– Dowiedziałeś się czegoś?- Kise podszedł do Kuroko niedługo po tym, jak błękitnowłosy zakończył rozmowę z Akashim. Z przedniego fotela cadillaca, na którym siedział Ryouta, mężczyzna widział wyraźnie, jak jego towarzysz powoli opuszcza telefon i, skrzyżowawszy ręce na piersiach, stoi w bezruchu w miejscu.
Tetsuya drgnął nerwowo, kiedy blondyn stanął obok niego. Wciąż był oszołomiony i nieco otępiały z powodu propozycji, jaką wysunął Seijuurou. Znał samego siebie i wiedział, że nie jest w stanie zabić człowieka dla własnej korzyści – mógł uczynić to jedynie w samoobronie – a jednak przerażało go, iż przez bardzo krótki moment rozważał w głowie coś tak potwornego.
Przecież uciekał przed Akashim od sześciu miesięcy. Początkowo nie było tak ciężko, udawało mu się skryć tu i tam nawet na dwa, trzy tygodnie, ale i tak strach przed odnalezieniem spędzał mu sen z powiek. Był zestresowany i zmęczony, tracił swoje siły, podczas gdy Seijuurou w nie rósł.
Akashi bardzo, bardzo szybko się uczył. Nie minęły trzy miesiące a on już wprawił się w odgadywaniu miejsc pobytu Kuroko. Podczas gdy z błękitnowłosym było coraz gorzej, on czuł się coraz lepiej.
Teraz Tetsuya zdążył już nieco przywyknąć... Ale właśnie ze względu na to rozpaczliwie szukał sposobności ku temu, by uwolnić się od swego Łowcy, nieważne na ile czasu.
To nie była ich pierwsza umowa...
A jednak pierwsza, która zakładała, że Kuroko dokona brutalnego morderstwa.
– Ciągle nas szuka – westchnął ciężko Tetsuya w odpowiedzi na pytanie Kise. Potarł dłońmi zmarznięte ramiona; jego kurtka znajdowała się w torbie, równie mokra, co pozostałe jego ubrania.- Musimy się pospieszyć.
– Cadillac nie nadaje się do użytku.- Ryouta odgarnął z czoła splątane kosmyki włosów, które zaczęły już schnąć.- Poszukam dalej, ale najpierw przydałyby nam się jakieś suche ubrania. Chodźmy do mojego znajomego, na pewno coś dla nas skołuje...
– Nie ma na to czasu, Kise-kun!- wykrzyknął z irytacją Tetsuya, ciskając mu złe spojrzenie.- Akashi-kun wie o tym złomowisku i jestem pewien, że już tutaj idzie! Jeśli martwisz się o to, że się przeziębisz, to zostań tu sobie, ale ja nie mam takiego zamiaru! Choćbym miał zasuwać pieszo, znikam stąd czym prędzej.
– Skoro wie, to chyba powinien już tu być, no nie?- mruknął Kise, niezbyt zadowolony, że mężczyzna unosi na niego głos. Przecież dopiero co mu pomógł, w dodatku został postrzelony! No, nie było to nic poważnego, ale jednak miał wrażenie, że to swego rodzaju poświęcenie. Nie wymagał wiele, liczył tylko na odrobinę wdzięczności.
– On już taki jest – westchnął ciężko Kuroko, odwracając się i ruszając w stronę cadillaca, gdzie zostawił swoją torbę.- Uwielbia to robić, uwielbia grać w kotka i myszkę! Najpierw mnie ściga, a kiedy ocieram się o śmierć i już prawie ma mnie na muszce, zmienia zdanie i udaje, że popełnia błąd!
– A-ale przecież dwa razy cię postrzelił...- Ryouta nic z tego nie rozumiał.
– Wszystko zależy od jego humoru – wyjaśnił niecierpliwie Tetsuya, zarzucając sobie torbę przez ramię.- Dzisiaj właśnie ma taki, że chce mnie oszczędzić. Dlatego nie od razu za nami ruszył. Pewnie dopiero teraz zaczyna schodzić z terenu tej fabryki, czy co to tam było...
– Zaczekaj, Kurokocchi!- Kise chwycił go za ramię, kiedy ten już ruszał przed siebie szybkim krokiem, chcąc jak najszybciej opuścić złomowisko.- Nie licząc południowej strony, z której przyszliśmy, złomowisko jest otoczone dosłownie pustkowiem. Nie znajdziesz nic, prócz autostrady, która ciągnie się przez dziesiątki kilometrów. Jeśli chcesz tak iść w upale, to proszę bardzo, ale na pustej drodze prędzej czy później on cię dogoni.- Mówiąc „on”, Kise skinął znacząco głową w kierunku wzgórza porośniętego drzewami.- Nie możesz wiedzieć, czy nie użyje samochodu, prawda?
– Jesteśmy na złomowisku, Kise-kun – jęknął cicho Kuroko, łapiąc się za głową i zaciskając bezradnie oczy.- Nawet jeśli kiedyś były tu w miarę sprawne samochody, to na pewno już je zabrali!
– Daj mi trochę czasu, na pewno mi się uda – powiedział twardo Kise, patrząc Tetsuyi prosto w oczy.
– On już tu idzie, Kise-kun...
– Wiem, ale ja będę szybszy!- Blondyn uśmiechnął się pewnie, a potem pospiesznym krokiem ruszył przed siebie, rozglądając na obie strony w poszukiwaniu wyglądającego na sprawny samochodu.- W tamtym cadillacu, na tylnym siedzeniu, są dwa baniaki do paliwa i wężyk! Postaraj się zebrać trochę paliwa, na pewno nam się przyda!
Kuroko przez chwilę stał ze zrezygnowaną miną, oglądając się za Ryoutą, a potem niechętnie odwrócił się i, przeczesując wzrokiem las, ruszył w kierunku cadillaca.
W istocie, dwa puste baniaki leżały na tylnym siedzeniu, obok nich zaś zwinięty gruby wężyk o nierówno uciętych końcach. Tetsuya raczej bez większego entuzjazmu wziął je do ręki i zerknął na deskę rozdzielczą, by odszukać odpowiedni wskaźnik. W cadillacu nie było ani kropli paliwa.
Z westchnieniem wycofał się z auta i znów ruszył drogą, zaglądając do każdego mijanego wozu, wciąż dla pewności obserwując wzgórze. Jego serce nie raz podskakiwało mu do gardła, kiedy wydawało mu się, że między licznymi drzewami dostrzega podejrzany ruch. W większości były to jednak zwykłe złudzenia, spowodowane poruszanymi przez wiatr liśćmi – raz dostrzegł także jakieś zwierzę, prawdopodobnie młodą sarnę.
Kuroko w końcu udało się znaleźć samochód, którego bak w niewielkiej części wciąż wypełniony był paliwem. Przyklęknął na jednym kolanie, otworzył klapkę, po czym ostrożnie wsunął przez otwór biały wężyk. Cieszył się, że nie jest on w żadnym ciemniejszym kolorze, ponieważ dzięki temu, przytykając usta do drugiego końca i mocno wciągając powietrze, mógł obserwować, jak płyn przesuwa się ku górze. A kiedy był już wystarczająco blisko, miał czas na to, by odsunąć usta i przytknąć koniec wężyka do baniaka.
Oczywiście, z racji tego, że czynność tę musiał powtarzać dopóty, dopóki łatwo było „wyciągać” paliwo, mimo wszystko czuł odrobinę jego nieprzyjemny smak. Krzywił się za każdym razem, kiedy na nowo przytykał usta do wężyka, spluwał śliną przy każdym kolejnym odsunięciu się. W końcu udało mu się napełnić cały baniak, a także drugi, w jednej czwartej.
Właśnie wtedy odnalazł go Kise.
– Och, tu jesteś!
Kuroko drgnął, zakrętka do baniaka wyleciała mu z dłoni. Sapnął cicho, a potem spojrzał na Ryoutę z pytaniem w oczach. Blondyn oparł się o maskę mercedesa, z którego Kuroko spuszczał paliwo. Uśmiechał się szeroko, wyraźnie zadowolony z siebie.
– Znalazłem dla nas wymarzone auto!- oznajmił.
– Naprawdę?- zdziwił się błękitnowłosy, unosząc sceptycznie brwi. Chociaż robił to, co polecił mu towarzysz, raczej wątpił, iż uda mu się odnaleźć zdatny do jazdy samochód.
– Aha!- Kise rozpromienił się i wskazał kciukiem na lewo, skąd przyszedł.- Prawie na samym końcu tej drogi stoi całkiem nowe audi z dwutysięcznego siódmego roku. Co prawda rozebrali mu tylne siedzenia, ale przednie zostawili oba, a w dodatku w baku jest trochę paliwa. Widzę jednak, że udało ci się też trochę zebrać, więc tym lepiej dla nas! Dzięki temu zajedziemy dalej.
– Jeśli trochę ponad sześć litrów rzeczywiście zrobi jakąś różnicę, to na pewno – mruknął Tetsuya, zakręcając drugi baniak i podnosząc się z klęczek. Spojrzał w kierunku lasu.- Zmywajmy się stąd, Kise-kun.
Ryouta skinął jedynie głową, również zerkając w tamtą stronę. Nim Kuroko zorientował się, co blondyn zamierza zrobić, ten podkradł już pełny baniak i ruszył drogą, uśmiechając się pod nosem. Tetsuya mógł jedynie wywrócić oczami. Nie rozumiał, dlaczego bez względu na to, kogo spotkał, zawsze sądzono, iż nie ma wystarczająco sił, by brać się za cięższe rzeczy.
Tak się akurat składało, że w ciągu tych sześciu miesięcy nabrał nieco krzepy.
Samochód, do którego doprowadził ich Kise, w rzeczywistości prezentował się wręcz luksusowo – nawet pomimo wielu rys na całej jego długości, grubej warstwy brudu i, tak jak wspomniał Ryouta, braku tylnego siedzenia. Kuroko niezbyt dobrze znał się na samochodach, jednak rozpoznał charakterystyczne logo audi: połączone ze sobą cztery koła. Według krótkiej informacji, jaką po drodze podał mu blondyn wynikało, że było to dokładnie audi A8.
– To aż grzech, wozić się takim autem w tych czasach – mruknął Kuroko niezbyt głośno, nie licząc nawet na to, że Ryouta go usłyszy. Jednak blondyn, który zajmował się właśnie dopełnianiem baku zebranym przez Tetsuyę paliwem, spojrzał na niego z uśmiechem i odparł:
– Jeśli byśmy je umyli, to rzeczywiście ludzie patrzyliby na nas z zazdrością. Ale póki jest brudne i zakurzone, a w dodatku brakuje mu nie tylko siedzeń, ale i radia, to raczej wszyscy zorientują się, że zabraliśmy go ze złomowiska.
– Ciekawe, czy oddano go już w takim stanie, czy dopiero mieszkający tu ludzie pozbawili go siedzeń – zastanowił się, spoglądając w kierunku, z którego przyszli, bowiem na stercie złomu dostrzegł jakiegoś starszego, brodatego mężczyznę oraz dziewczynkę, którą widział wcześniej.- Dużo ich tutaj?
Kise spojrzał na niego, nie do końca rozumiejąc, lecz podążając za jego wzrokiem i dostrzegając dwoje osobników, wzruszył ramionami.
– Pewnie koło trzydziestu, może czterdziestu. To złomowisko jest teraz jednym z bezpieczniejszych miejsc. To otwarta przestrzeń, nie ma sklepów z żywnością, o którą trzeba walczyć, kanibale również się tutaj nie zapuszczają. Czyhają tu jednak inne niebezpieczeństwa, jak choćby sam złom. Jeśli osunie się na ciebie coś ciężkiego, pomocy lekarza nie otrzymasz, a jeśli się zranisz żelastwem, to też raczej nieciekawie. Wszystko jest tu zardzewiałe i brudne, może wdać się zakażenie.
– Tak jak i w twoją ranę – zauważył słusznie Kuroko, spoglądając na niego.- Powinniśmy znaleźć w następnym mieście aptekę i zaopatrzyć się chociaż w wodę utlenioną, albo proszki na ranę, czy chociaż piankę.
Kise przygryzł lekko wargę, spoglądając na swój opatrunek na prawym ramieniu.
– Twój przyjaciel dobrze strzela – zauważył.- Mimo wszystko znajdowaliśmy się w odległości i byliśmy cały czas w ruchu, ma dobry cel.
– On ma wszystko dobre – westchnął Tetsuya, a po chwili zarumienił się, zdawszy sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Kiedy zerknął na Kise, ten przypatrywał mu się z zainteresowaniem.- Mam na myśli jego zmysły, logikę i te inne – wyjaśnił.- Przede wszystkim łatwość, z jaką przyswaja naukę.
– Hmm, rozumiem.- Ryouta jeszcze przez chwilę na niego patrzył, próbując ukryć prawdziwe emocje z pomocą kamiennej twarzy. Rumieniec jego towarzysza był co najmniej podejrzany. Fakt faktem, że nie powinien wtrącać się w nie swoje sprawy – i nie miał takiego zamiaru – jednak mając na uwadze reakcję błękitnowłosego, Kise zaczynał się domyślać jakie naprawdę relacje łączyły jego i Akashiego.
A to tylko bardziej wzbudzało jego ciekawość... Bo, jeżeli miał rację, to co zmieniło się w ich związku? Dlaczego ów Akashi znienawidził Kuroko tak bardzo, że postanowił go zabić, w dodatku wcześniej napędzając mu przez długi czas strach, ścigając go, polując na niego? Mógł wyobrazić sobie najpodlejszą ze zdrad, jakiej mógł dopuścić się błękitnowłosy (nawet jeśli szczerze wątpił, by był zdolny do czegoś takiego – znał go krótko, ale zdążył już go polubić), ale mimo to nie był w stanie pojąć, dlaczego Akashi chciałby aż go przez to zamordować.
Oczywiście, oglądał wiele filmów, w których zdradzony mężczyzna knuje plan, by zabić swą partnerkę, lub na odwrót, jednak co trzeba mieć nie tak z głową, by robić to w taki sposób?
I przez tak długi czas...
Cóż – pomyślał Kise, odrzucając baniaki i zamykając klapkę wlewu paliwa.- Jakby nie patrzeć, Kurokocchi dwa razy uszedł z życiem, więc to właściwie jego „wina”, że to trwa tak długo...
– Możemy ruszać, wsiadaj i zapinaj... och, nie ma ich. Nieważne, po prostu wsiadaj – rzucił z uśmiechem, machnąwszy dłonią.
Kuroko skinął głową, po czym wrzucił na tył – bez foteli przypominający ogromny bagażnik – swoją torbę, a następnie zajął miejsce pasażera z przodu. Ryouta usiadł za kierownicą, pochylił się i zaczął grzebać coś pod deską rozdzielczą. Tetsuya musiał nieco odsunąć nogi, by głowa blondyna o nie nie uderzyła. Jego serce zabiło mocniej, kiedy poczuł, że auto zadrżało, a silnik rozpoczął pracę. Kuroko spojrzał wielkimi oczami na zadowolonego Kise.
– Udało ci się...- bąknął.
– Hah! No jasne!- zawołał Ryouta, wygodnie opierając się o oparcie. Wcisnął stopą sprzęgło, a następnie przestawił bieg i ruszył ostrożnie, wychylając się w fotelu, by upewnić, że nie uderzy w żadne inne auto, ani osobne części, które walały się to tu, to tam.- Teraz przyszedł czas na to, żeby podyskutować o kolejnej części planu. Jakieś pomysły?
– Myślisz, że za każdym razem, gdy uciekam przed Akashim-kun, to mam jakiś plan?- mruknął Kuroko, wyglądając przez okno na mijane złomowisko. Po chwili wyjechali z niego na nierówną piaskową drogę, by po kolejnej trafić na pustą, otoczoną pustkowiem autostradę.
– No cóż, gdzieś się udać musimy...- mruknął w zamyśleniu Kise.- Spodziewasz się, że Akashi wie, dokąd się kierujemy?
– A dokąd się w ogóle kierujemy?- Kuroko zmarszczył brwi, wpatrując się w drogę przed nimi. Przez cały ten nużący dzień zdążył pogubić się do tego stopnia, iż zapomniał, gdzie w ogóle jest.
– Jeśli pojedziemy cały czas prosto, dojedziemy do Yamagaty – odparł Kise.- A jeśli za jakieś dwadzieścia parę kilometrów skręcimy w lewo, dojedziemy do Fukushimy. Wcześniej chyba miałeś jakiś plan, no nie?
– Autobus, który wczoraj widziałeś – westchnął cicho Tetsuya, przecierając dłońmi twarz. Miał wrażenie, że tych kilka błogich godzin snu zdarzyło się dawno, dawno temu.
– Ten z zombiakami?- podchwycił nieco ponurym głosem.
– Tak.- Kuroko skinął.- Miałem nim jechać do Saitamy w Kantō.
– W takim razie co robiłeś na tamtym przystanku?- zdziwił się Kise, spoglądając na niego.- Nie powinieneś być na dworcu?
– Powinienem, ale Akashi-kun zadzwonił do mnie i powiedział, że zaraz tam dotrze – westchnął Tetsuya.- Załapałem się na podwózkę samochodem, ale koleś, który prowadził chciał mnie okraść. Zatrzymał się w jakiejś bocznej ulicy i wymierzył we mnie spluwą, żądając, żebym wyjął wszystko z torby. Zabrał mi tylko pieniądze, ponoć dla czwórki swoich dzieci, potem zaczął nas gonić Akashi. Dziękuje mu chociaż za to, że mnie wysadził na tamtym przystanku i uciekł.
Kiedy Kuroko spojrzał na Kise, z niemałym zaskoczeniem i lekkim niezadowoleniem spostrzegł, że blondyn uśmiecha się pod nosem.
– Zabawna sytuacja, co?- warknął.- Od jednego mordercy do drugiego.
– Och, wybacz, to nie tak, Kurokocchi...!- powiedział pospiesznie Ryouta, wyraźnie zaniepokojony złością towarzysza.- Nie chciałem cię w ten sposób urazić, po prostu... Pamiętasz, jak wczoraj opowiadałem ci trochę o sobie?
– Który dokładnie fragment masz na myśli?
– Właściwie to powiedziałem ci o tym na początku, tak mimochodem.- Kise znów uśmiechnął się lekko.- Jakiś czas temu byłem ścigany przez grupkę żołnierzy. Przyznaję, że podpadłem im z własnej miny, bo zakradłem się do ich bazy i zwinąłem trochę żarcia. Złodziejstwo nie jest dobre nawet teraz, ale kiedy patrzysz na fakt, że żołnierze mają od cholery jedzenia, a reszta ocalałych z wojny jest zmuszona głodować, zaczynasz czuć, że wręcz powinieneś trochę im dopiec. Zaczęło mnie gonić troje czy czworo z nich. Byli na serio wkurzeni, należeli chyba do tych czarnych charakterów, które za nim mają sobie ludzkie istnienie, nieważne czy chodzi o cudzoziemców, czy tylko obcych rodaków. Złapali mnie i chcieli dać nauczkę... trochę nie po męsku moim zdaniem.- Po delikatnym rumieńcu na policzkach Kise, Kuroko domyślił się, co zamierzali zrobić z nim żołnierze. Prawdę mówiąc, choć nawet w jego myślach brzmiało to źle, niezbyt go to dziwiło – Kise był przystojny, można by powiedzieć, że urodziwy, a nawet „piękny”.- Facet, który mi wówczas pomógł, to był właśnie Hayama. Bo to jego spotkałeś, no nie?
– Tak...- mruknął Kuroko.- Tak się przedstawił.
– Gdy tylko mi o tym powiedziałeś, od razu wiedziałem, o kogo chodzi. Uratował mnie głównie ze względu na to, że miałem jedzenie skradzione żołnierzom, ale gdybym nie był skory się podzielić, mnie też pewnie by zabił. To jedyny facet, którego motywy jestem w stanie zrozumieć. Jego żona i jedyny syn zginęli podczas wojny, a on został sam z czterema córkami, każda mająca mniej niż dwanaście lat. Pracy długo nie znajdzie, więc to, co robi, to praktycznie jedyny sposób, żeby utrzymać dziewczynki przy życiu.
– Mimo wszystko jest mordercą – westchnął Kuroko.
– Mordercami są tylko ci, którzy zmusili go do czynienia zła – mruknął z żalem Ryouta.- Tak jak i całą resztę naszego zdrowo popieprzonego kraju.
Kuroko nic na to nie odpowiedział. W gruncie rzeczy wiedział, że Kise miał rację. Choć nie spędził wiele czasu z Hayamą, a podczas ich „starcia” widział w jego oczach zdecydowanie i gotowość do strzału, czuł, że mężczyzna ten to z natury łagodny człowiek. Przypuszczał, że kiedyś był wręcz niemożliwie uczciwy i pracowity. Teraz zaś okoliczności zmusiły go do tego, by z pomocą złych uczynków zrobić to, co uważał za dobre.
Walczył o przetrwanie dla czwórki swoich dzieci. Gdyby Tetsuya miał własne, pewnie też by tak postąpił. Kotarou był po prostu kochającym ojcem.
Z zamyślenia Kuroko wyrwały wibracje w kieszeni. Przycisnął do niej dłoń, z przestrachem oglądając się za siebie i wbijając wzrok w drogę widoczną za tylną szybą samochodu. Oddalili się od złomowiska o dobrych kilka kilometrów, teraz piętrzące się stosy złomu przypominały niewielkie kolorowe pagórki.
Ale żadnego samochodu nie widział. Nikt ich nie śledził.
Sięgnął po telefon i z zaskoczeniem spojrzał na ekran. Połączenie nie zostało odebrane. Wyglądało na to, że Akashi puścił tylko jeden lub dwa sygnały, po czym sam je przerwał. Nigdy do tej pory nie robił czegoś takiego, Tetsuya nie był więc pewien, jak powinien zareagować.
O co chodziło? Czyżby Seijuurou skończyły się środki na koncie i to Kuroko miał zadzwonić?
Gdy tylko błękitnowłosy wpadł na ten pomysł, przycisnął zieloną słuchawkę i już miał przyłożyć komórkę do ucha, jednak w ostatniej chwili rozłączył się, gwałtownie odsuwając od siebie telefon i oddychając ciężko.
– Wszystko w porządku?- zaniepokoił się Ryouta, zerkając na niego.
Kuroko ledwie na niego spojrzał i natychmiast odwrócił wzrok, wyglądając przez okno po swojej lewej stronie*.
Co on, do cholery, wyprawiał? Akashi powiedział jasno i wyraźnie - „Kiedy zabijesz Kise, zadzwoń po mnie”.
Nieodebrane połączenie sprzed chwili było tylko przypomnieniem. Gdyby teraz oddzwonił do Akashiego oznaczałoby to, że przyjął jego propozycję i ma zamiar pozbyć się towarzysza, który przecież nie tak dawno uratował mu życie.
Właśnie... To dzięki Ryoucie Kuroko żył. To dzięki niemu nadal oddychał, to dzięki niemu siedział teraz w tym samochodzie i znów uciekał przed Seijuurou. Po raz kolejny... po raz kolejny uciekał.
– To nic, wybacz...- powiedział sztywno, czując, że zaczyna się odrobinę uspokajać.- Miałem wrażenie, że Akashi-kun dzwoni i przestraszyłem się, że siedzi nam na ogonie...
Kise zerknął we wsteczne lusterko i uśmiechnął się uspokajająco do Tetsuyi.
– Spokojnie, nawet jeśli zacznie nas gonić, to tylko samochodem. Zauważymy go z daleka i po prostu przyspieszymy. To autko ma całkiem niezły wyciąg.- Poklepał lekko kierownicę.
Tetsuya pokiwał tylko głową, starając się oddychać powoli i głęboko, choć serce szalało w jego piersi. Zamknął na moment oczy i zazgrzytał zębami. Okna samochodu były nieszczelne, do środka wdzierał się więc wiatr, niczym bicz smagając jego zmarznięte ciało. Ubrania wciąż były mokre, a im dłużej w nich siedział, tym większe czuł dreszcze.
Kise najwyraźniej zauważył spojrzenie błękitnowłosego, które ten przesunął po swoim ciele.
– W Fukushimie na pewno znajdziemy jakiś przytułek – powiedział jakby na pocieszenie.- To spora prefektura, a po wojnie ludzi jest tam przynajmniej o połowę mniej, niż wcześniej. Nawet jeśli nie dostaniemy ubrań „po dobremu”, to weźmiemy jakieś ze starych sklepów. Nikt nigdy nie zabiera wszystkiego, nawet jeśli chce spróbować je sprzedać.
– Jasne.- Kuroko posłał mu słaby uśmiech.- Chociaż pewnie i tak się przeziębimy...
– Zdarzyło ci się tak w czasie całej tej gonitwy?- zagadnął Kise, a Tetsuya skinął głową.
– Od dziecka jestem raczej chorowitym typem. Nawet jeśli z czasem stałem się nieco silniejszy, to jednak nie bardziej odporny na zarazki. W czasie przeziębienia jestem prawie nie do życia.
– Ale nie dostajesz czasu na to, żeby się wykurować?- zgadł Ryouta, przybierając ponury wyraz twarzy. W gruncie rzeczy zaczynał zastanawiać się, czy na pewno nie jest w stanie kogoś zabić. Skoro Kuroko tak się męczył z Akashim, może powinien chociaż spróbować? Nie był tego typu człowiekiem i zawsze starał się pomagać potrzebującym, nawet przed wojną... a to była zdecydowanie wyjątkowa sytuacja. Chyba należało coś zrobić?
Kuroko nie był pewien, co powinien odpowiedzieć Ryoucie, pokręcił więc tylko przecząco głową. Do jego umysłu powróciło wspomnienie z czasu, kiedy zwykłe przeziębienie przerodziło się w poważną grypę. Oczywiście, że nie był wówczas zdolny do uciekania. Ledwie był w stanie się poruszać, jego ciało płonęło od gorączki, nocami majaczył i co chwila budził się z koszmarów, będąc na granicy załamania nerwowego.
Tym, który się nim wówczas opiekował, był Akashi.
Siedział u jego boku praktycznie cały dzień i całą noc, zmieniając mu okłady, podając wodę i leki, które znalazł w zniszczonej aptece, uspokajał go nawet w tych najgorszych chwilach, choć właściwie ciężko byłoby to nazwać uspokajaniem – nic nie mówił, nie tulił go, nawet się nie uśmiechał. Jego twarz pozostawała maską bez emocji... Akashi siedział tylko obok niego i trzymał go za rękę.
I tylko to wystarczało, by wykończony gorączką i koszmarami Tetsuya znów zapadał w sen.
Pamiętał, że w tamtej chwili był gotów poddać się Akashiemu. Zapomnieć o tym, co zdarzyło się między nimi kilka miesięcy wcześniej, a wrócić do tego, co było na początku. Jego bliskość sprawiała, że przypominał sobie tylko te dobre momenty, za którymi tak bardzo tęsknił.
Jednak gdy tylko minęła gorączka, przysłoniły je te, o których chciał zapomnieć.
I gonitwa znów się rozpoczęła.
Kuroko przełknął ciężko ślinę, zaciskając pięści. Wciąż nie patrzył na Ryoutę, nie był w stanie. Wstydził się przez sam fakt, że już drugi raz pomyślał o tym, by przystać na propozycję Akashiego i zyskać te dwa dni zupełnego spokoju.
Aż dwa dni... Czy znalazłby sposób, by uciec raz na zawsze?
To głupi pomysł. Przecież kilka razy już miał okazję zatrzymać się gdzieś na trochę i pomyśleć nad rozwiązaniem tego problemu. Skoro do tej pory mu się nie udało, dlaczego teraz by miało?
Ucieczka na Okinawę? Zbyt mały rejon, gdyby doszło do starcia, a nie byłoby statku przepływającego do pozostałych wysp, utknąłby z mordercą za plecami. Gdyby zaś odleciał jednym z nielicznych samolotów, które zaczęły od niedawna znów kursować, do innego kraju, Akashi nie darowałby mu tego. Oczywiście – tak czy siak chciał go zabić. Ale jeśli Tetsuya złamałby zasadę, iż „bawią się tylko na terenie Japonii”, na jego barkach spoczywałby ciężar jeszcze większej ilości odebranych przez Seijuurou żyć.
Istniała szansa, że w Europie lub Ameryce przechwycą go, ale to samo niebezpieczeństwo groziło Tetsuyi. Nawet jeśli wojna się skończyła i między państwami panowała słowna zgoda, to szczerze wątpił, by wszyscy żołnierze z obcych krajów z uśmiechem na twarzy witali ludzi z innych, z którymi nie tak dawno przecież walczyli.
Minie jeszcze kilka dobrych lat, zanim miasta zostaną odbudowane, a turyści zaczną odwiedzać obce państwa. Kilka lat, zanim znów zaczną sobie ufać na tyle, by zgodzić się na przebywanie cudzoziemców na ich terenach.
– Ehm... Kuroko?- Zaniepokojony głos Kise natychmiast zwrócił uwagę Tetsuyi. Błękitnowłosy spojrzał na niego, a potem pospiesznie zerknął do tyłu. Wyglądało jednak na to, że nadal nikt ich nie śledził.
– Co jest?
– Nie chodzi o Akashiego... ale mamy równie poważny problem.- Ryouta zerknął na niego niemal z paniką.- Sądziłem, że to auto jest zdecydowanie sprawne, ale...
– Ale?- ponaglił go Kuroko, czując, że zaczyna się już denerwować.
– Obawiam się, że hamulce nie działają – jęknął cicho Kise.
Tetsuya spojrzał najpierw na pedały u dołu, a potem na Ryoutę. Blondyn uparcie wciskał hamulec, ale samochodów nie zmieniał swojej prędkości – jechał osiemdziesiąt kilometrów na godzinę, stopniowo przyspieszając coraz bardziej.
– Dopiero teraz to zauważyłeś?- zapytał Kuroko, póki co jeszcze niezbyt przerażony. Patrzył z niedowierzaniem na Kise, nie mogąc uwierzyć, że mężczyzna nie sprawdził tego od razu. Przecież ten samochód był ze złomowiska! To oczywiste, że należało upewnić się, co było z nim dokładnie nie tak.
– T-teraz chciałem sprawdzić...
– Teraz to trochę za późno – sapnął Kuroko, patrząc przed siebie. Autostrada prowadziła prosto przez piaskowy teren, przypominający wręcz dziki zachód. Nie wyglądało na to, by była uszkodzona, a dodatkowo pozostawała zupełnie pusta, ale to wcale nie było pocieszeniem. W końcu dotrą do miasta, a tam będą nie tylko liczne zakręty oraz ewentualni ludzie, ale przede wszystkim mnóstwo budynków. Do tego czasu zapewne nabiorą maksymalnej prędkości, a wówczas będą skończeni.
– Przepraszam, Kurokocchi, jestem idiotą...- jęknął Ryouta, marszcząc w zmartwieniu brwi.
– Jesteś – potwierdził Tetsuya, przełykając nerwowo ślinę. Nie było sensu zaprzeczać i próbować pocieszyć blondyna – znajdowali się w cholernym niebezpieczeństwie i nie miał ochoty pocieszać nawet siebie.- Nie mamy wyjścia, musimy wyskoczyć, zanim rozpędzimy się za bardzo.
– Już jesteśmy za bardzo rozpędzeni!- krzyknął w panice Kise.- W dodatku nie ma tutaj nic, co zamortyzowałoby upadek! Jedyne, co możemy zrobić, to zjechać ostrożnie na bok i spróbować wylądować na piasku, a nie na asfalcie...
– I właśnie tak postąpimy – odparł Kuroko ze zdecydowaniem. Próbował zachować zimną krew, ale jego serce znów zaczęło szaleć. Tylko raz w życiu zdarzyła mu się podobna sytuacja – kiedy skoczył na dach rozpędzonego pociągu, by uciec przed Akashim. Teraz zaś miał wyskoczyć z pędzącego osiemdziesiąt kilometrów na godzinę samochodu, i to w dodatku gdzie? Na totalnym pustkowiu, z dala od miasta i w środku zapowiadającego się na upalny dnia. Kiedy nadjedzie Akashi, nie będzie gdzie się schronić...
– Może twoja torba zamortyzuje upadek...- zaczął nerwowo Kise.
– Zostały mi dwie butelki wody, jeśli zniszczą się przy upadku, a my przeżyjemy, zdechniemy z pragnienia na tym zadupiu!- Kuroko sięgnął po swoją torbę, po czym otworzył drzwi pasażera po swojej stronie.- Musisz podjechać do krawędzi autostrady, zaraz po tym jak upuszczę torbę, wyskoczę! Nie chcę cofać się po nią kilka kilometrów! Kiedy to zrobię, podjedź do drugiej krawędzi autostrady i też wyskocz!
– Ja pierdole, boję się bardziej, niż w kanałach!- krzyknął z rozpaczą Ryouta.
– Dla mnie to prawie codzienność – rzucił niewesoło Tetsuya.- Postaraj się skoczyć na piach, Kise-kun! Mam nadzieję, że zaraz się zobaczymy...
– Ja pierdole...- jęknął znowu Kise, wychylając się w fotelu, kiedy podjeżdżał do lewej krawędzi autostrady, starając się ustawić koła z tamtej strony jak najbliżej krawędzi.
– W porządku, wystarczy!- zawołał Kuroko, przekrzykując wiatr. Przykląkł na swoim fotelu, by móc odbić się od niego, gdy będzie wyskakiwał. Chwycił za paski swojej torby, a potem ostrożnie opuścił ją w dół, patrząc jak piasek pod nią się zamazuje. „Odłożenie” jej w ten sposób było bezpieczniejsze niż zwykłe rzucenie.
Tetsuya czuł strach zaciskający jego gardło. Bał się czekającego go upadku, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia. Wiedział też, że im dłużej zwleka, tym bardziej samochód nabiera prędkości, zmniejszając tylko szansę Kise. Miał ochotę spojrzeć w kierunku wskaźnika informującego o dokładnej prędkości, jednak zdołał się powstrzymać. Wolał myśleć o tym, że nie jest to tak duża prędkość, że ma szansę na to, by bez szwanku wyjść z tej akcji.
Podjął już decyzję, nie było odwrotu. Wziął więc głęboki oddech i puścił rączki torby, a kiedy upadła na piach, wzbijając w powietrze obłok kurzu, Tetsuya zacisnął powieki i odbił się stopami od swojego fotela.
Skoczył.
* znów przypominam, że w Japonii kierownice w samochodach są po prawej stronie.
Wow. Nie jestem chyba nic więcej w stanie powiedzieć. Mam tylko nadzieję że Kuroko i Kise przeżyją ucieczkę z auta o ile tak to mogę nazwać. Ogólnie to mam nadzieję że Akashi gdzieś po drodze się zastrzeli albo jakiś inny bohater go rozpierdziuli na strzępy a cała reszta przeżyje. Nie to że jestem fanką pokojowych rozwiązań tylko ten ekhem. ... musi wreszcie zginąć. Wiem że to jeszcze za trochę i w ogóle ale ... niech ginie ekhem.... jeden. O właśnie mam nadzieję że w miarę czasu przybędzie też innych postaci ^^ ~ Yuukifan
OdpowiedzUsuńNo, to znacznie za wcześnie, to dopiero początek xDD Jeszcze trochę się z tym Akashim pomęczysz xD
UsuńCieszę się, że się podobało!
To Akashi musi przeżyć!!!
OdpowiedzUsuńKażdy twierdzi jak chce xd ~ Yuukifan
UsuńTestu, żyjesz? Nie umieraj, proszę! Yuuki-san, ratujmy go!
OdpowiedzUsuńIm więcej rozdziałów, tym bardziej jestem ciekawa, co będzie dalej :)
Czy Kise umrze? Czy Kuroko umrze? Kiedy Akashi i Kuroko w końcu będą razem?
Chciałabym już to wszystko wiedzieć, ale to bardzo dobrze, że opowiadanie mnie ciekawi, prawda?
Jednym słowem - cudo ♡
I teraz znowu tydzień czekania... mam nadzieję, że szybko zleci, bo już chce następny rozdział xD
Buziaki, pozdrawiam! :* ♡
Wszystkiego wkrótce się dowiesz xD Bardzo się cieszę, że opowiadanko cię zaciekawiło! Oby tak dalej :D
UsuńDziękuję bardzo za przemiły komentarz >///<!
Kise to idiota. nie żebym wcześniej tego nie wiedziała, ale serio? Nie sprawdził hamulców? Brawo geniuszu. NO ale dobra niech będzie, a co z hamowaniem silnikiem, każdy kto posiada blade pojęcie o jeździe samochodem wie jak to wykonać i możliwe jest nawet całkowite zatrzymanie pojazdu tą metodą, wiem bo próbowałam. Ehhh no, ale cóż jak się ktoś kretynem urodził to kanarkiem nie umrze xD no nic, do zobaczenia pod następnym
OdpowiedzUsuńja na!
Haru-chan
Ehm... rany boskie xD Nie wiem, czy wiesz, ale twój pocisk mogłam odebrać jako obrażenie mnie samej, bo przecież jestem autorką i to ja kieruję zachowaniem bohaterów :''''''''''')
UsuńPozwól, że usprawiedliwię moje "dzieci" - czasy krótko po III wojnie, goni ich morderca-psychol, Kisia prawie zginął, a Kuroko głowy nie opuszcza propozycja Akashiego... w tej chwili za bardzo nie myślą o niczym innym prócz "KURWA HAMULEC NIE DZIAŁA" xD
Dzisiaj ci wybaczę... ☺ Ale uważaj na słowa... ☺
xD
Sorry, nie miałam na myśli nic złego, ale jako mechanik pierwsze co to wyłapałam, że jak hamulec nie działa to jeszcze jest hamowanie silnikiem. Fakt mogłam to jakoś inaczej ubrać w słowa, na pewno łagodnej, ale Kise mnie po prostu osłabia w takich sytuacjach. Pocisk, kierowany zdecydowanie do niego. Rozdział mi się podobał, żeby nie było :P
UsuńDziękuje za wyrozumiałość ;) ale nie obiecuje, że się poprawię bo wtedy przeważnie nic z tego nie wychodzi xD
A teraz ten idiota skręci sobie kark skacząc. Tak, mówię o Kise ♥ Niech już zginie i nastąpi zmiana warty, na Aomine, albo Midorimę na przykład. Oni by się bardziej Kuroko przydali. I może Akasz nie byłby tak zazdrosny o murzyna lub brokułogłowego? I byłoby dobrze!
OdpowiedzUsuńTak więc, ja tam Anarchię kocham, nawet mi Kise tak bardzo nie przeszkadza. I czekam na kolejne rozdziały tak bardzo!
Weny!
No zobaczymy, zobaczymy... xD Żebyś się nie zawiodła przypadkiem xD
UsuńCieszę się, że się podoba! ♥
To mój pierwszy komentarz, mimo że wchodzę na tą stronę odkąd opublikowano siódmy rozdział ,,Cierni". Przepraszam, że jestem takim cichociemnym, ale chyba nawet nie mam jak się usprawiedliwić. W każdym razie, mimo że mnie też to dziwi, to sądzę że to będzie lepsze od owych ,,C" i swoją genialnością dobije kosmosu, a ja będę potrzebowała teleskopu żeby czytać. (: ~ Maria
OdpowiedzUsuńA to bardzo się cieszę, że postanowiłaś się odezwać! ^^ I jeszcze bardziej, że moja twórczość ci się podoba :D Bardzo dziękuję za komentarz! ♥
UsuńWow, super rozdział, ,jak Kuroko wspomniał swoją gorączkę i "opiekę" Akashiego to doszłam do wniosku, że ten kochany szaleniec tak naprawdę nie chce Tetsui zabić, a może to tylko wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńTrzyma w napięciu ( no i gratki z szóstego tygodnia wydawania ^^) i już nie mogę się doczekać co będzie dalej :)
Pozdrowionka i do następnego :*
Bardzo się cieszę, że się podoba! :D :D Dziękuję za komcia, również pozdrawiam ♥
UsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuńKise-penise spełnia oczekiwania; z rozdziału na rozdział coraz cudowniejszy! <3
Naprawdę cholernie mi się spodobał ten pomysł z niedziałającymi hamulcami. Nie spodziewałam się tego. Się od razu myślało, że autko naprawione i brum brum, a tu *jeb po twarzy hamulcem z zaskoczenia*...no...no...bywa.
Miejmy nadzieje, że Kurokoś i Kisuś nic sobie nie połamią za bardzo.
Akashi, słodziak, kochany, najmilszy, dobroduszny, miłosierny; no po prostu no nie wiem! Nie wiem, jak tak można! Zajmować się Tetsuyą równie słodkim, złotym, niewinnym, cudownym...no nie wiem! Jak tak można a potem można i nie można?! NO JAK TAK MOŻNA?
...
NO I JAK TAK MOŻNA URYWAĆ W TAKIM MOMENCIE? (ja wiem, że ty Yuuki chyba kochasz czytać to zdanie w komentarzach. Sadyzm Akshiego musi mieć jakieś podłoże!)
Naprawdę przyjemny rozdzialik. Anarchia zdobywa moją sympatię coraz to mocniej i mocniej.
I taki mały szczególik, który pewnie Cię połechta.
Przez mój mózg, gdzieś w połowie rozdziału, tak bezwiednie sobie przeleciała myśl ''lol, to naprawdę dobra książka''; tak pół sekundy potem dotarło, że to no... fanfick jest. I taki, naprawdę podziw, bo po prostu Yuuki piszesz bardzo dobrze, bardzo, bardzo. I naprawdę z uśmiechem sobie wyobrażam, jak w miejmy nadzieje jakiejś niezbyt oddalonej przyszłości wchodzę do księgarni i kupuję coś od Ciebie.
Tak...więc....tego...
Weny, weny, weny i cze!
Ahahhaha xD Masz rację, to wywoływanie irytacji u czytelników sprawia mi niemałą przyjemność hehehehe. Lubię, kiedy nienawidzicie mnie w takim w gruncie rzeczy dobrym sensie xD
UsuńRajuśku, no takie komplementy jak potem napisałaś to jeszcze milej mi się czyta xDDD Bardzo dziękuję!(/)////(\) Ja sama mam nadzieję, że pewnego dnia zaczniecie kupować moje książki ♥ Muszę tylko zebrać się w sobie i albo dokończyć te "Ciernie" i wydać, albo ruszyć z własnym projektem... Ale przez to, że pisze dla Was fanficki, to głównie myślę o tym, żeby mieć czym Was na karmić na blogu i wattpadzie ;_;
Za dobre serce mam... xD
Cieszę się, że się podobało! Do następnego ♥