Rozdział Siódmy
Pragnienie
Mecz
trwał dalej, a nasza drużyna w końcu ruszyła do boju, aby pokazać, że
przeciwnicy nie powinni tak jawnie nie doceniać Seirin.
Z
całego Shinkyo, ku naszemu zadowoleniu, najbardziej zszokowany był właśnie
Tatuś. Jego mina była wręcz nie do opisania i aż żałowałem, że nie wziąłem ze
sobą aparatu, żeby uwiecznić ją na zdjęciu i sprawić sobie ładną pamiątkę.
- Bierz się w garść!- krzyknął do
Tatusia jego kapitan, szykując się do podania mu piłki.- Odwdzięczymy się tym
samym!
W
momencie gdy rzucił piłką, zablokowałem jej tor lotu i odbiłem do Kagamiego,
który kolejnym wsadem zdobył dla nas punkty. A Tatuś stał w miejscu, jakby
wryty w ziemię i tylko patrzył na niego z niedowierzaniem.
Z
jakiegoś powodu czułem się przez to odrobinę dumny.
- Niesamowite – mówił cicho Kagami
do Hyuugi, myśląc że ich nie usłyszę.- Kuroko zawsze był taki dobry.
- Chyba naprawdę jest zły o tego
„dzieciaka”.
- Pewnie tak.
Westchnąłem
cicho. Oczywiście, że byłem o to zły. Ale głównym powodem, przez który czułem
się tak zdenerwowany, było to, iż nie dość że Papa Mbaye Siki obraził moich
starych kompanów, to w dodatku oceniał ich, wcześniej nie poznawszy.
Ta
ignorancja z jego strony i niedocenianie przeciwnika była obrzydliwa.
- Coś w stylu „nie odzywaj się,
jeśli jeszcze z nimi nie grałeś” – usłyszałem Kagamiego.
Zatrzymałem
się przy ławce, zerkając na niego z zaskoczeniem. Nie sądziłem, że ze
wszystkich ludzi to właśnie on mnie zrozumie. Myślałem, że podobnie jak reszta
uważa, że złoszczę się o nazwanie mnie „dzieciakiem”.
Kiedy
rozległ się dźwięk sygnalizujący przerwę, zebraliśmy się przy ławce, by wysłuchać trenerki.
- Kuroko-kun, ponieważ nie możesz
grać przez cały mecz, na razie zdejmuję cię z boiska.- Skinąłem lekko głową w
odpowiedzi.- Przez to, że musimy zacząć oszczędzać siłę Kuroko, stracimy na
przewadze w połowie gry, więc nie pozwólcie im nas przegonić. Nie mają żadnych
groźniejszych zawodników prócz Tatusia. Ostatecznie, wszystko zależeć będzie od
tego, jak z Tatusiem poradzi sobie Kagami.
- Zostawcie to mnie!- powiedział
Kagami, uśmiechając się pewnie.
Po
krótkim odpoczynku chłopacy wrócili na boisku. Upiłem kilka łyków napoju
proteinowego, który ze sobą zabrałem i przyglądałem się poczynaniom obu drużyn.
Wyglądało na to, że Tatuś nieco ochłonął. Nawet blok Kagamiego nie powstrzymał
go przed precyzyjnym rzutem.
- Teraz na poważnie!- krzyknął do
Kagamiego.- Nie przegram!
Kagami
spojrzał na niego ze swoim zwyczajowym, dzikim uśmiechem i prychnął.
- Nie mogłoby być lepiej! Rozkręcam
się, Tatusiu!
Piłka
trafiła do Hyuugi. Kapitan wyminął zwinnie przeciwników i skoczył do rzutu za
trzy punkty, jednak spudłował – na całe szczęście pod koszem wciąż był Kagami,
blokując Tatusia. Wyminął go teraz i złapał piłkę przed nim, by następnie
rzucić ją za dwa punkty.
- Super, niezły rzut!- krzyknął
Kawahara.
- Dobra zbiórka!- krzyknął Furihata.
Kagami
uśmiechnął się do nas, o dziwo patrząc głównie na mnie. Rzucił Tatusiowi pełne
wyższości spojrzenie i ruszył do obrony.
- Papa, nie przejmuj się!- krzyknął
Tanimura.- Dostaniesz piłkę!
Ich
kapitan podał piłkę do zawodnika z numerem szóstym, a ten z kolei rzucił do
Tatusia. Ciemnoskóry obrócił się szybko i przyszykował do rzutu. Z fascynacją
obserwowałem, jak Kagami skacze w tym samym momencie, wyciągając ku górze rękę,
unosi się coraz wyżej i wyżej. Tatuś również był zaskoczony, tak bardzo, że aż
zrezygnował z rzutu i podał piłkę swojemu koledze.
- Co się dzieje, Papa?! Już była
twoja!
Kolejne
i jeszcze kolejne próby jego rzutów skutkowały niczym – za każdym razem albo
rezygnował, albo Kagami odbierał mu piłkę. Przyglądając się temu, zaczynałem
rozumieć powód jego obaw.
- Kagami jest niesamowity –
usłyszałem głos Tsuchidy.- Nie tylko trzyma go w ryzach, ale i nie przegrywa z
nim. Wygląda na to, że trening się opłacił.
Niestety
nie podzielałem jego radości. Patrząc na Kagamiego przypominały mi się słowa
Kise, kiedy mówił, że Kagami pewnego dnia stanie się niesamowitym zawodnikiem,
bliskim poziomu Pokolenia Cudów. Że kiedyś oddali się od drużyny i stanie się
indywidualną postacią, jednoosobowym zespołem…
- Kuroko-kun, wytrzymasz ostatnie
pięć minut meczu?- zapytała mnie Riko.
- Jestem gotów już od pewnego czasu
– przyznałem.
- Ah, wybacz – westchnęła Riko.- W
takim razie, jazda!
Riko
poinformowała sędziów o zmianie zawodnika. Wszedłem na boisko, kiedy różnica
punktów wynosiła 60:51 dla Seirin. Prowadziliśmy dziewięcioma punktami, ale
Shinkyo nieźle nadrabiało stratę. Moim zadaniem było to zmienić.
Przeciwnicy
zdecydowanie nie wyglądali na szczęśliwych, kiedy psułem ich podania.
Słyszałem, że któryś z nich nawet dość nieładnie zaklął pod moim adresem, ale
nie przejmowałem się tym. Nie szukałem tutaj przyjaciół, tylko zwycięstwa
Seririn.
- Nie!- krzyknął zezłoszczony
Tatuś.- Nie chcę przegrać!
- Mówiłeś, że jesteś rozczarowany
Pokoleniem Cudów – zaczął Kagami, blokując go.- ale przeceniłeś swoje
możliwości! W porównaniu z tobą, są dużo silniejsi!- Z tym okrzykiem, Kagami
skoczył wysoko w górę, zatrzymując piłkę rzuconą przez Tatusia i odrzucając ją.
Rozległ
się głośny gwizdek sędzi, a następnie jego krzyk:
- Koniec meczu! Ustawić się!
- Yahoo!
- Udało się!
- Tak jest!
- Wygraliśmy!
- No i co, dzieciaku, zadowolony?-
zaśmiał się Kagami, podchodząc do mnie i czochrając mnie po włosach.-
Pokazaliśmy Tatuśkowi, że wzrost to nie wszystko, co?
- Psujesz mi fryzurę – mruknąłem,
odsuwając jego rękę, ale uśmiechnąłem się lekko.
- 67:79 dla Seirin!- krzyknął
Sędzia, kiedy obie drużyny ustawiły się w równych rzędach.
- Dziękujemy bardzo!- krzyknęliśmy.
Kiedy
już przebraliśmy się i spakowaliśmy swoje rzeczy, nieoczekiwanie do Kagamiego
podszedł Tatuś. Jego mina była dość poważna, wyglądało na to, że chce
powiedzieć coś ważnego.
- Przegrałem.
- Ha?- Kagami spojrzał na niego
dziwnie.
- W kolejnym meczu, zrób coś dla
mnie i wygraj.
- Yyy…? Ah, jasne…
Zmarszczyłem
lekko brwi, czując, że jego słowa wcale nie były szczere. Jak się po chwili
okazało, moja intuicja mnie nie myliła – Tatuś spojrzał na Kagamiego z
wyższością i uśmiechnął się wrednie.
- Żartowałem, głąbie!- krzyknął.-
Jesteś głupkiem! Głupkiem!
Nie
zamierzałem go ostrzegać, że zbliża się do nas jego kapitan. Właściwie to z
pewną dozą przyjemności patrzyłem, jak chwyta go za ubranie i niemalże ciągnie
po podłodze.
Przy
całym tym, jakże dziwnym zdarzeniu, byłem tylko ja, Kagami i Hyuuga. I tylko ja
i kapitan wyglądaliśmy na zaskoczonych – bo Kagami był totalnie wściekły.
Spojrzałem z westchnieniem na jego czerwoną ze złości twarz i zaciśniętą pięść,
z niepokojem wręcz obserwowałem, jak cały drży.
- Dziwny gość – mruknął Hyuuga,
zabierając swoje rzeczy i ruszając do szykującej się do wyjścia drużyny.
- Zabiję go, zabiję go, zabiję,
uduszę i powieszę, utopię i spalę…
- Kagami-kun.- Szturchnąłem go lekko
łokciem w bok.
- Czego?- Spojrzał na mnie ze
złością.
- Daj już spokój, nie ma sensu
tracić na niego nerwów. Powinieneś wrócić do domu i porządnie się wyspać.
Wyglądasz okropnie.
- Ta, a ty jak zawsze jesteś
piękny!- warknął.
- Dziękuję. Masz ochotę skoczyć do
Maji Burgera po drodze?
Spojrzał
na mnie uważnie, zaciskając szczęki, a potem westchnął ciężko i skinął głową.
Uśmiechnąłem
się lekko. Wiedziałem, jak udobruchać tego żarłoka.
***
- No i ten jego tekst na koniec, co
on sobie wyobrażał?!
- Kagami-kun, nie zaprosiłem cię tu,
by słuchać twojego przeżywania meczu – westchnąłem ciężko, sącząc swojego
shake’a waniliowego.
- Bo mnie wkurzył, no!- warknął
czerwono włosy, ze złością ogryzając prawie połowę hamburgera.
- Ile dziś ich zamówiłeś?-
zapytałem, przyglądając się szybko malejącej stercie gorących bułeczek.
- Dwadzieścia pięć.
- Zawsze mi się wydawało, że szybko
robią się zimne.
- Są małe, więc jem je w miarę
szybko – odparł Kagami, zabierając się za kolejną kanapkę.- Chcesz jednego?
Starczą ci te małe frytki i jeden maleńki cheeseburger?
- Tak, dziękuję, jestem pełen –
odparłem, na co mój towarzysz wywrócił oczami.
Słońce
zdążyło już zajść za horyzont, ale nie mieliśmy specjalnie ochoty wracać do
swoich domów. Od ponad czterdziestu minut siedzieliśmy w przytulnym lokalu, na
naszych stałych miejscach – Kagami wcinał hamburgery, komentując dzisiejszy
mecz, a ja starałem się go słuchać, jednocześnie obserwując ludzi, którzy nas
mijali.
- Co tak patrzysz przez to okno?-
mruknął Kagami.
- Bez szczególnego powodu –
odpowiedziałem, wzruszając ramionami.- Ciekawi mnie, czy po powrocie do domu,
robisz sobie jeszcze kolację?
- Nie, to jest moja kolacja –
odparł, pochłaniając ostatnią bułeczkę.- Ale jeśli jestem głodny, to coś tam
sobie zrobię, ale niezbyt ciężkiego.
- Jak wygląda twój plan dnia?
- Cz-czemu cię to ciekawi?
- Mam dziwne wrażenie, że prowadzisz
niezdrowe życie – mruknąłem, patrząc na pustą już tacę.- Takie duże posiłki w
barze szybkiej obsługi na pewno nie działają dobrze na twój organizm.
- Jakbym jadał tutaj codziennie, to
inna sprawa – powiedział Kagami, wzruszając ramionami.- Ale nie martw się tak o
mnie, dbam o dietę. Mogę ci nawet dać parę wskazówek, jak nabrać ciała.
- Nie odpowiada ci moja sylwetka?
- Nie no, jest w porządku, podoba mi
się, ale…
Oboje
zarumieniliśmy się w tym samym czasie i szybko odwróciliśmy od siebie wzrok. Ja
spojrzałem w blat stolika, Kagami zaś w okno.
- R-rumienisz się – bąknął.-
Pierwszy raz widzę…
- Ty też się rumienisz – mruknąłem.
- T-ta… sorry… to, co powiedziałem,
mogło trochę dziwnie zabrzmieć i…
- No, zabrzmiało.
- Zapomnij… Chodziło mi o to, że… d…
d-dobrze wyglądasz, ale jeśli chcesz grać w kosza, to powinieneś nabrać masy,
no!- dokończył szybko, a potem nabrał powietrza w płuca i wstrzymał je na
prawie minutę.- Powiedz coś…
- Dlaczego?
- Bo czuję się niezręcznie!- warknął.
Odchrząknąłem
głośno i wyprostowałem się, znów patrząc w okno. Moje serce biło jak oszalałe,
bałem się spojrzeć na Kagamiego, bałem się, że stracę nad sobą kontrolę i
powiem mu, że jestem w nim zakochany, albo co gorsza pochylę się i go…
Nie,
nie ma mowy. Nie jestem przecież aż tak niezrównoważony…
- Ten Papa Mbaye Siki był naprawdę
wkurzający – westchnąłem.- Mało kto potrafiłby tak mnie zdenerwować.
- Oh, serio?- Kagami podrapał się po
głowie, podpierając łokcie o blat stolika.- No tak, pierwszy raz widziałem cię
naprawdę wkurzonego. Ale nie chodziło tylko o nazwanie cię „dzieciakiem”, no
nie?
- Zgadza się.- Skinąłem lekko
głową.- Nie lubię ludzi, którzy lekceważą swoich przeciwników.
- Poza tym, bądź co bądź,
kumplowałeś się z resztą tych całych członków Pokolenia Cudów, nie?
- Nie powiedziałbym, że byliśmy
przyjaciółmi – zacząłem.- jednak darzę ich szacunkiem.
- A ten, który jest w Shuutoku?
Następny w kolejce, z którym się zmierzymy?
- To Shintarou Midorima-kun –
odparłem.- Nigdy nie mogłem go do końca zrozumieć. To bardzo specyficzna osoba.
- Co masz na myśli?
- Jest wierny swojemu horoskopowi.
Zawsze ma przy sobie szczęśliwy przedmiot, który jest w nim wskazany… no i
owija dłoń bandażem. Sam nie wiem, dlaczego. Jest raczej poważny i wszystko
robi z dokładnością.
- Szczęśliwe przedmioty?- Kagami
skrzywił się lekko.- No a na jakiej gra pozycji?
- Rzucający obrońca.
- Czyli skupia ataki z dystansu,
co?- westchnął, zbierając papierki po hamburgerach i układając je na tacy.- No
cóż, czekają nas jeszcze trzy mecze, nim będziemy mogli się z nim zmierzyć.
Wychodzimy?
- Uhm, jasne.- Skinąłem głową, po
czym posprzątałem po sobie i, zabrawszy torbę, ruszyłem za Kagamim.
Opróżniliśmy
tace i odłożyliśmy je na stolik przy koszach na śmieci. Wyszliśmy na zewnątrz,
oboje odetchnęliśmy z przyjemnością. Na dworze wciąż było dość ciepło, choć
jesień zbliżała się coraz bardziej.
- Ej, a może się o coś założymy co?-
zapytał nagle Kagami, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Hm? To znaczy?
- Jeśli przegramy turniej, będziemy
musieli zrobić coś dla siebie nawzajem. Na przykład każę ci zjeść całą stertę
hamburgerów!
- Głupi pomysł – stwierdziłem z
westchnieniem.- To niemożliwe, sam widziałeś, że ledwie zjadłem 1/10 steku po
meczu przeciwko Kise.
- Dlatego to będzie dla ciebie
motywacja, żeby starać się ze wszystkich sił!- zaśmiał się Kagami.- Chociaż z
drugiej strony chciałbym zobaczyć, jak się męczysz, hehehe…
- Kagami-kun, jesteś sadystą?
- Yyy, nie – bąknął.
- To nieładnie znęcać się nad
kolegami.
- Przymknij się! Też będziesz miał z
tego korzyści! Sam możesz coś wymyślić na mnie, jeśli przegramy. No, co bym
miał na przykład zrobić?
Zatrzymałem
się w miejscu, patrząc na niego uważnie. W sumie, jakby się tak zastanowić,
faktycznie mógłbym mieć z tego korzyści. Uśmiechnąłem się do siebie i
pokręciłem głową, znów ruszając.
- Chyba jednak wolę nie pytać, co
wymyśliłeś – mruknął Kagami.- Ta mina była naprawdę straszna.
Mijaliśmy
właśnie jedno z ulicznych boisk, kiedy mój wzrok przykuła leżąca pod koszem
piłka. Kagami też najwyraźniej ją spostrzegł, bo oboje spojrzeliśmy na siebie w
tym samym czasie, a potem uśmiechnęliśmy się i skierowaliśmy w tamtą stronę.
Weszliśmy
na boisko i odłożyliśmy nasze torby i kurtki na ławeczce. Kagami zabrał piłkę i
odbił ją kilka razy, sprawdzając twardość.
- Nie jest może idealna, ale grunt,
że się odbija – mruknął.- 1 on 1 z tobą nie ma żadnego sensu, więc może chcesz
poćwiczyć rzuty do kosza.
- Cóż…- Odebrałem piłkę, którą mi
rzucił.- Niespecjalnie mi to wychodzi, a coś czuję, że próbujesz poprawić sobie
humor. Nie mam zamiaru cię rozweselać, Kagami-kun. Proponuję poćwiczyć podania.
- Ćwiczymy je już od dawna –
westchnął mój towarzysz, odbierając ode mnie piłkę i rzucając ją do kosza. Jakżeby
inaczej, trafiła w sam środek, obręcz nawet nie drgnęła.
- Długo grasz w kosza, Kagami-kun?-
zagadnąłem.
- Od dziecka – odparł, wzruszając
ramionami.- Kiedy przeprowadziłem się do Ameryki, wciągnął mnie w to mój stary
znajomy. Zacząłem grać coraz częściej, aż w końcu to pokochałem. Nic więc
dziwnego, że po powrocie do Japonii nadal to kontynuuję.
- Chcesz zostać zawodowcem?
- Hmm…- Kagami przekręcił głowę na
bok.- Właściwie to zawsze chciałem zostać strażakiem.
- Strażakiem? No tak, z twoją
sylwetką pewnie nieźle byś się spisywał. Ratowałbyś kotki z drzew, sprzątał
ulice…
- Tsk! Ratowałbym ludzi z pożarów,
to chciałeś powiedzieć!- warknął Kagami, znów rzucając do kosza.- Nie wiem
jeszcze, czy będę ciągnął to marzenie. Może zmienię zdanie, kto wie. Mam
jeszcze sporo czasu. A ty?
- Nie zastanawiałem się nad tym
szczególnie – odparłem.- Chociaż to byłoby interesujące, grać w reprezentacji
narodowej.
- Musiałbyś naprawdę dużo ćwiczyć. I
nabrać ciała. Póki co nadal jesteś słaby.
- Wykorzystałbym urok osobisty i na
pewno by mnie przyjęli.
Kagami
parsknął śmiechem, kręcąc głową. Znów chwycił piłkę i tym razem podbiegł do
kosza, wykonując zgrabny skok.
- Jak tam jest? – zadałem kolejne
pytanie, chcąc utrzymać tę przyjemną rozmowę. Usiadłem na ziemi i oparłem się o
ogrodzenie.- Mam na myśli, w Ameryce.
- Strasznie głośno – odparł po
chwili zastanowienia.- Miałem szczęście mieszkać w ładnej dzielnicy, ale sporo
jest też takich, gdzie smród nie ustępuje ani na moment. No i mnóstwo tam
bezdomnych. W mojej okolicy było spoko, ludzie byli życzliwi, ale lubili
plotkować. W sumie… Ameryka jak każde inne miejsce na Ziemi. Tylko mówi się po
angielsku.
- Gdzie dokładnie mieszkałeś?
- W Los Angeles.
- Oh, ciekawe – mruknąłem.- Ale
jeśli chodzi właśnie o język, to mimo, że mówisz płynnie, pisanie niezbyt ci
wychodzi, prawda? Widziałem twoje wyniki z ostatniego testu. Wstyd, Kagami-kun,
wstyd.
- Zamknij się! Ortografia nigdy mi
nie szła, no – warknął, podchodząc do mnie i siadając obok. Zakręcił piłką na
palcu i westchnął ciężko.
Oparłem
głowę o siatkę ogrodzenia i wpatrzyłem się w migoczące jasnym blaskiem gwiazdy,
widoczne nad naszymi głowami. Słyszałem, jak Kagami sięga po swoją torbę i
wyciąga z niej napój, upija kilka łyków i znów wzdycha.
Naprawdę
nie miałem ochoty wracać do domu. W tym momencie chciałem oprzeć się o ramię
Kagamiego i po prostu siedzieć tak przy nim, zapomnieć o wszystkim, co było,
skupić się na tej jednej chwili, kiedy mogę być tu przy nim, milcząc, czy też
rozmawiając na błahe tematy.
Bardzo
tego pragnąłem.
- Tylko nie uśnij – mruknął z lekkim
uśmiechem, trącając mnie łokciem.
- Nie jestem specjalnie śpiący –
odparłem.- Z chęcią posiedzę tu jeszcze jakiś czas.
- Mogę ci potowarzyszyć, i tak
wracam tylko po to, by się wykąpać i przespać.
- To miłe z twojej strony.
- Chcesz się napić?
- Tak, dziękuję.
Upiłem
kilka łyków z jego butelki, myśląc o czymś tak głupim jak pośredni pocałunek.
Oddałem mu napój i oparłem się wygodnie, w momencie kiedy nad moją głową nagle
pojawił się jakiś wielki cień, atakując ogrodzenie. Drgnąłem nerwowo, wydając z
siebie cichy krzyk przerażenia, nieświadomie chwyciłem dłoń Kagamiego i
ścisnąłem ją mocno.
- C…! To tylko jakieś ptaszydło,
czego się boisz?- Kagami zaśmiał się lekko.
- Uh…- Patrzyłem przez chwilę jak
olbrzymi kruk odlatuje w kierunku drzew, kracząc nieprzyjemnie głośno.- Nie
śmiej się, Kagami-kun, mogłem dostać zawału!
- Jasne, jasne! Rany, co za obciach,
przestraszyć się małego ptaszka…
- Sam masz ma…- urwałem szybko,
rumieniąc się lekko. Westchnąłem cicho, zirytowany.
- Uhm…- Kagami poruszył dłonią,
którą wciąż ściskałem.
- Ah, wybacz…- mruknąłem, teraz
rumieniąc się już zupełnie.
- Spoko – mruknął, również się
rumieniąc.
Świetnie.
Teraz to już naprawdę doprowadziłem do bardzo niezręcznej sytuacji. Brawo dla
ciebie, Kuroko Tetsuya, jeszcze tylko powiedz mu, że go kochasz, pocałuj i
będzie idealna scena do jakiegoś serialu dokumentalnego o życiu nastolatków z
problemami.
„Kuroko
Tetsuya, lat 16: Jest gejem, zakochał się w koledze z drużyny, wyznał mu miłość
i pocałował bez ostrzeżenia.”. Albo krócej. „Kuroko Tetsuya, lat 16. Jest
homoidiotą”
Cisza
między nami stawała się coraz bardziej krępująca, ale nie miałem pojęcia, co
mógłbym teraz powiedzieć. Wszystko wydawało mi się albo głupie, albo
niewłaściwe. Kagami również się nie odzywał, ale przynajmniej znalazł zajęcie
dla swoich ust – co chwila upijał łyk swojego napoju.
- Wracajmy do domu – westchnąłem w
końcu, wstając z ziemi i podając mu rękę, by pomóc wstać. Kagami po krótkiej
chwili odłożył butelkę i chwycił ją.
Już
chciałem otrzepać spodnie i zabrać swoją torbę, kiedy coś mnie powstrzymało.
Kiedy Kagami wstał, nie odsunął się ode mnie, wręcz przeciwnie. Wciąż stał
przede mną, zaskakująco blisko, nawet przez ubrania mogłem czuć ciepło jego
ciała. Spojrzałem w górę, na jego twarz, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, nie
zdążyłem o nic zapytać.
Kagami
pochylił się, kładąc swoją szorstką dłoń na moim policzku, uniósł delikatnie
mój podbródek i pocałował mnie. Zrobił to zupełnie tak, jak wielokrotnie to
sobie wyobrażałem: rozchyliwszy nieco szerzej usta, całując mocno, delikatnie
przygryzając moje wargi. Prawdziwie zwierzęcy, ale jednak nie tak dziki
pocałunek.
Nie
miałem pojęcia, co zrobić z rękoma. Trzymałem je lekko uniesione, wpatrując się
w zamknięte oczy Kagamiego, nieporadnie odpowiadając na jego pocałunek. To nie
był pierwszy raz, kiedy się całowałem, ale zrobił to tak nagle, tak bardzo mnie
zaskoczył, że ledwie za nim nadążałem.
Kiedy
Kagami wsunął mi do ust swój język, miałem wrażenie, że odpłynę. Drugą dłoń
przesunął na moją szyję, trzymając kciuk na policzku, odrobinę mocniej unosząc
moją twarz ku sobie. Jego dotyk był zaskakująco łagodny, zupełnie niepodobny do
jego typowego, dzikiego charakteru i zachowania.
W
końcu odważyłem się objąć go delikatnie. Przymknąłem oczy, odsunąłem lekko
głowę, zmuszając Kagamiego, by bardziej się pochylił, przyciągałem go w ten
sposób. Widać było, że jest zachłanny – nie przerwał pocałunku, nie przeszło mu
przez myśl, że próbuję się od niego oderwać.
Oczywiście,
nawet o tym nie myślałem.
Z
niepokojem poczułem, że ten pocałunek zaczyna działać na mnie bardziej, niż bym
tego chciał. Ale bardzo, naprawdę bardzo ciężko było mi zmusić się do
przerwania. Nawet, jeśli zaczynało brakować mi oddechu, nie odsunąłem się,
wręcz przeciwnie – przylgnąłem do Kagamiego, przygryzłem delikatnie jego wargę,
by dać mu do zrozumienia, że nie ma do czynienia z kobietą. Zawarczał cicho i
ugryzł mnie lekko, powstrzymałem się od chichotu, ale uśmiechnąłem.
Przesunęliśmy
się kawałek, aż Kagami oparł się plecami o ogrodzenie. Przygarnął mnie do
siebie, objął mocno i przycisnął do swojego ciała, jakby obawiał się, że będę
chciał uciec. Położyłem dłonie na jego biodrach, niemalże wspinałem się na
palce, by sięgnąć jego ust i pogłębić pocałunek. Żaden z nas nie mógł porządnie
odetchnąć, ale i tak nie przerywaliśmy.
Do
czasu, kiedy usłyszeliśmy głośny trzask.
Jejejejejeej~!
OdpowiedzUsuńA jednak opłacało się wejść na bloga wcześniej niż zazwyczaj! Kurde, dziewczyno, ten rozdział mnie podbił całkowicie!! Świetny, niesamowity, zaskakujący, cholercia, to było piękne! Te niezręczne sytuacje, oh, ah, kawaii :3 No, a potem....... IDEALNY MOMENT <3 Kurdełę, nigdy bym się czegoś takiego po Kagamim nie spodziewała! Szczerze mówiąc, to myślałam, iż to nasz mały homoidiota nie będzie mógł się powstrzymać, a tu proszę! Milutkie zaskoczenie :) I ten opis pocałunku <3 <3 <3 Rozpływam się po prostu!!! Dziewczyno, co Ty ze mną robisz? Zamiast mózgu mam teraz tęczową breje! ><
Wszystko tak się ładnie ułożyło, ah, chyba przeczytam ten rozdział jeszcze kilka razy, bo coś mi bardzo przypadł do gustu :P Jak na razie jest to Twój najlepszy rozdział, jeśli chodzi o Kuroko no Yaoi, jednak wiem, że z czasem coraz więcej rozdziałów zacznie podbijać moje serce ♥
Wracając do pocałunku: Czytając ten opis cały czas miałam przypływ motylków w brzuchu, a to się rzadko zdarza pod czas czytania jakiś opowiadań. To właśnie ta reakcja mówi mi: O KURDE, TO BYŁO DOBRE!
I było dobre, muszę się z nią zgodzić :D Warto było czekać na ten rozdział, bo go pochłonęłam w kilka minut i bardzo mi smakował, omomom!
AaaaAaAAAaaa! Nie mogę się ogarnąć po tym ich pocałunku! *o* Idealne, piękne, perfekcyjne, oh, ah, cudne, kochane, słodziutkie, mistrzowskie <3 <3 <3
A teraz zapraszam na perełki:
"- Przegrałem.
- Ha?- Kagami spojrzał na niego dziwnie.
- W kolejnym meczu, zrób coś dla mnie i wygraj.
- Yyy…? Ah, jasne…
Zmarszczyłem lekko brwi, czując, że jego słowa wcale nie były szczere. Jak się po chwili okazało, moja intuicja mnie nie myliła – Tatuś spojrzał na Kagamiego z wyższością i uśmiechnął się wrednie.
- Żartowałem, głąbie!- krzyknął.- Jesteś głupkiem! Głupkiem!" <- czekałam na to <3 I śmiałam się tak samo bardzo, jak podczas oglądania anime <3 hahahahahha
"Kuroko Tetsuya, lat 16: Jest gejem, zakochał się w koledze z drużyny, wyznał mu miłość i pocałował bez ostrzeżenia.”. Albo krócej. „Kuroko Tetsuya, lat 16. Jest homoidiotą” <- O MAJ GAD. PODBIŁAŚ MNIE TYM TEKSTEM! HAHAHAH, homoidiota :'D Skąd Ty bierzesz te pomysły, no skąd? Błagam powiedz! Mistrzowskie, po prostu mistrz!
I za takim pozytywnym akcentem zakończymy komentarz, jeszcze dodam, że jesteś moją boginią opowiadań yaoi, że Cię kocham i kocham Twoją twórczość, no i tak z totalnej beczki dodam, że kocham Midorimę, no i ten.... To chyba tyle :P
Dziękuję, że piszesz <3 <3 Bez tych opowiadań chyba bym umarła! >< Pozdrawiam serdecznie i życze maaaasyyy wenyyy!
Twoja Megan
Tylko jeszcze taka mało sprawencja: NA KURWĘ TEN TRZASK NA KONIEC? Jeśli to będzie tylko jakiś pieprzony sen, to lekko się wkurzę, ale wiem, że w niektórych momentach taki "wkurw" jest potrzebny czytelnikom :3
UsuńW sumie, to ciekawie by było, jakby to był tylko jakiś sen, czy cuś, albo jakby ktoś tam do nich wparował, np. taki Kise xd Haahaha, beka by była :P No, ale nie zmienia to faktu, że moja cierpliwość...zaraz, jaka cierpliwość? CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ I MA BYĆ MIGIEM!!!
Pozdrawiam serdecznie, Twoja oszalała fanka, Megan
Jejku <3 Moje ulubione KagaKuro <3 To było CUDNE <3 Czekam na więcej ^^ Weny !
OdpowiedzUsuń~Deirdre
Nareszcie *.*
OdpowiedzUsuńPo takim złym dniu w szkole to moje wybawienie.
Czytam, czytam i myśle...
Kiedy kurde sie cmokną?
I nagle...
BUM
A ja leżę z krwotokiem na podłodze
Arigato za ten cudowny rozdział.
We are the Champions my friend,
Yew S.
Rawr, tak bardzo zajebiaszczy chapek :-)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczkqć, bardzo mi się podobają KagaKurosze w Twoim wykonie... znowu turlam się w pościeli.
Mrał, tygrysek zrobił pierwszy krok, nareszcie!
Tylko pytanie, KTO ICH DO DIABŁA PODGLĄDAŁ?
*łypie złowieszczo znad okularów*
Do następnego, weny dużo życzy smok :-*
ŁOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOŁ
OdpowiedzUsuńLEŻĘ I KRWAWIĘ
KAGAMI AWWW
To tyle, paa!!