[Anarchia] Rozdział dwudziesty ósmy


Akashi odrzucił na bok siekierę i wziął głęboki, relaksujący oddech. Przeciągnął się przy tym leniwie, rozciągając mięśnie ramion, a następnie odwrócił się do Tetsuyi i ruszył ku niemu wolnym krokiem. Zatrzymał się tuż przy nim, patrząc na niego z politowaniem.
Spójrz na siebie, Tetsuya – westchnął ciężko, kucając. Otarł dłonią policzki Kuroko, mokre od łez i krwi Momoi, której krople dotarły nawet do niego.- Wyglądasz jak siedem nieszczęść, a to przecież tylko złamana kostka.
Potwór...- wychrypiał błękitnowłosy, drżąc na całym ciele.
Spokojnie, już go zabiłem.- Akashi uśmiechnął się do niego słodko, przysuwając do siebie siekierę i sprawnym, mocnym ruchem niszcząc łańcuch.- Chodź tu, moja mała ofermo, trzeba cię stąd wynieść – powiedział pogodnym tonem, wsuwając jedną rękę pod kolana Kuroko, drugą zaś obejmując jego łopatki. Wstał, z łatwością podnosząc mężczyznę.- Och, jeden moment – powiedział, ponownie odkładając go na ziemię. Tetsuya miał chorą ochotę uderzyć go w twarz, kiedy Seijuurou zaczął zapinać jego rozporek i guzik spodni, które wcześniej odpięła Momoi.- Poturbowany, czy nie, nadal mnie kusisz.- Akashi uśmiechnął się pod nosem, znów podnosząc błękitnowłosego. Upewnił się, że trzyma go mocno, a potem ruszył po schodach na górę.
Jeśli masz mnie zabić, zrób to teraz...
Co to za zabawa, zabijać ranne zwierzę? Poza tym, przecież lubisz, kiedy cię ratuję. Podoba ci się ten dreszczyk adrenaliny, gdy utwierdzasz się już w przekonaniu, że cię zabiję, gdy tymczasem ja znów robię sobie z ciebie moją myszkę i bawię się tobą. Robiłeś sobie kiedyś dobrze po spotkaniu ze mną?
Nie.
A ja tak. Nic nie podnieca mnie bardziej, niż twoja twarz, wykrzywiona w grymasie przerażenia i bólu.
To dlatego mnie nadepnąłeś...?
Sprawdzałem, czy żyjesz. Wydawało mi się, że jęczysz coś pod nosem, ale w ogóle cię nie słyszałem, więc nadepnąłem cię, żebyś dał mi znać, czy mam w ogóle jeszcze co ratować.
Dlaczego jej po prostu nie zastrzeliłeś?
Możesz się śmiać, ale skończyły mi się naboje – zażartował Seijuurou. Spojrzał na twarz Kuroko, na jego podkrążone przymknięte oczy i spierzchnięte wargi.
Taki delikatny... taki kruchy. Mógłby zrzucić go na ziemię i przydeptać butem kark, łamiąc go w kilku miejscach. Mógł kazać mu uciekać ze złamaną kostką, strzelając na ślepo, żeby zobaczyć, jak wije się na ziemi, drżąc z przerażenia i łkając, błagając go o życie.
Ale nie chciał tego robić. Teraz Tetsuya był przerażony czymś innym – ktoś inny zasiał w nim ziarno strachu, ktoś inny sprawił, że trząsł się w ramionach Akashiego, bezbronny i bezradny. A ponieważ to nie Akashi wywołał w nim te reakcje, Seijuurou automatycznie pragnął się nim zaopiekować, uspokoić go.
Uniósł Tetsuyę odrobinę w ramionach, pochylając głowę i całując jego policzek.
Pięknie byś wyglądał, gdybym teraz włożył cię do trumny, którą dla ciebie projektuję.
Dzięki – wyszeptał słabo Tetsuya.- Naprawdę czekałeś na górze... aż złamie mi drugą kostkę?
Nie, byłem wtedy w kuchni. Ale dzięki temu, że wrzasnąłeś, od razu was znalazłem.- Seijuurou kopnął drzwi kuchenne, wychodząc na podwórze.- Zacząłem schodzić do was w momencie, gdy na tobie usiadła. W samochodzie mam chusteczki dezynfekujące, więc porządnie umyję twoje usta.
Czoło...
Proszę?
Pocałowała mnie w czoło – westchnął Tetsuya.
Akashi zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na niego z irytacją.
To dlaczego od razu nie powiedziałeś?- warknął, po czym znów uniósł go nieznacznie w ramionach i pocałował, tym razem w usta. Tetsuya położył dłoń na jego klatce piersiowej, próbując go odepchnąć, jednak był zupełnie pozbawiony sił.- Od razu lepiej.
Seijuurou ruszył dalej. To był krótki pocałunek, buziak zaledwie, ale rozpalił w nim tyle uczuć, tyle emocji, tyle słodkich wspomnień. Tak bardzo tęsknił za tymi ustami, za ich smakiem i dotykiem, za samym ich widokiem, za brzmieniem głosu, wydobywającego się spomiędzy nich.
Och, gdyby tak mógł usłyszeć, jak Kuroko jęczy...
Będzie boleć – ostrzegł, szybkim ruchem stawiając Tetsuyę na ziemi. Niestety, zamiast jęknąć z bólu, Kuroko krzyknął przeraźliwie, ale dźwięk ten i tak spodobał się czerwonowłosemu.- Mówiłem.- Seijuurou uśmiechnął się złośliwie, otwierając drzwi samochodu.
Co robisz?- zapytał Tetsuya z paniką w głosie, kiedy Akashi pomógł mu usiąść na tylnym siedzeniu.
Nie mamy innego wyjścia, trzeba zabrać cię do szpitala.
Po co?- jęknął Kuroko.- Nie dam rady uciekać przed tobą z nogą w gipsie! Skoro już mnie złapałeś, to po prostu mnie zabij!
Już ci mówiłem...
Pieprzyć to twoje „zabijanie rannego zwierzęcia”!- Akashi właśnie usiadł za kierownicą, kiedy Kuroko ze złością uderzył w jego fotel. Seijuurou ledwie powstrzymał parsknięcie śmiechem, po czym odwrócił się i spojrzał na ukochanego.
Rany...- mruknął.- Czy ty się właśnie na mnie obraziłeś?
Kuroko zacisnął zęby i odwrócił twarz w kierunku oparcia tylnego siedzenia.
To jakaś chora parodia – parsknął z niedowierzaniem Akashi, odpalając silnik.- Obrażać się na kogoś, bo nie chce go zabić...
Wyglądało na to, że w końcu dotarli z Kuroko do tego punktu ich zabawy, w którym Tetsuya nie wytrzymuje psychicznie. Do tej pory trzymał się bardzo dobrze, pozwalał, by ginęli za niego inni, a sam dzielnie walczył o życie, nawet jeśli ich placem zabaw była zrujnowana Japonia. Co prawda, gdyby Akashi nie rozpieszczał go i nie wyposażył go w broń oraz pieniądze, a przede wszystkim gdyby nie wydzwaniał do niego z informacją, że się zbliża, zabiłby biedaka już dawno temu.
Ale jemu wcale nie chodziło o to, by go zabić.
Chciał zabić w nim tylko jedno uczucie. Nienawiść do niego za zdradę, jakiej Seijuurou się dopuścił.
Akashi odpalił silnik i ruszył w drogę. Kuroko na szczęście nie krwawił, więc jego życiu nie zagrażało jako takie niebezpieczeństwo, ale widać było, że i tak cierpi przez złamaną kostkę. Seijuurou bolała sama myśl, że ktoś mógł skrzywdzić jego ukochanego – on mógł to robić, w końcu Tetsuya należał do niego. Ale kiedy ktoś kładł na nim łapy bez jego zgody...
Zacisnął zęby, wyjeżdżając na bardziej ruchliwą ulicę i zmieniając bieg. Jechał zgodnie z przepisami, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi ewentualnego patrolu, na który mogli się gdzieś natknąć, choć miał wielką ochotę przydusić gaz i skrócić męki Kuroko.
Co powiesz w szpitalu?- rozległo się za jego plecami ciche pytanie.
Seijuurou zerknął na niego przez ramię, po czym wrócił do jezdni. Zatrzymał się na skrzyżowaniu, czekając na zielone światło i zastanowił się przez moment.
Nie wejdę z tobą do szpitala – powiedział. Takie posunięcie było zbyt ryzykowne, w końcu był cały umazany krwią Satsuki, poza tym przesiąknął jej zapachem.- Zostawię cię nieopodal, dalej będziesz musiał sam sobie radzić. Przechodnie na pewno ci pomogą. Najlepiej będzie, jeśli powiesz lekarzom, że byłeś przetrzymywany i niewiele pamiętasz.
Jak uciekłem?
Próbowałem cię wywieźć, bo pewna kobieta dowiedziała się o mojej kryjówce i obawiałem się, że zdążyła komuś powiedzieć, zanim zatłukłem ją w piwnicy. Udawałeś nieprzytomnego i korzystając z okazji, wyskoczyłeś z auta. Ja tymczasem uciekłem, bo było zbyt wielu świadków.
Więc mam powiedzieć, że to ty? I, co ważniejsze, wyskoczyć z auta?
To jedyne sensowne rozwiązanie – odparł Akashi.- Przechodnie będą widzieć odjeżdżające w pośpiechu auto, a ty będziesz miał usprawiedliwienie na to, dlaczego masz na sobie poplamione krwią ubranie. No i przy okazji wyjaśnisz skąd się wziął trup Momoi.
Miejscowi mogą nas kojarzyć, bo pytaliśmy ich o Riko...- mruknął słabo Tetsuya.
Tym bardziej jakiś mieszkaniec mógł się zaczaić na przejezdnych, prawda?- Seijuurou uśmiechnął się lekko.- Psychol złapał ciebie, ale nie miał pojęcia, że podróżujesz z kimś jeszcze.
W porządku.
Kiedy będziesz opisywał sprawcę, nie zapomnij powiedzieć, że był super przystojny.
Nie zapomnę.
Akashi westchnął ciężko, wywracając oczami i zerkając na Tetsuyę we wstecznym lusterku. Ledwie widział jego zgiętą w kolanie zdrową nogę.
Najchętniej zjechałbym na pobocze i wziął cię tu i teraz, gdyby nie fakt, że zaraz odlecisz z bólu – mruknął pod nosem, kręcąc głową.- Zawsze noszę przy sobie kieszonkowy lubrykant, na wypadek gdybyś postanowił zmienić zdanie i zaprosił mnie do swojego łóżka. Czy może raczej, zważywszy na to, że kiepsko teraz o łóżko pod ręką, po prostu zaprosił mnie do swojego tyłka.- Akashi uśmiechnął się z zadowoleniem.- Ewentualnie, jeśli chcesz, mogę być na dole. Ale tylko raz. I tylko pod warunkiem, że najpierw ja przelecę ciebie.
Seijuurou czekał za odpowiedzią, nie spuszczając wzroku z jezdni, kiedy jednak w dalszym ciągu jej nie słyszał, całe jego ciało zalała fala podniecenia.
Czyżby Kuroko rozważał jego propozycję?
Niestety, kiedy Akashi rzucił mu szybkie spojrzenie przez ramię, z niezadowoleniem stwierdził, że błękitnowłosy najzwyczajniej w świecie zemdlał.
Ciekawe, czy chociaż usłyszałeś moje namiętne wyznania – burknął pod nosem Akashi.- Cholera, wszystko zepsułeś! Cały plan wziął w...- urwał raptownie, dostrzegając na poboczu drogi nieduży billboard ze wskazówką, jak dojechać do szpitala dziecięcego.
Seijuurou zagryzł lekko wargę, nieco zwalniając. Kuroko miał sam wyskoczyć z auta, a skoro zemdlał, to taka opcja nie wchodziła w grę. Musiał sam go gdzieś podrzucić, a jeśli zrobi to tutaj...
Najwyżej zatrąbi, albo narobi hałasu w jakiś inny sposób, byle tylko lekarze wyszli i zainteresowali się tym, co dzieje się na parkingu, na który Seijuurou właśnie wjechał. Szpital dla dzieci wydawał się bezpieczną opcją – po wojnie nie było aż tak wiele rannych sierot, zdecydowanie więcej natomiast dorosłych mężczyzn i kobiet.
Zatrzymał się na parkingu, zerkając na kamery. Musi stanąć gdzieś na uboczu, w ich martwym punkcie, żeby nie uchwyciły jego twarzy, kiedy będzie wywlekał Tetsuyę na zewnątrz.
Wykierował autem mniej więcej w miejsce, gdzie kamery nie powinny sięgać. Nie miał co do tego pewności, ale za bardzo bał się o życie Kuroko, żeby zwlekać dłużej i wybrać dokładniejszą pozycję. Wyskoczył z auta i zwiesił głowę, pospiesznie otwierając tylne drzwi. Chwycił Tetsuyę pod kolanami i szarpnął nim w swoją stronę. Uśmiechnął się krzywo, zdając sobie sprawę z tego, że w podobny sposób uprawiali zwykle seks.
Wyciągnął go ostrożnie z siedzenia i ułożył na zimnym asfalcie.
Wybacz – westchnął ciężko, odgarniając jego błękitne włosy z czoła.- Gdybym tylko mógł, położyłbym cię na posłaniu z róż, ale...
Skrzywił się. Teraz, kiedy Kuroko był nieprzytomny, Akashi nabrał odwagi, by powiedzieć mu tak wiele rzeczy, prosto z serca, z głębi duszy. Mógł przeprosić go za swoje sekrety, za tajemnice i kłamstwa, jakimi go karmił, mógł wyznać mu, jak bardzo go kochał i jak bardzo obawiał się o jego życie, kiedy nie było go w pobliżu. Mógł powiedzieć mu, że od samego początku nic mu nigdy nie groziło ze strony Akashiego, że nawet jeśli strzelał do niego, to miał pewność, że przeżyje...
Może poza tym jednym razem, kiedy postrzelił go w klatkę piersiową. Ale to nie była jego wina, był wtedy taki zły, taki rozgoryczony słowami Tetsuyi... Ile by dał, żeby cofnąć czas...
Rozchylił wargi, nabrał oddechu, by powiedzieć chociaż jego imię. Wstrzymał się jednak, wpatrując w spokojną twarz Kuroko. Widać było na niej ślady zmęczenia i grozy, jaką przeżył...
Akashi westchnął ciężko, pospiesznie nachylając się nad błękitnowłosym i całując go na pożegnanie w usta. Zacisnąwszy wargi, ze złością poderwał się z ziemi i wskoczył do samochodu.
Odjechał z piskiem opon.

***

To był pierwszy raz w życiu Akashiego, kiedy zakradał się do dziecięcego szpitala.
Obserwował przytułek dla sierot – gdyż po części tym właśnie był ten szpital – i po dłuższej obserwacji odnalazł salę, w której trzymano Kuroko. To było całkiem zabawne. Leżał w z całą pewnością dziecięcym łóżku, choć pasującym do jego wzrostu, z kostką zatopioną w błękitnym gipsie. Seijuurou śmiał się z tego przez dobrych kilka minut, parskał za każdym razem, gdy przesuwał lornetkę i spoglądał na gips.
Tak ładnie pasował do włosów i oczu Tetsuyi.
Kiedy zapadła noc, mężczyzna był gotowy do przystąpienia do akcji. Namierzył każdą kamerę – i tak nie było ich wiele, wątpił, by szpital było na nie stać, plus kto by chciał włamywać się do kliniki dla dzieci? - a odnalazłszy martwe punkty, prześledził wzrokiem ścieżkę, jaką powinien obrać, aby dotrzeć niezauważonym do sali Kuroko. Tylko jedna kamera z pewnością go uchwyci, ta od strony okna tejże sali, ale na to Seijuurou nie miał już wpływu. Po prostu pójdzie tyłem, tak by nie było widać jego twarzy.
Zdążył już się przebrać i wziąć długą, oczyszczającą ciało i zmysły kąpiel. Teraz pachniał świeżością i miał na sobie komplet czystych, czarnych ubrań: wygodne buty, spodnie, koszulę oraz skórzaną kurtkę pierwszej klasy.
Do sali włamał się bez najmniejszego problemu. Żaden ochroniarz nie pracował w klinice, jedynie sami lekarze, ale Akashi szczerze wątpił, by zaglądali oni w rejestry z kamer. Zostawił jednak otwarte okno, na wypadek gdyby musiał uciekać.
Kuroko spał. Leżał na plecach z odchyloną na bok głową i nieznacznie rozchylonymi wargami. Seijuurou zbliżył się do niego ostrożnie, powolutku, nie chcąc go zbudzić, nie chcąc wyrwać go z przyjemnego, błogiego odpoczynku. Z pewnością czuł się tutaj bezpieczny, a przede wszystkim nie cierpiał już takich katuszy.
Akashi ostrożnie przesunął się dalej i przyjrzał uważnie gipsowi, upewniając się, że lekarze dobrze go założyli. Nie mając żadnych zastrzeżeń co do ich pracy, niemal na palcach wycofał się do skąpanego w mroku rogu pokoju i przylgnął do ściany, opierając o nią głowę. Westchnął cicho i po prostu stał tak, przyglądając się największej miłości swojego życia.
Kiedyś robił to z bliska, tuż obok niego – leżąc przy nim, obejmując go, gładząc po włosach czy policzku. Budził go w taki sposób, składał na jego ustach czułe pocałunki, a w odpowiedzi otrzymywał słodki uśmiech, nim jeszcze Tetsuya w ogóle otworzył oczy.
A teraz co? Teraz musiał ukrywać się ze swoim drobnym fetyszem. Mógłby go obudzić, ale po co? Już dawno nie widział na jego twarzy takiego rozluźnienia, takiego spokoju...
Obserwował go tak uważnie, niemal jak drapieżnik swoją ofiarę – więc kiedy Kuroko powoli otworzył oczy, nie umknęło to uwadze Akashiego. Seijuurou był skryty w cieniu, ale Tetsuya już nie – padało na niego skąpe światło latarni za oknem. Kiedy Kuroko uniósł powieki, błękitne oczy odbiły pomarańczowy blask.
Przez chwilę nie poruszał się, patrząc jedynie w sufit, ale w pewnym momencie jego spojrzenie zaczęło wodzić po pomieszczeniu. Akashi uśmiechnął się, kiedy przesunęły się po nim, w ogóle go nie zauważając. Kuroko spostrzegł otwarte okno i poruszył się nerwowo na łóżku. Seijuurou już chciał się odezwać, rzucić jakiś drobny żarcik, lecz kiedy usłyszał przyspieszony oddech Tetsuyi...
Zagryzł wargę. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Mógłby jeszcze pomyśleć, że mężczyzna oddycha głębiej z nerwów, ale kiedy Kuroko rozpiął guzik swojej koszuli nocnej...
No dobrze, nie wytrzymam dłużej – czy ty się masturbujesz, Tetsuya?- westchnął ciężko ze swojego kąta.
Uhhh!- Kuroko stęknął głośno, poderwawszy się lekko na łóżku.- Zwariowałeś?!- sapnął głośno.- Prawie dostałem palpitacji serca!
Mało interesująca śmierć, jak na moje gusta.- Akashi podszedł do niego wolnym krokiem i bezceremonialnie odkrył koc, patrząc na krocze mężczyzny. Uniósł lekko brew, trochę zawiedziony.- A jednak mnie nabrałeś.
Nie próbowałem cię nabrać, skąd w ogóle pomysł, że miałbym sobie robić dobrze w szpitalnym łóżku?- burknął Kuroko, próbując na powrót się przykryć.
Dyszałeś...
Bo było mi gorąco!
Chociaż w pokoju jest zimno?- podchwycił z uśmiechem Akashi.- Okno jest otwarte od prawie dziesięciu minut.
Przyglądasz mi się od dziesięciu minut?
Prawie – zaznaczył z wciąż tym samym uśmiechem, siadając na brzegu jego łóżka.- Jak się czujesz?
Dobrze – mruknął Kuroko.- Pomijając fakt, że od prawie tygodnia leżę tu jak na szpilkach i czekam, aż się zjawisz i zadecydujesz, co ze mną zrobić. I przy okazji powiesz mi, co się wtedy stało... Pamiętam, że jechaliśmy samochodem, a potem... potem znalazłem się tutaj.
Zemdlałeś z bólu – wyjaśnił Akashi.- Musiałem zmienić plany i zawieźć do jakiegoś mniejszego szpitala, gdzieś na uboczu. Najbliżej był ten tutaj, wyrzuciłem cię więc na parkingu i narobiłem hałasu, żeby usłyszeli.
Tak, jak myślałem...
Rozmawiałeś z policją?
Doktor Takao mówi, że policja w Tokio unika takich wypadków jak ognia, i że nawet jeśli spiszą moje zeznania, wrzucą je do kartoteki nierozwiązanych spraw i zajmą się tym dopiero wtedy, gdy Japonia stanie na nogi.
Oczywiście – prychnął Seijuurou.- Dlatego właśnie swobodnie poruszam się po kraju. Oddziały specjalne, które nasyła na mnie rząd składają się z czterech czy pięciu osób i wysyłane są tylko po to, żeby nazywało się, że państwo robi coś z powojennymi terrorystami. To przykre, ale prawdziwe. Czy doktor Takao jest przystojny?
Przestań, Akashi-kun...
No powiedz.
To nie czas na żarty!- Kuroko cmoknął z irytacją.- Przyszedłeś tu tylko na pogawędkę, czy w konkretnym celu?
Przyszedłem z tobą porozmawiać – przyznał Akashi, obracając się bardziej ku niemu. Oparł kolano prawej nogi o materac.- Przez ten tydzień rozłąki sporo o nas myślałem.
Mogę liczyć na to, że postanowiłeś dać sobie spokój z zabiciem mnie?
Tak.- Na widok miny Kuroko, Akashi uśmiechnął się lekko.- Mówię poważnie, Tetsuya. Analizowałem ostatnie wydarzenia i doszedłem do wniosku, że jestem gotów dać ci drugą szansę... Zwiążmy się na nowo. Zapomnijmy o tym, co nas rozdzieliło, przestaniemy oszukiwać samych siebie i zachowywać się jak uparte dzieci. Możemy wyjechać za granicę i zacząć zupełnie nowe życie, albo wrócić do tego starego, jeśli wolisz – dodał od razu.- Znów zamieszkamy razem, znowu będziemy sypiać w tym samym łóżku i jeść przy tym samym stole, znów obok siebie, znów ze sobą... Wszystko, co musisz zrobić – wyszeptał na koniec, chwytając łańcuszek na szyi i ściągając go przez głowę.- to raz jeszcze założyć tę obrączkę na palec.
Podał mu prosty czarny pierścionek ozdobiony dwoma srebrnymi nićmi, położonymi równolegle do siebie. Dowód ich miłości. Dowód ich przeszłości – tego, że niegdyś stanowili jedność, że kochali się do tego stopnia, iż planowali wspólnie resztę życia.
Kiedy się rozstali, Tetsuya oddał mu ją. Akashiego bolało to bardziej od samej rozłąki, ale rozumiał Kuroko, a przynajmniej starał się go wówczas zrozumieć. Dla niego nie było innej opcji, jak walczyć o ich związek, ale Tetsuya mógł chcieć zapomnieć. Zatrzymanie pierścionka nie pomogłoby mu w tym, nie pomogłoby mu uspokoić nerwów i ułożyć myśli, podjąć racjonalnej decyzji.
Dlatego właśnie Akashi zachował ją dla niego. Nosił ją ze sobą na łańcuszku zawieszonym na szyi, nosił ją tak od ponad pół roku, goniąc za miłością. Czekał na właściwy moment i czuł, że teraz właśnie nadszedł – ostatnie wydarzenia zbliżyły ich do siebie. To, co zrobiła Momoi, to, że Akashi uratował Kuroko przed chorą przyszłością, jaką Satsuki chciała mu zgotować...
To, że prawie utracili siebie wzajemnie już na zawsze...
Tetsuya.- Akashi musiał zwrócić na siebie uwagę, gdyż Kuroko odwrócił twarz w kierunku okna, unikając jego wzroku i unikając patrzenia na pierścionek.
Teraz przełknął ciężko ślinę, odwracając ku niemu twarz. Spojrzał w jego czerwone i złote oko, aż w końcu spuścił wzrok na obrączkę.
Seijuurou obserwował go uważnie. Widział, jak w jego oczach pojawiają się odległe wspomnienia, widział jak błyszczą w nich uczucia, z których najbardziej wyzierała tęsknota i osamotnienie. Akashi widział, jak bardzo Kuroko pragnie odzyskać normalne życie, wrócić do tego, co było, wrócić do Seijuurou, znów oddać mu swoje serce, dusze i ciało.
Tylko jemu.
Na zawsze.
Spójrz na mnie – poprosił Akashi, widząc, że Kuroko wciąż się waha. Mężczyzna pokręcił bezwiednie głową, zamykając oczy, jednak Seijuurou nie zamierzał się poddać. Przysunął twarz do jego twarzy i pocałował go mocno, z uczuciem.
Właśnie tak. Musiał udowodnić mu – w sposób zwyczajny, bardziej ludzki – jak bardzo go kocha, i jak poważny jest w swej decyzji. Podaruje Tetusyi drugą szansę, da mu możliwość podjęcia tej właściwej decyzji, którą powinien był podjąć już na początku. Dla niego, dla Akashiego, dla nich obu – powinien był odegnać złe wspomnienia, złe uczynki... wybaczyć przewinienia... zapomnieć...
Spróbować raz jeszcze, tym razem od początku do końca na poważnie.
Kiedy Tetsuya po chwili rozchylił wargi, wpuszczając do swych ust język Akashiego, czerwonowłosy miał wrażenie, że zaraz zacznie krzyczeć ze szczęścia. Oto moment, na który czekał całe sześć miesięcy! W końcu! Nareszcie! Nareszcie Kuroko poddał się mu, nareszcie dobrowolnie odwzajemnił pieszczotę, w dodatku w tak ważnym momencie, tuż nad obrączką, nad największym dowodem ich miłości!
Przerwali pocałunek, ale tylko na chwilę. Seijuurou omiótł szybkim spojrzeniem twarz błękitnowłosego, a widząc w jego oczach pozwolenie, przysunął się do niego bliżej, natychmiast ponownie łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Kuroko znów odpowiedział, rozchylił wargi, wsunął język do ust Akashiego, ochoczo poruszał ustami, jakby nie istniało nic innego.
Jego pocałunki nic się nie zmieniły. Wciąż były pełne pasji, pełne uczuć...
Akashiego tak bardzo to cieszyło. Jego serce rozpierała dzika euforia.
Dla niego przestanie zabijać. Przestanie mordować wszystkich na około w swej złości, przestanie terroryzować Japonię. Zabierze Tetsuyę gdzieś daleko, zamieszkają razem w domku nad jeziorem, w ciszy, spokoju, oddając się drobnym przyjemnością życia.
W końcu przestanie popełniać tyle grzechów, które do tej pory były jedynym sposobem na uciszenie jego gniewu.
Seijuurou szarpnął niecierpliwie poły swej kurtki, zrzucił ją niedbale na podłogę. Unosząc się lekko na materacu, zaczął pospiesznie rozpinać guziki koszuli. Chwycił dłoń Kuroko i przycisnął ją do swojej klatki piersiowej, do serca. Nieważne, że w każdej chwili mógł wejść tu lekarz, albo i jakiś dzieciak, nieważne, że Kuroko miał nogę w gipsie – chciał kochać się z nim teraz, natychmiast, w tej chwili! Chciał ostatecznego dowodu, że Tetsuya go kocha, że zgadza się na jego warunki, że...
Że wraca do niego.
Wstrzymał powietrze, kiedy Kuroko przesunął swą dłoń w górę, a potem lekko w bok, na jego ramię, jakby chciał go do siebie przyciągnąć.
Dasz radę rozłożyć nogi?- wyszeptał Akashi ochrypłym głosem.- Chcę to zrobić... Teraz.
Nie – jęknął cicho Kuroko, kręcąc bezradnie głową.- Nie, Akashi-kun...
W takim razie ja to zrobię – zamruczał między kolejnymi pocałunkami.- Ty będziesz tylko leżał i korzystał...
Nie!- Tetsuya uniósł nieznacznie głos, tym razem bardziej stanowczo kładąc dłonie na klatce piersiowej czerwonowłosego. Akashi zamarł w bezruchu, patrząc na niego wyczekująco.- Nie możemy, Akashi-kun.
Seijuurou zamarł w bezruchu. Nie mogą? Chodziło mu o to, że znajdują się w nieodpowiednim miejscu, czy...?
Nie. Akashi za dobrze go znał, zbyt wprawny był w obserwowaniu Tetsuyi. Dostrzegł zmianę w jego oczach, dostrzegł napięcie w jego mięśniach.
Nie możemy?- powtórzył grobowym tonem.
Nie możemy – potwierdził Kuroko, przełykając ciężko ślinę.- Przepraszam, Akashi-kun... Jestem ci wdzięczny za to, że próbujesz spełnić moją prośbę i dać nam szansę na normalne relacje, ale nie mogę zgodzić się na twoje warunki. Nie takie.
Żartujesz sobie w takiej chwili?
Nie żartuję... Nie będę cię oszukiwać, Akashi-kun. Kocham cię. Kocham cię tak bardzo, że każdy twój pocałunek rozrywa mi serce na strzępy. Kocham cię tak bardzo, że jestem w stanie wybaczyć ci wszystko, co do tej pory zrobiłeś... Ale nie możemy być razem. Nie w ten sposób.
Daj mi jeden powód – wycedził Akashi, wstając i zapinając swoją koszulę.
Obiecałem im – jęknął z żalem Kuroko, przecierając twarz dłońmi.
No tak – prychnął cicho Seijuurou.- Ty i twoja głupia obietnica złożona trupom. Ale nie o to pytam. Podaj mi jeden powód, dla którego mógłbym rozważyć pozostawienie cię przy życiu.
Tetsuya spojrzał na niego z przestrachem. Akashi rozkoszował się tym uczuciem – bo czymże innym mógł od teraz się cieszyć? Kuroko w najpodlejszy ze wszystkich sposobów udowodnił mu, że w przeciwieństwie do Akashiego, Tetsuya nie stawia swojego ukochanego na pierwszym miejscu. Udowodnił mu właśnie, jaki okrutny potrafi być.
Żadna zbrodnia dokonana przez Seijuurou nie mogła równać się z tą, jaką właśnie popełnił Kuroko.
Rozczarowałeś mnie, Tetsuya – westchnął ciężko Akashi, podnosząc z podłogi kurtkę i zakładając ją.- Próbowałem przywołać cię do rozsądku, ale nie pozostawiasz mi wyboru.
Ponieważ dla ciebie istnieje tylko ten jeden! Nie dopuszczasz do siebie w ogóle myśli, że moglibyśmy być kimś innym, niż kochankami, że moglibyśmy...!
Nie będziemy nikim innym – wycedził Akashi, patrząc na niego wściekle. Ledwie powstrzymywał się od uderzenia go, od skręcenia karku jednym zwinnym ruchem.- I nawet nie waż się powiedzieć na głos tego, o czym teraz myślisz. Byłem dla ciebie zbyt łaskawy.- Zabrał łańcuszek z obrączką, zarzucił go na szyję. Jedyna oznaka słabości, jedyna kotwica, jakiej do tej pory się trzymał. Jeszcze jej potrzebował.- Zbyt długo pozwalałem ci żyć, zbyt długo bawiłem się z tobą w kotka i myszkę. Ale koniec z tym. Skoro z tak wielką ochotą mieszasz nasze uczucia z błotem i depczesz po nich, jak po najobrzydliwszym robalu...
Nie, to nie tak, Akashi-kun...!- jęknął Kuroko.
Nie przerywaj mi!- wrzasnął Seijuurou, brutalnie chwytając go za gardło i ściskając.- Minął twój czas, rozumiesz? Od tej pory będę cię ścigał dniem i nocą, nie dam ci nawet chwili wytchnienia, a kiedy cię znajdę, sprawię ci tyle bólu, ile tylko zdołasz znieść, zanim zdechniesz. Dźgnięciem noża będę odpowiadał na każdy twój wdech, a z każdym wydechem będę wyrywał kawałek ciebie. A kiedy już umrzesz? Poskładam cię z powrotem w całość i złożę w trumnie, którą dla ciebie zbuduję. Tylko twoje oczy... Zostawię je sobie na pamiątkę, byś po śmierci mógł patrzeć tylko na mnie.
Akashi puścił jego gardło, a Kuroko zaczerpnął głośno powietrze, krztusząc się własną śliną. Chwycił się za gardło, z przerażeniem próbując odsunąć się od Seijuurou, jednak jego noga uwięziona w gipsie uniemożliwiała mu szybkie poruszanie się. Akashi tymczasem spokojnym krokiem wycofał się, kierując do okna.
Śpij słodko, Tetsuya, i śnij o mnie – powiedział.- To ostatnia noc, kiedy możesz sobie na to pozwolić. Chociaż, kto wie? Może dla ciebie już się ona skończyła.
Po tych słowach wyskoczył przez okno na zewnątrz, w spokojną, cichą noc – w odzwierciedlenie panującej w jego duszy potężnej burzy.

2 komentarze:

  1. Boże taaaak.Tak.Miłość.Kocham ten rozdział.Czekam na next buziakiii

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mogę zebrać słów. Czekam na następny ♡ ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń