Kuroko no Yaoi - Rozdział siódmy



Rozdział Siódmy

Pragnienie


            Mecz trwał dalej, a nasza drużyna w końcu ruszyła do boju, aby pokazać, że przeciwnicy nie powinni tak jawnie nie doceniać Seirin.
            Z całego Shinkyo, ku naszemu zadowoleniu, najbardziej zszokowany był właśnie Tatuś. Jego mina była wręcz nie do opisania i aż żałowałem, że nie wziąłem ze sobą aparatu, żeby uwiecznić ją na zdjęciu i sprawić sobie ładną pamiątkę.
- Bierz się w garść!- krzyknął do Tatusia jego kapitan, szykując się do podania mu piłki.- Odwdzięczymy się tym samym!
            W momencie gdy rzucił piłką, zablokowałem jej tor lotu i odbiłem do Kagamiego, który kolejnym wsadem zdobył dla nas punkty. A Tatuś stał w miejscu, jakby wryty w ziemię i tylko patrzył na niego z niedowierzaniem.
            Z jakiegoś powodu czułem się przez to odrobinę dumny.
- Niesamowite – mówił cicho Kagami do Hyuugi, myśląc że ich nie usłyszę.- Kuroko zawsze był taki dobry.
- Chyba naprawdę jest zły o tego „dzieciaka”.
- Pewnie tak.
            Westchnąłem cicho. Oczywiście, że byłem o to zły. Ale głównym powodem, przez który czułem się tak zdenerwowany, było to, iż nie dość że Papa Mbaye Siki obraził moich starych kompanów, to w dodatku oceniał ich, wcześniej nie poznawszy.
            Ta ignorancja z jego strony i niedocenianie przeciwnika była obrzydliwa.
- Coś w stylu „nie odzywaj się, jeśli jeszcze z nimi nie grałeś” – usłyszałem Kagamiego.
            Zatrzymałem się przy ławce, zerkając na niego z zaskoczeniem. Nie sądziłem, że ze wszystkich ludzi to właśnie on mnie zrozumie. Myślałem, że podobnie jak reszta uważa, że złoszczę się o nazwanie mnie „dzieciakiem”.
            Kiedy rozległ się dźwięk sygnalizujący przerwę, zebraliśmy się  przy ławce, by wysłuchać trenerki.
- Kuroko-kun, ponieważ nie możesz grać przez cały mecz, na razie zdejmuję cię z boiska.- Skinąłem lekko głową w odpowiedzi.- Przez to, że musimy zacząć oszczędzać siłę Kuroko, stracimy na przewadze w połowie gry, więc nie pozwólcie im nas przegonić. Nie mają żadnych groźniejszych zawodników prócz Tatusia. Ostatecznie, wszystko zależeć będzie od tego, jak z Tatusiem poradzi sobie Kagami.
- Zostawcie to mnie!- powiedział Kagami, uśmiechając się pewnie.
            Po krótkim odpoczynku chłopacy wrócili na boisku. Upiłem kilka łyków napoju proteinowego, który ze sobą zabrałem i przyglądałem się poczynaniom obu drużyn. Wyglądało na to, że Tatuś nieco ochłonął. Nawet blok Kagamiego nie powstrzymał go przed precyzyjnym rzutem.
- Teraz na poważnie!- krzyknął do Kagamiego.- Nie przegram!
            Kagami spojrzał na niego ze swoim zwyczajowym, dzikim uśmiechem i prychnął.
- Nie mogłoby być lepiej! Rozkręcam się, Tatusiu!
            Piłka trafiła do Hyuugi. Kapitan wyminął zwinnie przeciwników i skoczył do rzutu za trzy punkty, jednak spudłował – na całe szczęście pod koszem wciąż był Kagami, blokując Tatusia. Wyminął go teraz i złapał piłkę przed nim, by następnie rzucić ją za dwa punkty.
- Super, niezły rzut!- krzyknął Kawahara.
- Dobra zbiórka!- krzyknął Furihata.
            Kagami uśmiechnął się do nas, o dziwo patrząc głównie na mnie. Rzucił Tatusiowi pełne wyższości spojrzenie i ruszył do obrony.
- Papa, nie przejmuj się!- krzyknął Tanimura.- Dostaniesz piłkę!
            Ich kapitan podał piłkę do zawodnika z numerem szóstym, a ten z kolei rzucił do Tatusia. Ciemnoskóry obrócił się szybko i przyszykował do rzutu. Z fascynacją obserwowałem, jak Kagami skacze w tym samym momencie, wyciągając ku górze rękę, unosi się coraz wyżej i wyżej. Tatuś również był zaskoczony, tak bardzo, że aż zrezygnował z rzutu i podał piłkę swojemu koledze.
- Co się dzieje, Papa?! Już była twoja!
            Kolejne i jeszcze kolejne próby jego rzutów skutkowały niczym – za każdym razem albo rezygnował, albo Kagami odbierał mu piłkę. Przyglądając się temu, zaczynałem rozumieć powód jego obaw.
- Kagami jest niesamowity – usłyszałem głos Tsuchidy.- Nie tylko trzyma go w ryzach, ale i nie przegrywa z nim. Wygląda na to, że trening się opłacił.
            Niestety nie podzielałem jego radości. Patrząc na Kagamiego przypominały mi się słowa Kise, kiedy mówił, że Kagami pewnego dnia stanie się niesamowitym zawodnikiem, bliskim poziomu Pokolenia Cudów. Że kiedyś oddali się od drużyny i stanie się indywidualną postacią, jednoosobowym zespołem…
- Kuroko-kun, wytrzymasz ostatnie pięć minut meczu?- zapytała mnie Riko.
- Jestem gotów już od pewnego czasu – przyznałem.
- Ah, wybacz – westchnęła Riko.- W takim razie, jazda!
            Riko poinformowała sędziów o zmianie zawodnika. Wszedłem na boisko, kiedy różnica punktów wynosiła 60:51 dla Seirin. Prowadziliśmy dziewięcioma punktami, ale Shinkyo nieźle nadrabiało stratę. Moim zadaniem było to zmienić.
            Przeciwnicy zdecydowanie nie wyglądali na szczęśliwych, kiedy psułem ich podania. Słyszałem, że któryś z nich nawet dość nieładnie zaklął pod moim adresem, ale nie przejmowałem się tym. Nie szukałem tutaj przyjaciół, tylko zwycięstwa Seririn.
- Nie!- krzyknął zezłoszczony Tatuś.- Nie chcę przegrać!
- Mówiłeś, że jesteś rozczarowany Pokoleniem Cudów – zaczął Kagami, blokując go.- ale przeceniłeś swoje możliwości! W porównaniu z tobą, są dużo silniejsi!- Z tym okrzykiem, Kagami skoczył wysoko w górę, zatrzymując piłkę rzuconą przez Tatusia i odrzucając ją.
            Rozległ się głośny gwizdek sędzi, a następnie jego krzyk:
- Koniec meczu! Ustawić się!
- Yahoo!
- Udało się!
- Tak jest!
- Wygraliśmy!
- No i co, dzieciaku, zadowolony?- zaśmiał się Kagami, podchodząc do mnie i czochrając mnie po włosach.- Pokazaliśmy Tatuśkowi, że wzrost to nie wszystko, co?
- Psujesz mi fryzurę – mruknąłem, odsuwając jego rękę, ale uśmiechnąłem się lekko.
- 67:79 dla Seirin!- krzyknął Sędzia, kiedy obie drużyny ustawiły się w równych rzędach.
- Dziękujemy bardzo!- krzyknęliśmy.
            Kiedy już przebraliśmy się i spakowaliśmy swoje rzeczy, nieoczekiwanie do Kagamiego podszedł Tatuś. Jego mina była dość poważna, wyglądało na to, że chce powiedzieć coś ważnego.
- Przegrałem.
- Ha?- Kagami spojrzał na niego dziwnie.
- W kolejnym meczu, zrób coś dla mnie i wygraj.
- Yyy…? Ah, jasne…
            Zmarszczyłem lekko brwi, czując, że jego słowa wcale nie były szczere. Jak się po chwili okazało, moja intuicja mnie nie myliła – Tatuś spojrzał na Kagamiego z wyższością i uśmiechnął się wrednie.
- Żartowałem, głąbie!- krzyknął.- Jesteś głupkiem! Głupkiem!
            Nie zamierzałem go ostrzegać, że zbliża się do nas jego kapitan. Właściwie to z pewną dozą przyjemności patrzyłem, jak chwyta go za ubranie i niemalże ciągnie po podłodze.
            Przy całym tym, jakże dziwnym zdarzeniu, byłem tylko ja, Kagami i Hyuuga. I tylko ja i kapitan wyglądaliśmy na zaskoczonych – bo Kagami był totalnie wściekły. Spojrzałem z westchnieniem na jego czerwoną ze złości twarz i zaciśniętą pięść, z niepokojem wręcz obserwowałem, jak cały drży.
- Dziwny gość – mruknął Hyuuga, zabierając swoje rzeczy i ruszając do szykującej się do wyjścia drużyny.
- Zabiję go, zabiję go, zabiję, uduszę i powieszę, utopię i spalę…
- Kagami-kun.- Szturchnąłem go lekko łokciem w bok.
- Czego?- Spojrzał na mnie ze złością.
- Daj już spokój, nie ma sensu tracić na niego nerwów. Powinieneś wrócić do domu i porządnie się wyspać. Wyglądasz okropnie.
- Ta, a ty jak zawsze jesteś piękny!- warknął.
- Dziękuję. Masz ochotę skoczyć do Maji Burgera po drodze?
            Spojrzał na mnie uważnie, zaciskając szczęki, a potem westchnął ciężko i skinął głową.
            Uśmiechnąłem się lekko. Wiedziałem, jak udobruchać tego żarłoka.

***

- No i ten jego tekst na koniec, co on sobie wyobrażał?!
- Kagami-kun, nie zaprosiłem cię tu, by słuchać twojego przeżywania meczu – westchnąłem ciężko, sącząc swojego shake’a waniliowego.
- Bo mnie wkurzył, no!- warknął czerwono włosy, ze złością ogryzając prawie połowę hamburgera.
- Ile dziś ich zamówiłeś?- zapytałem, przyglądając się szybko malejącej stercie gorących bułeczek.
- Dwadzieścia pięć.
- Zawsze mi się wydawało, że szybko robią się zimne.
- Są małe, więc jem je w miarę szybko – odparł Kagami, zabierając się za kolejną kanapkę.- Chcesz jednego? Starczą ci te małe frytki i jeden maleńki cheeseburger?
- Tak, dziękuję, jestem pełen – odparłem, na co mój towarzysz wywrócił oczami.
            Słońce zdążyło już zajść za horyzont, ale nie mieliśmy specjalnie ochoty wracać do swoich domów. Od ponad czterdziestu minut siedzieliśmy w przytulnym lokalu, na naszych stałych miejscach – Kagami wcinał hamburgery, komentując dzisiejszy mecz, a ja starałem się go słuchać, jednocześnie obserwując ludzi, którzy nas mijali.
- Co tak patrzysz przez to okno?- mruknął Kagami.
- Bez szczególnego powodu – odpowiedziałem, wzruszając ramionami.- Ciekawi mnie, czy po powrocie do domu, robisz sobie jeszcze kolację?
- Nie, to jest moja kolacja – odparł, pochłaniając ostatnią bułeczkę.- Ale jeśli jestem głodny, to coś tam sobie zrobię, ale niezbyt ciężkiego.
- Jak wygląda twój plan dnia?
- Cz-czemu cię to ciekawi?
- Mam dziwne wrażenie, że prowadzisz niezdrowe życie – mruknąłem, patrząc na pustą już tacę.- Takie duże posiłki w barze szybkiej obsługi na pewno nie działają dobrze na twój organizm.
- Jakbym jadał tutaj codziennie, to inna sprawa – powiedział Kagami, wzruszając ramionami.- Ale nie martw się tak o mnie, dbam o dietę. Mogę ci nawet dać parę wskazówek, jak nabrać ciała.
- Nie odpowiada ci moja sylwetka?
- Nie no, jest w porządku, podoba mi się, ale…
            Oboje zarumieniliśmy się w tym samym czasie i szybko odwróciliśmy od siebie wzrok. Ja spojrzałem w blat stolika, Kagami zaś w okno.
- R-rumienisz się – bąknął.- Pierwszy raz widzę…
- Ty też się rumienisz – mruknąłem.
- T-ta… sorry… to, co powiedziałem, mogło trochę dziwnie zabrzmieć i…
- No, zabrzmiało.
- Zapomnij… Chodziło mi o to, że… d… d-dobrze wyglądasz, ale jeśli chcesz grać w kosza, to powinieneś nabrać masy, no!- dokończył szybko, a potem nabrał powietrza w płuca i wstrzymał je na prawie minutę.- Powiedz coś…
- Dlaczego?
- Bo czuję się niezręcznie!- warknął.
            Odchrząknąłem głośno i wyprostowałem się, znów patrząc w okno. Moje serce biło jak oszalałe, bałem się spojrzeć na Kagamiego, bałem się, że stracę nad sobą kontrolę i powiem mu, że jestem w nim zakochany, albo co gorsza pochylę się i go…
            Nie, nie ma mowy. Nie jestem przecież aż tak niezrównoważony…
- Ten Papa Mbaye Siki był naprawdę wkurzający – westchnąłem.- Mało kto potrafiłby tak mnie zdenerwować.
- Oh, serio?- Kagami podrapał się po głowie, podpierając łokcie o blat stolika.- No tak, pierwszy raz widziałem cię naprawdę wkurzonego. Ale nie chodziło tylko o nazwanie cię „dzieciakiem”, no nie?
- Zgadza się.- Skinąłem lekko głową.- Nie lubię ludzi, którzy lekceważą swoich przeciwników.
- Poza tym, bądź co bądź, kumplowałeś się z resztą tych całych członków Pokolenia Cudów, nie?
- Nie powiedziałbym, że byliśmy przyjaciółmi – zacząłem.- jednak darzę ich szacunkiem.
- A ten, który jest w Shuutoku? Następny w kolejce, z którym się zmierzymy?
- To Shintarou Midorima-kun – odparłem.- Nigdy nie mogłem go do końca zrozumieć. To bardzo specyficzna osoba.
- Co masz na myśli?
- Jest wierny swojemu horoskopowi. Zawsze ma przy sobie szczęśliwy przedmiot, który jest w nim wskazany… no i owija dłoń bandażem. Sam nie wiem, dlaczego. Jest raczej poważny i wszystko robi z dokładnością.
- Szczęśliwe przedmioty?- Kagami skrzywił się lekko.- No a na jakiej gra pozycji?
- Rzucający obrońca.
- Czyli skupia ataki z dystansu, co?- westchnął, zbierając papierki po hamburgerach i układając je na tacy.- No cóż, czekają nas jeszcze trzy mecze, nim będziemy mogli się z nim zmierzyć. Wychodzimy?
- Uhm, jasne.- Skinąłem głową, po czym posprzątałem po sobie i, zabrawszy torbę, ruszyłem za Kagamim.
            Opróżniliśmy tace i odłożyliśmy je na stolik przy koszach na śmieci. Wyszliśmy na zewnątrz, oboje odetchnęliśmy z przyjemnością. Na dworze wciąż było dość ciepło, choć jesień zbliżała się coraz bardziej.
- Ej, a może się o coś założymy co?- zapytał nagle Kagami, patrząc na mnie z uśmiechem.
- Hm? To znaczy?
- Jeśli przegramy turniej, będziemy musieli zrobić coś dla siebie nawzajem. Na przykład każę ci zjeść całą stertę hamburgerów!
- Głupi pomysł – stwierdziłem z westchnieniem.- To niemożliwe, sam widziałeś, że ledwie zjadłem 1/10 steku po meczu przeciwko Kise.
- Dlatego to będzie dla ciebie motywacja, żeby starać się ze wszystkich sił!- zaśmiał się Kagami.- Chociaż z drugiej strony chciałbym zobaczyć, jak się męczysz, hehehe…
- Kagami-kun, jesteś sadystą?
- Yyy, nie – bąknął.
- To nieładnie znęcać się nad kolegami.
- Przymknij się! Też będziesz miał z tego korzyści! Sam możesz coś wymyślić na mnie, jeśli przegramy. No, co bym miał na przykład zrobić?
            Zatrzymałem się w miejscu, patrząc na niego uważnie. W sumie, jakby się tak zastanowić, faktycznie mógłbym mieć z tego korzyści. Uśmiechnąłem się do siebie i pokręciłem głową, znów ruszając.
- Chyba jednak wolę nie pytać, co wymyśliłeś – mruknął Kagami.- Ta mina była naprawdę straszna.
            Mijaliśmy właśnie jedno z ulicznych boisk, kiedy mój wzrok przykuła leżąca pod koszem piłka. Kagami też najwyraźniej ją spostrzegł, bo oboje spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie, a potem uśmiechnęliśmy się i skierowaliśmy w tamtą stronę.
            Weszliśmy na boisko i odłożyliśmy nasze torby i kurtki na ławeczce. Kagami zabrał piłkę i odbił ją kilka razy, sprawdzając twardość.
- Nie jest może idealna, ale grunt, że się odbija – mruknął.- 1 on 1 z tobą nie ma żadnego sensu, więc może chcesz poćwiczyć rzuty do kosza.
- Cóż…- Odebrałem piłkę, którą mi rzucił.- Niespecjalnie mi to wychodzi, a coś czuję, że próbujesz poprawić sobie humor. Nie mam zamiaru cię rozweselać, Kagami-kun. Proponuję poćwiczyć podania.
- Ćwiczymy je już od dawna – westchnął mój towarzysz, odbierając ode mnie piłkę i rzucając ją do kosza. Jakżeby inaczej, trafiła w sam środek, obręcz nawet nie drgnęła.
- Długo grasz w kosza, Kagami-kun?- zagadnąłem.
- Od dziecka – odparł, wzruszając ramionami.- Kiedy przeprowadziłem się do Ameryki, wciągnął mnie w to mój stary znajomy. Zacząłem grać coraz częściej, aż w końcu to pokochałem. Nic więc dziwnego, że po powrocie do Japonii nadal to kontynuuję.
- Chcesz zostać zawodowcem?
- Hmm…- Kagami przekręcił głowę na bok.- Właściwie to zawsze chciałem zostać strażakiem.
- Strażakiem? No tak, z twoją sylwetką pewnie nieźle byś się spisywał. Ratowałbyś kotki z drzew, sprzątał ulice…
- Tsk! Ratowałbym ludzi z pożarów, to chciałeś powiedzieć!- warknął Kagami, znów rzucając do kosza.- Nie wiem jeszcze, czy będę ciągnął to marzenie. Może zmienię zdanie, kto wie. Mam jeszcze sporo czasu. A ty?
- Nie zastanawiałem się nad tym szczególnie – odparłem.- Chociaż to byłoby interesujące, grać w reprezentacji narodowej.
- Musiałbyś naprawdę dużo ćwiczyć. I nabrać ciała. Póki co nadal jesteś słaby.
- Wykorzystałbym urok osobisty i na pewno by mnie przyjęli.
            Kagami parsknął śmiechem, kręcąc głową. Znów chwycił piłkę i tym razem podbiegł do kosza, wykonując zgrabny skok.
- Jak tam jest? – zadałem kolejne pytanie, chcąc utrzymać tę przyjemną rozmowę. Usiadłem na ziemi i oparłem się o ogrodzenie.- Mam na myśli, w Ameryce.
- Strasznie głośno – odparł po chwili zastanowienia.- Miałem szczęście mieszkać w ładnej dzielnicy, ale sporo jest też takich, gdzie smród nie ustępuje ani na moment. No i mnóstwo tam bezdomnych. W mojej okolicy było spoko, ludzie byli życzliwi, ale lubili plotkować. W sumie… Ameryka jak każde inne miejsce na Ziemi. Tylko mówi się po angielsku.
- Gdzie dokładnie mieszkałeś?
- W Los Angeles.
- Oh, ciekawe – mruknąłem.- Ale jeśli chodzi właśnie o język, to mimo, że mówisz płynnie, pisanie niezbyt ci wychodzi, prawda? Widziałem twoje wyniki z ostatniego testu. Wstyd, Kagami-kun, wstyd.
- Zamknij się! Ortografia nigdy mi nie szła, no – warknął, podchodząc do mnie i siadając obok. Zakręcił piłką na palcu i westchnął ciężko.
            Oparłem głowę o siatkę ogrodzenia i wpatrzyłem się w migoczące jasnym blaskiem gwiazdy, widoczne nad naszymi głowami. Słyszałem, jak Kagami sięga po swoją torbę i wyciąga z niej napój, upija kilka łyków i znów wzdycha.
            Naprawdę nie miałem ochoty wracać do domu. W tym momencie chciałem oprzeć się o ramię Kagamiego i po prostu siedzieć tak przy nim, zapomnieć o wszystkim, co było, skupić się na tej jednej chwili, kiedy mogę być tu przy nim, milcząc, czy też rozmawiając na błahe tematy.
            Bardzo tego pragnąłem.
- Tylko nie uśnij – mruknął z lekkim uśmiechem, trącając mnie łokciem.
- Nie jestem specjalnie śpiący – odparłem.- Z chęcią posiedzę tu jeszcze jakiś czas.
- Mogę ci potowarzyszyć, i tak wracam tylko po to, by się wykąpać i przespać.
- To miłe z twojej strony.
- Chcesz się napić?
- Tak, dziękuję.
            Upiłem kilka łyków z jego butelki, myśląc o czymś tak głupim jak pośredni pocałunek. Oddałem mu napój i oparłem się wygodnie, w momencie kiedy nad moją głową nagle pojawił się jakiś wielki cień, atakując ogrodzenie. Drgnąłem nerwowo, wydając z siebie cichy krzyk przerażenia, nieświadomie chwyciłem dłoń Kagamiego i ścisnąłem ją mocno.
- C…! To tylko jakieś ptaszydło, czego się boisz?- Kagami zaśmiał się lekko.
- Uh…- Patrzyłem przez chwilę jak olbrzymi kruk odlatuje w kierunku drzew, kracząc nieprzyjemnie głośno.- Nie śmiej się, Kagami-kun, mogłem dostać zawału!
- Jasne, jasne! Rany, co za obciach, przestraszyć się małego ptaszka…
- Sam masz ma…- urwałem szybko, rumieniąc się lekko. Westchnąłem cicho, zirytowany.
- Uhm…- Kagami poruszył dłonią, którą wciąż ściskałem.
- Ah, wybacz…- mruknąłem, teraz rumieniąc się już zupełnie.
- Spoko – mruknął, również się rumieniąc.
            Świetnie. Teraz to już naprawdę doprowadziłem do bardzo niezręcznej sytuacji. Brawo dla ciebie, Kuroko Tetsuya, jeszcze tylko powiedz mu, że go kochasz, pocałuj i będzie idealna scena do jakiegoś serialu dokumentalnego o życiu nastolatków z problemami.
            „Kuroko Tetsuya, lat 16: Jest gejem, zakochał się w koledze z drużyny, wyznał mu miłość i pocałował bez ostrzeżenia.”. Albo krócej. „Kuroko Tetsuya, lat 16. Jest homoidiotą”
            Cisza między nami stawała się coraz bardziej krępująca, ale nie miałem pojęcia, co mógłbym teraz powiedzieć. Wszystko wydawało mi się albo głupie, albo niewłaściwe. Kagami również się nie odzywał, ale przynajmniej znalazł zajęcie dla swoich ust – co chwila upijał łyk swojego napoju.
- Wracajmy do domu – westchnąłem w końcu, wstając z ziemi i podając mu rękę, by pomóc wstać. Kagami po krótkiej chwili odłożył butelkę i chwycił ją.
            Już chciałem otrzepać spodnie i zabrać swoją torbę, kiedy coś mnie powstrzymało. Kiedy Kagami wstał, nie odsunął się ode mnie, wręcz przeciwnie. Wciąż stał przede mną, zaskakująco blisko, nawet przez ubrania mogłem czuć ciepło jego ciała. Spojrzałem w górę, na jego twarz, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, nie zdążyłem o nic zapytać.
            Kagami pochylił się, kładąc swoją szorstką dłoń na moim policzku, uniósł delikatnie mój podbródek i pocałował mnie. Zrobił to zupełnie tak, jak wielokrotnie to sobie wyobrażałem: rozchyliwszy nieco szerzej usta, całując mocno, delikatnie przygryzając moje wargi. Prawdziwie zwierzęcy, ale jednak nie tak dziki pocałunek.
            Nie miałem pojęcia, co zrobić z rękoma. Trzymałem je lekko uniesione, wpatrując się w zamknięte oczy Kagamiego, nieporadnie odpowiadając na jego pocałunek. To nie był pierwszy raz, kiedy się całowałem, ale zrobił to tak nagle, tak bardzo mnie zaskoczył, że ledwie za nim nadążałem.
            Kiedy Kagami wsunął mi do ust swój język, miałem wrażenie, że odpłynę. Drugą dłoń przesunął na moją szyję, trzymając kciuk na policzku, odrobinę mocniej unosząc moją twarz ku sobie. Jego dotyk był zaskakująco łagodny, zupełnie niepodobny do jego typowego, dzikiego charakteru i zachowania.
            W końcu odważyłem się objąć go delikatnie. Przymknąłem oczy, odsunąłem lekko głowę, zmuszając Kagamiego, by bardziej się pochylił, przyciągałem go w ten sposób. Widać było, że jest zachłanny – nie przerwał pocałunku, nie przeszło mu przez myśl, że próbuję się od niego oderwać.
            Oczywiście, nawet o tym nie myślałem.
            Z niepokojem poczułem, że ten pocałunek zaczyna działać na mnie bardziej, niż bym tego chciał. Ale bardzo, naprawdę bardzo ciężko było mi zmusić się do przerwania. Nawet, jeśli zaczynało brakować mi oddechu, nie odsunąłem się, wręcz przeciwnie – przylgnąłem do Kagamiego, przygryzłem delikatnie jego wargę, by dać mu do zrozumienia, że nie ma do czynienia z kobietą. Zawarczał cicho i ugryzł mnie lekko, powstrzymałem się od chichotu, ale uśmiechnąłem.
            Przesunęliśmy się kawałek, aż Kagami oparł się plecami o ogrodzenie. Przygarnął mnie do siebie, objął mocno i przycisnął do swojego ciała, jakby obawiał się, że będę chciał uciec. Położyłem dłonie na jego biodrach, niemalże wspinałem się na palce, by sięgnąć jego ust i pogłębić pocałunek. Żaden z nas nie mógł porządnie odetchnąć, ale i tak nie przerywaliśmy.
            Do czasu, kiedy usłyszeliśmy głośny trzask.



6 komentarzy:

  1. Jejejejejeej~!
    A jednak opłacało się wejść na bloga wcześniej niż zazwyczaj! Kurde, dziewczyno, ten rozdział mnie podbił całkowicie!! Świetny, niesamowity, zaskakujący, cholercia, to było piękne! Te niezręczne sytuacje, oh, ah, kawaii :3 No, a potem....... IDEALNY MOMENT <3 Kurdełę, nigdy bym się czegoś takiego po Kagamim nie spodziewała! Szczerze mówiąc, to myślałam, iż to nasz mały homoidiota nie będzie mógł się powstrzymać, a tu proszę! Milutkie zaskoczenie :) I ten opis pocałunku <3 <3 <3 Rozpływam się po prostu!!! Dziewczyno, co Ty ze mną robisz? Zamiast mózgu mam teraz tęczową breje! ><
    Wszystko tak się ładnie ułożyło, ah, chyba przeczytam ten rozdział jeszcze kilka razy, bo coś mi bardzo przypadł do gustu :P Jak na razie jest to Twój najlepszy rozdział, jeśli chodzi o Kuroko no Yaoi, jednak wiem, że z czasem coraz więcej rozdziałów zacznie podbijać moje serce ♥
    Wracając do pocałunku: Czytając ten opis cały czas miałam przypływ motylków w brzuchu, a to się rzadko zdarza pod czas czytania jakiś opowiadań. To właśnie ta reakcja mówi mi: O KURDE, TO BYŁO DOBRE!
    I było dobre, muszę się z nią zgodzić :D Warto było czekać na ten rozdział, bo go pochłonęłam w kilka minut i bardzo mi smakował, omomom!
    AaaaAaAAAaaa! Nie mogę się ogarnąć po tym ich pocałunku! *o* Idealne, piękne, perfekcyjne, oh, ah, cudne, kochane, słodziutkie, mistrzowskie <3 <3 <3
    A teraz zapraszam na perełki:

    "- Przegrałem.
    - Ha?- Kagami spojrzał na niego dziwnie.
    - W kolejnym meczu, zrób coś dla mnie i wygraj.
    - Yyy…? Ah, jasne…
    Zmarszczyłem lekko brwi, czując, że jego słowa wcale nie były szczere. Jak się po chwili okazało, moja intuicja mnie nie myliła – Tatuś spojrzał na Kagamiego z wyższością i uśmiechnął się wrednie.
    - Żartowałem, głąbie!- krzyknął.- Jesteś głupkiem! Głupkiem!" <- czekałam na to <3 I śmiałam się tak samo bardzo, jak podczas oglądania anime <3 hahahahahha

    "Kuroko Tetsuya, lat 16: Jest gejem, zakochał się w koledze z drużyny, wyznał mu miłość i pocałował bez ostrzeżenia.”. Albo krócej. „Kuroko Tetsuya, lat 16. Jest homoidiotą” <- O MAJ GAD. PODBIŁAŚ MNIE TYM TEKSTEM! HAHAHAH, homoidiota :'D Skąd Ty bierzesz te pomysły, no skąd? Błagam powiedz! Mistrzowskie, po prostu mistrz!

    I za takim pozytywnym akcentem zakończymy komentarz, jeszcze dodam, że jesteś moją boginią opowiadań yaoi, że Cię kocham i kocham Twoją twórczość, no i tak z totalnej beczki dodam, że kocham Midorimę, no i ten.... To chyba tyle :P
    Dziękuję, że piszesz <3 <3 Bez tych opowiadań chyba bym umarła! >< Pozdrawiam serdecznie i życze maaaasyyy wenyyy!
    Twoja Megan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jeszcze taka mało sprawencja: NA KURWĘ TEN TRZASK NA KONIEC? Jeśli to będzie tylko jakiś pieprzony sen, to lekko się wkurzę, ale wiem, że w niektórych momentach taki "wkurw" jest potrzebny czytelnikom :3
      W sumie, to ciekawie by było, jakby to był tylko jakiś sen, czy cuś, albo jakby ktoś tam do nich wparował, np. taki Kise xd Haahaha, beka by była :P No, ale nie zmienia to faktu, że moja cierpliwość...zaraz, jaka cierpliwość? CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ I MA BYĆ MIGIEM!!!
      Pozdrawiam serdecznie, Twoja oszalała fanka, Megan

      Usuń
  2. Jejku <3 Moje ulubione KagaKuro <3 To było CUDNE <3 Czekam na więcej ^^ Weny !
    ~Deirdre

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie *.*
    Po takim złym dniu w szkole to moje wybawienie.

    Czytam, czytam i myśle...
    Kiedy kurde sie cmokną?
    I nagle...
    BUM
    A ja leżę z krwotokiem na podłodze

    Arigato za ten cudowny rozdział.

    We are the Champions my friend,
    Yew S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rawr, tak bardzo zajebiaszczy chapek :-)
    Nie mogłam się doczkqć, bardzo mi się podobają KagaKurosze w Twoim wykonie... znowu turlam się w pościeli.
    Mrał, tygrysek zrobił pierwszy krok, nareszcie!
    Tylko pytanie, KTO ICH DO DIABŁA PODGLĄDAŁ?
    *łypie złowieszczo znad okularów*
    Do następnego, weny dużo życzy smok :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. ŁOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOŁ
    LEŻĘ I KRWAWIĘ
    KAGAMI AWWW
    To tyle, paa!!

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń