[Anarchia] Rozdział dwudziesty szósty



Akashi obudził się samotnie.
Kiedy otworzył powoli oczy i zamrugał, pozbywając się resztek cudownego snu z powiek, spojrzał przelotnie na osłonięte beżowymi zasłonami okno, przez które prześwitywał blask poranka. Westchnął przeciągle. Coś rwało lekko w lędźwiach i minęła krótka chwila nim oprzytomniał i przypomniał sobie, dlaczego czuje się zmęczony i spełniony jednocześnie. 
Kuroko?- wymamrotał cicho, chociaż widział, że błękitnowłosego nie ma wśród pościeli, ani w najbliższym otoczeniu.
Seijuurou uniósł się na łokciach. Był nagi od pasa w górę, miał na sobie jedynie bieliznę i spodnie z cienkiego materiału pożyczone od Tetsuyi – pasowały na niego idealnie. Puchowa kołdra zaszeleściła, kiedy mężczyzna odsunął ją na bok i podniósł się z futonu. Przetarłszy dłońmi twarz, boso wyszedł z salonu połączonego z sypialnią i zajrzał do kuchni.
Tetsuya siedział przy stole, już ubrany. Na głowie miał największy bajzel z włosów, jaki Akashi kiedykolwiek widział w swoim życiu – błękitne pasma układały się dosłownie we wszystkie strony, niektóre wywinęły się na spód jakby pragnęły imitować jednobarwną tęczę. Kuroko siedział przy niedużym stole, z uniesioną do ust filiżanką z kawą i książką w drugiej dłoni. Dmuchał lekko na obłoczek pary unoszący się nad naczyniem, nie odwracając wzroku od lektury, jednak kiedy usłyszał Akashiego, spojrzał na niego i odłożył książkę.
Dzień dobry – powiedział.
Dzień dobry – odpowiedział Seijuurou, uśmiechając się do niego lekko. 
Zabawne, ale nie czuł się ani trochę skrępowany tą chwilą. Przypuszczałby raczej, że po nocy pełnej takich wrażeń – wrażeń z drugim osobnikiem płci męskiej – będzie przynajmniej trochę zakłopotany, ale nie. Czuł się dobrze.
Nawet bardzo dobrze.
Napijesz się kawy, Akashi-kun?- zapytał Kuroko.
Sam się obsłużę, jeśli nie masz nic przeciwko – powiedział Seijuurou, już namierzywszy spojrzeniem dzbanek z kawą. Spojrzał na szafki wiszące na ścianach, próbując odgadnąć, w której z nich znajdzie dla siebie filiżankę.
Nad kuchenką po...- zaczął pomocnie Tetsuya, podczas gdy Akashi w tym samym czasie otworzył szafkę znajdującą się nad kuchenką po prawej stronie. Trafił. Za jego plecami Kuroko skrył uśmiech za własną filiżanką, upijając łyk kawy.
Seijuurou poczęstował się aromatycznym naparem. Usiadł naprzeciwko błękitnowłosego, zerkając na okładkę książki, której czytanie przerwał po jego wejściu. Była to powieść historyczna, którą sam również przeczytał jakiś czas temu.
Uśmiechnął się lekko.
W lodówce jest śmietanka, a tu masz cukier, gdybyś chciał.- Kuroko podsunął mu cukierniczkę.
Piję czarną i gorzką – odparł Akashi.
Obawiam się, że zapomniałem zrobić wczoraj zakupów, więc na śniadanie mogę zrobić co najwyżej gofry, albo naleśniki...
Nie musisz się dla mnie kłopotać, choć, oczywiście, jeśli chcesz zrobić dla siebie śniadanie, to z chęcią ci pomogę – stwierdził Akashi.- Ja i tak nie jestem głodny.
Kuroko pokiwał głową, upijając łyk swojej kawy. W jego błękitnych oczach Seijuurou dostrzegał iskierkę rozbawienia.
Jak się czujesz?- zagadnął go Tetsuya.
Doskonale – odparł.- Nie mam na co narzekać. A ty?
Dawno nie spałem tak dobrze... i krótko – dodał, uśmiechając się pod nosem.
Seijuurou prawie obrósł w piórka, słysząc zalotny ton w głosie Tetsuyi. To znaczy, że podołał wyzwaniu, tak? Kuroko był zadowolony z ich spotkania, z ich zbliżenia. Być może nawet był gotów na coś więcej...?
Akashi otrząsnął się z trwającego kilka sekund zamyślenia, po czym uśmiechnął się mimowolnie niczym pochwalony dzieciak. Upił łyk kawy, obserwując znad filiżanki kawy Tetsuyę, ten zaś odwzajemniał jego spojrzenie. 
Doszedłeś do jakichś konkluzji tej nocy, Akashi-kun?
Wydaje mi się, że tak – odparł ostrożnie czerwonowłosy.- Ale, prawdę mówiąc, nie zwykłem wysnuwać definitywnych wniosków pod wpływem chwili. Na razie jestem trochę... jakby to powiedzieć? Zauroczony... ostatnimi wydarzeniami?- Uśmiechnął się, trochę speszony.- Nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle. Nie tylko ode mnie zależy, jak potoczy się dalej nasza znajomość.
To prawda.- Kuroko skinął głową.- Lepiej przemyśleć wszystko na spokojnie, teraz, kiedy już wiesz, jak to mniej więcej wygląda.
A czy ty, Kuroko...
Moją opinię już znasz – przerwał mu łagodnym tonem, uśmiechając się do niego lekko.- Wyraziłem ją chyba jasno tej nocy.
Akashi wpatrywał się w niego w milczeniu, chłonąc spojrzeniem każdy centymetr jego twarzy. Był taki piękny, taki... jasny. Życie Seijuurou było kolorowe, ale składało się raczej z głębokich kolorów – głębokiej czerwieni, zieleni, brązu... wszystko w jego życiu było poukładane, stonowane, posortowane. Tylko Kuroko zdawał się być jaskrawą plamą, pięknym błękitem na tle wszystkich ponurych i smętnych barw, tak bardzo się na nich odznaczających.
Czy mogę do ciebie zadzwonić pod wieczór?- zapytał cicho.
Oczywiście – odpowiedział Kuroko.- Ale po dwudziestej pierwszej, gdybym mógł cię prosić. Wtedy już będę po pracy, mam dziś popołudniową zmianę.
Praca.
Akashi poczuł się tak, jakby dostał obuchem w głowę. Jak można zapomnieć o czymś tak ważnym? Przecież dzisiaj powinien być od rana w pracy, powinien odbierać telefony, prowadzić spotkania, sprawować pieczę nad personelem i codziennymi transakcjami...
Dyskretnie rozejrzał się po kuchni, szukając zegara. Jak długo spali? Nadia zapewne już się do niego dobijała. Czy to przypadkiem nie dzisiaj miał podpisać kontrakt ubezpieczeniowy z jakąś piosenkarką?
Mimo lekkiej paniki, nie dał po sobie poznać, że cały się spiął. Zresztą i tak wkrótce przestał się przejmować swoim spóźnieniem. Wypadki chodzą po ludziach, czyż nie? Do tej pory był sumiennym dyrektorem firmy, zawsze na czas, zawsze wszystko miał dopięte na ostatni guzik. To, że jeden jedyny raz się spóźni, to przecież nic złego.
Był dyrektorem, do cholery. Mógł zrobić sobie wolne nawet w tej chwili, wystarczył jeden SMS do Nadii, i tyle.
Lepiej spędzić jeszcze trochę czasu z Tetsuyą i...
Masz ochotę na powtórkę?- wypalił, nim zdążył ugryźć się w język.
Kuroko zakrztusił się swoją kawą. Odsunął od siebie filiżankę, pospiesznie zasłaniając usta i kaszląc. Kiedy Akashi już chciał poderwać się z krzesła i poklepać go po plecach, Tetsuya uniósł dłoń, powstrzymując go. Kasłał jeszcze przez chwilę, po czym spojrzał na Seijuurou błyszczącymi oczami.
Przepraszam...- wychrypiał.
To ja przepraszam, nie powinienem był...- zaczął pospiesznie Akashi.
Trochę za długo czekałem, aż zapytasz.
Seijuurou urwał w pół zdania, siedząc w bezruchu z rozdziawioną gębą. Kiedy teraz się nad tym zastanowił, rzeczywiście od dłuższego czasu Kuroko siedział w milczeniu, nie unosząc filiżanki do ust – zupełnie jakby oszczędzał napój, by mieć pretekst do siedzenia tu z Akashim.
Do jasnej cholery, przecież gapił się na niego! Seijuurou miał ochotę uderzyć się w czoło przez swoją głupotę, gdyż nie dostrzegł tak prostego znaku.
Ale Kuroko najwyraźniej nie miał mu tego za złe – już dawno wyszedł z kuchni, ciągnąc Seijuurou za rękę.

Akashi pędził co sił w nogach.
Był na siebie taki wściekły! Tyle razy dostał nauczkę, tyle razy przekonywał się, że kogokolwiek Kuroko dobierał sobie za towarzysza w ucieczce, zawsze kończyło się to dla niego fatalnie: czasem tylko prostym wykorzystaniem, jak kradzież czy gwałt, ale zdarzały się też bardziej niebezpieczne przypadki.
Z tych ostatnich na całe szczęście zawsze zdążał go ratować. Z tymi pierwszymi bywało różnie, choć ostatecznie i tak każdy oprawca Tetsuyi ginął od noża Akashiego – nigdy od broni palnej. Wszystkich, którzy za bardzo zbliżyli się do Tetsuyi, czekał ten sam los: owolna śmierć, którą czerwonowłosy rozkoszował się długimi minutami, czasem nawet godzinami, dając przy okazji czas Kuroko, by trochę odpoczął.
Seijuurou odnajdywał przyjemność w cięciu tych, którzy skrzywdzili jego ukochanego. To były tylko krótkie chwile, podczas których patrzył im w oczy i zadawał pytania, wymieniał zbrodnie, których dopuścili się na Kuroko.
Zaczęło się od byłych chłopaków Tetsuyi. Jak mogli go dotykać? Jak mogli uprawiać z nim seks, całować go, przytulać, troszczyć się o niego? Potem rodzina. Jak śmieli twierdzić, że go kochają? Jak mogli twierdzić, że im na nim zależy? Czy czynili wszystko dla jego dobra? Wychowywali go sumiennie? Przyjaciół również zabił. Przyjaciół od siedmiu boleści. Szczyt bezczelności, uważać się za przyjaciela Kuroko, skoro pomagali mu tylko wtedy, gdy widzieli w tym zyski, albo kiedy mieli taki kaprys. Wysłuchiwali go? Nie. Wspierali go? Nie. Służyli radą i ciepłym słowem, przyjaźnili się z nim bezinteresownie?
Nie.
To były gnidy, podstępne kanalie, których Akashi musiał się pozbyć. Tylko Seijuurou był dla Tetsuyi tym jednym, prawdziwym: był jego chłopakiem, jego rodziną, jego przyjacielem. Był wszystkim, czego było mu trzeba.
Wkrótce jego lista zaczęła drastycznie maleć. Minęły dwa miesiące, trzy... i nie było już nikogo do ukarania. Zaczął więc karać tych, których posądzał o drobnostki – zwykłych znajomych z różnych miejsc pracy, ze szkoły. Ten kiedyś wyłudził od Tetsuyi pieniądze, ten go popchnął, ten niesłusznie zrzucił na niego winę za własne przewinienie.
A kiedy ci się skończyli, pozostali już tylko przypadkowi – handlarz na rynku, który kiedyś zmieszał w jego reklamówce dwie odmiany jabłek i policzył wszystkie w cenie tych droższych; prostytutka, która nachalnie próbowała zaciągnąć go do łóżka; urzędnik, który stwierdził cicho pod nosem, że jest upierdliwy; ekspedientka, która źle wydała mu resztę; zwykły dzieciak, który śmiał się z koloru jego włosów.
I jeszcze wiele innych. W późniejszych czasach przeplatali się z tymi, których Kuroko poznał w czasie ucieczki, których prosił o pomoc. Ci, którzy chcieli go przelecieć w ramach podziękowania, cierpieli później najgorsze męki. 
Wystarczyło, że choćby zamienili z nim słowo. Przypadkiem go dotknęli. Trochę za długo na niego patrzyli.
Akashi Seijuurou był mordercą. 
Akashi Seijuurou był psycholem.
Akashi Seijuurou wiedział o tym.
Wpadł do wysokiego szarego bloku, drzwi wejściowe z hukiem trzasnęły o ścianę. Zaciskając mocno usta, czerwonowłosy pognał schodami w górę, na poddasze. Wiedział, że Kuroko się tu zatrzymał. Ale jakim cudem umknął mu fakt, że towarzyszyła mu kobieta? 
Nie znał Momoi osobiście. Widział ją może raz w życiu w towarzystwie Riko, a potem już tylko w gazetach. Była niska i bardzo ładna, miała długie różowe włosy i hipnotyzujące, piękne oczy. Nie dało jej się nie zauważyć.
Jak mógł być taki głupi? Jak mógł nie dostrzec jej, skoro była tuż pod jego nosem, tuż obok Kuroko? Widział go przecież dzisiaj na mieście, śledził go... czy była wtedy z nim? Nie pamiętał...
A teraz ona miała go w garści – ich obu, właściwie. Dlaczego uczepiła się Kuroko? Czego od niego chciała? Dlaczego wmówiła mu, że Riko żyje? Czy do tego stopnia zwariowała, że pomieszały jej się wspomnienia, czy może oszukiwała Tetsuyę z pełną premedytacją?
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?!
Ah!- Z jednego z mieszkań wyszedł jakiś wysoki, chudy i pomarszczony starzec.- Kim pan je-...?!
Jego twarz pobladła jeszcze zanim Akashi się do niego zbliżył. Jego bladoniebieskie oczy poszerzyły się w przerażeniu jeszcze zanim Seijuurou skręcił mu kark. Być może biedak sądził, że widzi samego diabła – ubranego w strój koloru moro, z płomiennymi czerwonymi włosami, jednym tej samej barwy okiem, drugim zaś złotym. 
I z przekrzywioną w nieludzkim grymasie wściekłości twarzą.
To był szybki i mocny ruch – nie było to wcale takie łatwe jak na filmach, trzeba było nie lada siły i wprawy, a przede wszystkim szybkości, ponieważ mięśnie szyi zawsze mogły stanowić opór. Akashi jednak posiadał już niemałe doświadczenie. Przekręcił kark starca, nie nasłuchując nawet znajomego trzasku pękających kości. Odwrócił wzrok od pomarszczonej twarzy i odepchnął od siebie opadające bezwładnie ciało. Gdy te upadło na posadzkę, Seijuurou znajdował się już w połowie na najwyższe piętro.
Drzwi były uchylone, spomiędzy nich sączyło się jasne pomarańczowe światło. Akashi wyciągnął zza pasa Colta 1911 Rail Gun, jego ulubiony. Kopniakiem odepchnął drzwi, jednocześnie wymierzając bronią we wnętrze. Drewno uderzyło o ścianę i odbiło się od niego z hukiem, ale niezbyt mocno. 
Akashi wszedł do środka bez zbędnych ceregieli, nieostrożny, praktycznie odsłonięty. Pomieszczenie nie było duże; ledwie starczyło miejsca na spanie i swobodne poruszanie się, a jedyne drzwi wewnątrz prowadziły do bardzo malutkiej łazienki. 
Nikogo tu nie było. 
Oczywiście, prychnął w myślach Seijuurou, opuszczając z wolna broń.
Rozejrzał się, szukając śladów, jak wprawny myśliwy. Rozrzucona pościel, na łóżku torba Kuroko. Podszedł do niej i zajrzał do środka. Znalazł w niej ubrania Kuroko, jego broń, pieniądze, do połowy pełną butelkę wody, słuchawki i ładowarkę. Przejrzał je dokładnie, ale wiedział, że oszukuje sam siebie: nie znajdzie tu przecież pamiątek po Akashim. Obrączkę, którą Seijuurou mu kupił, nosił on sam na łańcuszku przewieszonym na szyi. Własną, tę od Kuroko, miał oczywiście na palcu. W torbie nie było żadnych ich zdjęć, żadnego przedmiotu, który przypominałby Tetsuyi wspólnie spędzony z Akashim czas.
Nic, co by przypominało mu największą miłość jego życia.
Seijuurou zacisnął usta. Wrócił do przeszukiwania obu pomieszczeń, ale nic więcej nie znalazł. Były ślady użytkowania niektórych rzeczy przez kobietę – pobrudzona szminką umywalka, pozostawiony na półce obok wanny szampon o zapachu róż.
Nigdzie nie było telefonu Kuroko. Skoro wcześniej Tetsuya tak nagle umilkł, to na pewno nie on zabrał go ze sobą. Najwyraźniej zrobiła to sama Momoi – czyżby chciała skontaktować się z Akashim, jakoś go zaszantażować?
Seijuurou zastanowił się nad tym, próbując odgadnąć zamiary tej małej dziwki. Nigdy nie zamienił z nią nawet słówka, nawet z Riko niewiele rozmawiał. Oczywiście, chodzili razem do liceum, więc miał z nią jako takie kontakty, czasem jej coś wytłumaczył, czasem siedzieli razem na stołówce, ale poza tym byli tylko znajomymi. Nigdy nie tknął Aidy, nawet mu się szczególnie nie podobała. 
Nie mógł czymkolwiek podpaść Momoi, więc to nie o szantaż chodziło. O samego Kuroko? Ale Tetsuya też jej przecież wcześniej nie znał, nie mógł. Satsuki zamknięto w psychiatryku jako nastolatkę, później przeniesiono ją do oddziału dla dorosłych. Zdaje się, że była o tym wzmianka w gazecie...
Akashi zagryzł paznokieć kciuka, wodząc wściekłym spojrzeniem po otoczeniu. Jak ma odnaleźć Kuroko? Znał go doskonale i był w stanie przewidzieć jego następne kroki, ale teraz, kiedy podejmowanie decyzji nie należało do niego, ciężko było zgadnąć, dokąd zabrała go Momoi.
Musiał się spieszyć.
Opuścił budynek, nie widząc sensu zostawać w nim dłużej. Przeszukał dokładnie zarówno poddasze, jak i korytarze. Nic, kompletnie nic. Cholerna szmata nie zostawiła po sobie żadnego śladu, żadnej wskazówki – nawet jeśli wydawać by się mogło, że chce się bawić w kotka i myszkę.
Seijuurou już wcześniej dobijał się do Kuroko, ale bezskutecznie. Teraz, kiedy znalazł się na ulicy, znów sięgnął po komórkę i wybrał numer do Tetsuyi.
Ku jego zaskoczeniu, sygnał został przerwany i w słuchawce usłyszał melodyjny kobiecy głosik:
Halo halooo? Czy to Akashi-sama~?
Seijuurou zatrzymał się w półkroku, wpatrując się gniewnie w widoczną przed nim główną, oświetloną latarniami ulicę. Zmierzch już zapadł, księżyc wznosił się wysoko na niebie, a powietrze zrobiło się ciężkie i zimne.
Będzie przymrozek – przeszło mu przez myśl.
Witaj, Satsuki – powiedział, siląc się na swobodny ton.- Wygląda na to, że zabrałaś mojego chłopaka na przejażdżkę.
Och, tak, zabrałam mojego chłopaka na przejażdżkę – potwierdziła. Akashi uśmiechnął się nieprzyjemnie.- Wiesz, Akashi-kun, Tetsu ostatnio dużo mi pomagał, i ja jemu też pomagałam! To bardzo nieładnie z twojej strony, że próbujesz go zabić! Postanowiłam więc wziąć go pod swoją opiekę!- oznajmiła radosnym tonem. Zaraz potem rozległo się ciche mlaśnięcie, jakby wypuszczała z ust lizaka. Akashi jednak wyobraził sobie coś innego, i aż zagotował się w środku.
Moja droga, piękna Satsuki – zaczął powoli i pozornie spokojnie, lecz jego głos ociekał jadem.- Japonia to taki duży, wspaniały, pełen atrakcji plac zabaw. Bądź tak miła i wypierdalaj z mojej piaskownicy, bo zaczynam tracić cierpliwość.
No, no, no.- Głos Momoi zmienił się w okamgnieniu. Teraz był zimny, poważny i stanowczy, sprawiał wręcz wrażenie niebezpiecznego.- Uważaj, w jaki sposób odzywasz się do damy, Akashi-kun, inaczej nie będę chętna ci pomóc.
Pomóc?- Seijuurou uniósł brew.- Aż płonę z ciekawości, by dowiedzieć się, w czym takim miałabyś mi pomóc, dziecko.
Momoi roześmiała się wdzięcznie, choć dla Akashiego brzmiało to wyjątkowo obrzydliwie.
Proponuję ci małą randkę, Akashi-kun – powiedziała.- Tylko ty, ja i Tetsu-kun. Bez żadnego oszukiwania, haczyków i szantażu: podam ci dokładny adres, powiem nawet, jak dojechać do nas z tego starego, obleśnego bloku, w którym zapewne szukałeś teraz Tetsuyi.
Po co ta zabawa?- spytał Akashi, ledwie hamując irytację.- Nie możesz po prostu zostawić mojej zabawki w spokoju? 
Nie – odparła spokojnie.- Bardzo spodobała mi się twoja. Nie będę próbowała cię oszukać fałszywymi zapewnieniami, że mam zamiar zabić Tetsu-kun: to się nie stanie. Kocham go i mam zamiar założyć z nim rodzinę...- Chwila ciszy i westchnienie.- Jak tylko oprzytomnieje. Problem w tym, że stoisz mi na drodze, Akashi-kun. Wiem, że sobie nie odpuścisz i będziesz ścigać zarówno Tetsu-kun, jak i mnie, dlatego właśnie chcę to załatwić szybko. Po co tracić czas na zbędne kłótnie i walki, skoro możemy się tym zająć w ciągu niespełna trzydziestu minut?
Tylko takie są twoje warunki?- mruknął beznamiętnie Akashi.- Podasz mi adres, ja przyjadę, zabiję cię, zabiorę Tetsuyę ze sobą... i to wszystko?
Hmm...- W jej głosie dało się wyczuć uśmiech.- Oczywiście, możesz na to liczyć.
Zgoda.- Akashi wzruszył obojętnie ramionami. Nie obawiał się podstępów. Nawet jeśli była to zasadzka i po przyjeździe Seijuurou zastanie na miejscu choćby setkę żołnierzy, poradzi sobie.
Zawodowiec? Skąd.
Wrodzony talent, ot co.
Świetnie – stwierdziła Momoi, jej pogodny ton wrócił najwyraźniej do łask.- Masz kajecik i ołówek pod rączką? Nie chciałabym, żebyś zabłądził, złociutki.
Bez obaw – powiedział spokojnie Akashi, wpatrując się w obłoczek pary, wydobywający się spomiędzy jego warg.- Zapamiętałem każde słowo z naszej rozmowy i zapamiętam każde kolejne. Będziemy potem mieli z Tetsuyą co wspominać.
Przecież chcesz go zabić – zauważyła przesłodzonym tonem.
Nigdy nie czytałaś „Hamleta”?- Seijuurou uniósł sceptycznie brew, po czym udał, że popełnił gafę:- Ach, wybacz. Ty już siedziałaś w psychiatryku, kiedy go omawialiśmy. 
Obiecuję, że nadrobię zaległości – wycedziła Momoi.- Wyryję igłą ulubione cytaty na twoim trupie.
Och, aż się zarumieniłem – westchnął z zimnym uśmiechem Akashi.- To pod jaki adres mam dostarczyć przesyłkę?
Momoi rozłączyła się zaraz po tym, jak podała adres, nie żegnając się. Wypowiedziała go tak szybko, że Seijuurou zdawało się, iż kobieta ma nadzieję, że mężczyzna jednak go nie spamięta, albo coś pomyli i ostatecznie nie dotrze do nich, czy też opóźni przyjazd, dając jej więcej czasu na przygotowania oraz szansę na drwienie z Akashiego.
Ale on zapamiętał wszystko bezbłędnie.
Pogładził swojego colta pieszczotliwym gestem, po czym ruszył wzdłuż ulicy, przyglądając się mijanym autom.
Jak powiedziała sama Momoi, jechał na randkę z Tetsuyą.
Nie mógł przyjechać byle czym.


3 komentarze:

  1. Oj, Momoi, skończysz w kawałeczkach. Ale nadal mam straszne de ja vú co do tej historii ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przecież to się wszystko zdarzyło już D: Tylko teraz opisuje to oczami Akashiego

      Usuń
  2. W sumie to nie wiem co myśleć. Mam mieszane uczucia do co Akashiego. W Cierniach podobał mi się bardzo, teraz trochę mniej w sumie.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń