Kolacje z moim ojcem zawsze wyglądały jak spotkania dwóch biznesmenów.
Nie jestem pewien, czy zawsze tak było, nie pamiętam już czasów, kiedy towarzyszyła nam moja matka. Być może było weselej, być może radośniej, a może jednak nic nigdy nie było inne niż teraz. Kto wie, czy nawet jej ojciec nie traktował jak partnera biznesowego.
Zdjęcia mogą kłamać.
– Słyszałeś o tym, że Duono-san planuje zacząć handlować zasobami naturalnymi naszego kraju?- zapytał mnie między jednym a drugim kęsem pieczonej kaczki.
– Słyszałem, ojcze – odparłem spokojnie.
– Co uważasz na ten temat?
– To niemądre posunięcie. Duono-san wybrał najmniej opłacalne rudy metali, nie mają one wysokiej wartości. Domniemam, że jego firma upadnie w przeciągu dwóch najbliższych lat.
– Osobiście nie dałbym mu nawet tych dwóch lat – skomentował ojciec, nie podnosząc głowy znad talerza.- Rok i trzy miesiące góra.
Nic nie odpowiedziałem, zresztą i tak nie było takiej potrzeby. Zaprzeczanie nie miało sensu, tym bardziej przyznawanie mu racji – ojciec dobrze wiedział, że ją ma. Jadłem więc dalej w milczeniu, od czasu do czasu popijając posiłek wodą. Nie mogłem się spieszyć, bo i tak nie wolno mi było odejść od stołu, dopóki obaj nie skończyliśmy kolacji.
– Jak idą twoje przygotowania do testów końcowych, Seijuurou?- zapytał w pewnym momencie.
– Próbne testy zdałem na sto procent, zajmując tym samym pierwsze miejsce wśród trzecioklasistów liceum Rakuzan. Nadal powtarzam na bieżąco materiał. Bez problemu dostanę się na studia.
– Dobrze. Musisz się bardzo postarać, żeby przyjęli cię na Harvard.
Przestałem kroić kaczkę i spojrzałem na ojca, próbując ukryć zdziwienie. O czym on mówił? Czy naprawdę miał na myśli studia w Ameryce, czy po prostu nazywał tak jedną z japońskich uczelni? Na pewno coś mu się musiało pomieszać.
Przełknąłem ciężko ślinę i powoli odłożyłem sztućce.
– Harvard?- zapytałem cicho, siląc się na spokój. Wbiłem w mojego ojca uważne spojrzenie.
– Tak, Harvard – odparł.- To właśnie tę uczelnię dla ciebie wybrałem.
– Myślałem o Uniwersytecie Tokijskim, w końcu to właśnie w Tokio będę prowadził firmę. Tak przynajmniej uzgodniliśmy, kiedy przenieśliśmy się tu, do Kioto.
– Oczywiście, ale przemyślałem to raz jeszcze.- Ojciec upił łyk wody z krystalicznie czystej szklanki.- Będziesz studiował na Harvardzie. Dzięki temu opanujesz język angielski do perfekcji, poznasz dobrze kulturę Ameryki i prześledzisz jej gospodarkę oraz zapotrzebowanie. Dzięki temu być może otworzymy firmę także w Stanach Zjednoczonych, wówczas prowadzić będzie ją twój syn.
Syn? A więc nie dość, że planował moją przyszłością i całkowicie rządził moim życiem, to do tego miał jeszcze plany wobec moich nienarodzonych dzieci?
– Rozumiem – odparłem, spuszczając wzrok.
Nie było sensu się kłócić. Nie miałem prawa tego komentować, podżegać jego decyzji, sprzeciwiać się. Klamka już zapadła, mój wyjazd na Harvard był nieunikniony. Choć zazwyczaj znosiłem ze spokojem plany ojca, niszczące moje własne, to tym razem czułem się zawiedziony. Sądziłem, że ten jeden jedyny raz to ja panowałem nad swoim życiem, to ja wybrałem Uniwersytet, na którym chciałem studiować, to ja podjąłem decyzję odnośnie mojej przyszłości.
A mój ojciec znów wszystko zmienił.
Straciwszy zupełnie apetyt, przesuwałem widelcem po talerzu, udając, że jem. Właściwie nie musiałem tego robić, ojciec i tak nawet na mnie nie patrzył. Zastanawiałem się, jakby zareagował, gdybym zapytał go, czy mnie nienawidzi. Ale to także było bez sensu. Dobrze znałem odpowiedź – nie nienawidził mnie, ale też nie żywił do mnie żadnych cieplejszych uczuć. Za bardzo przypominałem mu moją mamę. Wiedziałem, że ojciec sądzi, iż jeśli zacznie coś do mnie czuć, tak jak do niej, a potem straci także mnie, historia się powtórzy.
Kiedy ojciec skończył jeść, pożegnaliśmy się i udaliśmy każdy w swoją stronę – on do swojego gabinetu, zająć się pracą, ja do mojej sypialni, by odpocząć. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi, oparłem się o nie ciężko plecami, wzdychając.
Nie zapaliłem jeszcze światła, więc mój pokój skąpany był w półmroku. Przez otwarte okno do wnętrza wpadała księżycowa poświata, kreśląc na miękkim dywanie cienie. Widziałem zarys kominka, łóżka i szafy. Cała reszta ukryta była w ciemnościach.
Podszedłem powoli do mojego łóżka, wciąż nie zapalając światła. Usiadłem na miękkim materacu i podciągnąłem pod siebie nogi. Teraz okno miałem naprzeciwko siebie, czułem na twarzy przyjemny wieczorny wietrzyk, który wdzierał się między cienkimi, śnieżnobiałymi firankami. Sięgnąłem dłonią po leżącą obok mnie komórkę, którą wcześniej zostawiłem obok poduszek. Podpierając policzek dłonią, zacząłem przeglądać moje kontakty.
Sam nie wiem, dlaczego to robiłem. Nie zauważyłem nawet, kiedy prostokątne szare pole zatrzymało się, podświetlając wybór.
„Murasakibara Atsushi”.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w te znaki, trwając w bezruchu. Dopiero kiedy ekran mojego telefonu przygasł, dotknąłem go ponownie, by się nie zablokował. Tym samym włączyłem szczegółowe dane wybranego kontaktu. Przed oczami pojawiła mi się ikonka uniesionej słuchawki telefonicznej, ikonka koperty, oraz ikonka pochylonego ołówka.
Zagryzłem lekko wargę, niezdecydowany. W końcu, nie chcąc marnować czasu, z westchnieniem wybrałem pierwszą ikonkę i opadłem ciężko na materac, wzdychając.
Po trzech sygnałach usłyszałem znajomy głos.
– Hej, Aka-chin.- Murasakibara jak zawsze przeciągał sylaby, mówiąc.
– Cześć, Atsushi.- Nawet po powrocie do mojego zwyczajowego „ja” Atushi był jedyną osobą, której nie przestałem mówić po imieniu.- Przeszkadzam?
– Niee, właśnie skończyłem powtarzać materiał na jutrzejszy test. Nauka jest taka ciężka w trzeciej klasie...
– W gimnazjum też tak było.- Zauważyłem, uśmiechając się lekko. Mówiłem cicho, choć przecież i tak nikt nie mógłby mnie usłyszeć. Ściany były grube, służba zajmowała pokoje na parterze, a gabinet ojca znajdował się na piętrze wyżej.- Czego się uczysz?
– Archeologia – odparł. W słuchawce dało się słyszeć ciche stęknięcie, Murasakibara zapewne właśnie się przeciągnął, o czym świadczyło westchnienie na końcu.- A ty co robisz, Aka-chin?
– Mmm, leżę – mruknąłem, przesuwając spojrzeniem po suficie, jakbym to w nim szukał odpowiedzi.- Właśnie zjadłem kolację. Zrobiłem już wszystkie lekcje, poćwiczyłem grę na skrzypcach, powtórzyłem łacinę i astronomię... a teraz leżę.
– Wiesz, jak nazywa się taki stan, Aka-chin?- W głosie Atsushiego wyczułem uśmiech, przez co sam nie mogłem powstrzymać własnego.
– Jak?- zapytałem cicho.
– Nuda – odparł z rozbawieniem.- Zrobiłeś już wszystko i teraz nie masz co robić. Nudzisz się.
– I dlatego do ciebie zadzwoniłem?
– Pewnie między innymi – zaśmiał się.
Uśmiechnąłem się szerzej. Murasakibara trochę się zmienił na przełomie ostatnich lat. Odnosiłem wrażenie, że wydoroślał. Nadal objadał się słodyczami i nie interesował się przesadnie otaczającym go światem, w dalszym ciągu wyglądał na wiecznie znudzonego czy zobojętniałego, ale... przyłożył się bardziej do nauki i zaczął myśleć o swojej przyszłości. Podjął decyzję, by chwilowo pracować w warsztacie samochodowym i w międzyczasie sprzedawać okolicznym mieszkańcom swoje wypieki. Kiedy zaoszczędzi odpowiednią kwotę, planował otworzył małą cukiernię.
Jego wymarzony zawód. Z tego co słyszałem, zarówno jego rodzice, jak i starsi bracia oraz siostra wspierali go całym sercem. Miałem okazję ich poznać i wiedziałem, że to dobrzy ludzie. Ich ciała były równie wielkie co serca, podobnie jak w przypadku Atsushiego. Ujęło mnie, że przyjęli mnie tak ciepło, niczym najlepszego przyjaciela ich najmłodszego syna.
Cóż, nie mijali się z prawdą. Byłem jego najlepszym przyjacielem.
Między innymi.
– No, powiedz to, Aka-chin – powiedział ciszej Murasakibara. Nadal wyczuwałem rozbawienie w jego głosie.
– Co mam ci powiedzieć?- zapytałem, uśmiechając się. Rozmowy z nim zawsze wprawiały mnie w dobry nastrój. Uspokajały mnie, były miłym urozmaiceniem od poważnych konwersacji z ojcem i sztywnych rozmówek ze znajomymi w szkole, którzy za bardzo brali pod uwagę moje pochodzenie, by pozwolić sobie na spoufalanie ze mną.
– Zadzwoniłeś, bo chciałeś usłyszeć mój głos.
Zagryzłem wargę, czując, jak na moich policzkach powoli wykwitają delikatne rumieńce.
Atsushi zdecydowanie wydoroślał...
Chwilę mi zajęło, zanim zebrałem myśli i odpowiedziałem:
– To brzmi, jakbyś podejrzewał mnie o flirtowanie z tobą.
W słuchawce rozległ się cichy, głęboki śmiech, przypominający pomruk kota. Zagryzłem wargę, by powstrzymać uśmiech, na całym ciele poczułem delikatny dreszcz. Nie mogłem przypomnieć sobie, kiedy Atsushi nauczył się śmiać w ten sposób, ale bardzo mi się to podobało.
– Skoro już o flirtowaniu mowa, Aka-chin, to dosyć dawno cię nie widziałem. Udałoby ci się w najbliższym czasie oderwać od codziennych obowiązków i spotkać się ze mną? Mógłbym przyjechać do Kioto.
– To prawie siedem godzin podróży Shinkansenem – zauważyłem z lekkim westchnieniem, przecierając dłonią czoło.- Nie mielibyśmy dla siebie zbyt wiele czasu, chyba, że zostałbyś na noc. Ale wiesz, że mój ojciec nie toleruje nawet samego pomysłu, by któryś z moich znajomych miał nocować w jego domu.
– To nic, mogę wynająć pokój w hotelu.- Oczami wyobraźni widziałem, jak Atsushi wzrusza ramionami. W słuchawce dało się słyszeć szurnięcie krzesła.- Nie daj się prosić. Mam już dość siedzenia nad książkami, a nie chcę czekać do zakończenia roku szkolnego, by cię zobaczyć.
Przełknąłem ciężko ślinę. „Do zakończenia roku”. Obawiałem się, że prawda prezentowała się znacznie gorzej, niż sądził mój chłopak.
Mój chłopak... Nawet, gdy wypowiadałem to w myślach, to wciąż brzmiało niemożliwie. Murasakibara Atsushi, chłopak Akashiego Seijuurou. Akashi Seijuurou, chłopak Murasakibary Atsushiego. Byliśmy ze sobą zaledwie od pół roku, a za miesiąc miałbym pożegnać go na kilka lat, by wyjechać na Harvard?
Nie chciałem tego. Nie chciałem zostawiać go tutaj samego. Dlatego, że bym za nim tęsknił. Dlatego, że byłbym zazdrosny. Dlatego, że bałbym się, iż pozna kogoś i osoba ta stanie mu się bliższa ode mnie. Dlatego, że obawiałem się, iż Atsushi postanowi zbudować sobie życie u boku kogoś innego – a ja znów zostanę sam.
Teraz, kiedy poznałem czym jest miłość, tęsknota, zazdrość... kiedy poznałem wszystkie uczucia, które do tej pory znałem jedynie z definicji – nawet, jeśli przez niektóre cierpiałem katusze, to wciąż pragnąłem dzielić je z Atsushim.
Z moim chłopakiem.
– Aka-chin?- głos Murasakibary był tak spokojny, tak łagodny. Ja zaś czułem gulę w gardle, której żadną siłą nie byłem w stanie przełknąć. Atsushi tymczasem westchnął ciężko.- Ojciec każe ci wyjechać, prawda? Gdzie? Do Ameryki?
Zaśmiałem się.
– Skąd wiesz?- zapytałem, cicho pociągając nosem. Wziąłem głęboki oddech, zaciskając mocno powieki i na powrót je otwierając. Odchrząknąłem.
– Mangi, książki, seriale, filmy...- zaczął wymieniać Atsushi.- Takie sytuacje zdarzają się wszędzie. Już jakiś czas temu zastanawiałem się, co by było, gdyby twój ojciec zmienił zdanie i wysłał cię na Harvard.
– I co wymyśliłeś?- zapytałem z westchnieniem.
– Na razie nic – mruknął.- Nie chcesz tam jechać?
– Nie – odparłem.- Moim zdaniem w zupełności wystarczy mi Uniwersytet Tokijski. Angielski znam bardzo dobrze, a na studiach będę miał zaawansowany poziom, do tego zacznę się uczyć dwóch kolejnych języków. Nieważne, dokąd się udam, i tak zdobędę wiedzę, jakiej oczekuje ode mnie ojciec. Miejsce, w której ją zdobędę nie ma znaczenia.
– Ale się nie sprzeciwisz.
– To nie jest takie proste – westchnąłem, siadając na materacu w tureckiej pozie.- Jestem jego jedynym synem. Chcę, żeby był ze mnie dumny, chcę przejąć po nim firmę, chcę...- sapnąłem cicho.- Chcę, żeby mnie po prostu docenił. Żeby mnie zauważał. Ale znam go i wiem, że jedno moje słowo sprzeciwu będzie w stanie skreślić wszystko, co do tej pory udało mi się osiągnąć w jego oczach.
– Wiesz, jak to się najczęściej dzieje w mangach?
Westchnąłem cicho. Moja sytuacja nie była wydarzeniem w mandze, tylko w prawdziwym życiu. Sam nie wiem, czy oczekiwałem od Murasakibary wsparcia, ale na pewno nie życzyłem sobie, by porównywał mnie do bohatera mangi.
– Jak?- zapytałem mimo to.
– Albo dochodzi do kłótni dwojga zakochanych i po licznych wzlotach i upadkach do siebie wracają... ale sporo przy tym nerwów – dodał.- Albo to drugie namawia to pierwsze, by wyjechało, ale robi to nieszczerze, a kiedy prawda wychodzi na jaw, kłócą się i po wzlotach i upadkach godzą się ze sobą. Ale przy tym też jest sporo nerwów – dodał, a ja wyczułem, że się uśmiechnął.
– Więc do których należymy?- westchnąłem cicho, kręcąc głową. Nie byłem pewien, do czego zmierza Atsushi, ale łomotanie mojego serca wzbudzało w myślach złe przeczucia.
– Mmm...- Murasakibara zastanowił się przez chwilę. Dla niego to z pewnością była chwila, ale dla mnie i dla mojego umierającego serca była to niemal wieczność.- Kocham cię, Aka-chin – powiedział w końcu cicho.- Kocham cię i chcę cię wspierać, ale... ale skłamałbym mówiąc, że mam do ciebie pełne zaufanie. Jeśli chodzi o moje uczucia, to jestem ich pewien i mógłbym nawet zacząć namawiać cię, byś wyjechał na ten Harvard i spełnił wymagania ojca. Wierzę, że to by cię uszczęśliwiło. Ja czekałbym na ciebie w moim warsztacie, a może już w małej, ciasnej cukierni. Może trochę niewyspany, może trochę ociężały i zrezygnowany - tęsknota robi z ludźmi różne rzeczy - ale na pewno wierny i oddany. Ale nawet, jeśli wiem, że kochasz mnie równie mocno, to i tak obawiam się tego, co może się stać, jeśli nie będzie mnie przy tobie. I nie mówię tutaj tylko o jakimś przystojnym kochanku, albo kochance – dodał, śmiejąc się cicho.- Ale ogólnie. Odkryłem to stosunkowo niedawno, Aka-chin. Martwię się o ciebie. Nawet teraz. Dzieli nas pawie tysiąc kilometrów. Gdybyś spadł ze schodów, zajęłoby mi siedem godzin, by dotrzeć do ciebie. Gdybyś wpadł pod samochód, zjawiłbym się dopiero po siedmiu godzinach, zakładając, że od razu bym się o tym dowiedział. Nawet teraz, kiedy po prostu jest ci smutno i siedzisz sam w pokoju, musiałbyś czekać siedem godzin, żebym dotarł do ciebie i cię przytulił.- Zacisnąłem usta i zasłoniłem dłonią oczy, jakbym próbował ukryć przed światem łzy, które niespodziewanie wdarły się do moich oczu.- Ale kiedy pomyślę, że ma nas dzielić cały ocean i jeszcze kilkanaście stanów... Zanim do ciebie dotrę, twój kochanek zdąży spacerkiem uciec przez okno.- Zaśmiałem się na te słowa, nie mogąc powstrzymać rozbawienia.
– Jesteś niemożliwy, Atsushi – westchnąłem.- To chyba ja powinienem się to martwić. Jesteś wysoki o dobrze zbudowany, w dodatku świetny z ciebie kucharz. Jaka kobieta nie chciałaby się z tobą umówić?
– Jesteś pewien, że jesteś właściwą osobą, żeby mi to mówić, Panie-Zdecydowanie-Za-Dużo-Talentów?
Uśmiechnąłem się, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Kocham cię, Atsushi – powiedziałem cicho.- Dziękuję ci.
– Przestałeś się nudzić i już chcesz się rozłączyć?
– A co? Brakowało ci mojego głosu?- zapytałem z rozbawieniem.
– Póki co, to jedyne, co mogę dostać, więc chciałbym się tym nacieszyć.
– Postaram się namówić ojca, by pozwolił ci nocować u mnie w weekend – obiecałem, uśmiechając się z rozczuleniem.- Jeśli się nie uda, to najwyżej będziesz zakradał się do mojego pokoju przez okno.
– Jeśli poflirtujesz ze mną jeszcze trochę, to może przystanę na twoją propozycję, Aka-chin. Może zachęcisz mnie czymś?
– Kiedy stałeś się takim uwodzicielem, Atsushi?- zapytałem, parsknąwszy śmiechem.- Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że proponujesz mi jakieś telefoniczne intymne zbliżenia.
– Hmm...
– Atsushi!- skarciłem go, jednak rozbawienie ani na moment mnie nie opuściło.
– No dobrze, już dobrze, tylko się droczę.- W głosie Murasakibary dało się słyszeć uśmiech.- I tak wolałbym te prawdziwe.
Przygryzłem lekko wargę, nieudolnie próbując powstrzymać uśmiech. Od ostatniego fragmentu zrobiło mi się trochę gorąco. Przypomniałem sobie nasze pierwsze, prawdziwe zbliżenia. Pierwsze czułe pocałunki, pierwszy dotyk jego ciepłej dłoni na moim nagim ciele, nasze pierwsze prawdziwe zbliżenie.
– Cóż...- zamruczałem cicho.- Za tymi prawdziwymi musiałbyś czekać przynajmniej siedem godzin.
W słuchawce zapadła cisza. Przez chwilę zastanawiałem się, czy Atsushi przypadkiem nie przysnął, albo czy w ogóle mnie usłyszał, ale wkrótce rozległo się ciche, pełne napięcia sapnięcie.
– Seijuurou...- mruknął Murasakibara. Poczułem, że rumienię się intensywnie. Odruchowo zakryłem dłonią twarz. Chwile, gdy Atsushi zwracał się do mnie po imieniu były bardzo rzadkie, ale tym intensywniej na mnie działały.- Postaraj się namówić ojca, żebym mógł przyjechać w ten weekend.
– Postaram się – obiecałem, zagryzając paznokieć kciuka.- Nawet jeśli się nie zgodzi, to i tak coś wymyślę. Na pewno się spotkamy.
– W porządku – westchnął Murasakibara. Wydawało mi się, że nieco spoważniał.- Chyba będę musiał już kończyć... Muszę spakować się na jutro i wykąpać, a jutro wcześnie wstaję... Napiszę ci jeszcze wiadomość, nim się położę, dobrze?
– Dobrze – powiedziałem, uśmiechając się lekko.- Ja też pójdę się już wykąpać. Do zobaczenia, Atsushi. Dobranoc.
– Dobranoc, Aka-chin. Kocham cię.
– Ja ciebie też.
W słuchawce zapadła cisza. Przełykając ciężko ślinę, z westchnieniem odrzuciłem komórkę na bok i położyłem się, układając głowę na miękkich poduszkach.
Przez okno wciąż wlatywał wieczorny wietrzyk. Poruszał śnieżnobiałymi firankami, od czasu do czasu podwiewając je tak wysoko, że mogłem ujrzeć na granatowym niebie gwiazdy. W pokoju wciąż panowała ciemność, a teraz, kiedy nawet ja leżałem w zupełnym bezruchu, wszędzie otaczała mnie cisza. Nie słyszałem ani odgłosów pochodzących z domu, ani tych z zewnątrz: jedynie bardzo cichy, ledwie słyszalny powiew wiatru.
W głowie raz jeszcze przeprowadzałem moją rozmowę z Atsushim. Przypominałem sobie jego słowa, jego cichy śmiech, subtelny flirt. Przywoływałem w pamięci uśmiech na jego twarzy, spojrzenie fiołkowych oczu spod przymkniętych powiek.
Nie zauważyłem, kiedy zacząłem płakać – choć nie był to płacz, po prostu pozwalałem, by łzy bezgłośnie wypływały z kącików moich oczu i skapywały na poduszkę, kreśląc szlak po policzku i nosie. W tamtej chwili zdałem sobie bowiem sprawę z tego, że nie takie życia pragnąłem. Nie takiej przyszłości oczekiwałem.
Nie chciałem przypominać sobie głosu Atsushiego. Nie chciałem wyobrażać sobie jego twarzy. Nie chciałem wspominać wspólnie spędzonych chwil i rozpamiętywać smaku jego ust.
Pragnąłem mieć go przy sobie. Słuchać jego głosu, gdy przeciągał sylaby, patrzeć w jego oczy, gdy spoglądał na mnie z uśmiechem, całować jego usta, gdy tylko znajdą się wystarczająco blisko moich. Pragnąłem spędzać z nim dnie i noce, budować wspólnie nasze życie, dzielić się z smutkiem i radością, zarażać go miłością. Chciałem jadać z nim przy stole i czuć go za swoimi plecami w łóżku, chciałem po prostu...
Po prostu żyć razem z nim.
Nie panując nad samym sobą, usiadłem raptownie i znów sięgnąłem po komórkę. Wybierając numer do mojego chłopaka, otarłem pospiesznie łzy, pociągnąłem nosem i odchrząknąłem. Wstałem z łóżka, zacząłem przechadzać się po ciemnym pokoju. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, nie, kiedy podjąłem tak ważną decyzję – po raz pierwszy w życiu, o własnych siłach.
– Tak, Aka-chin?
– Atsushi, ja...- zawahałem się, ale tylko po to, by skupić myśli i ułożyć słowa w zdanie.- Podjąłem decyzję. Proszę, wytrzymaj jeszcze ten miesiąc siedmiogodzinnej odległości. Nie chcę jechać na Harvard. Chcę być z tobą. Nieważne, co powie ojciec, zamierzam wybrać Uniwersytet Tokijski i... i być bliżej ciebie.
– Jesteś pewien...?
– Tak – powiedziałem twardo, nim zdążył rzec cokolwiek więcej.- Jestem pewien, Atsushi. Nie zmienię zdania, bez względu na wszystko. Nie mogę tego zrobić.
– Dlaczego?
– Ponieważ...- Przełknąłem ciężko ślinę i wziąłem głęboki oddech.- Ponieważ jesteś pierwszą rzeczą, którą wybrałem z własnej woli, Atsushi. To ja cię wybrałem. Ja sam, nie mój ojciec. Dlatego właśnie nie mogę cię stracić. Nie pozwolę na to.
W słuchawce zapadła cisza. Nie słyszałem niczego, zupełnie jakby Murasakibara rozłączył się – uniosłem nawet komórkę do twarzy, by to sprawdzić, ale nie, połączenie nadal trwało. Przyłożyłem znów słuchawkę do ucha, ale nadal panowała w niej cisza.
– Atsushi?- zapytałem niepewnie.- Mógłbyś coś powiedzieć? Wiesz, czuję się teraz trochę zakłopotany...
– Czekaj, liczę – westchnął.
– Liczysz?- bąknąłem, zaskoczony.- Teraz? Co liczysz?
– O której godzinie będę w Kioto, jeśli wsiądę w pociąg, który wyjeżdża z Akity o dziewiętnastej trzydzieści osiem.- Automatycznie zerknąłem na zegarek na ręce. Była dziewiętnasta dwadzieścia.
– Zakładając, że w ogóle byś na niego zdążył, to sądzę, że około drugiej w nocy – odparłem, obliczywszy to szybko w głowie.- Zaraz, czekaj, czy ty...
– Zdążę – stwierdził Atsushi.- Jeśli jesteś zmęczony, to zdrzemnij się, masz sporo czasu. Tylko zostaw otwarte okno. Do zobaczenia.
– Do... do zobaczenia – bąknąłem bezmyślnie, chociaż tym razem cisza w słuchawce naprawdę oznaczała przerwane połączenie.
Spojrzałem z zaskoczeniem na moją komórkę. Jeszcze nie do końca docierało do mnie, co się właśnie stało. Powiedziałem Atsushiemu, że nie mam zamiaru pójść na Harvard, a on zaczął obliczać, o której godzinie dotrze do mnie, jeśli wsiądzie w najwcześniejszy pociąg. Kazał mi zostawić otwarte okno...
Prychnąłem cicho, kręcąc w niedowierzaniu głową. Dopiero co przypominałem sobie głos i twarz Murasakibary, dotyk jego dłoni, smak jego ust, a teraz...
Wyglądało na to, że za niecałe godzin wszystko to dostanę.
Uśmiechnąłem się do siebie, podchodząc do okna i wsuwając się za firanki. Oparłszy dłonie o parapet, wpatrzyłem się w gwieździste niebo, wodząc spojrzeniem od jednej gwiazdy do drugiej. Być może patrzyłem na nie z tego okna po raz ostatni – kto wie, jak zareaguje ojciec, kiedy powiem mu, że na pewno nie wybiorę się na Harvard. Ale nawet jeśli tak właśnie było, to pocieszała mnie jedna myśl.
Dzięki mojej decyzji, wkrótce te same gwiazdy będę mógł oglądać u boku mężczyzny, którego kocham. Jeszcze tylko...
Tak.
Jeszcze tylko niecałe siedem godzin.
Coś mi chyba wpadło do oka...albo do dwóch...neh!
OdpowiedzUsuńTo było...po prostu ciepłe.Napełniło mnie pozytywnym ciepełkiem.Kąciki moich ust wciąż nie chcą wrócić do normy,tylko uparcie unoszą się do góry.Dopiero,co wstałam,więęęęc dziękuję Yuuki,że sobie mogłam zacząć dzionek od tak miłego akcentu ^-^!
Dobre Mura-Aka~!
I choć nie było na to zbyt dużo miejsca,to spodobało mi się to,jak została przedstawiona osoba Atsushiego~ <3
Bardzo się cieszę, że pomogłam Ci rozpocząć dzień z uśmiechem na twarzy :D Wiesz, osobiście nie przepadam za takim "słodkim, zobojętniałym Murasakibarą", dlatego bardzo się cieszę, że moja wizja jego osoby przypadła Ci do gustu! c:
UsuńDziękuję za komentarz, pozdrawiam cieplutko! ♥
Nie przepadam za tym paringiem, ale ten shocik był świetny! Aż się łezka w oku zakręciła! Dzięki, bardzo poprawiłaś mi tym humor^^ <3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! :D Dziękuję serdecznie za komentarz! ☻♥☺
UsuńZaskoczyłaś! ! Ojoj jak się cieszę ^^ awwww ^^ ~ Yuukifan
OdpowiedzUsuńc:
UsuńMiałam szczery zamiar nie wchodzić na twojego bloga dzisiaj rano, historia w stylu kac morderca nie ma serca ;-;
OdpowiedzUsuńAle nie mogę, muszę sprawdzić czy co nowego się nie pojawiło, a tu taka niespodzianka :)
Sprawiłaś mi niesamowity prezent na ten niedzielny poranek ( jakkolwiek *upny by nie był xD)
Ostatnio odczuwałam właśnie taki brak Murasia ( no normalnie kocham tego słodziaka, ale nic się z nim nie pojawiało ;-;)
Opko pięknie napisane, bardzo plastycznie, aż mi się łezka w oku zakręciła :,)
Bardzo się cieszę, że wracasz do cudaków, ile bym twoich opowiadań, oneshotów i PPP nie przeczytała i tak pragnę WIĘCEJ xD ( straszną, chciwą egoistką jestem, ale cóż, jakiś człowiek nim nie jest)
Na razie co mogę zrobić to przesłać śnieżny kłębuszek weny na tęczowym obłoczku i czekać na potwierdzenie odbioru ;)
Pozdrowionka i do następnego :*
A tymczasem skoczę po kolejny nurofen i butelkę cisowianki xD
Potwierdzam odbiór weny! :D Bardzo dziękuję, cieszę się ogromnie, że shotcik się spodobał c: c: c: Mam nadzieję, że i kolejne będą tak owocne, wena póki co sprzyja :D
UsuńDo zobaczonka!
Hejo! Dziś odnalazłam twojego bloga, i nie mam pojęcia czemu ja jeszcze nigdy nie czytałam twoich wspaniałych opowiadań! T^T... aż łezki lecą normalnie... to jest po prosty Piękne... szczere arigato za całą twoją prace! ^-^ nie no... przeczytałam ich już tyle.. mogę dostać cukrzycy... rozwaliłaś mnie po prostu! dzięki tobie dzisiejszy dzień był wspaniały >o<!!! a co do opowiadania... AAAAA!!! nie da sie tego wyrazić! chce mi się płakać ze szczęścia! cud-miód-malina! ararara .. cx! kocham cie po prostu... Jeszcze nigdy nie czytałam tak świetnych opowiadań! Kocham je po prostu! mam uśmiech od uch a do ucha jestem przeszczęśliwa! Będę z niecierpliwością wyczekiwać każdego twojego opowiadania *^*! dziękuję za to <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 miłej nocy ^^
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! ^^
UsuńJest mi ogromnie miło, że moje prace tak przypadły Ci do gustu :D Szczęśliwie trafiłaś, po właśnie wróciłam z przerwy od pisania shotów z KnB i teraz znów je zaczynam pisać xD
Bardzo miło mi powitać Cię na moim blogu! ♥ Mam nadzieję, że zechcesz przeczytać wszystkie moje prace (zachłanna jestem jak nie wiem xD Choć nie ukrywam, że niektóre moje opka - te starsze - są badziewne xD) i znajdziesz dla siebie wiele inspiracji, radości, a także innych emocji, bo moją twórczością staram się wzbudzić w czytelnikach skrajności :D
Bardzo dziękuję za komentarz, do zobaczenia (mam nadzieję) pod kolejnym nowym shotem! :D
Och. Gdyby mój współlokator akurat nie zechciał przejść przez pokój na balkon, chyba... Chyba właśnie byłam bliska płaczu, a to wiele dla mnie znaczy.
OdpowiedzUsuńWiesz, normalnie nie płaczę przy opkach. Ale przy tych u ciebie zdarza mi się to nadzwyczaj często. I tak sobie teraz siedzę, ze łzami w oczach piszę komentarz i zastanawiam się, jak to jest możliwe, żeby w piętnaście minut czytania tak poruszyć czyjeś serce.
I wiesz, tym razem to nawet nie tak, że to ten konkretny paring tak działa. Choć misiakowatość Atsushiego może tu mieć coś do rzeczy. Po prostu... To takie ciepłe i miękkie uczucie, że chce się w nie wtulić. Kiedy ktoś, mimo wizji siedmiogodzinnej podróży wypada z domu w ostatniej chwili, bez żadnego planu, po prostu żeby móc się przytulić i pobyć obok.
I teraz to totalnie się rozkleiłam. Ale dziękuję, że mogłam to przeczytać, jeszcze tu pewnie nie raz wrócę.
Swoją drogą, tak strasznie się cieszę, że wracasz do KnB. <3
Co nie? ;_; Chciałam właśnie ukazać taką miłość, że wiesz, nie paczy na to która godzina i ile czasu dotrze zanim ukochany dotrze do ukochanego - ale jest i walczy o to, żeby... no była xD
UsuńJa też się cieszę, że wracam do KnB! *-* ♥ Mam tyle pomysłów, tyle weny... teraz tylko czas znaleźć na pisanie xDD
Przeraża mnie to, że w tak krótkim czasie sprawiłaś, że naprawdę polubiłam pairing, którego wcześniej unikałam jak ognia. To opowiadanie było tak słodkie, tak kochane i tak ładne, że aż co chwilkę wzdychałam. Może to dlatego, bo sama jestem w związku na odległość (szczęść boże, że nie 7h drogi, a jakies 4) i po prostu wzbudziło to we mnie nieco więcej uczuć. Baaardzo mi się podobało, chyba pierwszy raz jakieś opowiadanie z nimi mi się aż tak spodobało.
OdpowiedzUsuńMoże by tak druga część o tym, co się działo po tych siedmiu godzinach? ;)
Sama mam doświadczenie w takim związku, więc tym bardziej dobrze mi się pisało to opowiadanie c: Cieszę się, że przypadło Ci do gustu! Na drugą część nie ma co liczyć, niestety xD Zepsułabym to opowiadanie, pisząc kontynuację c:
UsuńTo jest..... najbardziej urocze, cudowne i wzruszające opowiadanie jakie przeczytałam w całym swoim życiu - a było ich całkiem sporo. Jeju, rozpłynęłam się podczas czytania i zaczęłam niekontrolowanie piszczeć na cały dom. Kocham Twoje historie, naprawdę. Przeczytałam większość już po kilka razy i wciąż powtarzam moje ulubione, polecam znajomym i rozpamiętuję je przez minimum dwie doby <3 KOCHAM KOCHAM KOOOOCHAAAAAAAAM <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńOjej, bardzo dziękuję! *-* Jest mi przeogromnie miło ♥♥
Usuń