[Anarchia] Rozdział dwudziesty pierwszy


    Akashi sam nie wiedział, co powinien myśleć o swoim własnym zachowaniu.
    Leżał na plecach na swoim łóżku, wśród granatowej pościeli i białych miękkich poduszek, jedną z nich oparłszy na swojej klatce piersiowej. Obejmował ją ramionami, lecz nie ściskał. Wpatrywał się w sufit z zamyśloną miną, zastanawiając się, na jaką ciężką chorobę mógł zapaść.
    Czuł się tak bardzo... dziwnie. Wychowywany w eleganckim i bogatym domu, obsługiwany przez służbę, już od piątego roku życia pobierał nauki z licznych dziedzin od różnych mistrzów, a jednak nie potrafił sklecić jednego prostego zdania, opisać swych uczuć, pojąć ich.
    Jego ojciec, szanowany senior Akashi, sam dopilnował, aby jego syn był odpowiednio wykształcony – a dla niego „odpowiednio wykształcony” oznaczało „najlepszy”. Cóż by teraz powiedział, gdyby Seijuurou zdradził mu, iż nie potrafi zrozumieć jedynej osoby, która stała u jego boku od narodzić i stać będzie po dzień śmierci? - samego siebie.
    Sięgnął bezwiednie prawą dłonią po komórkę, która leżała obok niego. Uniósł ją nieznacznie, na tyle tylko, by móc widzieć ekran. Wpisał numer, który dyktowała mu pamięć i nacisnął zieloną słuchawkę, następnie przykładając telefon do ucha.
–    Zakład fryzjerski „Fuji”, w czym mogę pomóc?
    Rozłączył się i odłożył komórkę na to samo miejsce. Przełknął ciężko ślinę, obracając się plecami do niej, przetarł dłonią twarz. Co on wyprawiał, do jasnej cholery? Ile już takich głuchych telefonów wykonał, tylko po to, by usłyszeć głos Kuroko?
    Był największym idiotą tego świata. Niegdyś czuł się jak geniusz, znacznie mądrzejszy od większości społeczeństwa, błyskotliwy i pomysłowy, odnoszący łatwe i szybkie sukcesy. A teraz był głupcem, miotającym się we wnętrzu samego siebie, jakby jego ciało było klatką, w której został uwięziony. Szukał drogi, a droga ta miała być odpowiedzią na jego powtarzające się w myślach pytanie – co się z nim dzieje?
    Mógł poprosić Tetsuyę o jego numer. Przecież miał szansę! Co z tego, że w salonie byli również Sakurai i jakaś klientka? Gdyby zapytał odpowiednio cicho, odpowiednio swobodnym tonem, nikt nie uznałby tego za coś podejrzanego! Przecież to całkiem normalne, że dwoje ludzi, którzy się poznali zupełnie przypadkiem, mogą mieć ochotę poznać się bliżej, prawda? Właśnie w ten sposób nawiązuje się znajomości, przyjaźnie!
    Chciał zbudować z Kuroko relację, poznać go bliżej, ponieważ... ponieważ...
    Akashi zacisnął usta, po czym ze złością odrzucił poduszkę. Ta uderzyła miękko o ścianę i upadła na podłogę niemal bezgłośnie. Przez dłuższą chwilę Seijuurou wpatrywał się w nią ze złością, jakby to ona była wszystkiemu winna. A potem podniósł się i, zabierając ze sobą komórkę oraz portfel leżący na niskim stoliku, ruszył w kierunku korytarza.
    W przedsionku ubrał płaszcz, szalik oraz buty. Sprawdził, czy w kieszeni są kluczyki do auta, po czym opuścił mieszkanie, zamykając drzwi na klucz, i ruszył w stronę windy.
    W Kioto mieszkał w ogromnej posiadłości jego ojca, jednak kiedy tylko usamodzielnił się i wyprowadził do Osaki, zamieszkał w przytulnym, eleganckim bloku mieszkalnym. Kupił nieduże, lecz przestronne mieszkanie, w sam raz dla niego – nie za małe, by nie czuć się jak w klatce, ale i nie za duże, by nie mieć wrażenia, że jest zimne i potęguje uczucie samotności. Akashiemu nieznane było to uczucie – wiedział, czym jest samotność, ale nie przeszkadzała mu ona. Lubił przebywać sam, w pracy miał wystarczająco dużo kontaktów.
    Wyszedł na parking i podszedł do swojego samochodu – czarnej Acury ILX. Na zewnątrz było już ciemno, chociaż było krótko po godzinie szesnastej. Śnieg, który padał kilka godzin wcześniej pozostawił na ziemi puchową warstwę, która skrzypiała cicho pod butami czerwonowłosego.
    Akashi po prawdzie nie był zwolennikiem topienia smutków i problemów w alkoholu, ale tym razem postanowił zaufać przesądom i udać się do baru. Wypije kilka kieliszków, kto wie, może po pijaku zrozumie własne zachowanie? Może zwierzy się jakiemuś innemu pijanemu mężczyźnie, a ten sam znajdzie dla niego odpowiedzi? Powrót do domu będzie ciężki, ale nic się nie stanie, jeśli na jedną noc zostawi auto w mieście, a do mieszkania wróci taksówką.
    Wydawało mu się, że tego właśnie potrzebował.
    Przez jakiś czas krążył po mieście, szukając odpowiedniego lokum. Nie miał ochoty spędzić kilku godzin na piciu w jakiejś brudnej spelunie, preferował czyste i zadbane miejsca, gdzie nawet pijani klienci nie urządzali awantur.
    Wkrótce jeden z budynków przyciągnął jego uwagę. Nad wejściem zawieszono dwa czerwone lampiony ze znakami kanji, oznaczającymi, iż w środku znajduje się bar. Jego nazwa, oznaczająca prawdopodobnie również nazwisko właściciela brzmiała „Sugimoto”. Akashi kojarzył takie bary, zdarzało mu się już bywać w podobnych, dlatego też odnalazł nieopodal wolne miejsce parkingowe i wysiadł z samochodu. Najwyraźniej w okolicy znajdowało się wiele barów, i wiele osób wybrało się na nocną popijawę, ponieważ mężczyzna zmuszony był zaparkować dobrych kilkadziesiąt metrów od baru.
    Cóż, spacer również na pewno dobrze mu zrobi, zwłaszcza, że powietrze – choć zimne i niezbyt czyste ze względu na spaliny samochodowe – wydawało się być zaskakująco rześkie. To z pewnością poprawi nieco stan, kiedy będzie opuszczał bar.
    Ruszył na prawo, w kierunku lokalu. Nie spieszył się, w końcu godzina była wyjątkowo młoda – któż to widział, zaczynać pić już popołudniem? - ale Akashi następnego dnia miał jechać do pracy, więc wolał zacząć wcześniej, skończyć wcześniej i mieć więcej czasu na ewentualne odespanie.
    Czy to przeznaczenie skierowało go tą właśnie ulicą, czy też przypadek – dzień ten miał na zawsze odmienić jego życie.
    Kiedy przechodził właśnie obok jednej z ciemnych bocznych alejek i dostrzegł dwie sylwetki, z początku nie bardzo się nimi przejął. Nieraz już widział zakochane parki, kryjące się po kątach Osaki i ściskające się w takich miejscach jak to. Nie pochlebiał takiego zachowania (czy oni nie mieli domu, albo innego miejsca na obściskiwanie się? Od czego w całej Japonii były Love Hotele?) i miał zamiar pójść dalej, jednak jego spojrzenie przykuł znajomy kolor, który mignął w świetle jednego z lampionów, świecących w ciemności w alejce, nad głowami zakochanych.
    Lecz czy Akashi mógł nazwać ich „zakochanymi”?
    Do jego umysłu prawie od razu dotarło, że widzi Kuroko. Przez tę sekundę czy dwie, kiedy światło lampionu padło na jego włosy, rozpoznał tę czuprynę, a kiedy przyjrzał się szczupłej sylwetce ubranej w ciemnozieloną kurtkę, zrozumiał, że naprawdę widzi Tetsuyę. Poczuł, że jego serce zabiło mocniej na jego widok, lecz zamarło, kiedy przypomniał sobie, że nie jest przecież sam. Spojrzał z niejakim poddenerwowaniem na jego towarzyszkę.
    Bardzo wysoka, znacznie wyższa od niego i... zaraz. Czy kobieta może być tak... mówiąc delikatnie, umięśniona? Żeby nie powiedzieć „napakowana”... Wydawała się wyjątkowo szeroka w ramionach, miała zdecydowanie niezgrabne nogi i...
    Na litość bogów, w jakich kobietach on gustuje?- pomyślał z przerażeniem Akashi, przyglądając się, jak Tetsuya chwyta jej dłonie i przysuwa się, by przytulić się do niej.
    I właśnie wtedy, kiedy Seijuurou przyjrzał się wyraźniej, dostrzegł, iż to zdecydowanie nie były kobiece dłonie – były męskie. A ten, kto przytulał właśnie Kuroko do swojej muskularnej klatki piersiowej, to jego przyjaciel, którego Akashi nie tak dawno widział w salonie.
    Jak on się nazywał?
    „Kagami”?
    Akashi stał nieruchomo u wylotu alejki, zszokowany wpatrując się, jak Kagami nachyla się nad Tetsuyą i składa na jego ustach krótki, lekki pocałunek. Seijuurou poczuł, jak robi mu się gorąco. Wiedział, że powinien ruszyć dalej, schować się, uciec jak najprędzej, zanim ci dwaj go zobaczą, ale...
    Było za późno.
    Kuroko dostrzegł go jako pierwszy, kiedy wraz z Kagamim obrócili się w kierunku głównej ulicy i ruszyli przed siebie. Zwolnił kroku, a jego partner, widząc to, spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami – tymi zabawnymi, podwójnymi brwiami – po czym również spojrzał w tym kierunku. Akashi rozchylił lekko usta, cofając się o niewielki krok i spuszczając wzrok, speszony. Jak powinien się zachować?
–    Znasz go?- usłyszał z daleka głos Kagamiego.
–    To klient... po...- odpowiedź Kuroko była znacznie cichsza, Seijuurou nie był w stanie wychwycić wszystkich słów.
    Usłyszał kroki, a kiedy podniósł niepewnie wzrok zobaczył, że Kagami przechodzi nieopodal niego, przyglądając mu się niepewnie. Skinął głową Kuroko, który w tym czasie podszedł do Seijuurou. Błękitnowłosy uśmiechnął się do niego lekko, odpowiadając tym samym gestem.
    Kagami odszedł, raz jeszcze zerkając na Akashiego. Seijuurou był tak skonsternowany, że nie wiedział nawet, czy wypada mu w ogóle spojrzeć na Tetsuyę, który stanął właśnie przed nim.
–    Dobry wieczór, Akashi-san – powiedział Kuroko. Jego głos nie wyrażał napięcia, jego twarz również. Była spokojna, opanowana, a uśmiech, który mu posłał, nawet jeśli podszyty zakłopotaniem, pozostawał łagodny.- Przepraszam, zapewne czujesz się zniesmaczony.
–    Nie – odparł Akashi, dziwiąc się samemu sobie, że jego głos nie zadrżał, a brzmiał właściwie całkiem szczerze.- Nie, raczej... zaskoczony. Nie spodziewałem się...
–    Takich rzeczy raczej nikt się nie spodziewa – zauważył Kuroko z uśmiechem. Szybko jednak przygasł, a Tetsuya spuścił wzrok na swoje buty.- Czy mogę prosić cię o dyskrecję, Akashi-san? Mój szef wie o mojej orientacji i nie ma nic przeciwko, ale nie chciałbym, aby reputacja jego zakładu upadła ze względu na to, iż preferuję mężczyzn.
–    Sądzisz, że upubliczniłbym taką informację?- Akashiego nieco zabolały jego słowa. Przecież chciał bliżej poznać Tetsuyę, chciał dostać jego numer i spotkać się z nim od czasu do czasu!
    Oczywiście, Kuroko nawet o tym nie wiedział, ale w tej chwili Seijuurou akurat nie przypomniał sobie o tym fakcie.
–    Nie posądzam cię o nic, Akashi-san, ale sam rozumiesz, że muszę mieć to na uwadze – powiedział cicho Kuroko, unosząc spojrzenie błękitnych oczu na jego twarz.- To niewłaściwe z mojej strony, że robiłem coś takiego w miejscu publicznym, ale... to było pożegnanie, więc ciężko mi było... uhm...- Tetsuya podrapał się z zakłopotaniem po głowie, co, ku zaskoczeniu Akashiego, wydawało mu się nader urocze.
–    Zerwaliście?- zapytał nieco zbyt głośno.- Wybacz...- dodał pospiesznie, rozglądając się wokół, jednak w pobliżu na chodniku znajdowali się tylko oni dwaj.- Przepraszam, to nie moja sprawa...
–    Nic się nie stało.- Kuroko pokręcił głową.- I tak, zerwaliśmy. Kagami-kun... cóż, nadal pozostawał moim przyjacielem. Ostatnio non stop się kłóciliśmy, a nie chciałbym popsuć naszych relacji gwałtowniejszym rozstaniem.
–    Rozumiem – mruknął Akashi, przestępując nerwowo z nogi na nogę.- Pewnie ci smutno...- Mężczyzna skarcił się w myślach. Smutno? Powinien był użyć jakiegoś ładniejszego sformułowania, na bogów!
–    Niespecjalnie.- Kuroko uśmiechnął się tym uśmiechem, za którym Akashi tak przepadał.- To była wspólna decyzja. Męczylibyśmy się, gdybyśmy dalej próbowali być razem. Właściwie to mi ulżyło.
    Akashi uśmiechnął się lekko, czując, jak jego serce rośnie w piersi. Dlaczego tak go cieszyło, że Tetsuya nie czuł rozgoryczenia po zerwaniu? Dlaczego w ogóle miał wrażenie, że cieszy się z tego spotkania?
–    M-może...- Niech to diabli, dlaczego tak się jąkał?!- Masz ochotę skoczyć na drinka, Kuroko-san? Właśnie szedłem do „Sugimoto” po przeciwnej stronie...
–    Uhm, bardzo mi miło, ale niestety muszę podziękować – powiedział Kuroko z lekkim zmartwieniem, ale i uśmiechem.- Obiecałem rodzicom, że wpadnę do nich i pomogę wnieść nowe meble do domu.
–    Och, rozumiem.- Akashi pokiwał energicznie głową.- Rozumiem.
    Uśmiech Tetsuyi wydawał mu się podejrzany, zupełnie jakby jakimś sposobem Akashi wywołał w nim rozbawienie. Cóż, to mogło być całkiem normalne, skoro zagrał właśnie pięknego idiotę.
–    Do widzenia, Akashi-san – powiedział Tetsuya, skinąwszy mu z uśmiechem głową i mijając go.
–    Kuroko!
    Seijuurou ugryzł się w język. Nie dość, że zapomniał zwrotu grzecznościowego, to na dodatek w ogóle śmiał go zatrzymać! Z jakiej racji? Po co?! Ale... skoro już to zrobił...
    Tetsuya odwrócił się do niego i spojrzał na niego pytająco.
–    Może dasz mi swój numer?- zapytał Akashi, z niepokojem odkrywając, że jego policzki szczypią. Och, czy on naprawdę musiał zarumienić się właśnie w tym momencie?- Moglibyśmy spotkać się innym razem... gdybyś miał ochotę.
    Kolejny uśmiech Kuroko, jego zerknięcie w bok. Błękitnowłosy podszedł do niego.
–    Oczywiście, Akashi-san – powiedział.- Z wielką chęcią. Czy masz gdzie zapisać?
–    Tak.- Seijuurou przełknął ślinę, by zwilżyć gardło. Wyciągnął z kieszeni komórkę, po czym zapisał numer oraz e-mail podyktowany mu przez Kuroko. Widział, że ten uśmiecha się dziwnie pod nosem, jednak nie śmiał zapytać, co go bawi.
    Przypuszczał, że wie o tym doskonale.
–    W takim razie do zobaczenia, Kuroko-san.- Tym razem pamiętał o zwrocie grzecznościowym.
–    Do widzenia, Akashi-san – odparł Tetsuya.
    Akashi pokiwał głową, uśmiechnął się do niego lekko, po czym ruszył naprzód. Jego serce szalało w piersi i miał wrażenie, że robi mu się słabo, ale trzymał plecy wyprostowane.
    Jest dobrze – powiedział sobie w myślach.- Jest dobrze. Udało ci się, masz jego numer i możecie poznać się bliżej.
    Kiedy tylko dotarł na pasy i wcisnął guzik, aby zmieniła się sygnalizacja świetlna, Akashi sapnął cicho i uderzył się otwartą dłonią w czoło. Co on wyprawia?!
    Instynkt kazał mu odwrócić się i odszukać wzrokiem Kuroko, który szedł w przeciwną stronę. Najwyraźniej był świadkiem tego, jak Akashi uderza się w czoło, ponieważ gdy Seijuurou na niego spojrzał, błękitnowłosy właśnie ze śmiechem odwracał głowę.
    Akashi co prawda nie cierpiał, kiedy ktoś się z niego naśmiewał. Ale akurat w tym przypadku Tetsuya miał powód, a poza tym...
    Jakoś nie przeszkadzało mu, że wywołał u niego ten śmiech. Żałował wręcz, że z tej odległości nie zdołał go usłyszeć.
    Miał wielką nadzieję, że wkrótce się to zmieni.


    Akashi podjechał swoją biało-czarną lancia deltą do siedzącej na asfaltowej drodze postaci. Właściwie ciężko było nazwać tę drogę „autostradą”. Wyglądała jak zwykła prosta droga, niezbyt szeroka, prowadząca przez najprawdziwszą pustynię.
    Przez całą drogę nucił wesoło w nieznanym sobie rytmie. Zawsze popadał w doskonały nastrój, kiedy wspominał jego poprzednie życie z Tetsuyą. Dzień, w którym go poznał, dzień, w którym odważył się w końcu wziąć od niego numer, dzień, kiedy kochali się po raz pierwszy...
    Te dni nie mogły już wrócić. Musiał zabić Kuroko, musiał zabić samego siebie, a w następnym życiu zadbać o to, by Tetsuya nigdy nie poznał prawdy i nie zrujnował wszystkiego.
    Kuroko nawet na niego nie spojrzał, kiedy czerwonowłosy podszedł do niego i spojrzał z beznamiętną miną na leżącego obok trupa. Zakrwawione i wyraźnie połamane, a jednak wciąż zaskakująco pociągające.
    Akashi zacisnął wargi. Ten mężczyzna... Wprowadził Tetsuyę do kanału pełnego dzikich kanibali, kazał mu zeskoczyć do brudnej, płytkiej wody, a teraz? Kuroko był cały ubrudzony i wyraźnie obolały, samochód wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować.
–    Spójrz na siebie – mruknął Seijuurou, przesuwając wzrokiem po Tetsuyi, kiedy wstał i odwrócił się ku niemu. Widział, z jakim niepokojem zerknął na strzelbę, którą Akashi trzymał w dłoniach, jednak rozumiał jego niepokój. Ich umowa mówiła, że Kuroko ma zadzwonić, kiedy zabije Kise. Do tego czasu Seijuurou będzie ścigał go jako ofiarę. Kise był martwy, ale Tetsuya nie zadzwonił.- Wyglądasz jak niesforne dziecko, które dopiero co wróciło z piaskownicy, budząc ubrania, na które miał uważać.
–    To nie była zabawa – wychrypiał Kuroko.
    Akashi nie odpowiedział. Opuścił strzelbę i odwrócił się na pięcie, kierując do auta. Otwierając tylne drzwi, wpatrywał się w Tetsuyę. Rzucił strzelbę na fotele i pochylił się nad nimi, a gdy znów się wyprostował i zamknął drzwi, w dłoniach trzymał butelkę wody. Podszedł z nią do błękitnowłosego i podał mu ją bez słowa.
    Kuroko nie podziękował, nie skinął też głową. Po prostu wziął ją do drżącej ręki, odkręcił zakrętkę i zaczął pić – szybko, łapczywie. Pierwszy haust zmuszony był jednak wypluć, wypłukawszy usta i gardło od piachu.
    Akashi tymczasem sięgnął do paska i wyjął zza pleców pistolet CZ 75B, tak zwaną Ceską Zbrojovkę – o stalowej konstrukcji, z wygodną rękojeścią w kolorze ciemnego brązu. Wycelował ją w głowę Kise i strzelił. Jeden raz, drugi, trzeci.
–    Wystarczy...- jęknął słabo Kuroko, ocierając usta wierzchem dłoni. Akashi wypalił jednak po raz kolejny, i jeszcze jeden.- Akashi-kun, wystarczy, on już nie żyje!- To mówiąc, błękitnowłosy podszedł do niego i chwycił go za rękę, unosząc ku górze.
–    Ten imbecyl naraził cię na niebezpieczeństwo – wycedził Seijuurou, wbijając w niego spojrzenie dwukolorowych oczu – złotego i czerwonego.
–    Ty narażasz mnie na nie codziennie!- odgryzł się Kuroko, puszczając go i odsuwając się na krok.
–    Zginąć z mojej ręki, a z ręki jakiegoś idioty, to zupełnie inna sprawa – stwierdził czerwonowłosy, jednak zabezpieczył i schował broń do kabury umieszczonej na pasku z tyłu.
–    Skąd w ogóle wiesz, że to jego wina?- mruknął Tetsuya.
–    Domyślam się – odparł.- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że postanowiłeś zabić go w tak widowiskowy sposób? Nie powinienem ci zaliczać tego „zadania”, bo z pewnością nie przyłożyłeś do tego ręki, ale Kise ostatecznie wyzionął ducha, a to przemawia na twoją korzyść.
–    Nie mów o tym w ten sposób – powiedział cicho Kuroko.
–    Nieważne, jak to nazwę, ważne, że właśnie załatwiłeś sobie dwa dni urlopu, czyż nie?- Seijuurou uśmiechnął się do niego zdawkowo.- Istnieje spora szansa, że umrę z tęsknoty za tobą. Pewnie byś sobie tego życzył, co?
    Tetsuya przez chwilę patrzył w jego oczy, a potem westchnął tylko i spojrzał w kierunku samochodu, którym przyjechał Seijuurou.
–    Mówiłeś coś o suchych ubraniach – wymamrotał.
–    Wiedziałem, że nie.- Akashi uśmiechnął się szeroko, wyraźnie zadowolony. Odwrócił się i podszedł do auta, by otworzyć ponownie te same tylne drzwi za kierowcą.- Przywiozłem ci nawet wygodne buty, całą apteczkę lekarską i nową broń, skoro ta stara jest już bezużyteczna.
    Seijuurou przyglądał się Kuroko, kiedy ten podchodził bliżej, obserwując go nieufnym spojrzeniem. Uśmiechnął się możliwie jak najłagodniej, by dodać mu otuchy, gestem zachęcił, by zajrzał do wnętrza auta. Na fotelu o beżowym obiciu ułożył w schludną kostkę świeże ubrania znalezione w mieście oraz puchaty ręcznik. Stwierdził, że przyda się Kuroko, skoro rzucił się do tamtego ohydnego basenu w fabryce. Oprócz tego znalazł również wygodne adidasy, a także zdobył białą apteczkę z naklejonym czerwonym krzyżem, pod którym Akashi namalował czarnym markerem duże serce.
–    Widzisz, jak o ciebie dbam?- zapytał cicho Seijuurou, przysuwając się do niego i nachylając odrobinę. Przymknął oczy, czując znajomy zapach jego włosów i skóry. Wargami niemal dotykał szyi, miał wrażenie, że czuje dreszcz, jaki Tetsuya zapewne teraz poczuł. Błękitnowłosy odwrócił ku niemu głowę, ich spojrzenia się spotkały. Akashi wpatrywał się w niego, unosząc nieznacznie brew i czekając na jakieś miłe podziękowanie – najlepiej w postaci pocałunku.
    Widział, jak Kuroko powoli opuszcza wzrok niżej i wbija spojrzenie błękitnych oczu w zawieszony na szyi Akashiego rzemyk z obrączką. To była typowo męska obrączka, czarna z dwoma srebrnymi liniami, położonymi do siebie równolegle. Seijuurou kupił mu ją jakiś czas po tym, jak od dostał taką samą od Kuroko. Jego tkwiła jednak na serdecznym palcu lewej ręki. Ta, którą miał zawieszoną na szyi należała do Tetsuyi.
    Kuroko przełknął ślinę, odwracając się i sięgając po ręcznik. Przysunął go do siebie, a następnie zaczął ściągać przemoczoną i brudną koszulkę. Akashi tymczasem oparł się obok o samochód, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i przyglądając mu się z uśmiechem.
–    Musisz tu stać?- mruknął Kuroko, odrzucając bezużyteczną część ubrania za siebie.
–    No wiesz, kryję cię przed ewentualnymi gapiami – odparł niewinnie Seijuurou, kontemplując wzrokiem umięśniony tors Tetsuyi.
–    Jest tu tylko jeden, stoi obok mnie – westchnął tamten, odpinając pasek spodni.
–    Dobrze, że dałem ci nową broń – zauważył Seijuurou z rozbawieniem.- Możesz go zastrzelić.
    Błękitnowłosy nie odpowiedział. Pozbył się już butów i skarpetek, teraz przyszła kolej na spodnie i bieliznę. Akashi chłonął wzrokiem jego ciało, mogąc teraz skupić się na przyrodzeniu, które tak wiele razy miał w ustach – i w samym sobie.
    Ile by dał, by przed zabiciem Kuroko raz jeszcze się z nim kochać...
    Właściwie, czemu by go nie zgwałcić?- zastanowił się, marszcząc lekko brwi i pochylając lekko głowę, by zerknąć na pośladki Tetsuyi.- Raz przed śmiercią i raz po, żeby sprawdzić, jak to będzie z jego trupem...
–    Jeśli chcesz, możemy wrócić po twoją torbę z ubraniami – powiedział Akashi, odpędzając od siebie niewłaściwe myśli.- Widziałem, że leży gdzieś tam.- Ruchem głowy wskazał kierunek.
–    Nie ma sensu – stwierdził Tetsuya.- Musiałbym je prać i potem suszyć, a to strata czasu.
–    Masz pieniądze?
    Kuroko, nim zdjął poprzednie spodnie, wyjął z ich kieszeni zniszczoną komórkę oraz równie zniszczony, obdarty portfel. Zajrzał teraz do niego, by przekonać się, że jego zawartość nie jest w najlepszym stanie.
    Akashi odepchnął się plecami od samochodu i przeszedł na miejsce pasażera z przodu. Otworzył schowek, po czym wyciągnął z niego biało-złotą kartę.
–    W Fukushimie jest pięciogwiazdkowy hotel, to jest klucz do apartamentu numer pięćset cztery. Zarezerwowałem go na swoje nazwisko i opłaciłem na te dwa dni. Możesz tam jechać i wypocząć, ale do niczego cię nie zmuszam. Wpadnij tam jednak w wolnej chwili, bo jeszcze dzisiaj wyślę ci pod ten adres nowy telefon i kartę kredytową.
    Tetsuya popatrzył na biało-złotą kartę i wziął ją z wahaniem do ręki, zerkając na Akashiego. Przez chwilę przyglądał się jej, a potem westchnął ciężko i pokręcił głową.
–    Skończmy to, Akashi-kun – poprosił, patrząc na niego błagalnie. Seijuurou miał wielką ochotę westchnąć z irytacją i wywrócić oczami. Jak długo Kuroko będzie się tak przed nim korzył?- Po co to wszystko? Po co po raz kolejny dajesz mi szansę, by odpocząć, by za chwilę znów zacząć mnie ścigać? Po co w ogóle jest ta cała zabawa w kotka i myszkę?
–    Co zrobisz, jeśli przestaniemy?- Seijuurou spojrzał na niego z góry.- Co wtedy będzie?
–    Uch...- Kuroko pokręcił bezradnie głową, wzruszając ramionami.- Co ma być, to będzie, niech się dzieje, co chce...
–    Prawda jest taka, że jeśli przestanę, to postanowisz się ustatkować – przerwał mu Akashi.- Nieważne, czy z kobietą, czy z mężczyzną. Będziesz chciał rozpocząć normalne życie, takie, jakie mieliśmy rozpocząć my, zanim wszystko zepsułeś.
–    To nie była moja wina – jęknął Tetsuya, jeszcze mocniej kręcąc głową.
–    Ja byłem gotów poświęcić dla ciebie wszystko. Ale ty dla mnie nie.
–    Dobrze wiesz, że nie mogłem tego zrobić – wyszeptał Kuroko, zamykając oczy.- I ty też nie powinieneś, Akashi-kun. Proszę, dajmy sobie z tym spokój! Jeśli tak bardzo nie chcesz, żebym był z kimś innym, to przysięgam ci, że będę sam do końca życia, nie zwiążę się z nikim...!
–    Już teraz zdarzają ci się jednorazowe przygody – zauważył Seijuurou.
–    To nie były przygody, tylko przymus!- zaprzeczył Kuroko.- Po to, żeby ocalić własną skórę przed tobą!
–    Nie obchodzi mnie to.- Akashi wzruszył ramionami.- Nie obchodzi mnie nic i nikt. Prócz ciebie, Tetsuya. Ale ty tego nie doceniasz. Ja zaś nie pozwolę, by miał cię ktokolwiek inny. Rozmawialiśmy na ten temat już wiele razy.
–    Nie dajesz mi szansy... Zapewniam cię, że będę żył sam, mogę nawet mieszkać na odludziu...!
–    Temat skończony.- Akashi znów mu przerwał.- Jeśli nie chcesz zaproponować mi popełnienia romantycznego wspólnego samobójstwa, to możesz już odejść. Ale jeśli chcesz, mogę też odwieźć cię do Fukushimy, żebyś nie marnował swojego pierwszego dnia na mozolnej pieszej wędrówce po autostradzie.
    Wcześniej przez telefon Akashi zaproponował mu co prawda, że da mu samochód z pełnym bakiem, ale ponieważ Tetsuya nieco zirytował go błaganiem o zaprzestanie ścigania go, czerwonowłosy zmienił zdanie.
    Kuroko westchnął ciężko, zrezygnowany. Przełknął ślinę, jeszcze przez chwilę patrząc na Seijuurou z nadzieją.
–    A jeśli powiem, że cię kocham...?- zapytał cicho.
    Akashi milczał przez chwilę, a następnie przysunął się o krok do Kuroko, ujął w dłonie jego twarz i pocałował go, wsuwając język do jego ust. Pieszczota ta nie miała w sobie ani krzty gwałtowności, ale nie była też delikatna – pozbawiona romantyzmy, ale również przepełniona uczuciem.
    Kiedy Seijuurou oderwał się od warg Kuroko, spojrzał mu głęboko w oczy, a potem pochylił się nad nim powoli i, z ustami tuż przy jego uchu, wyszeptał mu cicho:
–    Nie potrzebuję twoich zapewnień, Tetsuya. Wiem, że mnie kochasz. I wiem również, że nigdy, nieważne co by się działo – nie przestaniesz.

3 komentarze:

  1. *histeryczny pisk chorej psychicznie nastolatki*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego oni nie mogą być razem T~T

    ~Rin Akashi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O co zakład ze Seijuuro był płatnym zabójcą?

      ~R.A.

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń