[15 minut] Rozdział trzynasty

Rozdział trzynasty
Shintarou


    Od mojej ostatniej rozmowy z Takao minął ponad tydzień, a ja czułem się zupełnie tak, jakby zniknął na kolejnych pięć lat. Kiedy dzwoniłem do niego kilka dni wcześniej, by umówić się na kolejną jego wizytę, nie odebrał ani za pierwszym, ani za drugim, ani za trzecim razem, tym samym niemal doprowadzając mnie do kolejnego ataku serca. Z początku obawiałem się, że znienawidził mnie do tego stopnia, iż nie chce mnie więcej widzieć, ale nie mogłem tak po prostu poddać się i przestać naciskać na terapię. Napisałem mu więc wiadomość, na którą, dzięki bogom, odpisał po dwóch godzinach, informując, że przyjedzie.
    Chyba sam powinienem zacząć chodzić na jakąś terapię...
    Martwiłem się o Kazunariego. Nie mogłem mu tego powiedzieć, bo z całą pewnością by się zezłościł – widziałem już irytację w jego oczach, kiedy rozmawialiśmy o jego rodzicach. Pod pewnym względem miał rację – był dorosłym mężczyzną i potrafił o siebie zadbać, nie potrzebował niańki do opieki... ale jednocześnie ci, którzy tak bardzo go kochali, nie byli w stanie od tak przestać się o niego troszczyć.
    I co z tego, że minęło pięć lat od wypadku? Co z tego, że od tamtej pory był ostrożny i nic więcej złego się nie zdarzyło? Kiedy dziecko się poparzy, matka zawsze będzie ostrzegać go przed ogniem – dlaczego ja miałem postępować inaczej? Takao był największym szczęściem w moim życiu, a od teraz każdy brak kontaktu z nim przyprawiał mnie o ból głowy.
    Nad tym nie można panować. Można to stłumić, zdusić w sobie i cierpieć katusze, byle nie wypuścić na światło dzienne wszystkich trosk i zmartwień... ale nie można ich wyłączać i włączać, kiedy nam się podoba.
    Takao miał się zjawić o godzinie piętnastej, jednak dzwonek do drzwi rozległ się o trzynastej czterdzieści. Nie spodziewałem się go zobaczyć, więc poszedłem otworzyć w samych spodniach dresowych i z ręcznikiem przewieszonym przez nagie ramiona. Akurat skończyłem brać odświeżający prysznic po ćwiczeniach.
    Od tamtej pory zawsze sprawdzam w wizjerze, kto przyszedł.
–    Cześć, Midorima!- Kazunari przesunął spojrzeniem po mojej klatce piersiowej, uśmiechając się lekko i unosząc nieznacznie prawą brew.- Przeszkadzam?
–    N-nie, ja...- Odruchowo przesunąłem się bardziej za drzwi, rumieniąc się z zażenowania.- Miałeś przyjść za godzinę...
–    Ano, wybacz, że wpadam tak bez uprzedzenia – rzucił lekko, unosząc dłonie, w których trzymał piłkę do koszykówki.- Masz teraz czas? Zastanawiałem się, czy nasza terapia może odbyć się dzisiaj na świeżym powietrzu.
–    Chcesz zagrać?- bąknąłem z zaskoczeniem.
–    Chcę, żebyś nauczył mnie grać – skorygował, uśmiechając się szeroko.- Jeśli jesteś teraz zajęty, to pójdę na boisko sam i spróbuję chociaż potrenować rzuty do kosza, a potem do mnie dołączysz.
–    Nie, ja...- Odchrząknąłem, poprawiając okulary i zapraszając go gestem do środka.- Proszę, wejdź. Wysuszę tylko włosy i się przebiorę.
    Kazunari przekroczył próg i zdjął swoje adidasy. Rzeczywiście, gdy mu się tak teraz przyjrzałem, był ubrany odpowiednio do gry, czy chociaż zwykłych ćwiczeń; miał na sobie krótkie spodnie ponad kolana oraz prosty T-shirt. Dodatkowo na głowę założył opaskę z materiału, którą odgarnął włosy z czoła.
–    Przyznam szczerze, że mnie zaskoczyłeś...- mruknąłem, zamykając za nim drzwi i podając mu domowe kapcie.- Nie sądziłem, że tak bardzo spodoba ci się koszykówka.
–    Wiesz, trochę o niej czytałem, no i wyszperałem w Internecie informacje na temat Pokolenia Cudów. Artykuły brzmiały jak wyrwane ze świata Harry'ego Pottera, ale pochodziły z wiarygodnych źródeł, więc trudno uważać je za bajki. Poza tym jedno cudo widziałem na własne oczy – dodał z uśmiechem, znów przesuwając spojrzeniem po moim nagim torsie, a następnie odwracając głowę.
–    Wysuszę włosy – wymamrotałem, rumieniąc się intensywnie.- Poczęstuj się czymś do picia, w kuchni są też ciastka, jeśli masz ochotę...
–    Dzięki!
    Udałem się do sypialni, skąd zabrałem stare spodenki oraz T-shirt, w których w wolne dni grywałem z Kazunarim w kosza. Po jego nagłym zniknięciu schowałem je głęboko w szafie, były więc teraz sprasowane przez ciężar pozostałych ubrań. Przeszedłem z nimi do łazienki, a kiedy przebrałem się i wysuszyłem włosy, wróciłem do Takao, który zajął miejsce przy stole w kuchni.
–    Możemy iść – rzuciłem.- Niedaleko stąd jest jedno uliczne boisko do gry w kosza, ale nie wiem, czy będzie wolne...
–    Jeśli mówimy o tym samym, to jest, bo sprawdziłem.- Kazunari uśmiechnął się do mnie.- Większość dzieciaków jest teraz w szkole, więc myślę, że będziemy mieli przynajmniej godzinę lub dwie na grę.
–    Pod warunkiem, że przerwiemy, jeśli zarządzę przerwę, lub jeśli rozboli cię głowa – powiedziałem, poprawiając swoje okulary.- Nie chciałbym, żebyś się przeforsował.
–    Masz to jak w banku!
    Skinąłem głową, usatysfakcjonowany jego odpowiedzią. Wyszliśmy razem z mojego mieszkania – a właściwie to wciąż naszego, choć dwa lata wcześniej wymeldowałem Kazunariego. Przy okazji zabrałem kilka drobnych, by kupić nam po drodze coś do picia. Minęło pięć lat od wypadku Takao, ale jego ciało wciąż sprawiało wrażenie jakby było słabe, wolałem więc uniknąć niespodziewanego odwodnienia, zwłaszcza, że tego dnia na zewnątrz było wyjątkowo ciepło.
–    No więc czytałem o Pokoleniu Cudów – wrócił do tematu Takao, kiedy kierowaliśmy się z butelkami wody mineralnej w kierunku boiska w parku.- Pisali tam o zawodniku widmo, Kuroko Tetsuyi. To ten od Akashiego, tak?
–    Tak – potwierdziłem.
–    A ty jesteś z Kise Ryoutą, który również był w Pokoleniu Cudów – dodał.- Czy wobec tego Aomine Daiki jest z Murasakibarą Atsushim?
–    N-nie...- mruknąłem, z trudem powstrzymując wybuch śmiechu.- Ci akurat są heteroseksualni...
–    Utrzymujecie ze sobą kontakt?- zagadnął z ciekawością.- Jakby nie patrzeć, byliście poniekąd przyjaciółmi.
–    Nie nazwałbym Murasakibary przyjacielem, oboje za sobą nie przepadaliśmy – odpowiedziałem.- Raczej odizolował się od reszty Pokolenia, kiedy udaliśmy się na studia. Był jedynym, który na żadne nie poszedł, ponieważ jego rodzice otworzyli cukiernię, w której od razu zaczął pracować. Wtedy był to maleńki rodzinny interes, teraz ich cukiernie są w niemal każdej prefekturze.
–    Wow, poszczęściło mu się – stwierdził z uśmiechem Takao.- A Aomine?
–    Jest sportowcem i wolnym strzelcem – mruknąłem, nie kryjąc w głosie dezaprobaty.- Zawsze był napalonym na kobiece piersi zboczeńcem i to skrzywienie zostało mu do dziś...
    Kazunari roześmiał się lekko, podrzucając piłkę. Dotarliśmy na boisko i obaj stanęliśmy na jego środku, tuż obok siebie, spoglądając na kosz.
–    Znasz zasady?- zapytałem, poprawiając okulary.
–    Yep – odparł, skinąwszy głową. Spojrzał na mnie z zainteresowaniem.- Będziesz grał w okularach? Nie boisz się, że je zbijesz? Jeśli oślepniesz, to wygram!
–    Jeśli będziesz grał ostrożnie, to nic mi nie będzie – westchnąłem, przesuwając się naprzód i odwracając do niego.- Naprawdę dawno nie grałem, więc kto wie, czy mnie nie pokochasz w tym one on one...
–    Hej, ja nie grałem nigdy – rzucił jakby na pocieszenie, stając na lekko ugiętych nogach i zaczynając kozłować piłkę.- Przynajmniej w obecnym życiu.
    Szczerze mówiąc, nie bardzo miałem ochotę grać w koszykówkę. Co prawda był to dobry sposób, by na chwilę zapomnieć o dręczących mnie kłopotliwych myślach, ale jednocześnie kiepski, ponieważ tak czy tak zaczęłyby mnie one męczyć później – chciałem porozmawiać z Takao, i planowałem wykorzystać do tego dzisiejszą terapię. Pragnąłem wyjaśnić między nami najważniejszą ze spraw, a mianowicie to, że od kogoś dowiedział się, iż byliśmy ze sobą.
    Nie miałem pojęcia co teraz o mnie myśli i co zamierza. Czy po zakończonej terapii będzie chciał się ze mną przyjaźnić, czy może podziękuje i znów zniknie z mojego życia?
    Zaczęliśmy grę. Nie przypominała ona jednej z tych, które niegdyś rozstrzygały się między nami, obaj wydawaliśmy się być zabawnie sztywni. Kazunari raz wypuścił piłkę z rąk, raz niechcący ją kopnął, to znów, próbując naśladować moje rzuty, wyrzucił piłkę za płot ogradzający boisko od pozostałej części parku. Z początku nie odzywaliśmy się do siebie, ale z czasem nasza zabawa zaczęła być tak komiczna, że ciężko było jej nie komentować i nie śmiać się pod nosem.
    Pół godziny później oboje byliśmy już zupełnie rozluźnieni i zrelaksowani. Przypomniałem sobie jakie to przyjemne uczucie, grać z nim w kosza, jak za dawnych czasów – robić to, dzięki czemu się poznaliśmy i pokochaliśmy. Robić to, co ze wszystkich rzeczy na świecie łączyło nas najmocniej.
–    Okay, jeszcze raz!- zaśmiał się Takao, odbiegając od kosza i odwracając się w jego stronę.- Naucz mnie tego magicznego rzutu, Midorima!
–    Nie ma w nim żadnej magii, tylko same lata praktyki – westchnąłem, ocierając dłonią pot z czoła.- Przyjmij taką pozycję, jaką przyjmujesz do normalnego rzutu, a potem po prostu rzuć.
–    Ale ty robisz to jakoś inaczej, no!- zirytował się, uginając lekko nogi w kolanach, po czym w podskoku rzucając piłkę do kosza. Zatoczyła ogromny łuk, jednak opadła daleko przed koszem. Uśmiechnąłem się pobłażliwie, zabierając ją i stając obok Takao.
–    Możesz mi się przyglądać do woli, ale w tym naprawdę nie ma nic, poza ciężkim treningiem. Ćwiczyłem te rzuty dziesięć lat, zanim stały się zadowalające, a potem przez kolejnych dziesięć praktykowałem je, czy to dla rozrywki, czy okazjonalnych meczów.
–    Okazjonalnych meczów?- powtórzył, patrząc na mnie z zainteresowaniem.
    Rzuciłem piłkę, która po idealnie prostym torze zakreśliła w powietrzu zgrabny, wysoki łuk, na koniec lądując w koszu.
–    Kiedy byliśmy na studiach, raz na jakiś czas w okresie wakacji drużyna narodowa, do której należy Aomine, prosiła dawne Pokolenie Cudów o pomoc w meczach. Działo się to sporadycznie, raz lub dwa w ciągu roku, czasem w okresie zimowym.
–    Więc wynajmowali cię? To w ogóle legalne?
–    Nie ma w tym nic złego – odparłem.- Zawodnicy w składzie mogą się zmieniać, trzeba tylko podać ich dane przed oficjalnym meczem, to wszystko.
–    Rozumiem.- Takao podbiegł do piłki i podniósł ją z ziemi.- Robimy chwilę przerwy? Strasznie zaschło mi w gardle.
–    Tak, oczywiście – odparłem od razu.
    Usiedliśmy obok siebie pod płotem, w miejscu, gdzie gałęzie starego dębu rzucały na betonowe boisko cień. Oparliśmy się o niezbyt wygodną siatkę, a ja podałem Takao jego butelkę wody. Napiliśmy się w tym samym czasie, by po chwili odetchnąć z zadowoleniem, zaspokoiwszy pragnienie.
    Przez jakiś czas nie odzywaliśmy się do siebie. Oddychałem swobodnie i głęboko, przesuwając spojrzeniem po okolicy. Lato było coraz bliżej, drzewa i krzewy zakwitły już kolorowymi pączkami, podobnie jak trawa i kwiaty w parku. Ogrodnicy uprzątnęli stare liście, wypielęgnowali ozdobne grządki i przystrzygli gałązki, przez co park zdawał się kwitnąć prawdziwym życiem.
    Czułem się jak za dawnych lat, kiedy przychodziliśmy tu z Takao, by nieco się odstresować. Teraz było prawie tak samo – spokój, cisza, feeria barw wokół nas, oraz moje serce i dusza u mego boku.
–    Ładnie tu – stwierdził Kazunari, oparłszy głowę o siatkę i przesuwając nią powoli od lewej strony do prawej, jakby śledząc szumiące nad nami liście.
–    Wcześniej też ci się tu podobało – mruknąłem w zamyśleniu.- Przychodziliśmy tu grać, czasem na zwykły spacer po parku razem z moją siostrą, gdy nas odwiedzała...- Umilkłem, rumieniąc się delikatnie. Zdałem sobie sprawę z tego, że poniekąd się wygadałem.... powiedziałem „nas”, co mogło sugerować, że mieszkaliśmy razem.
    Nie wiedziałem, o jak wielu rzeczach wie Kazunari...
    Przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Zamknął oczy i oddychał powoli, spokojnie, zupełnie jakby zasnął. Widziałem jednak, że stuka delikatnie palcami o chropowatą powierzchnię piłki. Uśmiechnąłem się na ten znany widok i odwróciłem nieznacznie głowę. Przeszła mi przez nią myśl, że być może w gruncie rzeczy Kazunari już teraz odzyskuje swoją pamięć, choć nie jesteśmy tego jeszcze świadomi...
–    Dobrze czujesz się w moim towarzystwie?- zapytał nieoczekiwanie Takao.
    Spojrzałem na niego z zaskoczeniem. Otworzył oczy, ale znów patrzył na liście nad naszymi głowami. Przełknąłem ciężko ślinę, zastanawiając się przez chwilę, dlaczego mnie o to zapytał. Czyżby miał co do tego jakieś wątpliwości? Przez to, co powiedziałem tamtego dnia w samochodzie? A może za tamten wybuch, kiedy omal nie doprowadziłem do wypadku?
–    Dobrze – mruknąłem cicho.- Zawsze czułem się przy tobie dobrze. Jeśli chodzi o tamten wybuch w samochodzie, to bardzo cię za niego przepraszam. Nazwanie mnie tsundere przywołało zbyt wiele wspomnień i...
–    Nie o to chodzi – przerwał mi, uśmiechając się nieznacznie.- Zastanawiam się po prostu, dlaczego nie powiedziałeś mi od razu, że byliśmy ze sobą. Oczywiście rozumiem, że nie powinieneś tego robić podczas naszego pierwszego spotkania. Wyobrażam sobie moją reakcję, kiedy rzuciłbyś się na mnie i wykrzyczał „Ty mały gnojku! Gdzieś ty był przez pięć lat, ja z kolacją na ciebie czekałem!”.- Pozwoliłem sobie na lekki uśmiech, choć nie był on przesadnie szczery. Kazunari z kolei uśmiechnął się do mnie zupełnie szczerze, obracając ku mnie głowę.- Czego się bałeś, Midorima?
–    To nie tak, że się czegoś...- zacząłem, jednak urwałem w pół zdania. Westchnąłem ciężko, przymykając oczy. Miałem już dość udawania przed nim i przed samym sobą tego, że coś jest inne niż w rzeczywistości. W tamtej chwili postanowiłem po prostu przyznać się do tego, co czułem od samego początku.- Masz rację, bałem się – mruknąłem.- Bałem się, że jeśli ci o wszystkim powiem, spróbujesz mnie pokochać. Nie dlatego, że rzeczywiście coś do mnie czujesz, ale dlatego, że tak było wcześniej. Bałem się, że twoja chęć wrócenia do przeszłości, do stanu sprzed wypadku sprawi, że będziesz wręcz zmuszał się do przyjęcia tamtego wzorca. Nie miałem serca, by kierować twoimi uczuciami. To byłoby zbyt egoistyczne...
–    Czy choć przez chwilę miałeś nadzieję, że się w tobie zakocham...?
–    Nie – odparłem szczerze.- Miałem nadzieję, że sam przypomnisz sobie, jak mnie kochałeś.
    Znów obaj zamilkliśmy, tym razem na dłużej. Czułem się zawstydzony i zażenowany tym, co powiedziałem, ale jednocześnie po części jakby uwolniony od ciężaru przygniatającego moje serce. Kazunari nie wydawał się być zniesmaczony moimi słowami, czy w jakikolwiek inny sposób dotknięty. Wyglądał zupełnie spokojnie, jakby całkowicie pogodził się z rzeczywistością.
–    To moja była dziewczyna powiedziała mi o tym, że ty i ja byliśmy razem – powiedział cicho, turlając piłkę między nogami.- Właściwie to pamiętała tylko, że twoje imię i nazwisko związane jest z zielenią – dodał z lekkim uśmiechem.- Sam szybko dopasowałem resztę. Moja matka wcześniej powiedziała, że molestowałeś mnie seksualnie, prosiła, żebym zrezygnował z leczenia się u ciebie. Już wtedy poczułem, że coś jest nie tak. Podczas mojej pierwszej wizyty u ciebie widziałem, w jaki sposób na mnie patrzysz. Nie było w tym perwersyjnego pragnienia, a raczej smutna tęsknota... No i wiedziałeś, gdzie mam łaskotki.
–    Och, modliłem się, żebyś nie zwrócił na tamto uwagi – jęknąłem cicho, kryjąc twarz w dłoniach. Doskonale pamiętałem to badanie, kiedy przypadkowo powiedziałem, że brzuch zawsze był słabym punktem Takao.
–    Często mnie łaskotałeś?- zapytał ze śmiechem.- Pewnie karałeś mnie w ten sposób po kłótniach!
    Uśmiechnąłem się lekko, ale nie odpowiedziałem. Prawdę mówiąc łaskotki nigdy nie były rodzajem kary, a tylko i wyłącznie pieszczot podczas zbliżeń.
    Po prostu uwielbiałem całować jego brzuch.
–    Moi rodzice okłamali mnie – ciągnął dalej Takao, tym razem z powagą.- Yuzuki i Chizuru też. Wszyscy wmawiali mi, że przed wypadkiem Chizuru była moją dziewczyną. Z początku była mi obca, ale spędzałem z nią dużo czasu, więc w końcu zostaliśmy parą... Ale od samego początku coś było nie tak. Chociaż czułem do niej szczerą sympatię i wydawało mi się, że ją kocham, to nie mogłem z nią sypiać. Jestem impotentem – wyjaśnił.- Próbowałem to leczyć, jednak brakowało mi motywacji, a naciskanie ze strony Chizuru powoli zaczynało męczyć... Pewnego dnia w końcu mnie zdradziła. Rozumiałem dlaczego to zrobiła, więc jej wybaczyłem. Ale kiedy tak teraz o tym pomyślę, to chyba zrobiłem to tylko dlatego, że niezbyt mi na nas zależało. To czy sypia z kimś innym, czy kocha kogoś innego... Ostatecznie zerwaliśmy w dniu, w którym przyszła mi powiedzieć prawdę. Jej zdaniem nie mogłem się podniecić, bo nie była facetem.- Takao parsknął cicho nieszczerym śmiechem.- Zgaduję, że ma zamiar założyć rodzinę z tym kolesiem, z którym mnie zdradziła. Życzę jej jak najlepiej, ale... nie mam ochoty jej widzieć. Podobnie jak rodziców, a nawet Yuzuki.
–    Wyobrażam sobie, co czujesz – wykrztusiłem z siebie przez ściśnięte gardło. Przełknąłem ślinę, spuszczając wzrok.- Prawie jakby wciskali ci ciasto waniliowe zamiast czekoladowego.
–    Nie lubię wanilii – mruknął.
–    Wiem.
    Takao uśmiechnął się do mnie, najwyraźniej zrozumiawszy aluzję. Podobał mi się ten uśmiech, ale także i on nie trwał zbyt długo.
–    Muszę ci się do czegoś przyznać – powiedział cicho Kazunari.- Pewnie się o to pogniewasz, ale nie chcę niczego przed tobą ukrywać... Rozmawiałem niedawno z twoją siostrą.- Zerknął na mnie nerwowo.- Pojechałem do Shuutoku i czekałem na nią, jak jakiś zboczeniec...
–    Cóż – westchnąłem przeciągle, przeczesując dłonią włosy i przymykając oczy.- Chyba mogłem to przewidzieć... Zaprzyjaźniłeś się z nią, kiedy była jeszcze w przedszkolu, zawsze miałeś rękę do dzieci. Częściej zwierzała się tobie niż mnie. Zgaduję, że tym razem też tak było.
–    Opowiedziała mi o tym, co wydarzyło się pięć lat temu – szepnął Kazunari, spuszczając wzrok.- O tym, że poprosiłeś mnie o rękę, a ja wyszedłem kupić wino...
–    Tak było – odparłem cicho, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Zacisnąłem szczęki, patrząc przed siebie.- Miałeś wrócić za piętnaście minut. Sporo ci to zajęło.
–    No i nie mam wina – dodał smętnie.
–    Twoja mama powiedziała mi, że świadek wypadku widział cię płaczącego – wyszeptałem, zagryzając wargę.- Domyślam się, że naprawdę przesadziłem tamtego dnia... Nigdy sobie tego nie wybaczę.
–    Oszalałeś?- sapnął Takao.- Mojej matce nie można wierzyć, oboje o tym wiemy. A nawet jeśli tak było, to z całą pewnością płakałem ze szczęścia! Może chciałem to przed tobą ukryć, dlatego wymyśliłem to wyjście po wino? Och, poczekaj tylko, jak sobie przypomnę...! Na pewno byliśmy szczęśliwi, prawda? Byłeś ze mną szczęśliwy, Midorima?
–    Tak – odpowiedziałem po chwili milczenia.- Bardzo.
–    To dobrze – westchnął Takao, opierając się wygodniej o siatkę.- Ta informacja w zupełności mi wystarcza.
–    Wystarcza?- powtórzyłem.- Dlaczego?
–    Właściwie to sam nie wiem – odparł, wzruszając ramionami i znów wpatrując się w liście starego dębu.- Może to przez to, że jesteś moim lekarzem oraz przyjacielem i sporo wiesz o mojej przeszłości, dzięki czemu mogę wierzyć w to, że uda mi się odzyskać pamięć. A może przez to, że podświadomie coś do ciebie czuję i nie chcę się z tobą rozstawać. To, że dobrze wspominasz związek ze mną, i że byłeś wtedy szczęśliwy, pozwala mi mieć nadzieję na to, że naprawdę wszystko się ułoży. Dzięki temu czuję się lepiej, bo wiem, że jest o co walczyć. Jeśli swoją pomocą starasz mi się podziękować za to, co nas łączyło, to ja chcę podziękować ci za to własnymi wspomnieniami. Chcę pewnego dnia powiedzieć ci coś, czego nie dowiem się od kogoś innego, zaproponować ci coś, co tylko Takao Kazunari mógłby ci zaproponować... - Takao uśmiechnął się lekko, unosząc piłkę i, złączywszy kolana, oparł ją o nie i wpatrzył się w nią, zagryzając wargę.- Wiesz... Od pewnego czasu, kiedy kładę się do łóżka, nachodzą mnie różne myśli o tobie... Lęki, że spotka cię coś złego, że w jakiś sposób stracisz pamięć, a wówczas ja stracę wszystko, co łączy mnie z tym światem... co łączy mnie z tobą. To przeraża mnie bardziej niż myśl, że mogę już nigdy nie odzyskać własnych wspomnień.
    Zamknąłem oczy z drżącym westchnieniem, nie hamując już łez i pozwalając, by kilka z nich utorowało sobie drogę po moich policzkach. To było ponad moje siły. Serce rozdzierało mi się na kawałki przez bezradność, która mnie opanowała, miałem wrażenie jakby smutek, żal i tęsknota wręcz przepływały w moich żyłach, pulsując boleśnie na całym ciele.
    Ze wszystkich chorób na Ziemi, najgorszą z nich jest miłość...
–    Jeśli zaśniesz, to skradnę ci buziaka!- zaśmiał się cicho Takao.
    Otworzyłem na moment oczy, tylko po to, by spojrzeć na niego przez łzy, a potem na powrót je zamknąć. Przełknąłem ślinę i pociągnąłem nosem, zaciskając powieki coraz mocniej i mocniej.
    Aż w końcu moich uszu dobiegł cichy dźwięk przesuwanych po betonowym podłożu kamyków, a na ustach poczułem znajome ciepło i smak ukochanym ust...

15 komentarzy:

  1. Jestem taka szczęśliwa :') aż się łezka w oku kręci ;)
    Pod koniec, to nagromadziło się emocji, nagromadziło i... koniec. ;-;
    I tak cię lubię ;) ale ciii....
    Pozdrawiam i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ta łezka się pojawiła, bo na tym mi zależało ;_;
      Dziękuję za komentarz, również pozdrawiam ♥

      Usuń
  2. omg tak tak tak tak tak taaaaaaaaak
    cudowneeeeeeeee
    świetnie Yuuki!!
    Jesteś wspaniała pisząc coś tak pięknego!!!
    Dziękuję, że dzielisz się z nami twoją piękną twórczością! Jesteś najlepsza :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję strasznie (/)/////(\) Tak mi miło ;_; Cieszę się ogromnie, że opowiadanie się podoba! *-*
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam cieplutko ♥

      Usuń
  3. Najbardziej wzruszająca rzecz, jaką w życiu przeczytałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło ;___; Cieszę się, że się podoba! Dziękuję za komentarz ♥

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ja... dobra, ja nie wiem co napisać. Po prostu wymiękłam. To nie pierwszy raz, kiedy płacze przy Twoich pracach i powinnam się do tego przyzwyczaić, jednak teraz... MidoTaka to sparowanie, które w dość specyficzny sposób miało i ma dla mnie duże znaczenie sentymentalne. Dlatego tak ciężko było mi powstrzymać łzy. To było piękne, wręcz cudowne. Trzymam mocno kciuki, by ten pocałunek magicznym sposobem przywrócił jego wspomnienia!
      To co powiedział Kazunari... To było cudowne. Najpiękniejsza i najbardziej romantyczna wypowiedź, jaką kiedykolwiek przeczytałam w opowiadaniu. Jestem pod wrażeniem, normalnie ciepło się na sercu robi! Cudowne opowiadanie, cudowny rozdział. Wymiękłam totalnie, wybuchło mi serce po prostu. C u d o.

      Usuń
    2. W sumie to miałam nadzieję, że opowiadanie wyciśnie z oczków (<-- specjalnie piszę z błędem xD) moich czytelniczek trochę łez, więc cieszę się, że i w Twoim przypadku tak było.
      Bardzo dziękuję za komentarz! Pozdrawiam cieplutko ♥

      Usuń
  5. Przy momencie z boiskiem jest samy zamiast samym.
    Okej okej już się nie czepiam.
    Ohayo!
    Yuuki (jeśli mogę po imieniu) skąd bierzesz pomysły? Bo są cudowne! A to opowiadanie Ahhhh..
    Cudowne, kochane brakuje słów na opisanie jego piękna.
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Weny i szybkości, bo nie wytrzymam z ciekawości! (heh)
    ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie żadne "czepianie się", tylko wskazywanie mi błędów! xD I bardzo dobrze, że to robisz, bo na blogu wolę ich nie mieć xD (co innego Wattpad xD).
      Skąd biorę pomysły - czasem sama się zastanawiam xD Cieszę się ogromnie, że opowiadanie się podoba! ^^ Dziękuję bardzo za komentarz, do zobaczonka pod nastęnym ♥

      Usuń
  6. Sama zaczynam żałować, że tak szybko je skończyłam xD Ale zależało mi, żeby było tylko 15 rozdziałów xD Cieszę się ogromnie, że się podoba! Dziękuję bardzo za komentarz ♥ Pozdrawiam cieplutko ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Baaardzo mi się podobało! :D
    I już mogę wyjaśnić, z kim związał się Ao - ze mną xD Jestem z niego dumna, że nie porzucił kosza i gra w drużynie narodowej! :D
    A rozdział wspaniały *.* I wreszcie Midorima grał z Takao w kosza! :D
    I ta końcówka...
    Pięknie wyszło <3

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń