Kuroko no Yaoi - Rozdział Trzeci



Rozdział Trzeci

Sparing


            Dzień był doprawdy piękny: słońce grzało ciepło swoimi niestrudzonymi promieniami, do tego od czasu do czasu zawiał przyjemny wiaterek. Jednakże, nawet jeżeli pogoda dopisywała, nie czułem się zbyt orzeźwiony. A to wszystko przez to, że tej nocy nie mogłem zasnąć.
            To wszystko za sprawą, oczywiście, meczu sparingowego z Liceum Kaijou. Do tej pory dużo ćwiczyliśmy, ponieważ każdy musiał przyzwyczaić się do gry kompanów, aby łatwiej nam było zgrać się ze sobą podczas gry. Bądź co bądź, mieliśmy wkrótce zmierzyć się z jedną z najlepszych drużyn, do której w tym roku dołączył Kise Ryouta, członek Pokolenia Cudów i mój stary znajomy.
            Po tym, jak zobaczyłem jego krótki sparing z Kagamim, zdziwiło mnie to, jak bardzo zmienił się Kise. Minęło ledwie kilka miesięcy odkąd ostatni raz widziałem jego grę. Byłem zaskoczony jego postępami, do tego dręczyło mnie przekonanie, że w tym czasie ja nie zrobiłem niemalże żadnych. Nic więc dziwnego, że mimo wielu treningów, czułem w środku niepokój.
            Jednak ja, w przeciwieństwie do innych, potrafiłem ukryć swoje emocje w środku. Z kolei idący obok mnie Kagami wyglądał o wiele bardziej przerażająco niż zazwyczaj.
-         Kagami-kun, wyglądasz gorzej niż zwykle – powiedziałem, chcąc nawiązać rozmowę i zapomnieć o lekkim stresie.
-         Zamknij się – westchnął mój kolega, przecierając dłonią kark.- Byłem tak podekscytowany meczem, że w nocy nie mogłem zasnąć.
-         Zupełnie jak dziecko z podstawówki ekscytujące się szkolną wycieczką – zauważyłem, postanawiając zachować dla siebie to, że i ja nie zmrużyłem oka.
-         Cześć, koledzy!- rozległ się nagle znajomy głos.
Spojrzałem przed siebie. Ku nam, z promiennym uśmiechem na przystojnej twarzy, biegł
sam Kise Ryouta, ubrany ciemnopomarańczowe, krótkie sportowe spodnie oraz granatowy t-shirt. Kiedy tylko znalazł się przy nas, popatrzył na wszystkich z radością, pomijając jedynie Kagamiego.
-         Szkoła jest naprawdę ogromna, więc pomyślałem, że po was wyjdę!- powiedział.
-         Witam!- przywitała się Riko, kłaniając nisko.
-         Kise...!- zaczął już na wstępnie rozjuszony Kagami, jednak blondyn wyminął go bezceremonialnie i podszedł prosto do mnie. Nachylił się nade mną i przybrał tę swoją bolesno-płaczliwą minę.
-         Kurokocchi – zaczął z wyrzutem.- Od kiedy odrzuciłeś moją ofertę, by do nas dołączyć, każdej nocy płaczę do poduchy!
-         Kise-kun, proszę, przestań się wygłupiać – westchnąłem.- Możesz przestać z tym sarkastycznym zachowaniem?
Twarz modela raptownie zmieniła się. Zupełnie tak, jakby z łagodnego królika zamienił się
w przebiegłego lisa. Kise wyprostował się i odwrócił, kierując swój wzrok na stojącego niedaleko Kagamiego.
-         Coraz bardziej ciekawi mnie osoba, która tak bardzo zmieniła Kurokocchiego – powiedział.- Nie interesuje mnie to, że jestem z Kiseki no Sedai. Szczerze mówiąc, nigdy się nawet do tego nie przyzwyczaiłem. Ale takiego bezczelnego zachowania na pewno nie zignoruję. Będę grał na poważnie, więc mam nadzieję, że i wy nie będziecie się ociągać i chociaż spróbujecie dorównać tempa mojej drużynie!
-         Jeszcze ci pokażemy, ty cholerny...- zaczął groźnie Kagami, ale dałem mu szybkiego kuksańca w bok. Jeszcze tego brakowało, by wszczął bójkę na terenie szkoły.
-         Nieokiełznany, jak widzę – zadrwił Kise, rzucając mu niemalże pogardliwe spojrzenie.- Zapraszam tędy, koledzy.
Ruszyliśmy za blondynem, postanowiłem jednak odciągnąć Kagamiego na sam koniec.
-         Nie możesz się tak zachowywać, Kagami-kun!- upomniałem go, puszczając jego rękę, choć, przeklinam za to sam siebie, nie bardzo miałem na to ochotę.
-         O co ci chodzi?- Kagami zmarszczył gniewnie brwi.
-         Musisz się trochę opanować, bo jak tak dalej pójdzie, Kise-kun zdenerwuje cię choćby jednym słowem! Jeśli postanowi wykorzystać to na boisku, to boję się nawet pomyśleć, do czego może dojść, znając twój temperament.
-         Nie musisz mnie pouczać!- warknął Kagami, prostując się, nieco zarumieniony.- Nic się takiego nie stanie, nie musisz się obawiać! Tsk...jakbym nie potrafił zapanować nad samym sobą!
Właśnie co do tego miałem poważne wątpliwości... Wolałem jednak nie mówić tego na
głos. Kagami był chyba naprawdę niewyspany i wyjątkowo podniecony tym meczem. Z jednej strony cieszyło mnie jego zaangażowanie, z drugiej jednak obawiałem się, co przyniesie nam los.
Liceum Kaijou było naprawdę pokaźnych rozmiarów. Gdyby nie Kise, z pewnością sporo
czasu zajęłoby nam odnalezienie drogi do sali gimnastycznej. Tymczasem z jego pomocą znaleźliśmy się tam po kilku minutach.
Jak na sportowe liceum przystało, sala gimnastyczna była ogromna i na pierwszy rzut oka
wyposażona w jeden z lepszych i droższych sprzętów. Nawet ilość wyjść ewakuacyjnych potrafiła zaskoczyć człowieka. Po boisku biegało kilkunastu chłopaków, najwyraźniej mieli trening. Jednak to, co najbardziej rzuciło się nam wszystkim w oczy, to wielka zielona siatka odgradzająca jedną połowę boiska od drugiej.
-         Eh? Będziemy grać na połowie boiska?- mruknęła trenerka Riko, wchodząc na wolną część i rozglądając się.- A na drugiej co, oni mają trening?
-         Te tablice wyglądają na naprawdę stare...- mruknął Hyuuga, patrząc z lekkim niepokojem na jeden z koszy.
-         Ah, jesteście już – rozległ się donośny głos, jak się okazało, należący do nieco otyłego mężczyzny ubranego w dres, który właśnie przechodził obok nas.- Miło was poznać, jestem trenerem, Takeuchi Genta.
-         B-bardzo nam miło!- powiedziała Riko, występując naprzód.- Nazywam się Aida Riko, jestem trenerem drużyny Seirin!
-         Eh?! Trenerem?- powtórzył zaskoczony Takeuchi.- A nie przypadkiem menadżerką?
-         Nie.- Riko uśmiechnęła się sztucznie.- Uhmm...boisko zostanie wkrótce przygotowane?
-         O czym ty mówisz?- Takeuchi spojrzał na nią jakoś krzywo.- Gramy na tej połowie. Reszta drużyny będzie miała normalny trening, żeby nie tracić czasu na oglądanie
meczu, z którego i tak nic nie wyniesie. Ale, nawet jeśli to tylko rozgrzewka dla naszych chłopaków, będziecie grali z pierwszym składem. Dlatego proszę, sprężcie się, żebyśmy nie potroili waszego wyniku.
Zmarszczyłem gniewnie brwi, rzucając mu jedno z moich spojrzeń, które przeznaczałem
wyłącznie ludziom, którzy mnie irytowali. Co to niby miało znaczyć? Więc mieliśmy robić za chłopców do bicia? Czy oni aż tak nas nie doceniali?
Przełknąłem ślinę i zacisnąłem lekko pięści, zapominając o wcześniejszym stresie i
niepokoju. Byłem pewien, że wygramy ten mecz, że pokażemy im, na co stać naszą drużynę.
I najwyraźniej nie tylko ja tak myślałem. Wyglądało na to, że reszta moich kolegów czuła
podobnie. Widziałem ich zaciśnięte mocno szczęki i pięści, od ścisku których wręcz pobielały im knykcie.
-         Kpią sobie z nas – usłyszałem ciche warczenie po swojej prawej. Nie musiałem tam spojrzeć, by wiedzieć, kto był aż tak zdenerwowany, ale i tak to zrobiłem.- Traktują nas jako drużynę, z którą można pograć w czasie wolnym...
Otworzyłem lekko usta, mimo wszystko Kagami trochę mnie zaskoczył. Poczułem lekki
dreszcz przechodzący przez całe moje ciało. Stojąc obok niego, mogłem niemalże namacalnie wyczuć bijącą z jego ciała dziką aurę, która mogła być tylko i wyłącznie siłą napędową Kagamiego.
Uśmiechnąłem się lekko. Już wiedziałem, co powinienem zrobić.
-         Kise, a ty czemu się przebierasz?- rozległ się krzyk trenera Kaijou.- Siadaj na ławce, ty nie grasz!
-         Co?! A-ale jak to?
-         Już i tak wystawiamy cały pierwszy skład. Jak jeszcze ciebie tam wcisnę, to ten mecz nie będzie miał w ogóle sensu.
-         Słyszeliście to?- zapytał Hyuuga z lekką nutką groźby w głosie.
-         Długo już nie byłem tak wkurzony – warknął Izuki, ciskając Kise mordercze spojrzenie. Zresztą, nie tylko on patrzył teraz na niego spode łba. Cała moja drużyna wyrażała niezadowolenie z tego obrotu sprawy. W końcu przyszliśmy tutaj po to, by zmierzyć się właśnie z Kise.
-         Przepraszam! Bardzo was przepraszam!- krzyknął blondyn, podbiegając do nas.- Będę na ławce rezerwowych...jeżeli tylko skopiecie tyłki moim kolegom, to trener na pewno mnie wystawi! Poza tym...- Kise uśmiechnął się z wyższością.- Jeżeli nie będziecie w stanie tego zrobić, możecie co najwyżej pomarzyć o pokonaniu Kiseki no Sedai.
-         Kise! Pokaż im, gdzie jest szatnia!- krzyknął trener.
-         Nie trzeba – podniosłem nieco głos, by dobrze mnie słyszał.- Lepiej zacznij się rozgrzewać, Kise-kun, ponieważ nie pozwolimy ci długo siedzieć na ławce.
To mówiąc, wraz z moją drużyną wyszliśmy z sali i przeszliśmy do długiego korytarza,
którym przechodziliśmy już wcześniej. Drzwi do naszej szatni były otwarte, dlatego weszliśmy i zajęliśmy miejsca.
-         No dobrze, moi drodzy – powiedziała Riko, stając na rozstawionych nogach przed drzwiami, niczym ochroniarz.- Musimy pokazać im potęgę Seirin! Trzeba zgnieść ich na kwaśne jabłko i pokazać, gdzie raki zimują! Macie ich zniszczyć, zdeptać, zrównać z ziemią, rozumiemy się?!
-         Tak jest!- krzyknęliśmy chórem, zabierając się za przebieranie. Jakoś żadnemu z nas nie przeszkadzała obecność trenerki, szczególnie Kagamiemu, który był tak podekscytowany, że zaplątał się w swoich spodenkach i teraz podskakiwał na jednej nodze, starając się nie przewrócić.
-         Zachowaj swój zapał na mecz, Kagami – powiedział Hyuuga, podtrzymując go dłonią.
-         T-tak jest!- krzyknął Kagami, podciągając spodnie i zakrywając niemałych rozmiarów wypukłość w bokserkach. Przełknąłem ciężko ślinę, starając się nie wyobrażać sobie jak to może wyglądać bez przykrycia...
Doprawdy, przez Kagamiego zaczynam myśleć o nieprzyzwoitych rzeczach. Chyba
powinienem udać się na jakąś terapię...
Czerwonowłosy odetchnął głęboko i sięgnął do swojej torby po koszulkę. Zdjął z siebie tę,
którą miał na sobie i po raz kolejny mogłem ujrzeć niesamowite linie jego mięśni, napinających się przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu. Sięgnąłem po mój napój proteinowy, czując, że zaschło mi w gardle. Nie dość, że byłem podekscytowany meczem, to jeszcze rozpalał mnie widok półnagiego kolegi z drużyny.
Naprawdę jestem chory.
-         Wszyscy gotowi?- zapytała Riko.- Zaraz wychodzimy i idziemy zgnieść te robaki! A spróbujcie mi przegrać, to przysięgam, że zmuszę was do wyznania miłości dziewczynom, w którym się kochacie, na dachu, nago, przed całą szkołą!!!
Cóż, mnie to raczej nie groziło, jednak na całą resztę drużyny podziałało jak kubeł zimnej
wody. Wszyscy wzdrygnęli się i spojrzeli po sobie, a potem szybko wrócili do przebierania.
-         Czyżby ktoś ci się podobał, Kagami-kun?- zapytałem, widząc, że i on jest nieco zdenerwowany. Poczułem, że moje serce przyspiesza nieco.
-         Co? Yyy, nie, no co ty? Przecież dopiero co tu przyszedłem! Poza tym, nie mam czasu na takie bzdury – mruknął, rumieniąc się lekko.- Głupie pytania zadajesz...
-         Ah tak?- Uśmiechnąłem się do niego lekko.- Mimo to, wyglądasz, jakbyś przestraszył się groźby Riko-san.
-         Wymyśliła coś na nich, to i wymyśli na nas...- mruknął chłopak, ku mojemu niezadowoleniu, naciągając na siebie koszulkę. Śledziłem uważnie wzrokiem każdy skrawek jego skóry, nim zasłonił go materiał. Nieco zawstydzony, szybko rozejrzałem się po moich kolegach, jednak najwyraźniej żaden nie zauważył mojego zachowania. Skarciłem się w duchu i obiecałem następnym razem powstrzymać. A przynajmniej spróbować...
-         No dobra, wracamy na boisko!- krzyknęła Riko.
-         Tak jest!
Wyszliśmy z szatni i udaliśmy się za naszą trenerką z powrotem na boisko. Wyglądało na
to, że Kaijou jest już gotowe: pięciu chłopaków, ubranych biało-niebieskie stroje, stało nieopodal i gawędziło ze sobą, jakby w ogóle nie przejmując się sparingiem. Znów poczułem w sobie to nieprzyjemne uczucie. Naprawdę nie podobało mi się, że już na wstępie zostaliśmy potraktowani tak bezczelnie i niegrzecznie.
-         Niech rozpocznie się mecz towarzyski między Liceum Seirin i Liceum Kaijou!- rozległ się głos sędziego, stojącego przed tablicą wyników.
Cała nasza piątka ustawiła się przed zawodnikami z przeciwnej drużyny. Wyprostowani,
patrzyliśmy na nich nie z wyższością, czy pogardą, ale ze zdecydowaniem i pewnością siebie.
Sędzia, przy którym stałem, spojrzał najpierw na drużynę Kaijou, a potem na naszą i
zmarszczył lekko brwi.
-         Mecz zaraz się zacznie... Seirin, wystawcie piątego zawodnika!
-         Uhm...ale jest nas piątka – zauważyłem całkiem mądrzę, jak sądzę.
Wyglądało jednak na to, że zarówno sędzia, jak i nasi przeciwnicy nie zauważyli mnie,
ponieważ wszyscy wydali z siebie okrzyk zdziwienia. Starałem się udawać, że nie słyszę głośnych szeptów na mój temat. W końcu, jak zawsze mówili to samo: „Nie widziałem go!”, „Od kiedy on tam stoi?” czy „To naprawdę ich zawodnik?”.
Po jakimś czasie da się przyzwyczaić, jednak w dalszym ciągu to trochę irytujące. Skoro
już mnie zauważyli, to mogliby tak głośno nie komentować mojej osoby...
To niegrzeczne.
-         No dobrze...proszę się ustawić! Zapraszam zawodników obu drużyn na środek!- zawołał sędzia.
Posłusznie wykonaliśmy polecenie. Oczywiście, tym, który miał wybić piłkę, był Kagami.
Dorównywał wzrostem przeciwnikowi, a i jego zapał nie zmniejszył się ani odrobinę.
Sędzia podrzucił wysoko piłkę w górę i głośno zagwizdał. Patrzyliśmy w napięciu, jak
Kagami przykuca, by wykonać skok, krzycząc głośno, z zapałem. Uśmiechnąłem się lekko, naprawdę lubiłem tę jego cechę. Tymczasem to jednak przeciwnik zdołał wybić piłkę, która trafiła do kapitana ich drużyny. Wszyscy rozbiegli się na naszą połową, przygotowując się do ataku bądź obrony. Ja tymczasem ruszyłem na przeciwnika.
-         Dobra! Zaczniemy od zdobycia pierwszego kosza!- krzyknął kapitan Kaijou.
W tym właśnie momencie podbiegłem do niego i zamachnąłem się prawą ręką,
odbierając mu piłkę. Wykorzystując chwilę jego zaskoczenia, pognałem w kierunku ich kosza. Wiedziałem, że wszyscy ruszyli w pościg za mną, wiedziałem również, że zdołają mnie dogonić. Ale kiedy tylko to zrobili, i jeden z nich miał już odebrać mi piłkę, posłałem ją do biegnącego nieopodal Kagamiego, który wykonał z dwutaktu imponujący wsad, jak zawsze z siłą godną zawodowca.
-         Tak jest!- krzyknął Kagami, zadowolony z siebie, unosząc zwycięsko ręce. Jak się okazało, w jednej z nich trzymał...obręcz kosza.- Uoo!- krzyknął, orientując się, co właśnie zrobił. Odwrócił się i spojrzał z zaskoczeniem na tablicę
Po całej sali rozległy się głośne krzyki na temat jego drobnego „wyczynu”. Miałem
ogromną ochotę się uśmiechnąć, jednak powstrzymałem się. Nie czas teraz na takie rzeczy – później będzie można je powspominać.
-         Niedobrze, jedna ze śrub jest zardzewiała – westchnął Izuki, patrząc uważnie na rozwaloną tablicę.
-         Nawet jeśli, to przecież to i tak NIE JEST normalne!- stwierdził kapitan Kaijou.
-         Co teraz, Kuroko?- zapytał mnie Kagami, patrząc przez obręcz.- Ho! Jest większa, niż myślałem!
-         Co teraz...- mruknąłem z westchnieniem.- Najpierw przeprośmy.
Wraz z Kagamim, bawiącym się obręczą, podeszliśmy do trenera, jednak tylko ja
postanowiłem złożyć grzecznościowy ukłon, podobnie jak nasza trenerka, która zdążyła zrobić to już wcześniej.
-         Bardzo przepraszamy, że rozwaliliśmy obręcz – powiedziałem.- Ponieważ nie jesteśmy w stanie tak grać, czy możemy użyć całej sali?
Trener był wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Jego solidnej budowy ciało
trzęsło się lekko, pięści zacisnął mocno i zazgrzytał zębami, jednak wstał i wykrzyknął odpowiednie polecenia. Odsunęliśmy się na bok, zadowoleni, patrząc, jak chłopacy spoza pierwszego składu Kaijou przygotowują nam boisko do pełnej gry.
-         Coś niesamowitego!- Kise podszedł do nas i roześmiał się wesoło.- Naprawdę daliście mu popalić! Pierwszy raz widziałem trenera w takim stanie! Dobra wasza!
-         Bo nas ciągle nie doceniał!- warknął Kagami, rzucając trenerowi wściekłe spojrzenie.- A żryj to!
-         Ciekawe, ile kosztuje nowa obręcz do kosza?- zapytałem głośno.
-         E?! To my mamy za to płacić?!- wykrzyknął Kagami, jednak już mu nie odpowiedziałem. Właściwie, to głównie on narozrabiał, więc to chyba on powinien się tym martwić?
-         Wznawiamy mecz!- rozległ się krzyk sędziego.
Spojrzeliśmy na ławkę rezerwowych. Kise pozostawił właśnie na nich swoją torbę i
butelkę wody, po czym wszedł na boisko, uśmiechając się pewnie.
-         Przepraszam, że musieliście czekać – powiedział.
-         W końcu się pojawił...- zawarczał Kagami z uśmiechem.
-         Teraz, gdy wszedł na boisko, w ogóle nie wygląda jak model – powiedział stojący obok nas Hyuuga.
-         To nie jest tylko zwyczajna poza – uprzedziłem moich kompanów.
Nagle za naszymi plecami rozległy się głośne piski i nawoływania Kise. Blondyn odwrócił
się i, uśmiechając promiennie, zaczął machać dziewczynom, które zebrały się przy drzwiach wejściowych.
-         He?! Co to, do diaska?- zapytał Hyuuga.
-         Ah, to?- kapitan Kaijou, o ile dobrze pamiętałem o nazwisku Kasamatsu, odwrócił się do Hyuugi.- Fanki Kise. Zawsze przychodzą, kiedy gra na boisku... A skoro już o tym mowa...- chłopak podbiegł do Kise i wymierzył mu porządnego kopa w tył.- Jak długo jeszcze zamierzasz im odmachiwać?! Zaraz cię kopnę!
Kise krzyknął, boleśnie upadając na posadzkę. Trochę mu współczułem, wyglądało
bowiem na to, że jego kapitan jest naprawdę surowy.
-         Ał...- Kise podniósł się z jękiem.- Już mnie kopnąłeś, Kasamatsu-senpai!
Jego kapitan zbliżył się do niego i uniósł nieco głowę. Był odrobinę niższy od Kise.
Chłopacy zaczęli między sobą szeptać, zerkając na stojącego niedaleko Kagamiego. Czerwonowłosy, podpierając rękoma biodra, również gapił się na nich, najwyraźniej zdając sobie sprawę z tego, że mówią o nim.
W końcu rozległ się nawołujący głos sędziego. Ponownie ustawiliśmy się na boisku – tym
razem całym – i, zaraz po tym, jak rozległ się gwizdek, rozpoczęliśmy grę.
Tym razem przy piłce był Kasamatsu. Widząc biegnącego przed nim Kise, Kagami rzucił
się do bloku, jednak blondyn wyminął go i przebiegł dalej, pod kosz, z kolei Kasamatsu, wykorzystując rozstawione nogi Hyuugi, który chciał go zablokować, podał mu piłkę. Kise odebrał ją w biegu i ruszył na nasz kosz, perfekcyjnie naśladując poprzednie ruchy Kagamiego – dwutakt, skok, doskonały wsad, który aż zatrząsł obręczą.
Wszyscy byliśmy zaskoczeni tym atakiem, jednak kapitan Kaijou najwyraźniej nie był
zadowolony – podbiegł do Kise i po raz kolejny kopnął go w tył.
-         Mówiłem ci, żebyś ją rozwalił, durniu!- krzyknął.
Przełknąłem ślinę, zerkając na Kagamiego, który stał pod naszym koszem i wpatrywał się
w skupieniu w obręcz. Nie wiedziałem, co sobie myślał, ale jego mina wskazywała na to, że nie był zbyt zadowolony. Pytanie tylko, czy to z zagrania Kise, czy swojego...
-         Jeśli chodzi o uczucia dziewczyn, to może nie zawsze – powiedział Kise, przechodząc obok Kagamiego.- Ale w koszykówce zawsze się odwdzięczam.
Kagamiemu zadrgała brew, widać było, że słowa Kise znów go rozjuszyły. Powstrzymałem
chęć głośnego westchnienia. Chyba minie sporo czasu, nim Kagami ujarzmi siedzącą w nim bestię...
-         Sam tego chciałeś – powiedział, nim Kise odbiegł do swojej drużyny.
Znów ruszyliśmy do boju. Hyuuga, który biegł teraz z piłką, podał mi ją, ja z kolei odbiłem
do Kagamiego, który znajdował się blisko kosza przeciwnika. Wsad, który wykonał, by jeszcze bardziej imponujący, niż poprzedni, a siła, z jaką opadł na ziemię, niemalże wprawiła ją w drżenie.
-         Dajmy z siebie wszystko!- krzyknął głośno Kagami.
-         Tak!- odkrzyknęła reszta naszej drużyny.
Uśmiechnąłem się, czując niesamowite podekscytowanie. Ten widok przyspieszył bicie
mojego serca, nie tylko dlatego, że Kagami tym sposobem napędził drużynę do działania, ale również dlatego, że w pewnym stopniu napędzał mnie samego, osobiście. Z jego talentem, z jego zapałem, a nawet z tą jego niepohamowaną naturą tygrysa, coraz bardziej nabierałem pewności, że będziemy w stanie pokonać całe Kiseki no Sedai.
Kagami był po prostu cudowny.


***


Mecz trwał dalej. Jego tempo było dość przerażające, podobnie zresztą atmosfera
panująca w sali. Żadna z drużyn nie wyprzedzała drugiej zbytnią ilością punktów, szliśmy praktycznie łeb w łeb, wciąż remisując od nowa. Zwyczajny widz siedzący na widowni z pewnością ledwie mógł nadążyć za piłką, która wciąż trafiała z jednych rąk do drugich.
Dawałem z siebie wszystko, podając do wolnych zawodników z mojej drużyny, starając
się nabić jak najwięcej punktów, jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że taka dzika gra zwyczajnie nie ma sensu. Atakowaliśmy wciąż od nowa, ale jednocześnie nie skupialiśmy się na obronie, przez co przeciwnik szybko nadrabiał punkty. Minęły ledwie trzy minuty odkąd rozpoczął się mecz, a ja już czułem zmęczenie i bardzo się pociłem.
Odebrałem podanie od Izukiego i posłałem do Kagamiego. Chłopak odebrał piłkę i zaczął
biec do kosza przeciwników. Kise, oczywiście, ruszył za nim, jednak Kagami postanowił go zmylić i kiedy Kise sięgnął dłonią, by odebrać mu piłkę, Kagami wyskoczył, odchylając się do tyłu i pokazując, że jest prawdziwym koszykarzem – fadeaway wyszedł mu idealnie. Niestety, kiedy rzucił piłkę, Kise podskoczył wysoko i przechwycił piłkę. Gdy tylko wylądował, ruszył do naszego kosza. Kagami pognał za nim, ale ja już wiedziałem, co się teraz stanie.
Ledwie Kagami wyprzedził odrobinę blondyna, ten wyskoczył, podobnie jak Kagami
wykonując fadeaway i rzucił piłkę. Różnice były dwie: Kise wyszło to lepiej, i piłka trafiła do kosza.
Widziałem, jak Kagami dyszy ze zmęczenia i wpatruje się złowrogo w Kise. Nic dziwnego,
w końcu model non stop go naśladował. Nie chodziło tylko o mecz, to po prostu musiało być wyjątkowo irytujące.
Ruszyłem za kapitanem Hyuugą, który biegł teraz z piłką.
-         Kapitanie!- zawołałem.
-         Skąd ty się tu wziąłeś?!- Kapitan najwyraźniej był bardzo zaskoczony moją obecnością.- A co ważniejsze, dlaczego ze mną teraz rozmawiasz?!
-         Potrzebuję przerwy – wyjaśniłem.- Tempo tej gry naprawdę mnie męczy.
-         Co? Jak możesz być tak słaby?- westchnął Hyuuga.
-         Poza tym, Kagami-kun musi ochłonąć – dodałem.- Im ciężej gra, tym ciężej gra również Kise-kun. W tym tempie zużyjemy wszystkie siły, aby im dorównać i będziemy jedynie pogarszać naszą sytuację.
-         Dobra, chyba masz rację – powiedział kapitan i zerknął w stronę sędziów. Również tam spojrzałem i zobaczyłem Riko, która najwyraźniej także rozumiała nasze położenie i postanowiła poprosić o przerwę.
I rzeczywiście, rozległ się krótki dzwonek i głos sędziego:
-         Seirin, przerwa!
Wszyscy rozsiedliśmy się na ławce i natychmiast chwyciliśmy za butelki z napojami, pijąc
łapczywie. Chwyciłem mój ręcznik i zacząłem przecierać spoconą twarz i włosy.
-         Co wy, do cholery, wyprawiacie?!- rozległ się rozwścieczony wrzask trenera Kaijou.- Ile jeszcze punktów zamierzacie im oddać?! Czy obrona śpi?! Co?!
Odwróciłem od nich głowę, mój oddech powoli zaczął się uspakajać. Riko tymczasem
rozłożyła na podłodze przed nami miniaturową tablicę boiska z zaznaczonymi pozycjami.
-         Najpierw musimy zająć się Kise – powiedziała.
-         Nie wierzę, że nawet Kagami nie jest w stanie go powstrzymać – odezwał się Hyuuga.- Może wyznaczymy na niego jeszcze jedną osobę?
-         Co?!- wykrzyknął Kagami.- Hej, poczekajcie...!- uniósł na moment głowę w górę, jakby się nad czymś zastanawiał i dodał:- Proszę.
-         Proszę?- powtórzyła zaskoczona Riko.
-         Jest pewna opcja – powiedziałem, starając się nie uśmiechnąć. Czy on naprawdę musi być tak idiotycznie słodki?
-         Co masz na myśli, Kuroko-kun?- zapytała Riko.
-         On ma pewien słaby punkt – powiedziałem.
-         Słaby punkt?- powtórzyła Riko.
-         Co? Powinieneś nam powiedzieć wcześniej!- rzekł Hyuuga.
-         Nie, szczerze mówiąc, nie wiem nawet, czy można to nazwać słabym punktem – zaoponowałem.- A tak w ogóle, to przepraszam. Jest jeszcze jeden problem. Przez to, że nałożyliśmy takie wysokie tempo gry, moja skuteczność powoli się zmniejsza.
-         C-co?- bąknął Hyuuga.
-         Styl mojej gry nazywa się „misdirection” – zacząłem.- To nie jest wcale takie trudne. W gruncie rzeczy, każdy z was potrafiłby coś takiego. Po prostu wykorzystuję uwagę przeciwników, skupiając ją nie na sobie, a na piłce. Dzięki temu jestem w stanie podawać piłki, będąc praktycznie niezauważonym. Jednakże, im dłużej używam misdirection, tym bardziej przeciwnicy się do niego przyzwyczajają, przez co traci na swojej efektywności. Rozumiecie, co mam na myśli?
-         Dlaczego nie powiedziałeś nam czegoś tak istotnego wcześniej?!- krzyknęła poważnie zdenerwowana Riko, chwytając mnie za szyję jednym ze swoich chwytów i ściskając mocno.
-         P-przepraszam – wydusiłem.- Nie pytałaś...!
-         Nie mówisz nic, jeśli nie zostaniesz zapytany?!
Nagle usłyszeliśmy kolejny krótki gwizdek.
-         Koniec przerwy!
-         Cholera! Skończyła się, jak dusiłam Kuroko!
W końcu mogłem odetchnąć, choć moje gardło trochę kiepsko to zniosło. Usiadłem z
powrotem na ławce i napiłem się odrobinę, zerkając na Kagamiego, który właśnie coś mówił do naszej trenerki, a potem, nim zdążył odpowiedzieć, odbiegł.
-         Czekajcie!- krzyknęła do chłopaków.- Zamiast bronić jeden na jednego, użyjemy obrony strefowej! Utrzymajcie solidną obronę w środku i ruszcie się, aby zatrzymać Kise! Zatrzymanie go to wasz priorytet!
-         Tak jest!
-         A ty, Kuroko, postaraj się zwolnić swoje tempo – zwróciła się do mnie, podczas gdy wiązałem na nowo sznurowadła swoich butów.- Ale nie pozwól też, żeby różnica punktów się powiększyła. Dasz radę?- zapytała, patrząc na mnie nieco zmartwiona.
Odetchnąłem raz jeszcze, wstałem i ruszyłem na boisko pewnym krokiem.
-         Spróbuję – powiedziałem tylko.
Kiedy rozległ się gwizdek, wszyscy ustawiliśmy się mniej więcej na środku, blokując Kise,
który był przy piłce. Początkowo wyglądał na niego zaskoczonego, jednak trwało to krótko: błyskawicznie podał piłkę do biegnącego po prawej Kasamatsu. Naprzeciw niego stanął Izuki, jednak kapitan Kaijou wyskoczył, wykonując rzut za trzy punkty. Trafił bezbłędnie, a tablica wyników błysnęła czerwienią. Kaijou prowadzili 28 do 22.
Mimo to, żaden z nas się nie poddawał. Teraz przy piłce był Kagami, a ponieważ tylko ja
byłem wolny, podał piłkę do mnie. Już miałem ją odebrać, kiedy nagle jeden z przeciwników wyskoczył przede mną i ukradł ją, natychmiast rzucając do kosza. Kaijou znów zdobyli punkty.
Różnica punktów robiła się coraz większa, choć staraliśmy się jakoś to nadrobić. W
pewnym momencie to Mitobe był przy piłce, podał ją do Kagamiego, a ten skoczył do kosza i już myślałem, że wykona wsad, kiedy nagle Kise doskoczył do niego i powstrzymał go.
Sędzia gwizdnął.
-         Za linią! Piłka dla białych!- krzyknął.
Stojąc niedaleko Kagamiego, patrzyłem, jak dyszy ciężko. Kise, który stał niedaleko,
prawie w ogóle nie zmęczony, zwrócił się do niego:
-         Czemu w końcu tego nie przyznasz?- zapytał.- Za wcześnie dla ciebie, by wyzywać Kiseki no Sedai.
-         Coś ty powiedział?- warknął Kagami, odwracając się do niego.
-         Różnica punktów może się jeszcze zwiększyć, ale na pewno już nie zmaleje – powiedział z uśmiechem Kise.- W koszykówce, ważniejsze od formacji czy strategii, jest budowa ciała. To jest sport dla wysokich. Różnica pomiędzy twoją drużyną, a moją, jest po prostu zbyt duża. Byłeś jedynym, który miał z nami szansę, ale teraz już widzę, ile naprawdę potrafisz.
Przygryzłem wargę, obserwując uważnie Kagamiego. To było oczywiste, że Kise swoimi
tekstami zwyczajnie go podpuszcza. I właśnie to było najgorsze, zważywszy na to, jak łatwo Kagami dawał się podejść.
-         Przyznam, że masz potencjał, ale dużo ci jeszcze do mnie brakuje – ciągnął dalej Kise.- Nieważne, jak chytre zagranie wymyślisz, wystarczy jedno moje spojrzenie i odwdzięczę ci się tym samym z podwójną siłą.
Podszedłem nieco bliżej, tak na wszelki wypadek. Nie, żebym mógł cokolwiek zrobić,
gdyby Kagami się na niego rzucił, jednak presja, którą wywierali na otoczenie swoją walką na spojrzenia była naprawdę niepokojąca.
-         Możesz próbować, ale nigdy mnie nie pokonasz – powiedział Kise.- Rzeczywistość nie jest taka prosta.
Patrzyłem uważnie na Kagamiego, który stał ze spuszczonymi ramionami i głową. Już
chciałem się odezwać, kiedy nagle Kagami zaczął...śmiać się. Z początku cicho, a potem coraz głośniej, aż po prostu wybuchnął gromkim śmiechem.
-         Przepraszam, przepraszam – powiedział, unosząc dłoń i mrużąc jedno oko, w którym pojawiła się maleńka łezka rozbawienia.- Jestem po prostu szczęśliwy.
-         Szczęśliwy?- powtórzył Kise.
-         Minęło już sporo czasu, od kiedy usłyszałem coś podobnego – wyjaśnił Kagami, uśmiechając się, jak zupełnie nie on.
Poczułem, że moje serce znów zabiło mocniej. Kise patrzył na Kagamiego dość
podejrzliwie, ja – z niemą fascynacją.
-         Słyszałem to tam na okrągło – powiedział Kuroko.
-         Tam?- mruknął pytająco Kise.
-         W Ameryce.
-         Ho?! Byłeś w Ameryce?! Ale super!- podekscytował się Kise.
-         Myślałem, że popełniłem błąd, wracając do Japonii – powiedział Kagami, na powrót przywołując na twarz dobrze mi już znany, dziki uśmiech.- Po tym, co usłyszałem od ciebie, naprawdę mnie zachęciłeś! Życie to w końcu pasmo wyzwań! Życie bez silnych przeciwników, to cholernie nudne życie! Więc jeśli przegram, to też dobrze!- Kise był wyraźnie zaskoczony słowami Kagamiego.- Dopiero się rozkręcamy – ciągnął tymczasem Kagami, ruszając w moją stronę.- Nie uważasz, że to trochę za wcześnie, świętować zwycięstwo? Poza tym, dzięki tobie, znam w końcu twoją słabość.
-         Słabość?- powtórzył zdziwiony Kise.- Jaką słabość?
-         Pewnie nie łatwo było ci to wyznać – powiedział z uśmiechem Kagami.- Jednym spojrzeniem, mówisz? A co, jeżeli nie zobaczysz? Jeżeli zagrasz przeciwko komuś, kto i tak jest praktycznie niewidoczny? Nieważne, jak bardzo jesteś utalentowany, nigdy nie uda ci się podrobić JEGO stylu. Innymi słowy...- Kagami położył nagle swoją ogromną dłoń na mojej głowie i przyciągnął bliżej siebie, tak, że na moment stuknęliśmy się biodrami.- ON jest twoją słabością!
-         C-co ty wyprawiasz?- zapytałem, czując, że lada moment się zarumienię.
To był pierwszy raz, kiedy tak bezpośrednio mnie dotknął. Może i nie był to bezpośredni
kontakt ze skórą, jednak mogłem poczuć jego ciepłą dłoń, zdolną objąć niemalże całą moją głowę.
Ale, co gorsza, ten dotyk był...znajomy. Aż za bardzo. Duża, ciepła dłoń, tak często
lądująca na mojej głowie...obecność osoby, na której mogłem polegać...
-         Ao...- wyrwało mi się szeptem, jednak szybko oprzytomniałem i strzepnąłem dłoń Kagamiego z mojej głowy.- Nie rób tego więcej, proszę.
I dopiero wtedy zorientowałem się, że wszyscy, dosłownie wszyscy, gapią się na nas jakby
z niedowierzaniem.  Westchnąłem cicho, czując, że za chwilę naprawdę się zarumienię.
Pierwszy raz w życiu tak bardzo żałowałem, że nie mogę użyć Misdirection, kiedy
naprawdę go potrzebuję.



3 komentarze:

  1. NYAAAAAAAAAAAAAAA!
    JEST, MOJE OPOWIADANKO!
    Wiesz kobito, ile na nie czekałam?!
    Narracja takiego zabujanego Tetsu jest zarąbista, a niektóre momenty komiczne aż do przesady :-)
    Mam tylko nadzieję, że na klejny chap nie trzeba będzie czekać miesiącami ;)
    Weny KagaKurowej życzę
    Ps. Czekam na zauroczonego tygryska ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku! Tyle czekania na trzeci rozdział :P
    Kagami taki dzikus <3
    Życzę więcej pomysłów na pisanie ^-^
    ps. Jesteś pierwszą osobą, dzięki której pokochałam yaoi a w szczególności AoKaga :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło! ^^ Cieszę się, że dzięki moim opowiadaniom mogę sprowadzać wszystkich na właściwą dro...yyy, to znaczy, że poszerzać horyzonty jeśli chodzi o orientację seksualną ^^
      Edukacja przede wszystkim! *-*

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń