[Ciernie] Rozdział czternasty

    Miał wrażenie, jakby wszystko zaczęło walić mu się na głowę.
    Stał w salonie obok drzwi prowadzących do jego sypialni, opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma. Przyglądał się uważnie sprawnym dłoniom Midorimy, jego długim palcom, które z precyzją zszywały kilkucentymetrową ranę. Na szczęście ostrze noża nie uszkodziło żadnych narządów wewnętrznych, wizyta w szpitalu nie była więc konieczna.
    Pierwszy raz od bardzo dawna czuł się tak podle. Chwila, w której triumfował na samą myśl, że zabije błękitnowłosego mężczyznę wydawała się być tak odległa, że ledwie dostrzegał ją w przebłyskach swoich myśli. Nie był do końca pewien, jak to się stało, że Kuroko leżał teraz na jego kanapie, a z jego brzucha wypływał czerwony płyn, który tak upodobał sobie Seijuurou. Niezbyt rozumiał, co się tak naprawdę stało. Nie bardzo pamiętał, jak to się wszystko zaczęło, ale...
    Śledził go. Pojechał do szkoły baristów, należącej do jego znajomego, Kise Ryouty. Patrzył, jak Tetsuya wychodzi raźnym krokiem i idzie ulicą. Pojechał za nim, nie za szybko ale i niezbyt powoli, by nie wydał się podejrzany. Zobaczył, że Kuroko skręca w jakąś ciemną uliczkę. Wiedział, że to skrót do przystanka autobusowego i miał zamiar objechać wokół budynki, jednak coś drgnęło w jego sercu. Nim zdążył się zorientować, zaparkował nieopodal i wysiadł z samochodu.
–    Rana powinna zagoić się za jakieś dwa tygodnie, wtedy będzie mógł zdjąć szwy – rozległ się jakby w oddali głos Midorimy. Jego słowa nie dotarły do Akashiego, czerwonowłosy widział jedynie, że jego przyjaciel porusza ustami.
    Co się stało, kiedy skręcił w tę uliczkę? Zatrzymał się, to było pewne. Obserwował. Widział dwie postacie, ciemne sylwetki, jedna przy drugiej. Zaczęły wykonywać dziwne ruchy, a potem jedna z nich obaliła na ziemię drugą. Po chwili rozległ się krzyk.
    Akashi przełknął ślinę. Przypomniał sobie. Usłyszał dobrze mu znany dźwięk, melodię, której słuchał z uwielbieniem od wielu lat. Z jakiegoś powodu jednak ta brzmiała okropnie, zgrzytała niczym gra niedoświadczonego skrzypka.
    Rozpoznał głos Kuroko. Uświadomił sobie, że to właśnie on wydał z siebie wrzask, mordowany na jego oczach. Ruszył więc ku nim, by go uratować.
    Ale czy na pewno? Czy na pewno chciał go uratować?
    „Muszę mu pomóc!”. „Muszę go chronić!”. „Muszę go ratować!”... Żadna z tych myśli nie pojawiła się w jego głowie, kiedy biegł w stronę błękitnowłosego. Więc dlaczego uderzył tamtego mężczyznę? Dlaczego poderżnął mu gardło, gdy zbliżył się do niego pod pretekstem sprawdzenia, czy stracił przytomność? Dlaczego zabrał do siebie Kuroko, dlaczego zadzwonił po Midorimę i kazał mu zszyć ranę Tetsuyi, skoro sam pragnął go zabić?
    Co to było?
–    Wyjdzie z tego, prawda?- Seijuurou dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że pytanie, które usłyszeli, zostało zadane właśnie przez niego.
–    Wątpisz w moje doświadczenie?- mruknął Midorima nieco oschlej, niż z początku zamierzał. Nic jednak nie mógł na to poradzić. Kiedy otrzymał telefon od Akashiego, pierwszy raz od tak dawna wpadł we wściekłość. W normalnych okolicznościach z całą pewnością zdziwiłby się, że czerwonowłosy przyprowadził kogoś rannego i poprosił o pomoc dla niego. Ale przez to co zrobił niecałą godzinę wcześniej, Shintarou ogarniał jedynie gniew.
    Jak mógł to zrobić? Jak mógł zabić ich sąsiada, szanowanego i znanego w całej Japonii psychologa, który miał na swoim koncie nie tylko niezliczoną ilość wizyt w popularnych programach telewizyjnych, ale także kilka wydanych książek?
    Zabicie prostytutki, samotnej matki wychowującej dwójkę dzieci, właściciela podrzędnej restauracji czy nawet początkującego aktora spotkanego w ciemnej bocznej uliczce... to wszystko nie równało się z zabiciem tego człowieka.
    A teraz, zamiast wyjaśniać tę sprawę, został zmuszony do zszywania rany, bo gołąbeczek Akashiego się zranił? Śmiechu warte... Gdyby nie duma lekarska, która nim kierowała, Midorima z całą pewnością pozwoliłby Kuroko wykrwawić się na śmierć, i z przyjemnością by się temu przyglądał.
–    Jak długo jeszcze będziesz to zszywał?- zapytał cicho Akashi.- Przecież to tylko draśnięcie.
–    Twoja definicja „draśnięcia” znacznie różni się od tej powszechnej – burknął w odpowiedzi zielonowłosy.- Może rana nie wygląda tak źle, i uspokoiła cię informacja, że ostrze nie naruszyło żadnych narządów, ale nie oznacza to, że możemy to bagatelizować i zszyć byle jak. Chyba nie chcesz, żeby rana nagle się otworzyła? Gdy nie będzie cię w pobliżu, a on nie uda się do szpitala, bo nie zapłacił składek, z miejsca zdechnie.
–    Nie mów o nim jak o psie – mruknął Seijuurou, choć bez przekonania. Podszedł do nich wolnym krokiem, wpatrując się w spokojną twarz nieprzytomnego Kuroko.- Żyje, prawda?
–    Przecież nie zszywałbym rannego trupa! – zirytował się Shintarou, przecinając nić i odkładając igłę. Zdjął lateksowe rękawiczki, westchnął cicho i poprawił swoje okulary.- Chodź do kuchni, musimy poro...- urwał nagle, patrząc jak Akashi powoli przysuwa dłoń do czoła Kuroko. Jego wyraz twarzy był zaskakujący, zielonowłosy nigdy wcześniej go takim nie widział. Zupełnie, jakby Seijuurou wpatrywał się w jakiś cud.
    Akashi przełknął ślinę i ostrożnie dotknął miękkich, błękitnych włosów. Wydawać by się mogło, że sprawiło mu to przyjemność, jednak po krótkiej chwili jego oczy rozszerzyły się lekko, a on sam odskoczył od mężczyzny jakby poparzony.
–    O czym?- zapytał przez ściśnięte gardło, sięgając po leżący na fotelu koc. Rozwinął go i zarzucił szybko na Tetsuyę, by po tym natychmiast udać się do kuchni.
    Midorima spojrzał na niedbale rzucony koc, który zakrył również głowę błękitnowłosego. Westchnął ciężko, poprawiając go, po czym ruszył za Akashim.
–    Wyjaśnisz mi, co się stało?- zapytał cicho, przymykając za sobą drzwi.
–    Już ci mówiłem, znalazłem go w uliczce.- Seijuurou sięgnął po stojącą na blacie whiskey, po czym wyjął z szafki szklankę i napełnił ją alkoholem. Od razu zaczął łapczywie upijać palący gardło napój.
–    Nie o tym mówię. Zabiłeś Kazumiego Ootori.
–    Kogo?- Akashi spojrzał na niego chłodnym wzrokiem.
–    Kazumi Ootori. Nasz sąsiad, gruby psycholog z parteru. Zadźgałeś go nożem, a potem wyszedłeś, jak gdyby nigdy nic zostawiając go na środku korytarza! Gdyby któryś z naszych pozostałych sąsiadów akurat zszedł i zobaczył go martwego, oboje mielibyśmy kłopoty! Naraziłeś nas na niebezpieczeństwo!- Midorima był czerwony na twarzy, z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem złoszcząc się coraz bardziej.- Jego rodzina z całą pewnością zgłosi zaginięcie, policja tu przyjedzie i będzie wszystkich wypytywać! Masz świadomość tego, że zbliżają się kłopoty?
–    Shintarou, pamiętasz, jak kiedyś przypadkiem wybiłeś okno w podstawówce?
–    Co to ma do rzeczy?
–    O ile dobrze pamiętam, chłopaka, który cię wówczas nakrył i chciał donieść na ciebie nauczycielom, żywcem zakopałem w ogrodzie jego własnej matki. Gdy w czasach gimnazjum jeden z naszych nauczycieli prawie cię zgwałcił, również się tym zająłem. Podobnie było z ordynatorem na studiach, który uwziął się na ciebie i nie miał zamiaru zaliczyć ci praktyk, a to jedynie kilka przykładów. Więc czym się przejmujesz?- Akashi wbił w niego uważny wzrok dwukolorowych oczu.- Choćby cała armia Japonii stanęła ci na głowie, wszystkich powybijam. Boisz się kilku policjantów? Jeśli tylko nabrudzą na dywan w holu, przywiążę ich do mojej tesli i pojadę autostradą najszybciej jak to będzie możliwe.
–    Przestań zgrywać bohatera, nie jestem księżniczką, którą musisz ratować – westchnął ciężko Midorima, zły na siebie, że słowa Akashiego tak miło go połechtały. Poprawił okulary, opierając dłonie na blacie stołu.- Musisz panować nad tym, co robisz! Tyle razy ci powtarzałem, że możesz robić, co ci się podoba, ale sławnych ludzi zostaw w spokoju, zwłaszcza tych, którzy mieszkają pod tym samym dachem co my.
–    Nie znam naszych sąsiadów – powiedział spokojnie Seijuurou, jakby to miało go usprawiedliwić.
–    Dałem ci listę!- warknął cicho Shintarou.- Policję musimy trzymać z dala od nas, rozumiesz? Jeśli zaczną węszyć, będziemy skończeni. Pożegnasz się ze mną, swoim hobby, i swoim ukochanym Kuroko.
    Akashi dopił do końca whiskey, odstawił szklankę do zlewu i skinął lekko głową. Rozumiał obawy Midorimy, nawet jeśli sądził, że są bezpodstawne.
–    Co zrobiłeś z tym... z tym facetem?
    Shintarou zerknął do salonu, upewniając się, że Tetsuya wciąż leży na kanapie i nie podsłuchuje ich.
–    Spakowałem do worka, Seto już go zabrał – szepnął.- Nagrania z kamer zawiozłem Imayoshiemu, on się zajmie ich sfałszowaniem. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie wrobić kogoś twojego wzrostu, najlepiej jednego z pacjentów Ootoriego. Shouichi zmieni na nagraniu twoje rysy twarzy.
–    Rozumiem. Lepiej od razu dać policji niezbity dowód, wówczas nie będzie im się chciało szukać innych poszlak. Hmhm.- Akashi uśmiechnął się, rozbawiony.
–    Teraz czekamy za telefonem od Imayoshiego. Powie nam, czy znalazł właściwą osobę, a naszym zadaniem będzie upewnić się, że nie będzie miała żadnego alibi. Więc jeśli z kimś się spotkała jakąś godzinę czy dwie temu, trzeba będzie tego kogoś cicho usunąć.
–    Żaden problem.- Seijuurou wzruszył ramionami.
–    Tylko nie myśl sobie, że będziemy stosować takie rozwiązania za każdym razem.- Shintarou poprawił swoje okulary.- Nigdy więcej nie rób czegoś takiego.
–    Przestań, Shintarou – powiedział zimno Akashi.- Zaczynasz mi ją przypominać.
–    Wybacz – mruknął Midorima, odrobinę zawstydzony.- Po prostu chcę...
–    Zamilcz.- Akashi odwrócił się od niego i ruszył do drzwi.- Sprawdzę, czy twój pacjent odzyskał przytomność. Skoro już tutaj jesteś, przygotuj herbatę, proszę.
    Seijuurou wyszedł, zamykając za sobą drzwi kuchni. Shintarou przez chwilę wpatrywał się w nie z niepewną miną, a potem westchnął ciężko i sięgnął po czajnik. Po jego głowie znów zaczęła krążyć jedna myśl, niczym zdanie wypisywane przez niegrzecznego ucznia wciąż od nowa i od nowa.
    Nie będę denerwował Akashiego.

***

    W pomieszczeniu było niezwykle przytulnie.
    Przytłumione przez klosz światło lampy rzucało na ścianę delikatne, niegroźnie wyglądające cienie. Wśród nich mógł rozpoznać zarys fikuśnego wazonu z kwiatami oraz stojącą nieopodal niego butelkę. Zamrugał leniwie, ostrożnie nabierając powietrza do płuc.
    Wiedział, co się wydarzyło. Od razu przypomniał sobie napad w ciemnej uliczce, strach i zdumienie, kiedy obcy mężczyzna wbił w jego brzuch nóż. Przypomniał sobie własny krzyk i uczucie, które go ogarnęło – pomyślał o rodzicach, o swoich znajomych, o kursie baristy, który dopiero co zdał. W ułamku sekundy był zdolny pożegnać się z nimi wszystkimi, nawet jeśli tylko w myślach.
    Lecz chociaż przypomniał sobie to wszystko, nie poczuł lęku ani niepokoju. Zupełnie jakby wyzbył się wszystkich niechcianych emocji, zastając w sobie jedynie spokój i ciszę.
    Poruszył ostrożnie głową, badając dłońmi podłoże. Leżał na miękkiej kanapie, po jego lewej stronie stał stolik, a na nim ów fikuśny wazon z kwiatami oraz butelka wody mineralnej. Kawałek dalej dostrzegł mężczyznę siedzącego w fotelu i czytającego książkę. Był nakryty ciepłym, puchowym kocem, a obok niego na małym stołku stała lampa z kloszem oraz filiżanka kawy. Jej aromat szybko dotarł do nozdrzy Kuroko.
    Znów poruszył dłonią, przesuwają ją na brzuch i ostrożnie badając ranę. Czuł pod palcami gładki materiał opatrunku. Przełknął ślinę, oddychając z ulgą i na moment zamykając oczy. Gdy otworzył je ponownie, usłyszał obok siebie szelest.
–    Obudziłeś się?- zapytał cicho Akashi Seijuurou, odkładając książkę na stolik.
–    Tak – odparł Kuroko. Zaskoczyło go, że jego zachrypły głos drżał delikatnie.- Która godzina?
–    Wpół do trzeciej – odpowiedział czerwonowłosy, zerkając na zegar wiszący na ścianie za kanapą.
–    Przez cały czas pan tu siedzi?- zaniepokoił się Tetsuya.
–    Oczywiście.- Akashi zmarszczył lekko brwi.- Gdybyś obudził się z bólem, albo... niezbyt się na tym znam, szczerze mówiąc... w każdym razie, gdyby były jakieś komplikacje, od razu zadzwoniłbym po Shintarou. Jak się czujesz?
–    Dobrze... bardzo panu dziękuję.- Kuroko przełknął ciężko ślinę. Trudno mu było dziękować, nie dlatego, że nie chciał tego robić, ale przez wzruszenie, które go ogarnęło. Miał ochotę rozpłakać się w tym ogromnym mieszkaniu, leżąc na niezwykle miękkiej kanapie pod ciepłym kocem.
–    Shintarou podał ci środki przeciwbólowe – powiedział Akashi, sięgając po butelkę wody i napełniając nią szklankę.- Proszę, napij się.
–    Dzię... ah!- Tetsuya stęknął, opadając bezsilnie przy pierwszej próbie podniesienia się.- Cholera...- syknął.
–    Pomogę ci.- Seijuurou usiadł ostrożnie przy jego głowie, powoli pomagając mu podnieść się na tyle, by błękitnowłosy mógł się napić. Upił kilka sporych łyków, chłodząc rozgrzane, suche gardło.- Jesteś głodny?
–    Nie...- Tetsuya pokręcił przecząco głową.- Dziękuję za pana troskę, Akashi-san.
–    Już ci mówiłem, że możesz mi mówić po prostu „Akashi”.- Czerwonowłosy uśmiechnął się lekko, przysiadając na stoliku.- To dziwne, gdy tylko ja stosuję się do tej niby-umowy.
–    Przepraszam... uhm, Akashi-kun?- Kuroko posłał mu niepewne spojrzenie. Gdy ten skinął głową, błękitnowłosy odetchnął jakby z ulgą.
–    Potrzebujesz czegoś?
–    Dostałem od ciebie już wystarczająco – mruknął Tetsuya, przecierając dłonią czoło.- Mam u ciebie kolejny dług wdzięczności. U ciebie, oraz u twojego przyjaciela, który mnie opatrzył. Jak wygląda sytuacja? Czy to poważna rana?
–    Nie – uspokoił go Akashi.- Żadne narządy wewnętrzne nie zostały uszkodzone, więc wizyta w szpitalu nie jest obowiązkowa, jednak to nie oznacza, że nie musisz o siebie dbać. Dobrze by było, gdybyś wziął kilka dni wolnego.
–    To raczej niemożliwe, szef oczekuje, że jutro zjawię się z dyplomem baristy w dłoniach – westchnął Kuroko.- Szczęście w nieszczęściu i na odwrót – dodał smętnie.- To jeden z najbardziej emocjonujących dni w moim życiu. Aż dziwne, że nie czuję przerażenia na samą myśl o tym napadzie.
–    Być może to przez te środki przeciwbólowe – powiedział Akashi.- Ale to nawet lepiej. Nie powinieneś się tym zadręczać, musisz odpocząć.
–    Jutro pójdę z tym na policję – zdecydował Kuroko.- Nie możemy przecież pozwolić, by ten mężczyzna przebywał na wolności!- Widząc, że Seijuurou otwiera, a następnie zamyka usta, Tetsuya zmarszczył lekko brwi.- Coś nie tak, Akashi-kun?
–    Oczywiście, możesz złożyć zeznania na policji, ale... jak opiszesz sprawcę? Było zbyt ciemno, by dostrzec jego twarz.
    Kuroko poczuł na twarzy delikatne rumieńce. Rzeczywiście, czerwonowłosy miał absolutną rację. Tetsuya nie widział, kto go napadł, nie mógłby więc opisać go na posterunku. Było mu wstyd, że nie pomyślał o tym od razu. Mimo wszystko jednak kierowała nim chęć, by zapobiec kolejnym napadom.
–    Śmiem twierdzić, że nie szybko odzyska przytomność – odezwał się cicho Akashi.- Możliwe, że już teraz ktoś go zgłosił, widząc zakrwawiony nóż u jego boku. Hałas z pewnością obudził pobliskich mieszkańców.
–    Mam nadzieję...- mruknął Tetsuya, niezbyt przekonany. Przygryzł lekko wargę, napinając ostrożnie mięśnie brzucha, by wybadać jak bardzo boli go rana.- Może moglibyśmy tam wrócić...?
–    Moglibyśmy – potwierdził Akashi.- Jednak, tak jak mówię, wątpliwym jest, by on wciąż tam był. Wbrew pozorom ciemne uliczki są dość często odwiedzane, głównie przez to, że można się nimi szybko dostać na drugą stronę ulicy. Japonia to nie Ameryka, ktokolwiek zobaczy podejrzanego mężczyznę z nożem, od razu zadzwoni na policję.
–    Istnieje też opcja, że ten facet odzyskał przytomność i stamtąd odszedł – westchnął Kuroko, przyciskając palce do skroni.
–    W takim razie nasz przyjazd byłby niepotrzebny. Boli cię głowa?
–    Nie, to nie ból, to... takie pulsowanie, dość irytujące.
–    Za dużo myślisz – powiedział Akashi z łagodnym uśmiechem.- Powinieneś się przespać. Domyślam się, że kanapa nie jest wygodna, dlatego pomogę ci przenieść się do łóżka.
–    Oh, nie, dziękuję.- Kuroko zaprzeczył stanowczo.- Już za późno, przywiązałem się do tej kanapy. Jest miękka i wygodna, a pod kocem mi ciepło. Tyle mi wystarcza, naprawdę.
–    Ale jeśli spadniesz na podłogę...
–    To mi nie grozi.- Tetsuya uśmiechnął się.- Nigdy nie wiercę się przesadnie na łóżku, nawet w swoim mieszkaniu zdarza mi się częściej sypiać na kanapie.
–    No... no dobrze.- Seijuurou przesunął dłonią po karku, niepewnie spoglądając na Kuroko.- Rano przyjdzie Shintarou, żeby zmienić opatrunek. Wiem, że nie mam prawa, by tobą kierować, ale wolałbym, byś zadzwonił do swojego szefa i poinformował o całej sytuacji.
–    Jeśli rano będę w stanie samodzielnie chodzić, to raczej pójdę do pracy... ale mimo wszystko zadzwonię - mruknął Tetsuya.- Dziękuję za twoją troskę, Akashi-kun. Twoja pomoc naprawdę wiele dla mnie znaczy. Co powiesz na darmową kawę raz w tygodniu, do końca życia?- Ku zaskoczeniu Kuroko, czerwonowłosy roześmiał się lekko, rozbawiony. Do tej pory Tetsuya nie był w stanie wyobrazić sobie u niego innego wyrazu twarzy niż powaga, dlatego teraz zagapił się w niego, niegrzecznie rozdziawiwszy usta. Szybko jednak zreflektował się i przełknął ślinę.- Teraz umiem wykonać wiele latte art, mogę spróbować nawet twoją podobiznę.
–    Naprawdę?- Seijuurou uśmiechnął się łagodnie.- W takim razie kiedy wyzdrowiejesz, poproszę o jedną. Póki co spróbuj zasnąć i wyspać się do rana. Zostawiam ci tutaj wodę i szklankę, a w tym koszyczku masz zbożowe ciastka, w razie gdybyś zgłodniał w nocy. Kuchnia znajduje się za tobą, a łazienka tu, naprzeciwko.- Akashi wskazał drzwi ruchem głowy.- Czuj się jak u siebie, a w razie problemów nie wahaj się mnie obudzić. Będę spał za tymi drzwiami.- Wskazał ruchem dłoni za siebie.
–    Myślę, że to nie będzie konieczne – powiedział Kuroko.- Czy będę mógł... skorzystać z apteczki, w razie bólu?
–    Jest w łazience, w szafce z lustrem.- Akashi skinął głową.- Wolałbym jednak, żebyś mnie wówczas obudził. Shintarou dał mi silniejsze środki przeciwbólowe i pokazał, w jaki sposób je wstrzykiwać. Jeśli ból będzie naprawdę mocny, możesz mnie śmiało obudzić.
–    Jeśli rzeczywiście będzie, to tak właśnie zrobię – obiecał Kuroko.- Uhm... Akashi-kun?
–    Tak?- Seijuurou, który już kierował się do swojej sypialni, zatrzymał się w pół kroku i odwrócił do błękitnowłosego. Starał się ukrywać euforię, która ogarniała go za każdym razem, gdy słyszał ten nieoficjalny ton w głosie Tetsuyi.
–    Czy to możliwe, że wziąłeś przeze mnie wolne?
–    Nie – odparł z uśmiechem.- Tak się akurat złożyło, że mam kilka dni urlopu. Nawet dyrektorowi się on należy.
–    Rozumiem.- Kuroko odetchnął z ulgą.- Nie zniósłbym myśli, że sprawiłem ci tak wielki kłopot.
–    Nie jesteś żadnym kłopotem, Kuroko. Dobranoc.
    Tetsuya był w stanie skinąć jedynie głową i wymamrotać pod nosem cichą odpowiedź. Zaskoczyła go pewność i przekonanie w głosie czerwonowłosego, a także jakby drobna irytacja. Sam nie wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć. Akashi pomógł mu, wysyłając go na kursy baristy, teraz uratował mu życie, ochronił przed mordercą.
    To chyba właśnie takich ludzi nazywa się „Aniołem Stróżem”. Pojawiają się nieoczekiwanie w odpowiednim momencie i starają się pomóc. Co prawda Kuroko wolałby poradzić sobie ze wszystkim sam. Nie chciał przyzwyczajać się do pomocy Akashiego, nie chciał czuć się jak jego zwierzaczek. Ostatecznie nie miał przecież jak się odwdzięczyć. Nie przychodziło mu na myśl nic, co mógłby zrobić dla kogoś, kto miał wszystko.
    Kuroko zamknął powoli oczy, wzdychając ciężko. Znów tracił siły, słabł z wolna, zapadając w sen. Słyszał ciche szmery dobiegające z pokoju obok, kaszlnięcie, a potem ciszę. Akashi nie zgasił lampy w salonie, ale to nawet cieszyło Tetsuyę. Jej przytłumione światło działało na niego uspokajająco, sprawiało, że błękitnowłosy czuł się bezpiecznie w przytulnym, choć tak bogato urządzonym mieszkaniu.
    Powieki same opadały ciężko, jednak Kuroko zdążył jeszcze przesunąć wokół wzrokiem. Nigdzie nie zauważył śladu wskazującego na to, by mieszkał tu ktoś jeszcze. Akashi mógł co prawda być typem preferującym bycie kawalerem, ale czy na pewno odpowiadało mu życie w samotności? Czy na pewno był szczęśliwy w tym wielkim apartamencie, wśród bogatych mebli, bez dzieci czy żony? Sam zaproponował, by on i Kuroko poznali się bliżej. Być może pewnego dnia Tetsuya odkryje czego brakuje w życiu Seijuurou. A wówczas, jeśli tylko będzie w stanie, z całą pewnością postara odwdzięczyć mu się za pomoc, którą od niego otrzymał.
    Z tą myślą zasnął, uspokojony przeczuciem, że jednak będzie mógł coś dla niego zrobić.

4 komentarze:

  1. Akashi tak bardzo troskliwy... Kawaii <3
    Z wyjątkiem zapędów sado. Ale to przecież Seijiuro~!
    Rozdział super jak zawsze zresztą.

    Życzę weny i zdrowia~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :3 Przyda się ;_;
      Pozdrawiam cieplusio ^^

      Usuń
  2. Jaaaaaakie to kawaii ^ω^. Akasz taki troskliwy, że aż zazdroszczę Tetsu ;^;. Aka jest sado a ja maso XD. Rozdzialik cud, miód, gejoza ♥. Przesyłam wenę w ilości kolejnych kontenerów i ciepło pozdrawiam bo piździ, no i zdrówka ;3. Ps. Kim jest 'ona' którą Shintarou przypominał Akashiemu?

    OdpowiedzUsuń
  3. No hej xd To wciąż nie Alicja, ale we wtorek będę wracać dwie godziny z dni organizacyjnych na uczelni, więc postaram się wtedy dokończyć komentarz *już ma dreszcze na samą myśl o pisaniu na telefonie* Ogólnie mam obecnie bardzo ograniczony czas, a za chwilę dojdą mi studia i będę mieć i kursy i studia i pracę, więc masakra ogólnie. Nie wiem, jak to wyjdzie z czytaniem opek u Ciebie, wszystko zależy od częstotliwości ich wrzucania. Jeśli pozostaniesz przy kilku na tydzień, to pewnie będę zmuszona z bólem serca zawiesić czytanie niektórych. Na razie postaram się nadrobić zaległości, a potem się zobaczy.

    ____________________________


    Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się takiego zachowania u Akasza. Byłam przekonana, że będzie chciał zabić Kise, nie Tetsu... Zrozumiałabym jeszcze chęć mordu na obu, ale tu dominowała znacznie chęć zabicia Tetsu... zaskoczyłaś mnie tym bardzo.
    Scena w pokoju ze zdjęciami bardzo mi się podobała. Taka furia Akasza - tak to zdecydowanie to! No i ładnie opisana. Zdecydowanie najbardziej podobał mi się tamten fragment z całego poprzedniego rozdziału.
    Nie podobała mi się za to scena z atakiem na Tetsu. Choć może nie tyle nie podobała... Co uważam, że była nieco zbyt naciągana. No wiesz, Akasz jedzie z zamiarem zabicia Tetsu, a tu nagle ktoś go ubiega? Jak dla mnie to jest zbyt nieprawdopodobny przypadek. Takie zgranie w czasie... no nie, po prostu mi to nie pasuje.
    Ale cała reszta jest spoko. Całe to hmmm... otumanienie? Nie, to nie jest właściwie słowo. Raczej... yyymmm. No kurwa no. Wyleciało mi z głowy. Chodzi o to, że był taki, o! już mam - zdezorientowany! To to xd Dezorientacja spowodowana własnym zachowaniem, nie tylko w zaułku, ale i później, w apartamencie - bardzo dobrze to opisałaś. Kupuję, żadnych negocjacji xd
    No i scena, jak go tak czule pogłaskał, a potem nagle odskoczył, zaskakując samego siebie - mhhmh, bardzo ładnie, nie powiem xd
    No i oczywiście późniejsza rozmowa z Tetsu... Widać, że powoli zaczyna nam się ich relacja nieco klarować. Rezygnacja z formułek grzecznościowych (przynajmniej częściowa), zabranie do własnego domu, opieka pełna niezrozumiałej dla Akasza czułości... Powoli, ale do przodu. Podoba mi sie to zdecydowanie!

    No i tak na koniec wspomnę, że miałam przy tym rozdziale miłe feelsy na MidoAka. W sumie jest to jeden z dwóch shipów, który lubię z Akaszem w opozycji do AkaKuro (AkaAka liczy się inaczej, nie biorę go pod uwagę).
    'O ile dobrze pamiętam, chłopaka, który cię wówczas nakrył i chciał donieść na ciebie nauczycielom, żywcem zakopałem w ogrodzie jego własnej matki. Gdy w czasach gimnazjum jeden z naszych nauczycieli prawie cię zgwałcił, również się tym zająłem. Podobnie było z ordynatorem na studiach, który uwziął się na ciebie i nie miał zamiaru zaliczyć ci praktyk, a to jedynie kilka przykładów. Więc czym się przejmujesz?'
    Uśmiechałam się przy tym fragmencie jak głupia. Kurde, Twój Midorin i Akasz naprawdę by do siebie pasowali. Mów, co chcesz, ale dla mnie to zabrzmiało w ustach Akasza niezwykle... troskliwie. I to było mega urocze na swój zryty sposób xd Czyli tak jak lubię xd

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń