Rozdział jedenasty
Shintarou
Dzień spędzony z Takao i trenerem okazał się być wyjątkowo relaksujący. Choć poniekąd czułem się niekomfortowo ze względu na przedstawienie mnie przez Masaakiego na forum jego drużyny, z odrobiną satysfakcji obudziłem w sobie dawne uczucia do gry w koszykówkę. Nawet ten trzeci rzut, będący łaskawą odpowiedzią na błagalne zawodzenie młodych zawodników, sprawił mi poniekąd przyjemność.
Ale najbardziej cieszył mnie uśmiech na twarzy Takao i dyskretny błysk podziwu i uznania w jego oczach.
Pamiętam dzień, w którym go poznałem – niegroźny wyraz twarzy, uśmiech pomimo zawodu jaki przeżył po przegranej z Pokoleniem Cudów, sympatia, jaką mi okazywał mimo tego, że byłem tym, na którym najbardziej chciał dokonać rewanżu... Sądziłem, że będziemy ze sobą rywalizować, albo że spróbuje mnie jak najwięcej unikać, tymczasem on stał się moim partnerem na boisku i przyjacielem w życiu codziennym...
Jedynym prawdziwym, którego miałem.
– Wiesz co, z chęcią dowiem się czegoś więcej o tym waszym Pokoleniu Cudów – rzucił Kazunari, kiedy po rozstaniu z trenerem i zjedzeniu obiecanych naleśników wracaliśmy samochodem do domu. Oczywiście, najpierw zamierzałem odwieźć Takao.- Koszykówka wygląda na naprawdę fajną zabawę. Rodzice wspominali mi, że lubiłem grać, ale jakoś nie bardzo mnie to zainteresowało, dopiero dzisiaj... Nauczysz mnie grać na nowo, Midorima?
– Sam do końca nie pamiętam jak to było grać w normalnego kosza – westchnąłem lekko, nieco zarumieniony.- Dzisiejsze rzuty to jedno, ale normalna gra to co innego. Niemniej, jeśli tylko nadarzy się sposobność, to postaram się zorganizować jakoś chociaż małe one on one. Powinienem mieć gdzieś w mieszkaniu piłkę do kosza.
– Byłoby fantastycznie!- powiedział Takao z zapałem.- Oczywiście, nie chcę, żebyś poświęcał mi cały swój wolny czas, więc z niczym się nie spieszmy! Masz przecież rodzinę, chłopaka, nie możesz ich zaniedbywać!
– I kto to mówi – mruknąłem, uśmiechając się słabo.
– Ostatnio niezbyt dogaduję się z rodzicami, więc to nie to samo – powiedział Kazunari, krzywiąc się nieznacznie.- Są nadopiekuńczy. Rozumiem ich troskę i to, jak bardzo się o mnie martwią, ale... Cóż, minęło już pięć lat od wypadku, udało mi się mniej więcej stanąć na nogi. Jestem dorosły i potrafię o siebie zadbać, nawet po utracie pamięci.
– Nie do końca chodziło mi o rodziców – powiedziałem, nieco speszony, zatrzymując się na światłach.- Twoja mama wspominała mi, że wkrótce zostaniesz ojcem. Zapomniałem ci pogratulować.... Moje gratulacje.
– Co?- Takao popatrzył na mnie z powagą. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, niemal natychmiast parsknął śmiechem.- Och, moja mama jest niepoważna! Chizuru tylko trochę przytyła, a ona już myśli, że jest w ciąży!
– Obawiam się, że nie rozumiem...- wymamrotałem, poprawiając swoje okulary. Miałem mętlik w głowie, nie wiedziałem co dokładnie mam o tym myśleć. Nie zdziwiłbym się, gdyby matka Kazunariego mnie okłamała, ale mimo wszystko wydawała się być wyjątkowo przekonująca. Poza tym Takao wspomniał o Chizuru.
– Dlaczego mówiła ci o moim życiu prywatnym?- zapytał Kazunari, odwracając głowę w drugą stronę i wyglądając przez okno. Widziałem, że jego szczęka była zaciśnięta, najwyraźniej wiadomość ta rozzłościła go.
– Martwiła się o ciebie – odpowiedziałem, ruszając, gdy zapaliło się zielone światło.- Boi się, że obecna osobowość może kolidować z tą starą i zaważyć na twoim związku z narzeczoną oraz na ojcostwie.
– Sam mówiłeś, że moja osobowość niewiele różni się od tamtej.
– To samo powiedziałem twojej mamie.
– Nie znała mojej poprzedniej osobowości?
– Znała...- odparłem, zawahawszy się nieznacznie.- Ale sam rozumiesz, że dzieci nie zawsze są takie same przy rodzicach i wśród znajomych. Żadna matka nie ma pewności, czy jej dziecko nie pije alkoholu na spotkaniach z przyjaciółmi, czy nie przeklina, lub zachowuje się jakoś skandalicznie. Twoja matka chciała się upewnić, że nic takiego nie będzie miało miejsca, ponieważ kiedyś się przyjaźniliśmy i jestem jedną z takich nielicznych osób, z którymi mają teraz kontakt.
Takao długo nie odpowiadał. Kiedy przy możliwej okazji zerknąłem na niego, głowę miał opartą o zagłówek, wciąż wyglądał przez okno. Dłoń, którą trzymał na kolanie, zaciskał i rozluźniał, jakby próbował opanować gniew.
Ale co go rozzłościło? To, że wiedziałem o Chizuru i dziecku? Może i nie bardzo się na tym znałem, ale to raczej nie było coś, czego powinien się wstydzić, czy ukrywać. Nie mogłem zapytać go o to wprost, choć irytowało mnie, że nie rozumiem, o co tu chodzi.
– Uczucia matki ciężko jest zrozumieć – mruknąłem, chcąc zakończyć temat.- Będzie się martwić nawet o najmniejszy szczegół.
– Ta, uczucia mojej w szczególności – westchnął Kazunari.
– Nie uważam, że to coś złego...
– A ja tak uważam – rzucił ze złością.- Nie powinna wtrącać się do mojego leczenia! Nie miała prawa bez żadnego słowa iść do prywatnego mieszkania mojego lekarza, chyba że naprawdę macie romans, który próbujecie jakoś ukryć, bo stałem się twoim pacjentem.
– Nic z tych rzeczy.- Ledwie powstrzymałem się od wywrócenia oczami.- Mówiłem ci już wiele razy, że ona zwyczajnie się o ciebie...
– Nie wierzę w to – przerwał mi niemal obrażalskim tonem.- Moja matka grubo przesadza, rozpowiadając wszystkim o moim życiu prywatnym. Nie ma żadnego dziecka, a nawet jeśli jest, to na pewno nie moje. A z Chizuru rozstałem się już jakiś czas temu, o czym ona doskonale wie!
– Cóż...- zacząłem niepewnie, speszony jego ostrymi słowami. Więc jednak pani Takao mnie okłamała... Rozumiem dlaczego to zrobiła, ale dlaczego Kazunariego tak bardzo to rozzłościło? Żadna możliwość nie przychodziła mi do głowy.
– Nieważne, mniejsza o to – westchnął Takao, siadając wygodniej w fotelu.- Wybacz mi ten napad złości, po prostu ostatnio trochę kłócę się z rodzicami i z siostrą.
– Rozumiem – powiedziałem, skinąwszy głową.- Ehm... jestem tylko lekarzem, znam się jedynie na poradach zdrowotnych, ale... jeśli będziesz chciał porozmawiać o tych kłótniach...- Odchrząknąłem, z niemałą irytacją czując na policzkach wypieki.- Możesz ze mną porozmawiać, jeśli... nie będziesz miał z kim, czy coś.- Westchnąłem na zakończenie, niemal psychicznie wykończony przez usilne staranie się, by sklecić w miarę zrozumiałe zdanie.
– Dzięki – odparł Kazunari, ku mojej jeszcze większej irytacji, z wyraźnym rozbawieniem.- Cieszę się, że tak mi pomagasz i martwisz się o mnie.
– T-to nie do końca tak, że się martwię, nanodayo...
– Ahahah! No i proszę, odezwała się twoja strona tsundere!
To stało się zupełnie nagle. Właściwie nie pamiętam nawet jak dokładnie, zupełnie jakbym w tamtym momencie zupełnie się wyłączył – jakby za kierownicą siedział nie Midorima Shintarou, a jego zastępczy klon.
Zahamowałem gwałtownie, stając na środku ulicy. Samochód za mną był na tyle daleko, by zdążyć zatrzymać się w bezpiecznej odległości, ale mną i Takao porządnie szarpnęło do przodu. Gdy tylko odbiliśmy się od siedzeń, natychmiast skręciłem na boczny pas i zaparkowałem przy chodniku. Oddychałem ciężko jak po biegu, miałem wrażenie, że przechodzę prawdziwy zawał...
A to wszystko przez to jedno, krótkie słowo.
– Rany!- sapnął Takao, patrząc na mnie z przestrachem.- Przepraszam, Midorima, nie powinienem był...
– Pójdę kupić coś do picia – rzuciłem pospiesznie, szarpnięciem odpinając pas i wysiadając. Kazunari zawołał mnie ponownie, ale ja zatrzasnąłem już drzwi i ruszyłem w kierunku najbliższego sklepu spożywczego.
Ekspedientka patrzyła na mnie podejrzliwie, gdy przekroczyłem próg i skręciłem w prawo, udając się do pierwszego lepszego rzędu regałów. Stanąłem przed nim, przytrzymując się dłonią półki i starając się wyrównać oddech. Moje serce biło jak oszalałe, w głowie huczało słowo „tsundere”. Nie potrafiłem się uspokoić, z niepokojem obserwowałem własne ciało, które trzęsło się coraz bardziej.
To było dla mnie zbyt wiele. Wierzyłem, że pewnego dnia Takao przypomni sobie choć tyle, by nazwać mnie „Shin-chanem”, ale nawet nie przyszło mi do głowy, że pierwszym, co powie, będzie właśnie „tsundere”. Napływ wspomnień związanych z tym przezwiskiem wywołało u mnie reakcję, przez którą mogłem zabić siebie i Takao... albo spowodować kolejny wypadek w jego życiu.
Począwszy od czasów szkoły, aż do naszego związku, gdy zamieszkaliśmy razem, „Tsundere-chan” stało się wręcz moim pieszczotliwym przydomkiem, tak często wypowiadanym w domu jak „Shin-chan”. Z początku niezwykle mnie irytowało, ale wraz z narastającą miłością do Kazunariego przyzwyczajałem się do niego i po pewnym czasie przekonałem się, że życie bez „Tsundere-chan” nie byłoby takie samo. To przezwisko stanowiło dla mnie pewnego rodzaju słodycz, jak ulubiony cukierek, którym obdarza się dziecko raz na jakiś czas, by osłodzić mu dzień.
Nie dostałem go od pięciu lat. A teraz tak bardzo mnie tym zaskoczył, że lada chwila skończę w szpitalu z prawdziwym zawałem.
– Proszę pana? Wszystko w porządku?- Pracownica sklepu podeszła do mnie z niepokojem wymalowanym na twarzy.- Czy mam zadzwonić po pogotowie? Chce się pan położyć u nas na zapleczu? Może coś do picia...?
– Nie, nie...- wymamrotałem, kręcąc głową. Przycisnąłem palce do oczu, by pozbyć się z nich drobnych łez, zdradziecko zakradających się do kącików.- Przepraszam, zrobiło mi się trochę słabo, to nic takiego...
– Jest pan tu sam?- zapytała, marszcząc w trosce brwi.- Proszę wybaczyć moją wścibskość, ale będę czuła się lepiej, jeśli ma pan z kim wrócić do domu i odpocząć...
– Już mi lepiej – westchnąłem, prostując się i biorąc głęboki oddech. W gruncie rzeczy byłem jej wdzięczny za tę drobną interwencję. Dzięki temu wyrwała mnie z zamyślenia i zmusiła, bym przestań skupiać się na wspomnieniach.- Bardzo dziękuję za troskę, to... to miłe z pani strony. Jestem z przyjacielem, został w samochodzie...
– Mhm, dobrze...- Pokiwała głową, wciąż mi się przyglądając.- W takim razie proszę na siebie uważać.
Uśmiechnąłem się do niej w podziękowaniu, zajęty uspokajaniem i regulowaniem oddechu. Kiedy odeszła, jeszcze chwilę stałem w miejscu, po czym ruszyłem w głąb sklepu po jakiekolwiek napoje. Odzyskałem już trzeźwe myślenie i wiedziałem, że jeśli wrócę bez niczego, oczywistym stanie się powód, przez który tak nagle opuściłem samochód.
Chociaż... Kazunari nie był idiotą. Z całą pewnością orientował się w sytuacji.
Kupiłem dwie puszki zimnej zielonej herbaty, po czym, upewniwszy się, że wyglądam zupełnie normalnie, wróciłem do Takao. Gdy tylko usiadłem za kierownicą i zamknąłem za sobą drzwi, wstyd było mi spojrzeć Kazunariemu w oczy. Podałem mu puszkę, wzdychając cicho.
– Wybacz mi ten wybuch – mruknąłem.
– To ja powinienem przeprosić – odparł Takao, odbierając napój.- I przepraszam.... Znowu zapomniałem, że przecież byliśmy przyjaciółmi i tobie prawdopodobnie jest nawet ciężej niż mnie... Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele nas łączyło, a tylko ty o tym wiesz. Pewnie trochę cię boli fakt, że ja nic z tego nie pamiętam.
– Owszem – przyznałem cicho, nie widząc sensu, by to przed nim ukrywać.- Trochę mnie to boli. Widzisz, Takao... Nigdy nie byłem typem towarzyskiej osoby. Zawsze poważny, bez poczucia humoru, skupiony na zdobywaniu wiedzy i nowych umiejętności. Nawiązywanie znajomości kiepsko mi wychodziło, o ile w ogóle... Ty zaś byłeś zupełnym przeciwieństwem mnie. I zupełnie ignorowałeś to, że od początku niezbyt wiele nas łączyło. Akceptowałeś mnie takim, jakim byłem, niemal na siłę pchałeś nasze relacje w kierunku przyjaźni, aż pewnego dnia...- urwałem na chwilę, by przełknąć gulę w gardle. Spuściłem wzrok na moje dłonie, w których trzymałem puszkę herbaty.- Pewnego dnia po prostu sam zacząłem o tobie myśleć jak o „przyjacielu”. Nim się obejrzałem, stałeś się najbardziej zaufaną osobą w moim otoczeniu, z czasem zacząłem ci się zwierzać, coraz więcej rozmawialiśmy... Masz rację, Takao – westchnąłem ciężko.- To trochę boli, że tylko ja pamiętam, jak wiele dla mnie znaczysz.
– Och, Boże...- szepnął Kazunari, zasłaniając usta dłonią.
– Zrobię wszystko, by przywrócić ci pamięć – powiedziałem, odchrząkując i odpalając silnik.- Nie tylko ze względu na naszą przyjaźń, ale na to, byś przypomniał sobie siebie samego, jak bardzo radosny byłeś i jak bardzo kochałeś życie. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką poznałem w życiu. Nie pozwolę na to, byś o tym nie pamiętał.
– Dziękuję...- mruknął Takao, wyraźnie wzruszony. Pokiwał głową, jakby chciał dodać mocy temu słowu. Skinąłem więc w odpowiedzi, po czym znów ruszyłem w drogę.
Przez pewien czas jechaliśmy w milczeniu. Kazunari wydawał się być zamyślony, znów odwrócił głowę w kierunku okna. Cisza w samochodzie zaczynała mi jednak trochę przeszkadzać. Choć nie była przesadnie pesząca i raczej nieznacznie psuła atmosferę, milczący Takao był zjawiskiem, do którego nie byłem przyzwyczajony.
– Nie zaczęła cię przypadkiem boleć głowa?- zapytałem.- Sporo się dzisiaj wydarzyło, pewnie jesteś zmęczony.
– Hmm... Nie, raczej nie. Może jestem tylko trochę zmęczony, ale poza tym czuję się całkiem nieźle.
– Dobrze.- Pokiwałem głową.- Jeśli nie masz na dziś już żadnych planów, to byłoby dobrze, gdybyś wziął prysznic i położył się do łóżka. Nie zapomnij zrobić wpisu w dzienniku.
– Na pewno nie zapomnę – odparł z lekkim uśmiechem.- Midorima? Mogę zapytać o coś... dotyczącego ciebie?
– Tak, naturalnie.
– Trener wspominał coś o jakimś Oha-Asa, a ty o szczęśliwych przedmiotach... O co dokładnie chodzi?
Uśmiechnąłem się nieznacznie, automatycznie wspominając młodzieńczą głupotę.
– Oha-Asa to horoskop – wyjaśniłem.- Leci na TokioTV o szóstej rano, można go też sprawdzić w internecie, czy nawet w radiu. Podają w nim informacje, na którym miejscu w rankingu znajduje się twój znak zodiaku, oraz jaki jest twój szczęśliwy przedmiot na dziś. Kiedyś byłem święcie przekonany, że ten horoskop zawsze mówi prawdę. Chodziłem więc z moimi szczęśliwymi przedmiotami. Czasem była to taśma klejąca, czasem grzebień, czasem figurka, a czasem nawet zwykły czajnik.- Kazunari parsknął cicho śmiechem, rozbawiony.- Wierzyłem, że to właśnie dzięki szczęśliwym przedmiotom i postępowaniu według horoskopu moje rzuty są takie celne.
– Czy mogę zapytać... dlaczego już w to nie wierzysz?
Zagryzłem lekko wargę, zastanawiając się, jak najprościej będzie wytłumaczyć mu jak bardzo zawiodłem się na tym, w co tak bardzo wierzyłem i jak bardzo cierpiałem przez fakt, że los okrutnie zadrwił z mojego szczęścia.
– Ponieważ w dniu, w którym mój znak zodiaku był na pierwszym miejscu w rankingu i miałem mieć niezwykłe szczęście, stało się coś, co przewróciło moje życie do góry nogami. Wówczas nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to był najbardziej pechowy dzień w moim życiu. Dowiedziałem się o tym dopiero jakiś czas temu.
– I... co to było?- zapytał cicho. Spojrzałem na niego krótko, przełykając ślinę.
– Twój wypadek – odparłem.
Podjechałem pod blok, w którym mieszkał Kazunari i zaparkowałem przed wejściem. Wyłączyłem silnik, opierając się ciężko o oparcie mojego fotela. Wiedziałem, że w tej chwili obojgu nam jest ciężko, nie zamierzałem więc popędzać go do wyjścia.
Dopiero gdy na niego spojrzałem, zrozumiałem, że nie tylko ze względu na to wciąż siedział w aucie. Jego oczy pełne były łez, pojedyncze krople zdążyły spłynąć po policzkach. Wyglądał tak nieszczęśliwie, że miałem ochotę przytulić go do siebie i zapewnić, że wszystko będzie dobrze – że przypomni sobie o mnie, o swojej rodzinie, życiu – o sobie.
– Przepraszam cię, Ta...- zacząłem cicho.
– Powiedz, Midorima...- Takao pociągnął głośno nosem, jego głos załamał się na krótką chwilę.- Powiedz mi... czy ty nadal mnie kochasz?
– Co?- bąknąłem głucho, patrząc na niego w oniemieniu.- Nie... nie rozumiem...
– Przestań – westchnął, patrząc na mnie niemal błagalnym wzrokiem.- Dowiedziałem się o wszystkim... Wiem, że byliśmy razem, wiem, że łączyło nas coś więcej niż przyjaźń... Wiem, że się kochaliśmy... Dlatego właśnie chcę wiedzieć... Czy ty nadal mnie kochasz, Midorima?
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Takao wiedział? Skąd? Czy powiedziała mu o tym matka? Niemożliwe, gdyby tak było, nie zjawiałaby się w moim mieszkaniu, próbując zmusić mnie do zrezygnowania z pomocy Kazunariemu... Yuzuki? Z tego, co pamiętałem, młodsza siostra Takao była we mnie zakochana. Oczywiście, była wtedy w podstawówce, więc jej uczucie było zupełnie niewinne i z całą pewnością zniknęło z upływem lat, jednak mimo to nie sądziłem, by powiedziała mu prawdę. Nienawidziła mnie, ponad wszystko chciała powrotu ukochanego brata...
Cała jego rodzina chciała powrotu Kazunariego do domu. Powrotu z objęć mężczyzny, który miał czelność odebrać im syna i brata, którego otaczali tak wielką miłością. Czy teraz, kiedy od pięciu lat mieli go z powrotem i znów mogli być prawdziwą, szczęśliwą rodziną, miałem prawo, by ponownie im go odbierać?
Zawsze ukrywałem to przed Takao... ale w gruncie rzeczy żałowałem, że przez moją miłość do mnie stracił rodziców i siostrę. Żałowałem, że to piękne uczucie, którym miałem szansę się cieszyć, było również powodem nienawiści i obrzydzenia do mnie.
Nie zrobiłem nic złego.
Ja... po prostu go kochałem.
– Nie – odpowiedziałem cicho, kręcąc głową w przepraszającym geście.- Minęło pięć lat... Myślałem, że po prostu ode mnie odszedłeś. Z czasem zacząłem budować swoje życie na nowo. Wybacz...
– W porządku – sapnął Kazunari, śmiejąc się lekko. Otarł pospiesznie policzki, odchrząkując głośno.- Nie musisz przepraszać... To wina moich rodziców, powinni byli po ciebie zadzwonić... Nie mam... nie mam ci niczego za złe.- Takao spojrzał na mnie z uśmiechem. Ten jednak nic dla mnie nie znaczył, ponieważ widziałem rozgoryczenie w jego oczach.- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Może i nie pamiętam naszych relacji, ale naprawdę się cieszę... Och, powinienem iść, muszę się doprowadzić do porządku.- Znów zaśmiał się niewesoło.- Do zobaczenia, Midorima. Zadzwoń do mnie, by ustalić kolejne spotkanie terapeutyczne.
– Do zobaczenia – odparłem, patrząc ja wysiada. Odprowadziłem go wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami budynku, a potem oparłem głowę o zagłówek i westchnąłem ciężko.
Jestem idiotą.
Tak Midorima, jesteś idiotą.
OdpowiedzUsuńNie. Nie zgadzam się. Nie. Nie. Nie. I jeszcze raz nie.
I teraz gadam jak idiotka cały czas "nie" ;_; Baka Midorima. Aho, manuke Midorima.
Nie... nie, nie, nie i jeszcze raz nie !
OdpowiedzUsuńJak można być takim farfoclem i skończyć w takim momencie?! xD
Jak?!;-;
I zostaje czekanie...
Mega mi się podobało ( zresztą jak wszystkie ^^) tylko dlaczego ten zielony idiota powiedział nie!
*załamka, wiara w ludzi -50 w rankingu ;-;*
Pora zaszyć się pod kocem w ciemnym pokoju z lemoniadą i przywołać emo cloud ;-;
Przynajmniej do następnego tygodnia ;-;
Pozdrawiam i do następnego :*
* mówią oczy świecące z ciemnego kąta*
Właśnie weszłam w Emo mode niczym Bokuto. Dlaczego w takim momencie? Boshe Shin-chan ty debilu! Dlaczego? Dlaczego, nanodayo? Naprawdę nienawidzę czekać na tak wspaniałe opowiadania ;((
OdpowiedzUsuńNo nic.
Pozdrowienia i weny życzę ;))
Łoooo rozdział dobryXD
OdpowiedzUsuńnawet bardzo dobryXD
Tym razem byłam dzielna i nie dałam ponieść się emocjom.Chociaż to gwałtowne hamowanie...Trochę podniosło mi ciśnienieXDna szczęście szybko akcja się ogarnęła
Ale Midorima ty glonie...jesteś...ugh
Nic nie jest proste tym bardziej takie życiowe problemy i okularnika nie można obwiniać za to ,że już nie darzy Takao tak mocnym uczuciem jak kiedyś ,ale uczucie jest.
Czuję to.
Ta miłość nie umarła.
Jestem pewna ,bo Midorima sam zwątpił w to czy wypowiedziane przez niego 'nie' było prawdziwe ;-;
Szczęka mi opadła jak zobaczyłam ile rozdziałów do końca. Gdzieś tam zdawałam sobie sprawę ,że to nie będzie długie jak "Ciernie" ale no kurczaki.
Teraz zostało mi czekać na zakończenie ,bo Kazunari już zakończył moją mękę 'kiedy jeden czy drugi powie temu drugiemu ,że wie'XDDDD
~ Ameba Patrycja
nienawidzę cie
OdpowiedzUsuńale kocham cie
ale
ugghhskkdoxygsbsnjdodisyejpspdjdhhsgshshshssshdhjdooddkkdhoHhJAAJAKKDDOODKDJSBHSHAKAJSGHDVSHJSKXIDBKKJDDBDDHIDHDJHDJHGDGKSKBEODBLBNDFNPPNRR KURRWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Dobra, nie oszukujmy się.
UsuńTak musiało się zadziać.Gdyby Midorima powiedział mu prawdę... no cholera, dziwnie by było. Nie zmienia to faktu, że jak zwykle mnie zaskoczyłaś ._. Rozdział był dobry, naprawdę bardzo dobry. Tylko cholera jasna, nie wiem jak to się dalej potoczy. UGH, JA ZAWSZE W TWOICH OPOWIADANIACH NIE WIEM CO BĘDZIE DALEJ. TO Z JEDNEJ STRONY WKURWIA, A Z DRUGIEJ STRONY JEST CUDOWNE ._. NO NIE. CO ONI...JAK ONI... ALE ONI... ALE TO SIĘ DOBRZE SKOŃCZY, TAK? TAK? BŁAGAM!!! NO WEEEEŹ. ;;;;;;
Ugh,kocham to opowiadanie, a idź w pizdu z tym talentem, Yuuki-san ._.
Nie, nie, nie, nie, nie! Już myślałam, że Midorima zacznie być z nim szczery.
OdpowiedzUsuńNo nic. Znowu trzeba czekać.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń