Zakochany Kłamca

    To był jeden z cieplejszych lipcowych poranków. Słońce wznosiło się powoli nad miastem po nieboskłonie, mozolnym ruchem pnąc się ku górze – złota kula na oceanie błękitu. Wokół mnie ożywała przyroda; słyszałem ptaki, witające swoim śpiewem nowy dzień, oraz cykady, powoli rozpoczynające swój koncert. Kwiaty w parku obróciły się już w kierunku słońca, kąpiąc w jego promieniach i tańcząc w powiewach ciepłego, przyjemnego wiatru.
    Siedziałem tuż obok Kise, ramię w ramię, rozkoszując się ciepłem złotego okręgu wznoszącego się naprzeciwko nas, ponad koronami drzew. Między nami panowało milczenie, a jednak nie przeszkadzało mi ono. Cieszyłem się po prostu jego obecnością, choć na twarzy pozostawiałem tę samą powagę, co zawsze. Nie potrafiłem pokazywać emocji tak, jak on – pod tym względem był moim zupełnym przeciwieństwem. Ale może to właśnie z tego powodu lubiłem spędzać z nim czas.
–    Kurokocchi...- wymamrotał cicho w swoje ramię. Siedział ze zgiętymi w kolanach nogami, na których położył ręce. Obaj opieraliśmy się o ogrodzenie niedużego boiska, które niedawno wybudowali w parku. Ze względu na to, że chodziliśmy do różnych szkół, nie mogliśmy spotykać się zbyt często, ale Ryouta na weekend wpadał do Tokio, więc zawsze z samego rana chodziliśmy pograć trochę w kosza.
–    Tak, Kise-kun?- zapytałem, nie odwracając głowy od źródła ciepła na mojej twarzy. Nogi miałem wyprostowane, między nimi położyłem piłkę. Dłonie trzymałem na niej, jej chropowata powierzchnia wydawała mi się być milsza w dotyku niż najdroższy jedwab.
–    Mogę... coś ci powiedzieć?- Kise zaszurał stopą, wyraźnie zakłopotany. Spojrzałem na niego zachęcająco, ale unikał mojego wzroku. Rumieniec na jego twarzy trochę mnie zaskoczył, nie próbowałem go jednak bardziej zawstydzać.
–    Oczywiście – powiedziałem.
    Kise jeszcze przez chwilę milczał, a ja wykorzystałem okazję, by po raz nie wiem który przyjrzeć się mu z bliska. Jego włosy w promieniach słońca zdawały się mienić złotem. Od dobrego roku czesał je inaczej, nie były już oklapłe u góry i perfekcyjnie ułożone, ale bardziej nastroszone. Moim zdaniem w tych wyglądał o wiele lepiej, swobodniej i nie tak „modelowo”. Mrużył oczy w kolorze bursztynów, spoglądając znad długich ciemnych rzęs na swoje buty. Nawet jeśli nie energia i euforia, z którymi przywitał mnie tego rana uspokoiły się, jego twarz wciąż była nad wyraz piękna. Gładka skóra, nieznacznie opalona, zarysowana szczęka oraz kości policzkowe.
    Znałem rysy jego twarzy na pamięć, a i tak mimowolnie przyglądałem im się raz za razem.
–    Bo...- Kise zagryzł lekko wargę. Jego oczy poruszyły się w moim kierunku, ale zatrzymały na moich butach, a potem na piłce między moimi nogami.- Wiesz, Kurokocchi, ja...
    Przełknąłem ślinę, wpatrując się w niego oczekująco. Czułem, jak serce uderza mocno w mojej piersi, napięcie w płucach rosło. Czy mogłem mieć nadzieję, że Ryouta powie to, o czym sam myślałem od tak dawna?
    Znaliśmy się tak długo. Przyjaźniliśmy się, sporo razem przeszliśmy, on zawsze widział we mnie kogoś wielkiego, nawet jeśli cała reszta Pokolenia Cudów częściej wytykała mi błędy i niepowodzenia. Tylko Kise traktował mnie jak równego im – tak naprawdę równego – i okazywał mi mnóstwo zainteresowania.
    W czasach gimnazjum tyle za mną chodził... O tyle mnie pytał, tyle chciał o mnie wiedzieć, kiedyś nawet śledził moje wyjście na miasto z Momoi. Nigdy nie okazywałem mu, jak bardzo mnie to cieszyło, moja natura kazała mi się z nim droczyć, poddawać go testom i sprawdzać, czy to tylko chwilowe zauroczenie moją osobą, czy coś więcej.
    Sądziłem, że po gimnazjum wszystko było już stracone.
    Ale on przyszedł do Seirin i prosił, bym przeniósł się do niego.
    To znaczyło dla mnie tak wiele. Nawet jeśli nigdy bym się na to nie zgodził, ponieważ podjąłem ostateczną decyzję, w duchu cieszyłem się z jego propozycji. Chciałem uśmiechnąć się do niego i wykrzyczeć, że go...
–    Jestem gejem, Kurokocchi – szepnął Ryouta, po czym znów wbił spojrzenie we własne buty.
    Milczałem. Trwałem w bezruchu, tak jak zatrzymało się moje serce, jak krew przestała płynąć w żyłach. Czas zatrzymał się wraz z nimi, świat zawirował...
–    Rozumiem.- Usta same wypowiedziały za mnie słowa, jakby od bardzo dawna przechowywały je gdzieś w sobie na ten moment. Moment, którego oczekiwałem tyle lat, na który miałem wciąż nadzieję. Złudną, jak nieraz sądziłem.
    Teraz nadzieja wzrosła. Czułem jak narasta wewnątrz mnie, wypełnia moje ciało. Jeśli tylko będę zdolny do tego, by wyznać moje uczucia, jeśli tylko odważę się powiedzieć te dwa słowa, które w myślach powtarzałem za każdym razem, gdy widziałem Ryoutę...
–    N-nie brzydzisz się mnie teraz?- zapytał, spoglądając na mnie z mieszanką obawy i zaskoczenia.
–    Nie – odpowiedziałem spokojnie, odwracając od niego twarz. Bałem się, że jeśli utrzymamy kontakt wzrokowy, zacznę się niezdrowo rumienić. Już i tak było mi gorąco...- Nie uważam, żeby było to coś złego... Ja sam...- Spuściłem głowę, po czym z westchnieniem odwróciłem ją od Kise, wbijając zrezygnowany wzrok w uliczkę wychodzącą na park.
    Rumieńce może powstrzymałem, ale moje uszy płonęły żywym ogniem. Nie miałem jak tego ukryć, choćbym przekręcił głowę o więcej niż sto osiemdziesiąt stopni.
–    Ech?- Nadzieja w głosie Ryouty strasznie mnie irytowała, pozwoliłem więc sobie na westchnienie.- Ty... ty też jesteś gejem, Kurokocchi?!
–    Może trochę ciszej, co?- skarciłem go, tym razem rumieniąc się na twarzy. Podciągnąłem pod siebie kolana i, oparłszy o nie łokcie, ukryłem twarz w dłoniach.- Nie chcę, żeby cały świat się dowiedział...
–    Ach! Wy-wybacz!- zawołał Ryouta, po czym rozejrzał się pospiesznie wokół.- Nikogo nie ma, Kurokocchi. N-nie miałem pojęcia...! Nigdy nie zauważyłem!
    Cóż, ja chyba zauważyłem, że Kise wolał mężczyzn. Z początku wydawało mi się, że był zafascynowany Aomine, ale kiedy poznał bliżej mnie, zawsze chciał spędzać ze mną czas. Mógłbym powiedzieć, że wręcz nachalnie się do mnie lepił, nawet gdy specjalnie ignorowałem go i odrzucałem.
    Nigdy się nie poddawał i wciąż uparcie podążał za mną krok w krok. Jako jedyny próbował wyczytać z mojego wyrazu twarzy emocje – bogowie wiedzą, że tylko jemu najczęściej się to udawało – i byłem mu wdzięczny za to, że wiedział, jak na nie reagować.
–    Od jak dawna...?- zapytał cicho, urywając. Wzruszyłem lekko ramionami. Co miałem mu powiedzieć? Sam nie wiedziałem, kiedy zacząłem czuć do niego coś więcej niż zwykłą, koleżeńską sympatię.- Ja... ja chyba od gimnazjum – wyznał, opierając się wygodniej o ogrodzenie. Wyglądało na to, że przyznanie tej prawdy znacznie go rozluźniło. Uśmiechnął się nawet lekko i zaśmiał pod nosem.- Rany, co za nerwy! Bałem się, że mnie znienawidzisz, Kurokocchi...
–    Nie widzę ku temu powodu – powiedziałem ostrożnie.- Ostatecznie twoja orientacja w żaden sposób nie zmienia tego, kim jesteś.
    Kise wpatrywał się we mnie z uwagą, jego oczy nieznacznie się powiększyły. Po krótkiej chwili spuścił wzrok na ziemię, po czym zacisnął usta i usiadł na piętach, obracając się ku mnie.
–    Kurokocchi... jest jeszcze coś – rzekł cicho.- Ja... nie chcę tego więcej ukrywać... Zależy mi, żebyś wiedział.
    Westchnąłem cicho, siadając wygodniej. Moje serce znów zaczęło szaleć, ale tym razem postanowiłem odważnie patrzeć w oczy Kise. On też najwyraźniej to sobie postanowił, ponieważ, choć na chwilę uciekł wzrokiem, zaraz powrócił nim ku mnie. Nerwowo oblizał wargi i przysunął się do mnie nieznacznie, rozglądając na boku.
–    Uhm... Kurokocchi...
    Czy powinienem powiedzieć to pierwszy? Wyznać mu swoje uczucia, powiedzieć mu od jak dawna podążam za nim wzrokiem, gdy nie patrzy, przyznać od jak dawna myślę o nim jako kimś więcej niż przyjacielu.
    Tyle nas łączyło, a jednak pragnąłem więcej...
–    Mm...- Jego policzki poczerwieniały, gdy tak wpatrywał się we mnie.- Ja...
–    Wykrztuś to w końcu – westchnąłem, przełykając ciężko ślinę.
–    Heh...- zaśmiał się pod nosem, podrapał nerwowo po głowie.- Uhm... mam chłopaka, Kurokocchi.
    To zaskakujące, jak w jednej chwili serce potrafi zerwać się do rwącego bólem galopu, choć dopiero co zdawało się zatrzymać. To zaskakujące, jak słabo może zrobić się człowiekowi, gdy usłyszy ledwie kilka słów.
    To zaskakujące, jak wielką można odczuć utratę, kiedy nic się nie posiadało.
–    Czyżby Aomine-kun?- zapytałem, uśmiechając się słabo.
–    Nie...- Kise zaśmiał się lekko, nerwowo.- Ja... nie jestem pewien, jak zareagujesz...
–    Ja też nie – mruknąłem. Nie odwróciłem wzroku od Kise, choć wydawało mi się, że ledwie go widzę. To nie tak, że obraz mi się rozmazywał – nie miałem w oczach łez, nie chciało mi się płakać. Miałem tylko wrażenie, jakby świat wokół mnie... pociemniał. Stracił barwy, przycichł. Ptaki przestały śpiewać, cykady urwały swój koncert, słońce skryło się za chmurami.
–    To...- Ryouta przygryzł wargę, uciekając ode mnie wzrokiem.- Kagamicchi – dokończył szeptem, zerkając na mnie ze strachem.
–    Kagami-kun?- uniosłem brwi i pozwoliłem sobie na szerszy uśmiech.- Kagami-kun jest gejem? Nigdy bym nie przypuszczał.
–    Ja też nie sądziłem!- zaśmiał się Ryouta, rumieniąc. Wyglądało na to, że moja reakcja rozluźniła go jeszcze bardziej, przy okazji rozplątując język.- Wiesz, po tym jak graliśmy przeciwko Jabberwock, parę razy się spotkaliśmy i jakoś tak...- Kise wzruszył ramionami, zawstydzony, lecz uśmiechnięty.
–    To cudownie – powiedziałem, kiwając głową.- Od jak dawna jesteście razem?
–    Och, to...- Kise zarumienił się jeszcze bardziej.- T-trzy miesiące będą...
–    To całkiem sporo czasu – stwierdziłem.- Na pewno dobrze wam się układa.
–    Noo...- zaśmiał się, jeszcze bardziej zawstydzając.- N-nie spodziewałem się, że ma jeszcze drugą naturę prócz tej dzikiej, kiedy jest na boisku... haha...
–    Czyżby był romantykiem?- Przełknąłem ciężko ślinę, zaciskając mocno wargi.
–    Może nie romantykiem, ale traktuje mnie bardzo dobrze – powiedział z uśmiechem Kise.- No wiesz, nie ma nic przeciwko, kiedy się przytulam, i takie tam...
–    To słodkie. Cóż mi innego pozostaje, jak życzyć ci szczęścia, Kise-kun?- zapytałem cicho, zagryzając od wewnątrz wargę. Tym razem zachciało mi się płakać, ale samo to wprawiało mnie w dziwne rozbawienie, przez co nie wiedziałem, czy pozwolić sobie na łkanie, czy może jednak na śmiech.
–    Dzięki, Kurokocchi!- Ryouta uśmiechnął się promiennie.- A ty... ty masz może kogoś? Skoro oboje jesteśmy... no, tacy, to możemy swobodnie o tym rozmawiać!
–    Żartowałem – powiedziałem cicho, odwracając od niego twarz.- Nie jestem gejem, Kise-kun. Chciałem tylko, żebyś poczuł się swobodniej, mówiąc o sobie.
–    O-och...- Ryouta wydawał się być zaskoczony i nieco przybity, ale nie zwracałem na niego uwagi. Podniosłem się z piłką i odbiłem ją kilka razy, odrywając przy okazji, że chciałbym użyć mojego Ignite Pass do rozwalenia betonu pod moimi stopami.
    Granie teraz chyba byłoby niebezpieczne.
–    Muszę iść do domu, Kise-kun – powiedziałem, odwracając się do niego. Wciąż siedział na piętach, przyglądając mi się z dziwnym wyrazem twarzy.- Obiecałem babci, że wrócę przed południem, a chciałbym zrobić dla niej jeszcze zakupy. Mam nadzieję, że czujesz się lżej, kiedy zdradziłeś mi swój sekret.
–    Mm.- Skinął z uśmiechem głową.- Dziękuję, Kurokocchi. Zobaczymy się jutro?
–    Tak. Wieczorem dam ci znać, o której się tu spotkamy.
–    Okej! W takim razie do zobaczenia, Kurokocchi!
–    Do zobaczenia, Kise-kun.
    Z ciężkim sercem ruszyłem w kierunku uliczki. Słyszałem, jak Ryouta za moimi plecami podnosi się z ziemi, ale nie spojrzałem już na niego. Wyszedłem do parku, a później udałem się przez skróty do mojego domu.
    Z moich ust padło dzisiaj tyle kłamstw... W ciągu niecałych piętnastu minut skłamałem więcej, niż w całym moim życiu. Zawsze starałem się być ze wszystkimi szczery, mówiłem prawdę, nawet jeśli mogła zburzyć czyjś dobry nastrój, a nawet popsuć nasze relacje.
    Wyglądało na to, że z zakochanego głupca stałem się dziś zakochanym kłamcą.
    Nie byłem pewien dokąd niosą mnie moje nogi, ale z pewnością w połowie drogi zmieniły kierunek. Zamiast pójść do domu, szedłem teraz boczną ścieżką, tak wąską, że mieściłaby jedynie oponę roweru. Prowadziła przez niezbyt gęsto zalesiony obszar. Choć wzrok wbijałem w ściółkę oraz szyszki, na które trafiały moje stopy, gdy zerknąłem w górę, widziałem za drzewami zniszczone ogrodzenie i tory kolejowe na pagórkowatym wzniesieniu.
    Znałem tę okolicę. Jako dziecko przyszedłem tu kilka razy z Ogiwarą, właściwie bez żadnego konkretnego celu. Nigdy mi się tu nie podobało, ale i tak siadałem z nim na szynie, wyciągając nogi wzdłuż niewielkiego zbocza usypanego szarymi kamieniami i zajadając się wspólnie z nim słodkościami.
    Miejsce to nie wyglądało ciekawie, ale wiązałem z nimi wiele ulubionych wspomnień.
    Wspiąłem się po zboczu, kamienie pod moimi stopami sturlały się do podnóża. Rozejrzałem się na prawo i lewo, choć wiedziałem, że żaden pociąg nie nadjedzie. Tory były stare i od wielu lat już nieczynne.
    Dlaczego tu przyszedłem? Tylko nieliczne drzewa wokół miały liście, większość ich gałęzi była naga, pozbawiona życia przez dym lokomotywy, która niegdyś przejeżdżała tędy każdego dnia. Okolica przedstawiała się szaro, ponuro.
    No tak. Takie miejsce zapewne przyciągają ludzi o podobnym nastroju.
    Usiadłem na szynie, nogi kładąc na desce między nimi. Co powinienem teraz zrobić? W takich sytuacjach chyba popełnia się samobójstwo, ale tutaj raczej nic mi w tym nie pomoże.
    Oczywiście, związek Kise z Kagamim nie był tragedią. Tragedią było to, że nie odważyłem się wyznać Ryoucie moich uczuć już wcześniej, przynajmniej te trzy miesiące wstecz. Oczywiście, Kise mógł być wówczas zakochany w Taidze, ale gdybym zrobił to odpowiednio wcześniej, nawet gdybym został odrzucony, to przynajmniej poczułbym się lepiej.
    Kise zawsze był dla mnie taki miły. Jak mogłem sądzić, że wyśmieje mnie, lub zacznie patrzeć na mnie ze wzgardą czy obrzydzeniem? Mógł nie czuć tego, co ja, ale nie potraktowałby mnie źle.
    Teraz zaś było za późno. Gdybym powiedział mu, że go kocham, pewnie wzbudziłbym w nim poczucie winy. W końcu dopiero co pochwalił się, że kogoś ma, a tu okazałoby się, że zdradził to niewłaściwej osobie.
    Więc co powinienem teraz zrobić? Jak zachowywać się w obecności Kagamiego w szkole i podczas treningów oraz meczów? Jak dalej rozmawiać z Ryoutą? Co zrobić, by zapomnieć o tym, co do niego czułem – jak zabić w sobie te uczucia?
–    To jakieś twoje specjalne miejsce, Kurokocchi?
    Drgnąłem lekko, ale się nie odwróciłem. Przysunąłem jedynie kolana bliżej siebie, obejmując je mocniej ramionami i opierając się nosem o prawe przedramię. Nie odezwałem się, kiedy Kise wspiął się na tory i usiadł na szynie naprzeciwko mnie. On również przyciągnął do siebie kolana i oparł o nie ręce, ale nie próbował skurczyć się, jak ja. Odwróciłem wzrok na bok, nie chcąc teraz na niego patrzeć.
–    To trochę niegrzeczne, że cię śledziłem, ale zachowywałeś się trochę dziwnie...- powiedział spokojnie, spoglądając na mnie.- Kurokocchi, którego znam, poszedłby raczej prosto do domu...
–    W takim razie pomyliłeś mnie z nim – mruknąłem, nadal na niego nie patrząc.- Kurokocchi, którego znasz, jest już w domu. Idź do niego.
–    Wolałbym jednak zostać... i porozmawiać.- Spojrzałem na niego kątem oka. Uśmiechnął się do mnie łagodnie.
–    Nie wiesz, że ludzie czasami chcą pobyć sami?
–    Chcesz, żebym sobie poszedł?
–    Tak – potwierdziłem, kiwnąwszy również głową, na wypadek gdyby Kise nie zrozumiał słowa.
    I tak został. Przybrał jedynie podobną do mnie pozę, ale wpatrywał się prosto we mnie, nie odwracał głowy na bok, jak ja.
–    Więc, od jak dawna?- zapytał cicho.
–    O co ci chodzi?- mruknąłem, choć przecież wiedziałem, o co pytał.
–    Od jak dawna jesteś we mnie zakochany, Kurokocchi?- Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to powiedział. Zamknąłem oczy, nie chcąc pozwolić, by zobaczył w nich przerażenie, jakie czułem, ból, który ledwie znosiło moje serce.
    A przede wszystkim pragnienie, by nie czuć tego wszystkiego – by na powrót stać się poważnym Kuroko Tetsuyą, beznamiętnym i obojętnym na takie rzeczy.
–    Od jak dawna wiesz?- zapytałem cicho.
–    Czy to ma znaczenie?
–    Może jeśli mi odpowiesz, to i ja będę w stanie ci odpowiedzieć?
    Kise westchnął, prostując się nieznacznie.
–    Od mojej pierwszej przegranej z Seirin w mistrzostwach – mruknął.- W pierwszej klasie. To były tylko podejrzenia, ale... dziś się potwierdziły.
–    Moje gratulacje – prychnąłem cicho, lecz bez złości.- Zaczęło się trochę wcześniej, ale to nie ma znaczenia.
–    Dla mnie ma – odparł szeptem Kise.
–    Dlaczego?- W końcu odważyłem się na niego spojrzeć.
–    Ponieważ to twoje uczucia, Kurokocchi!- niemal wykrzyczał te słowa.- Możesz sądzić, że jest inaczej, ale ja bardzo je sobie cenię! Zawsze cię ceniłem, Kurokocchi...
–    Wiem – westchnąłem ciężko, kryjąc twarz w ramionach. Tak było lepiej – nie patrzeć na niego, nie widzieć nawet otaczającego mnie świata, jedynie kawałek szyny, na której siedziałem, deska, na której postawiłem stopy oraz trochę szarych kamieni po jej obu stronach.- Co mam ci powiedzieć? Co chcesz ode mnie usłyszeć, Kise-kun?
–    Dlaczego mi nie powiedziałeś?- zapytał cicho.- Przecież wiesz, że nigdy nie potraktowałbym cię źle...
–    A ty czemu nic nie mówiłeś przez cały ten czas?
–    To co innego...- Ryouta westchnął cicho.
–    Cóż, wybacz, że nie jestem dobry w wyrażaniu emocji, a co dopiero w wyznawaniu uczuć. Zostawisz mnie teraz samego?
–    Jeszcze nie – odparł cicho.
–    Co jeszcze mam ci powiedzieć, żebyś sobie poszedł?- Uniosłem głowę, patrząc na niego ze zrezygnowaniem. Brwi miał dziwnie zmarszczone, bursztynowe oczy błyszczały łzami, a ja z zaskoczeniem stwierdziłem, że wyglądają piękniej niż kiedykolwiek.- Masz ładne oczy, Kise-kun – mruknąłem mimowolnie.
    Ryouta parsknął cicho, kręcąc głową.
–    Takim zdaniem na pewno mnie nie przepędzisz – wyszeptał.
–    Po co za mną przyszedłeś?
–    Bo mnie kochasz...
–    Więc to nie skończy się, jak powieść?- Uśmiechnąłem się krzywo.- Nie powiesz mi, że wymyśliłeś związek z Kagamim-kun, by zmusić mnie do wyjawienia moich uczuć?
    Widziałem, jak Kise przełyka ciężko ślinę. Łzy spłynęły po jego pięknych policzkach, a on otarł je dłońmi, pociągając nosem.
–    Nie oszukałbym cię w taki sposób, Kurokocchi...- wymamrotał.
    To zabolało. Najwyraźniej wciąż tliła się we mnie jakaś głupia nadzieja, że Kise naprawdę przyszedł za mną z innego powodu, niż pocieszenie.
    Nie rozumiałem tylko, dlaczego to on płakał, a nie ja. Czy moje uczucia były dla niego aż tak wielkim ciężarem? Ból malujący się na twarzy Kise sprawiał, że wstydziłem się miłości, którą najwyraźniej go krzywdziłem.
    Odetchnąłem głęboko, wypełniając płuca świeżym powietrzem. Kiedy wypuściłem je powoli, poczułem się nieco lżej – czy może raczej puściej. Przetarłem dłońmi twarz i odchrząknąłem cicho, uspokajając się.
–    Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to możemy pójść do domu, nie uważasz?
–    Kurokocchi...- Milczałem. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że Ryouta powie mi teraz, że kiedyś mnie kochał – w gimnazjum, albo może jeszcze na początku liceum. Chciałem, by powiedział to na głos, aby pogrążyć mnie jeszcze bardziej, abym poczuł się jeszcze bardziej winny, jeszcze bardziej zniszczony. Chciałem, by rozbił mnie na drobne kawałki, tak, żebym nie mógł się już więcej pozbierać, żebym stał się pustą skorupą, która już nigdy nie wywoła u nikogo takiego wyrazu twarzy, jaki on miał teraz.
    Ale Kise nie odezwał się. Milczał, podobnie jak ja, wpatrując się we mnie tym samym zbolałym spojrzeniem. Pochłaniałem je, ucząc się go, wyrywałem go sobie w pamięci, niczym samobójca wyrywał sobie rany w skórze.
    Ociekające krwią, pełne cierpienia.
    Ryouta powoli dochodził do siebie. Znów otarł policzki, tym razem do sucha, zamrugał oczami, odchrząknął głośno. Przez chwilę wodził spojrzeniem po nagich gałęziach drzew, po czym odepchnął się od szyny i klęknął przede mną. Siedziałem w bezruchu, kiedy chwytał moją twarz w swoje ciepłe dłonie, nie poruszyłem się, gdy nachylił się nade mną i mnie pocałował.
    To był słodki pocałunek. Taki czuły i delikatny, odrobinę drżący, ale wciąż słodki.
–    Przepraszam, Kurokocchi – szepnął.
–    Nie powinieneś tego robić – zauważyłem spokojnie.- To zdrada.
–    Wybaczy mi...- wymamrotał. Nie rozumiałem, dlaczego nie wypowiedział nazwiska Kagamiego.- Wiem, że nie mam do tego prawa, Kurokocchi, ale chciałbym cię o coś prosić.
–    Słucham.- Mój głos wydawał mi się obcy. Ja sam wydawałem się sobie obcy.
–    Kiedy...- Kise załamał głos. Pociągnął nosem, zamrugał powiekami.- Kiedy następnym razem się zakochasz, nie ukrywaj tego... Ktokolwiek to będzie, wyznaj swoje uczucia. Nie powtarzaj tego błędu, co ze mną. Zobaczysz, że dzięki temu będziesz szczęśliwy.
–    Tak myślisz?- zapytałem, uśmiechając się do niego.- Dobrze. Nie martw się o mnie, Kise-kun.
–    Przepraszam – wyszeptał, znów pociągając nosem.- Chciałbym... chciałbym zrobić dla ciebie więcej...
–    Zawsze robiłeś dla mnie wiele – powiedziałem, podnosząc się.- Teraz moja kolej.
–    Co masz na myśli?- Spojrzał na mnie dziwnie, jakby przestraszony.
–    O ile nadal chcesz się ze mną przyjaźnić...
–    Oczywiście, że chcę, Kurokocchi!- wykrzyknął z płaczem, wstając.- Jesteś dla mnie ważny... zawsze byłeś!
–    Masz we mnie wsparcie – zapewniłem.- Nieważne, co by się działo, gdybyś chciał porozmawiać, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.
–    Je... jesteś pewien?- zapytał cicho, spuszczając głowę i marszcząc brwi.- Nie nienawidzisz mnie, Kurokocchi...?
–    Oczywiście, że nie, Kise-kun – odparłem, uśmiechając się, nieco zaskoczony. Nienawidzić go? Czy nie było przypadkiem odwrotnie? Czy to nie ja wzbudziłem w nim nienawiść do mnie? Czy to nie ja nienawidziłem samego siebie?- Ty również jesteś dla mnie ważny. Zawsze byłeś.
    Moje słowa przywołały na jego twarzy kolejny wyraz bólu. Postanowiłem więc nie mówić już nic więcej. Odwróciłem od niego spojrzenie, kręciło mi się w głowie. Skierowałem się w stronę ścieżki i zacząłem powoli schodzić w dół zbocza. Słyszałem, że Ryouta ruszył za mną, wciąż pociągał nosem, ale rzadziej i ciszej.
–    Nie spotykajmy się jutro – powiedział po chwili, kiedy szliśmy wąską ścieżką, jeden za drugim.- Myślę, że oboje potrzebujemy trochę czasu... Ale, jeśli tylko będziesz miał ochotę, to w przyszłym tygodniu będę czekał na boisku, o tej samej porze.
–    Dobrze – powiedziałem. Zatrzymałem się na końcu ścieżki, gdzie za niskimi krzewami prosty chodnik prowadził w jednym kierunku do mojego domu, w drugim do domu Kise, gdzie spędzał weekendy.- Do zobaczenia, Kise-kun.
–    Kurokocchi!
    Odwróciłem się do niego i spojrzałem na niego pytająco. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie, jego bursztynowe oczy zdawały się przesuwać z jednego mojego oka do drugiego. Potem uśmiechnął się słabo i potrząsnął głową.
–    Nic, przepraszam – powiedział cicho.- Do zobaczenia, Kurokocchi. Będę czekał.
    Skinąłem głową, po czym odwróciłem się od niego i ruszyłem chodnikiem. Zawahałem się tylko raz, na sekundę czy dwie. Kusiło mnie, by odwrócić się i jeszcze raz na niego spojrzeć.
    Ale nie zrobiłem tego.
    Idąc do domu, spoglądałem w górę, na czyste, bezchmurne niebo nad moją głową, oraz rozświetlające je słońce – złota kula na tle oceanu błękitu. Nie czułem żadnego ciężaru, czułem się zaskakująco lekki, jakby z moich barków został zdjęty ciężar, nawet jeśli serce zdawało się odrobinę ciążyć w mojej piersi. Mimo to jednak z zaskoczeniem zdałem sobie sprawę z tego, że czuję się znacznie lżej.
    Czułem ciepłe promienie słońca na twarzy i przyjemny powiew wiatru. Widziałem ptaki sunące po bezkresnym niebie – znów śpiewały radosne pieśni. Słyszałem wznowiony przez cykady koncert, czułem roznoszący się wokół słodki zapach kwitnących kwiatów.
    Nie wiedziałem tylko, kiedy zaczęło padać.


13 komentarzy:

  1. Jakoś przy końcówce zrobiło mi się trochę pusto w serduszku. Nawet przez chwile myślałam, że Kisiak powie, że sam kłamał w sprawie związku z Kagamim i będzie z Tetu, ale to dramat, więc rozumiem. Biedny Kuroko ;-;
    Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie nie lubię krzywdzić mojego Tetsusia, ale postanowiłam zaskoczyć samą siebie xD
      ...no dobra, jednak czasem lubię go trochę pokrzywdzić, ale wynagradzam mu to w innych shotach ;_;
      Cieszę się, że się podobało! Dziękuję za komentarz c:

      Usuń
  2. Um... jak mi strasznie smutno T^T.. cudownie wyszło... uch... płakać mi się chcę... tak mi się dziwnie zrobiło.. cały dzień chodziłam jak osa a wystarczyło że przeczytałam polowe a wzbierały się we mnie pozytywne uczucia.. a potem jak grom z jasnego nieba... smutek... piękne. Czekam na kolejne niesamowite prace mojej ulubionej autorki ^^! życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, w założeniu shot ten miał właśnie wywołać smutek :c Więc w sumie cieszę się, że tak się stało, choć nie powinnam się cieszyć, że moje czytelniczki są smutne... xD
      Ale ciesę się, że się podobało! I że jestem... jestem... (/)////(\)
      *chowa się do szafy*
      Dziękuję bardzo! >///<

      Usuń
  3. Smuuuuutek wszechobecny ...... ale dramaciki też piszesz cudne ! ♡ ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
  4. więc akakuro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma innej opcji ☺

      Usuń
    2. To okrutne tak rozśmieszać człowieka,gdy przed chwilą był w dolinie rozpaczy kikuro xDDD

      Usuń
  5. No, rzeczywiście poważniej niż zazwyczaj, smutno (lecz nie byłoby gdyby Kuroko wyznał wcześniej co czuje), można dojść do wniosku, że duszenie w sobie emocji, zwłaszcza tak silnych jak miłość, rzadko kiedy wychodzi na dobre.
    Chociaż z drugiej strony rozumiem. Lęk przed odrzuceniem może być dużo silniejszy a sprawa mocno się komplikuje zwłaszcza między przyjaciółmi. Bo wtedy dochodzi jeszcze lęk przed utratą przyjaźni.
    Jakkolwiek by to nie za brzmiało, miłość to broń obosieczna jeśli wyzna się komuś uczucia i ten ktoś ich nie odwzajemnia.
    Bardzo ładnie to wszystko pokazałaś, tak życiowo ( niestety, ja wolałabym by w życiu zawsze wszystko kończyło się happy endem, jestem niepoprawną optymistką, wiem o tym).
    Ten pocałunek od Kise musiał mocno zaboleć Kuroko. To okrutne dać mu na kilka chwil to czego pragnął a potem zabrać. Tak jakby blondyn się nad nim litował. Paskudne uczucie.
    Ale może już po prostu nadinterpretowuję.
    Pozdrowionka i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahh~ Kocham czytać czytelnicze interpretacje *-* Tak się akurat składa, moja droga, że wszystko odczytałaś w taki sposób, jaki chciałam to ukazać! Z jednej strony jest takie "Powinieneś był wyznać swoje uczucia, a nie potem żałować" a z drugiej "Nie mogę tego zrobić, wszystko zepsuję!".
      I owszem, Ryouta w momencie pocałunku w pewnym sensie się litował, choć dział również impulsywnie - jak to w przypadku kiedy chodziło o cierpienie kochanego Kurokocchiego. Może postaram się za jakiś czas napisać tego shota oczami Kise, żeby też dać jego spojrzenie na to wszystko c:
      Dziękuję bardzo za komentarz, do zobaczenia! :D

      Usuń
  6. Ohhh, tak jak zakończenie poprzednie AoAka mnie nie zaskoczyło, tak tutaj nadzieja tliła się w moim serduszku do końca. Zapewne podobnie jak inni liczyłam na to, że to wszystko okaże się mało śmiesznym żartem, a Kise czuje coś do Kuroko, ale no, wyszło jak wyszło. Mimo to podobało mi się jak zwykle, czasem trzeba przeczytać coś smutnego, prawda?
    W ogóle bardzo podobają mi się opisy w Twoich opowiadaniach, w tym szczególnie. Opisujesz bardzo dokładnie pogodę, wiatr, otoczenie, mam wrażenie jakbym czaiła się tam gdzieś pomiędzy krzakami, a nawet mam wrażenie, że odczuwam zapachy (XDDD) Bardzo fajnie można się wczuć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama z początku chciałam dać szczęśliwe zakończenie, ale powiedziałam sobie: NIE. Dosyć tego. Ile można?! Czasami taka odmiana też się moim czytelnikom przyda xD
      Cieszę się, że Ci się podobało! Bardzo dziękuję za komentarz :D

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń