tak zwanych „Trzech Króli Tokio”, miało długą historię i równie długą tradycję. Jako jedna z najznamienitszych szkół pod względem sportu, posiadała okazałą kolekcję pucharów oraz medali, w tym również tych, które zdobyła dla niej drużyna koszykówki, do której należałem.
–    Więc to tu spędziłem przysłowiowe najlepsze lata mojego życia – powiedziałem z uśmiechem, wysiadając z samochodu.- Rodzice pokazywali mi tylko zdjęcia w Internecie, na żywo szkoła wydaje się być naprawdę wielka.
–    Bo w istocie taka jest – odparł Midorima, ruchem dłoni zachęcając mnie, byśmy ruszyli do głównego wejścia.- To jedna z najstarszych szkół Tokio, jako jeden z nielicznych budynków niemal bez szwanku wyszła z nalotu amerykańskiego*. Została tylko nieznacznie odbudowana i wyremontowana. Sporo dzisiejszych sław się w niej uczyło, głównie obecni sportowcy.
–    To naprawdę robi wrażenie – przyznałem, przekraczając próg budynku tuż za Midorimą. Rozejrzałem się z ciekawością po przestronnym, klasycznym holu z szafkami na buty, wyciągając szyję, by zerknąć również na długi korytarz.- Zajęcia się skończyły, tak?
–    Tak. Wolałem uniknąć przerw, licealiście krzywo by na nas patrzyli – wyjaśnił Shintarou, poprawiając okulary.- Chodźmy. Obecnie trwają tylko zajęcia klubowe, pójdziemy więc najpierw do trenera, a później oprowadzę cię po szkole. Nie jestem pewien, czy sam pamiętam wszystko dokładnie, ale o ile nie zrobili generalnego remontu, to powinienem trafić do naszej dawnej klasy.
–    Super!- ucieszyłem się, zacierając dłonie.- To naprawdę ekscytujące! Chociaż trochę irytuje mnie fakt, że nie pamiętam tego miejsca, to naprawdę cieszę się, że w końcu się tutaj znalazłem. Mimo wszystko mam wrażenie, jakbym krok po kroku odgadywał zagadki, które ostatecznie uwolnią mnie od amnezji.
–    Cieszę się, że myślisz o tym tak pozytywnie – powiedział Midorima, uśmiechając się lekko. Odwrócił nieznacznie głowę, jakby chciał to przede mną ukryć.- Wobec tego, jeśli uwiniemy się do godziny szesnastej, będziemy mogli przejść się do naleśnikarni nieopodal. Często mnie tam zaciągałeś, bo zasmakowały ci jedne z nich, brzoskwiniowe. Nawet na studiach od czasu do czasu przyjeżdżaliśmy na nie właśnie tutaj.
–    Brzmi smacznie – stwierdziłem, przełykając ślinkę, która naciekła mi do ust. Kiedy po wypadku zamieszkałem z rodzicami, mama również przygotowywała dla mnie takie naleśniki, właśnie brzoskwiniowe. Jeżeli jej zasmakowały mi do tego stopnia, to jak bardzo musiałem uwielbiać te z prawdziwej naleśnikarni?
    Skręciliśmy właśnie w boczny korytarz, na końcu którego widać było duże dwudrzwiowe przejście, kiedy na drodze stanęła nam jakaś nastolatka. Była wysoka jak na swój wiek – i płeć – wzrostem niemal mi dorównywała więc, jak uznałem, mogła mieć około stu siedemdziesięciu pięciu centymetrów. Długie zielone włosy miała rozpuszczone i perfekcyjnie proste, opadały jej luźno na ramiona, podobnie jak i równo ścięta grzywka na czoło. Nosiła okulary, a jej okrągła, poważna twarzyczka dodawała jej zaskakującego uroku.
    Nie mogłem jej znać, ale sam wygląd natychmiast podpowiedział mi, że jest spokrewniona z Midorimą.
–    Dzień dobry, Shintarou – odezwała się. Dźwięk jej głosu trochę mnie zaskoczył, był niezwykle spokojny i łagodny, zdawał się być zdolny do kojenia nawet najbardziej cierpiącej duszy.
–    Cześć, Yukinari – odparł Midorima, przystając i poprawiając swoje okulary.- Takao, to jest moja młodsza siostra, Yukinari.
–    Hej, miło mi cię poznać!- Uśmiechnąłem się do niej, podając jej dłoń.
–    Dzień dobry, Takao-kun – odparła, również uśmiechając się, choć nie tak szeroko jak ja i z wyraźną nutką rozbawienia.- Dawno się nie widzieliśmy.
–    Yhm...- Zerknąłem na Midorimę, a potem zaśmiałem się nieco nerwowo. Nie byłem pewien, czy jego siostra wie, że straciłem pamięć i zupełnie jej nie kojarzę.
–    Yukinari.- Shintarou spojrzał na nią z lekką naganą.- Uprzedzałem cię o sytuacji, mogłabyś być bardziej taktowna...
–    Aach, nic się nie stało, daj spokój – rzuciłem pospiesznie, śmiejąc się lekko.- Trochę mi głupio, że nie pamiętam twojej młodszej siostrzyczki, ale cieszę się, że nie próbuje udawać, iż spotykamy się po raz pierwszy.
–    Hmpf.- Yukinari przymknęła oczy, poprawiając swoje okulary, a Midorima zarumienił się nieznacznie. Poczułem się strasznie głupio, nie chciałem go peszyć swymi słowami.
–    Eee... więc, wybrałaś to same liceum co twój brat?- zagadnąłem ją.- To taka rodzinna tradycja, czy może również uprawiasz sport?
–    Liceum Shuutoku jest stosunkowo blisko naszego rodzinnego domu – wyjaśniła.- Poza tym to renomowana szkoła, doskonale przygotowuje nie tylko sportowców ale i lekarzy.
–    Chcesz zostać lekarzem?- Uśmiechnąłem się do niej.
–    To już można nazwać rodzinną tradycją – odparła.- Chcę być onkologiem.
–    Rozumiem – powiedziałem, kiwając głową.- To odpowiedzialna praca i z całą pewnością długa droga przed tobą, ale mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z marzeń.
–    Żadne z was nie zrezygnowało, nie mogę okazać się słabsza – odpowiedziała, znów lekko się uśmiechając. Miała naprawdę piękny uśmiech, przypominający ten Shintarou.- A co słychać u ciebie, Takao-kun?- zapytała.- Jak się miewasz? Mam nadzieję, że samopoczucie ci dopisuje. Brat mówił, że staracie się prowadzić terapię.
–    Tak, jestem mu za to bardzo wdzięczny – odparłem, spoglądając na Midorimę.- Czuję się naprawdę dobrze, ale muszę teraz unikać odbiorników radiowych i telewizyjnych, bo ostatnio trochę przesadziłem z oglądaniem filmów...
–    Polecam ci robić sobie od czasu do czasu ciepłe lub zimne okłady, nawet jeśli akurat ból głowy ci nie doskwiera.
–    Dziękuję za radę – powiedziałem z wdzięcznością.- Na pewno skorzystam!
–    Będę musiała już wracać do klubu.- Yukinari ukłoniła się przed nami.- Do zobaczenia, bracie. Do zobaczenia, Takao-kun. Pozdrów ode mnie proszę Yuzuki-chan. Jeśli będziecie mieli ochotę, zapraszam w sobotę na obiad. Obu was już dawno nie widziałam.
–    Z miłą chęcią!- Uśmiechnąłem się do niej.
–    Jeśli już, to około siedemnastej – powiedział Shintarou.- Zadzwonię jeszcze do ciebie. Pozdrów ode mnie rodziców.
–    Dobrze.- Skinęła głową po raz ostatni, po czym minęła nas i udała się dalej korytarzem. Chwilę odprowadzałem ją wzrokiem, a potem spojrzałem z uśmiechem na Midorimę.
–    Twoja siostra wydaje się być przesympatyczną dziewczyną!- stwierdziłem.
–    W przeciwieństwie do mnie, owszem – odparł z westchnieniem.- Ale nie łudź się, Takao, każda kobieta potrafi nieźle zadrapać...
–    Och, w to nie wątpię!- parsknąłem śmiechem.- Prosiła, żebym pozdrowił Yuzuki... Więc nasze siostry się znają?
–    Przyjaźniły się – potwierdził.- Ale w czasach podstawówki strasznie się o coś pokłóciły i od tamtej pory Yuzuki z nią nie rozmawia. Nie znam szczegółów i raczej nie poznam. Kobiety to prawdziwe zagadki.
    Uśmiechnąłem się do niego ze zrozumieniem. Yuzuki nie wspominała mi, że przyjaźniła się z siostrą Midorimy. Shintarou powiedział, że pokłóciły się już w podstawówce, wobec tego w tym czasie oboje byliśmy na studiach. Być może przestała z nią rozmawiać po tym jak ja i Shintarou powiedzieliśmy rodzinom, że jesteśmy razem.
    No tak... Przecież Shintarou też powiedział swoim rodzicom i siostrze o tym, że jest homoseksualistą. Wyglądało więc na to, że jego rodzina zaakceptowała to. Korciło mnie, by zapytać o szczegóły, ale uznałem, że w tym akurat momencie wydawałoby się to być podejrzane.
    Ruszyliśmy dalej korytarzem, by następnie przekroczyć próg dwudrzwiowego przejścia, które, jak się okazało, prowadziło do następnego korytarza. Znajdowały się tu trzy pary zwykłych drzwi, oraz jedne na samym końcu, podobne do tych, przez które właśnie przeszliśmy.
–    Tu znajdują się szatnie – wyjaśnił Midorima.- Pierwszy i drugi skład. W przeciwieństwie do innych szkół, Shuutoku jest na tyle surowe, że przyjmuje tylko najlepszych zawodników. Albo więc znajdziesz się w pierwszym składzie i będziesz reprezentował drużynę, albo dostaniesz się do drugiego, gotów w każdej chwili zastąpić kogoś z pierwszego, jeśli nie będzie zdolny do gry.
–    Uoo, brzmi trochę strasznie – mruknąłem.- My byliśmy w pierwszym, tak? Trafiliśmy do niego od razu?
–    Zgadza się.- Midorima poprawił swoje okulary, stając przed dwudrzwiowym przejściem.- Za tymi drzwiami znajduje się już sala gimnastyczna. Nie spędzimy tam wiele czasu, ponieważ hałas może być dla ciebie szkodliwy. Przyjrzymy się więc tylko grze, a potem usiądziemy w biurze trenera.
–    Okay.- Skinąłem z uśmiechem głową, dość podekscytowany.
    Kiedy Shintarou otworzył drzwi, do moich uszu natychmiast dotarł hałas biegających w sali gimnastycznej zawodników, dodatkowo kozłujących piłką. Echo jednego hałasu łączyło się z echem drugiego, tworząc prawdziwą sportową symfonię. Wszedłem do środka za Midorimą, przesuwając spojrzeniem po ogromnym pomieszczeniu o wysokim sklepieniu. Obecnie przedzielono je siatką na dwie części, na których zawodnicy, jak przypuszczałem, pierwszego i drugiego składu prowadzili intensywne ćwiczenia.
    Podczas gdy z ciekawością chłonąłem otoczenie, Midorima ruszył w kierunku średniego wzrostu starszego mężczyzny. Podążyłem za nim, wciąż zerkając na ćwiczących chłopaków. Wszyscy byli spoceni i wyraźnie zmęczeni, rzadko na której twarzy mogłem zobaczyć czystą satysfakcję z wysiłku – większość miała raczej krzywe, czasem wręcz bolesne miny.
–    Dzień dobry, Masaaki-san – powiedział Midorima, podając mu dłoń. Mężczyzna uścisnął ją, uśmiechając się lekko i kiwając głową.
–    Dobrze cię znowu widzieć, Midorima. Nic się nie zmieniłeś, jak widzę. Tyle, że przestałeś owijać dłonie taśmą.
–    Można tak powiedzieć – odparł, przesuwając się na bok i spoglądając na mnie. Zbliżyłem się o krok, również podając rękę trenerowi.
–    To nie nasze pierwsze spotkanie, ale miło mi ponownie pana poznać, trenerze Masaaki-san – powiedziałem.
    Mężczyzna zacisnął lekko usta, jednak posłał mi uśmiech i przywitał także i mnie. Przez krótki moment miałem wrażenie, że w jego oczach zabłysły delikatne łezki wzruszenia, jednak chwilę później zniknęły bez śladu.
–    Ty też nie wyglądasz na zmienionego, Takao – mruknął trener.- Przynajmniej z wyglądu. Cieszę się, że postanowiliście tutaj wpaść. Midorima opowiadał mi o waszej terapii, mam ogromną nadzieję, że otoczenie jakoś wam w niej pomoże.- Mężczyzna przesunął wzrokiem po sali gimnastycznej, skinąwszy głową w kierunku ćwiczących chłopaków, którzy nieudolnie próbowali nie zwracać na nas uwagi.- To miejsce to chyba jedno z najlepszych pomysłów, w końcu wylałeś tu niezliczoną ilość potu i łez. Osobiście uważam, że takie miejsca mają najwięcej wspomnień.
–    Drużyna, do której należałem, była dobra?- zapytałem, stając nieco bliżej trenera. Wsunąłem dłonie do kieszeni spodni, przyglądając się treningowi.
–    Jedna z najlepszych w historii szkoły – odparł.- Mieliśmy nie tylko sokole oko, czyli ciebie, ale także Midorimę. Taki niezwykły talent jak twój, w połączeniu z jednym z zawodników Pokolenia Cudów było prawdziwą perłą w naszych dłoniach. Stanowiliście świetny duet, obaj mieliście spore znaczenie w drużynie, oczywiście nie zapominając o waszych senpaiach. Każdy wnosi jakiś wkład w istnienie drużyny i pozostawia po sobie ślad.
–    Więc byliśmy duetem...- Uśmiechnąłem się do Midorimy, po czym znów spojrzałem na trenera.- Ale, proszę mi wybaczyć... czym jest to „Pokolenie Cudów”?
–    To była szóstka zawodników o wyjątkowych talentach – odpowiedział za trenera Shintarou, poprawiając swoje okulary.- Nazwano ich tak w czasach gimnazjum, każdy wyróżniał się innym talentem, tworząc drużynę niezdolną do pokonania. Wygrywali każdy mecz, czasem z przerażająco ogromnym prowadzeniem. W liceum wszyscy rozeszli się do innych szkół, aby w ten sposób wytypować najlepszego. Ja przyszedłem właśnie tutaj, do Shuutoku.
–    Więc masz jakieś super moce?- zapytałem z niedowierzaniem.- Jakie?!
–    T-to nie super moce, nanodayo!- odparł, rumieniąc się intensywnie i znów poprawiając nerwowo okulary.- Po prostu wyćwiczyłem doskonałe rzuty do kosza za trzy punkty!
    Trener obok mnie zakaszlał nieco dziwnie, zakrywając usta dłonią i unosząc lekko brwi.
–    Midorima, nie musisz być taki skromny – mruknął, zerkając na niego jakby z rozbawieniem.- Wpisałeś się już na karty historii, nie tylko tej szkoły. Wszędzie można o tobie przeczytać, nawet jeśli nie grasz zawodowo.
–    Jaki to talent?- zapytałem niemal z jękiem, patrząc na Masaakiego.- Co było z tymi „doskonałymi rzutami”? Przecież każdy może sobie takie wyćwiczyć!
–    Midorima potrafił rzucać z samego końca boiska – wyjaśnił spokojnie trener, wskazując dłonią na prawy kosz.- Wyobraź sobie, że staje tam, dokładnie pod koszem, a następnie z wyskoku idealnie trafia do tamtego kosza.- To mówiąc, przesunął dłoń w kierunku lewego kosza.
–    Uaaa...- westchnąłem z podziwem, śledząc wzrokiem ten ruch. Spojrzałem na Shintarou.- Nadal to potrafisz, Midorima?
–    Minęło zbyt wiele czasu odkąd ostatni raz grałem w kosza...- zaczął, odchrząkując.
–    Może zechcesz spróbować?- odezwał się Masaaki podejrzanie niewinnym tonem.- Piłek mamy wystarczająco, jeśli chcesz, możesz na początek się rozgrzać.
–    Dziękuję, trenerze, ale wolałbym nie – odparł Shintarou.- Wyszedłem z wprawy, nie udałoby mi się trafić nawet z połowy boiska.
–    Och, nie daj się prosić!- jęknąłem.- Postaraj się chociaż spróbować, no!
–    T-to naprawdę nie jest...
–    Nie bądź taki, Midorima! Może przypomnę sobie twoją grę, gdy ją zobaczę?
    Shintarou spojrzał na mnie niepewnie, wyraźnie zamyślony. Kiedy jego wzrok przesunął się w kierunku kosza, wiedziałem już, że dał się namówić. I w istocie, chwilę później wydał z ciebie pełne zirytowania westchnienie, po czym zaczął podwijać rękawy swojej koszuli.
    Tymczasem trener, wyraźnie zadowolony, dmuchnął w gwizdek zawieszony na szyi. Midorima drgnął nerwowo na jego dźwięk, patrząc podejrzliwie na mężczyznę, który gestem przywołał do siebie zawodników.
–    Ustawcie się w linii pod ścianą za moimi plecami!- rzucił polecenie.- Na pewno słyszeliście o tak zwanym Pokoleniu Cudów, istniejącym lata temu, ale wciąż prawdziwym! Mam zaszczyt przedstawić wam jednego z ich członków, strzelca wyborowego, Midorimę Shintarou!- Uśmiechnąłem się szeroko i zaklaskałem odruchowo. Kilku chłopaków poszło w moje ślady, podczas gdy Midorima, prawie kipiąc ze złości, zamknął oczy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.- Midorima był zawodnikiem w naszej drużynie, kiedy Pokolenie Cudów rozeszło się do różnych liceów, a teraz, po latach, mam okazję sprawdzić jego formę. Pozwólcie więc, że wykona jeden rzut, przypatrujcie się uważnie jego postawie.
    Trener spojrzał wyczekująco na Midorimę, nastolatkowie zaś przesunęli się na bok, spoglądając na niego z zainteresowaniem. Poklepałem go zachęcająco po ramieniu, również po to, by dodać mu nieco otuchy.
–    Jeśli mi się nie uda, wyjdę przez pana na pośmiewisko – warknął cicho. Trener spojrzał na niego z spokojem.
–    Przecież zawsze trafiasz, Midorima. Dzięki Oha-Asa szczęście ci dopisuje.
    Midorima posępniał nieco i skrzywił się lekko.
–    Już od dawna nie wierzę w szczęśliwe przedmioty...- mruknął pod nosem, ruszając na boisko.
    Chwycił po drodze jedną z leżących w dużym koszu piłek, sprawdził jej twardość, odbił kilkukrotnie od ziemi i podrzucił. Z napięciem obserwowałem, jak staje na środku boiska, powstrzymując się od zagryzienia paznokci. Z jednej strony ciężko było mi uwierzyć, że istniał ktoś, kto potrafiłby wykonać taki rzut, z drugiej jednak strony... dlaczego trener miałby mnie okłamać?
    Shintarou przygotował się do rzutu. Trzymając piłkę w lewej dłoni, zgiął lekko nogi w kolanach, po czym wyskoczył w górę, wykonując rzut. Z oniemieniem patrzyłem jak piłka o idealnie prostym torze zatacza szeroki łuk tuż nad sklepieniem sali gimnastycznej, by na koniec wylądować w koszu – nie wprawiając siatki nawet w drżenie.
–    W-wow...- bąknąłem z uznaniem, po czym, uświadomiwszy sobie o czymś, parsknąłem niepowstrzymanym śmiechem.- Nie, zaraz, chwila, co to miało być?! Za wysoko rzucił! Po co tak wysoko?! Przecież prawie uderzył o dach!
    Trener spojrzał na mnie z zaskoczeniem, po czym uśmiechnął się łagodnie, kręcąc głową.
–    Straciłeś pamięć, chłopcze, ale to niewiarygodne jak niewiele się zmieniłeś – powiedział.- Dokładnie to samo mówiłeś za czasów szkolnych.
–    Ech?- Spojrzałem na niego bez zrozumienia.
–    Zawsze lubiłeś odrobinę dokuczać Midorimie – wyjaśnił Masaaki.- Miałeś nawyk niemal za każdym razem śmiać się z jego rzutów i szczęśliwych przedmiotów, które przy sobie nosił. Nie wspominając, rzecz jasna, o wierze w horoskopy. Zwykłeś nazywać go także „tsundere”, ponieważ twoim zdaniem takim właśnie był. Może i nie przypomniałeś sobie teraz zbyt wiele, ale cieszę się, że w gruncie rzeczy podświadomie wciąż jesteś tym dawnym Takao Kazunarim.
–    Hmm...- wymruczałem z uśmiechem, odwracając się do Shintarou, który został właśnie otoczony przez kilku zafascynowanych jego rzutem chłopaków. Midorima wyglądał na wyraźnie skonsternowanego.- Tsundere, co? No tak, to chyba trochę do niego pasuje.
–    Oi, Midorima!- zakrzyknął do niego trener.- Postaraj się rzucić z końca boiska, to będzie dobra lekcja dla moich chłopaków!
–    C...?!
–    Daj czadu, Midorima! To było świetne!- zawołałem na zachętę, uśmiechając się do niego. Shintarou zarumienił się delikatnie, niechętnie odbierając piłkę od jednego z zawodników.
–    Ostatni raz!- rzucił z irytacją, idąc na koniec boiska.
    Uśmiechnąłem się szeroko, jeszcze bardziej podekscytowany. Kolejny rzut, jeśli naprawdę mu się powiedzie, będzie chyba najbardziej magiczną rzeczą, jaką zobaczę w życiu. No, przynajmniej w tym obecnym. Patrząc jak mój zielonowłosy lekarz, przyjaciel i były kochanek szykuje się do rzutu, po raz kolejny zdałem sobie sprawę z czegoś ważnego.
    Midorima Shintarou był naprawdę wspaniałym mężczyzną.




*nalot dokonany przez amerykańskie lotnictwo w 1942r., znany również jako rajd Doolittle'a (Ciocia Wiki)

9 komentarzy:

  1. nssosmhsuxoalqnahsjakzbakaoaojzhauaia
    niech oni wyjaśnią sobie tę sprawę z Kise
    proszę
    ja tak nie mogę

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to!
    Oni są tacy uroczy <3
    Pozdrawiam~
    ~L.J

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno mnie nie było ;-;
    Ale już jestem ^^
    I powiem szczerze....Takoś chyba znowu zakocha się w Glonie (///ω///)
    No to ten...cud, miód i orzeszki (っ˘ڡ˘ς)
    ~Nieśmiertelna Haruś

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham!! Urocze i o mój boże... Kocham ten ship, kocham tą opowieść :D Czekam na nexta i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Midorima nie wierzy w Oha-Asę?! Koniec jest bliski ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny, przyjemny, trochę zabawny i nostalgiczny, tylko mam jedno pytanie - MIDORIMA NIE WIERZY W OHA-ASĘ?! Shin-chan zwariował, czy to świat stanął na głowie?! Ale... to pewnie przez Takao, nie? Szczęśliwe przedmioty nie pomogły mu w odzyskaniu ukochanego, więc przestał w to wierzyć? To takie smutne i jednocześnie romantyczne.
    Weeeny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak pisałaś- Lekki, milutki i spokojniutki :)
    Takie rozdziały czyta się naprawdę przyjemnie. Tym bardziej gdy są twojego wykonania X)
    Zaskoczyło mnie, że Shin~chan nie wierzy już w Oha-asę! o.o
    Poooozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. No uśmiechałam się do tego rozdziału jak idiotka c: Leciuteńki, przyjemny, słodziutki i jakże przy tym wspaniały. Czekam na ciąg dalszy
    Ślę wenę :v

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń