Uśmiech na tle pochmurnego nieba

Rozdział Pierwszy
Uśmiech na tle pochmurnego nieba



    Moje ciało było odrętwiałe. Nie czułem zimna, mimo że wiał mroźny, zimowy wiatr, nie odczuwałem bólu, chociaż zdobiły mnie liczne cięcia i rany, z których bezustannie sączyła się krew, barwiąc na ciemną czerwień puchową warstwę śniegu, na której leżałem. Miałem wrażenie, że mój czas dobiega końca, że jednak umrę tu w samotności, na pustkowiu, nie wypełniwszy swej misji, nie spełniwszy marzenia zarówno mojego, jak i Kotarou.
    Było mi z tego powodu wstyd. Zamglone spojrzenie wbiłem w śnieg, leżąc w bezruchu ze świadomością, że po mojej bezsensownej śmierci matka nie powita mnie uśmiechem, a młodszy brat, którego tak kochałem, zawiedzie się na mnie.
    Musisz być silny, Kotarou. Wstań. Wstań i spróbuj dotrzeć do najbliższej świątyni, gdzie opatrzą twoje rany, żyj dalej i wypełnij misję, jaką powierzył tobie zarówno brat, jak i ty sam.
    Tylko czy znajdzie się ktoś, kto zechce pomóc tej małej bestii o białych włosach i fiołkowych oczach? Czy ktoś okaże serce, by zaopiekować się choć przez kilka dni członkiem znienawidzonego klanu Fuuma?
    Spróbowałem poruszyć dłonią, jednak nie drgnął nawet palec. Byłem pozbawiony wszelkich sił, przegrałem tę walkę. Czekało mnie teraz zadanie, a ja... czy naprawdę jestem taki słaby? Ja, połowa przywódcy rodu, na którego barkach leży odbudowa potęgi swej rodziny, który lada dzień ponownie odzyska szacunek ludzi?
    Jaki daję przykład? Jaki ze mnie wzór do naśladowania?
    Powoli zaczynałem tracić przytomność, świst wiatru i szum drzew cichły coraz bardziej, obraz zamazywał się w jedną, wielką białą plamę. I cichy szept w mojej głowie:
    „Hej!”
    Powieki opadły ciężko, płuca nabierały coraz mniej powietrza, przygwożdżone do ziemi dodatkowym ciężarem, jakim była gruba warstwa śniegu na moich plecach. Nie miałem pojęcia jak długo tak leżałem, ani jak bardzo padało.
    „Hej, żyjesz jeszcze?!”
    Kiedy otwarłem oczy, zobaczyłem nad sobą twarz młodego chłopaka o ciemnych oczach i czarnych jak heban włosach, których końcówki zdobiła czerwień. Zupełnie jakby, pochylając się nade mną, zamoczył je w mojej krwi. Trzymał nad nami wagasa* i wpatrywał się we mnie, zaniepokojony. Po chwili jednak odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szeroko.
    „Chyba żyjesz, to dobrze! Wytrzymaj trochę, zaraz cię stąd zabiorę”.
    Nie czułem jego dłoni, gdy zrzucał ze mnie śnieg, ani gdy podnosił moje bezwładne ciało. Patrząc na jego opanowaną, pewną siebie twarz, nie rozumiałem, skąd u niego brak jakiegokolwiek wahania. Zupełnie jakbym był tylko odrobinę draśnięty, na tyle, by wyleczyć rany w kilka minut. W jego ciemnych szczerych oczach nie było nawet krzty niepewności, ani strachu.
    Miał zamiar przyjąć pod dach obcego człowieka? Czy on ma pojęcie o tym, co robi? Jego rodzice zapewne wyrzucą mnie od razu na próg.
    Przecież jestem Fuuma.
    Dla mnie nigdzie nie ma już miejsca.
    Kiedy odrzucił na bok wagasa i wziął mnie na ręce, moja głowa opadła bezradnie na jego ramię. Nie był przesadnie dobrze zbudowany, w dodatku wyglądał na mojego rówieśnika, a jednak zazdrościłem mu siły i wigoru. Trzymał mnie w swoich ramionach niczym znalezionego na pustkowiu szczeniaka. Zapach jego skóry przywodził mi na myśl sosnę i coś jeszcze, coś, czego nie potrafiłem rozpoznać, czego nie mogłem przypisać do żadnego znanego mi zapachu.
    Starałem się utrzymać powieki w górze i nie tracić przytomności, choć wydawało mi się, jakbyśmy poruszali się w urywanych skokach. Byłem wdzięczny za to, że nie odczuwam bólu. Gdyby było inaczej z pewnością źle reagowałbym na wstrząsy podczas biegu w ramionach tego chłopaka.
    Nie przestawał mówić, jednak wiele jego słów w ogóle do mnie nie docierało. Raz głośniej, raz ciszej, raz zupełnie nic, choć widziałem spod przymrużonych powiek, że jego usta nieustannie się poruszają. Widziałem jego szczery, ciepły uśmiech na tle pochmurnego nieba, delikatne płatki śniegu opadające na jego czarne włosy i rumiane policzki.
    Wydał mi się naprawdę piękny. Nawet, jeśli na darmo niesie mnie do swego domu, nawet jeśli nie jest świadom tego, kim jestem, to urzekła mnie w nim ta cecha bijąca z jego czarnych, bezdennych oczu.
    Gotów bez zastanowienia pomóc rannemu.
    „To już ..., wytrzymaj … i pójdzie... wyleczy!”
    Urywane słowa, których nie rozumiałem, na których nie potrafiłem się skupić. Uczepiłem się więc kimona czarnowłosego chłopaka, słabo zaciskając palce na grubym materiale.
    Ostatnia myśl, jaką usłyszałem w głowie, to że chciałbym poczuć ciepło jego ciała.**

    Kiedy odzyskałem przytomność, znajdowałem się w przytulnym, ciepłym pomieszczeniu. Nadal nie czułem bólu, ale moje ciało nie było już obojętne na dotyk i temperaturę.
    Odgarnąłem z twarzy swoje białe, lekko kręcone włosy, zauważając, że moja dłoń jest zabandażowana. Podobnie było z drugą, a kiedy ostrożnie podniosłem się do pozycji siedzącej, koc, którym mnie nakryto, zsunął się z klatki piersiowej, ukazując również i na niej biały materiał, który przylegał ściśle do ciała. Nie widziałem zaróżowionych, czy czerwonych plam. Najwyraźniej opatrzono mnie z najwyższą uwagą i dokładnie obmyto rany.
    Rozejrzałem się po pokoju nieco ospałym wzrokiem. Czułem się otępiały, jakby podano mi silne leki, co właściwie było całkiem możliwe.
    Pokój, w którym się znajdowałem, był niewielki i pusty. Oprócz mnie, leżącego na futonie, znajdowała się tu tylko szafa, stojąca za moimi plecami.
    Dotknąłem ostrożnie swojego torsu, chcąc sprawdzić, czy poczuję nacisk dłoni. Westchnąłem z ulgą. Wyglądało na to, że jednak się udało, przeżyłem.
    Wszystko będzie dobrze, braciszku. Uda nam się, dam z siebie wszystko.
    Drgnąłem lekko, słysząc zbliżające się, ostrożne kroki. Wpatrzyłem się w shoji*** przede mną, nasłuchując. Z ich odgłosów mogłem wywnioskować, że należą do nastolatka, może jeszcze dziecka. Nieudolna próba wyciszenia ich, stąpanie na palcach, kiedy osoba na zewnątrz zbliżyła się pod drzwi.
    Patrzyłem, jak shoji powoli przesuwają się, a ze szpary spomiędzy nich wyrasta krzaczasta fryzura czarnych włosów o czerwonych końcówkach. Ciemne oczy spojrzały na mnie z zaskoczeniem, a potem drzwi rozsunęły się szerzej i do środka wszedł ten, który mnie tu przyniósł.
    Dopiero teraz, kiedy byłem w pełni świadomy, a mój wzrok odpowiednio się wyostrzył, rozpoznałem w nim twarz Kumou Tenki. Nie okazałem jednak po sobie zdziwienia, czy niepokoju, zachowałem kamienny wyraz twarzy, bez emocji, bez jakichkolwiek uczuć.
    Bez wyrzutów sumienia.
–    Widzę, już wstałeś.- Chłopak podszedł do mnie bliżej i uklęknął na podłodze.- Jak się czujesz?
    Skinąłem tylko głową bez słowa, odwracając od niego wzrok. Moje myśli pracowały na pełnych obrotach, musiałem szybko przypomnieć sobie cały plan układany wraz z Kotarou.
–    Pewnie zastanawiasz się, gdzie właśnie jesteśmy – powiedział młody Kumou, rozglądając się po pokoju, jakby sam był tu po raz pierwszy.- To mój dom. Jestem głową rodziny Kumou, mam na imię Tenka! Mieszkam tu z moimi młodszymi braćmi.
    Umilkł, jakby czekając, aż coś powiem. Nie wiedziałem jednak co, dlatego wciąż milczałem. Jego obecność była kłopotliwa, nie mogłem skupić się na własnych myślach, nie mogłem przypomnieć sobie wszystkich kłamstw, jakie wyćwiczyłem do perfekcji.
–    Sensei cię opatrzył – odezwał się znów czarnowłosy.- Kawał dobrej roboty, co? Nawet ładnie ci w tych bandażach!- Uśmiechnął się promiennie.- Mój młodszy braciszek, Soramaru, przygotowuje dla ciebie herbatę i posiłek. Mieliśmy nadzieję, że zaraz się obudzisz, bo śpisz od samego rana! Słońce już zaszło, a na dworze zrobiło się jeszcze zimniej. Całe szczęście, że cię znalazłem. Mówię ci, mam super intuicję, coś mi po prostu kazało przejść się na polanę...!
–    Jutro się wyniosę – przerwałem mu cicho.- Nie mam jeszcze pieniędzy, by zapłacić za opiekę, ale podejmę się pracy i postaram spłacić dług.
–    Eh? O czym ty mówisz?- Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.- Chcesz płacić za zawinięcie cię w bandaże? Weź mnie w ogóle nie obrażaj!
–    P-przepraszam – mruknąłem, zerkając na niego. O co mu chodziło? Czym go uraziłem?
–    Jak ci na imię?- zapytał, siadając po turecku i zaciskając dłonie na swoich kostkach.
–    Kotarou – szepnąłem.
–    Ile masz lat, Kotarou-kun?
–    … Piętnaście.
–    Ło! Jesteś starszy ode mnie o rok.- Chłopak uśmiechnął się szeroko.- Ah, właśnie! Twoje rzeczy są wyprane, schną teraz w korytarzu.
–    Moje rzeczy?- Spojrzałem na niego uważnie, a on posłał mi lekki uśmieszek.
–    Spokojnie, schowałem twoje kunaie u siebie w pokoju. Nie chciałbym, żeby któryś z moich braciszków przypadkiem się zranił.
–    Rozumiem.
–    Jesteś ninja?- W końcu padło pytanie, które wisiało nad moją głową odkąd Tenka Kumou wszedł do tego pomieszczenia.
    Przez dłuższą chwilę nie odzywałem się, wlepiając wzrok w koc, którym byłem nakryty. W końcu skinąłem lekko głową, wciąż jednak nie spojrzałem na mojego gospodarza.
–    Czy jest ktoś, kogo mamy poinformować o tym, że przebywasz u nas?
    Tym razem zaprzeczyłem. Tenka z kolei skinął jedynie głową, nie komentując tego.
–    Pójdę sprawdzić, czy Soramaru już skończył – powiedział.- Po posiłku możesz się wykąpać, jeśli będziesz czuł się na siłach. Sensei powiedział, że powinieneś teraz dużo odpoczywać.
–    Dziękuję – powiedziałem cicho.
–    No, kładź się teraz!- rozkazał, przysuwając się i poprawiając mi poduszkę. Pociągnął mnie delikatnie za ramię, zmuszając, bym się położył. Patrzyłem na niego zaskoczony, kiedy przykrywał mnie kocem niczym własnego syna.- Zaraz wrócę z kolacją i herbatą. Nie ruszaj się stąd!- uprzedził, jakby podejrzewał mnie o chęć ucieczki.
    Odprowadziłem go wzrokiem, patrząc jak znika za shoji. Słyszałem jego głośne kroki, nie starał się już być cicho.
    Westchnąłem ciężko, przykładając dłoń do czoła. Było mi gorąco, ale oddychałem lekko, z łatwością, co było miłą odmianą, wspominając pustą polanę w środku lasu. Czułem ciepło własnej skóry i byłem z tego powodu bardzo zadowolony. Nawet, jeśli powoli zaczynałem odczuwać również ból i pieczenie ran.
    Szkoda tylko, że nadal pozbawiony byłem sił. Na dodatek musiałem zastanowić się co dalej? Znaleźć odpowiednie miejsce do zamieszkania i czekać. Czekać, aż nadejdzie moja chwila.
    Jak długo będę musiał na nią czekać?
    Kiedy shoji ponownie się rozsunęły, tym razem ujrzałem niewielką, pyzatą buzię o rumianych policzkach. Młodsza wersja Tenki Kumou, różniąca się od niego jedynie wzrostem i fryzurą, weszła do środka, uśmiechając się nieśmiało. W drobnych rączkach niosła tacę z miseczką ryżu i talerzem z kilkoma niewielkimi smażonymi rybami.
–    Dobry wieczór...- przywitał się chłopiec, podchodząc do mnie ostrożnie. Dopiero wówczas zauważyłem, że na plecach nosi jeszcze mniejszą od siebie istotkę, drzemiącą z głową opartą na jego ramieniu.- Mam na imię Soramaru, miło mi cię poznać! Mam nadzieję, że braciszek Tenka nie męczył cię za bardzo...
    Pyzata buzia, która przedstawiła się jako Soramaru, przysunęła się jeszcze bliżej. Poruszyłem się nerwowo, a kiedy chłopiec zamarł w bezruchu, odgarnąłem włosy z twarzy i postarałem się przywołać na niej coś w rodzaju uśmiechu.
–    Nie – odparłem cicho.
–    To dobrze – westchnął chłopiec z ulgą.- Tenka potrafi być strasznie upierdliwy i niegrzeczny! Oh, to jest Chuutarou – powiedział, najwyraźniej zauważając, że wpatruję się w ogromną kluskę na jego plecach, która zaczęła wiercić się niespokojnie i łypać na mnie z uśmiechem.- Jest najmłodszy, ma dopiero dwa latka.
–    A ty?- zapytałem cicho, zerkając na zaróżowiony, ledwie widoczny ślad na jego szyi.
    Ślad po moich dłoniach. Dowód na to, że próbowałem go zabić. Zabić tę pyzatą, uśmiechającą się buzię.
–    Mam sześć lat!- powiedział jakby z dumą.- Ah, mam nadzieję, że kolacja ci zasmakuje. Nie umiem jeszcze za dobrze gotować, dopiero się uczę, ale starałem się!- Jego pulchne policzki zarumieniły się delikatnie. Chłopiec na jego plecach psiknął cicho dwa razy pod rząd.- Pójdę już, nie będę ci przeszkadzał w posiłku. W razie co, możesz mnie zawołać, za tą ścianą jest pokój mój i Chuutarou.- To mówiąc, wskazał na ścianę po mojej prawej stronie.- Zawołaj mnie, zwłaszcza jeśli poczujesz się gorzej. Dobrze?
–    Dobrze – odparłem cicho pod naciskiem jego intensywnego spojrzenia. Uśmiechnął się, zadowolony, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju. Chłopiec na jego plecach zdążył pomachać do mnie ręką, nim zasunęły się shoji.
    Znów westchnąłem cicho, spuszczając wzrok na moje zabandażowane dłonie, spod których teraz widać było jedynie opuszki palców. Przypomniałem sobie chwilę, kiedy zaciskałem je na drobnej szyi chłopca, który wtargnął do pokoju swoich rodziców w momencie gdy pozbawiłem ich życia. Przerażony, oniemiały, zapłakany. Rzucił się w moją stronę, choć nie miał żadnych szans, nie powinien mieć nawet nadziei, że uda mu się choćby trącić mnie pięścią. Ściskałem jego gardło, patrząc bez emocji jak wywiesza bezradnie język w niemym krzyku, jego oczy robią się coraz większe.
    Co stało się później?
    No tak. Przyszedł Tenka. W momencie, kiedy miałem zrobić ostateczny ruch, zakrył ciałem swojego brata. Skaleczyłem go długim cięciem ciągnącym się na ukos po całej długości jego pleców. Patrzyłem jak krew wypływa z rany, barwiąc ciemne kimono, patrzyłem jak Tenka ściska swego brata i... uśmiecha się?
    Potem usłyszałem czyjeś krzyki, kroki z daleka. Nie miałem innego wyjścia, musiałem uciekać, nim zjawili się inni, wyszkoleni ludzie.
    Uniosłem ostrożnie miseczkę z ryżem i chwyciłem za pałeczki. Powąchałem najpierw biały stożek, chcąc się upewnić, że nie dodano do ryżu żadnej trucizny. Nie wyczułem nic, prócz zapachu soli i łososia. Spróbowałem odrobiny, przełknąłem. Dopiero wówczas zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo byłem głodny.
    Niecałe pięć minut później pochłonąłem całą kolację. W myślach chwaliłem Soramaru za to, że wybrał ryby bez ości, byłbym zbyt niecierpliwy, by je z nich wybierać, gdyby jednak podał zwykłe.
    Odłożyłem opróżnione naczynia na tacę i przez chwilę siedziałem tak, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie czułem się zmęczony ani śpiący, jedynie pozbawiony sił, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Położyłem się więc z powrotem, przykrywając szczelniej kocem i zamykając oczy. Przetarłem twarz dłonią i odgarnąłem niesforne kosmyki włosów, które zasłaniały mi oczy. Wziąłem głęboki, ostrożny oddech, po czym powoli wypuściłem powietrze z płuc.
    Wszystko będzie dobrze, Kotarou. Bez obaw. Cierpliwości.
   





* wagasa – japońska parasolka, można skojarzyć z gejszami
** „Ostatnia myśl, jaką usłyszałem w głowie, to że chciałbym poczuć ciepło jego ciała.” - Drobna uwaga, żeby nie było niejasności ;_; W tym zdaniu nie chodziło mi o już narastające uczucie, gejozę, tylko o sam fakt, że Shirasu był w tym momencie umierający, wyziębiony, jego ciało było lodowate, dlatego chciał poczuć ciepło Tenki, poczuć cokolwiek.
*** shoji – przesuwane drzwi

9 komentarzy:

  1. *miejsce na mą zajebistość*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurwa, skąd ja wiedziałam, że to wyjaśnienie apropo drugiej gwiazdki dotyczyć będzie gejozy... Ne, Yuuki, myślę, że nie ma tu aż tak zdesperowanych yaoistów, żeby ktokolwiek wysnuł taki wniosek. Przecież właściwy sens wynika bardzo wyraźnie z treści, nie sposób go nie zauważyć xd
      Łok, błędy:
      'Starałem się utrzymać powieki w górze i nie tracić przytomności, choć wydawało mi się, jakbyśmy poruszali w urywanych skokach.' - przy 'poruszali' zjadło Ci 'się'.
      'Chcesz płacić za zawinięcie się w bandaże?' - raczej 'zawinięcie cię', w końcu Shirasu sam się w nie nie zawinął, prawda?
      'Nie ruszaj się stąd!- uprzedził, jakby podejrzewał mnie o chęci ucieczki.' - 'chęć' - pojedyncza.
      'Zabić tę pyzatą, uśmiechając się buzię.' - 'uśmiechającą się'.

      No dobra, to teraz przejdźmy do części właściwej.
      #wymyślanietytułówwspólnymisiłamitakbardzozajebiste
      Nie no, teraz mogę powiedzieć, że mam swój udział w Kage ni Warau (czemu ten tytuł tak bardzo mi się podoba xd). JESTEM NIEMALŻE WSPÓŁTWÓRCĄ, MUAHAHAHAHHAHAHA *szatański śmiech*

      Wiesz, jak tak sobie wyobraziłam tego Shirasu takiego innego, takiego delikatnego, podatnego na nawet najmniejsze zranienie, zawisające na skraju życia i śmierci, jak o nim pomyślałam.... ah, naprawdę piękny widok. To jak Tenka niósł go w swoich ramionach....
      ZOSTAWIŁ PARASOL NA ŚNIEGU, TAK PIENIĘDZY NIE SZANOWAĆ, NO NAPRAWDĘ
      ...to było takie urocze. Naprawdę. Zawsze bardzo kochałam ten parking, on jest taki... czysty. Zawsze go widziałam w ten sposób. Nawet jeśli zrobisz z Shirasu ostatniego skurwiela, to myślę, że i tak będę go widziała w tej bieli. Bieli kryjącej się w cieniu, która jest, choć boi się wyjść. Naprawdę kocham tę jego biel, tę jego dziwną, trudną do zdefiniowania czystość. Tak go zawsze widziałam i pewnie zawsze widzieć będę, niezależnie co z nim zrobisz... Ale, kto wie? Może uda Ci się zmienić moje nastawienie? Choć gdyby Ci się to udało, wtedy naprawdę musiałabym Ci jakiś pomnik jebnąć xd

      W przeciwieństwie do Yew, ja liczę na (jako taką) zgodność z kanonem, choć ja wiem więcej niż ona, tak więc no xd
      Ale ja zawsze lubiłam kanoniczność, taki inny pogląd na dane wydarzenia, przeżycia wewnętrzne tam, gdzie ich autor nie umieścił w oryginale, inne przeżycia. Ale to już jest raczej rzecz gustu xd

      Jest taki jeden fragment, który mnie bardzo urzekł.
      'Wydał mi się naprawdę piękny. Nawet, jeśli na darmo niesie mnie do swego domu, nawet jeśli nie jest świadom tego, kim jestem, to urzekła mnie w nim ta cecha bijąca z jego czarnych, bezdennych oczu.'
      Chociaż mogłabym się przyczepić do tej 'cechy bijącej z oczu' (troszkę dziwnie to brzmi), to jednak fragment jest naprawdę śliczny, taki szczery, Shirasu oceniający Tenkę, kierując się wyłącznie sercem, nie wiedząc kim jest ten, który go ratuje, ale czując tę jego łagodność, szczerość i pogodę ducha. Może Shirasu już wtedy podświadomie czuł, że Tenka może mu pomóc, nie tylko fizycznie, ale i mentalnie?

      Rozdział jest dobrym wstępem, pozostawia niedosyt, jednym słowem (albo trzema xd) - czekam na więcej~!

      Usuń
    2. Błędy poprawione, dzięki za ich wskazanie ♥
      Jeśli chodzi o ten kanon, nie ma tu absolutnie co porównywać Kage ni Warau do Kuroko no Yaoi, ponieważ KnY jest pisane NA PODSTAWIE MANGI I ANIME i przedstawiam te same wydarzenia, o których się czyta/ogląda, z kolei tutaj będę głównie poświęcała opisy temu, czego NIE BYŁO w mandze i anime, bo zaczynam przecież od poznania się Shirasu i Tenki i będę sobie powolutku brnęła, opisując po prostu to w jaki sposób wyobrażam sobie te lata ich wspólnego życia, ale... z dodatkiem gejozy xDDD
      Też nie bardzo podoba mi się ta "cecha bijąca z oczu", zastanawiałam się jakoś nad zmianą tego (WIERZ MI, MYŚLAŁAM WÓWCZAS O TOBIE "CLD NA PEWNO SIĘ PRZYCZEPI, BO TO IDIOTYCZNIE BRZMI", ale koniec końców zostawiłam, bo nie miałam pomysłu na nic innego xD).
      Dziękuję bardzo za komentarz i opinię, będę się powolutku bratała za pisanie kolejnego chapterka ^^

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jako, że dziś sie lenie to będzie krótki komentarz
      I jeszce mam nawrót fazy na stereka, więc...

      Cieszę sie z nowego opka z DnW :D
      Mam nadzieje, że nie zrobixz tego w stylu KnY
      Znaczy KnY nie jest złe, ale chciałabym coś całkowicie od ciebie
      Jestem ciekawa co dalej będzie

      Wiem, że krótko i możesz mnie za to zabić, ale...
      Moja rodzina mnie nienawidzi i obudziła mnie o 6 rano -.-
      Teraz niezbyt kontaktuje, więc wolę dać sobie spokój i nie pierniczyć głupot xD

      Wesołych Świąt,
      Yew S.

      Usuń
    2. Pozwól, że skopiuję fragment mojej odpowiedzi dla CLD, bo tam już wyjaśniłam o co chodzi z kanonem w Kage ni Warau.
      "Jeśli chodzi o ten kanon, nie ma tu absolutnie co porównywać Kage ni Warau do Kuroko no Yaoi, ponieważ KnY jest pisane NA PODSTAWIE MANGI I ANIME i przedstawiam te same wydarzenia, o których się czyta/ogląda, z kolei tutaj będę głównie poświęcała opisy temu, czego NIE BYŁO w mandze i anime, bo zaczynam przecież od poznania się Shirasu i Tenki i będę sobie powolutku brnęła, opisując po prostu to w jaki sposób wyobrażam sobie te lata ich wspólnego życia, ale... z dodatkiem gejozy xDDD"
      Także... tak, dodam dużo od siebie, bo to będzie praktycznie CAŁA MOJA WIZJA, ale jednocześnie taka, żeby się zgadzała z fabułą w mandze :>

      Również życzę wesołych świąt i dziękuję za komentarz! ^^

      Usuń
  3. Hmmm...
    Kurczę, nie wiem jak mam zacząć...
    Dziwnie mi się czyta z perspektywy Kotarou, chociaż nie powiem, że już się wciągam i znając życie, będę z niecierpliwością czekać na dalsze rozdziały :) Nie mam dzisiaj weny do komentowania :c Przepraszam:< ale pozostawię po sobie życzenia świąteczne dla ciebie ^.^

    Przyszła już na to pora,
    gdy Midorima przebrany za królika,
    myka po boisku i wzdycha,
    bo mu Milka pisanki do koszyka wkłada.
    Taka była dzisiaj prognoza dla raka.
    Pozostałe słodkości zjadł nie kto inny
    niż Mrasakibara, a Aomine ten zboczuch myśli o innych jajach.
    Akashi wtem ich pogania, bo muszą pokicać do twojego mieszkania.
    Kuroko nasz mały baranek , śmieje się z Kagasia co narobił za dużo pisanek.
    Przez to, Yuuki kochana będzie do końca żywota wspominać pisanki,
    co wyglądały niczym Kise z okładki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm. Okay. Nie jestem pewna czy pamiętasz, ale pod którymś postem ci pisałam że nie znam ten mangi xD. Dalej się z tym niestety nie zapoznałam *nie ma wgl życia ostatnio* ale obiecuję że to naprawię!
    Ale że ja to ja, nie potrafiłam nie przeczytać tego rozdziału xD. Musiałam, no xD.
    Nie do końca wiem co napisać, plus oczy mi się same zamykają *pisanie komów o 1 tak bardzo* dlatego napiszę jedynie że było cudnie, jak wszystko co piszesz xddd
    No i ten. Są te niby jakieś święta. Jestem ateistką, więc zamiast wesołych świąt, życzę ci wesołego Dnia Windy <3.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń