[15 minut] Rozdział szósty

Rozdział szósty
Kazunari



    Spędzanie niedzielnego popołudnia na wylegiwaniu się na kanapie wydawało mi się być totalną stratą czasu, ale, ponieważ zerwałem z Chizuru i przestałem odzywać się do rodziców, nie miałem żadnego pomysłu na to, jak spędzić ten dzień. Wcześniej wychodziliśmy z Chizuru na miasto, czasem rozmawialiśmy tylko w domu, innym razem jechałem w odwiedziny do rodzinnego domu. Teraz jednak sytuacja uległa zmianie – i do diametralnie.
    Mama wydzwaniała do mnie już w wieczór zerwania z Chizuru, zgadywałem więc, że sama poinformowała ją o naszym rozstaniu i o tym, że powiedziała mi prawdę. Z początku ignorowałem telefony, aż ostatecznie odebrałem, nakrzyczałem na nią, że ma przestać dzwonić i cisnąłem słuchawką. Dla pewności odłączyłem też kabel telefonu z gniazdka.
    Zastanawiałem się nad moim własnym zachowaniem. Osobiście uważałem, że jest ono jak najbardziej uzasadnione – zostałem oszukany, całe pięć lat mojego życia spędziłem jako zwyczajnie fałszywy Takao Kazunari. Nie byłem sobą, byłem jedynie tym, którego chcieli moi rodzice i Chizuru. I, choć mojej dziewczynie długo zbierało się na powiedzenie prawdy, to koniec końców byłem jej wdzięczny. Bo jeśli sam przypomniałbym sobie o tym, że kiedyś byłem gejem, jednocześnie w obecnej chwili będąc z nią... cóż, pewnie załamałbym się psychicznie.
    Chociaż właściwie nie mam nawet pewności, że mówiła prawda. Może powiedziała tak, by łatwiej jej było ze mną zerwać? Może kłamała, by załatać własne upokorzenie tym, że nigdy mi przy niej nie stanął? To tylko spekulacje... ale dopóki moja pamięć nie wróci, z całą pewnością nie zaufam już nikomu.
    Jednak najgorsza sytuacja prezentowała się z Midorimą. Nie rozumiałem, dlaczego nie chciał przyznać, że byliśmy parą. Co go powstrzymywało? On też z całą pewnością musiał pomyśleć o tym, że przecież pewnego dnia na pewno sam sobie przypomnę o tym, że się kochaliśmy. Czy nie obawia się, że znienawidzę go za to, że od początku nie był ze mną szczery? Czy może w przeszłości wydarzyło się coś, przez co już mnie nienawidzi, a chce mi pomóc jedynie ze względu na sentyment?
    A może to on mnie kiedyś skrzywdził? Może zdradził mnie, albo okrutnie okłamał, przez co go znienawidziłem, choć on nadal mnie kochał? Może chce, bym odzyskał pamięć, ponieważ wciąż żyje z poczuciem winy i chce mi wynagrodzić to, co zrobił?
    Nie... To się w ogóle nie trzyma kupy. Gdyby taka była prawda, to chyba starałby się mnie odzyskać, z nadzieją, że skoro jesteśmy razem i żyje nam się dobrze, to zapomnę o tym, co było złe?
    Chyba że przed moim wypadkiem nie byliśmy już ze sobą. Może uczucie się wypaliło i zerwaliśmy? A może...
    Syknąłem cicho, sięgając po woreczek z lodem, który wcześniej położyłem na stoliku przed kanapą. Przyłożyłem go do głowy, wzdychając cicho. Im więcej rozmyślałem, tym bardziej próbowałem coś sobie przypomnieć, wywołując przy tym tępe pulsowanie w czaszce. Zupełnie jakbym uderzał głową o mur w moim umyśle, który oddzielał nieznaną przeszłość od teraźniejszości.
    Brak wspomnień to prawdziwa udręka. Żaden człowiek nie pamięta dnia swoich narodzin, ale posiada pojedyncze wspomnienia z dzieciństwa – pamięta mniej więcej skąd się wziął, pamięta ludzi, z którymi nawiązał bliskie relacje, pamięta zażyłość i uczucia, które do nich żywił. Ja nie miałem nic z tych rzeczy.
    Czułem się niemal jak robot, stworzony ledwie pięć lat temu.
    Znów westchnąłem, przesuwając woreczek z lodem na lewą stronę głowy. Tego dnia pogoda była jeszcze ładniejsza, słońce grzało tak ciepło, że mogłem pozwolić sobie na pozostawienie balkonu otwartego. Przyjemny wietrzyk od czasu do czasu wdzierał się przez białe firanki, unosił je wysoko, by po chwili mogły ponownie opaść. Z chęcią wyszedłbym na zewnątrz, gdybym tylko mógł wykrzesać z siebie choć trochę sił.
    Odłożyłem woreczek na stolik, kiedy pulsowanie w czaszce ustało. Wpatrzyłem się bezmyślnie w sufit nade mną, nie myśląc o niczym konkretnym, a jedynie sobie leżąc. Leniuchowanie wychodziło mi chyba najlepiej.
    Zaczynałem już powoli usypiać, kiedy nagle do głowy przyszedł mi pewien szalony pomysł. Przypomniałem sobie bowiem o tym, że przecież Midorima dał mi swój prywatny numer telefonu. Skoro polecił mi spotykać się z przyjaciółmi, aby ci opowiedzieli mi historie z przeszłości, to chyba nic złego, jeśli do niego zadzwonię i zaproszę na prywatne spotkanie? W końcu był teraz jedynym moim bliskim znajomym, znającym mnie w czasach sprzed wypadku. Na pewno miał na uwadze to, że go zaproszę, skoro dał mi swój numer.
    Może nawet uda mi się dyskretnie podpytać go o nasz związek? Może przyzna się do tego, że byliśmy kochankami?
    Kochankowie... To brzmiało całkiem zabawnie. Próbowałem wyobrazić sobie siebie i Midorimę nagich w łóżku, kochających się, całujących... ale każda wizja kończyła się niepowstrzymanym napadem śmiechu. Midorima był przecież taki poważny i dystyngowany, nie byłem w stanie przywołać w myślach obrazu jego, gdy dochodził.
    Uśmiechnąłem się do siebie lekko, siadając powoli na kanapie, by następnie wstać i podejść do telefonu. Podłączyłem go do gniazdka i wziąłem do ręki portfel, który zawsze zostawiałem na stoliczku obok telefonu. Odnalazłem w nim kartkę z numerem do Midorimy, po czym wybrałem go na panelu aparatu telefonicznego.
    I natychmiast odłożyłem słuchawkę.
    Czy to nie podejrzane, że chcę zadzwonić do niego tak bez wahania? Nie zastanowiłem się nad tym dwa razy, tylko od razu wziąłem się do roboty, przecież to nienormalne! Każdy w tej sytuacji przez chwilę pomyślałby nad tym, co robi, rozważyłby wszystkie za i przeciw...
    Na pewno powinienem go zapraszać? Mam tak po prostu powiedzieć „Hej, wpadniesz do mnie na obiad?”. Czy on nie odbierze tego dwuznacznie?
    Nie, niemożliwe... Nie wie przecież, że ja wiem, że byliśmy razem. Ale to nie zmienia faktu, że zapraszanie go tak od razu do siebie, do mieszkania, było chyba trochę nie na miejscu. Zwłaszcza, jeśli on już...
    Jeśli ma już innego chłopaka.   
    Zagryzłem lekko wargę, marszcząc brwi. A może właśnie o to chodziło? Może nie przyznawał się do tego, że byliśmy kochankami, ponieważ obecnie był już z kimś innym w związku? Może bał się, że kiedy się o tym dowiem, będę zły na niego, że mnie nie szukał, albo że tak po prostu znalazł sobie innego.
–    No ale pięć lat to wcale nie tak długo – burknąłem do siebie pod nosem.- Skoro mnie kochał, to chyba by wytrzymał nawet dłużej, no nie...?
    Chociaż... z drugiej strony, to przecież mężczyzna. Nawet jeśli z nikim się nie związał, to na pewno komuś wskoczył do łóżka. W końcu wszyscy faceci pragną seksu.
    Potrząsnąłem głową, wyrzucając z niej te głupie myśli. Co za różnica, czy jest z kimś czy nie? Przecież nie kocham go, na razie nie czuję do niego nic prócz zwykłej sympatii jako do przesadnie poważnego człowieka oraz lekarza, który mi pomaga!
    Zaraz, zaraz... czy ja właśnie pomyślałem „na razie”? Jakie „na razie”?! Zupełnie tak, jakbym miał zamiar się w nim zakochać, czy coś! Co za nonsens! Co jak co, ale jednego byłem pewien – ja i Midorima z całą pewnością do siebie nie pasujemy! Jeśli kiedyś byliśmy razem, to pewnie któryś z nas miał inny charakter niż obecnie.
    Skinąłem głową, przekonany o swojej słuszności, po czym ponownie wybrałem numer do Shintarou. Odwróciłem się w kierunku balkonu, oparłszy się o ścianę i czekając, aż odbierze.
    A kiedy usłyszałem w słuchawce jego głos, moje serce stanęło momentalnie w miejscu, a wraz z nim ciało i umysł zamieniły się w kamień.
–    Midorima Shintarou, słucham?
    Przełknąłem z trudem ślinę, otwarłem lekko usta, szukając w myślach pierwszego zdania, jakie powinienem wypowiedzieć na początku rozmowy. Co to było? „Wiem, że byliśmy razem”? „Z całą pewnością do siebie nie pasujemy”? Czy może „mam zamiar się w tobie zakochać”?
–    Halo...?
–    Cześć!- rzuciłem nerwowo, w obawie, że zaraz się zirytuje i rozłączy.
–    … cześć?
–    No, cześć. Takie powitanie – zaśmiałem się lekko.- Może być też pożegnaniem, no ale właśnie zaczynamy rozmowę, więc... ugh, co ja gadam, przepraszam, czuję się jak idiota...- Westchnąłem ciężko, palnąwszy się otwartą dłonią w czoło.- Wybacz, kiepski początek...
–    Rozumiem, że to ty, Takao?
–    Ech? T-tak, oczywiście!- wykrzyknąłem.- Rany, przepraszam, nie przedstawiłem się, a przecież nie masz mojego numeru! Dzwonię z domowego, wiesz, nie mam komórki, bo mnie irytuje i... nieważne, to ja, Takao Kazunari!
–    W porządku. Miło, że dzwonisz. Czy coś się stało?
–    N-nie, niezupełnie...- zaśmiałem się.- Zastanawiałem się, czy masz może chwilę wolnego czasu? Co prawda dzwonię tak nagle, więc pewnie masz już na dzisiaj plany, ale pomyślałem sobie, że może dasz się zaprosić na obiad, bo w sumie to ja dziś nic nie robię, więc fajnie by było posłuchać opowieści o starych czasach, tak jak... tak jak zalecałeś.- Kucnąłem pod ścianą i zagryzłem wargę, by powstrzymać głupkowaty uśmiech na mojej twarzy. To była najbardziej żenująca rozmowa w moim pięcioletnim życiu. Czułem się jak facet, który zapraszał na randkę dziewczynę, którą poznał parę dni wcześniej na imprezie.
–    Prawdę mówiąc, do szesnastej rzeczywiście mam plany...
–    No tak, na pewno, w końcu dzwonię tak niespodziewanie i zapraszam cię jeszcze na dzisiaj...
–    W końcu jestem w pracy – przerwał mi spokojnie. Zagryzłem wargę jeszcze mocniej, wyczuwając w jego głosie rozbawienie.
–    Och, no ta... ale czekaj, przecież jest niedziela! Pracujesz w niedziele?!
–    Niestety, czasem tak bywa – odparł.- Klinika jest otwarta codziennie, mnie też się zdarzają dyżury w weekendy.
–    W takim razie przepraszam, że ci przeszkodziłem! Zadzwonię później...!
–    Zaczekaj – poprosił cicho.- Pacjent właśnie wyszedł, mam pięć minut przerwy zanim wejdzie kolejny. Poza faktem, że do szesnastej będę w pracy, to innych planów nie mam na dzisiaj, więc... w gruncie rzeczy możemy się spotkać, choć na obiad pewnie będzie za późno.
–    Znaczy wiesz, ja tam teraz nie jestem głodny, więc poczekam choćby i do siedemnastej, czy osiemnastej, w zależności o której uda ci się do mnie dotrzeć!
–    Do ciebie?- powtórzył Midorima po chwili milczenia.- Mam przyjechać do twojego domu?
–    Mieszkania – poprawiłem go nerwowo.- Mieszkam sam, a... pomyślałem, że lepiej będzie mieć trochę prywatności podczas takich rozmów o... o dawnych czasach – skłamałem gładko. W gruncie rzeczy tę wymówkę wymyśliłem na poczekaniu.
–    Będziesz sam gotował?
–    Tak.- Skinąłem głową, choć nie mógł przecież tego zobaczyć.- Wcześniej tego nie robiłem?
–    Gotowałeś, po prostu...- Midorima urwał na moment, a potem odchrząknął cicho.- W takim razie, czy mogę prosić o adres? Zapiszę go sobie i zadzwonię do ciebie, kiedy będę wyjeżdżał z kliniki.
    Jego urwane zdanie zdecydowanie nasuwało mi pewne myśli. Zastanawiałem się, czy w przeszłości mieszkaliśmy razem i czy gotowałem dla niego. A może to on gotował dla mnie? Byłem tego tak bardzo ciekawy, że ledwie powstrzymałem się przed bezpośrednim zapytaniem go o to. Podałem mu pospiesznie swój adres, po czym, gdy już mieliśmy się żegnać, dla pewności spytałem:
–    Masz na coś uczulenie, Midorima? Albo może chciałbyś zjeść coś konkretnego?
–    Nie, nie mam na nic uczulenia – odparł.- I zjem co tylko przygotujesz. Nie robi mi to jakiejś szczególnej różnicy.
–    Rozumiem – mruknąłem.- W takim razie czekam za telefonem i biorę się za gotowanie! Do zobaczenia później.
–    Do zobaczenia, Takao. Dziękuję za zaproszenie.
    Uśmiechnąłem się jedynie w odpowiedzi. Nie zdążyłem nawet powiedzieć nic więcej, ponieważ w słuchawce rozległ się sygnał zakończonego połączenia. Westchnąłem cicho, siadając na podłodze i opierając głowę o ścianę.
    Nie wiem dlaczego, ale ta rozmowa była zaskakująco męcząca.

***

    Zazwyczaj czas dłużył mi się niemiłosiernie, nawet jeśli bywałem zajęty, jednak tego dnia godzina szesnasta czterdzieści wybiła przerażająco szybko. W momencie gdy zdejmowałem z siebie fartuch, rozległ się dzwonek do drzwi. Trochę wówczas spanikowałem, ponieważ miałem nadzieję, że zdążę jeszcze się przebrać, ale skoro mój gość już przybył, nie mogłem pozwolić na to, by długo na mnie czekał.
    Kiedy otworzyłem drzwi, moim oczom ukazał się dość zaskakujący obrazek – Midorima był prawie całkowicie przemoczony. Rzeczywiście, choć jeszcze dwie godziny wcześniej pogoda była zachwycająca, jakieś trzydzieści minut temu niespodziewanie uległa zmianie, przez co na zewnątrz lało jak z cebra. Stał więc teraz przede mną nie elegancki i schludny doktor, a przemoczony do suchej nitki mężczyzna z wyraźnie niezadowoloną miną.
    Zagryzłem wargę, by nie parsknąć śmiechem, jednak Midorima najwyraźniej dostrzegł to, bo westchnął ciężko, odwracając ode mnie wzrok.
–    Proszę, wejdź, zaraz przyniosę ci ręcznik!- rzuciłem pospiesznie łagodnym tonem, przesuwając się na bok.
–    Dziękuję – mruknął Midorima, przekraczając próg.
    Zamknąłem za nim drzwi, dyskretnie mu się przyglądając. Kiedy zdjął z siebie elegancki, modny czarny płaszcz, moim oczom ukazała się biała koszulka oraz beżowy sweter, ładnie komponujący się z jasnymi dżinsami. Mokre włosy nie były już schludnie zaczesane, opadały swobodnie na wszystkie strony, przez co mimowolnie pomyślałem o wodorostach.
–    Jeszcze raz przepraszam za to nagłe zaproszenie!- powiedziałem, podsuwając mojemu gościowi domowe kapcie.- Cieszę się, że zgodziłeś się przyjść!
–    To drobiazg – odparł Shintarou, po czym podał mi reklamówkę z logo jednej z najlepszych okolicznych cukierni.- Nie chciałem przyjść z pustymi rękoma, a z przyczyn oczywistych alkohol nie wchodził w grę.
–    Ojej, to miłe z twojej strony – bąknąłem, odbierając siatkę i zaglądając do niej. Papierowe pudełko nie pozwalało zobaczyć, co też takiego przyniósł Midorima.- Bardzo dziękuję! Proszę, chodź do salonu, dam ci te ręczniki i poszukam czegoś na przebranie.
–    Nie musisz się kłopotać...
–    Daj spokój, nie chcę, żebyś się przeziębił!- Wywróciłem oczami, odkładając reklamówkę na stolik przed kanapą i pospiesznie przechodząc do sypialni. Wygrzebałem z szafy jedyny zbyt długi dla mnie dres oraz luźną koszulkę, po czym wróciłem do Midorimy i skinąłem na niego, by poszedł za mną do łazienki.- Jak się przebierzesz, to przyjdź do kuchni, obiad jest już praktycznie gotowy!
    Uśmiechnąłem się do Shintarou, kiedy mijał mnie w progu łazienki. Nie odpowiedział tym samym, jego wzrok wydawał się być odrobinę niepocieszony, a może raczej niepewny. Sprawiał wrażenie, jakby nie czuł się zbyt komfortowo w moim mieszkaniu. Miałem nadzieję, że to raczej kwestia nieprzyzwyczajenia do odwiedzania znajomych. Jakby nie patrzeć, nie musiał zgadzać się na przyjazd tutaj...
    Podczas gdy Midorima przebierał się w łazience, zabrałem z salonu reklamówkę i zaniosłem ją do kuchni, z ciekawością zaglądając do środka. Wyjąłem papierowe pudełko i postawiłem na ladzie kuchennej, po czym z uśmiechem uniosłem wieko. Na widok okrągłego czekoladowego ciasta poczułem napływającą do ust ślinkę.
    Uwielbiałem ciasto czekoladowe!
–    Zawsze uwielbiałeś ciasto czekoladowe – usłyszałem od progu kuchni. Spojrzałem z lekkim zaskoczeniem na Midorimę. Choć był ode mnie znacznie wyższy i nieco szerszy, ubrania, które mu dałem, dobrze na nim leżały.
–    Naprawdę?- zapytałem z uśmiechem.- Cóż, w takim razie w żadnym stopniu się to nie zmieniło, bo nadal je uwielbiam.
    Zamknąłem wieko, zagryzając lekko wargę. Przez krótką chwilę zastanawiałem się, czy dałoby się jakoś ominąć obiad, bo właściwie nie byłem przesadnie głodny, ale szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Byłoby to przecież niegrzeczne, Midorima na pewno był głodny, zwłaszcza, że wracał prosto z pracy.
–    Pewnie chciałbyś najpierw zjeść ciasto – odezwał się Shintarou.- Nie miałbym nawet nic przeciwko, ale skoro postarałeś się dla mnie z obiadem, żal byłoby tak po prostu zepchnąć go na drugi plan.
–    Uhm...- Sapnąłem ze śmiechem.- Zawsze czytałeś mi w myślach?
–    Och, nie. Za bardzo się bałem.
    Roześmiałem się, szczerze rozbawiony i jednocześnie zaskoczony. Nie spodziewałem się, że Midorima ma takie lekkie poczucie humoru, nawet jeśli mówił wszystko z tą swoją poważną miną. Mile mnie zaskoczył i miałem wrażenie, że to nie pierwszy i nie ostatni raz.
–    Siadaj, proszę, już nakładam – poleciłem mu, wskazując ruchem dłoni krzesło przy stole.- Mam nadzieję, że lubisz zabójczo tradycyjne japońskie obiady!
–    Oczywiście – odparł.
    Przygotowałem dla nas kubki gorącej herbaty oraz talerze, na które po chwili przerzuciłem z gorącej blachy okonomiyaki. Nie byłem może przesadnym mistrzem w gotowaniu, ale te akurat placki zawsze wychodziły mi najlepiej. To naturalne więc, że postanowiłem przygotować swoje „popisowe” danie.
–    Naprawdę cieszę się, że zgodziłeś się do mnie przyjechać – powiedziałem, porcjując posiłek.- Zdaję sobie sprawę, że to dość kłopotliwe, tak wpadać zaraz po pracy, w dodatku w taką ulewę.
–    Cóż, nikt nie przewidział, że pogoda tak szybko się zmieni – odparł Midorima.- I nie dziękuj mi, to ja powinienem dziękować. Jakby nie patrzeć, byliśmy przyjaciółmi, więc dla mnie spotkanie to jest całkowicie przyjemne.
–    Rozumiem.- Uśmiechnąłem się do niego nieco niemrawo. Przyjaciółmi, akurat! Dobrze wiem, że byliśmy parą, przyznaj to w końcu, do cholery jasnej!
    Zabrałem talerze i położyłem je na stole, siadając naprzeciwko Midorimy. Widząc, że z kamienną twarzą wpatruje się w swój posiłek, moje serce podskoczyło niemal do gardła.
–    Nie lubisz okonomiyaki?- zapytałem z obawą.
–    Uwielbiam – mruknął, chwytając ostrożnie pałeczki.- Dlaczego właśnie na okonomiyaki padł twój wybór?
–    Heh, bo najlepiej mi wychodzi – przyznałem, westchnąwszy z ulgą.- Choć, kto wie, może podświadomie wiedziałem, że je lubisz.
–    Wcześniej też wychodziło ci bardzo smaczne – powiedział Midorima, unosząc pałeczki do ust.- Może przez to, że tak często je przyrządzałeś.
–    Dla ciebie?- podchwyciłem, uśmiechając się lekko. Ha! Mam cię, teraz już musisz się przyznać!
    Patrzyłem jak Midorima wsuwa do ust kawałek placka i przez chwile go przeżuwa. Z napięciem obserwowałem, jak przełyka kęs i milczy dłuższą chwilę, zasłoniwszy usta dłonią. Chciałem zarzucić jakąś kąśliwą uwagę, jednak powstrzymało mnie jego spojrzenie – w zielonych oczach dostrzegłem głęboki smutek i tęsknotę.
    Midorima odchrząknął nieznacznie, mrugając kilkukrotnie powiekami. Westchnął lekko i uśmiechnął się do mnie delikatnie.
–    Wow – sapnął cicho.- Smak... w ogóle się nie zmienił. Idealnie doprawione, dokładnie tak, jak lubię. Naprawdę pyszne.
–    No weź... zarumienię się – mruknąłem, spuszczając wzrok. Już nie było mi do śmiechu, nie po tym, co zobaczyłem. Czułem się w jednej połowie jak zbity pies, w drugiej jak podły drań. Zupełnie jakbym dogłębnie zranił Midorimę tym jednym zwykłym obiadem.
    Przez chwilę jedliśmy w milczeniu, choć ja zdecydowanie wolniej. Straciłem apetyt, miałem ochotę nakarmić Midorimę najpaskudniejszym daniem, jakie w życiu by jadł, chciałem ugotować coś zupełnie nowego, czego dotąd z pewnością nie próbowałem, żeby mógł poznać nowy smak, a nie wspominać ten stary. Midorima najwyraźniej dostrzegł mój kiepski nastrój, ponieważ po chwili odezwał się łagodnie:
–    Wiesz, dlaczego tak często robiłeś okonomiyaki?
–    Nie wiem – odparłem.- Nie pamiętam.
–    Okonomiyaki było w pewnym sensie naszym „herbem”.
–    Herbem?- powtórzyłem z zaskoczeniem, unosząc w końcu wzrok na Shintarou. Jadł spokojnie swoją porcję, wciąż z poważną miną.
–    Tak. Okonomiyaki stało się naszym herbem już w czasach liceum. Pewnego dnia, kiedy po przegranym meczu koszykówki poszliśmy do baru, spotkaliśmy tam całą drużynę naszych przeciwników oraz mojego znajomego w towarzystwie jego senpaia. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać, ale ty sprytnie zmusiłeś mnie do tego, bym usiadł w ich towarzystwie, sam zaś zająłeś miejsce przy stoliku za moimi plecami. Nie wiem, co dokładnie wyprawiałeś z okonomiyaki, które sobie podsmażałeś na blasze, ale w pewnym momencie podrzuciłeś je tak wysoko, że wylądowało na mojej głowie.
–    Pff!- Prawie się poplułem, słysząc to. Zakrztusiłem się kawałkiem placka, który właśnie wsunąłem do ust, udało mi się jednak szybko go przełknąć i w końcu parsknąć śmiechem.- Naprawdę to zrobiłem?! Jak to możliwe?! To było celowo, tak?
–    Tak – odparł Midorima, poprawiając swoje okulary.- A przynajmniej tak przypuszczam. Twoja niewinna mina wydawała się być całkiem szczera, ale i tak dostałeś za to po głowie.
–    Ale... miałem ci wówczas coś za złe?- zapytałem, marszcząc lekko brwi.
–    Nie.- Shintarou pokręcił przecząco głową.- Takim już byłeś człowiekiem. Szczerym, otwartym i towarzyskim. Lubiłeś mi dokuczać i namawiać mnie na wygłupy.
–    Dokuczałem ci?!- wykrzyknąłem z niepokojem.- Uaa... pewnie niezbyt za mną przepadałeś! Na pewno byliśmy przyjaciółmi?
–    Tak – potwierdził.- Na początku rzeczywiście nie darzyłem cię sympatią. Byłeś irytujący, głośny, potwornie gadatliwy i na dodatek wszędzie było cię pełno. Ale byliśmy partnerami...- Moje serce zabiło szaleńczo, kiedy wypowiedział te słowa. Wbiłem w niego wzrok, nie mogąc uwierzyć w to, że naprawdę to przyznał.- … na boisku i z czasem przyzwyczaiłem się do ciebie i polubiłem cię.
    Na boisku...? Fala zawodu spłynęła po moich plecach, westchnąłem cicho z irytacją. Czyli jednak się nie przyznał, chodziło mu tylko o sport...
–    Więc... graliśmy w koszykówkę?- zagadnąłem, odkrawając kolejny kawałek okonomiyaki.- Rodzice wspominali, że byłem w szkolnym klubie, ale jakoś nigdy nie mówili o żadnych meczach.
–    Tak. Lubiłeś koszykówkę odkąd tylko jej spróbowałeś. W gimnazjum byliśmy w innych szkołach. Drużyna, której byłem członkiem, pokonała twoją, zaś w liceum znaleźliśmy się w tej samej. Byliśmy naprawdę dobrze zgrani, raz udało nam się wygrać Zimowy Puchar. Oczywiście, nasze liceum miało wiele trofeów, mówię tylko o tym, które zdobyliśmy w ciągu trzech lat naszej nauki.
–    Rozumiem – powiedziałem z uśmiechem.- A studia? Też byliśmy na nich razem? Rodzice mówili, że studiowałem medycynę.
–    Tak.- Midorima skinął głową.- Studiowaliśmy razem.
–    Taka nierozłączna para przyjaciół – rzuciłem lekko.- Wiesz, Midorima... Naprawdę cieszę się, że cię poznałem. Mam na myśli teraz, jako mojego lekarza... Nie spodziewałem się, że dane mi będzie spotkać najlepszego przyjaciela. Najlepszego, jak mogę wnioskować z twoich opowieści – dodałem.
    Midorima przez chwilę patrzył na mnie jakby ze zdziwieniem. Po chwili powoli spuścił wzrok, a kiedy znów na mnie spojrzał, w jego oczach dostrzegłem zaskakującą łagodność.
–    Ja...- zaczął cicho.- Jestem naprawdę szczęśliwy, że przyszedłeś właśnie do mnie, Takao. Nigdy wcześniej nawet nie zastanawiałem się nad tym, jak bardzo może boleć utrata przyjaciela. Twój wypadek, o którym nie miałem pojęcia i to spotkanie po pięciu latach... uświadomiło mnie o tym. Dlatego właśnie pragnę z całych sił ci pomóc.- Midorima poprawił swoje okulary.- Nie pamiętasz mnie. Nie pamiętasz żadnego ze swoich przyjaciół. To zupełnie tak, jakbyś utracił ich, podobnie jak ja ciebie pięć lat temu... i nawet nie możesz być świadom tego, jak bardzo cierpisz z tego powodu. To nie tak, że chcę, abyś odczuwał ból po utracie kogoś... Ale moim zdaniem lepiej jest go odczuwać i być jego świadomym... niż trwać w pustce, w której jesteś zamknięty.
    Przełknąłem ciężko ślinę, spuszczając wzrok na swój posiłek. Ledwie powstrzymywałem łzy w oczach. Może to przez to, że Midorima był lekarzem, a może przez to, że od dawna znał mnie bardzo dobrze, ale... właśnie wyraził w słowach to, co w mojej obecnej sytuacji przerażało mnie najbardziej.
    I co próbowałem zmienić od pięciu lat.
–    Dziękuję – powiedziałem cicho. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się lekko.- Mam nadzieję, że nawet jeśli nasza terapia się nie powiedzie, to i tak będziemy mogli spotykać się czasem. Jeśli nie przypomnę sobie tego, co czułem... to chciałbym chociaż nauczyć się tego na nowo.
    Midorima zacisnął usta i pokiwał głową. Uśmiechnąłem się do niego szerzej, by dodać mu nieco otuchy.
    Jemu i sobie.

17 komentarzy:

  1. Czytam na religii xD będę zhańbiona...
    Ja się tylko pytam Yuuki, czemu. Czemu, na miłość boską, glon nie przyznaje się co ich łączyło ?!
    Ja wiem, że to terapia, ale i tak ;-;
    Puufff... emocje i nadzieje nie opuszczały mnie do końca, ale cóż ;)
    Tak bardzo czekam na perspektywę Midorimy xD
    Weny życzę do tworzenia jakichkolwiek paringowo shotów, wszystkie uwielbiam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rozdziale nie było nic hańbiącego, więc możesz być spokojna xD
      Cieszę się, że się podobało! Pozdrawiam cieplutko ♥

      Usuń
  2. on się kiedyś przyzna, nie?
    Nieważne, co napiszesz.

    WIERZĘ W TO, że kiedyś Midorima się przyzna.
    albo Takao wszystko sobie przypomni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okaże się w kolejnych rozdziałach xD
      Dziękuję za komentarz c: ♥

      Usuń
    2. Tak odpowiedź się nie liczy :D

      Usuń
  3. No niech ten zidiociały okularnik mu powie nooo ;-; Zresztą Takao też mógłby się przyznać,że wie co tak naprawdę ich łączyłoXD
    Albo ty nam powiedz kiedy mu powie 😰 Bo inaczej zhakuje ci komputer 😭 plis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sami się przekonacie ^^ Wystarczy czytać ♥

      Usuń
  4. Ayaya, biedny Midorima, musi strasznie cierpieć D: Mam nadzieję, że łaskawie powie Takao prawdę, bo!!!
    Nie no, nie ma innej opcji.
    Ten rozdział mnie przygnębił ;-;

    PS: Skończyłam pierwsze opowiadanko (Tsukki x Yama) na Twój konkurs! Piszę też drugie (JeanMarco!!), ale cały czas boję się, że będzie za dużo angstu. Staram się, ale mam obawy i ugh ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mmm, TsukkiYama ♥! Nie mogę się doczekać *-* No, z JeanMarco to akurat nic dziwnego, że angstowo wychodzi, oni pasują do angstu xD
      Powodzenia, kochana! ♥ Czekam z niecierpliwością ♥

      Usuń
    2. Moje bubusie Jean i Marco ;-; Mam nadzieję, że jednak uda mi się to zamienić w urozmaicenie pod postacią "chwil grozy", a nie...
      W każdym razie dziękuję ♥

      Usuń
  5. Hohoho! - w tym jednym... nazwijmy to słowie, mogę podsumować cały rozdział. To było jedno wielkie - hohoho! :D
    W sumie to z rozdziału na rozdział jest mi coraz bardziej szkoda Takao ;-; Bo coraz bardziej uświadamiam sobie, że on nie żyje swoim życiem. Nie pamięta czasów swojego liceum, które były bardzo owocne w ciekawe wydarzenia. Nie pamięta swoich senpai, dla których chciał wygrać puchar. Nie pamięta Tęczowej Generacji, która też była w jakimś stopniu obecna w jego życiu. Nie pamięta jak wyznał osobie, która kocha swoje uczucia. Nie pamięta czasu, który z nią spędził. To tragiczne. I cholernie smutne :C Bardzo, ale to bardzo bym chciała, żeby Takao sobie wszystko przypomniał. Nie ze względu na SHin-chana, bo w nim może się zakochać na nowo, ale ze względu na swoje wspomnienia, na swoją przeszłość i na to jakim był człowiekiem. Żeby znowu mógł zacząć być w 100% sobą.
    Ten obiadek u Takaosia był przeuroczy ^^ Szczególnie kochany Glonek. Nie dość, że przyszedł mokry, to przyniósł ciasto i zachowywał się tak... niesztywnie xD Nawet żarcik poleciał! :P Nie miałabym nic przeciwko, gdyby takich scen było więcej ^-^

    Do następnego! :)

    Ruu

    P.S - Nie wiem, czy to się podpina pod spam i tego typu rzeczy, ale kiedyś (pewnie już nie pamiętasz xD) powiedziałam Ci, że mam zamiar zacząć pisać i się mnie spytałaś czy coś publikuję na wattpadzie. Teraz już tak :) Jeśli byłabyś ciekawa, albo cuś, to daj znać :D
    *siedzi i się modli* Oby to nie był spam, oby nie spam, nie chcę być spamiarzem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej xD Twoje "hohoho" skojarzyło mi się z "Hey hey hey" (Bokuto z HQ tak bardzo xDDD), więc jestem podwójnie szczęśliwa xDD
      Cieszę się ogromnie, że rozdział tak na Ciebie wpłynął c: Kiedy czytelnicy zaczynają dochodzić do pewnych wniosków - to już wiem, że coś się dzieje xD I Wy też możecie być pewni, że coś się zacznie dziać xD Znaczy no, nie mam tu na myśli jakichś wielkich akcji, spadających bomb i superbohaterów, ale taka spokojna, ale jednak jakoś na czytelników wpływająca fabuła, o. Tak to nazwijmy xD
      No to w takim razie ja się zgłaszam i proszę ładnie o linkacza :D Nie mam za bardzo czasu czytać, ale odłożone na później na pewno nie ucieknie! *-* Mam nadzieję, że skoro zaczęłaś pisać, to dołączysz też do konkursu :3 <--- o w pytę, ale dawno nie robiłam tej emotki xDD
      Dziękuję za komcia, pozdrawiam cieplutko ♥

      Usuń
    2. Taki właśnie był zamiar :D Sówka wszędzie ^^
      Ohh, ja się po prostu nie mogę doczekać jak się zacznie dziać :3
      https://www.wattpad.com/myworks/73720037-haikyuu-one-shoty - piszę właśnie o Haikyuu i właśnie o nich mam też zamiar napisać pracę na konkurs, ale jeszcze się nie zdecydowałam na konkretny ship... Najchętniej to bym o wszystkich naraz napisała :P

      Weny na moją kochaną OiIwę <3

      Usuń
  6. Glon taki zuy ;-;
    Biedny takaoś...niech się midorima przyzna *-* niech sié przyzna jak zegźli, jakich zabawek używali, gdzie to robili...wszystko jak na spowiedzi xD rozdzialik naprawdę fajny ^^
    Czekam na następne

    ~minami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hola, hola, co tu tyle seksu w tym komie? D: xD Takie rozmowy byłyby niezdrowe xD Dopiero co się "odnaleźli".

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń