Midorimie naprawdę niewiele brakowało, by zejść na zawał, kiedy tej nocy otworzył drzwi swojego mieszkania.
– Co ty tu robisz, baranie jeden?!- wykrzyknął zszokowany zielonowłosy.
– Heeej, Mido-chin~!- przywitał się Murasakibara Atsushi, unosząc dłoń w geście powitania.- Ty już w piżamie?
– Oczywiście, że tak, jest wpół do pierwszej w nocy!- warknął Shintarou, poprawiając z irytacją swoje okulary.- Co ty tu w ogóle robisz? I co masz w tej torbie?!
– A możemy pogadać w środku?- westchnął Murasakibara.- Strasznie tu zimno...
– C...?
Shintarou sapnął głośno, zaciskając dłoń w pięść. Naprawdę miał ochotę przygrzmocić Murasakibarze, ale taki już był z natury, że nie potrafił odmówić człowiekowi w wyraźnej potrzebie.
Odsunął się więc na bok, wpuszczając Atsushiego do swojego mieszkania. Mężczyzna przeszedł przez próg i, odłożywszy dużą, wypchaną czymś torbę pod ścianą, zaczął ściągać kurtkę, a następnie buty. Midorima w tym czasie stał nieopodal, zamknąwszy już drzwi na klucz. Przyglądał się, jak wysoki na ponad dwa metry fioletowowłosy stary „przyjaciel” szykuje się do zagoszczenia w jego mieszkaniu.
– Ten twój przyjaciel śpi? Czy obudziłem was obu?- zapytał Murasakibara, kiedy już się wyprostował.
– „Ten mój przyjaciel” wyprowadził się jakiś czas temu – mruknął w odpowiedzi Midorima, po czym poprowadził gościa do kuchni.- Mam nadzieję, że masz naprawdę poważny powód, dla którego zjawiasz się tutaj w środku nocy, Murasakibara!
– Nooo... potrzebna mi mała pomoc, a jesteś chyba jedyną osobą w Tokio, która może mi jej udzielić.
– Z tego, co pamiętam, masz rodziców, starszą siostrę i trzech starszych braci.
– Ale oni mieszkają w Akicie...
– To dlaczego tam nie pojedziesz?
– Bo nie mogę zostawić cukierni.
Midorima westchnął ciężko, szykując dwa kubki i wstawiając wodę na herbatę. Nie było sensu dyskutować z Murasakibarą – bo każda ich dyskusja była pozbawiona sensu. Shintarou miał swój własny tok myślenia, a Atsushi swój. Rzadko kiedy się ze sobą w ogóle dogadywali, ale w czasach liceum grali w tej samej drużynie koszykówki, a Murasakibara, starszy od niego o rok, był również jego senpaiem.
– No to co się stało?- mruknął Midorima, kiedy usiadł już przy stole naprzeciwko Atsushiego.
– Chcę tu zamieszkać.
Shintarou wpatrywał się w niego beznamiętnie przez dłuższą chwilę. Uniósł swój kubek, upił łyk herbaty. Znów spojrzał na Atsushigeo.
– No to co się stało?- powtórzył pytanie.
– Skoro twój przyjaciel się wyprowadził, no to pewnie szukasz współlokatora, Mido-chin. Ja się piszę, mam pieniądze.
– Dlaczego ja?
– Ech? No bo masz wolny pokój...
– Nie wiedziałeś o tym, kiedy tu przyjechałeś.- Midorima zamknął z westchnieniem oczy.
– Noo... w sumie to nie – przyznał Murasakibara, wlepiając spojrzenie lawendowych oczu w swój kubek.- Prawdę mówiąc... chwilowo nie mam się gdzie podziać.
– Co z twoim mieszkaniem?
– Sprzedałem je już dawno temu.
– To gdzie mieszkałeś?
– U mojego chłopaka.
– Aha.- Shintarou skrzywił się. Kolejny znajomy z problemem natury sercowej.- Czyli albo wyrzucił cię z domu, albo sam się wyprowadziłeś, w środku nocy.
– To drugie – przyznał Atushi, popijając herbatę.- Wybacz, że przychodzę tak późno, ale nie wiedziałem, czy rano cię zastanę w mieszkaniu. Hotele teraz takie drogie... To co, rozpakuję się?
– Zwariowałeś?- Midorima spojrzał na niego ze złością.- Już pal licho to, że ot tak podejmujesz sobie decyzję w moim imieniu, ale ja muszę jeszcze porozmawiać z właścicielką bloku! To ona stwierdzi, czy możesz się tu wprowadzić. Poza tym, czy sprawa wygląda aż tak poważnie? Może zwyczajnie potrzebujecie od siebie odetchnąć, odpocząć? Może zaraz do siebie wrócicie i będę musiał się tłumaczyć właścicielce, że jednak zrezygnowałeś...
– To na poważnie – powiedział Murasakibara. Midorima umilkł, wyczuwając w jego głosie sporo emocji. Bardzo rzadko widywał, by ten wielki mężczyzna, będący istną oazą spokoju i opanowania, okazywał uczucia.- Nie mówię, że to zupełny koniec i więcej się z nim nie zobaczę... Ale na pewno przez najbliższych kilka miesięcy nie będę z nim mieszkał. Kto wie, może potrwa to nawet lata. Zależy, jak zadziałają środki, których jestem gotów się podjąć.
– Środki...? O czym ty mówisz?
– To długa historia, Mido-chin – mruknął Murasakibara swoim zwyczajowym tonem, odwracając wzrok na bok.- Śpiący jestem, chcę spać. Czy ten twój przyjaciel zabrał łóżko?
– Nie, ale i tak się w nim nie zmieścisz.- Midorima skrzywił się lekko. W gruncie rzeczy jego i Atsushiego dzieliło plus minus dziesięć centymetrów różnicy, wobec czego Murasakibara zmieści się jedynie w jego własnym łóżku... ale Shintarou niezbyt miał ochotę się nim dzielić.- Rozłożę ci futon – stwierdził w końcu.- Rano porozmawiamy na spokojnie o tej twojej sytuacji i może dojdziemy do jakichś konkluzji.
– Dzięki, Mido-chin~! Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć!
– Co nie do końca rozumiem – westchnął Midorima.- Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni? Z dobry rok temu! Nie wysyłamy sobie nawet życzeń na urodziny. Aż tak jesteś zdesperowany?
– Noo, jeśli ty mi nie pomożesz, to będę musiał mieszkać w hotelu.
– Możesz sobie wynająć coś małego – zauważył Shintarou.
– Ale zanim coś znajdę, stracę już wystarczająco pieniędzy na noclegi w hotelu. Poza tym, skoro teraz się okazało, że masz wolny pokój, to nawet nie muszę za bardzo szukać. Znamy się przecież, a zgaduję, że wolałbyś mieszkać z kimś, kogo znasz.
To była prawda. Choć Midorima związał się na stałe z Akashim, to nie zamierzał się do niego wyprowadzać. Polubił i przywiązał się do swojego mieszkania, w którym spędził tyle czasu z Takao. Lubił tutejszą atmosferę i rozmieszczenie pomieszczeń.
No i, gdyby Takao chciał wpaść do niego na kawę czy herbatę, to powitałby go w znanych mu i lubianych progach, a nie w apartamencie Akashiego.
Jeśli chodziło o współlokatora, to rzeczywiście Midorima wolałby dzielić cztery kąty z kimś zaufanym. Ciężko było o taką osobą – jego znajomi z uczelni owszem, szukali obecnie mieszkania do wynajęcia, ale Shintarou przeczuwał, że żadne z nich nie chce mieć go za towarzysza. Był dość wybredny; nie lubił bałaganu, ani hałasu, zwłaszcza, kiedy musiał się uczyć, a znajomi ze studiów lubili imprezować i pewnie zapraszaliby znajomych.
O ile z Murasakibarą nie było problemu w przypadku tego drugiego, tak w tym pierwszym, jak dobrze wiedział Midorima, Atsushi był mistrzem – wszędzie zostawiał okruszki po słodyczach, papierki, opakowania, ciuchy...
Jedyne, co przemawiało za jego przeprowadzką, to właśnie fakt, że się znali, no i że Murasakibara odciążyłby Shintarou od płacenia w pojedynkę całego czynszu.
– Zobaczymy jutro – zdecydował w końcu, wstając od stołu.- Jest już późno, a ja mam jutro zajęcia. Porozmawiamy po powrocie do domu, bo mimo wszystko chcę dokładnie poznać te twoje problemy.
– Nie ma sprawy, Mido-chin~
– A tak swoją drogą, to dlaczego nie pomieszkasz w cukierni? Przecież jesteś właścicielem budynku.
– No tak, ale tam nie ma miejsca – mruknął Atsushi.- Poszedłbym tam w ostateczności, ale musiałbym spać zwinięty w fotelu w biurze, a tam jest strasznie ciasno.
– Cóż, jutro i tak będziesz musiał tam spędzić pół dnia, bo ja cię samego w mieszkaniu nie zostawię, kluczy też ci nie dam-nodayo.- Midorima poprawił swoje okulary.- Będę w domu o siedemnastej.
– Zamykam sklep o dwudziestej drugiej, to pewnie będę jakoś dwadzieścia po – stwierdził z kolei Atsushi.- Jeszcze raz dzięki, Mido-chin. Wiem, że nie jesteśmy ze sobą przesadnie blisko... przynajmniej nie od roku. Doceniam, że mimo urwania kontaktu jesteś gotów mi pomóc.
– Jeszcze ci nie pomogłem, nanodayo – westchnął ciężko Midorima.- Kto wie, może jutro okaże się, że wcale cię tu nie chcę.
– Obiecuję nie sprawiać ci kłopotów. I tak większość dni spędzam w cukierni, po prostu potrzebuję miejsca, gdzie będę mógł zjeść i się wyspać. Dostaniesz ode mnie darmowe babeczki do szkoły!
– Nie nazywaj tak mojej uczelni!- burknął Midorima, rumieniąc się lekko.- Jestem studentem-nodayo! A twoje babeczki wcale mnie nie interesują!
– Ale zrobię te z galaretką, a zawsze je lubiłeś~
– Ugh!- Shintarou wywrócił oczami, nie odzywając się. Sprzeczka nie miała sensu, poza prawda była taka, że kiedyś rzeczywiście przepadał za wypiekami Murasakibary.
Ale przecież nie wypadało mu przystać na ten pomysł. Nie był przecież dzieckiem, który uśmiechnie się na wieść, że dostanie coś słodkiego!
Midorima westchnął ciężko, przechodząc na korytarz i otwierając szafę, w której trzymali z Takao pościele, futony oraz ręczniki. Wygrzebał z jej dna duży futon, który przywiózł z domu, kiedy obaj się tu wprowadzali.
– Chcesz się wykąpać-nodayo?- zapytał, zamykając szafę i przemieszczając się z futonem do dawnego pokoju Takao.
– Wezmę prysznic jutro rano – oparł Atsushi.- Nie kłopocz się, Mido-chin. Sam sobie rozłożę ten futon, ty idź się już położyć. Pogadamy jutro.
Shintarou wahał się przez chwilę. Chciał być dobrym gospodarzem i, mimo nieoczekiwanego gościa, zadbać o niego. Ale zbliżała się pierwsza w nocy, a on miał rano zajęcia... Jeśli się nie wyśpi, nie będzie w stanie skupić się na tematach.
– W porządku – westchnął ciężko, znów poprawiając okulary.- Gdybyś chciał wziąć prysznic, nim wstanę, ręczniki znajdziesz w szafie w korytarzu. Do jutra.
– Do jutra, Mido-chin. Jeszcze raz, dzięki.
Midorima skinął mu głową, po czym wyszedł z pokoju Takao. Trochę dziwnie się czuł, goszcząc tam kogoś, ale skoro miał wolny pokój, to przecież nie mógł ulokować Atsushiego w salonie. To by dziwnie wyglądało, przynajmniej dla Murasakibary.
Nie będę teraz o tym myślał – postanowił sobie Shintarou, zamykając się w swoim pokoju.- Murasakibara zawsze był lekkim dziwakiem, ale da się to przeżyć. Takao mi nie zastąpi, ale...
Shintarou zacisnął wargi, kładąc się do łóżka. Niby po co ktokolwiek ma mu „zastępować” Takao?! Przecież on żyje, do cholery! Widują się codziennie na uczelni, siedzą obok siebie na zajęciach i jedzą razem lunch! Regularnie się spotykają, a to, że teraz w pokoju obok będzie słyszał pochrapywanie Atsushiego, a nie ciche podśpiewywanie Kazunariego, nie robi mu żadnej różnicy!
Zupełnie, zupełnie żadnej.
***
Następnego ranka, rzecz jasna, Kise gorzko żałował każdej kropli piwa, którą w siebie wchłonął – nie licząc jedynie tych, którymi oblał go Hayama.
Po porannym wyrzyganiu wnętrzności i wypiciu magicznej mieszanki Kotarou, która pomogła mu nieco dojść do siebie, Ryouta poczuł się choć na tyle silny, by samodzielnie wrócić do domu. Poprzysiągł sobie nigdy więcej nie pić, nieważne jaki problem spadnie mu na głowę, nieważne, co przymusi go do szukania sposobu na zapomnienie i chwilę relaksu – nie tknie alkoholu.
Do domu dotarł około dziesiątej rano i właściwie spodziewał się zastać dom zamknięty. Ale, ku jego zaskoczeniu, drzwi były otwarte. Ponieważ był środek tygodnia, a Tetsuya od poniedziałku do piątki chodził nie tylko na zajęcia na uczelnię, ale także do pracy, Kise natychmiast wpadł do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
Wrócił Aomine!
– Już jesteś? I jak się czujesz?
Ryouta spojrzał w kierunku kuchni i rozchylił lekko wargi ze zdumienia. A jednak był to Kuroko – ubrany w zwykłe spodnie dresowe i T-shirt, a więc nigdzie się nie wybierał. Podszedł do Kise z plastikową butelką pocari, napoju izotonicznego, którym od czasu do czasu się raczył dla dodania sobie energii.
– Ach...- bąknął Ryouta, nieco oklapnąwszy. Naprawdę miał nadzieję, że to jednak wrócił jego drugi brat. Teraz ból głowy powrócił, a on znów miał wrażenie, że coś rośnie w jego żołądku i pnie się ku górze.- Trochę lepiej, ale pewnie spędzę dzisiaj pół dnia w łóżku. Coś mi się zdaje, że już kiedyś obiecałem sobie nie topić trosk w alkoholu...
– No, niezbyt ci to wychodzi – przyznał spokojnie Kuroko.
– A co z tobą?- zapytał z westchnieniem Kise, rozwiązując sznurowadła i ściągając buty.- Nie masz zajęć ani pracy?
– Murasakibara-kun przysłał mi wiadomość, że dziś mam wolne, a na uczelnię idę dopiero popołudniu – wyjaśnił Tetsuya.
– Aaah, rozumiem – mruknął Ryouta, prostując się i ściągając z siebie powoli kurtkę. Spał na futonie u Hayamy, ale w nocy jakoś tak zsunął się na podłogę i teraz był obolały. Skrzywił się, kiedy odezwały się obtłuczone mięśnie jego ramion.- Daikicchi wrócił?
– Tak.
– Aha. A jadłeś śniada-... CO?!- Kise spojrzał na niego błyskawicznie, zapominając o wszystkich bólach.- Co powiedziałeś?!
– Daiki wrócił.- Kuroko skinął głową w kierunku piętra.- Jest u siebie.
– … Rozmawiałeś z nim?- zapytał Ryouta, patrząc na górę, a potem na błękitnowłosego.
– Niewiele.- Tetsuya wzruszył ramionami.- Przywitał się, zostawił w kuchni zakupy, pytał gdzie jesteś. Jak mu powiedziałem, że u Hayamy-kun, a potem poprosiłem, by ze mną porozmawiał, powiedział, że pogadamy później. Uznałem, że chce poczekać za tobą, żebyśmy porozmawiali we trzech.
– Jakie zakupy?- spytał z przejęciem Kise. Jeśli Aomine kupił sobie kartony do przeprowadzki, to...
– Chleb i bułki.- Odpowiedź Kuroko trochę go uspokoiła. Ale tylko trochę.
Zacisnąwszy mocno usta, Ryouta odwiesił kurtkę, po czym zaczął się piąć po schodach na górę. Tetsuya ruszył za nim, nieco zaniepokojony stanowczą postawą blondyna. Był gotów w każdej chwili wkroczyć do akcji, na wypadek, gdyby dyskusja miała się skończyć w taki sam sposób, co parę dni wcześniej, kiedy Aomine „uciekł”.
Akurat gdy oboje weszli na górę, Daiki wyszedł ze swojego pokoju. Najwyraźniej usłyszał, że Ryouta wrócił do domu. Na ich widok zatrzymał się z ręką na klamce, oni również stanęli w półkroku pośrodku korytarza. Wszyscy trzej wlepiali w siebie spojrzenia.
Aomine w końcu zamknął drzwi swojego pokoju i z wahaniem ruszył w ich kierunku.
– Ostrzegam cię!- zawołał Kise odrobinę drżącym z emocji głosem.- Jeżeli masz zamiar bez słowa mnie minąć, zrzucę cię ze schodów i połamię ci nogi!
Ciemnoskóry stanął jak wryty, wbijając pełen zaskoczenia wzrok w swojego brata. Otworzył usta, ale zaraz zamknął je i przełknął ślinę. Westchnął ciężko, drapiąc się z tyłu po głowie. Kuroko z napięciem obserwował to jednego, to drugiego z braci.
– Zamierzałem zwyczajnie się przywitać – powiedział cicho Aomine, podchodząc do nich i stając przed nimi. Kise wyprostował się jak struna, zaciskając dłonie w pięści i wpatrując się gniewnie w odrobinę wyższego od siebie mężczyznę.- Kiepsko wyglądasz. Jadłeś coś?
– Kiepsko wyglądam?- powtórzył Ryouta z niedowierzaniem. Jego głos zadrżał jeszcze bardziej.- A jak myślisz, czyja to wina?!
Daiki zerknął na Kuroko, zmieszany.
– Twoja...- mruknął w odpowiedzi.
– Moja?!- Kise wytrzeszczył na niego oczy.
– No... przecież to nie ja tyle chlałem!
– A jak myślisz, kretynie, przez kogo się uchlałem?!- krzyknął Ryouta ze złością, popychając go lekko.- Tak ci przeszkadza to, że się o ciebie martwię?! Tak ci przeszkadza to, że cię kocham?! Że próbuję cię zrozumieć, zadbać o ciebie, troszczyć się?! Aż tak ci to przeszkadza, że kiedy masz problem, to idziesz z tym do kumpla, zamiast do mnie?!
– Ja też tu jestem...- mruknął Tetsuya, chociaż niezbyt głośno.
– Nie – powiedział Aomine, spuszczając z zawstydzeniem wzrok.- Ja też cię kocham, i też się o ciebie martwię...
– C...?- Kise spojrzał na niego z zaskoczeniem, ale zaraz znów wpadł w złość.- Myślisz, że jak mi coś takiego powiesz, to tak po prostu ci wybaczę?! Że tyle tylko wystarczy, żebym zapomniał, jak potraktowałeś mnie i Tetsucchiego?! Że śmiałeś się nazwać nie naszym bratem?!
– Byłem wkurzony, nie panowałem nad sobą...- westchnął Daiki, skruszony.
– Czemu byłeś wkurzony, co?- napadł na niego Kise.- Bo pytaliśmy, co robiłeś przez ostatnich kilka miesięcy? Bo wydało się, że nas kłamałeś? Jakbyś nie kłamał, to by takiej sytuacji nie było!- Ryouta uderzył go ze złością w klatkę piersiową. Aomine cofnął się pod ciosem o krok.
– Ryouta...- zaczął z niepokojem Kuroko, w obawie, że jego bracia zaraz się pobiją – czy raczej, że Kise pobije Aomine, który stał w bezruchu, przyjmując na siebie każdą zaczepkę i cios.
– To chyba oczywiste, że się o ciebie martwiliśmy!- krzyczał dalej Ryouta.- To oczywiste, że chcieliśmy poznać prawdę! Nagle okazuje się, że nie pracowałeś nigdy na policji: no to co robiłeś?! Skąd mam wiedzieć, czy nie wpadłeś w jakieś bagno; czy nie zacząłeś pracować dla mafii, czy nie zacząłeś sprzedawać narkotyków, albo prowadzić inny nielegalny handel?! Miałem takie myśli, bo nie znałem prawdy, a ty, zamiast mi ją wyjawić, spieprzyłeś sobie do Kagamiego! Taki jest dla ciebie ważny, ważniejszy ode mnie?! I Tetsucchiego?!- dodał, zerkając pospiesznie na młodszego brata, by nie poczuł się wykluczony z drużyny.
– Nie – wychrypiał Aomine.- Jesteście najważniejsi.
– Twoja dupa się dla ciebie liczy!- Kise znów go popchnął.- Potrafisz dbać tylko o siebie, ty dupku! Wracaj sobie do Kagamiego, jeśli chcesz!
Kise obrócił się na pięcie i już ruszył w kierunku schodów, ale Aomine chwycił go pospiesznie za ramię.
– Ryouta!
– Zostaw mnie!
– Ryouta!
– Puszczaj, mówię, bo ci przywalę!
– Jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej, to wal, ile chcesz!
Blondyn obrócił się raptownie i wbił w niego wściekłe spojrzenie. Daiki odpowiedział na nie spokojnie, choć także z napięciem. Tymczasem Kise zacisnął dłoń w pięść, zamachnął się i...
Przywalił Daikiemu w szczękę, powalając go na ziemię.
– Ty pieprzony dupku!- wykrzyknął ze łzami w oczach.- Nic ci nie jest?!
– Yyy...- Aomine nie wiedział, jakiej odpowiedzi oczekuje Kise, będąc w tym stanie.
– Ryouta, przesadziłeś!- Kuroko klęknął obok ciemnoskórego i pomógł mu się podnieść. Daiki miał pękniętą dolną wargę, ale oprócz tego raczej był cały.
– Ugh, możesz dowalić w drugi, jeśli chcesz – mruknął Daiki do Tetsuyi, ale ten tylko z westchnieniem pokręcił głową.
– Przepraszam, Daikicchi – westchnął z żalem Kise, klękając po jego drugiej stronie.- Nie wiem, czemu to niby miało poprawić mi humor! Nic mi nie poprawiło!
– Może źle wymierzyłeś... Nie trafiłeś w oko.- Aomine uśmiechnął się słabo. Szybko jednak spoważniał.- Przepraszam was... Byłem strasznym tchórzem i nigdy sobie tego nie wybaczę. Proszę, dajcie mi szansę i pozwólcie wszystko wytłumaczyć. Przysięgam, że...!
Aomine urwał raptownie, kiedy Kuroko zarzucił mu ręce na szyję i przytulił się do niego mocno.
– Jak dla mnie, nie musisz niczego tłumaczyć, Daiki – powiedział cicho.- Nieważne, jakie miałeś powody, nieważne, co tobą kierowało. Po prostu nie odchodź więcej, słyszysz? Nie zostawiaj nas nigdy, przenigdy!
– E... ej...- Aomine westchnął ciężko, otaczając Tetsuyę ramieniem.- Nie przytulaj mnie tak... bo się rozkleję.
– Daikicchi!- jęknął Ryouta, przytulając ich obu.
Aomine zacisnął mocno powieki, obejmując także drugiego brata. Spodziewał się różnych reakcji na jego powrót do domu, w tym również ewentualnego pobicia, na które z radością by pozwolił – ale z pewnością nie oczekiwał, że bracia, zamiast domagać się wyjaśnień, zaleją go hektolitrami miłości.
Najwyraźniej nawet pomimo upływu prawie piętnastu lat, które z nimi spędził, wciąż nie doceniał ogromu ich uczuć.
– Przepraszam – powiedział raz jeszcze, mocniej ich do siebie przytulając.- Chciałem tylko, żebyście byli ze mnie dumni... Chciałem być odpowiedzialny, zadbać o was i... spróbować zastąpić wam tatę.
– Jesteśmy z ciebie dumni, Daikicchi – zapewnił go Kise.- I mamy ku temu znacznie ważniejsze powody, niż twoja praca.
– Tata już odszedł – dodał ciszej Kuroko.- A my potrzebujemy ciebie, naszego brata. Nigdy nie zapominaj, że jest nas trzech, Daiki.
Aomine pokiwał lekko głową, choć żaden z nich nie mógł tego dostrzec. Wtuleni w siebie, trwali tak w braterskim uścisku, i nic innego nie miało już dla nich znaczenia.
*sięga po chusteczki i wylewa w nią całe swoje smutki z dzisiejszego rozdziału* Ich miłość mnie przytłacza
OdpowiedzUsuńKise się włączył yandere mode
UsuńNo pewnie, on też potrafi xD Dowód był jak zbeształ Akashiego ♥ xD
UsuńWybacz mi moją niewiedzę, o pani, ale w którym to było odcinku, chcę to przeczytać XD
UsuńNevermind, już znalazłam ^^ XDD
UsuńAwww
OdpowiedzUsuńA gdzie Akashi?
A po co on? xD
UsuńJak to po co, uważaj bo cię pociacha
Usuń''-Ty pieprzony dupku!- wykrzyknął ze łzami w oczach.- Nic ci nie jest?!''
OdpowiedzUsuń* klap klask * klap klask * klap klask*
Ja miałam łzy w oczach z rozbawienia, gdy czytałam tę linijkę. Piękne.
♥♥♥ Mnie samej się to podobało, jak pisałam xD
UsuńCzy to objawy samouwielbienia...? ;___;
*chlipie ze szczęścia* w końcuuuuu
OdpowiedzUsuńA, i ile ci zajmie dotarcie do 100 odcinka? Muszę być przygotowana :>
UsuńAaajj no! Tyle razy wam powtarzam, że piszę na bieżąco i nie wiem takich rzeczy xd
UsuńYuuki-senpai! Chciałam ci jeszcze napisać, że w pierwszym odcinku MnU w czwartym akapicie w ostatnim słowie masz błąd, napisałaś "sercowyh" o.O
UsuńCooooo?! D: XDDD
UsuńW sumie... kiedy ja napisałam pierwszy odcinek? xD Chyba ze dwa lata temu... Ależ ten czas leci ;_;
Wowowoo, jestem już rok na tym blogu :0 nadal pamiętam jak dodałaś rozdział Cierni w moje urodziny :3
UsuńRozpływam się Yuuki-chan~ :3
OdpowiedzUsuńAle Kise staje się agresywny xD choć w pewnym momencie miałam wrażenie, że tym razem to oni będą mieć ciche dni. A tekst "Jeżeli masz zamiar bez słowa mnie minąć, zrzucę cię ze schodów i połamię ci nogi!" megaa haha
Cieszę się, że się podobało! :D Chciałam wtedy jeszcze dopisać coś, że niby Kise uwięzi Aomine w pokoju i nie da mu już nigdy wyjść, ale nie wiedziałam, jak to fajnie ubrać w słowa xD
Usuń*atsuchiego poprzestawiały ci się litery ( początek odcinka ). Czyżby MuraMido? Nietypowe ale jedno z moich ulubieńszych... Oj mam nadzieje że tak! Bracia znowu razem. Cudnie ci wychodzi ta czesc o nich (nie to żeby inne były gorsze, nie nie) ~ Yuukifan
OdpowiedzUsuńGdzie? D: Bo czytam początek i ślepa jestem xD
UsuńSerio, lubisz MuraMido?! O_O Napisałam jedno jedyne opko z tym i czułam się mocno dziwnie... xD
Cieszę się, że się podobało! ♥
" To drugie – przyznał Atushi, popijając herbatę.- Wybacz, że przychodzę tak późno, ale nie wiedziałem, czy rano cię zastanę w mieszkaniu. Hotele teraz takie drogie... To co, rozpakuję się?"
UsuńMuraMido....powiem tak - jeśli postanowisz zrobić z nich...ekhm...cokolwiek...to ten, nie krępuj się. XD
OdpowiedzUsuńDruga scenka była zabawna. Cały czas miałam wrażenie, że chyba powinnam jakoś zareagować emocjonalnie, więc po prostu się śmiałam :P Ten wątek miłości między trzema braćmi zaczyna się robić zbyt ckliwy XDD Prawdziwa Moda na Uke XDDD
No nie, kolejna, co lubi MuraMido? xDD Ludzie, co z Wami? xD Skąd w ogóle się wziął ten pairing?! XD
UsuńCkliwość to podstawa w telenowelach! ♥♥♥ Ale spoko, Kise jeszcze nie zaczął bujać Kuroko w ramionach, więc nie sięgnęłam jeszcze granicy... xD
Można tak powiedzieć, chociaż ja jestem bardziej MuraKiyo :P Ale każde MuraCokolwiek jest ciekawe ^_^
UsuńPrzynajmniej dla mnie XD
...Czemu ton Twojej wypowiedzi sprawia, że się tego spodziewam? XD
*zapina usta na zamek, a Akashi związuje jej ręce*.
UsuńJa nic nie mówię i nic nie piszę xDDDD