[MnU] Odcinek 66

Moda na Uke
Odcinek 66



–    Przydarzyło ci się coś ciekawego?- zapytał Kuroko, kiedy Aomine dołączył do pozostałych przy wyjściu z hali sportowej.
–    Co?- Daiki potrząsnął głową i zmarszczył brwi, patrząc pytająco na brata.
–    Przed chwilą miałeś na twarzy głupkowaty uśmiech – wyjaśnił Akashi, zapinając swój płaszcz i opatulając szyję szalikiem.
–    Musiałeś się dobrze bawić, załatwiając się w krzakach – stwierdził Tetsuya z powaga, po czym spojrzał na Seijuurou.- Pewnie znowu robił szlaczki na śniegu...
–    Wcale nie robiłem!- oburzył się Daiki, rumieniąc się na twarzy.- W ogóle nie byłem sikać!
–    To gdzie żeś polazł?- spytał z wyrzutem Kise.- Od paru minut już na ciebie czekamy, a przecież „kolejki do kibla takie długie”!
–    Ja... zgubiłem się.- Aomine wzruszył ramionami, jakby to było całkiem normalne.
    Kise, Kuroko, Akashi, a nawet Hayama patrzyli na niego w milczeniu przez długą chwilę, z dość podejrzliwymi minami. Daiki spoglądał na każdego z nich bez słowa, a potem wzruszył ramionami i rzucił zaczepnie:
–    No co?
–    Nic – odparł powoli Ryouta.
–    Ja tam nic nie mówię!- Hayama uśmiechnął się promiennie. Akashi i Kuroko tylko spojrzeli po sobie, nie wygłaszając żadnego komentarza.
–    No, to komu w drogę temu czas – westchnął Daiki, odchrząkując nerwowo.
–    Tak, właśnie – poparł go Seijuurou, po czym spojrzał na Tetsuyę.- Chętny na filiżankę kawy, zanim rozstaniemy się na kolejny tydzień? Potem wracam do pracy, więc...
–    Przykro mi, Akashi-kun, ale Nigou na mnie czeka – przerwał mu spokojnie Tetsuya.
–    No tak, Nigou...- Czerwonowłosy westchnął ciężko i mruknął pod nosem:- Nigdy nie pozbędę się rywali, co?- Odchrząknął i dodał już głośniej:- W takim razie do zobaczenia, Tetsuya. Ryouta, Daiki, Hayama.- Akashi skinął każdemu z nich głową.- Miło było was znów zobaczyć. Do następnego.
–    Do zobaczenia, Akashicchi!- Kise pomachał mu na pożegnanie, Kotarou przyłączył się do niego, a Aomine jak zawsze tylko mruknął pod nosem ciche „cześć”.
–    Wracajmy – powiedział Kuroko, już robiąc krok w kierunku dworca.
–    Ach, Tetsucchi, Daikicchi, ja i Hayamacchi idziemy jeszcze na miasto – powiedział Ryouta.- Korzystamy z dnia wolnego, żeby trochę się poszwendać, więc wracajcie sami.
–    A z obiadem na ciebie czekać?- zapytał Aomine.
–    Nie, jedzcie sami, my zjemy w knajpce.
–    Do zobaczenia, chłopaki!- Hayama pomachał im ręką. Kuroko również mu pomachał, Aomine z kolei tylko skinął krótko dłonią.
    Kiedy odeszli, Tetsuya spojrzał na ciemnoskórego.
–    Gwoli ścisłości, o jakim obiedzie mówiłeś?- zapytał.
–    Hm?- Daiki spojrzał na niego bez zrozumienia.
–    Zapytałeś Ryoutę, czy mamy czekać na niego z obiadem – wyjaśnił spokojnie błękitnowłosy.- Masz zamiar jakiś zrobić?
–    Nie – odparł Aomine takim tonem, jakby to było oczywiste.- A ty?
–    Nie – odparł tym samym tonem Kuroko.
–    No...- Daiki zmarszczył lekko brwi.- To w czym problem?
    Tetsuya zastanowił się przez chwilę.
–    W sumie to w niczym – stwierdził ostatecznie.
    Mężczyźni ruszyli odśnieżonym chodnikiem, oddalając się od centrum miasta. Tradycyjnie zaczęli rozprawiać na temat minionego meczu; omawiali wszystkie lepsze i gorsze zagrywki, wytykali błędy zawodników, podkreślali talenty niektórych z nich, no i przede wszystkim zastanawiali się głośno, jakby to było, gdyby któryś z nich zajął miejsce jednego z zawodników Tokio Power.
–    Czy propozycja Tomoyi-san, żebyś poszedł na trening nadal jest aktualna?- zagadnął brata Tetsuya.
–    Noo...- Aomine skrzywił się lekko.- Chyba tak. Myślisz, że powinienem pójść?
–    A dlaczego nie?- Kuroko wydawał się być autentycznie zdziwiony.- Przecież zawsze chciałeś zostać sławnym sportowcem. Gdy tylko tata nauczył cię grać w kosza, zdecydowałeś, że pewnego dnia będziesz grał zawodowo.
–    Niby tak – mruknął Daiki, odsuwając od siebie niechciane wspomnienia.- Ale wiesz... z doświadczenia wiem, że dobre chęci i talent nie wystarczą, żeby dorwać pracę, o jakiej się marzy.
–    Masz na myśli twoje zmagania z dostaniem się do policji?- zgadł Tetsuya.- Przecież koniec końców ci się udało. To chyba znak, że marzenia jednak czasem się spełniają.
    Aomine mruknął pod nosem coś niezobowiązującego, wbijając wzrok w chodnik. Ile miesięcy już pozwala swojej rodzinie na życie w tym bezsensownym kłamstwie? Już tamtego dnia, kiedy wrócił do domu po kolejnej zakończonej fiaskiem rozmowie wstępnej i zażartował, że się udało, powinien był wyjaśnić braciom, że tak naprawdę znowu coś spieprzył.
    Ale byli tacy szczęśliwi... tak cholernie szczęśliwi... Co powiedzą teraz, jeżeli się dowiedzą, że tyle czasu ich oszukiwał? Co będą o nim myśleć?
    Gdyby rzeczywiście trening z Tokio Power przebiegł pomyślnie i Daiki dostałby propozycję grania w drużynie... może wtedy mógłby przestać udawać policjanta, przestać okłamywać swoich bliskich i w końcu zacząć prawdziwe życie? Opowiadać prawdziwe historie, o prawdziwym zmęczeniu, o prawdziwych treningach, prawdziwych kontuzjach wśród kolegów z drużyn.
    A nie wymyślać na poczekaniu niestworzone historie o wymyślonych kumplach po fachu.
–    Hmm...- Uwagę ciemnoskórego zwrócił pomruk Tetsuyi. Daiki spojrzał na brata, który patrzył w zamyśleniu przed siebie, choć jego twarz pozostawała jak zawsze maską.- Albo ten mężczyzna przed nami to cesarz Japonii, albo syn cesarza Japonii, albo wnuk cesarza Japonii, albo... tak! To Kagami Taiga. Cóż za zaskoczenie, kiedy on wyszedł zza Muru Chińskiego?
    Daiki docenił żart i uśmiechnął się nieco kąśliwie, wypatrując już spojrzeniem znajomej sylwetki. Rzeczywiście, przed nimi widać było Kagamiego, górującego ponad głowami niedużego tłumu ludzi. Widać było, że rozgląda się po witrynach sklepowych i jeszcze ich nie zauważył.
–    Spotkanie z tobą będzie dla niego jak zrzucenie mu na łeb bomby, wiesz o tym?- zapytał Aomine.
–    Nie – odparł Tetsuya, choć iskra w jego oczach świadczyła o czymś zupełnie innym.
    Ciemnoskóry westchnął tylko cicho, spoglądając z politowaniem na Taigę, który nieuchronnie zbliżał się ku nim, wciąż nie patrząc przed siebie, czy chociaż pod nogi. Zatrzymał się nawet przed witryną jakiejś cukierni, a ponieważ Kuroko skierował tam swoje kroki, Daiki nie miał innego wyjścia, jak dołączyć do niego.
    Stanęli tuż przed Kagamim, który nadal nie zwracał na nich uwagi, zaczytany w nazwach i cenach torcików. Aomine, gapiąc się na niego sceptycznie, odchrząknął dla przykucia jego uwagi.
–    Cześć, Bakagami – rzucił.
–    Hm?- Taiga odwrócił głowę ku niemu i rozchylił lekko usta.- Aho! Co ty tu robisz?
–    Wracamy właśnie z meczu Tokio Power – wyjaśnił Daiki, zerkając nerwowo na błękitnowłosego. Oczywiście, jak zawsze ciężko go było dostrzec.
–    My?- Kagami rozejrzał się, no i właśnie dopiero wówczas spostrzegł, że u boku jego przyjaciela stoi jego były chłopak. Biedak pobladł raptownie, a mina mu zrzedła do tego stopnia, że Daikiemu zrobiło się go naprawdę żal.
–    Dzień dobry, Kagami-kun – przywitał się spokojnie Tetsuya.
–    He... hej – mruknął niemrawo Taiga.
    Aomine przestępował z nogi na nogę, patrząc to na jednego, to na drugiego. Atmosfera robiła się niepokojąco ciężka, wobec czego ciemnoskóry postanowił wykorzystać jakąś wymówkę i pozwolić bratu porozmawiać z Kagamim sam na sam.
–    Skoczę dla nas po jakiś obiad – powiedział, klepiąc Kuroko lekko w ramię.
–    Okej – odpowiedzi udzielił mu Taiga.
    Mężczyźni odprowadzili go wzrokiem. Ledwie zniknął za rogiem, Kuroko wbił intensywne spojrzenie w swojego byłego partnera, choć ten nie kwapił się, by również odwrócić głowę. Wciąż jeszcze spoglądał za Daikim, jakby z nadzieją, że zaraz wyskoczy zza rogu, podbiegnie do nich ze śmiechem i stwierdzi, że nie ma przy sobie ani jena.
    Ale Taiga nie był aż tak głupi i rozumiał, że Aomine specjalnie odszedł, dając im obu wolną rękę do załatwienia swoich spraw.
–    Zanim zejdziesz na zawał – powiedział Kuroko, a Kagami aż podskoczył, prawie schodząc na zawał.- wyjaśnijmy sobie, że mam zamiar przeprowadzić z tobą miłą konwersację, Kagami-kun.
–    A-ach tak?- bąknął czerwonowłosy.
–    Tak – potwierdził spokojnie Tetsuya. Po chwili przeciągającego się milczenia, westchnął ciężko i rozejrzał się po ulicy. Wolałby porozmawiać w bardziej ustronnym miejscu, ale przeczuwał, że Taiga wciąż nie jest na to gotowy.- Posłuchaj, Kagami-kun – zaczął zwyczajnym tonem, odsuwając na bok swoje specyficzne poczucie humoru. Spojrzał na Taigę z największą szczerością, na jaką tylko było go stać.- To, co się między nami wydarzyło, jest już historią. Wyjaśnialiśmy sobie już te sprawy przez telefon, więc nie mam zamiaru teraz do tego wracać. Rozumiem oczywiście twoje podejście, oraz uczucia, które cię trawią od środka, a także obawę przed tym, że gardzę tobą, czy się ciebie boję, ale...- Tetsuya zagryzł lekko wargę.- Jesteśmy dorośli, Kagami-kun. Nie ma sensu unikać się dłużej, bo jak tak dalej pójdzie, nie pozostanie już nic, co dałoby się odbudować. Rozumiesz, co mam na myśli?
    Kagami skinął głową, a ponieważ Tetsuya wyraźnie czekał, aż ten się odezwie, Taiga odetchnął głęboko i powiedział:
–    Chyba rozumiem. Chodzi ci o to, że... tak jakby mamy szansę jeszcze być przyjaciółmi... ale jeśli utracimy kontakt, to nie będzie co ratować?
–    Dokładnie.- Kuroko uśmiechnął się do niego lekko.- Jeżeli uważasz, że potrzebujesz czasu, aby... hm, wyleczyć się z uczuć do mnie, czy chociaż jakoś je zagłuszyć, to oczywiście możemy ograniczyć nasze spotkania. Ale wolałbym jednak, żebyśmy wrócili do tego, co było wcześniej, zanim zostaliśmy parą. Chciałbym spotkać się z tobą chociaż raz na tydzień, czy dwa. Twoja obecność w moim życiu nie utraciła wartości, nadal cenię sobie ciebie jako przyjaciela.
–    Okej – mruknął Taiga, znów kiwając głową.- Jasne, rozumiem twoje podejście... Ja...- urwał na moment, zbierając myśli. Nie chciał pokazać po sobie, że jest słaby, że tęskni za Kuroko i że nie do końca jeszcze daje sobie radę z ich rozstaniem. Że ciężko mu na sercu, gdy myśli o tym, co przed nim ukrywał i jak go skrzywdził. Chciał być w jego oczach silny, odważny, twardy – chciał być tym Kagamim, którego dobrze znał.- Przepraszam, masz rację. To trochę dziecinne z mojej strony.
–    Wcale nie – sprzeciwił się Kuroko.- Przynajmniej ja tak nie uważam. Każdy z nas ma swoje demony, z którymi musi walczyć. W życiu każdego z nas nastaje taka chwila, taki moment, który trzeba przeczekać w odpowiedni sposób. Sam też przez jakiś czas nie chciałem się z tobą widywać. Ale teraz jestem gotów wrócić do dawnych relacji, jeśli sam masz na to siły i ochotę. Znasz mój numer, więc nie wahaj się do mnie zadzwonić, Kagmai-kun. Jeśli będziesz miał wolny weekend, daj mi znać z drobnym wyprzedzeniem.
–    Dobrze – powiedział.- Ja... dzięki, Kuroko. No wiesz, za to, że tak jakby mi wybaczyłeś, i że jesteś gotów mimo wszystko utrzymywać ze mną kontakt.
–    Jak mówiłem, nadal jesteś dla mnie ważny – odparł Tetsuya z lekkim uśmiechem.- Wiesz dobrze, że ja nigdy nie odpuszczam zbyt łatwo.
–    No, akurat w naszym wypadku ciężko o taki przymiotnik – stwierdził Kagami, śmiejąc się nerwowo i drapiąc po potylicy.
    Kuroko uśmiechnął się do niego rozbrajająco, na co serce Taigi zaczęło niebezpiecznie szybko topnieć. Zanim jednak czerwonowłosy zdążył sięgnąć po leżący pod budynkiem śnieg i przydusić go do serca, powrócił Aomine.
–    Nie było kolejek...- mruknął niepewnie, spoglądając po ich twarzach. W dłoni trzymał przeźroczystą reklamówkę z trzema dużymi styropianowymi pojemnikami.
–    Jednak wziąłeś dla Ryouty?- spytał Kuroko.
–    Nie, dla niego – odparł Daiki, kiwając głową na Kagamiego.
–    Co?- bąknął Taiga.- Och, nie, ja...
–    W sumie dobry pomysł – stwierdził Tetsuya.- Zacznijmy pracę nad naszą przyjaźnią już dziś. Zjesz z nami obiad, Kagami-kun.
–    Dzięki, ale...
–    To nie było pytanie – przerwał mu Kuroko chłodnym tonem, wbijając w Taigę spojrzenie lodowato błękitnych oczu. Czerwonowłosy przełknął nerwowo ślinę i, zerkając na Aomine, który gapił się na niego z ostrzegawczą miną, pokiwał głową.
–    Ależ zgłodniałem – wydusił z siebie.- Dziękuję za zaproszenie...
–    Świetnie, no to chodźmy.- Tetsuya, wyraźnie zadowolony z siebie, minął ich obu i ruszył żwawym krokiem.
    Kagami i Aomine, spoglądając po sobie znacząco, ruszyli za nim, czym za przywódcą.

***


    Park w okolicach centrum miasta stał się dla Kise i Hayamy niemal drugim domem. Obaj mężczyźni aż za bardzo lubili tam przesiadywać, nigdy nie zważając ani na porę dnia, ani tym bardziej na temperaturę.
–    Czyli Yukio nadal nie daje ci spokoju – westchnął ciężko Kotarou, wsuwając do ust karmelowego cukierka i wyrzucając papierek do kosza na śmieci stojącego przy ścieżce, którą spacerowali.- To już podchodzi pod nękanie, no nie?
–    To nie tak, że wydzwania jak oszalały – zaprzeczył Kise, choć głos miał niepewny.- Odzywa się co parę dni. Zostawia wiadomość tekstową albo głosową, bo nigdy nie odbieram. Raz mu tylko odpisałem, żeby dowiedzieć się, po co chce się spotkać, ale odpowiedział, że chce „porozmawiać o wszystkim”. Jakoś nie kwapi się do tego, by podać szczegóły.
–    Myślisz, że to bezpieczne?- Pytanie Hayamy nieco zaskoczyło młodego modela.
–    Bezpieczne?- powtórzył.
–    Rozumiem, że do tej... czy raczej do „tamtej” pory ufałeś swojemu chłopakowi, ale, jeżeli mam być szczery, ta cała sytuacja wygląda mi na nękanie przez stalkera. Kasamatsu jest strasznie... no, natrętny. Chyba nie dociera do niego, że nie chcesz go widzieć.- Hayama podsunął przyjacielowi paczkę karmelowych cukierków. Kise westchnął ciężko, wyciągając jednego i odwijając go z papierka.
–    Owszem, trochę to tak wygląda – mruknął.- Daikicchi proponował mi, żebym wkręcił Yukio i powiedział, że mam już chłopaka. Że zaczynam nowe życie, i że jemu nic do tego.
–    Wierzysz, że by się wtedy odczepił?
    Ryouta zastanowił się przez chwilę, spoglądając w kierunku zamarzniętego stawu, po którym w oddali ślizgały się nastolatki.
–    Nie – powiedział cicho.- Ale to przez to, że ja po prostu nie umiem kłamać. Yukio by mi nie uwierzył.
–    Wiesz...- Hayama sięgnął po następnego cukierka. Rozwinął go i, zadumany, wsunął między wargi.- Myślę, że spotkanie z nim mogłoby rozwiązać twoje problemy. Nie musi to przecież być w mieszkaniu któregoś z was, prawda? W miejscu publicznym będziesz czuł się pewniej, bezpieczniej. No bo Yukio chyba nie zrobi ci żadnej sceny, prawda?
–    Na pewno nie.- Kise skrzywił się.- Dostawał świra na samą myśl, że ktoś mógłby domyślić się, że jest... był gejem – poprawił się z odrobiną smutku w głosie.- Ale znowuż rozmawianie w miejscu publicznym też nie byłoby chyba dobrym rozwiązaniem. Wiadomo, że mimo wszystko czasem człowieka ponoszą nerwy. A w tym przypadku osobiście czuję się na to mocno narażony – dodał z przekąsem.- Pewnie i tak na takie spotkanie udałbym się incognito, ale wciąż... nie chciałbym się kłócić przy ludziach.
–    Hmm, to nie musi być zatłoczone miejsce – stwierdził z namysłem Hayama.- Może taki park, co ty na to? Jest tu spokojnie, cicho, wystarczająco dużo prywatności i jednocześnie ludzie w oddali, którzy na pewno w razie co przybędą ci na pomoc. Oczywiście, nie zakładam z góry, że Yukio rzuci się na ciebie z nożem – dodał pospiesznie.- Kto wie, może najzwyczajniej w świecie chce z tobą spokojnie porozmawiać i za wszystko cię przeprosić.
–    Ale już tyle razy to robił...- westchnął z irytacją Ryouta.- Tyle razy próbował być miły, a potem stwierdzał, że jestem upierdliwy i znów urywał kontakt. A co gorsza, nieważne co robi... i tak ostatecznie kończy się masą problemów na mojej głowie, a wszystkie dotyczą właśnie jego.
–    No fakt, jeśli będziesz się dalej nim zadręczał, to nie pociągniesz długo – stwierdził Hayama. Kise spojrzał na niego z wyrzutem, ale nie odezwał się.- Jeśli chcesz, mogę ci towarzyszyć – powiedział nagle Kotarou, zatrzymując się i spoglądając z uśmiechem na modela.- Jeżeli przyjdziecie do tego parku, ja mogę siedzieć gdzieś nieco dalej i w razie co, szybko do ciebie dobiegnę. A nawet jeśli nie będzie takiej potrzeby, po spotkaniu pójdziesz w moją stronę i wszystko mi opowiesz. No, chyba że skończy się na tym, że pójdziesz gdzieś z nim – dodał.
    Kise bardzo – ale to bardzo – chciał zapewnić przyjaciela, że na tym ostatnim na pewno się nie skończy. Ale nie mógł tego zrobić. Po prostu nie potrafił; mimo wszystko tliła się w nim wciąż ta mała, głupia nadzieja, która podpowiadała jego sercu, że może, może jest jeszcze szansa na to, by on i Yukio byli razem. Mimo jego zdrady, mimo jego kłamstw, mimo jego podłego zachowania...
–    Zrobiłbyś to dla mnie?- zapytał cicho Ryouta, patrząc na Hayamę wzrokiem zbitego psa. Kotarou uśmiechnął się do niego łagodnie, wyraźnie rozczulony.
–    Oczywiście, że tak – odpowiedział.
    Kise westchnął przeciągle, przecierając dłonią oczy. Spojrzał z wdzięcznością na Hayamę i uśmiechnął się do niego smutno.
–    Chciałbym ci pomóc z Takaocchim...- mruknął.
–    Och...- Kotarou nieco zrzedła mina, ale tylko na chwilę. Uśmiechnął się i machnął lekceważąco dłonią.- Mój los jest, widać, przesądzony w tej sprawie, ale nie myśl sobie, że mam to komuś za złe. Właściwie to byłem na przegranej pozycji już w momencie poznania Miyajiego.- Wzruszył ramionami.- On już wtedy kochał Takao. Plus, mimo moich usilnych starań, jakoś nie potrafię się przemóc i zacząć go nienawidzić. To fajny koleś, sympatyczny i zabawny. Życzę im jak najlepiej. Nie ma się co załamywać – dodał, biorąc głęboki oddech.- To odpowiedni moment, wręcz najwyższy czas na to, by ruszyć ze swoim życiem i... i może też sobie kogoś znaleźć?
–    Masz na myśli chłopaka?- zapytał Ryouta cicho.- Bo... właściwie to nie pytałem, czy jesteś stuprocentowym gejem.
–    Chcę być z tym, w kim się zakocham – stwierdził Hayama optymistycznie.- Dla mnie nie ma znaczenia, czy to kobieta, czy mężczyzna, czy ma osiemnaście lat, czy czterdzieści.
–    Wspominałeś, że to z Miyajim, to wielka miłość.- Kise nie był pewien, czy powinien ciągnąć ten temat, ale jego ciekawość zwyciężyła. Bardzo chciał mieć podobne podejście, co Kotarou.- Myślisz, że znajdziesz w Tokio albo w okolicach kogoś, w kim zakochasz się w równym stopniu, co w nim?
–    Pewnie nie – stwierdził po chwili milczenia Hayama.- Pewnie będę wręcz szukał kogoś podobnego do niego. Może ma brata bliźniaka, jak myślisz?- dodał z zawadiackim uśmiechem, ale po chwili spoważniał odrobinę.- Jeśli się zakocham, to dobrze. Jeśli nie, to nic nie szkodzi. Ostatecznie poznałem już, czym jest miłość i samo to wystarcza mi, żeby cieszyć się życiem. Mam pracę, mam przyjaciół, mam komu marudzić i komu się zwierzać, więc absolutnie nie będę czuł się samotny.
–    Chciałbym myśleć tak pozytywnie, jak ty – westchnął Kise.
–    Och, ależ tak się da!- zawołał ze śmiechem Hayama.- Wystarczy, że zaczniesz dostrzegać to, co przesłania ci teraz twoje zmagania z Kasamatsu.
–    Jak na przykład?- Głowę Ryouty wypełniała obecnie pustka.
–    Na sam początek, dwaj cudowni bracia – oznajmił wyniośle Kotarou, uśmiechając się szeroko.- Aomine jest policjantem, spełnił jedno ze swoich marzeń, a na dodatek służy ci jako podpora w rodzinie, zawsze jest blisko, kiedy masz jakiś problem. Kuroko spełnia się na studiach, dobrze się uczy i dam sobie obie nogi uciąć, że jesteś z niego potwornie dumny! Masz też Reo, swojego najlepszego przyjaciela, który zjawi się na twoją prośbę, choćby właśnie spędzał wakacje na tropikalnych wyspach ze swoim chłopakiem.
–    Za bardzo by się bał, że spali się na słońcu – zaśmiał się Ryouta, choć nie mógł ukryć, że robiło mu się coraz cieplej na sercu, kiedy Hayama wymieniał tak przyczyny, dla których w gruncie rzeczy Kise miał po co żyć.
–    No i od niedawna masz także mnie!- dodał entuzjastycznie Kotarou, uśmiechając się promiennie.- Nie znamy się co prawda zbyt długo, ale ja już zaliczam cię do grona moich serdecznych przyjaciół, wobec czego możesz być pewien, że nieważne co, zawsze możesz liczyć na moją pomoc! Wiesz, czasami jest tak, że miłość do jednej konkretnej osoby przesłania nam cały świat – powiedział Hayama, zakreślając ręką łuk w powietrzu, jakby chciał zobrazować swoje słowa.- Przez to właśnie przestajemy dostrzegać wiele innych miłości, które nas otaczają. Wszyscy trwają w pogoni za szczęściem, ale zbyt wiele ludzi uważa, że szczęście można znaleźć tylko u boku kogoś, z kim dzieli się łóżko.
–    Nie myślałeś o tym, żeby napisać książkę?- zapytał z uśmiechem Kise, choć właściwie pytanie to było zupełnie szczere.- Myślę, że to byłby naprawdę świetny poradnik dla pesymistów. Twoje postrzeganie świata, emocji i uczuć jest takie... pocieszne, takie pełne pasji. Potrafisz odnaleźć radość w każdej drobnostce życia, to coś, czego naprawdę ci zazdroszczę.
–    Tak jak mówię, wystarczy odsunąć na bok twoją miłość do Yukio – powiedział z uśmiechem Kotarou.- Po prostu wydziel dla niej kącik w swoim sercu, zrób miejsce dla innych uczuć.
–    Hmm...
    Kise rozumiał, co Hayama miał na myśli. Gdyby tylko potrafił pójść za jego przykładem i zacząć dostrzegać to, co rzeczywiście przysłaniały jego nieśmiertelne uczucia do Kasamatsu... O ileż życie było łatwiejsze, przyjemniejsze, gdyby nie to cierpienie, które wypełniało jego serce, wznosząc się ponad wszystko inne i wypełniając jego głowę tylko ponurymi myślami i bolesnymi wspomnieniami.
–    Jest jeszcze coś, co w takich ciężkich przypadkach pomaga – dodał Kotarou, który przez cały czas dyskretnie obserwował przyjaciela.
–    Co takiego?- zapytał Ryouta.
    Hayama odetchnął głęboko, wypinając pierś i unosząc lekko podbródek.
–    Alkohol – odparł.
    Kise nie mógł nic na to poradzić – parsknął głośno śmiechem.
–    To chyba akurat mam już za sobą!
–    O nie, nie, nie, wtedy piłeś sam!- Kotarou podkreślił ostatnie słowo, unosząc w górę palec wskazujący.- A dzisiaj jesteś ze mną! Obaj mamy wolne, obaj mamy czas, wobec czego proponuję ci pójście do baru... ale nie do takiego zwykłego baru. Pójdziemy do baru, gdzie będziemy mogli rozprawiać godzinami o przystojniakach i bezwstydnie opowiadać sobie o naszych miłosnych wzlotach i upadkach z mężczyznami, i nikt nie spojrzy na nas krzywo, ba! Będą się nachylać, żeby móc coś podsłuchać...
–    Co?- Kise spojrzał na niego z rozbawieniem.- Niech mnie piorun trzaśnie, jeśli naprawdę mówisz o...
–    Tak!- Hayama skinął głową, uśmiechając się zawadiacko.- Idziemy do baru dla gejów, Ryou-chan!
–    Przecież jest środek dnia!- zawołał ze śmiechem model.
–    Tym więcej mamy czasu na picie i rozmowy.- Kotarou wzruszył ramionami.- No chyba nie sądzisz, że bary dla gejów są otwarte tylko w nocy, co? Chodź – dodał, skinąwszy głową w stronę wyjścia z parku.- Znam taki jeden bardzo fajny bar, gdzie serwują świetne drinki, i gdzie jest świetna atmosfera. Na pewno ci się spodoba!
    Kise już otworzył usta, by się odezwał, ale kiedy Hayama wziął go za rękę i pociągnął za sobą, nieco przyspieszając, z ust modela wydobył się jedynie śmiech – prawdziwy, donośny, szczery śmiech.
    Pierwszy raz od bardzo dawna.




8 komentarzy:

  1. Upiją się i Kise zrobi coś głupiego...

    Kocham cię, Yuuki-senpai! Jak tam ci życie mija?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dobrze, dziękuję, jakoś tak nie narzekam (za dużo XD)

      Usuń
  2. Tylko żeby nam się to nie skończyło na pijanych umizgach!!!

    Tęskniłam za tą telenowelą. Dziękuję za miły początek dnia. Miłego listopada!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Li-listopada? O_O To co to, październik mnie ominął?! D: Który dzisiaj?! D:

      Usuń
  3. Kyaaaaaa~! Nowy rozdział! No i dzień stał się... *wygląda przez okno, a tam pada, wieje, jest zimno i ciemno* piękny!!! <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Ufffff blog nie umarł! Bałam się ze zawieszenie go dotyczy także MnU. Cudne jak zawsze~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń