Akashi zastanawiał się, w którym momencie uświadomił sobie, jak bardzo Kuroko okręcił go sobie wokół palca. Kiedy zniewolił go, podporządkował sobie, uczynił go w pełni zależnym od Tetsuyi.
Stał przed piętrowym budynkiem, który przed wojną był zapewne modnym domem w stylu angielskich Tudorów. Spiczasty dach o ciemnych dachówkach, ściany z grafitowej cegły poprzetykane jaśniejszymi, wysokie okna. W kuchni znajdującej się na tyłach domu paliło się światło. Jeszcze przez chwilę widać było poruszający się za firanką cień, ale teraz zniknął.
Seijuurou wsunął do ust cukierka o smaku pomarańczy. Obszedł już cały dom i upewnił się, że nie czeka na niego żadna niechciana niespodzianka. Przy okazji swojej wycieczki znalazł przy niedużej szopie bardzo ładną siekierę, która wpadła mu w oko. Miał swojego colta, ale jeśli Momoi będzie miała ochotę się zabawić, z chęcią odłoży na bok broń palną.
Wyglądało na to, że Satsuki była sama. Dziwne, że ufała Akashiemu do tego stopnia, iż nie postanowiła sama się zabezpieczyć. Seijuurou przecież nie musiał wcale przychodzić sam. Mógł zatrudnić kogoś do pomocy.
Cukierek powoli roztapiał się w jego ustach. Smak z początku jakby skurczył jego kubki smakowe, ale to dziwne uczucie po chwili minęło i teraz mógł rozkoszować się słodkim smakiem. Lubił te cukierki. Kuroko kupił je kiedyś bez okazji, bo w mieszkaniu nie mieli żadnych słodkich przekąsek, a on miał na jakąś ochotę.
Raz nawet Tetsuya podczas gry wstępnej wsunął jednego do swojego pępka. Seijuurou świetnie się bawił podczas wyciągania go stamtąd językiem.
Teraz Akashi uśmiechnął się pod nosem na to wspomnienie. Ruszył wolnym krokiem w kierunku drzwi prowadzących do kuchni, trzymając się cieni drzew. Kiedy dotarł na miejsce, postawił między swoimi nogami siekierę i położył wolną dłoń na klamce. Miał dwie opcje: albo powoli otworzyć drzwi, by nie narobić hałasu – jeśli nikogo Momoi wyszła z kuchni, nie będzie wiedziała, że Akashi przybył na miejsce, zaś jeśli tam siedzi, zauważy powolny ruch klamki – albo otworzyć drzwi gwałtownie i zaryzykować hałas, ale zyskać szansę na zaskoczenie tej małej dziwki.
Seijuurou zastanowił się przez chwilę, spoglądając beznamiętnie na księżyc. Właściwie to nie zależało mu na zaskoczeniu jej. Z chęcią da jej trochę czasu na wymierzenie z ewentualnej broni i cierpliwe czekanie, aż drzwi się otworzą.
I tak zamierzał się z nią długo zabawiać.
Wybrał więc tę pierwszą opcję – powoli naciskał na klamkę, wyczuwając ją i pilnując, by nie skrzypiała za bardzo. Dom może i nie był stary, ale wojna także i na nim zacisnęła swoje palce, a tej części Tokio jeszcze nie odbudowano.
Klamka zaskrzypiała, ale tylko trochę. Seijuurou trzymał się na uboczu, tuż za framugą. Ewentualne naboje z łatwością przebiją drewniane drzwi, ale z murowaną ścianą i cegłami będą miały już problem. Nie chciał być przypadkiem postrzelony.
Puścił klamkę po chwili, która wydawała się dla niego całą wiecznością. Nie był pewien, co Momoi chciała zrobić Kuroko i trochę obawiał się o jego życie – które przecież należało do Akashiego – lecz nie mógł się przecież zbytnio spieszyć.
Drzwi uchylały się kolejną wieczność, podczas gdy on odsunął się na bezpieczną odległość, prawie przytulając do siebie swojego colta. Miał go odbezpieczonego, a palec trzymał na spuście – gdyby mu się omsknął, strzeliłby sobie w podbródek. Niemądre posunięcie, ale Akashi zawsze na siebie uważał.
Raz kozie śmierć – pomyślał, po czym przeskoczył na drugą stronę framugi, zerkając do dobrze oświetlonej kuchni.
O dziwo, była pusta. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Seijuurou wychylił się nieznacznie zza framugi, broń trzymając w pogotowiu. Kiedy powoli przekraczał próg kuchni, wyciągnął ją przed siebie i uważnym wzrokiem wodził dookoła, po omacku sięgając po siekierę, którą zostawił za progiem.
Kuchnia była duża i elegancka: duże płytki w mlecznym kolorze, odznaczone czarną fugą, ściany również wyłożone były płytkami: prostokątnymi, przed wojną zapewne białymi, teraz zaś brudnymi do tego stopnia, ze ciężko było określić kolor. Niegdyś stylowe szafki z ciemnego drewna teraz były jakby osmolone; kilka z nich miało naderwane drzwiczki, inne wcale ich nie miały. Wszystkie ustawione były pod ścianami, pośrodku zaś stał stół z krzesłami. Na ladzie jednej z szafek, obok zlewu stała deska z na wpół pokrojonymi warzywami.
Akashi powstrzymał się od pogardliwego prychnięcia.
– Tetsuya nie lubi marchewek, pieprzona landryno – mruknął cicho pod nosem, powoli przesuwając się dalej, z wciąż wyciągniętą przed siebie bronią.
Z kuchni prowadziły dwie pary drzwi, obie na coś wyglądającego jak korytarz. Seijuurou już chciał skręcić na lewo i przebadać teren, kiedy nagle po prawej stronie od schodów dobiegł do przeraźliwy wrzask, który rozniósł się niemal echem po całym domu i wstrząsnął ciałem Akashiego.
Tetsuya. To Tetsuya krzyknął, nie było innej możliwości.
Seijuurou zacisnął zęby i zbliżył się powoli do przejścia po prawej. Wąskie schody w środku prowadziły do piwnicy, a tam, w ostrym świetle zwisającej z sufitu żarówki, zobaczył dwie sylwetki: jedna leżała na plecach, poruszając bezwiednie lewą nogą i wyraźnie próbując wydostać się spod siedzącej na nim drugiej sylwetki – to była Momoi.
Akashi stanął na najwyższym stopniu akurat w momencie, gdy Satsuki pochyliła się nad Tetsuyą i pocałowała go.
Gniew wezbrał w nim niczym fala podczas sztormu. Ledwie powstrzymał się przed zbiegnięciem po schodach i urąbaniem jej głowy.
Dobrze, że wziął tę siekierę.
Schował colta za pas spodni i zaczął ostrożnie schodzić po schodach, cicho, cichuteńko, nie wydając przy tym nawet najmniejszego dźwięku: buty nie stukały, ubrania nie szeleściły. W dłoniach dzierżył siekierę i im niżej schodził, tym szerzej się uśmiechał, wyobrażając sobie odwracającą się w ostatniej chwili Momoi, jej zaskoczenie malujące się na ścianie... i zastygające na wieczność. Właśnie w tym momencie odrąbie jej głowę, zachowa to uczucie na jej obleśnej mordzie i powiesi trofeum w jego i Tetsuyi domu – najlepiej w pokoju błękitnowłosego.
Dopasuje wystrój do jego trumny.
– Och... jestem taka podniecona, Tetsu-kun – mówiła właśnie Momoi, poruszając biodrami i ocierając się ciałem o krocze Kuroko. Akashiemu mina zrzedła na ten widok, wykrzywił twarz w grymasie obrzydzenia.- Naprawdę, nigdy wcześniej żaden mężczyzna tak na mnie nie działał! Powinniśmy postarać się teraz o dziecko...- wymruczała, unosząc się nad nim i sięgając dłonią do jego krocza. Ścisnęła je lekko w słabym odzwierciedleniu mocnego, kurczowego uścisku dłoni Akashiego na trzymanej przez niego siekierze.- Czuję, że dasz mi córkę, Tetsu-kun. Możemy ją nazwać Riko! Och, czyż to nie idealny moment na jej poczęcie? Teraz, kiedy właśnie rodzi się między nami potężna miłość...- Kobieta jęknęła cicho, rozkosznie, odpinając guzik jego spodni oraz rozporek.- Tak bardzo chcę cię w sobie poczuć, Tetsu-kun... Obiecuję, że dam ci wszystko... wszystko, czego tylko...
Seijuurou zszedł na ostatni stopień i z wypisanym na twarzy mordem zamachnął się na oprawcę Kuroko.
Ostrze prześlizgnęło się płynnie w powietrzu, ale nie trafiło celu i Akashim aż szarpnęło. Cofnął nogę, łagodząc impet zamachu i zachowując wyprostowaną sylwetkę. Nie upadnie. Nawet się nie zakręci wokół własnej osi, nie przed tą dziwką, która w tak ordynarny sposób próbowała uwieść jego miłość.
– Proszę, proszę.- Akashi przybrał łagodny ton głosu, nie chcąc po sobie poznać, jak bardzo był wkurwiony.- Nie sądziłem, że jesteś taka zwinna.
Momoi znajdowała się teraz kilka metrów od niego, kucając przy ziemi niczym zdziczałe zwierzę. W dłoni, oparty o betonową posadzkę, trzymała kij baseballowy.
Akashi miał czas, by rozeznać się w sytuacji. Kobieta była półnaga, a kij, który trzymała, najwyraźniej wcześniej posłużył jej do skrzywdzenia Kuroko – wyglądał koszmarnie. Ubranie i włosy miał w nieładzie, błękitne oczy były jakby zamglone, dłoń bezwiednie położył na prawym udzie.
Ale to nie w udo uderzyła go Momoi, prawda?
– A... Aka... shi...- wystękał Kuroko. Seijuurou nie odwracał wzroku od Momoi, jednak przysunął się do ukochanego. Chciał mu powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że jego bohater już tu jest i może odpocząć, może przyglądać się spektaklowi, który dla niego zagra.
Ale najpierw musiał się upewnić.
Przycisnął but do prawej kostki Kuroko.
– AGHHH!
– Złamana – stwierdził spokojnie.- Tak też myślałem.
Zajebię cię – dodał w myślach pod adresem Momoi, uśmiechając się do niej jak prawdziwy dżentelmen.
– Ty sukinsynie...- wyjąkał z płaczek Kuroko, drżąc na całym ciele.
– To nie ja ci ją złamałem – zauważył Akashi, spoglądając na niego beznamiętnie. Nie mógł pokazać Satsuki, jak bardzo mu na nim zależy. Nie mógł udowodnić jej, że Tetsuya jest jego jedynym słabym punktem.
Bardzo, bardzo słabym.
– Skąd wiedziałaś, że za tobą stoję?- zapytał nonszalancko, po czym uśmiechnął się jak do niegrzecznej córeczki.- Zszedłem tutaj cichutko jak myszka.
– Kobieca intuicja robi swoje – odparła spokojnie Momoi, odrzucając z ramienia długie różowe włosy i odpowiadając uśmiechem.- Więc to ty jesteś Akashi. Przyznam szczerze, że nie tego się spodziewałam.
– Czyżbym ubrał się niestosownie?- Akashi spojrzał po sobie, udając zmieszanie.
– Och, wyglądasz nader elegancko – stwierdziła Satsuki, kiwając głową.
– Dziękuję.- Akashi uśmiechnął się skromnie i przesunął spojrzeniem wokół. Naga żarówka u sufitu. Betonowa posadzka. Wyglądający żałośnie Tetsuya, przywiązany długim łańcuchem do grubej rury. Będzie musiał go odrąbać. A może odrobię mu stopę? Będzie przyjemniej.- Widzę, że urządziłaś mojemu chłopakowi całkiem przytulne lokum. A ten łańcuch i pomysł z połamaniem nóg... wow. Żałuję, że sam na to nie wpadłem pół roku temu, kiedy zacząłem ścigać Tetsuyę.
– Zawstydzasz mnie – mruknęła Momoi.- To tobie należą się oklaski za tak znakomity pomysł na to, w jaki sposób owinąć sobie Tetsu-kun wokół palca.
To on owinął sobie mnie wokół palca – pomyślał Akashi z odrobiną goryczy.- Już dawno, dawno temu.
– Gdyby go rozpowszechnić, ludzie zapomnieliby czym w ogóle jest zdrada – dodała Satsuki.
– Och.- Akashi uniósł dłoń do policzka w przesadnie skromnym geście.- Czy zacząłem się już rumienić? Skoro już przy pochlebstwach jesteśmy, to muszę ci się przyznać, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki zabiłaś Riko i jej chłopaka. Szczerze?- Seijuurou nachylił się lekko ku niech i, zerknąwszy na Kuroko, wyszeptał konspiracyjnie:- Wykorzystałem go parę razy na znajomych Tetsuyi.
– Hahah...- Momoi zaśmiała się cicho, niemal szaleńczo.- Naprawdę byłaby z nas dobrana para, Akashi... Gdybym nie oddał już serca Tetsu-kun.
Seijuurou musiał stłumić w sobie odruchy wymiotne.
– I wice wersa – westchnął, unosząc ramiona w geście bezradności.- Nawet teraz moglibyśmy być przyjaciółmi. Gdyby nie fakt, że posunęłaś się o krok za daleko.
– Masz na myśli jego kostkę? Chciałam upewnić się, że nie ucieknie, kiedy będę cię zabijać. Musi widzieć, jak bardzo go kocham. Kiedy już pokroję cie na kawałki i...
– Och, ależ o czym ty mówisz?- Akashi machnął lekceważąco dłonią.- Stojąc na górze czekałem na to, aż złamiesz drugą. Ale zamiast tego upuściłaś kij i właśnie wtedy zrobiłaś coś, co...- Seijuurou zacmokał, kręcąc głową.- No, mówiąc łagodnie, nie spodobało mi się.- Wbił w nią spojrzenie.- Pocałowałaś go.
Momoi uśmiechnęła się, rozbawiona, a uśmiech ten zbudził w Akashim kolejne fale gniewu. Niech tylko ją dorwie... Skoro nie będzie mógł mieć jej zaskoczonej mordy na odrąbanej głowie, wytnie sobie jej usta i przyszyje do jej dupy, a w ich miejsce przytwierdzi wargi sromowe.
Och, tak. To będzie zabawne.
– Tak właśnie zrobiłam – potwierdziła tymczasem Satsuki.- Zdążyłam nawet dotknąć jego członka. Jest taki cieplutki, że już tęsknię za jego dotykiem. Mogłeś zostać na górze i przyglądać się, jak go ujeżdżam.
– Wygląda na to, że ze szpitala psychiatrycznego wyszłaś mocno niedopieszczona.- Akashi uśmiechnął się zimno, gniew rozpalał jego ciało, prawie zaczął się trząść.- Za mało miałaś tam kutasów?
Najwyraźniej tymi słowami trafił w czuły punkt. Ledwie powstrzymał pełen radości okrzyk, kiedy zobaczył, jak uśmiech znika raptownie z twarzy Momoi, a w jej oczach błyska wrogość. Palce zacisnęła na rękojeści kija baseballowego aż pobielały jej knykcie.
– Masz tupet, żeby z taką swobodą wspominać gwałconej kobiecie o tym, co jej robiono – wycedziła.- Czyżbys był jednym z tych, który mnie tam rżnął? Przykro mi, ale nie pamiętam wszystkich twarzy.
Och, tak. Tak, właśnie tak. W Akashim wzbierała radość, czysta euforia. Jeszcze trochę, niech gniew ją rozsierdzi, niech rzuci się na niego, niech rozpoczną najbardziej dziką i niebezpieczną walkę, jakiej zazna w życiu.
– Hmm, niestety...- Akashi uśmiechnął się szeroko, patrząc na nią wielkimi oczami.- Pocięłaś na kawałki tę, którą lubiłem rżnąć.
Jego słowa zadziałały na Momoi niczym czerwona płachta na byka. Zupełnie nagle rzuciła się na niego, zamachując kijem i krzycząc wściekle, wręcz dziko. Akashi cofnął się o krok, odparowując uderzenia tępym końcem siekiery.
– Wiedziałam! Wiedziałam!- wrzeszczała Momoi.- Wiedziałam, że ta dziwka niczego się nie nauczyła i dawała się każdemu rżnąć! To wszystko jej wina! Zasłużyła na to! Mogłam wepchnąć jej tamten nóż w pizdę i gwałcić ją, tak jak to lubiła! Zdychaj, skurwielu! ZDYCHAJ!
Akashi roześmiał się, szczęśliwy. Nareszcie dopiął swego, nareszcie wkurwił ją bardziej niż ona jego! Niech wrzeszczy, niech próbuje go uderzyć, zatłuc, rozwalić czaszkę tym nędznym patykiem, którym wymachiwała jak dziecko.
Czy Seijuurou doprowadził ją do takiego stanu, bo obawiał się, że na trzeźwo będzie walczyć logicznie? Nie. Akashi chciał, żeby Momoi atakowała go dziko, zwierzęco. By używała pierwotnych instynktów.
Tak, jak on.
– Zdychaj, zdychaj, zdychaj, zdychaj, zdychaj w końcu! Niech Tetsuya zobaczy, jak mocno go kocham, niech zrozumie, że tylko ja jestem w stanie go uratować, że nawet jego Akashi nie kocha go tak bardzo...!
Akashi zacisnął usta. Tego było za wiele.
– Dosyć – powiedział spokojnie.
Chwycił mocno oburącz siekierę, blokując cios kija, a kiedy Momoi w szale znów się zamachnęła, uniósł nogę i odepchnął ją stopą. Kobieta uderzyła plecami o ścianę, a wtedy Akashi zbliżył się błyskawicznie i machnął siekierą, odrąbując jeden nadgarstek i mocno naruszając drugi.
– AAAAGGHHH!- Satsuki wrzasnęła przeraźliwie głośno, piskliwie, upadając na kolana. Jej dłoń wylądowała obok z przyjemnym dla ucha mlaśnięciem. Seijuurou spojrzał z pogardą na Momoi i kopnął ją z całej siły, powalając na ziemię. Wylądowała na plecach, z płaczem, przerażona wpatrując się w swoją pozbawioną dłoni rękę.- AAAAHH!!!
– Mogłem wysłuchiwać twoich bredni o tym, że jakoby kochasz Tetsuyę – zaczął spokojnie Akashi, stając nad nią w rozkroku.- Ale twoje twierdzenie, że kochasz go bardziej niż ja? Nonsens.
– AAAAHHH!
– Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak nieograniczone są nasze uczucia?- zapytał łagodnym tonem, przekraczając jej ciało i pewniej chwytając siekierę. Nie przejmował się tym, że kobieta krzyczy tak głośno, iż zapewne nie rozumie jego słów.- Pozwól, że wyjaśnię ci to, przy okazji ćwicząc mięśnie ramion.
Wrzask Satsuki jeszcze bardziej się wydłużył, kiedy Akashi, zamachnąwszy się, skrócił jej rękę do łokcia.
Zepsuła mu całą zabawę. Trudno. Załatwi to szybciej, niż planował.
– Po pierwsze, wiem o nim wszystko – westchnął ciężko, prostując się. Jego strój był zbryzgany odrobiną krwi, nawet na twarzy pojawiło się kilka kropel.- I mówiąc „wszystko”, mam na myśli dosłownie „wszystko”. Przeanalizowałem jego życie od początku do końca, od samych narodzin aż po dzień dzisiejszy. Znam każde jego przykre wspomnienie i wiem o każdej chwili, w której skakał ze szczęścia. Znam każdy powód, przez który płakał i każdy moment, w którym myślał, że ma wszystkiego dość i chce zabić albo siebie, albo kogoś.- Akashi zamachnął się i odrąbał kolejny kawałek ciała Momoi, tym razem po sam bark. Musiał wykonać trzy cięcia, by przeciąć kości.- Twarde kurestwo – mruknął do siebie pod nosem, czując jak mięśnie ramion dają o sobie znać.- Wiem, co lubi i czego nienawidzi, wiem, co ugotować mu na obiad, kiedy ma zły humor i co upiec, gdy ma dobry. Do cholery, gdybym się postarał, mógłbym nawet odczytywać z ruchów jego ciała, kiedy musi iść za potrzebą do łazienki! Nie możesz więc mówić, że kochasz go bardziej niż ja - warknął, marszcząc gniewnie brwi. Przetarł ramieniem policzek, czując łaskoczące krople krwi, zamieniające się w pojedyncze strumyczki.- Po drugie, jestem gotów zrobić dla niego wszystko. Kiedy chodziło o problemy w domu, czy pracy, zawsze mu pomagałem. Kiedy mnie potrzebował, natychmiast zjawiałem się obok. Pieniądze? Żaden problem, byłem gotów pożyczyć w każdej chwili, byłem gotów spełnić każdą jego zachciankę, wystarczyło, że powiedział choćby słowo, lub wskazał mi to palcem, a już to miał!- Seijuurou ponownie się zamachnął, tym razem celując w prawe kolano. Znów dwa uderzenia, zaczynał się męczyć, dyszał coraz głośniej.- Byłem zdolny nawet do tego, by schować własną godność w buty i od czasu do czasu stawać się pasywną stroną w łóżku. Pewnie tego nie zrozumiesz, ale dla takiego mężczyzny jak ja, w innej sytuacji nie byłoby to łatwe. Ale pozwalałem, żeby we mnie wchodził, w takiej pozycji, jakiej tylko zapragnął, prosiłem nawet, żeby dochodził we mnie, albo spuszczał się na moją twarz. Do diabła, ujeżdżałem go tak wiele razy, że gdybyś jakimś cudem zdołała go dosiąść, swoim marnym „talentem” rozbawiłabyś go do łez!- zaśmiał się, odrąbując drugą nogę. Nie zauważył, że Momoi już dawno przestała krzyczeć, a jej martwe spojrzenie i skrzywiona w groteskowym przerażeniu twarz zwrócone były w bezruchu ku sufitowi.- Nie możesz mi więc mówić, że kochasz go bardziej niż ja! Po trzecie, Tetsuya od początku odwzajemniał moje uczucia. Wyznałem mu miłość jako pierwszy, ale nie kazał mi nawet długo czekać za odpowiedzią! Nie widziałaś, jak na mnie patrzył, nie czułaś jak drżał niecierpliwie, kiedy go dotykałem, nie czułaś jego słodkich i namiętnych pocałunków. To on jako pierwszy na naszej randce wziął mnie za rękę, to on zawsze pierwszy przytulał się do mnie... Łaknął mojej bliskości, rozumiesz?- Kolejne machnięcia siekierą, kolejne zalane czerwienią groteskowe kawałki. Zapach stęchlizny w piwnicy został całkowicie zamaskowany przez charakterystyczną woń krwi. Akashi stał nad zmasakrowanymi zwłokami Momoi, patrząc na nią z góry zimnym wzrokiem i uspokajając oddech.- Nie możesz mówić, że kochasz go bardziej niż ja, ponieważ własną miłością sprawiłem, że Tetsuya pragnął i kochał tylko mnie. Nie ma w ogóle takiej opcji, by pokochał jakąś chorą psychicznie dziwkę, która od samego początku widziała w nim tylko substytut dziewczyny, którą kochała.- Akashi otarł powoli twarz rękawem, wpatrując się w nieruchomą twarz Satsuki.- I w końcu po czwarte... Nie możesz mówić, że kochasz Tetsuyę bardziej niż ja... Ponieważ zabiłem każdego, kto mógł kochać go choć odrobinę.
Mocny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńTroszkę, ale tylko troszeczkę, brakło mi tu retrospekcji :( Ale! Cudownie jest patrzeć na to wszystko oczami Akasza *.*
OdpowiedzUsuń