[MnU] Odcinek 89



–    Przestań zawracać mi dupę przez telefon, skoro zobaczymy się za dwadzieścia minut – warknął Haizaki Shougo, wchodząc do szatni z komórką przy uchu.
    W końcu nadszedł koniec jego dzisiejszej harówki – nie chciało mu się brać teraz prysznica, postanowił więc tylko przebrać się szybko i zmykać do domu, zanim któryś z kierowników stwierdzi, że mógłby znowu zostać po godzinach i trochę pomóc. Jak każdy szanujący się obibok nienawidził swojej pracy, zwłaszcza, że go tu czasem jawnie wykorzystywali ze względu na jego krzepką siłę... no ale jak już posmakował zarabiania własnych pieniędzy i widział, że mu się to opłaca, to chciał pomęczyć się jeszcze trochę.
–    Mogę po ciebie przyjechać – stwierdził Nijimura.
–    Naprawdę nie wytrzymasz beze mnie tych pieprzonych dwudziestu minut?- Shougo mówił ze złością, ale prawda była taka, że czuł się... no, całkiem mile połechtany. Zazwyczaj olewał ludzi, którzy okazywali mu zainteresowanie w taki (czasem wręcz nachalny) sposób, ale tutaj chodziło o Nijimurę, no a z Nijimurą kiedyś był, kiedyś go kochał, kiedyś mu na nim zależało.
    Tak, tak. Kiedyś, kiedyś.
    Dawno temu.
–    Weź się na wstrzymanie i poczekaj, dojdę na własnych nogach – burknął Shougo.- Jak tak bardzo się nudzisz w domu, to zrób kolację, bo głodny jestem jak chuj.
–    Ogranicz te niepotrzebne przekleństwa – mruknął Shuuzou z wyrzutem.- Mówi się „jak wilk”.
–    Nie będę, kurwa, ograniczał pierdolonych przekleństw na twoje jebane życzenie – powiedział spokojnie Haizaki, niemal melodyjnym tonem.- Chuj ci do mojego wysławiania się, kutasie.
–    Właściwie to przeklinaj dalej – westchnął Nijimura, w jego tonie dało się słyszeć uśmiech.- Twoja agresja jest urocza.
–    Spierdalaj – parsknął Haizaki, kręcąc głową, po czym bez słowa rozłączył się i wrzucił telefon do szafki.
    Zaczął się przebierać, myśląc o tym, jak bardzo nakopie Nijimurze, kiedy dotrze do domu. Cokolwiek zrobi na kolacje, Shougo zje tylko trochę, byle zaspokoić największy głód, a resztę wciśnie mu w twarz. I obleje go gorącą herbatą. Może przynajmniej zbrzydnie mu ta uśmiechnięta, przystojna morda...
    Przebrawszy się, Haizaki spakował do podręcznej torby swój skromny dobytek, który zabierał ze sobą do pracy. Wcześniej przychodził ot tak, bez niczego (ewentualnie z telefonem), ale szybko odkrył, że nieduża torba bardzo się przydaje, żeby schować czy to komórkę, czy portfel, butelkę wody, śniadanie do roboty, no i okazjonalnie coś, co uda mu się zwędzić. Zwykle były to jakieś egzotyczne owoce, które potem wpieprzał (najpierw sam, później z Nijimurą) wieczorami, ale czasem zdarzało się jakieś dobre mięcho, makarony, przyprawy – wszystko, co związane z żywnością.
    Zapiął pod samą szyję swoją kurtkę, po czym zamknął szafkę i, zarzuciwszy torbę na ramię, wyszedł z szatni i udał się w kierunku wyjścia.
    Przechodził właśnie obok głównej sali produkcyjnej, gdzie pracowali jego koledzy z nocnej zmiany, kiedy przy drzwiach dostrzegł dużą, drewnianą pustą skrzynię.
–    Kurwa!- zaklął głośno, zatrzymując się. Zapomniał, że miał przecież wcześniej wynieść ją na tyły, do „spiżarni”. Takich skrzyń nie wolno było ani wyrzucać, ani nie daj Bóg zabierać ze sobą, bo ciągle były potrzebne – jak koszyki w sklepie.- Pierdolona skrzynka!
    Haizaki zabrał ją z sali, po czym zawrócił się i, minąwszy szatnię, udał się długim korytarzem w kierunku magazynów. Ściskał skrzynię tak mocno, jakby winił ją za to, że sama nie potrafiła zanieść się tam, gdzie jej miejsce.
    Chciał już wrócić do Nijimury! No przecież był głodny! A teraz, zanim dolezie do tej pieprzonej spiżarni, zanim znajdzie miejsce, żeby te skrzynię odstawić i zanim wyjdzie z firmy, minie dodatkowe dziesięć minut, podczas których byłby już w połowie drogi do domu.
    Może jednak zadzwonić po Shuuzou? Ale nie, po co ma wyjeżdżać? Co prawda, od kiedy kupił sobie to skromne autko, audi, wykorzystywał je przy każdej możliwej sposobności, ale Haizaki nie miał zamiaru być jedną z nich.
    Nie, żeby zazdrościł Nijimurze... Choć fakt, miał dobrą pracę i świetną pensję i mógł sobie pozwolić na zakup auta. Oczywiście, nie nowego, tylko używanego, no ale jeździło i miało się dobrze, a to najważniejsze.
    Parę minut później Haizaki znalazł w ogromnym magazynie miejsce na drewniane skrzynie. Wepchnął tę, którą trzymał w dłoni na w połowie wolne miejsce, ale skrzynia mocno wystawała poza regał – wobec czego ze złością pchnął ją całą siłą i...
    Rozwalił coś z drugiej strony.
–    Nosz kurwa mać, no!- krzyknął ze złością, obchodząc długaśny regał.
    Kilka minut zajęło mu uporządkowanie rozwalonej skrzyni i wciśnięcie jej z powrotem na regał. Nie mógł tak po prostu zostawić bałaganu, bo w ogromnym magazynie znajdowało się kilka kamer, i następnego dnia dostałby opierdziel i pewnie jeszcze by mu z pensji potrącili za niszczenie mienia firmy.
    Gdy już naprawił skrzynię i poukładał resztę na regałach, żeby wszystkie się zmieściły, nawet się uśmiechnął – drwiąco i nieprzyjemnie, ale z zadowoleniem. Pospiesznie ruszył do wyjścia. Opuścił magazyn, znalazł się teraz w krótszej części korytarza, przypominającego hol, skąd prowadziło kilka par drzwi, wszystkie do poszczególnych magazynów.
    Przechodził właśnie pospiesznie obok jednego z nich, kiedy coś zwróciło jego uwagę.
    Co to było? Brzmiało jak „mhhhhrrrmmmm!” Jakaś maszyna? Ale przecież były tu tylko magazyny, czy raczej „spiżarnie”, jak nazywali je tutejsi robotnicy.
    Haizaki rozejrzał się wokół, zaskoczony. No chyba nie jakiś pieprzony duch, nie? Wokół było dość jasno dzięki pomarańczowemu blaskowi lamp, aczkolwiek ze ścian i drzwi odchodziła w niektórych miejscach farba, co nie prezentowało się sielankowo. Podłoga była jednak czysta, dopiero co umywa... to miejsce raczej nie nadawało się do nawiedzania.
    Może ktoś tu kopnął w kalendarz, bo go zajechali?- pomyślał w roztargnieniu Shougo, od razu wyobrażając sobie siebie na miejscu tego „kogoś”.- Albo jakiś psychol kogoś tu zabił...
    I znów. „Mhrrrmmhrmmm!”
    Shougo poczuł, że dreszcz przebiega mu po plecach. Teraz był już prawie pewien, że ten dźwięk przypomina mu stłumiony przez coś krzyk – dobrze to znał, bo dawniej bywało, że sypiał z masochistkami, które lubiły, jak je wiązał i kneblował.
    To był dźwięk, jaki wydawała jedna z tych dziewczyn; krzyk stłumiony przez knebel i poduszkę.
    Haizaki spiął się cały, przysuwając pod ścianę. Tutaj nie było już kamer, a on nie chciał rzucać się w oczy. Co prawda gówno go obchodziło ludzkie cierpienie, no ale skoro już coś usłyszał, to chociaż sprawdzi, czy ktoś tu uprawia seks, czy jednak kogoś morduje.
    Wszystkie magazyny zamykane były na zasuwy oraz kłódki – tylko ten największy, z którego dopiero co wyszedł, miał jedynie zasuwę. Nie było co stamtąd kraść prócz cennych skrzyń na towar, ale jak ktoś by wynosił taką wielką petardę, to zaraz by został złapany.
    I właśnie dopiero teraz Shougo zauważył, że spośród siedmiorga drzwi, jeszcze jedne pozbawione były obecnie kłódki, a zasuwa była odsunięta.
    Przełknął nerwowo ślinę. Nigdy wcześniej nie był w innym magazynie, bo mieli do nich dostęp tylko ci z wyższych szczebli. Jeśli jakiś kierownik gwałci tam pracownika, to Haizaki będzie miał, mówiąc łagodnie, przejebane – na pewno od razu go zobaczą i wyleją.
    Dobra – mężczyzna podjął decyzję. Przysunął się do drzwi tego magazynu i ostrożnie przyłożył do nich ucho. Tylko posłucha, upewni się, że chodzi o seks, a potem zmyje się i będzie udawał, że nic nie wie.
–    Mmmhmm... Mmm-mmmhhrrmm!
    Shougo zmarszczył w konsternacji brwi. Te jęki raczej nie były przyjemne, ale nie mógł być tego pewien, bo były teraz bardzo, bardzo ciche. Zupełnie jakby wcześniej ta „krzycząca” osoba robiła to ze wszystkich sił w płucach. Kobiety raczej nie mają w głosie takiej mocy, ale facet...
    Haizaki nie wiedział, co robić. To tylko zwykły magazyn, więc istniało duże prawdopodobieństwo, że naprawdę ktoś tam uprawiał tylko seks. Ale żeby chować się w magazynie, aby robić takie rzeczy? Jeśli to sado-maso, to powinni wstrzymać się i zrobić to w domu, bo koleś, albo kolesiówa, będzie po tym w chuj obolała.
    Chyba że... chyba że ktoś tam kogoś gwałci. Haizaki skrzywił się. Ta myśl wydawała mu się teraz najbardziej prawdopodobna. Naprawdę, do tej pory w dupie miał, kiedy komuś innemu działa się krzywda, ale teraz... Teraz czuł się trochę inaczej.
    No bo co by powiedział Nijimura, gdyby dowiedział się, że Shougo słyszał coś i chuja zrobił?
    Raz kozie śmierć – pomyślał Haizaki, naciągając kaptur kurtki na głowę, by choć w niewielkim stopniu zakryć twarz.- Jeśli ktoś poszedł tam na zwykłe dymanko, to ucieknę, zanim mnie rozpoznają!
    Otworzył drzwi i zajrzał.
    Kiedy tylko jego oczy zarejestrowały malujący się przed nim obraz, Shougo zamarł w bezruchu, po raz pierwszy w życiu kompletnie przerażony. Otworzył szerzej oczy, rozchylił wargi, przymierzając się do krzyku, ale w ostatniej chwili powstrzymując się.
    Obrazy migały przed nim jak szybkie slajdy. Przyciemniony magazyn. Krzesło, mężczyzna, związane ręce. Lampka na baterie. Pot na skórze. Mężczyzna, nóż. Krew.
    Dużo krwi.
–    Osz kurrrwa...- wyjąkał Haizaki, cofając się o krok.
    Oprzytomniał nieco z pierwszego szoku, spojrzał pospiesznie na przywiązanego do krzesła mężczyznę. Ile krwi... Na całym jego torsie, na rękach, na szyi też; na ubraniach, na krześle, na podłodze. Jego klatka piersiowa unosiła się w drżących oddechach, granatowe oczy, z których wyzierały ból i niesamowite cierpienie, spojrzały błagalnie i z nadzieją w stronę Haizakiego.
    Obok stał kierownik Imayoshi Shouichi, który na widok Shougo ze zdumieniem cofnął się o krok.
–    Co tu się odpierdala...?- wyszeptał Shougo, zszokowany*.
–    Haiza...!- Imayoshi zazgrzytał zębami, patrząc na niego wściekle spod przymrużonych oczu – ale widocznych oczu, co było u niego rzadkością.
    Shougo zacisnął wargi, odrzucając na bok swoją podręczną torbę. Nieważne o co chodziło, nieważne kim był ten ciemnoskóry facet na krześle – takich rzeczy się nie robiło! Jeśli mieli jakiś zatarg, to powinien strzelić mu w łeb, a nie...
    Haizaki obrzucił spojrzeniem mężczyznę na krześle, wchodząc do środka. Tyle krwi... Tyle ran... Nawet jedna na szyi, ciągnąca się prawie od ucha do ucha niczym groteskowy uśmiech. Jak ten facet mógł jeszcze żyć?! Wyglądał tak słabo, tak blado... Drżał, może ze strachu, a może z zimna. Jego postrzępiona koszulka leżała na ziemi obok.
    Shougo błyskawicznie obrócił twarz do Imayoshiego i wzniósł zaciśnięte pięści, przybierając pozę do walki. Shouichi miał w ręku nóż, ale Haizakiego to nie obchodziło – niejeden raz już miał do czynienia z nożownikami, i zawsze wychodził z tego rodzaju potyczek bez szwanku. No, czasami nabawił się paru zadraśnięć, ale nigdy nie dał sobie wbić takiego cholerstwa w ciało.
    Imayoshi nie próbował bawić się w kotka i myszkę. Rzucił się na Shougo niczym rozwścieczony byk, szczerząc do niego zęby. Haizaki musiał przyznać, że z tymi przymrużonymi oczami – widocznymi oczami, niech to szlag!- mężczyzna wyglądał jak z horroru. Nie krzyknął na niego, ale zawarczał, zamachując się nożem w jego stronę.
    Haizaki opanował gniew i przerażenie, skupił się na tej jednej postaci – wyłączył także niepotrzebne zmysły. Ból mu się teraz nie przyda, nie warto zwracać na niego uwagi, jeśli otrzyma cios. Wzrok, owszem – ograniczony do Imayoshiego. Słuch, na wszelki wypadek; gdyby ktoś zauważył otwarte teraz drzwi i przybiegł na pomoc. Węch i smak, bezużyteczne.
    Ale przyda mu się ten szósty – jego osobisty instynkt do walki, jego zdolności. Uważna obserwacja pomagała mu unikać ciosów, a dzięki wieloletniej wprawie i doświadczeniu, potrafił zamachnąć się w odsłonięte miejsce, z dala od ostrza.
    Przybliżył się do Imayoshiego, odchylając kręgosłup, kiedy ten machnął w niego nożem; szybko wyrzucił zaciśniętą pięść do przodu, trafiając w policzek. Shouichi stęknął głośno, cofnął się o krok, ale nie upadł, na co liczył Haizaki. Wyprowadził za to kontratak, próbując zwalić go z nóg – na całe szczęście z marnym skutkiem, gdyż Shougo zdążył się odsunąć.
    Starał się prowadzić walkę z dala od słabnącego mężczyzny na krześle. Starał się nie myśleć o nim, gdyż myśli go rozpraszały; jak długo jeszcze pożyje? Musi się pospieszyć, musi zakończyć to jak najszybciej i zadzwonić po Nijimurę, muszą zawieść tego kolesia do szpitala!
    Nie mógł się spóźnić. Był draniem i miał w dupie wszystkich innych, ale na pewno nie pozwoli temu facetowi umrzeć na jego oczach lub, co gorsza, w jego ramionach.
–    Haizaki!- krzyknął wściekle Imayoshi, ruszając na niego niczym byk.
    Uderzył w jego tors głową i zepchnął go na ścianę. Shougo stęknął głośno. Właśnie o tym mówił! Te cholerne myśli rozpraszały go, nie pozwalały, by zawładnął nim naturalny instynkt. Imayoshi już zamachnął się dłonią, już cofnął rękę, by z impetem wbić nóż w brzuch Haizakiego...
    Shougo warknął wściekle, unosząc wysoko kolano i wbijając je w podbrzusze Shouichiego – zrobił to z całą siłą, na jaką tylko było go stać. Poczuł, jak z Imayoshiego ucieka powietrze, więc poprawił cios, jednocześnie odpychając go od siebie i następnie wymierzając solidny cios w szczękę – i jeszcze jeden, od którego mężczyzna tym razem upadł, wypuszczając z dłoni nóż.
    Haizaki nie był głupi. Nie miał zamiaru ryzykować, że Shouichi podniesie się i znowu na niego rzuci – stanął nad nim, chwycił go za kołnierz, po czym uniósł lekko i z impetem cisnął jego głową w posadzkę. Rozległo się głuche uderzenie i Imayoshi wywrócił oczami, tracąc przytomność.
    Shougo dyszał ciężko, kiedy się od niego odsuwał, zbierając z podłogi nóż. Na nieco chwiejnych nogach podszedł do krzesła i szybko rozciął sznury krępujące nadgarstki ciemnoskórego mężczyzny.
    Facet, ledwie go uwolnił, zaczął osuwać się na ziemię. Haizaki chwycił go pospiesznie w locie, ale nie utrzymał zbyt długo – złagodził więc jedynie upadek.
    Jego ciało było zimne jak u trupa. Zresztą, był podobnie blady. Oddychał ledwo-ledwo, spojrzenie miał mętne, ale jeszcze przytomne.
–    Wyluzuj, stary – mruknął Haizaki, nie do końca wiedząc, co zrobić.- Już po wszystkim. Co z twoją szyją? To głębokie? Kurwa, nie znam się na ranach...
    Mężczyzna nie odpowiedział – wyraźnie z trudem walczył o każdy oddech. Shougo sięgnął pospiesznie po swoją komórkę, po czym drżącym nieco palcem wybrał numer do Nijimury. Mógłby zawołać o pomoc, ale w pobliżu nie było żadnych biur kierowników, a nie chciał zostawiać tego mężczyzny samego – jego koledzy telefony trzymali w szatniach, bo takie były przepisy. Póki co mógł zadzwonić jedynie po Shuuzou, a potem postarać się wynieść jakoś półprzytomnego mężczyznę. Po drodze na pewno ktoś ich zauważy i pomoże...
–    Shuuzou! Przyjedź do mnie szybko do roboty!- wypalił pospiesznie Haizaki.- Znalazłem rannego gościa... chyba był torturowany, ja pierdole! On ledwie dyszy, a nie ma tu w pobliżu nikogo, żeby mi pomógł... Musimy zawieźć go do szpitala, więc pospiesz się!
–    Co... o-okej.- Nijimura był wyraźnie zaskoczony, ale nie żądał wyjaśnień. Haizaki usłyszał w słuchawce, że mężczyzna zabiera klucze i otwiera drzwi.- Jak poważnie jest ranny? Możesz uciskać czymś ranę? Tak się chyba robi...
–    Ranę...- parsknął z przerażeniem Shougo.- Którą, kurwa? Ma ich chyba z pięćdziesiąt...
–    I żyje?!
–    To są długie cięcia, a nie dźgnięcia – wyjaśnił pospiesznie Haizaki.- Pospiesz się, kurwa, on traci przytomność! Spróbuję zanieść go do najbliższego biura, może chociaż powierzchownie go opatrzymy. Spiesz się!
    Haizaki nie czekał za odpowiedzią – rozłączył się i schował komórkę do kieszeni. Spróbował podnieść mężczyznę, ale był cholernie ciężki, a Shougo chciał uważać na jego rany – czuł krew na dłoniach, bo mężczyzna miał pociętą nie tylko klatkę piersiową i ramiona, ale również plecy.
    Cały był w bliznach.
–    Ja pierdole, co robić...- jęknął Haizaki, spanikowany.- Możesz... możesz jakoś wstać? Kurwa, jasne, że nie możesz! Dobra, trochę zaboli, ale chuj, trzymaj się, człowieku!
    Shougo spiął się cały w sobie i z długim, głośnym stęknięciem, chwyciwszy mężczyznę pod kolanami i ramionami, dźwignął się na nogi. Zachwiał się pod jego ciężarem, ale jakoś udało mu się wytrzymać – powoli ruszył do wyjścia, zerkając na Imayoshiego i upewniając się, że nadal leży na swoim miejscu. Myślał nawet o tym, żeby zamknąć go chociaż na zasuwę, żeby drań nie spieprzył, ale uznał, że będzie to strata czasu – musiałby odłożyć najpierw tego mężczyznę, zamknąć drzwi na zasuwę, a potem znów dźwignąć się z takim cielskiem.
    Cały czerwony na twarzy z wysiłku, ruszył najszybciej jak potrafił długim korytarzem. Kiedy w końcu znalazł się w części z biurami, próbował dobić się do nich, uderzając w nie stopą, ale najwyraźniej kierownicy wyszli. Być może nadzorowali pracę w głównej hali... tam więc musiał się udać.
    Ciemnoskóry najwyraźniej stracił już przytomność, bo zamknął oczy. Haizaki coraz bardziej obawiał się najgorszego, ale nie miał czasu zatrzymać się i sprawdzić, czy koleś oddycha.
    Dotarł do głównej hali, gdzie pracowali jego koledzy i wrzasnął:
–    Hej! Szybko, niech mi ktoś pomoże, mam tu rannego!
    Kilka najbliżej stojących osób zatrzymało się i obróciło ku niemu głowy. Przez chwilę panował pełen zszokowania bezruch; na całe szczęście jeden z kierowników również spojrzał w jego stronę i, otrząsnąwszy się, pospiesznie ruszył w jego kierunku.
–    Kto to jest?! Wpadł do maszyny, czy co?!
–    Imayoshi go torturował!- warknął Haizaki, oddychając ciężko, ledwie wytrzymując pod ciężarem ciemnoskórego.- Szybko, kurwa, trzeba mu opatrzyć parę ran, bo się zaraz wykrwawi! Zadzwoniłem już po kumpla, zawieziemy go do szpitala... niech ktoś idzie do magazynów, drzwi są otwarte, jest tam Imayoshi, trzeba związać skurwiela!
    Kierownik spojrzał na niego, wyraźnie mu nie wierząc, ale bez słowa pomógł mu z mężczyzną i wspólnymi siłami zanieśli go do biura, gdzie kierownik trzymał prywatną apteczkę. Shougo odetchnął z ulgą, choć po części uwolniony z ciężaru.
    Piętnaście minut później zjawił się zaaferowany Nijimura. Kiedy wpadł do biura kierownika, który amatorsko związał bandażami najpoważniejsze rany ciemnoskórego, stanął jak wryty, nie wierząc własnym oczom. Właściwie to sądził, że Haizaki trochę wyolbrzymił przez telefon zakres ran, ale...
    Ale wyglądało na to, że wręcz nie dopowiedział prawdy.
–    Shuuzou!- Haizaki spojrzał na niego z napięciem.- Facet żyje, ale ledwie dyszy. Musimy się pospieszyć!
–    Już kończę.- Kierownik zawinął bandaż na dużej ranie na brzuchu. Jego czoło perliło się od potu, wzrok miał przerażony.- Powinniśmy zadzwonić po karetkę...
–    Zanim przekażą polecenia i przyślą kogoś, miną ze dwie godziny!- warknął Haizaki, podwijając rękawy swetra. Kurtkę zdjął już dużo wcześniej.- Pomóż mi, Shuuzou!
    Nijimura nie kazał sobie tego powtarzać. Wspólnymi siłami z Shougo podnieśli ciemnoskórego i ruszyli pospiesznie w kierunku wyjścia z budynku. Kiedy mijali główną halę, oprócz hałasu maszyn, dało się słyszeć huk plotek; wszyscy byli przerażeni i podekscytowani jednocześnie. Z tego, co wiedział Shougo, Imayoshim już się ktoś zajął. Miał krew na rękach, więc póki co wierzyli Haizakiemu na słowo.
    Mężczyźni ostrożnie wpakowali rannego na tylne siedzenie i usiedli z przodu. Spojrzawszy po sobie z niepokojem, wyruszyli prędko z parkingu, obaj z duszą na ramieniu.
    By walczyć o życie nieznajomego.




14 komentarzy:

  1. Trzymaj się Daiki ! Super rozdział . Tego się nie spodziwałam

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba właśnie zapałałam cieniem pozytywnych emocji do Haizakiego O.O
    Świat się kończy...

    Ahoooo, nie umierajta taaaam!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Haizaki to ostatnia osoba jakiej się spodziewałam w tej sytuacji. Aaaa Aomine czymaj sieee, bo ja chyba nie wyczymie do kolejnego rozdziału!
    Skoro to Haizaki go znalazł, a nie Nash... ciekawe czy Kise będzie dla niego pracować *>*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama wpadłam na pomysł z wrzuceniem tutaj Haizakiego dość nagle xD Początkowo Aomisia miał porwać jakiś randomowy porywacz i wywieźć za granicę... ale stwierdziłam, że lepiej powiązać z poprzednim wątkiem xD

      Usuń
  4. To wyglądało tak:
    "Huh, Haizaki? A to wątek z nim nie był skończony? *scrollu, scrollu, czyta same dialogi* ... czekaj, czekaj wróć, CO TAM ROBI AOMINE?????? *wraca i czyta od początku, tym razem uważniej*" XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
      NIGDY WIĘCEJ TAK NIE RÓB, KOCHANA! XD To jest spoilerowanie sobie, u mnie spoilery są SUROWO ZABRONIONE xDD

      Usuń
  5. Pomysł na tytuł posta, "Aho uratowany... lub nie" ;)
    Następny odcinek to już dziewięćdziesiąty będzie, niesamowite ile udało ci się napisać ;)
    Niech Nijimura jedzie szybko ^^
    Pozdrawiam i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie racja, nadal nie wiecie, czy przypadkiem nie umrze mu się w drodze do szpitala... xD
      Również pozdrawiam! ♥

      Usuń
  6. Oby Kise nie musiał pracować dla Nasha

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli po tym wszystkim Kise i tak będzie musiał się sprzedawać, to Akasz nie będzie potrzebny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wpływy Akashiego byłyby wówczas potrójnie potrzebne xD

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń