Rozdział dziewiąty
Shintarou
Pierwszy raz od ponad pięciu lat tak dokładnie wysprzątałem mieszkanie.
Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Korzystając z wolnego dnia, mając na uwadze zbliżającą się wizytę Takao, odkurzyłem dywany, umyłem podłogi – nawet te, które przykrywał wcześniej odkurzony dywan – obmyłem wszystkie szafki w kuchni, sypialni, łazience i gabinecie, a także dużą szafę w korytarzu oraz tę mniejszą, na buty. Umyłem także okna i drzwi balkonowe. Pozbyłem się każdej, nawet najmniejszej pajęczyny w kątach, każdego maleńkiego puchu kurzu, każdego odcisku palca na gładkich powierzchniach.
Doprowadziłem mieszkanie do stanu z dnia, w którym razem z Takao je kupiliśmy. Wszystko lśniło, pachniało, aż zachęcało do tego, by usiąść na kanapie z kubkiem gorącej kawy czy herbaty, i w ciszy rozkoszować się tym spokojem, ciepłymi promieniami słońca i lekkim wietrzykiem, wprawiającym w ruch białe firanki.
Ja i Takao nigdy nie byliśmy pedantami, ale obaj lubiliśmy mieć porządek. Gdyby o tym pamiętał, z pewnością pochwaliłby mnie za tak idealne posprzątanie mieszkania.
Do godziny trzynastej zostało mi niecałe trzydzieści minut. Nie potrafiłem przygotować dobrego do spożycia obiadu, ale postarałem się chociaż o jakąś przekąskę, i już z samego rana udałem się do pobliskiej cukierni, by kupić ulubione ciasto czekoladowe Kazunariego, to samo, które jedliśmy w jego mieszkaniu.
Zaraz po posprzątaniu przygotowałem gabinet do pracy. Przeniosłem z salonu mój ulubiony fotel, na stoliku obok niego uszykowałem kilka podręczników na temat urazów głowy i utraty pamięci, wyczyściłem także szezlong, na którym kiedyś Takao czytywał książki. Byłem całkiem zadowolony z efektów, ponieważ stara biblioteczka, do której wchodziłem tylko po to, by zabrać czy odłożyć książkę, teraz nabrała uroku i stała się niemal profesjonalnym gabinetem psychologa.
Takao zjawił się dwadzieścia minut przed czasem. Kiedy w mieszkaniu zabrzmiał dzwonek do drzwi, serce podskoczyło mi niemal do gardła, postarałem się jednak przybrać na twarzy poważny wyraz i poszedłem otworzyć.
Jednak to nie był ten Takao, którego się spodziewałem.
– Takao-san?- wyszeptałem, nie kryjąc zdziwienia.
– Witaj, Midorima-kun.- Kobieta uśmiechnęła się oszczędnie, odgarniając za ucho czarne włosy.- Tak się zastanawiałam, czy nie zmieniłeś przypadkiem adresu zamieszkania. Poniekąd cieszę się, że tego nie zrobiłeś. Przeszkadzam?
Milczałem chwilę, wpatrując się w nią wciąż z tym samym wyrazem zaskoczenia wymalowanym na twarzy. Ani jej, ani jej męża nie widziałem od dnia, w którym ja i Kazunari oficjalnie oświadczyliśmy, że jesteśmy parą. Oboje znienawidzili mnie, osądzając o zdeprawowanie i odebranie im ich ukochanego syna.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek znów ich spotkam... Zwłaszcza po zniknięciu Takao.
– Nie – odparłem cicho. Nie przesunąłem się, by wpuścić ją do środka, choć nakazywało mi to dobre wychowanie. Wciąż nie wiedziałem, czemu zawdzięczam tę wizytę.
– Wobec tego, czy mogę na chwilę wejść?- zapytała, machnąwszy nerwowo dłonią na moje mieszkanie.- Nie zajmę ci wiele czasu, przyszłam tylko porozmawiać.
Oczywiście, mogłem się tego spodziewać. Kazunari z całą pewnością powiedział rodzicom o tym, że zostałem jego lekarzem i będę prowadził jego terapię. Ta wiadomość musiała wzbudzić jej niepokój, prawdopodobnie zwyczajnie obawiała się tego, że po raz drugi straci syna.
– Proszę – mruknąłem, przesuwając się na bok i wpuszczając ją do środka.
– Dziękuję – odparła, przekraczając próg.
Zamknąłem za nią drzwi i podałem jej domowe kapcie, które wcześniej przygotowałem dla Kazunariego. Przy okazji dyskretnie przyjrzałem się mojej niedoszłej teściowej, jak czasem żartowaliśmy z Takao. Nie zmieniła się zbyt wiele. Wciąż szczupła, całkiem wysoka, o długich czarnych włosach związanych w luźną kitkę oraz zaczesanej na oba boki długiej grzywce. Jej twarz była owalna, czym nie przypominała syna, ale poza nią oraz widocznymi zmarszczkami, ona i Kazunari mogliby udawać bliźniacze rodzeństwo.
– Napije się pani czegoś?- zapytałem, prowadząc ją do salonu. Najwyraźniej to miała być naprawdę krótka rozmowa, ponieważ kobieta nie zdjęła z siebie nawet kurtki.
– Dziękuję, nie trzeba – odpowiedziała, siadając na kanapie. Zdjęła z ramienia torebkę i położyła ją sobie na kolanach. Zająłem bezpieczne miejsce w fotelu, cierpliwie czekając. Widziałem, jak bierze głęboki oddech, jak jej podbródek drży delikatnie, a wzrok przesuwa się po całym mieszkaniu.- Przepraszam za tak niespodziewaną wizytę – zaczęła, odchrząknąwszy cicho.- Pojechałam najpierw do kliniki, ale tam powiedzieli mi, że masz wolne. Nie chcieli podać prywatnego adresu, więc przyjechałam tutaj, z nadzieją, że cię zastanę.
– Cóż, nie ukrywam, że pani wizyta jest najbardziej zaskakującą rzeczą jaka spotkała mnie od ponad pięciu lat – przyznałem nieco chłodno.- Lecz wciąż nie bardziej zaskakująca niż fakt, że nie skontaktowała się ze mną pani, kiedy Kazunari miał wypadek.
– Dlaczego miałabym ci o tym mówić?- zapytała spokojnie, patrząc na mnie ze złością.- Jeden ze świadków, który już przed wypadkiem zwrócił uwagę na mojego syna twierdził, że zanim wpadł pod samochód, szedł ulicą zupełnie zapłakany! Nie mam pojęcia co się między wami wtedy wydarzyło, ale wiem, że tylko ty mogłeś doprowadzić go do płaczu!
Spuściłem wzrok, nie odpowiadając na jej oskarżenie. Takao zapłakany? Dlaczego? Wyszedł, by kupić wino, abyśmy mogli świętować nasze zaręczyny... czy naprawdę mógł płakać z tego powodu? Czy naprawdę moimi oświadczynami zraniłem go do tego stopnia?
– Uwierz mi, Midorima-kun, nie jest mi łątwo na ciebie patrzeć!- kontynuowała matka Takao delikatnie drżącym głosem. W jej tonie bez problemu mogłem wyczuć gorzką nutę obrzydzenia i niechęci wobec mnie.- Kiedy pomyślę, jakie ohydne rzeczy robiłeś mojemu synowi, mam ochotę roztrzaskać ci o głowę wazon! A teraz, kiedy wiem, że przypadkiem ponownie nawiązaliście ze sobą kontakt, niczego bardziej się nie boję niż tego, że znów zawrócisz mu w głowie!
– Nie przypomniałem mu o naszym związku – odparłem spokojnie, poprawiając swoje okulary.- I nie zamierzam tego robić. Jedyne, czego chcę, to...
– Już ja dobrze wiem, czego chcesz – wyszeptała pani Takao, zaciskając dłonie na torebce i patrząc na mnie spod byka.- Jesteś zboczeńcem, Midorima-kun. Pozostaniesz nim na zawsze, to się nigdy nie zmieni. Wystarczy na ciebie spojrzeć, by wiedzieć, jakie perwersyjne myśli i wspomnienia budzą się w twojej głowie, kiedy patrzysz na mojego Kazunariego!
Usiadłem wygodniej w fotelu, opierając plecy o jego oparcie. Odetchnąłem powoli i cicho, tak, by matka Takao nawet tego nie zauważyła. Świadomie mnie denerwowała, ale wiedziałem, że nie to było jej celem – chciała mnie zniechęcić. Chciała sprawić, bym zaczął czuć się winny każdej intymnej myśli o jej synu, bym postanowił raz na zawsze z tym skończyć.
Ale dlaczego miałbym czuć się winny, myśląc o ukochanym? Dlaczego miałbym wstydzić się tego, że kocham?
– Posłuchaj – westchnęła ciężko.- Wiem, że jesteś wspaniałym lekarzem, przyznaję to niechętnie, ale... powinieneś zostawić Kazunariego w spokoju! Nie mąć mu już więcej w głowie, zwłaszcza teraz, kiedy odzyskał normalne życie i od ponad dwóch lat ma cudowną, kochającą go dziewczynę!
– Ma dziewczynę?- wyrwało mi się odruchowo.
– Tak!- Pani Takao niemal z zapałem pokiwała głową.- On i Chizuru-chan są razem! Niedługo będą mieli dziecko, planują też już ślub! Chcą założyć prawdziwą, kochającą się rodzicę, nie możesz tego zmieniać!
– Nie próbuję niczego zmieniać – powiedziałem, siląc się na spokój. Moje serce szalało w piersi, słowa matki Takao o tym, że Kazunari od dwóch lat jest w związku z kobietą, pulsowały intensywnie w mojej głowie. Czułem ból w klatce piersiowej, zawód i rozgoryczenie.
Czułem się niemal zdradzony.
– Próbujesz!- rzuciła oskarżycielsko kobieta.- Dobrze wiem, że chcesz, by wszystko sobie przypomniał! Nie mam pojęcia, czy ukartowałeś jakoś wasze spotkanie, ale nie życzę sobie...!
– Nie życzy sobie pani?- Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.- Czy dobrze rozumiem, że pani najzwyczajniej w świecie nie chce, by Kazunari przypomniał sobie swoją przeszłość...?
– On jest teraz szczęśliwy!- wykrzyknęła w odpowiedzi.- W końcu ma normalne życie, nie możesz mu tego odebrać! Wkrótce zostanie ojcem i mężem, zacznie prawdziwie dorosłe życie, w którym nie może być miejsca na takie anomalie jak twoja wyimaginowana miłość do niego!
Zacisnąłem usta, odwracając od niej głowę i przez chwilę wpatrując się w okno. Przełknąłem ciężko ślinę, zamknąłem na moment oczy. Teraz trudniej było mi zachować spokój, ale wiedziałem, że nie mogę pozwolić na to, bym stracił nad sobą panowanie.
– Kazunari ma prawo do swojej przeszłości – powiedziałem cicho, patrząc matce Takao prosto w oczy.- Mam zamiar zrobić co w mojej mocy, aby odzyskał pamięć. Nie jako jego były partner, ale jako lekarz. Kazunari jest moim pacjentem i moim obowiązkiem jest wyleczenie go z amnezji.
– Och, jak grochem o ścianę!- jęknęła z wyrzutem pani Takao, patrząc na mnie z obrzydzeniem.- Dlaczego nie zależy ci na jego szczęściu? Przecież byłeś jego najlepszym przyjacielem! Kazunari może się psychicznie załamać, kiedy przypomni sobie, co z nim robiłeś! Zwłaszcza kiedy urodzi się już jego dziecko!
– Byłem jego przyjacielem i partnerem – odparłem chłodno.- Teraz jestem jego lekarzem. A żaden lekarz nie może kierować się uczuciami. Jeżeli Kazunari chce przypomnieć sobie swoją przeszłość, to dołożę wszelkich starań, by mu w tym pomóc.
– Jeśli tego spróbujesz, przysięgam, że wszystkim powiem o tym, jakim jesteś zboczeńcem!- wycedziła pani Takao, zrywając się z miejsca.
– Myśli pani, że ten szantaż na mnie podziała?- zapytałem spokojnie, również podnosząc się powoli z miejsca i poprawiając swoje okulary.- Proszę spróbować. Ale zapewniam panią, że moi pacjenci nie są osobami, które oceniają mnie przez moją orientację, a przez wiedzę i umiejętności. Przychodzą do mnie po to, bym ich leczył, a ponieważ moje zalecenia przynoszą efekty, nie jestem dla nich nikim złym. Nawet gdybym stracił prawo do wykonywania zawodu, nadal by do mnie przychodzili. Obawiam się, że w tych czasach nie znajdzie pani dużego poparcia. Z roku na rok świat staje się coraz bardziej tolerancyjny, ku pani niekorzyści, Takao-san.
– Ty parszywy gnoju – wysyczała z nienawiścią, patrząc na mnie oczami pełnymi łez.- Nic się nie zmieniłeś. Myślisz tylko o sobie. Żeby odzyskać Kazunariego, byłbyś gotowy nawet zabić, prawda?
– Jak już mówiłem, leczę go jako lekarz – odpowiedziałem.- Nie wtrącam się w jego życie. Jeśli jest szczęśliwy przy boku Chizuru, to wspaniale. Dobrze dla niego. Zwłaszcza, że, jak pani mówi, wkrótce zostanie ojcem. To, że przypomni sobie o mnie, niczego nie zmieni. Terapia nie przyniesie natychmiastowych skutków, o ile w ogóle jakiekolwiek przyniesie. Poza tym, nawet jeśli Kazunari znów by mnie pokochał, mając ciężarną ukochaną i dziecko w drodze, nigdy by ich nie zostawił. Myślę, że oboje znamy go na tyle, by być tego pewnym. Czy to wszystko, o czym chciała pani ze mną porozmawiać? Lada chwila przyjdzie Kazunari, mamy umówioną wizytę.
– Wizytę?- prychnęła.- Prywatną? A to dlaczego?
– Ponieważ wizyty w klinice mają limit czasowy, wynoszący trzydzieści minut. W tak krótkim czasie nie jesteśmy w stanie nawet rozpocząć terapii.
– Jeśli tkniesz mojego syna...- zaczęła groźnie.- Przysięgam, że zrobię wszystko, żebyś wylądował na samym dnie!
– Miło było panią znowu widzieć, Takao-san – powiedziałem znacząco.
Uniosła dumnie głowę, zaciskając usta w cienką linię. Zarzuciła torebkę na ramię, po czym szybkim krokiem ruszyła do korytarza. Udałem się za nią, patrząc, jak pospiesznie ubiera buty.
– Łapy precz od mojego syna – wycedziła na pożegnanie.
– Do widzenia – odparłem, otwierając przed nią drzwi.
Takao-san już chciała postąpić krok do przodu, kiedy nagle wydała z siebie cichy i krótki okrzyk zdziwienia. Ja, choć przecież spodziewałem się kolejnego gościa, przez moment również byłem zaskoczony.
– Mama?- bąknął Kazunari, wpatrując się w nią z osłupieniem.- Co... co ty tu robisz?
– Kazunari... - Takao-san zerknęła na mnie nerwowo.- Och, ehm... Chciałam porozmawiać osobiście z doktorem Midorimą.
– Och. Ach, tak?- Takao pokiwał lekko głową, uśmiechnął się nieznacznie.- Kiedy pytałem, czy znasz adresy moich znajomych, mówiłaś, że żadnego nie znasz.
– Bo nie znam. Nie wiedziałam, że Midorima-kun nadal mieszka w Tokio...
– Aaa...- Kazunari znów pokiwał głową.- To skąd masz prywatny adres Midorimy-sensei?
– Z kliniki, rzecz jasna – odparła po krótkiej chwili milczenia.- Przepraszam, muszę lecieć do pracy. Zadzwonię do ciebie wieczorem, synku. Doktorze – dodała, skinąwszy mi na pożegnanie głową. Odpowiedziałem tym samym, a potem spojrzałem na Kazunariego.- Proszę, wejdź.
Kiedy jego matka wyszła pospiesznie, a Kazunari wszedł do środka i zdjął buty, po zamknięciu drzwi z cichym westchnieniem spojrzałem na niego. Rozmowa z Takao-san psychicznie mnie wykończyła, czułem znużenie i ociężałość, ale postanowiłem zebrać się w sobie tak szybko, jak było to możliwe, bym mógł jak najlepiej poprowadzić terapię.
– Czego chciała?- zapytał Takao zaskakująco oschle.
– Martwiła się o ciebie – odpowiedziałem, przecierając dłonią czoło.
– Na pewno?- Uśmiechnął się dziwnie, wsuwając stopy w domowe kapcie.- Mam nadzieję, że nie masz romansu z moją mamą, panie doktorze...
– Nie, skąd – westchnąłem, nieco zniesmaczony.- Twoja matka naprawdę się martwiła. Przyszła porozmawiać ze mną o terapii, którą dziś zaczynamy. Chciała wiedzieć, jakie są szanse na to, byś odzyskał wspomnienia.
– Mówiła o dzisiejszej terapii?- powtórzył, unosząc lekko brwi.- Rozumiem. Nie pamiętam, jaka była wobec mnie przed wypadkiem, ale teraz jest strasznie nadopiekuńcza. Mam nadzieję, że się nie naprzykrzała.
– Absolutnie – skłamałem gładko, poprawiając okulary.- Zaprowadzę cię do gabinetu i przygotuję dla nas herbatę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ziołowej?
– Nie, skąd – zaśmiał się, idąc za mną.
– Nie wiem, czy już ci o tym wspominałem, ale kofeina wpływa na przekaźniki chemiczne w mózgu, takie jak serotonina, co może korzystnie wpływać na pamięć. Działa to jednak tylko wtedy, gdy czujesz się ospały. Jeśli zaś jesteś pobudzony, może ona spowodować nadmierną stymulację i upośledzać pamięć.
– Och – bąknął Takao.- Moja poprzednia lekarka odradzała mi jej spożywanie.
– W dużych dawkach może być poważnie szkodliwa – przyznałem.- Dobrze, że ci ją odradzała, ale mała filiżanka o poranku na pewno ci nie zaszkodzi. Większość herbat również zawiera kofeinę, ale ziołowa nie ma jej w ogóle, dlatego właśnie ci ją proponuję.
Wprowadziłem go do mojego gabinetu, ruchem dłoni zachęcając do przekroczenia progu. Kazunari uśmiechnął się do mnie, wchodząc do pomieszczenia i rozglądając się z zaciekawieniem. Nie było tu właściwie nic godnego uwagi – pokój wyglądał obecnie jak gabinet psychologa. Pod ścianami stały regały wypełnione książkami oraz biurko do pracy wraz z laptopem i krzesłem. Mniej więcej na środku zaś ustawiony został niski stolik do kawy, szezlong, oraz przeniesiony przeze mnie fotel, przy którym stał mały stolik z uszykowanymi podręcznikami.
– Przytulnie tu – stwierdził Takao, spoglądając na mnie.- Czuć zapach książek, zupełnie jak w bibliotece. To dobrze, bo to znaczy, że nie czytasz tylko nowiutkich bestsellerów.
– Większość książek dotyczy tematyki naukowej – wyjaśniłem.- Poza nimi lubię czytać klasykę literatury, na przykład stare kryminały z bohaterami nie posiadającymi żadnej specjalnej umiejętności. No, może poza Sherlockiem Holmesem – dodałem.
– Och, uwielbiam go – westchnął Kazunari, kręcąc głową, wciąż zajęty rozglądaniem.
– Wiem – odparłem cicho.- Przygotuję herbaty, zaczekaj proszę. Możesz poczęstować się ciastem, jest na stoliku.
Ostatnie zdanie najwyraźniej uświadomiło Takao, że otoczenie może jeszcze poczekać – jego wzrok natychmiast skierował się w stronę stolika, a oczy zabłysły radośnie na widok ulubionego ciasta. Pozostawiłem go samego w tej słodkiej chwili, sam zaś z lekkim uśmiechem na twarzy udałem się do kuchni.
Kilka minut później siedzieliśmy już naprzeciwko siebie – Kazunari na szezlongu, ja zaś w fotelu. Choć miało to być spotkanie podobne do tych u prawdziwych psychologów, nie wydawało się takie być. Może przez kubki herbaty oraz ciasto czekoladowe, które jedliśmy, a może po prostu przez całkiem sympatyczną atmosferę między nami. Takao wydawał się być rozluźniony, co niezmiernie mnie cieszyło.
– I wtedy zabrałem ci ten ołówek?- zaśmiał się, rozbawiony. Opowiadałem mu o czasach liceum, jego wygłupach i podkradaniu mi szczęśliwego ołówka w czasie jednego z testów.
– Jest tutaj gdzieś nawet zdjęcie z nim – powiedziałem, przeszukując stertę porozrzucanych po stoliku zdjęć. Wyjąłem z albumów wszystkie te „niegroźne”, które nie wskazywały na jakiekolwiek głębsze uczucie między nami. Podałem Kazunariemu te, na którym ustawił usta w dzióbek, trzymając mój ołówek pod nosem, niczym wąsa.
– Och, to naprawdę ja!- znów się roześmiał.- Za mną ktoś się śmieje! Kto to taki?
– To Miyaji Kiyoshi – odparłem.- Nasz senpai z trzeciego roku. W czasach naszych studiów jeszcze udawało nam się utrzymywać z nim kontakt, ale potem on założył rodzinę i... jakoś tak przestaliśmy się spotykać.
– Rozumiem.- Takao pokiwał głową, chwytając za kolejne zdjęcie.- Zabawne. Nawet patrząc na samego siebie na tych wszystkich zdjęciach, wciąż mam wrażenie, że to nie ja. Zupełnie jakbym patrzył na mojego klona, albo po prostu kogoś, kto jest niewiarygodnie do mnie podobny, ale bardziej towarzyski i otwarty.
– Myślę, że kiedy przypomnisz sobie swoją przeszłość, twoja osobowość będzie taka jak dawniej – powiedziałem, upijając łyk herbaty.- Choć równie dobrze może pozostać taka, jaka jest teraz. Nie różni się zbyt wiele od tej prawdziwej.
– No właśnie.- Kazunari spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.- Od tej „prawdziwej”. Nie czuję się dobrze, kiedy nie wiem, jaki byłem w przeszłości. Ale pocieszasz mnie mówiąc, że niewiele się różnią – dodał, przeglądając kolejne zdjęcia.- Och, ten tutaj wygląda uroczo. Kto to taki?
– Nigou – mruknąłem, krzywiąc się lekko na sam widok czarno-białego psa.- Należy do naszego przyjaciela, Kuroko Tetsuyi. Straszny z niego psotnik, kiedyś nasikał nam do przyczepki, o której ci mówiłem.
– Tej, którą cię woziłem?- zaśmiał się.- Może za nami nie przepadał?
– Bardziej za mną – przyznałem, poprawiając okulary.
– A ten tutaj? Wielki jakiś – stwierdził Kazunari, pokazując mi zdjęcie, na którym fioletowowłosy mężczyzna siedział na ławce, próbując odgonić gołębie, które usilnie starały się skubnąć okruszki chrupek.
– Murasakibara Atsushi – odparłem.- Nie wiem skąd wzięło się tutaj to zdjęcie, pewnie Akashi przez przypadek je zostawił.
– Akashi?- Takao spojrzał na mnie pytająco. Odszukałem jedno ze zdjęć, na którym Seijuurou i ja nieudolnie pozowaliśmy do wspólnego zdjęcia podczas grilla.
– To ten – powiedziałem.- Akashi Seijuurou, mój przyjaciel z czasów gimnazjum. Kiedyś sporo się z nim kłóciłeś, ale ostatecznie obaj się polubiliście. To jedyna osoba, z którą cały czas utrzymuję kontakt, nie licząc Kuroko, jego chło...- urwałem, rumieniąc się lekko i spuszczając głowę. Nie byłem pewien, czy powinienem mówić mu o homoseksualistach wśród naszych znajomych.
– Chłopakiem?- dokończył za mną swobodnie.- Jestem tolerancyjny, nie przeszkadza mi to.
– Rozumiem.- Odchrząknąłem cicho.- No więc... Kuroko to jego chłopak. Odwiedzamy się nawzajem raz na jakiś czas. Mieszkają w Kioto.
– Mieszkają razem?- zagadnął, pałaszując ciasto czekoladowe.
– Tak.- Skinąłem głową.- Są ze sobą od ponad dziesięciu lat. Ciągnęło ich do siebie nawet w gimnazjum, ale chyba tylko ja to zauważałem.
– Ojej – zaśmiał się.- Brzmi naprawdę romantycznie! Poznam ich?
– Jeśli tylko będziesz chciał.- Uśmiechnąłem się do niego słabo.- Kuroko na pewno się ucieszy. Martwił się, kiedy niespodziewanie zniknąłeś.
Takao przez krótką chwilę patrzył na mnie w milczeniu, potem zaś spuścił wzrok na zdjęcia i wrócił do zajadania się ciastem.
– A ty, Midorima?- zapytał nieoczekiwanie.- Masz kogoś?
Spojrzałem na niego nieco niepewnie. Nie wiedziałem, czy powinienem skłamać dla jego dobra, czy może powiedzieć prawdę. Z tego co mówiła jego matka, Kazunari wkrótce zostanie ojcem. Możliwe, że do tego czasu zdoła przypomnieć sobie, co nas niegdyś łączyło. Nie wierzyłem w to, że byłby zdolny zostawić ciężarną kobietę, ale... mając na uwadze jego uczucia, łatwiej byłoby mu znieść myśl, że teraz mam kogoś, kogo kocham, i że nie zostawia mnie samego, z wciąż złamanym sercem mimo upływu pięciu lat.
Poprawiłem swoje okulary i wziąłem do ręki zdjęcie przedstawiające wysokiego, przystojnego blondyna, uśmiechającego się radośnie do aparatu. Jego złote oczy przypominały dwa małe słońca, piękne i lśniące szczerym uczuciem. Kazunari odebrał je i przyjrzał mu się, spoglądając na mnie bez zrozumienia.
– Ma na imię Ryouta – mruknąłem, rumieniąc się lekko i unikając jego spojrzenia.
– Ach, okay – sapnął cicho Takao, patrząc znów na zdjęcie.- Przepraszam, nie zrozumiałem od razu... Więc to twój chłopak, tak? Kurczę, jaki przystojniak... Haha... Czy mi się wydaje, czy go kojarzę? Wygląda jak któryś z aktorów...
– Kise Ryouta – wyjaśniłem.- Jest modelem i aktorem, gra w serialu.
– Mhm.- Kazunari pokiwał z uśmiechem głową.- No, wyglądem do siebie na pewno pasujecie! Obaj jesteście bardzo przystojni... Hah... Przepraszam, nie chcę cię urazić, po prostu się tego nie spodziewałem...
– Jeśli w jakikolwiek sposób cię to odrzuca...- zacząłem.
– Absolutnie – roześmiał się, kręcąc głową.- Miłość to miłość, ona jest najważniejsza! To dobrze, że nie próbujesz zmienić się na siłę i być z kimś, kogo nie chcesz. Dobrze, że zdecydowałeś się być z Kise-kun. To naprawdę dobrze. Bardzo dobrze – znów się zaśmiał, odkładając zdjęcie, lecz wciąż na nie spoglądając.- Och, ehm... gdzie jest łazienka? Ziołowa herbatka robi swoje, hehe!
– Po wyjściu z gabinetu, pierwsze drzwi na prawo – poinstruowałem go.
– Okay, dzięki – odparł z uśmiechem, wstając.- Zaraz wrócimy do zdjęć, dobra? Nie chowaj ich jeszcze, proszę!
– W porządku.- Skinąłem głową.- Zrobiłem ksero wszystkich, więc będziesz mógł zabrać je ze sobą do domu. Dodatkowo z tyłu każdego napisałem kiedy zostało zrobione i kto się na nim znajduje.
– Super, dzięki! Zaraz wracam!
Kiedy Takao wyszedł z gabinetu, westchnąłem przeciągle, spuszczając z siebie całe zdenerwowanie.
– Wybacz mi, Kise...- szepnąłem sam do siebie, kryjąc twarz w dłoniach.
Czułem się naprawdę podle. Zamiast wymyślić jakiekolwiek imię i nazwisko, zamiast po prostu powiedzieć krótko „tak, mam kogoś”, musiałem wykorzystać kogoś tak dobrego, jak Ryouta? Co mną mogło, do cholery, kierować? Miałem wrażenie, że okrutnie wykorzystałem Kise, ponieważ kiedyś łączyło nas uczucie, a raczej to jego łączyło ono ze mną. Wyznał mi to na krótko przed zakończeniem liceum, ale ja byłem już wtedy z Takao.
Nigdy nie widziałem Kise tak smutnego... Odrzucenie go było najokrutniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek się dopuściłem. Moje serce rozrywało się na kawałki na myśl, że Ryouta tak długo zbierał się na odwagę, by wyznać mi miłość. Pamiętałem jego nerwowy śmiech, kiedy mówił mi, że od zawsze mnie lubił, pamiętałem jego ból i zawód w oczach, gdy cicho przyznałem, że jestem z Kazunarim...
Nigdy nie żałowałem tego, że kocham Takao. Ale wtedy to był jedyny moment, gdy tak bardzo nie chciałem widzieć łez innego mężczyzny.
– Przepraszam, Kise... - powtórzyłem szeptem.- Przepraszam, Takao.
Cudowne!!! Genialne!!! Matka Takao to suka xd Bardzo mi się podobało i miło czytało :D Nie mogę się doczekać dalszego ciągu bo jestem bardzo zainteresowana fabułą :D Świetne!!
OdpowiedzUsuńSupcio! Cieszę się ogromnie :D Dziękuję za komentarz ♥♥
UsuńTo opowiadanie jest najlepsze! Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńOjej (/)///(\)!
UsuńBardzo mi miło ♥♥ Dziękuję za komentarz! *3*
JAK MOGLAS JA PLACZE NO.UGHHHHH
OdpowiedzUsuńALE I TAK BOSKIE
NAPISZE KOMA JUTRO
UGHHHHHHHHH
Ok, zacznę może od oczywistości,pani Takao jest mocno "konserwatywną" kobietą ( dlaczego tak paskudnie kłamczy ;-;), nie będę rozpisywać jaka to straszna jest i nieczuła, bo to zauważyli już chyba wszyscy...
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale mam ochotę owinąc się kocykiem i schować w kącie z depresją do pary
Tak się wszystko rypnęło, ( btw, biedna Kisia) najbardzie to mi w sumie szkoda Takao, w końcu nie z własnej winy niczego nie pamięta, jakby choć trochę glona pamiętał, to nie byłoby incydentu z rzekomym chłopakiem ;-;
Jestem jednak niepoprawną optymistką i szczerze wierzę, że jeszcze wszystko się ułoży ;)
Pozdrowionka i do następnego ^°^
Bycie optymistką w takich chwilach to się bardzo ceni xDD To najważniejsze!
UsuńBardzo dziękuję za komentarz, również pozdrawiam ♥ Do zobaczonka ♥
Takao-san jest okrutna ;_; I jeszcze Midorima z tym swoim "ma na imię Ryouta".
OdpowiedzUsuńMimo to rodział jak zwykle bajeczny :3
Cieszę się ogromnie, że się podobało! ^^ Bardzo dziękuję za komentarz ♥
UsuńYuuki-sempai dlaczego zniknął kalendarzyk z tym kiedy wyjdzie kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńRozdzialik cudny, biedna Kisia ( smuteczek mnie przez to dopadł) ale rozdział bardzo ciekawy oby tak dalej!
<3 ;)
Bo i tak dostaję pytania, co się kiedy pojawi :P Poza tym możliwe, że będę wprowadzać małe zmiany w publikacjach i nie chce mi się ciągle tego Planu Wydawniczego edytować.
UsuńCieszę się ogromnie, że rozdzialik się podobał! Bardzo dziękuję za komentarz ♥♥
Ekhem. Przeczytałam to opowiadanie jednym tchem tak na prawdę bo miałam czas i o mój boże sosnowy. Nawet nie wiem jak to skomentować. I chyba tego nie zrobię bo coś zepsuję. Po prostu chce napisać że to opowiadanie mi się okropnie, masakrycznie podoba. I opisujesz to w taki sposób... Nie wiem czy robiłaś taki reaserch jak Midorima ale wszystko jest tak dobrze opisane że ugh.
OdpowiedzUsuńJuż nic więcej nie piszę bo to już jest jakiś chaos i jeszczw to pogorszę
Pozdrawiam i przesyłam wenę~
Ojej ;_; Naprawdę ogromnie mi miło! ;_; Sama osobiście uważam, że mój przemęczony KnB'owymi shotami umysł dobrze wiedział, że pora zakończyć z nimi przygodę i dlatego wycisnął ze mnie tylko Kurokowej weny, że udało mi się napisać coś tak pięknego - choć na wydanie się nie nadaje xD
UsuńW każdym razie, takie moje pożegnalne opowiadanie z Kuroko no Basket będące hołdem dla całej mojej miłości do tego fandomu :')
Cieszę się, że się podoba! Bardzo dziękuję za komentarz ♥
Jego mamusia jej pierdolnięta o.O
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń