Rozdział Drugi



Spotkanie


-         Jerzy znowu się na mnie obraził – westchnąłem.
Artur, mój kolega z pracy, spojrzał na mnie dość obojętnie zza książki Stephena Kinga pt.
„Sklepik z marzeniami”.
-         Strasznie to przeżywasz – mruknął.
Skinąłem tylko głową w odpowiedzi, kładąc książki na mały wózek.
Dostałem swoją wymarzoną pracę w bibliotece. Mogłem całymi dniami przesiadywać
tutaj, układając książki, dbając o nie, katalogując nowe, odnawiając stare. Moi koledzy i koleżanki z pracy byli sympatyczni. Czułem się tutaj naprawdę dobrze.
W ogóle, byłem dość szczęśliwy w życiu, jeśli nie licząc ostatnich fochów Jerzego.
Jerzy. Tak właśnie nazwałem mojego jeża.
-         Rozwieziesz też te moje?- zapytał Artur, podając mi stosik książek, które odebrał od czytelników.
-         Jasne.
Ułożyłem książki na wózku, po czym ruszyłem z nim przez salę. Pracowałem tutaj od
trzech miesięcy, zdążyłem już zapamiętać rozmieszczenie poszczególnych regałów, bez problemu więc znajdowałem odpowiednio oznaczone półki.
Praca w bibliotece była naprawdę przyjemna. Otaczał mnie zapach przygód, romansów,
zagadek i tajemnic. Codziennie prowadziłem dochodzenia w sprawie morderstw, walczyłem z potworami, zakochiwałem się w wampirach i uprawiałem seks z przystojnymi mężczyznami, topiąc się w ich silnych, muskularnych ramionach.
To wszystko, oczywiście, w mojej wyobraźni, bo w szarej rzeczywistości wciąż byłem
przeciętnej urody Emilem, mieszkającym w małym mieszkanku wraz z mamą, który całe dnie spędzał albo na czytaniu książek, albo na rozpieszczaniu swojego jeża, którego wychowuje od dwóch lat.
Dwa lata. To już tyle czasu minęło, odkąd ostatni raz widziałem Jerzego. Nigdy nie
spotkałem go ani w parku, ani w centrum handlowym, czy gdziekolwiek w mieście.
Została mi po nim tylko pojedyncza nitka z jego koszulki i wspomnienie pocałunku,
którym mnie pożegnał.
Westchnąłem ciężko, kładąc książki na półki. Jerzy nie zachował się wtedy zbyt fajnie. To
był mój pierwszy pocałunek z mężczyzną i powinien być bardziej romantyczny. I, przede wszystkim, powinien być zapowiedzią kolejnych, jeszcze lepszych. A tu tymczasem był pożegnalnym pocałunkiem...
-         Uhm...przepraszam pana?- usłyszałem po drugiej stronie regału.
-         Tak? Mogę w czymś pomóc?- zapytałem.
-         Nie, ale...układając książki, jednocześnie wypycha pan te z tej strony...
-         He?!- przyjrzałem się uważnie książkom. Faktycznie, tak mocno wsuwałem tomiki, że przechodziły na drugą stronę, wypychając te z tyłu.- Oh, rany, najmocniej przepraszam, już to zbieram!- wykrzyknąłem, pozostawiając trzymane przeze mnie książki na wózku i szybko okrążając regał. Rzuciłem się na kolana u stóp wysokiego mężczyzny, szybko zbierając porozrzucane książki.
-         Nic się nie stało...- mruknął, kucając obok mnie.- Pomogę panu.
-         Nie, nie, nie, nie trzeba!- powiedziałem szybko.- To moja wina, więc...
-         Uhm...Emil?
-         Eh?- Podniosłem głowę, patrząc na niego. Rozpoznając znajomą twarz, o której myślałem dosłownie kilka sekund wcześniej, zamarłem w bezruchu.- J...
-         Jerzy – powiedział.- Pamiętasz mnie?
-         J-Jerzy!- wykrzyknąłem, odskakując od niego i uderzając plecami o regał, który zachwiał się niebezpiecznie.
-         Uważaj...- mruknął Jerzy, szybko wstając i przytrzymując regał.
-         C-co ty tutaj robisz?- zapytałem, szybko podnosząc się z ziemi.
-         Cóż...chciałem wypożyczyć książkę – powiedział.- Dawno się nie widzieliśmy. Pracujesz tutaj?
-         Tak...od niedawna – mruknąłem.
-         Ja...właśnie wróciłem zza granicy.
-         Ah tak?
-         Tak. Studiowałem.
-         Oh. A gdzie?
-         Na Harvardzie.
-         Harvard...Harvard?!- spojrzałem na niego z podziwem.- Wow...pewnie jesteś już znanym malarzem, co?
-         Nie, nie jestem.- Pokręcił przecząco głową.
-         Uhm...- Co powinienem powiedzieć? O czym rozmawiać z mężczyzną, którego nie widziało się dwa lata, a którego spotyka się tak nagle w bibliotece?- I...yy...kiedy wróciłeś?- bąknąłem.
-         Właściwie, to dzisiaj rano – powiedział Jerzy, odgarniając swoje przydługie włosy, opadające na czoło.- Nie rozpakowałem jeszcze wszystkich pudeł. Chciałem znaleźć sobie jakieś zajęcie na wieczór.
-         Rozumiem. Yy...to ja...wracam do pracy.- Odchrząknąłem głośno i zacząłem układać książki na regałach.
-         Emil?
-         Tak?
-         Może wpadniesz do mnie dziś wieczorem? Porozmawialibyśmy...jeśli masz ochotę.
Przełknąłem ślinę i zerknąłem na niego zza moich wielkich okularów o grubej oprawce.
Chce ze mną porozmawiać? O czym? Chyba nie o starych czasach, bo przecież nasze „stare czasy” obejmują ledwie jedną noc.
Zarumieniłem się lekko, zdając sobie sprawę z tego, jak to dziwnie zabrzmiało w mojej
głowie.
-         W porządku – powiedziałem powoli.
-         Nie chcę cię do niczego zmuszać – szepnął Jerzy, spuszczając wzrok.- Ale naprawdę mi zależy. Chciałem...się z tobą zobaczyć. Oczywiście, jeśli...nie znienawidziłeś mnie...za tamto.
-         Faktycznie, dałoby się to skomentować w taki i taki sposób – burknąłem, nieco nadąsany.- Cóż, będziesz miał okazję się z tego wytłumaczyć!- Wyprostowałem się dumnie, rzucając mu, jak mi się zdawało, pogardliwe spojrzenie, choć w moim wykonaniu pewnie wyglądało to jak ślepia skamlącego psa.
-         Dziękuję.- Jerzy skinął głową, nie uśmiechając się.- Kiedy będziesz miał czas? Wpadnę po ciebie.
-         Pamiętasz, jak tam trafić?
-         Tak.
-         No to niech będzie o...20 – mruknąłem. W sumie, to nie miałem co robić już od 15, kiedy kończyłem pracę, ale on nie musiał tego wiedzieć.
-         W takim razie będę punktualnie o 20 – powiedział Jerzy.- Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia.
-         Cześć – mruknąłem, odkładając ostatnie książki i ponownie okrążając regał, by ułożyć również tamte.
Serce waliło mi jak głupie. Czułem się jak jedna z bohaterek w książkach, które czytam.
Spotkanie po latach z przystojnym mężczyzną, do którego wzdychało się przez cały czas, w dodatku którego imienia użyło się do nazwania swojego pupilka...
Przygryzłem wargę, ciągnąc za sobą wózek i człapiąc w ponurym nastroju do kolejnego
regału. A więc dziś mam iść do Jerzego...będziemy rozmawiać...tylko rozmawiać, prawda? Nie, żebym chciał się jakoś szczególnie na to przygotować, przecież to tylko zwykłe spotkanie starych znajomych, nic więcej.
Jerzy chyba nic się nie zmienił. Wciąż te same, ciemne włosy, no, może odrobinę dłuższe
niż dwa lata temu. Ciemne oczy, bezdenne, pochłaniające mnie całego i jednocześnie patrzące w taki sposób, jakby wszystko było mu obojętne. Chyba takie również miał podejście do życia.
Ciekawe, czy mama się ucieszy, że wrócił. Kiedy jej powiedziałem, że odszedł, było jej
trochę smutno. Nawet narzekała mi, że pozwoliłem uciec takiemu fajnego kandydatowi na faceta. Nie wiem, czy mówiła o mnie, czy o sobie...
Godzinę później żegnałem się z Arturem i powoli ubierałem kurtkę.
-         Co, nie chce się wracać do domu?- zapytał Artur.
-         Niee...znaczy, tak...trochę...ale w sumie nie bardzo.
-         Zdecydowany, jak zawsze – mruknął Artur.
-         Mhm – mruknąłem, nie bardzo go słuchając.- No to, do jutra.
-         Do jutra. Ej, czekaj.- Artur wstał nagle i podszedł do mnie.
Był wyższy ode mnie o głowę, całkiem przystojny, z modnymi, prostokątnymi okularami
w wiśniowej oprawce. Miał nastroszoną, brązową fryzurę i ciepłe, czekoladowe oczy. Nie lubił z nikim zbytnio rozmawiać, ale ja mu chyba nie przeszkadzałem.
-         Wszystko w porządku?- zapytał.
-         Hmm? Tak – powiedziałem, kręcąc głową.
Artur zmarszczył lekko brwi, przyglądając mi się uważnie.
-         Na pewno...?- zapytał.- Jeśli mówisz „tak”, to nie kręć głową na „nie”.
-         Przepraszam, zrobiłem tak?- zapytałem z kolei ja, zaskoczony. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z moich gestów.- Trochę jestem dzisiaj zakręcony, chyba się nie wyspałem.
-         Zdrzemnij się więc, jak wrócisz – mruknął Artur.- A może...
-         Hmm?
-         Chciałbyś dziś wyskoczyć na piwo?
-         Oh...- bąknąłem, rumieniąc się.- Przepraszam, mam już na dzisiaj plany.
-         Rozumiem. Może innym razem.
-         Na pewno – uśmiechnąłem się, kręcąc głową.
Artur westchnął głośno, wznosząc oczy ku niebu. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę
z tego, że znowu mógł mnie źle zrozumieć.
-         Yyy...to znaczy...!- rozejrzałem się wokół, a potem pokiwałem mocną głową.
Artur spojrzał na mnie dziwnie, a potem zakrył dłonią usta i odwrócił się szybko.
-         Na zdrowie...- mruknąłem, słysząc stłumione parsknięcie.
Mój kolega, wciąż stojąc do mnie tyłem, uniósł tylko w górę kciuk, a potem pomachał mi.
Marszcząc lekko brwi, znów rzuciłem krótkie pożegnanie i wyszedłem na korytarz.
W domu czekał na mnie jak zawsze ciepły obiad i kubek herbaty.
-         Jak tam w pracy?- zapytała mama, krzątając się po naszej maleńkiej kuchni.- Spotkałeś jakiegoś przystojniaka.
-         Uhm...- mruknąłem, siadając przy stole.- Spotkałem Jerzego...
-         Jerzego?- Mama spojrzała na mnie pytająco, dopiero po chwili jej oczy zrobiły się wielkie jak talerz, na którym podała i ziemniaczki z koperkiem i kotleta.- TEGO Jerzego?!
-         Tak.- Skinąłem głową.
-         Moja matulu – szepnęła mama, zakrywając usta dłonią. Natychmiast dosiadła się do mnie i wpatrzyła w wyczekiwaniu.- No? I co? – ponaglała.- Co u niego? Co porabia? Zmienił się? Gdzie był? Zaprosiłeś go na kolację?!
-         Nie...- bąknąłem, zapominając wszystkie usłyszane przed chwilą pytania, którymi mnie zbombardowała.- Yyy...wpadnie po mnie o 20...umówiliśmy się.
-         Oh – sapnęła mama, patrząc na mnie ze łzami w oczach.
-         Nie w tym sensie, mamo – westchnąłem.- To tylko takie...jakby spotkanie po latach, ok?
-         Spotkanie, czy nie, wiesz, jak to się może skończyć?- zapytała, patrząc na mnie uważnie, z uśmieszkiem.
-         Sugerujesz, że wylądujemy w łóżku?- mruknąłem, upijając łyczek gorącej herbaty.
-         Ależ kochanie, to jest obowiązek matki, podpowiadać dziecku, co powinno się robić w takich sytuacjach!- powiedziała mama.
Spojrzałem na nią dość tępo, a potem westchnąłem cicho i wróciłem do jedzenia. No tak,
tylko moja mama potrafiła zachęcać syna do przespania się z kimś, kogo praktycznie nie znałem, i to tylko dlatego, że był całkiem przystojny.
No dobra, był zabójczo przystojny...
-         A więc na 20:00, tak?- dopytywała się mama, wciąż z tym swoim znaczącym uśmiechem.- W takim razie niedługo powinieneś się zacząć przygotowywać! Przeszukamy twoją szafę i znajdziemy coś porządnego, na pewno nie pozwolę ci wyjść w takich łachmanach! I ty się dziwisz, że do tej pory nikogo sobie nie znalazłeś...
-         Ale ja się nie dziwię, mamo – westchnąłem.
-         Poza tym, weźmiesz porządną, długą kąpiel! Oczywiście, nie na tyle długą, żebyś się pomarszczył, ale całe twoje ciało musi odpowiednio pachnieć, rozumiesz? Może powinieneś się też ogolić?
-         Przecież wiesz, że mam tak kobiecą cerę, że zarost mi nie rośnie...- mruknąłem, krojąc widelcem kotleta.
-         No tak, tak... ale ja mówię o tym „zaroście” tam, na dole.
Kawałek kotleta, którego właśnie zamierzałem pogryźć, wpadł mi do przełyku i utknął w
nim. Uderzyłem się mocno pięścią w klatkę piersiową i jakimś cudem ocalałem.
-         Mamo...- mruknąłem, biorąc głęboki oddech.- Proszę cię, nie rozmawiajmy o tym przy obiedzie.
-         Tak, tak, ale jak zjesz, to znowu zamkniesz się w swoim pokoju i będziesz ślęczał nad tymi książkami – westchnęła mama.- Kochanie, książki nie dadzą ci takich doznań, jakie może dać ci Jerzy, a jestem pewna, powtarzam: PEWNA, że ten mężczyzna wie, jak zadowolić faceta.
Do dziś żałuję, że powiedziałem jej prawdę o Jerzym...
-         Nie znamy się zbyt długo, przecież nie wskoczę mu do łóżka, nie tak od razu – bąknąłem, ze złością gniotąc widelcem ziemniaczki na papkę.
-         Przecież to nic złego, oboje jesteście facetami, dziecka sobie nawzajem nie zrobicie.
-         Mamo...- jęknąłem z wyrzutem.
-         Synku, staram ci się pomóc!- powiedziała mama, trzasnąwszy lekko dłonią w blat stołu.- Myślisz, że mnie to nie boli, kiedy tak patrzę na ciebie i zdaję sobie sprawę z tego, że ani myślisz kogoś sobie w końcu znaleźć?!
-         Przecież mam jeszcze dużo czasu...
-         Gówno, a nie dużo czasu!- warknęła mama.- Zaraz ci, cholera, wszystkie ciacha sprzed nosa sprzątną!
-         Ja...n-nie patrzę tylko na wygląd...
-         Ale ja tak – powiedziała mama, wstając.- Na pewno nie będziesz mi się szlajał z kimś innym, niż z takim eleganckim i sympatycznym mężczyzną, jak Jerzy. Przecież on jest malarzem! Jestem pewna, że ma bardzo wrażliwą i głęboką duszę, wyjątkowo ciekawe wnętrze, w dodatku jest przystojny i jestem PEWNA, powtarzam, cholera jasna, PEWNA jestem tego, że on na ciebie leci. Przecież nie bez powodu cię pocałował, prawda?
-         Może tak się po prostu ze wszystkimi żegna?- zapytałem, napchawszy ziemniaków do buzi.
-         A tam, wymyślasz.- Mama machnęła na mnie ręką.- Postaraj się mu przypodobać! Powinieneś się cieszyć, że się tobą zainteresował! No, dalej, jedz szybciej ten obiad i idziemy wybrać ci ciuchy. Może będę musiała przeprasować ci koszulę, czy spodnie.
Westchnąłem cicho, wpatrując się smętnie w mój obiad. Wiedziałem, że to był zły
pomysł, by mówić o wszystkim mamie.

***

-         Myślisz, że Jerzy będzie miał prezerwatywy?- zapytała mama, poprawiając moją koszulę.
-         Mamo, przysięgam, jeśli jeszcze raz powiesz coś w tym stylu, to kiedy przyjdzie Jerzy, każę mu wracać do domu i nigdy więcej nie zamienię z nim nawet słowa, o spotykaniu się nie wspominając.
-         A ja ci przysięgam, że jeśli to zrobisz, to nigdy więcej w tym domu obiadu nie zjesz, o załatwianiu się i spaniu nie wspominając – odparła mama, biorąc się pod boki i przyglądając mi się krytycznie.- No nic, robiłam, co mogłam – westchnęła, kręcąc głową. Wzruszyła ramionami.- Pamiętaj zaprosić Jerzego na jutro na obiad. Dobrze, że mam wolne. Biedak, pewnie nadal jest taki szczuplutki, co?
Wzruszyłem tylko ramionami w odpowiedzi. Zerknąłem na zegarek. Za dwie minuty miała
wybić 20:00.
-         No dobrze, wszystko na miejscu?- Mama rozejrzała się wokół siebie. Praktycznie wszędzie panował idealny porządek: wysprzątała dosłownie cały dom, choć przecież, kiedy otworzę drzwi Jerzemu, ten będzie miał widok tylko na korytarz i, ewentualnie, na kawałek mojego pokoju, którego drzwi zostawiłem lekko uchylone.
-         Nakarmiłem Jerzego i dałem mu pić – mruknąłem.- Ale...g-gdybym długo nie wracał, to weź mu tam coś wrzuć, dobra?
-         Jak wrócisz za szybko, to cię nawet nie wpuszczę do mieszkania – mruknęła mama, śmiertelnie poważnie, strzepując z mojego ramienia wyimaginowany kurz.- A najlepiej będzie, jeśli wrócisz jutro.
-         Jasne – westchnąłem, równocześnie z dzwonkiem, który usłyszeliśmy.
Mama spojrzała na drzwi, podekscytowana, wypięła się dumnie, a potem zerknęła na
mnie i skinęła zachęcająco głową.
Przełknąłem nerwowo ślinę. Nie miałem odwagi prosić jej, by się schowała, bo z
pewnością by mnie za to rozniosła. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak pójść i otworzyć.
Jerzy wyglądał zaskakująco w czarnych spodniach i granatowej koszuli. Swoje długie,
czarne włosy zaczesał do tyłu. Dopiero teraz, kiedy nie miał grzywki na czole, mogłem zobaczyć, jak długie ma rzęsy – aż rzucały delikatne cienie na policzki. W dłoniach trzymał kolorowy bukiecik kwiatów.
-         Dobry wieczór pani – powiedział swoim aksamitnym głosem.
-         Dobry wieczór, Jerzy – zaświergotała moja mama, podchodząc bliżej.- Miło cię znowu widzieć!
-         Najmocniej przepraszam, że tak nagle zniknąłem dwa lata temu – powiedział cicho Jerzy.- Przepraszam, czy mogę...?
-         Tak, oczywiście, zapraszamy!
Jerzy przekroczył próg, skutecznie unikając mojego spojrzenia, podobnie zresztą jak ja
jego, i podszedł do mamy, wręczając jej bukiecik.
-         Oh, rany...nie musiałeś, synku, naprawdę – powiedziała mama ze łzami w oczach.
Chyba nikt prócz mnie nie zauważył, że najwyraźniej Jerzy właśnie dołączył do naszej
rodziny.
-         Czuję się zobowiązany. Moje zachowanie było nie na miejscu.
-         Ale teraz wróciłeś, prawda?- Mama uśmiechnęła się radośnie, szybko ocierając oczy.
-         Tak.- Jerzy skinął głową.- Na stałe.
-         To świetnie. Nie będę wam zabierać dużo czasu – powiedziała, zerkając na mnie.- Zapraszam jednak na jutro, na obiad. Upichcę ci coś pysznego, może masz ochotę na coś konkretnego?
-         Oh...będzie mi bardzo miło, proszę pani.- Jerzy skinął głową, po raz pierwszy leciutko się uśmiechając.- Jednak decyzję wolałbym pozostawić gospodyni.
-         No dobrze.- Mama znów uśmiechnęła się promiennie.- W takim razie lećcie, kochani, bawcie się dobrze.
-         Dziękujemy.
Jerzy odwrócił się do mnie i przygryzł lekko wargę. Sięgnąłem po kurtkę, ubrałem ją,
potem nałożyłem buty i otworzyłem drzwi. Wyszedłem na korytarz, a Jerzy za mną, zamykając drzwi. Światło w korytarzu zapaliło się automatycznie, wyczuwając naszą obecność.
-         Wyglądasz świetnie – powiedział Jerzy.
-         Dzięki – mruknąłem.- Dlaczego nie masz kurtki?
-         Mieszkam nie daleko.
-         Ah, rozumiem.- Pokiwałem głową.
-         Chodźmy.
Skinąłem głową i podążyłem za Jerzym...dwa kroki. Zatrzymał się przede mną, wyciągnął
z kieszeni klucz i otworzył nim drzwi naprzeciwko mojego mieszkania.
Przełknąłem ślinę, nie wiedząc do końca, jak mam się zachować.
-         Uhm...- mruknąłem.
-         Znalazłem ogłoszenie w gazecie, że jest tanie mieszkanie do wynajęcia – wyjaśnił cicho Jerzy.- Postanowiłem skorzystać z okazji, zwłaszcza, że dzięki temu miałbym szansę odnowić z tobą znajomość.
-         Rozumiem.- Odchrząknąłem głośno.- To...faktycznie, kurtka niepotrzebna.
Weszliśmy do mieszkania. Jerzy zapalił światło. Podobnie, jak u mnie, nie było tu wiele
miejsca. Właściwie, rozglądając się do około, pomieszczenie przypominało mi bardziej pokój hotelowy: z korytarza w bloku wchodziło się od razu do salony, a z niego, w czymś w rodzaju wnęki, do kuchni. Po przeciwnej stronie była kolejna para drzwi, prawdopodobnie do sypialni.
-         Łazienka jest w sypialni, jeśli będziesz chciał skorzystać – powiedział Jerzy.- Znaczy...mam na myśli, że w sypialni są drzwi, które do niej prowadzą.
-         Domyśliłem się – powiedziałem z uśmiechem, ściągając z siebie kurtkę i wieszając ją na wieszaku przy drzwiach.
-         Nie rozpakowałem się jeszcze do końca, mam nadzieję, że nie przeszkadzają ci pudła...?
-         Nie, skąd.
-         Proszę, usiądź. Czego się napijesz? Herbaty? Czarnej z cytryną, tak?
-         Oh...pamiętasz.- Uśmiechnąłem się lekko, siadając na kanapie.- Tak, poproszę.
Jerzy zniknął w kuchni dosłownie na cztery sekundy. Po ich upływie wszedł znów do
salonu z dwoma parującymi kubkami.
-         Przygotowałem już wcześniej – mruknął cicho.
Nie odezwałem się, kompletnie nie wiedząc, co miałbym na to odpowiedzieć. Zastanawiałem się, czym jeszcze mnie zaskoczy.
Usiadł obok mnie i wbił spojrzenie w stolik. Zapadła niezręczna cisza. Sięgnąłem po kubek
– identyczny, w owieczki, w jakim pijałem u siebie – i, trzymając go na kolanach, wpatrywałem się w obłoczek pary.
-         Jak się pracuje w bibliotece?- zapytał w końcu Jerzy.
-         Dobrze – odparłem oszczędnie.
-         Aha.
-         A jak u ciebie z pracą?- Teraz moja kolej na pytanie.
-         Wykonuję obecnie dwa obrazy na zamówienie – powiedział Jerzy, kiwając głową.- Aż dziw, że wiedzie mi się całkiem dobrze.
Rozejrzałem się po mieszkaniu, z lekkim powątpieniem. Wiedzie mu się całkiem dobrze, a
stać go tylko na taką ciasną klitkę?
Upiłem łyk herbaty: nie była zbyt gorąca, w sam raz do picia i w dodatku idealnie
zaparzona. Nie, żebym był jakimś smakoszem herbat, ale do czarnej z cytryną miałem wielką słabość. Nie piłem zrobionej byle jak.
-         Więc...- zacząłem z westchnieniem.- Co słychać u twojego...uhm...chłopaka?
-         Nie jesteśmy ze sobą już od dawna – powiedział Jerzy, jakby zaskoczony moim pytaniem.- Od...dwóch lat.
-         Oh – bąknąłem. Jak miałem to odebrać?
-         Czy...chciałbyś posłuchać, co się ze mną działo?- zapytał cicho.
-         Oczywiście – odparłem równie cicho.- W końcu głównie po to się spotkaliśmy, prawda?
Jerzy pokiwał powoli głową, a potem upił łyk swojej kawy. Czarnej, bez mleka. Założę się,
że gorzkiej.
-         Kiedy się z tobą rozstałem, wróciłem do mojego...partnera – zaczął swą opowieść.- Znów razem mieszkaliśmy, ale nie było już tak, jak wcześniej. Coś przestało się między nami układać, ale chyba tylko ja zwracałem na to uwagę. Dwa dni po moim powrocie, dostałem list z Harvardu. Zaprosili mnie na studia, ponieważ profesor z mojej uczelni do nich napisał. Z początku długo się wahałem, ale profesor naciskał. Mówił, że to moja jedyna szansa, że więcej się taka nie powtórzy. Więc zgodziłem się. Rozstałem się z Konradem i wyjechałem. Chciałem do ciebie jeszcze wpaść, pożegnać się, ale...chyba stchórzyłem – westchnął głośno.- Oczywiście, żałowałem tego. Przez ten cały czas... Na studiach wiodło mi się całkiem dobrze, profesorowie doceniali mój talent i szybko zacząłem dorywczą pracę. Miałem nawet okazję wystawić kilka swoich obrazów w jednej z popularnych galerii, podczas Wieczorku Artystycznego. Właśnie wtedy zdobyłem pierwszego klienta. Wykonałem dla niego abstrakcyjny obraz przedstawiający dziewicę odzianą w białą suknię, na czarnym koniu, przebiegającym przez piekło. Nie podobała mi się ta tematyka, ale potrzebowałem pieniędzy, żeby wysłać na święta mojej siostrze.
-         Masz siostrę?- mruknąłem.
-         Tak, młodszą. Ma 15 lat. Jest w rodzinie zastępczej. Nasi rodzice porzucili nas już dawno temu.
-         Oh...przykro mi.
-         Dziękuję.- Jerzy uśmiechnął się delikatnie.- Ukończyłem studia, zdobyłem kilka tytułów i, mimo kilku propozycji stałej pracy, postanowiłem wrócić do Polski. Nie tylko dlatego, że tęskniłem za siostrą, ale też ze względu na moją narodowość i...cóż, ze względu na ciebie.
-         Oh...- bąknąłem.
-         Przez cały mój pobyt za granicą, wciąż o tobie myślałem – powiedział Jerzy cicho, jakby bojąc się do tego przyznać.- Żałowałem, że rozstaliśmy się tak nagle, wiedząc o sobie tak mało. Nie wymieniliśmy się nawet swoimi numerami... Wciąż pamiętałem adres i bywały chwile, kiedy chciałem do ciebie napisać, jednak powstrzymywałem się...bałem się, że nie odpiszesz mi, albo, co gorsza, prześlesz jakąś niemiłą wiadomość.
-         Nie zrobiłbym tego – uśmiechnąłem się krzywo.
-         Ucieszyłem się, kiedy spotkałem cię dzisiaj w bibliotece – powiedział Jerzy, zerkając na mnie.- I jednocześnie bardzo się przestraszyłem. To spotkanie było dość nagłe, chociaż wiedziałem, że kiedyś na pewno się spotkamy. Planowałem w końcu przyjść do was i przywitać się, jako wasz nowy sąsiad...
-         Mama chyba by oszalała – mruknąłem z uśmiechem.
-         Czy...nadal masz mi za złe tamto pożegnanie?- zapytał Jerzy.- Bardzo się gniewałeś?
-         Nie wiem nawet, dlaczego to zrobiłeś – westchnąłem.
-         Sam tego nie wiem.- Jerzy również westchnął.- Nie kontrolowałem się, po prostu...tak bardzo chciałem to zrobić, że...- Wzruszył ramionami, kręcąc głową.- Zakochałem się w tobie.
-         Rozumiem – westchnąłem, kiwając głową.- Szczerze ci powiem, że z początku nie mogłem...zaraz, co ty powiedziałeś?- Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami, poprawiając moje okulary na nosie.- Z-z-z....Z?!
-         Mhm.- Jerzy skinął lekko głową.- Zakochałem się w tobie, Emil. Poważnie.
-         A-ale...przecież my...no wiesz...- Zacząłem machać dłońmi, jakby to miało pomóc mi w dokończeniu myśli, które przeplatały się między sobą w mojej głowie, przez co nie potrafiłem skupić się na jednej.
-         Wiem, co chcesz powiedzieć – powiedział Jerzy, patrząc mi prosto w oczy.- Spędziliśmy razem tylko jedną noc, w dodatku śpiąc, więc właściwie nie znam cię zbyt dobrze, ale...to nie zmienia faktu, że przez całe dwa lata, dzień w dzień, myślałem o tobie. Zastanawiałem się, jak sobie radzisz, co robisz i czy kogoś może sobie znalazłeś? Przecież to wszystko nie było ot tak, bez powodu, prawda? Zdaję sobie sprawę z tego, że nie czujesz tego samego, ale jeśli...jeśli jesteś teraz wolny, to czy zgodziłbyś się umówić ze mną? Chociaż jeden raz, jeśli ci się nie spodobam, nie będę naciskał!
-         Yyy...mówisz to tak nagle...!- poczułem wypieki na twarzy. Nie miałem pojęcia, co mam powiedzieć, czułem się jak w książce, z tym, że przeżywałem to 1000 razy intensywniej, niż przy czytaniu...- Ja...to znaczy...nie mogę powiedzieć, że o tobie zapomniałem...ale tak nagle wracasz i mówisz, że...z-za...się we mnie...i yyy...ja...nie jestem pewien, czego chcę...
Urwałem raptownie, czując, jak przez moje ciało przebiega przyjemny dreszcz. Westchnąłem cicho, przymykając oczy i wpatrując się w ciemną otchłań oczu Jerzego.
Jego usta, tak jak i dwa lata temu, wciąż były trochę twarde. Ale nadal mi to nie przeszkadzało.
Poczułem, że Jerzy bierze moją dłoń w swoją i splątuje ze sobą nasze palce. Przechylił
lekko głowę i pogłębił pocałunek. Poczułem w ustach jego język, ciepły i śliski, przesuwający się ostrożnie po moim języku.
-         Okulary...- wychrypiał Jerzy, odrywając swoje usta od moich.- Są cudne, ale...odrobinę przeszkadzają.
-         Uhm...- zarumieniłem się mocno, zerkając na niego. Przygryzłem wargę i, delikatnie drżącą dłonią, zdjąłem moje bryle z nosa i odłożyłem je na stolik. Zamrugałem kilka razy, by przyzwyczaić się do odrobinę zamazanego otoczenia.
-         Jeśli tego nie chcesz...- szepnął Jerzy.- Nie chcę cię zmuszać.
-         W porządku...
-         Chcę ci wynagrodzić tamten pocałunek na pożegnanie.
-         Chcesz powiedzieć, że...?
-         Już nigdy takich nie będzie.
Poczułem łzy w oczach. Zacisnąłem mocno powieki, podniosłem się lekko na kanapie i,
zarzuciwszy ręce przez szyję Jerzego, wtuliłem się w niego, wpijając w jego usta.
Jerzy objął mnie delikatnie, wsuwając dłoń w moje włosy i całując zachłannie. Zupełnie,
jakbyśmy byli kochankami, którzy tak dawno się nie widzieli, którzy potrzebują swojej bliskości.
Cholera, zaczynam myśleć jak jedna z bohaterek tych książek, które czytałem. Może
powinienem nieco się pohamować z czytaniem...
Jerzy oderwał się ode mnie nagle i spuścił wzrok, rumieniąc się.
-         Coś nie tak?- zapytałem cicho, łapiąc oddech.
-         Ja...jestem szczęśliwy – wymamrotał Jerzy.- Ale...nie chcę, żebyś żałował, jeśli posuniemy się dalej, a...nie chcę stracić kontroli. Nie chcę, żebyś mnie znienawidził...
-         Oh, racja – bąknąłem, przypominając sobie, że przecież jestem prawiczkiem i to cholernie niedoświadczonym.
-         Czy...mam rozumieć, że zgadzasz się na tę randkę?- zapytał cicho Jerzy.
-         Tak.- Skinąłem głową.- Myślę, że możemy spróbować. Ja...też trochę o tobie myślałem. Sądzę, że nic złego się nie stanie, jeśli się z tobą umówię. Poza tym, Jerzy się za tobą stęsknił!
-         Jerzy?- powtórzył Jerzy.
-         Nie pamiętasz mojego jeża? Tak właśnie go naz...wa...łem – dokończyłem powoli, coraz bardziej wytrzeszczając oczy na Jerzego.
Cholera. Wydało się.
Jerzy spojrzał na mnie wielkimi oczami, a potem wziął głęboki oddech i przytulił się do
mnie mocno.
-         Dziękuję – szepnął.- Dziękuję ci, za wszystko!
Pogłaskałem go lekko po włosach, nie wiedząc, co innego mógłbym zrobić, czy
powiedzieć. Westchnąłem cicho, uśmiechając się lekko.
Wyglądało na to, że przyszłość maluje mi się w szczęśliwych kolorach.
Maluje mi ją Jerzy.


1 komentarz:

Łączna liczba wyświetleń