[Anarchia] Rozdział drugi


    W samochodzie panowała martwa cisza. Kuroko miał wrażenie jakby czas zatrzymał się w miejscu – nie słyszał żadnych odgłosów z ulicy czy budynków, między którymi zaparkował Hayama, nie słyszał nawet swojego oddechu.
    Uciekł przed śmiercią po to, by wpaść prosto w jej ramiona...
–    Hayama-san...
–    Daruj sobie, nie przekonasz mnie, że źle postępuję – przerwał mu Kotarou. Tetsuya mógł dostrzec słaby zarys broni, którą trzymał w dłoni, celując w jego klatkę piersiową.- Moja żona zginęła podczas wojny, a ja zostałem sam z czwórką małych dzieci do wykarmienia. Dwa lata temu mógłbym uznać, że to, co robię, jest złe, ale teraz? Choćbym zabił cię w biały dzień na środku ulicy, nikt nawet nie ruszy palcem, by ci pomóc.
–    Wyglądał pan na miłego człowieka – westchnął Tetsuya.
–    Och, jestem miły – odparł Kotarou, zapalając małą lampkę nad ich głowami.- Jeśli nie wyjmiesz zaraz wszystkiego z torby, strzelę ci w głowę, więc nie będziesz cierpiał. To jest miłe, prawda?
–    Rzeczywiście – parsknął cicho Kuroko, zerkając w lusterko po swojej lewej stronie*. Znajdowali się w bocznej ulicy, tuż na jej brzegu. Okolica wyglądała na raczej opuszczoną, ale był ktoś, kto na pewno znajdzie się tutaj w najbliższym czasie.
    Akashi.
    To, że Tetsuya uciekł z pomocą Hayamy i jego samochodu nie oznaczało, że Seijuurou się poddał. Z pewnością ruszył już w pościg, nieważne czy używając znalezionego gdzieś auta, czy może nawet jednego z autobusów z dworca.
–    Hayama-san, zrobię co pan mówi – szepnął Kuroko.- Oddam panu wszystkie pieniądze, jakie mam, tylko błagam, niech pan stąd odjedzie.
–    Żartujesz sobie?- rzucił z niedowierzaniem.- Będę musiał odłożyć broń, przecież to oczywiste!
–    Niech pan posłucha, obecnie jestem ścigany przez kogoś, kto ma o wiele silniejszą broń, niż ten pana mały pistolecik – warknął Tetsuya.- Mijaliśmy go po drodze, więc jeśli dotrze tu lada moment, zginiemy obaj.
–    Tak, jasne – prychnął Kotarou.- Wierz mi, nasłuchałem się już bajeczek od innych i, niestety, każdy skończył z dziurą w głowie. Wyciągaj wszystko z torby. Teraz – wycedził.
–    To może zostawię torbę i wysiądę?- rzucił z nadzieją Kuroko, znów zerkając w boczne lusterko. Lepiej zostawić wszystkie rzeczy i po prostu ratować skórę, inaczej zginie albo z ręki Hayamy, albo Akashiego.
–    Nie – odparł mężczyzna dość łagodnie.- Chcę zabrać tylko to, co uznam za przydatne, resztę zabierzesz i po prostu odejdziesz.
–    Błagam, oddam wszystko, tylko pozwól mi odejść!- jęknął błękitnowłosy.
–    Wyciągaj wszystko z tej pierdolonej torby, albo naprawdę strzelę!- wrzasnął Hayama.
    Kuroko zagryzł mocno wargę, poddając się. Rozpiął torbę drżącymi dłońmi i zaczął wyciągać z niej jej zawartość. Ubrania lądowały u jego stóp, tuż za nimi jedyne dwie książki, jakie wziął na podróż, oraz trzy butelki wody mineralnej zakupionej wcześniej w automacie. Na koniec chwycił plik banknotów, wzdychając ciężko.
–    To wszystko – westchnął.
–    Kieszenie z boku – rzucił Hayama, zabierając pieniądze.
–    Nic w nich nie ma...!
–    Otwieraj!
    Tetsuya sapnął, szarpiąc zamkiem prawej kieszeni. Odsunął szeroko materiał, by Kotarou mógł przekonać się, że mówił prawdę. Następnie odwrócił torbę, by to samo zrobić z lewą kieszenią, kiedy nagle rozległ się głośny strzał, a tylna szyba samochodu rozprysnęła się na drobne kawałki.
–    Kurwa, co jest?!- wrzasnął spanikowany Hayama.
–    Cholera, a jednak! Jedź, szybko!- krzyknął Kuroko, schylając się możliwie jak najniżej.- Kurwa, mówiłem ci, że mnie ściga!
–    Myślałem, że blefujesz!- Kotarou wcisnął gaz do dechy i ruszył przed siebie z piskiem opon.- Każdy tak robi w tego typu sytuacjach!
–    Naprawdę masz teraz czas, żeby mi o tym mówić?- Tetsuya spojrzał na niego ze złością.- Skup się na jeździe, bo obaj źle skończymy!
–    Widzisz go z tyłu?! Szedł pieszo, czy ma samochód?
    Kuroko wychylił się ostrożnie zza swojego fotela. Zdążyli już oddalić się od miejsca, w którym wcześniej się zatrzymali, poza tym było dość ciemno, jednak Tetsuyi wydawało się, że Seijuurou zniknął.
–    W porządku – mruknął.- Nie ma go...
–    „Go”, to znaczy kogo?- jęknął Hayama.- I dlaczego cię ściga? Jesteś z yakuzy, czy coś? Koleś, ja naprawdę mam czwórkę dzieci...!
–    Wyglądam ci na yakuzę?
    Kotarou zerknął na niego pospieszne, przesuwając spojrzeniem po jego ubraniu i twarzy.
–    T...tak?- bąknął.- Znaczy no... teraz tak jakoś...
    Kuroko westchnął ciężko, wywracając oczami i siadając normalnie w fotelu. Zaczął pakować wyrzucone wcześniej rzeczy z powrotem do torby.
–    Uch, trochę niezręczna sytuacja...- jęknął Kotarou, wiercąc się w miejscu.- Gdzie cię wysadzić? Nie zawiozę cię do mojego domu!
–    Jeszcze kawałek, proszę – westchnął Tetsuya, zasuwając zamek błyskawiczny.- Byle jak najdalej od Akashiego-kun, na razie schowam się gdzieś w mieście.
–    Niedaleko jest przystanek autobusowy – mruknął Hayama.- Wysadzę cię na nim, może załapiesz się na jakiś transport. Kierowcy czasem biorą kasę na czarno, za dwa tysiące jenów podwiozą cię do Fukushimy.
–    Zabrałeś mi pieniądze.
–    Oddam – westchnął ciężko Kotarou.- N-nie wszystko, ale podzielimy się, dobra? Sorry, ale moja córeczka jest teraz chora i potrzebuję pieniędzy na leki.
–    Po prostu zwróć mi pięć tysięcy – poprosił Tetsuya.
–    O-okay.
    Kuroko zdecydowanie nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Utrata pieniędzy zupełnie go nie obchodziła, chodziło jedynie o fakt, że nie zdołał uciec Akashiemu. Wciąż znajdował się w tym samym mieście, co on, mało tego – w tej samej dzielnicy.
    Uniósł dłoń do ust i zagryzł w zamyśleniu paznokieć kciuka. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co powinien zrobić dalej. Jeśli nadarzy się okazja, by wsiąść w autobus, to z chęcią z niej skorzysta, o ile kierowca rzeczywiście zgodzi się za niewielką sumę zawieźć go chociaż do Fukushimy. Ale nawet jeśli, to autobus musiałby przyjechać teraz, inaczej Seijuurou znajdzie go jako pierwszy – był przecież nie tak daleko, z pewnością widział, w którą stronę skręciła stara honda Hayamy.
    Tetsuyi pozostało więc udać się w głąb miasta. Wiele budynków było tutaj opuszczonych, na pewno znajdzie się dla niego miejsce, by przenocować i na spokojnie pomyśleć o tym, co dalej robić. Problem w tym, że potrzebował dopływu prądu, żeby podładować swoją komórkę, a z tym już było gorzej.
    Hayama w milczeniu zatrzymał samochód na zrujnowanym przystanku autobusowym. Chwyciwszy w dłoń swój pistolet, drugą podał Kuroko pięć banknotów o wartości tysiąca jenów każdy.
–    Przepraszam za wcześniej...- mruknął, speszony.
–    Cóż...- Tetsuya z westchnieniem odebrał pieniądze.- Ostatecznie okazało się, że naprawdę jesteś miły... Dzięki za darowanie mi życia. Dbaj o dzieci.
–    Nie daj się gnojkowi zabić – rzucił na pożegnanie Hayama, posyłając mu słaby uśmiech.- Trzymaj się, Kuroko.
    Błękitnowłosy wysiadł, zatrzaskując za sobą drzwi i spoglądając w stronę, z której dopiero co uciekli. W oddali zobaczył światła reflektorów i sylwetkę wysokiego autobusu z numerem pięćdziesiąt cztery. To właśnie tym miał jechać wcześniej, zanim wsiadł do samochodu Kotarou. Być może uda mu się jeszcze dotrzeć do Saitamy.
    Kuroko odsunął się kawałek od krawężnika chodnika, odprowadzając wzrokiem odjeżdżającą hondę. Sięgnął do kieszeni spodni po bilet, upewniając się, że nie pomylił numeru linii, a następnie odwrócił twarz w kierunku autobusu.
    Serce na krótki moment zamarło mu w piersi, by niemal natychmiast znów wrócić do pracy. Choć ten moment wydawał mu się zwykłym urojeniem, zapamiętał uczucie niepokoju. Zmarszczył lekko brwi, spoglądając na tablicę wiszącą na przystanku. Przesunął po niej wzrokiem, odczytując kolejne cyfry.
    Autobus numer pięćdziesiąt cztery nie kursował tą drogą.
    Tetsuya zaklął głośno, ruszając biegiem między budynki. Jak mógł być takim idiotą? Przecież dopiero co myślał o tym, że Akashi mógłby ukraść samochód lub autobus z dworca! To chyba oczywiste, że nie dotarł do niego i Hayamy pieszo!
    Było już za późno, by uciekać dalej ulicą. Jedyne, co Kuroko mógł zrobić, to wbiec przez wyważone drzwi do dawnego sklepu odzieżowego i mieć nadzieję, że uda mu się jakoś ominąć Akashiego.
    W ostatniej chwili zdołał schować się za ladą, zasłaniając usta dłonią, choć przecież z tej odległości Seijuurou nie mógł go usłyszeć. Z szalejącym w klatce piersiowej sercem Kuroko wpatrywał się w autobus widoczny za szklaną szybą wystawy, który zatrzymał się na przystanku. Błękitnowłosy nie mógł zobaczyć kierowcy, ponieważ jego twarz skrywał cień – dostrzegł za to rękę z podwiniętym rękawem moro, opartą o przestrzeń drzwi, w której powinna być szyba. Słaby czerwony punkcik pojawił się w mroku, jego blask wzmocnił się, by chwilę później zniknąć w szarym kłębku dymu. Ręka wysunęła się na zewnątrz, palec wskazujący strzepnął popiół z papierosa.
    A potem autobus odjechał.
    Kuroko wpatrywał się w oniemieniu, jak kierowca rusza naprzód. To z całą pewnością był Akashi – świadczyły o tym nie tylko kurtka moro, którą doskonale rozpoznawał, ale także powybijane w pojeździe szyby, z widocznymi dwoma czy trzema bezwładnymi ciałami.
    Dlaczego Seijuurou odjechał? Tetsuya miał stuprocentową pewność, że mężczyzna widział go, gdy uciekał z przystanku, na pewno zobaczył też, w którą stronę biegł. Dlaczego nie wysiadł? Dlaczego nie ruszył za nim? Nie rzucił nawet żadnej podręcznej bomby w kierunku sklepu.
    Dlaczego?
    Kuroko, na czworakach, powoli i ostrożnie zbliżył się do wyjścia, uważnie obserwując ulicę. Chwycił się framugi drzwi, wychylając się dyskretnie, by wyjrzeć dalej na ulicę. Akashi mógł zatrzymać się gdzieś dalej i przyjść tu pieszo, chcąc zaskoczyć Tetsuyę, jednak błękitnowłosy dostrzegł w oddali autobus, gdy skręcał w jedną z bocznych uliczek.
    On naprawdę odjechał...?
–    Bu!
–    Kurwa!- wrzasnął Tetsuya, gwałtownie odskakując do tyłu i tym samym lądując twardo na pośladkach. W panice zaczął cofać się, jednocześnie próbując sięgnąć za pasek po swoją broń, kiedy nagle rozległ się czyjś wesoły śmiech.
–    A-aleś się przestraszył, koleś, ja nie wierzę!- Mężczyzna kucający niedaleko niego objął rękoma swój brzuch, śmiejąc się głośno.- Za-zaraz się posikam, ahaha!
–    Bardzo śmieszne – warknął ze złością Kuroko, wstając z podłogi i zabierając swoją torbę.- Spierdalaj, dupku, nie mam dla ciebie czasu!
–    Ohohooo!- zawołał przeciągle mężczyzna,  podnosząc się i stając przed Tetsuyą z uniesionymi dłońmi.- No weź, nie wpieniaj się tak! Tylko żartowałem! Tak żeś się zakradał na ten odjeżdżający autobus, jak mały kociak, nie mogłem się powstrzymać, hehe!
    Kuroko sapnął z irytacją, mierząc mężczyznę spojrzeniem. Był sporo wyższy od niego, mógł śmiało mierzyć około stu dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu. Miał na sobie luźne, ciemnozielone spodnie oraz czarny T-shirt, ukazujący umięśnione ramiona. Cała jego sylwetka wskazywała na to, że jest muskularny, zaś wygolone po lewej stronie blond włosy, ukazujące kilka kolczyków w uchu, podpowiadały Tetsuyi, że mężczyzna jest raczej delikwentem.
    Nawet jeśli jego sympatyczny uśmiech wyglądał na szczery.
–    To przed kim uciekasz?- zagadnął, przechylając lekko głowę. Zmrużył nieznacznie złote oczy, ozdobione długimi ciemnymi rzęsami.
–    Nie twój interes – mruknął Kuroko.
–    To chyba była sama Śmierć, co?- zagadnął ze śmiechem, wychylając głowę zza budynku i patrząc na ulicę.- Widziałem trupy w tym autobusie. Zombie, czy coś?
–    Zombie? - Tetsuya zmarszczył brwi.- Poważnie?
–    Hej, po tej cholernej wojnie zacząłem spotykać wiele dziwactw – powiedział mężczyzna, spoglądając na niego.- Odprawiającą rytuał grupę satanistyczną, kanibali smażących na ognisku pokrojonego wcześniej kumpla, albo faceta ruchającego psa. Nie zaskoczyłaby mnie informacja, że teraz na świecie rozprzestrzenia się jakiś syf zamieniający ludzi w zombie.
–    Naoglądałeś się filmów – mruknął Tetsuya, poprawiając swoje ubranie.- Uciekam przed normalnym kolesiem, który po prostu próbuje mnie zabić. Zadowala cię ta odpowiedź?
–    Jasne – zaśmiał się blondyn, odgarniając na bok grzywkę.- Mam fajną miejscówkę niedaleko stąd, mogę ci trochę pomóc.
–    Dzięki, ale facet, który przed chwilą mi pomagał, też próbował mnie zabić – westchnął Kuroko.- Zabrał mi pieniądze, nie mam już nic, więc po prostu pójdę dalej. Sam – dodał znacząco.
–    Nie potrzebuję twoich pieniędzy, mam swoje – odparł z uśmiechem mężczyzna.- Wyglądasz na wykończonego, jakbyś od dawna nie miał okazji się przespać. Jesteś pewien, że sobie sam poradzisz?
–    Do tej pory szło mi całkiem nieźle.
–    Do tej pory – powtórzył, mrugając do niego okiem.- Jestem Ryouta, ale możesz mi mówić Ryou-chan!
–    Wolę po nazwisku, nie lubię spoufalać się z obcymi.
–    Ech, no to Kise.- Ryouta wywrócił oczami.- Nie daj się prosić, serio chcę ci pomóc. Sam byłem nie tak dawno ścigany przez kilku żołnierzy, ale sprzątnął ich dla mnie taki jeden koleś! Wiem, co czujesz, wierz mi.
    Kise ruszył w kierunku przeciwnym niż ulica, najwyraźniej pewien, że Kuroko pójdzie za nim. Tetsuya przygryzł wargę, rozglądając się wokół. Jego sytuacja prezentowała się naprawdę nieciekawie. Owszem, nie powinien ufać blondynowi – od tej pory nie powinien ufać już nikomu – ale nie było nic, co mógłby teraz zrobić samodzielnie. Nie miał nic, czym mógłby odjechać, a wszędzie mógł spotkać Seijuurou. Na dodatek, jak już zauważył Ryouta, Kuroko był wykończony. Nie spał od czterech dni, wciąż uciekając przed mordercą. Nawet jeśli udało mu się zdrzemnąć choć na chwilę, zaraz budził się w panice, szukając Akashiego.
    Potrzebował snu. Jeśli tak dalej pójdzie, wykończy się fizycznie i w końcu padnie gdzieś martwy, tym samym wyręczając Seijuurou w zabiciu go. Z drugiej strony może zostać zamordowanym przez podejrzanie sympatycznego blondyna, zjedzonym, torturowanym, lub zgwałconym – choć akurat to ostatnie zdarzyło mu się dwa czy trzy razy w ciągu całej tej „zabawy”. Czasem musiał z własnej woli sypiać z innymi, by utrzymać się przy życiu...
–    No idziesz?- Ryouta odwrócił się do niego, kiwnąwszy dłonią w swoją stronę.- Mam wideo i telewizor! Możemy obejrzeć jakiś film!
    Tetsuya westchnął ciężko, zarzucając torbę na swoje ramię i ruszając za blondynem. Trudno. Musi zaryzykować – w najgorszym wypadku skończy tak, jak mógłby, gdyby udał się w dalszą podróż.
    Tak więc na jedno wychodziło.






* Przypominam wszem i wobec, że w Japonii kierownica jest po prawej stronie xD

12 komentarzy:

  1. To..... to jest sztuka! Cudo! Czekam na każdy wtorek z taką niecierpliwością że ech. .. tak poza tym nie rozumiem dlaczego w twoich em .... psychopatycznych opowiadaniach Hayama jest zawsze negatywną postacią ( zawsze = na razie dwa razy ale śmiem twierdzić że będzie tak zawsze ^^ ) ? Mogę czytać to bez końca ( dwa rozdziały i prolog ale co tam ^^ ) ..... i jeszcze tak mi do tego pasuje w tle " Lilium " z Elfen Lied nie mam pojęcia dlaczego. ... może bo też jest takie troszkę creepy? Dobra Hayama jednak nie taki zły? I Kisia wkracza do akcji! Czy aby tylko na pewno jest dobry? Tego dowiecie się w następnym tygodniu ^^ ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że robię tak z Hayamą, ponieważ w "Modzie na Uke" macie go wystarczająco kochanego i słodkiego xD Wiesz, próbuję zachować równowagę xDD
      Co do Lilium... no cóż, moim zdaniem za poważny jest ten utwór do tego opowiadania, no ale to jak tam uważasz xD W końcu to Twoje zdanie xD
      Cieszę się, że się podoba! c: Do następnego!

      Usuń
  2. "z drugiej strony może (...) zjedzonym, torturowanym, lub zgwałconym - chodź akurat to ostatnie zdarzyło mu się (...)" noooo nieeeee I tak bez szczegółów? Bez ani jednego smaczka? Smutno mi (czy to już choroba, mieć takie pragnienie - zobaczyć bohatera we wszystkich wymienionych sytuacjach?.
    O boże, czy ja tam wyczytałam Akasza z papierosem? aaaaaa! czemu on jest takim badasem?!?!?! I to moro! I ten autobus! Jezus maria, braciszku, gdzieś ty się chował!
    Bożę. Bożę, Bożę..... Jakim cudem ja się jaram Anarchią bardziej niż Cierniami?!
    A kreacja powojennego świata, zniszczonej, rozpadającej Japonii jest wręcz wspaniała. Czytając ten tekst z jakiegoś powodu wyobrażam sobie takie ukruszone miasto, skąpane żółtym światłem całe w pomarańczach i złotach. Nie widzę szarości, ani błękitów, a najpewniej tak wyglądałby taki świat, tylko kontrastujące z chłodem i twardością takiej rzeczywistości ciepłe barwy. A w tych ciepłych kolorach, czerwień prezentuję się bajecznie. Najlepiej w moro xd
    I widzisz co zrobiłeś, nie jestem w stanie wyrzucić z głowy tego obrazu Akasza!
    Pozdrawiam, weny życzę c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie szczegóły to raczej tylko u CLD-senpai xD *wznosi modły o jej rychły powrót*.
      Jeśli się jarasz Anarcią bardziej niż Cierniami... to już wiesz, że coś się dzieje...
      Anarchia to mój drugi syn, więc cieszę się ogromnie, że ciocia Eio go tak docenia xD
      Bardzo dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Fajny klimat ma to opowiadanko ;)
    Brakuje tylko poskładanych z różnych części, rozbudowanych, dzikich motocykli xD
    Jak tam się doczytałam, że te rozdział to "(ostatni?)", dlaczego?
    Jak na razie bardzo mi się podoba i zdecydowanie chcę dowiedzieć się co będzie dalej ;)
    Pozdrowionka i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Motocykli, mówisz... *myśli*
      Agghhh, ten "ostatni" to tylko żart, no! xD Że niby takie zwątpienie, czy Kuroko przeżyje spotkanie z Hayamą xD
      Cieszę się, że się podoba!

      Usuń
  4. Anarchia jest jedynym powodem, dla którego lubię wtorki :D

    "Miał na sobie luźne, ciemnozielone spodnie oraz czarny
    T-shirt, ukazujący umięśnione ramiona. Cała jego sylwetka wskazywała na to, że jest muskularny (...)" w tym momencie byłam ucieszona, że to Daiki, a to jednak tylko Kise... Smuteczek :c :D

    Hayama się opamiętał, Akashi ubrany w jakąś piękną moro kurteczkę... cud, miód i orzeszki XD I w ogóle całe opowiadanie było super, już czekam na następny rozdział ♥
    Buziaki! :*
    ~Miyocchi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, może byście polubili ją bardziej, gdybym wrzucała w poniedziałki? xD
      Ale wtorek to też ciężki dzień, więc zostawiam bez zmian xD
      Cieszę się, że się tak podoba!

      Usuń
  5. Czuję niedosyt po tym rozdziale, tak cholernie mnie zaciekawiło zachowanie Akashiego! Oby Kise go tam nie wykończył, chociaż mam wrażenie, że będzie w porządku... choć, nie oszukujmy się. Po Tobie można się wszystkiego spodziewać XD Bardzo podobał mi się rozdzial, mimo tego, jak już zaznaczyłam, że czuję niedosyt. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się jakoś niedługo;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba, ja sama siebie potrafię zaskoczyć podczas pisania, a potem czytam stare prace i takie "co?! Ja na to wpadłam?! Niemożliwe!".
      Cieszę się, że się podobało! ♥

      Usuń
  6. Jaki ostatni?! Jaki ostatni?! Ja tu już planowałam, gdzie cię zakopać! Co ludzi straszysz?! xD

    Kurokosiu, biedactwo ty moje, jak mi cię szkoda. Ale miej pod górkę dalej, będzie ciekawiej xD Ach, znowu jestem podła :/
    Zawiodłam się tu w jednym aspekcie - już sobie Hayamę z dziurą między oczami wyobrażałam, a ten nawiał. Sama cię dorwę, cholero!
    Aoomi...! A, nie. Jednak Kise. A dałabym sobie rękę uciąć, że Aomine. No cóż, Kise lubię dużo bardziej.
    A teraz najważniejsze.
    Akasz z papierosem... Jakoś... Z jeden strony mi taki nałóg do niego nie pasuje, a z drugiej pasuje idealnie. Ale to dziwne, że tak odjechał. O ile to z pewnością był on, bo zdaje się, że Kurokoś zauważył tylko kurtkę moro, a nie jeden w takich czasach chyb a ukradłby autobus, nie? Albo chce urozmaicić sobie zabawę i pozwolić mu się jeszcze trochę oddalić.

    A w ogóle, jak to jest, że twoje rozdziały się tak szybko połyka? Ciągle mam wrażenie, że są za krótkie -.-
    No nic, pisz dalej, życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny wtorek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe ☺ Taki tam żarcik xD
      Nie przejmuj się, kochana, to ja tu robię z Kuroko ofiarę losu, a przecież tak bardzo go kocham :''') To jedna z najlepszych postaci ever xD
      Ah! Wszyscy myśleli, że to Aomine, ależ Was zaskoczyłam ♥ Jak sobie pomyślę ile jeszcze zaskoczeń Was czeka... *-* Tak się jaram ♥
      Nic totalnie nie zdradzam, więc powiem tylko, że pozostaje czekać na kolejny rozdział xD Bardzo się cieszę, że Anarchia się podoba! ♥ Dziękuję za komentarz c:

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń