Biel i fiołki

Rozdział drugi
Biel i fiołki




    Kiedy otworzyłem oczy, dłuższą chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, co się stało i gdzie się teraz znajduję. Ciepłe powietrze płynące z niewielkiego piecyka znajdującego się w pokoju grzało przyjemnie, wokół unosił się zapach jakiejś mieszanki ziół.
    „Kotarou”.
    Właśnie to imię przypomniałem sobie jako pierwsze. Mój młodszy brat, z którym przegrałem, który poświęcił się i poszedł do więzienia zamiast mnie. Niewinny, zbrukany przez dawnego przywódcę klanu, pełen nienawiści i chęci zemsty.
    Następny był śmiech mojej matki. Kłaniający się przede mną członkowie mojej rodziny. Walka z bratem. Biel. Czarne włosy o czerwonych końcówkach, i uśmiech na tle pochmurnego nieba. A na koniec pokój, w którym obecnie się znajdowałem oraz trzy roześmiane buzie.
    Uniosłem się ostrożnie, delikatnie dotykając dłonią obandażowanej głowy. Całe moje ciało było obolałe, czułem każdą ranę z osobna, miałem wrażenie, że skóra pali się pod białym, choć w kilku miejscach już różowym materiałem owiniętym wokół mnie. Tępe pulsowanie głowy nie ustępowało, wzmocniło się jedynie, gdy usiadłem.
    Jęknąłem cicho, jednak umilkłem raptem, gdy drzwi przede mną rozsunęły się niespodziewanie, a w nich stanął chłopak, który mnie tu przyniósł.
–    Dzień dobry, śpiochu!- powiedział z uśmiechem, wchodząc do środka. W dłoniach trzymał drewnianą, sporej wielkości skrzynkę.- A może raczej „dobre popołudnie”?
    Zbliżył się do mnie, siadając tuż obok, podniósł wieko pudełka. Jak się okazało, były w niej czyste bandaże i kilka kolorowych fiolek. Wyjął je, odkładając obok.
–    Jak się czujesz?- zapytał.
–    Dobrze – mruknąłem. Nie mijałem się z prawdą. Może i byłem obolały, jednak wspominając mój stan z dnia, w którym tutaj mnie przyniesiono, na granicy życia i śmierci, teraz czułem się o wiele, wiele lepiej.
    Właśnie... jak długo już tu jestem?
–    Kilka dni – odpowiedział Tenka, gdy zadałem to pytanie na głos.- Ciągle śpisz, więc to normalne, że straciłeś rachubę czasu. Ale to bardzo dobrze, Sensei mówi, że dzięki temu odzyskujesz siły.
    Tenka przybliżył się do mnie, opierając kolana o futon. Odsunął koc, którym byłem nakryty, po czym chwycił za wystający zza pasów bandaża koniec materiału.
–    Sam mogę...- zacząłem niepewnie.
–    W porządku, lepiej, żebyś nie wykonywał niepotrzebnych ruchów.
    Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Uniosłem jedynie ręce, by Tence było wygodniej odwiązywać bandaż. Przypatrywałem mu się dyskretnie, jego pogodnej twarzy i uśmiechowi, który wciąż na niej gościł. Chyba tylko ja czułem się dość speszony w tej sytuacji...
    Ciężko było mi patrzeć na moje poharatane ciało, jednak wzrok sam wodził po cięciach, oceniając ich stan. Nie były głębokie, żadne z nich nie uszkodziło organów wewnętrznych. Przecięły jedynie skórę, jedne mniej drugie bardziej. Pozbawiły moje ciało krwi i, tym samym, sił, jednak zadano je właśnie w tym celu.
–    Z kim walczyłeś?- zapytał cicho Tenka, odwiązując bandaże z moich rąk.
    Milczałem przez dłuższą chwilę, ze spuszczonym wzrokiem utkwionym w swoje stopy. Tenka również nie odzywał się, czekając, jednak po chwili westchnął cicho, wciąż się uśmiechając.
–    Nie musisz...
–    Mój klan został wybity – szepnąłem.
–    Eh?
–    Zabił większość moich bliskich. Rodzinę, przyjaciół. Szukałem zemsty...- Zacisnąłem lekko pięści, przymknąłem oczy. Nie chciałem opowiadać tak podłych kłamstw o moim bracie. Nie chciałem go oczerniać przed innymi, nieważne kim by nie byli.- Byłem za słaby. Próbowałem...
–    Już dobrze.
    Otworzyłem raptownie oczy, czując, że chłopak chwycił moją dłoń i ścisnął ją lekko. Spojrzałem na niego, zaskoczony. Uśmiechał się delikatnie, pokrzepiająco.
–    Już w porządku, znajdziemy go – powiedział.- Najważniejsze, że żyjesz, Kotarou-kun.
    Szczerość tych słów i łagodny wyraz twarzy Tenki sprawił, że moje serce zabiło mocniej. Przez moment byłem w stanie nawet uwierzyć, że być może ten chłopak zrozumiałby, dlaczego pragnę odrodzenia tego, dzięki któremu mój klan znów zaistnieje, powróci między ludzi, szanowany, znany, istniejący naprawdę.
    Orochi...
–    Dziękuję – mruknąłem cicho.
    To niemożliwe. Zabiłem jego rodziców, próbowałem zabić jego brata, zraniłem również i jego, choć sam był temu winien. A teraz zagrzewałem miejsce w jego domu, zupełnie jak gdyby nigdy nic się nie stało, ukrywając prawdę, pozwalałem by ratował mnie, winnego jego nieprzespanych nocy i tysiąca wylanych łez, który sprawił, że na jego barkach zaczęła ciążyć ogromna odpowiedzialność wychowywania młodszych braci.
–    Połóż się, trzeba obmyć te rany – polecił, wyciągając ze skrzynki jeden z flakoników oraz czystą szmatkę. Wylał na nią odrobinę niebieskawej wody, a następnie przysunął się do mnie. Posłusznie ułożyłem się na miękkim materacu, pozwalając by się tym zajął.
    Czułem się wyprany z emocji i sił – nie tylko tych fizycznych. Nie rozumiałem, skąd w nim tyle ufności, dlaczego wziął pod dach obcego człowieka i uratował jego życie. Mnie, Fuumę, który do tej pory musiał zakrywać swe włosy i chodzić ze spuszczoną głową, by nikt nie dostrzegł barwy moich oczu. Wyszydzany, omijany z daleka, przez nikogo niechciany.
    Takie było przeznaczenie Fuumy, właśnie tak postrzegali nas ludzie do tej pory. Jak szkodniki, beznamiętne demony niemające uczuć, które dbały tylko o rygor w swoim klanie i własne interesy, nie bacząc na konsekwencje ani skutki swojej pracy.
    Tenka nic o mnie nie wiedział. Przypuszczałem wręcz, że tylko udawał, iż nie zna klanu Fuuma. Nie patrzył na mnie przez pryzmat zasłyszanych opowieści – a z pewnością jakichś był słuchaczem. Miałem wrażenie, jakby wymazał moją przeszłość i to, kim jestem naprawdę, jakby dla niego znaczenie miało tylko moje imię, którym mógłby się do mnie zwracać.
–    Jak mogę ci się odwdzięczyć?- zapytałem cicho, kiedy zaczął owijać mnie czystym bandażem.
–    Hmm? Nie musisz.
–    Nonsens – westchnąłem.- Uratowałeś mi życie, choć zupełnie mnie nie znasz, choć jestem Fuumą.
–    A ja jestem Kumou, no i co z tego?- zapytał z uśmiechem.- To tylko nazwisko. Dla jednego może być dumną, dla innego przekleństwem, każdy patrzy na to inaczej. Zostałeś ranny w walce i prawie zginąłeś. Nie mogłem cię tak po prostu zostawić i pozwolić ci umrzeć.
–    Owszem, mogłeś. Nie byłeś w to wplątany, to nie była twoja sprawa. Nie jestem dla ciebie kimś bliskim.
–    Hmm.
    Tenka usiadł na piętach, opatrując moją nogę. Milczał przez dłuższą chwilę ze skupieniem malującym się na twarzy.
–    Nie, nadal nie wiem, czego tutaj nie rozumiesz – westchnął.- Widzę rannego chłopaka, więc mu pomagam. Widzę dziewczynę w kłopotach, więc jej pomagam. Widzę starszego pana, któremu z powozu rozsypały się warzywa, więc mu pomagam. Nie wydaje ci się, że to proste? Nie postąpiłbyś tak samo na moim miejscu?
–    Nie – mruknąłem.- Jeśli ta ranna osoba nie jest kimś, kogo życie pragnąłbym ratować, nie pomagam mu. Jeśli dziewczyna jest mi obca, zostawiam ją samej sobie. Starszy pan i ja, każdy z nas ma swoje własne interesy. Jestem ninją, słucham tylko rozkazów...
–    Ja nie jestem ninją, ale też słucham rozkazów – przerwał mi z uśmiechem. Spojrzałem na niego pytająco, a on położył dłoń na piersi, tej, pod którą biło jego serce.- Słucham rozkazów swojego serca. A jeśli ono każe mi ratować rannego, bezbronnego chłopca, to właśnie tak robię. Człowiek jest człowiekiem, nic tego nie zmieni.
–    Nieważne czy jest dobry, czy zły?- zapytałem cicho.- I tak byś go uratował?
–    Oczywiście – odparł bez wahania.- Życie należy się każdemu.
–    Niektórzy zasługują na śmierć.
–    Nikt na nią nie zasługuje – sprzeciwił się.- Mogą jedynie trafić do Gokumonjo, to jest dla nich słuszna kara. Ci, którzy popełniają błędy i ci, którzy są źli do szpiku kości. Nikt nie powinien prowadzić Śmierci za rękę, ona sama przychodzi.
–    Ts!- syknąłem z bólu, kiedy Tenka ścisnął mocniej bandaż na moim udzie.
–    Przepraszam, nie chciałem!- Uśmiechnął się do mnie przepraszająco, poluzowawszy go szybko.- Trochę się zapędziłem...
–    Nie szkodzi – mruknąłem.- Kumou-kun, czy wiesz...
–    Mów mi Tenka – westchnął, zniecierpliwiony, jednak wciąż nie przestawał się uśmiechać.
–    Tenka-kun... czy wiesz, kim są Fuuma?
–    Słyszałem o nich – przyznał.
–    Czy wiesz, że rodzimy się z czarnymi włosami i ciemnymi oczami?- zapytałem cicho.- Na początku każdy z nas jest tak samo niewinny jak pozostali ludzie. Dopiero gdy dorastamy, uczeni manipulacji, walk i zabijania, przychodzi czas na pewien obrzęd. Czy słyszałeś, na czym on polega?- Choć zadałem to pytanie i widziałem, że Tenka otwiera usta, nie zaczekałem za odpowiedzią, ciągnąłem dalej:- Musimy zabić kogoś nam bliskiego. A potem zostajemy wtrąceni do klatki, samotni, opuszczeni, czekamy na dzień, w którym nasze serce stanie się kawałkiem lodu, nasze emocje i uczucia znikną. W tym czasie nasze włosy stają się białe jak śnieg, a oczy fioletowe. Spójrz na mnie, Tenka-kun. Co widzisz? Biel, która jest symbolem niewinności, jaką odebrałem sam sobie, i oczy w kolorze fiołków. Fiołków będących symbolem miłości i radości, których już we mnie nie ma. Przeszedłem ten rytuał, Tenka-kun. Odebrałem życie temu, który podarował mi moje. Zabiłem swojego ojca.
    Przełknął ślinę, spuszczając wzrok na swoje dłonie, zacisnął usta, nic nie mówiąc. Westchnąłem cicho, karcąc w duchu sam siebie za ten brak delikatności. Mimo wszystko, nie musiałem mu tego mówić, nie musiałem wdawać się w szczegóły.
    Drgnąłem, gdy usłyszałem, jak pociąga nosem. Spojrzałem na niego, zaskoczył mnie widok łez na jego policzkach. Otarł je pospiesznie rękawem kimona i uśmiechnął się do mnie szeroko.
–    Wybacz! To... to naprawdę smutne...- zaśmiał się lekko, zupełnie nieszczerze.- To smutne, że... w tak młodym wieku musiałeś zrobić coś takiego...
–    Musiałem...?
–    Nie zrobiłeś tego z własnej woli, prawda?- zapytał, wycierając nos.- Zmuszono cię do tego. Nie miałeś wyjścia. Widzę to w twoich oczach. Byłem wychowywany w innych warunkach, więc nie mogę stwierdzić, że cię rozumiem...- westchnął.- Wyobrażam sobie, jak ciężkie musi być życie członka klanu Fuuma. Cieszę się, że ocaliłem twoje. Tym bardziej na nie zasługujesz.
–    Zasługuję?- bąknąłem, nie rozumiejąc. Czy on naprawdę jest taki głupi, czy ma świadomość, że rozmawia z mordercą?
–    Jesteście wychowywani na ninja, od dziecka uczą was zabijania, nie dając możliwości innego wyboru, nie pozwalając nawet na myśl, że może istnieć jakikolwiek wybór – mruknął Tenka.- A kiedy w końcu zdajecie sobie z tego sprawę, jest już za późno. Ponieważ jesteście ninja i to jest wasze życie.- Spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem.- Jeśli ty nie cenisz swojego, ja będę je cenił za ciebie, Kotarou-kun.
    Odwróciłem od niego głowę, nie odzywając się. To nie tak miało być, nie chciałem, by spojrzał na to w ten sposób, chciałem jedynie dać mu do zrozumienia, z kim ma do czynienia, chciałem...
    Ostrzec go?
    Winiłem siebie samego za tę odrobinę sympatii, którą do niego poczułem. Coś, co nie powinno istnieć, niemile widziane uczucie w moim sercu. Dla mnie istniał tylko Kotarou i nasze wspólne marzenie.
–    No widzisz, rozbeczałem się przez ciebie!- burknął Tenka, odwracając się ode mnie i pociągając mocno nosem.- Za karę nie dostaniesz obiadu!
–    Aniki?- rozległ się cichy głos zza drzwi, które rozsunęły się zaraz potem. Znów zobaczyłem pyzatą buzię Soramaru.- Oh! Już nie śpisz, Fuuma-san! To dobrze, właśnie kończę przygotowywać obiad. Czy czujesz się na siłach, by przejść do jadalni i zjeść z nami?
–    Uhm...- Spuściłem wzrok, pokręciłem przecząco głową.
–    Dobrze, w takim razie przyniesiemy twój posiłek. Tenka-nii, skoro zmieniłeś Fumma-san bandaże, mógłbyś przyjść i mi pomóc!
–    Tak, tak, już idę.- Tenka mrugnął do mnie okiem, zamykając drewnianą skrzynkę i zabierając brudne bandaże.- Niedługo odzyskasz siły i będziesz mógł jeść z nami przy stole, Kotarou-kun!
    Skinąłem tylko głową w odpowiedzi, patrząc, jak wychodzą. Położyłem się z westchnieniem, przykrywając kocem. Obmyte rany nie szczypały już tak bardzo, czułem się lepiej, choć w dalszym ciągu głowa pulsowała, jakbym regularnie uderzał nią o coś twardego. Zamknąłem oczy, zaciskając powieki. Nasłuchiwałem odgłosów dochodzących z korytarza, płaczu małego dziecka, śmiechu Tenki, karcącego krzyku Soramaru. Było mi tak ciepło, że nie miałem ochoty się ruszać.
    Czułem wdzięczność dla Tenki za to, że mnie uratował. Dzięki niemu mogłem odzyskać siły i dążyć do celu, wypełnić swoją misję. Nie zawiodę mojego klanu, nie zawiodę brata.
    Jestem gotów poświęcić wszystko dla ich dobra.

7 komentarzy:

  1. Cześc i czołem, wrócę wieczorem

    OdpowiedzUsuń
  2. *klepie miejsce, wróci puźniej*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że się czepiam, ale błagam... "później"

      Usuń
  3. Przepraszam Miria/Mirio (kolejny raz przepraszam, nie umiem tego poprawnie odmienić ;-;), pisałam z telefonu, który wszystko psuje.
    Nie oglądałam tego anime, więc nie moge się wypowiedzieć na temat tego czy jest zgodne z fabułą, czy charakter postaci pasuje itp. ;-; Ale mimo tego, zrozumiałam (chyba) ogólną fabułe (brawa dla Yume). Nie wiem co więcej powiedzieć. A, może to, że uwielbiam ludzi z białymi włosami. Szczególnie takich jak Shion z No. 6.
    Musze nauczyć się w końcu pisać komentarze ;-; Niczego nie potrafię ;-;
    ~Yume

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę sobie Ci odpowiedzieć.
      1) odmieniaj jak chcesz, mi tam obojętnie. Możesz na mnie mówić nawet "Mi -chan" :D (jak wokalista RootFive)
      2)nie przepraszaj tyle! Love y'all!
      3)wszystkie komentarze są bjutiful i wszystkie jesteśmy bjutiful. c'nie?
      4)na pewno potrafisz przytulać! *tuli*
      5)*tuli*

      Usuń
    2. Mi- chan jest taka dobra!
      Ja z tym przepraszaniem z całą pewnością mam coś od Sakuraia.
      *też tuli*

      Usuń
    3. Kochana Yume-san.
      A sio! A sio oglądać Donten ni Warau/Śmiech w chmurach! ;_; W tym opowiadaniu jest mnóstwo spoilerów z anime/mangi, dlatego nie powinnaś czytać przed obejrzeniem serii, ponieważ odbiorę Ci całą przyjemność z oglądania Tenki i mojego drugiego męża, Shirasu :c
      Ja też uwielbiam postacie z białymi włosami (facetów znaczy xD) Shion! *-* Shirasu! *-* Makishima z Psycho-Pass! *-* ( ten to już w ogóle, bo psychol ♥ Chociaż jego włosy są takie trochę srebrzyste, ale olać, i tak go kocham ).
      No, także, odsyłam do anime, to tylko 12 cudnych odcinków i 6 tomów mangi ( są też serie poboczne, je też warto przeczytać xD ).
      Dziękuję za komentarzyk :3

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń