Między nami

    Neon pubu mieszczącego się pośrodku ciemnej i wąskiej uliczki raził mnie już z daleka. Rozejrzałem się niepewnie wokół, gdy skręcałem w tamtą stronę, mając wrażenie, że wszyscy dobrze wiedzą co to za miejsce i kto do niego chadza. W normalnych okolicznościach pewnie bardziej bym się tym przejmował – ba, nie szedłbym tam w ogóle – ale tego wieczora miałem tak fatalny humor i tak bardzo potrzebowałem czyjegoś towarzystwa, że chociażby nakrył mnie sam dyrektor firmy, w której pracowałem, albo mój rywal o awans, zignorowałbym wstyd i zażenowanie i skończył dokładnie tam, gdzie zamierzałem.
    Podszedłem szybkim krokiem do pubu i wspiąłem się po jedynych trzech stopniach, popychając jednocześnie drzwi – odważnie, bez zbędnego wahania. Dopiero znalazłszy się w środku wyciągnąłem szyję, uwalniając usta i nos zza kołnierza mojego płaszcza. Wyprostowałem do tej pory zgarbione ramiona i przesunąłem spojrzeniem po korytarzyku, w którym stałem.
    Po mojej prawej stronie znajdowały się drzwi do szatni. Zerknąwszy dyskretnie do wnętrza, ujrzałem siedzącego za ladą zupełnie zwyczajnego faceta. Mógł być w podobnym do mojego wieku, czyli nie mieć więcej niż trzydziestu lat. Czarne włosy, jakby nastroszone, opadały swobodnie grzywą na prawe oko. Sylwetka zdawała się być umięśniona, ale ponieważ mężczyzna siedział, trzymając na kolanach gazetę, nie mogłem tego stwierdzić na pewno.
–    Dobry wieczór...- mruknąłem, ściągając płaszcz i kładąc go wraz z teczką na ladę, nie zapomniawszy o tym, by wcześniej wyjąć z niej portfel.
–    Dobry – odparł, wstając z westchnieniem. Odłożywszy magazyn, chwycił moje rzeczy i ruszył z nimi wzdłuż szeregu wieszaków. Wrócił do mnie po chwili z małą tabliczką z numerem dwadzieścia cztery. Siadając z powrotem i biorąc do ręki magazyn, rzucił jedynie:- Jak pan zgubi, dwa tysiące kary.
–    Jasne.- Skinąłem machinalnie głową, wsuwając tabliczkę do przedniej kieszeni moich spodni. Wygładziłem mój sweter w szare pasy o dwóch odcieniach, po czym wyszedłem na korytarz, a z niego udałem się tym razem ku drzwiom naprzeciwko, prowadzącym bezpośrednio do sali.
    Klientów nie było zbyt wielu. Sunąc powoli spojrzeniem po wnętrzu, naliczyłem trzy osobliwe parki tańczące na parkiecie, oraz około dziesiątki innych mężczyzn, w tym aż kolejne trzy duety. Udałem się więc w stronę lady barowej, spoglądając na tych, którzy siedzieli samotnie. Nie powinienem oceniać ich po wyglądzie, ale ciężko było nie zauważyć, iż żaden z nich raczej nie prezentował się zachęcająco.
–    Whiskey z lodem – rzuciłem do niewysokiego kelnera, który spojrzał na mnie dość obojętnie, jednak skinął głową i zaczął posłusznie przygotowywać napój. Po chwili na podkładce przede mną pojawiła się szklanka z grubego szkła, wypełniona brązowym płynem, w którym unosiły się trzy kostki lodu. Westchnąłem cicho, przysuwając do siebie trunek i od razu upijając spory łyk.
    Dzisiaj chyba też mi się nie uda...
    Byłem w tym pubie po raz pierwszy, tylko dlatego, że polecił mi go znajomy. Zwykle chodziłem do innego, nieco bardziej przytulnego, a przede wszystkim – oddalonego od mojego domu i mojej pracy o kilkadziesiąt kilometrów. Poznałem tam już wielu typów, w końcu się też zakochałem...
    Chyba już nigdy nie wyznam nikomu uczuć.
    Popijając moją whiskey, znów zacząłem się rozglądać, choć tym razem bardziej dyskretnie. W życiu odwiedziłem już sporo pubów i barów dla gejów i zawsze dobijało mnie to, że niektóre z nich sprawiały wrażenie zbyt oczywistych – w ciemnych barwach czerwieni, brązu lub fioletu oraz czerni, zbyt intymne, zbyt prywatne... Jasne, w takich miejscach prywatność to podstawa, ale bywają miejsca, kiedy już na pierwszy rzut oka widać, gdzie się trafiło. Niektórzy reagują zbyt ostro, a kiedy tylko widzi się kogoś, kto bez wahania przekracza progi, z góry wiedzą również, z kim mają do czynienia.
    Już parę razy zdarzyło mi się wpaść w bójkę z powodu nietolerancji innych.
    Jednak to miejsce mógłbym nawet polubić. Choć urządzone w graficie i brązie, nie było przesadnie przyciemnione, a krzesła i fotele, obite skórą w kolorze mlecznej czekolady nie wyglądały na tanie i tandetne. Uroku całości dodawała jedna ze ścian, wyłożona niewielkimi cegiełkami oraz wnęka, w której na specjalnym regale, za oszklonymi ściankami można było przejrzeć całą kolekcję win. Zgadywałem, że można je było kupić, ponieważ z boku na ściance znajdowała się ozdobna karta w ramie, zapewne zawierająca ceny butelek.
    Znów upiłem łyk mojego trunku, z radością witając przyjemnie palące gardło uczucie, rozchodzące się po przełyku aż do żołądka. Miałem wrażenie, że moje nerwy powoli się uspokajają, wyciszają, a zastępuje je ulga i ukojenie.
    Oparłem ręce o ladę, by było mi wygodniej. Od czasu do czasu odwracałem lekko głowę, spoglądając na pozostałych gości. Kilka par opuściło już lokal, inna wyraźnie się do tego szykowała. Poza nimi było kilku singli, na widok których zaczynałem zastanawiać się, czy aby na pewno mam ochotę na jakieś relacje.
    Cholera. Że też akurat teraz, kiedy tak bardzo potrzebowałem bliskości...
–    Cześć, Kenma! London Fever dla mnie, jak zawsze. Tylko tym razem daj mniej lodu, trochę przymarzłem.
    Słysząc po swojej prawej stronie całkiem przyjemny męski głos, obróciłem głowę raczej bez zbędnego zainteresowania. Spodziewałem się zobaczyć kogoś równie mało atrakcyjnego jak reszta gości pubu, lecz ku mojemu zdziwieniu ujrzałem prawdopodobnie najprzystojniejszego faceta w moim życiu.
    Nie, przepraszam, to był błąd.
    On zdecydowanie był najprzystojniejszym facetem, jakiego widziałem w życiu.
    Ze szklanką zawieszoną w połowie drogi do moich rozchylonych lekko ust, wpatrywałem się w oniemieniu w mężczyznę, który usiadł dwa miejsca dalej. Jego skóra była jasna, gładka i czysta, przyozdobiona jedynie subtelnym pieprzykiem pod lewym okiem. Włosy miał szare, oczy zaś jasnobrązowe, a ich spojrzenie wydawało się być tak delikatne i przyjazne, jak gdyby nigdy nie widziały złego, a sam ich posiadacz był wiecznym optymistą. Towarzystwa kogoś takiego właśnie mi brakowało, choć nie powinienem oceniać go już na pierwszy rzut oka. Równie dobrze mógł być zimnym, fałszywym draniem, który łamał serce każdemu facetowi, który stracił dla niego głowę.
    Ja chyba od razu to zrobiłem.
–    Dzięki – rzucił do kelnera, odbierając szklankę wypełnioną czerwonym trunkiem. Sposób, w jaki pił, wydawał mi się być wprost idealny – gustowny i elegancki, ale jednocześnie zupełnie naturalny i zrelaksowany.
    Przełknąłem ciężko ślinę, starając jak najszybciej przypomnieć sobie teksty, którymi zwykle zagadywałem nieznajomych, przy okazji sprawdzając też, czy żaden inny klient nie jest równie zainteresowany ów mężczyzną, co ja. Wyglądało jednak na to, że byli zbyt zajęci sobą lub alkoholem, toteż postanowiłem natychmiast wykorzystać nadarzającą się okazję.
–    Czym się rozgrzewasz?- rzuciłem niby swobodnie, a ledwie wypowiedziawszy te słowa, w myślach zacząłem już przywiązywać się do stosu za tak lamerski tekst.
    Mężczyzna spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że ktoś jeszcze siedzi przy barze. Sądziłem, że mnie wyśmieje, albo zignoruje, jednak on uśmiechnął się do mnie życzliwie, odkładając szklankę na swoją podkładkę.
–    London Fever, mieszanka ginu, rumu, soku z limonki i grenadyny – odparł, po czym uniósł szklankę i okręcił ją, jakby się jej przyglądał.- Jest dość słodka, ale smaczna i szybko rozgrzewa. A ty, jak widzę, standardowa whiskey z lodem?
–    Och, nie mam głowy do tych wszystkich drinków – zaśmiałem się nerwowo.- Kiedyś próbowałem kilka losowych mieszanek, ale jakoś nie zapamiętałem żadnej nazwy.
–    Whiskey i wódka też są dobre – powiedział mężczyzna, przygryzając lekko wargę w nieudolnej próbie ukrycia uśmiechu.- Jak chcesz się szybko upić.
–    Cóż...- Nie wiedziałem do końca, jak powinienem na to odpowiedzieć, więc zaśmiałem się jedynie nerwowo, drapiąc po głowie. Westchnąłem, po czym zebrałem się w sobie i, zsunąwszy się z wysokiego stołka, podszedłem do tego obok nieznajomego, wyciągając ku niemu dłoń.- Sawamura Daichi, miło cię poznać.
–    Wzajemnie – odparł z uśmiechem. Choć wydawał mi się wręcz delikatną osobą, jego uścisk był mocny, typowo „męski”.- Sugawara Koushi. Możesz mi mówić po prostu „Suga”, jak większość moich znajomych.
–    Nie masz nic przeciwko, żebym się dosiadł?- chciałem się upewnić.
–    Jasne.- Skinął głową.- Rzadko kiedy spotykam tu przystojnych facetów, a towarzystwo jakiegoś jest zawsze mile widziane.
    Słysząc to, poczułem na twarzy kolejne rumieńce, tym razem jeszcze mocniejsze niż poprzednie. Szczerze mówiąc byłem raczej prostym facetem i zwykle nawet nie zwracałem uwagi na komplementy, nie wspominając już o tym, że w ogóle nie interesowałem się potencjalnymi związkami. Ale odkąd poprzedni facet, w którym się zakochałem, odszedł bez słowa wyjaśnień, a ja skończyłem ze złamanym sercem, rozpaczliwie szukając sympatycznego towarzystwa, nawet zwykłe powitanie mnie sprawiało mi radość.
    Nie zależało mi na seksie, czy przelotnych czułościach w ciemnej uliczce, ani nawet o przelotny romans. Chciałem tylko uwagi i rozmowy z kimś, kto postarałby się mnie zrozumieć.
–    To twój pierwszy raz w barze dla gejów?- zagadnął Sugawara łagodnym tonem, upijając łyk swojego London Fever.
–    Nie – odparłem, kręcąc nieznacznie głową.- Do tej pory odwiedzałem ten na przedmieściach, niedaleko Mostu Shiroi. Nie bywałem tam często, bo jest z dala od mojego mieszkania i pracy. Ale w tym tutaj jestem pierwszy raz.
–    Co cię skłoniło do tego, żeby nagiąć swoje zasady i przyjść do tego pubu?
–    Moje zasady?
–    Mówisz, że do tej pory odwiedzałeś „Biały Kącik” - wyjaśnił Koushi, znów upijając łyk alkoholu.- Zgaduję więc, że masz  niepisaną zasadę, by nie odwiedzać tego typu miejsc położonych w otoczeniu twoich znajomych.
–    No tak – przyznałem, sapnąwszy cicho.- Bywasz w „Białym Kąciku”?
–    Jest dość popularny – odparł mężczyzna, skinąwszy z uśmiechem głową.- Poza tym całkiem tam przytulnie. Ale ja wolę bliższe miejsca, a to tutaj jest akurat moim ulubionym.
–    Często tu bywasz?
    Sugawara uśmiechnął się szerzej i, patrząc mi w oczy, powoli napił się drinka. Nie wiedziałem, co znaczyło to spojrzenie, ale to i tak nie miało większego znaczenia – wystarczyło ono, bym poczuł przechodzący przez całe moje ciało gorący dreszcz.
–    Wtorki i soboty – powiedział.- Czasami nie mam ochoty przychodzić, a czasami przychodzę też w inne dni. Wszystko zależy od nastroju.
    Przełknąłem ciężko ślinę, upijając pospiesznie spory łyk mojej whiskey. Lód zdążył już się roztopić, nie wiem tylko czy to przez upływ czasu, czy może moją zdecydowanie zbyt gorącą dłoń, którą wciąż trzymałem szklankę, mimo że odłożyłem ją na podkładkę.
    Czy mi się wydawało, czy wysłał mi właśnie jakiś sygnał?
    Wyglądało na to, że często bywa w tym pubie, pytanie tylko czy zawsze przychodzi sam, szukając towarzystwa, czy jednak w towarzystwie znajomych? Jeśli to pierwsze, czy często kończy tak, jak lubią kończyć stereotypowi faceci odwiedzający takie miejsca? Fakt faktem, że wielu z nich szuka partnera na dłużej, ale i tak większość z nich zaczyna od łóżka.
    Chciałem po prostu znaleźć kogoś do towarzystwa tego wieczora, by z nim pogadać i się napić, trochę lepiej poznać i albo się zaprzyjaźnić, albo rozejść w dwie strony.
    Ale w Sugawarze było coś, co sprawiało, że miałem ochotę na więcej. Dotknąć go, pocałować, spróbować London Fever prosto z jego ust... Pewnie nie miałbym też nic przeciwko paru innym poważniejszym rzeczom, jednakże czułem, że jeżeli miałoby to trwać tylko jedną noc, szybko zacząłbym za tym tęsknić, z kolei gdyby był to przelotny romans...
    Już raz zadurzyłem się w ten sposób.
    I nie skończyło się to ciekawie.
–    Skrzętnie unikasz odpowiedzi na moje pytanie – powiedział Sugawara.
–    Hmm? Przepraszam, chyba przeoczyłem...- bąknąłem nerwowo.
–    Dlaczego tu przyszedłeś?- Uśmiechnął się do mnie.- Dlaczego wybrałeś pub dla gejów mieszczący się blisko twojego domu i pracy?
–    Och, cóż...- Podrapałem się po karku, wzdychając lekko. Wiedziałem, że to zauważy, i choć poniekąd właśnie po to przyszedłem do pubu, nie byłem już pewien, czy chcę się zwierzać.- Zły humor?
–    Złamane serce – poprawił mnie natychmiast.
–    Aż tak to widać?- zaśmiałem się lekko.
–    Po prostu znam się na ludziach – odparł spokojnie, skinąwszy głową na powitanie przechodzącemu obok nas wysokiemu mężczyźnie o kasztanowych włosach. Facet spojrzał na mnie z zainteresowaniem, a potem podszedł do kelnera i, zamówiwszy sobie drinka, usiadł w jednym z boksów.- Poza tym większość gejów przychodzi do pubów właśnie ze względu na miłość.
–    A ty należysz do tej większości?- zapytałem, spoglądając na niego.
–    Nie do końca – odpowiedział.- Ale znam się trochę na pocieszaniu. To był długi związek?- zapytał, upijając łyk alkoholu.
–    Wygląda na to, że to wcale nie był związek – odparłem.- Przynajmniej nie dla niego.
–    Czyli miałeś nadzieję na coś więcej. Nie było po nim widać, że chce raczej przelotnego romansu?
–    Dogadywaliśmy się nadzwyczaj dobrze, myślałem, że czuje to samo – westchnąłem, wzruszając ramionami.- Ale parę dni temu, kiedy poszedłem do jego mieszkania, zastałem je zupełnie puste. Właścicielka powiedziała, że wyprowadził się dzień wcześniej. A więc po tym, jak powiedziałem mu, że go...- urwałem, prychając w udawanym rozbawieniu. Dokończyłem moją whiskey i poprosiłem przechodzącego akurat obok kelnera o dolewkę.- Staram się myśleć, że „było, minęło”, ale chyba jest jeszcze trochę za wcześnie na to.
–    Ludzie myślą, że takie historie zdarzają się tylko w filmach – mruknął Sugawara, opierając policzek o dłoń i patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.- W przypadku homoseksualistów jest trochę gorzej, no nie? Jest nas mniej, więc zawsze mamy nadzieję na to, że trafiliśmy na kogoś wyjątkowego. Szkoda, że rzeczywistość nie może być choć odrobinę podobna do tej z  naszych marzeń.
–    Ciebie też spotkał zawód?- zapytałem, spoglądając na niego.
–    A żeby to jeden?- zaśmiał się.- Ale zawsze staram się uczyć na błędach. Niby łatwo mówić, ale to naprawdę w życiu pomaga.
–    Masz teraz kogoś?
–    Nie.- Pokręcił z uśmiechem głową.- Jestem singlem.
–    Czego tutaj szukasz?- zagadnąłem, przyglądając mu się z odrobiną ciekawości.- Bywasz tu dość często. Dla rozrywki, czy może...?
–    Jeśli masz nadzieję na to, że szukam miłości, to cię rozczaruję – powiedział spokojnie, kończąc swojego drinka.- Ale jeśli chcesz pójść ze mną do mojego mieszkania, to z chęcią cię zaprowadzę.
–    Cóż...- Zarumieniłem się lekko i podrapałem nerwowo po karku. Jego śmiała propozycja dość mnie zaskoczyła – no, właściwie to bardzo. Nie próbowałem idealizować Sugawary, w końcu praktycznie w ogóle go nie znałem, jednak miałem nadzieję, że tego wieczora coś się jednak zmieni. Nie musieliśmy się od razu się zaprzyjaźniać, ale byłoby miło mieć znajomego geja, z którym dałoby się porozmawiać o typowym gejowskim życiu.
–    To dobry sposób na odstresowanie i choć chwilowe zapomnienie o złamanym sercu – dodał Koushi, klepiąc mnie lekko po udzie.- Uwierz mi, wiem coś o tym.
    Spojrzałem na jego dłoń, wciąż tkwiącą na moim udzie, choć teraz w bezruchu. Uśmiechnąłem się słabo, chwytając ją delikatnie, ot tak, po prostu, chcąc zwyczajnie poczuć jej ciepło.
–    Wydajesz się być wyjątkowo sympatyczny, Suga. I nie ukrywam, że bardzo mi się podobasz. Ale mimo tego, to nie jest to, po co tu przyszedłem.
–    Hmm, rozumiem – powiedział spokojnie, cofając dłoń. Jego uśmiech nie był ani trochę mniej szczery niż wcześniej, zgadywałem więc, że moja odmowa nie zraniła jego uczuć.- Przyszedłeś więc po prostu porozmawiać?
–    Z kimś podobnym do mnie – przytaknąłem.- No wiesz... z gejem.
–    Nasze pragnienia trochę więc ze sobą kolidują – westchnął Sugawara, spoglądając na mnie życzliwie.- Szkoda. Mogłoby być jeszcze bardziej sympatycznie niż teraz.
    Uśmiechnąłem się do niego ze zrezygnowaniem, skinąwszy głową. Rozumiałem, że to jego pożegnanie, o czym przekonałem się już chwilę później, kiedy Koushi poklepał mnie lekko po ramieniu i zsunął się ze stołka, kierując w stronę siedzącego samotnie mężczyzny, którego powitał wcześniej.
    Westchnąłem ciężko, popijając swoją whiskey. Jasne, mogłem się zgodzić i przeżyć z całą pewnością przyjemne chwile z przystojnym Sugawarą. Problem był jednak taki, że w życiu dość już się nacieszyłem takimi „chwilowymi szczęściami”. Chciałem jedno na dłużej, szczere i bardziej trwałe. Na co jedna czy kilka przypadkowych nocy? Dlaczego mam poprawiać sobie humor tak, by za chwilę mieć podwójnie gorszy?
    Przyjemna jazzowa muzyka rozchodziła się po sali z poukrywanych gdzieś głośników. Wsłuchiwałem się w piosenki, czując jak powoli alkohol uderza mi do głowy. Raz po raz spoglądałem w stronę Sugawary, zajętego rozmową z jego znajomym, trochę mu zazdroszcząc. Wyglądało na to, że po kolejnej szklance po prostu wrócę do mieszkania niepocieszony. Nie było już nikogo, z kim mógłbym pogadać, prócz kelnera, ten jednak nie wyglądał na chętnego.
–    Dzięki za drinki – mruknąłem do niego po opróżnieniu trzeciej z kolei szklanki. Podsunąłem mu kilka banknotów, zsuwając się z krzesła i ruszając w kierunku szatni. Sugawary i jego przyjaciela już nie było, domyślałem się więc, że wyszli, gdy akurat na nich nie patrzyłem, lub przenieśli się do łazienki. Stawiałem jednak na to pierwsze, ponieważ pub wyglądał zbyt porządnie, by tolerować takie akcje.
    Odbierając mój płaszcz oraz teczkę, zastanawiałem się, co będę robić po powrocie do domu. Jutro miałem mieć dzień wolny od pracy, więc teoretycznie mógłbym tej nocy posiedzieć przed telewizorem. Nie byłem głodny, poza tym perspektywa jedzenia po kilku szklankach whiskey z lodem napawała mnie bardziej obrzydzeniem niż entuzjazmem.
    Choć z drugiej strony miałem ochotę napchać się czekoladą i lodami i spędzić czas na oglądaniu nudnego horroru, na którym i tak nie będę mógł skupić myśli.
–    Do widzenia – rzuciłem na pożegnanie szatniarzowi, a ten skinął mi jedynie głową, nie odrywając wzroku od swojego magazynu.
    Wyszedłem z lokalu i zaczerpnąłem świeżego, mroźnego powietrza. Miałem wrażenie, jakby do moich ust i nozdrzy dostały się maleńkie igiełki lodu, kłujące niemiłosiernie w rozgrzane gardło i płuca. Zadarłem wysoko głowę, patrząc na jasny księżyc na niebie, przypominający francuskiego croissant. Wokół niego błyskały maleńkie gwiazdki, lecz z daleka widziałem już nadchodzące ciemne chmury.
    Pewnie znowu spadnie śnieg.
    Westchnąłem ciężko, schodząc po trzech stopniach i kierując się ku głównej ulicy. Przecisnąłem lewą dłoń pod rączką teczki, zawieszając ją na nadgarstku, aby móc obie dłonie włożyć do kieszeni płaszcza. Niefortunnie tego dnia zapomniałem wziąć z domu rękawiczek.
    Mijałem właśnie szyld zamkniętej już od paru godzin cukierni, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że w cieniu zadaszonego budynku ktoś stoi. Zwolniłem kroku i zmrużyłem oczy, przypatrując się ciemnej sylwetce, opierającej się o ścianę i popalającej papierosa. Mogłem widzieć jedynie zarys jej twarzy oraz słaby czerwony punkcik, wzmacniający się przy każdym zaczerpnięciu dymu.
–    Wracasz już do domu?- usłyszałem stamtąd głos. Od razu go rozpoznałem, bez wątpienia należał do Sugawary.
–    Starczy mi alkoholu na tę moc – odparłem z lekkim uśmiechem, szukając wzrokiem przyjaciela Koushiego, z którym był wcześniej. Uznając, że prawdopodobnie za nim czeka, skinąłem mu lekko głową i ruszyłem dalej.- Dobranoc, Suga.
–    Zaczekaj, Daichi.
    Stanąłem w miejscu i spojrzałem na niego, zaskoczony bezpośrednim zwrotem, jakiego użył. Nawet moi bliżsi znajomi nie zwracali się do mnie w ten sposób, choć mówiłem im, że nie będę miał nic przeciwko, jeśli zaczną.
    Sugawara po raz ostatni zaciągnął się papierosem, po czym wypuścił z ust dym i ruszył w moją stronę. Po drodze zgasił niedopałek, wrzucając go do śmietnika stojącego między cukiernią a wejściem do bloku. Czekałem, dopóki Koushi stanął przede mną i uniósł nieco wzrok, patrząc mi w oczy.
–    Twoja oferta rozmowy jest nadal aktualna?
–    Huh?- bąknąłem, zupełnie zbity z tropu. Sugawara nie uśmiechał się już tak, jak poprzednio, wyraz jego twarzy był poważny, ale jednocześnie spokojny.- No tak... Tak, oczywiście – poprawiłem się pospiesznie, wyraźniej wypowiadając słowa. Czułem rosnące wypieki na twarzy.- Masz ochotę na kolejnego drinka?
–    Mieszkasz daleko?
–    Eh?
–    Ja naprzeciwko, w tamtym biało-czarnym bloku.- Skinął głową w jakiś punkt za moimi plecami. Odwróciłem głowę, odnajdując spojrzeniem zadbany, dość elegancki blok mieszkalny z monitorowanym parkingiem.
–    Ja parę przecznic stąd – mruknąłem.- Ale co to ma do rzeczy? Nie możemy iść do jakiegoś baru, czy coś...?
–    U siebie też mam barek.- Sugawara tym razem uśmiechnął się lekko i mrugnął do mnie okiem.- Nie martw się, nie zamierzam się do ciebie dobierać. Będziemy tylko rozmawiać, tak jak chciałeś.
–    Nie czekasz za znajomym?
–    Spławiłem go.- Koushi wzruszył ramionami, mijając mnie i ruszając ku ulicy.- No chodź, chyba nie boisz się, że mam zamiar cię zamordować?
–    N-nie...- Potrząsnąłem głową, ruszając za nim szybkim krokiem. Zrównałem się z nim, przyglądając mu się z ciekawością.- Mogę wiedzieć skąd twoja zmiana zdania?
–    Na pewno zdajesz sobie sprawę, że do baru dla gejów przychodzą głównie faceci liczący na darmowy numerek – powiedział Sugawara, stając przed pasami.- Prawdę mówiąc zawsze siadam przy ostatnim stoliku, ale tym razem zobaczyłem ciebie przy ladzie barowej i...- Koushi zaśmiał się cicho, rumieniąc delikatnie.- Miałem nadzieję, że zagadasz, więc usiadłem niedaleko. Sądziłem, że jeżeli naprawdę nie mam szans poznać kogoś ciekawego, to chociaż spędzę noc z kimś, kto mnie od razu zainteresował.
–    Od razu cię zainteresowałem?- wyjąkałem, czerwony na twarzy.- Cz-czym takim?
    Sugawara spojrzał na mnie z zagadkowym uśmiechem, a odezwał się dopiero, kiedy przed nami zapaliło się zielone światło.
–    Plecami – odparł, ruszając przez pasy.
–    Ple... co?!- wykrzyknąłem, dołączając do niego.- Plecami?
–    Nie na co dzień widuję takie szerokie, ładne plecy – zaśmiał się Koushi, a potem spojrzał na mnie wyzywająco.- Masz z tym jakiś problem?
–    N-nie...
–    Uważasz, że to dziwne?
–    N... może trochę – westchnąłem.- Więc podszedłeś, bo spodobały ci się moje plecy?
–    I dopiero potem zobaczyłem twarz – dodał z rozbawieniem.- Normalnie gwiazdka z nieba! Liczyłem na to, że jesteś sympatycznym i zabawnym gościem, i że spędzimy razem równie sympatyczną noc. Kiedy powiedziałeś, że nie szukasz seksu, sądziłem, że to tylko taka podpucha, ale... nie zatrzymałeś mnie, kiedy poszedłem do Oikawy. A gdy z nim wychodziłem, nawet na mnie nie spojrzałeś – dodał nieco obrażony.
–    Przepraszam, zniknęliście zanim się zorientowałem!- wybąkałem pospiesznie, wciąż zawstydzony jego słowami.
–    W każdym razie zrozumiałem, że mówiłeś serio, i że prawdopodobnie przegapię szansę na naprawdę dobrą znajomość – westchnął ciężko Sugawara, wyciągając z płaszcza pęk kluczy i otwierając nimi drzwi wejściowe do bloku.- Ludzie popełniają sporo błędów w życiu, a ja tych swoich mam już dosyć. Pomyślałem sobie, że zaryzykuję i zaczekam za tobą. Najwyżej będę żałował.
–    Nie spisuj naszej znajomości z góry na straty – mruknąłem z żalem, drepcząc za nim po schodach na drugie piętro.- Właśnie tego nie rozumiem w innych gejach. Jest nas tak niewiele, a i tak większość chce jedynie jednej czy kilku nocy...
–    Może boimy się poważniejszych uczuć?- zasugerował Koushi, kolejnym kluczem otwierając drzwi mieszkania.
–    Boisz się ich?- zapytałem, patrząc na niego uważnie.
–    Nie – odparł ze śmiechem.- Choć w życiu spotkało mnie wiele zawodów, to tych miłosnych było raczej niewiele. Mam trochę ewentualnej cierpliwości na kolejne.
    Uśmiechnąłem się lekko, tym samym odpowiadając na jego uśmiech. Nie znałem go prawie w ogóle, ale kolejne kilka chwil z nim spędzone sprawiło, że nabrałem wrażenia, iż Sugawara trochę w życiu przeszedł, choć uparcie próbował pozostać optymistycznie nastawiony.
    Weszliśmy do jego mieszkania, gdzie w pomalowanym na biel i grafit korytarzu ściągnęliśmy buty i płaszcze. Starałem się nie rozglądać zbyt ciekawskim wzrokiem, jednak  wyglądające na drogie meble same przykuwały moją uwagę.
–    Przepraszam za najście – bąknąłem w końcu, przypominając sobie o etyce.
–    Salon jest na wprost, usiądź tam i rozgość się, a ja w tym czasie przygotuję nam coś ciepłego do picia – polecił mi Koushi, rozpinając guziki koszuli i skręcając w prawo. Kiedy zerknąłem tam dyskretnie, moim oczom ukazał się gustowny komplet kuchenny szafek oraz stół z krzesłami dla czterech osób. Ruszyłem dalej, nie chcąc przeszkadzać mojemu gospodarzowi.
    Salon był urządzony w podobnym graficie, co korytarz, choć w tej części mieszkania kolor ten zdecydowanie dominował. Na ścianie naprzeciwko obitej czarną skórą kanapy wisiał telewizor plazmowy, tuż pod nim zaś ustawiono wieżę stereo oraz wysokie kolumnowe głośniki. Usiadłem przy szklanym stoliku, pod którym na półce leżało kilka kolorowych magazynów oraz gruby piórnik na notes. Słyszałem, jak w Sugawara krząta się po kuchni, szykując dla nas napoje, i po raz pierwszy zacząłem się naprawdę stresować.
    To było dość głupie z mojej strony, przychodzić do mieszkania faceta, którego poznałem niecałe dwie godziny wcześniej. Co prawda jego wygląd i sposób mówienia budziły sympatię i zaufanie, ale ile razy matka powtarzała mi, że pozory mylą?
    Nim zorientowałem się, co robię, już wysyłałem do znajomego wiadomość, informując go, że poznałem miłego mężczyznę, który mieszka w biało-czarnym bloku naprzeciwko baru, który mi polecił.
–    Mam nadzieję, że czarna herbata ci nie przeszkadza, bo zielona mi się skończyła – powiedział Sugawara, wchodząc do salonu i stawiając na stoliku tacę z dwoma parującymi kubkami oraz talerzem kolorowych ciastek z galaretką.
–    Skąd, lubię czarną – odparłem, odchrząkując cicho.- Masz ładne mieszkanie. Jesteś jakimś biznesmenem, czy coś?
–    Menadżerem restauracji – odparł.- Zajmuję się budżetem i zaopatrzeniem, a także szkoleniem i przyjmowaniem nowych pracowników. Brzmi na niezbyt wymagającą pracę, ale to spora odpowiedzialność. No wiesz, muszę upewnić się co do jakości kupowanych produktów, pilnować porządku i atmosfery między ludźmi, obliczać wypłaty, przygotowywać sprawozdania i faktury dla właścicieli... Masa z tym roboty – westchnął lekko, rozsiadając się wygodnie obok mnie i posyłając mi uśmiech.- A ty czym się zajmujesz?
–    Jestem programistą – odpowiedziałem.- Pracuję dla raczej niewielkiej firmy, ale wynagrodzenie jest porządne, a teraz w dodatku mam szansę na awans. Muszę tylko jeszcze przez jakieś dwa, trzy tygodnie rywalizować o niego z innym pracownikiem. Ale ostatnio trochę kiepsko mi idzie...
–    Przez złamane serce?- podchwycił Koushi.- Nie mówiłeś, jak długo ze sobą byliście.
–    Niezbyt długo.- Wzruszyłem ramionami.- Właściwie to poznaliśmy się podobnie jak my dzisiaj.- Spojrzałem na Sugawarę z lekkim uśmiechem.- Po paru drinkach poszliśmy do mnie, a że nam się podobało, zaczęliśmy się spotykać. To trwało około miesiąca, ale... trochę przeszkadzał mi fakt, że nasze spotkania opierają się głównie na seksie. Pomyślałem więc, że jeśli powiem mu, iż myślę o nas nieco poważniej, może jakoś to zmienimy. Nie chciałem brać od razu ślubu, ale wydawało mi się, że moglibyśmy od czasu do czasu wyskoczyć do głupiego kina, albo zjeść razem kolację, nie kończąc jej w łóżku.
–    To dlatego mi odmówiłeś – stwierdził Koushi.- Seks ze mną tylko pogorszyłby ci nastrój, bo przypomniałoby ci to, jak zaczęło się z twoim byłym.
–    Poniekąd – przyznałem.- Ale w głównej mierze chodzi mi o to, że... No wiesz, mam prawie trzydzieści lat i wydaje mi się, że już się „wyszalałem”. Chciałbym czegoś poważnego, chciałbym jakiegoś szczęścia, choćby najmniejszego, na dłużej niż kilka gorących nocy.
–    Do tego trzeba się zakochać – zauważył Sugawara, upijając łyk ze swojego kubka.
–    Taa – westchnąłem z uśmiechem.- Dlatego zamierzam następnym razem upewnić się, że facet, z którym chcę być, odwzajemnia moje uczucie. No a ty?- postanowiłem odbić piłeczkę, by czegoś się o nim dowiedzieć. Zabrałem swój kubek herbaty i, upiwszy z niego łyk, spojrzałem na Koushiego.- W barze mówiłeś, że nie szukasz miłości, a zanim tu przyszliśmy, że jesteś gotowy na ewentualny nowy miłosny zawód.
–    Cóż, kłamałem w barze – mruknął Sugawara.- Chodzę do takich miejsc na tyle często, iż wiem, że teksty typu „szukam kogoś na dłużej”, albo „mam nadzieję w końcu się zakochać”, odstraszają innych. Jestem dość zapracowany i nie mam czasu umawiać się na randki, dlatego pozostawały mi jedynie krótkie spotkania.
–    Nie miałeś nigdy nikogo tak na poważnie?- zapytałem cicho.
–    Miałem żonę – prychnął z rozbawieniem Suga.
–    Żonę?- powtórzyłem.- Więc nie zawsze byłeś gejem?
–    Zawsze.- Pokręcił głową.- Po prostu na pewnym etapie mojego życia niemądrze posłuchałem rodziców i postanowiłem spełnić ich oczekiwania. Poznałem starszą od siebie o prawie dziesięć lat kobietę, rozwódkę z dwojgiem dzieci. Jej młodsza siostra wynajęła naszą restaurację na swoje wesele. Tak się jakoś złożyło, że przypadliśmy sobie do gustu, ona po czasie się we mnie zakochała... Przychodziła do restauracji na obiady albo kolacje, więc mogliśmy ze sobą rozmawiać. W dni wolne chodziliśmy na randki, poznałem jej pociechy... Potem wzięliśmy ślub. A potem rozwód – prychnął, kręcąc z rozbawieniem głową.- Mój pociąg do facetów był silniejszy, szybko to zauważyła i odeszła. Ale to nawet dobrze. Mam nadzieję, że znalazła potem jakiegoś odpowiedniego faceta.
–    A rodzice?
–    Do dziś się do mnie nie odzywają.- Wzruszył ramionami.- Przynajmniej nie bezpośrednio. Przysyłają mi kartki i prezenty na święta, ale nigdy nie dzwonią, ani nie odwiedzają mnie. A twoi? Wiedzą, że jesteś gejem?
–    Tak.- Skinąłem głową.- Z matką nie mam kontaktu, ale ojciec czasem dzwoni, żeby zapytać co u mnie. Rozmowa za bardzo się nie klei, ale oboje wiemy, że nie oznacza to, iż kochamy się jakoś mniej, niż w czasach mojego dzieciństwa.
–    Nie mieszkałeś z obojgiem rodziców?
–    Mieszkałem.- Uśmiechnąłem się do niego krzywo.- Po prostu matka nie chce mieć ze mną do czynienia. Zawsze była ze mnie dumna i chwaliła mnie przed sąsiadami, bo dobrze radziłem sobie w szkole i byłem wysportowany. Kiedy będąc na studiach przedstawiłem jej mojego chłopaka, wyrzuciła nas za drzwi.- Roześmiałem się na to wspomnienie.- To było poniekąd zabawne, choć wtedy bolało jak cholera.
–    Achh, szkolna miłość – westchnął z rozmarzeniem Sugawara, uśmiechając się szeroko.- Masz z nim jeszcze kontakt? Ja ze swoim mam! Był słodkim, radosnym i energicznym chłopakiem. Uwielbiałem jego szczerość i energiczność, a do tego niezachwiany optymizm. Poza tym mile łechtał mojego ego, okazując mi podziw i uwielbienie.
–    Dlaczego się rozstaliście?
–    Hmm.- Koushi znów się uśmiechnął, tym razem nieco smutniej.- Ponieważ był ktoś, kogo bardziej podziwiał i bardziej uwielbiał. Choć wtedy nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Teraz są ze sobą już chyba ósmy rok!
–    Nadal coś do niego czujesz?- zapytałem z zainteresowaniem.
–    Cóż... Na pewno jestem w stanie zrobić dla niego wiele, ale to już nie jest taka miłość, z którą chciałbym się związać. Bardziej przypomina braterską. No ale co z twoją szkolną miłością? Nie zmieniaj tematu, Daichi! Chcę wiedzieć co było po tym, jak twoja matka was wyrzuciła za drzwi!
–    Och, zamieszkałem u niego – parsknąłem śmiechem.- Nie na długo, bo tylko na czas wakacji podczas studiów, kiedy nie mogłem przebywać w akademiku. Potem wynająłem niewielkie mieszkanie i teoretycznie mieliśmy zamieszkać w nim razem, ale on dostał propozycję pracy za granicą, no i wyprowadził się. To była niepowtarzalna okazja, żeby spełnił swoje marzenie, więc nie mogłem go zatrzymać. Kontakt niestety urwał się po roku.- Wzruszyłem ramionami.- Ale niczego nie żałuję. Wcześniej bywało, że kłóciliśmy się o pierdoły, więc przypuszczam, że i tak któryś z nas pewnego dnia by nie wytrzymał.
–    Lecz mimo wszystko trochę szkoda – powiedział Sugawara, opierając się wygodnie o oparcie kanapy.- Szkolna miłość to coś wyjątkowego, zwłaszcza wśród gejów.
–    Masz rację – przytaknąłem z uśmiechem.
–    Potem miałeś jakiś dłuższy związek?- zagadnął, popijając herbatę.
–    Nie, skupiłem się na pracy – odparłem.- Spotykałem się z kimś czasem, ale tylko w tych gorszych chwilach, kiedy już naprawdę nie mogłem znieść samotności. Dopiero niedawno zacząłem myśleć o tym, by związać się z kimś na stałe. Jeśli dostanę ten awans, moje życie będzie już unormowane i stabilne. Będzie mi brakować tylko miłości.
–    Tylko nie spiesz się z tym za bardzo – przestrzegł mnie Koushi.- Nie ma sensu szukać na siłę.
–    Wiem o tym.- Uśmiechnąłem się do niego lekko.- Od teraz na pewno z dystansem będę podchodził do romansowania. Ale muszę mieć na uwadze, że się starzeję. Nie zawsze będę młody i przystojny.
–    Och, no sam nie wiem.- Sugawara odchylił się, przyglądając mi się z rozbawieniem.- Jak tak wyobrażam sobie ciebie ze zmarszczkami i siwizną, to nawet seksowny z ciebie staruszek...
    Parsknąłem niepowstrzymanym śmiechem, kręcąc lekko głową. Gdyby taka była rzeczywistość, perspektywa samotnej starości byłaby już tylko wspomnieniem złego snu. Niestety, wiedziałem aż za dobrze, że w tej prawdziwej ludzie zwracają uwagę przede wszystkim na wygląd.
    No... chyba poza Sugawarą.
–    Naprawdę najpierw zainteresowały cię moje plecy?- zapytałem mimowolnie.
–    Mhm – mruknął Koushi, który akurat pił herbatę. Odsunął kubek i spojrzał na mnie szczerze.- Od razu wiedziałem, że jesteś nowy, bo nigdy wcześniej takich tam nie widziałem. Szerokie, umięśnione, a w dodatku świetnie wyglądające w tym przylegającym sweterku.
    Zarumieniłem się lekko, drapiąc z zawstydzenia po głowie i wbijając wzrok w szary dywan. Uprawianie sportu i ćwiczenia na siłowni raz w tygodniu najwyraźniej się opłaciły...
–    A ty na co zwróciłeś uwagę, kiedy mnie zobaczyłeś?- zapytał Sugawara.
–    Na twarz – przyznałem ze smutkiem.
–    Mówisz to tak, jakby było z nią coś nie tak – parsknął Koushi.
–    Bo jest – westchnąłem.- Nieprzeciętnie piękna. Pewnie i tak często to słyszysz.
–    Hmm... Nie da się ukryć.- Wzruszył ramionami.- Ale muszę ci powiedzieć, że jesteś pierwszym facetem, który przyznał mi to wprost. Zwykle odpowiadali, że najpierw spojrzeli w oczy, albo na mój pieprzyk, który ich zauroczył.
–    Cóż... i to i to też masz piękne – bąknąłem, czerwieniąc się, na co Sugawara roześmiał się głośno.
–    No a ty, Daichi?- zapytał, wciąż się uśmiechając. Blask jego oczu zdecydowanie mnie przyciągał, ciężko było mi oderwać od nich wzrok. Upierałem się, że to wcale nie jest zauroczenie, lub co gorsza miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wierzyłem w takie rzeczy, ale...- Co najczęściej słyszysz, kiedy ktoś cię podrywa?
–    Hmm... Że jestem przystojny – odparłem, wzruszając ramionami. Wolałem pominąć komplement, który dostawałem w trakcie bądź krótko po seksie.
–    I nic więcej?
–    Że mam ciekawą barwę oczu.- To słyszałem akurat jeden raz w życiu.
–    Coś poza tym?
–    I chyba, że mam fajne plecy – dodałem z rozbawieniem, na co Sugawara parsknął cicho, uroczym gestem ukrywając uśmiech za trzymanym w dłoni kubkiem.
    Nie mogłem uwierzyć w to, że atmosfera między nami była tak niemożliwie sympatyczna. Mężczyzna niezwykle mnie pociągał i ledwie byłem w stanie odwrócić od niego wzrok, jednak poza tym drobnym faktem wcale nie myślałem o tym, że chciałbym go dotknąć, czy pocałować. Czułem się swobodnie rozmawiając z nim i pragnąłem poznać go bliżej, chciałem spróbować odgadnąć jego myśli i przewidzieć kolejny ruch.
–    Jest już dość późno – mruknął po jakimś czasie Sugawara.
–    Och, rzeczywiście – odparłem, zerkając na swój zegarek na ręce.- Wybacz, zasiedziałem się... Lepiej już wrócę do siebie. Dziękuję za herbatę, no i za cały ten przyjemny wieczór.
–    Nie zrozum mnie źle, nie próbuję cię wygonić – powiedział z uśmiechem Koushi, sięgając pod stolik, gdzie z półki zabrał piórnik na notatnik. Rozsunął jego zamek błyskawiczny, a potem otworzył zeszyt i zaczął coś pisać zawieszonym z boku długopisem. Kiedy skończył, oderwał kartkę i podał mi ją.- Masz tutaj mój numer oraz e-mail. Przyślij mi później swoje, żebym mógł cię zapisać. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
–    No jasne!- niemal wykrzyknąłem, a potem zarumieniłem się lekko, zawstydzony tym nagłym wyskokiem.- Ehm... dasz mi znać, kiedy będziesz miał wolne, wtedy spróbuję się jakoś dostosować i może wyskoczymy gdzieś, czy coś.
–    Pewnie – potwierdził skinieniem głowy, uśmiechając się z rozbawieniem. Kiedy wstał, by odprowadzić mnie do drzwi, zagryzłem wargę i przymknąłem oczy, przeklinając się w myślach. Zachowywałem się gorzej niż nastolatek!
–    Jeszcze raz dziękuję – wymamrotałem, zakładając swój płaszcz oraz buty. Chwyciłem teczkę i spojrzałem po raz ostatni na Sugawarę.- Ehm... Jak tylko wrócę do domu i podładuję telefon, prześlę ci moje dane kontaktowe.
–    W porządku, dzięki.
–    No to... do zobaczenia, Suga.
–    Do zobaczenia, Daichi!
    Uśmiechnąłem się chyba trochę zbyt szczęśliwie, wychodząc na korytarz i jeszcze odwracając się do Koushiego, który zagryzał wargę w nieudolnej próbie powstrzymania uśmiechu. Pomachał mi dłonią, zanim zamknął drzwi, a ja jak skończony dureń stałem tam jeszcze chwilę, odpowiadając na ten gest. Dopiero po parunastu sekundach otrząsnąłem się i pospiesznie ruszyłem schodami w dół, ku wyjściu.
    Nie ma mowy, żebym tak szybko się zakochał, powtarzałem sobie w myślach, idąc pustoszejącą ulicą w kierunku mojego mieszkania. To tylko zauroczenie, bo jest przystojny i sympatyczny, to żadna miłość, nie ma takiej opcji!
    Absolutnie...
    Błagam, tylko niech to nie będzie miłość.

***

    Wychodziłem właśnie spod prysznica, kiedy z salonu dobiegł mnie dźwięk mojej komórki. Poprzedniego wieczora, po powrocie od Sugawary, nie miałem kompletnie sił nawet na kąpiel, toteż od razu przebrałem się w piżamę i poszedłem spać, postanawiając, że umyję się rano. Jak widać okazało się to drobnym błędem, ponieważ przegapiłem przez to możliwość rozmowy z Koushim.
    W momencie kiedy miałem już do niego oddzwonić, na ekranie mojego telefonu pojawiła się informacja o nadesłanej wiadomości. Otworzyłem skrzynkę odbiorczą, by móc ją odczytać.

Od: Sugawara
Temat: Cześć
Hej, Daichi (czy tak zapisuje się twoje imię?)! Okazuje się, że będę miał dziś wolny wieczór, więc może wpadniesz po mnie około 20:00 do restauracji, w której pracuję? Adres prześlę ci za moment. Pozdrawiam, Suga.

    Zagryzłem mocno wargę, czując jakby w moim żołądku ku górze poderwała się właśnie cała chmara motylków. W tamtym momencie wielbiłem mojego szefa za to, że dał mi wolne właśnie dziś.
    Spotkać się ponownie z Sugawarą, i to w dodatku tak szybko? Nigdy bym się tego nie spodziewał, w końcu z rozmowy z nim wynikało, że jest bardzo zajętym człowiekiem.
    Odpisałem mu pospiesznie, zgadzając się na spotkanie. Kiedy w odpowiedzi przysłał mi adres swojego miejsca pracy, uniosłem sceptycznie brwi. Dobrze znałem tę restaurację, nie dlatego, że w niej bywałem, ale ponieważ był to luksusowy, czterogwiazdkowy lokal uwielbiany przez bogatych biznesmenów. Ledwie skojarzyłem jego nazwę, a w mojej wyobraźni pojawił się Koushi ubrany w elegancki, drogi garnitur.
    Chyba nie będzie miał go na sobie, kiedy się spotkamy?
    Nie miałbym nic przeciwko takiemu strojowi, jednak sam preferowałem raczej mniej oficjalne ubrania, zwłaszcza, że w założeniu miało to być zwykłe spotkanie. Przypuszczałem, że pójdziemy do pubu, albo ewentualnie do jakiegoś baru, żeby coś przekąsić. W ostateczności zwykła, „bez-gwiazdkowa” restauracja, bo na te droższe nie byłoby mnie stać.
    Nie będzie to randka, prawda?
    Skąd... dlaczego by miała? Znaliśmy się nawet nie pół dnia. Niby rozmawiało nam się przyjemnie i swobodnie, niby potrafiliśmy znaleźć tematy do rozmów i chyba podobaliśmy się sobie, ale... randka?
    Chociaż, jeżeli wierzyć jego słowom, wczoraj miał ochotę spędzić ze mną noc.
    Rany. To bez sensu, roztrząsać to w ten sposób. W swojej szafie miałem ładne swetry, które wyglądały na zarówno eleganckie, jak i typowo na wyjście ze znajomymi. Jeżeli Sugawara oznajmi, iż nasze spotkanie jest randką, tak też będę je traktował, jeśli nie – to nie.
    Prosta sprawa.
    A mimo to do wieczora spędziłem czas jak na przysłowiowych szpilkach. Nie miałem żadnych planów, więc nie pozostawało mi nic innego, jak posprzątać w mieszkaniu, uzupełnić kończące się zapasy, naprawić w końcu pralkę i obejrzeć film, na którym zdecydowanie nie potrafiłem się skupić, bo nawet zdjęcie zegara wiszącego nad wyjściem z salonu nie powstrzymało mnie od zerkania co chwila na godzinę.
    Ostatecznie jednak, kiedy już prawie wybiła dwudziesta, znalazłem się przed drzwiami czterogwiazdkowej restauracji, w której pracował Sugawara.
    Nieraz przechodziłem obok tego lokalu i nieraz zaglądałem przez jego okna, toteż wiedziałem mniej więcej jaki mają wystrój. Dopiero teraz jednak, gdy na zewnątrz świat powoli tonął w ciemnościach, a we wnętrzu budynku rozbłyskiwały złote żyrandole, mogłem dostrzec, jak pięknie i bogato wyposażona jest sala. Meble w kolorach złotego brązu, nakryte śnieżnobiałym obrusem bez choćby najmniejszego zagniecenia stoliki, wypolerowane na błysk kieliszki, no i oczywiście lśniąca, srebrna zastawa. To wszystko komponowało się ze sobą, sprawiając wrażenie, jakby pochodziło z królewskiego zamku, a nie zwykłej dzielnicy Tokio.
–    Jeśli chcesz, możemy zjeść coś w środku – usłyszałem głos po swojej lewej stronie. Drgnąłem nerwowo, obracając głowę. Obok mnie stał Sugawara ze schludnie zaczesanymi szarymi włosami i błyskiem w jasnobrązowych oczach. Miał na sobie dość eleganckie buty, ciemne spodnie i długi płaszcz sięgający niemal kolan.
–    Obawiam się, że to nie moje standardy – zaśmiałem się nerwowo, drapiąc po głowie.
–    Nie przejmuj się, sam też nie jadam w takich drogich miejscach – rzucił, wzruszając lekko ramionami.- Jestem raczej oszczędnym typem. No, mieszkanie akurat mam dość drogie, ale projektowała je moja była żona.
–    Gust miała najwyraźniej znakomity.
–    Niestety tylko gust – zaśmiał się pod nosem Koushi, kiwając głową za siebie.- Co powiesz na kolację w jakimś przytulnym barze? Nie miałem jeszcze okazji niczego zjeść, więc po szybkim posiłku możemy iść do kina, albo obejrzeć coś u mnie, jeśli masz ochotę.
–    Cóż...- Zastanowiłem się przez chwilę, szybko rozważając w myślach wszystkie za i przeciw.- W takim razie czemu nie załatwimy obu jednocześnie? Mieszkam całkiem niedaleko, a dziś zrobiłem zakupy, więc mogę przygotować nam kolację. Sam też nic nie jadłem, a generalnie rzecz biorąc preferuję posiłki własnego wykonania.
–    Och, potrafisz gotować?- zdziwił się Koushi.- W takim razie jak mógłbym ci odmówić? Z chęcią spróbuję czegoś, co sam przyrządzisz.
    Uśmiechnąłem się do niego lekko, zastanawiając się, czy przypadkiem nie uraziłem go w jakiś sposób. Mimo wszystko to on mnie zaprosił na to spotkanie, nie powinienem sugerować mu czegoś innego, niż sobie zaplanował, nawet jeśli wydawał się być zadowolony z mojej propozycji.
–    Więc pracujesz w czterogwiazdkowej restauracji...- Postanowiłem zacząć nowy temat.- Od jak dawna?
–    Cóż, od przeszło siedmiu lat – odpowiedział z zastanowieniem.- Przyzwyczaiłem się do ludzi i otoczenia. Nawet, jeśli mam do czynienia z raczej wybrednymi gośćmi, to nie chciałbym zmieniać pracy.
–    Zgaduję, że prawie całe dnie tam spędzasz?
–    Owszem.- Spojrzał na mnie jakoś dziwnie.- Często jestem zmuszony zostać do pierwszej w nocy, albo i jeszcze dłużej, jeżeli mamy bankiety lub wesela. Ostatnio było parę takich nocy z rzędu, dlatego też myślałem o wzięciu jakiegoś urlopu. Nie mogę sobie pozwolić na zbyt wiele, bo jestem jedynym menadżerem, ale wystarczyłyby mi ze trzy, cztery dni gdzieś w jakimś spokojnym miejscu, z dala od zgiełku miasta... A jak jest z tobą, Daichi? Wspominałeś, że starasz się o awans.
–    Tak, jeżeli szefostwo zaakceptuje mój projekt, zostanę głównym programistą. Co prawda oznacza to przeniesienie do głównej siedziby firmy, ale jednocześnie lepsze warunki pracy, ponieważ będę mógł pracować w domu.
–    Nie mógłbyś więc zostać tutaj?
    Pokręciłem przecząco głową.
–    Programiści pracujący bezpośrednio dla założycieli firmy muszą być pod stałym kontaktem i do stałej dyspozycji, oczywiście w godzinach porannych i popołudniowych. Może zdarzyć się, że będą mnie potrzebować w firmie, dlatego właśnie muszę mieszkać w miarę blisko.
–    A gdzie jest ta główna siedziba?- Ton, jakim o to zapytał, wydawał mi się wręcz nieco zrezygnowany, jakby Sugawarze nie w smak było moje ewentualne przeniesienie.
–    W Kanegawie – odparłem nie bez satysfakcji.- Mam tutaj dużo znajomych, więc pewnie i tak będę często odwiedzał Tokio. Oczywiście, o ile w ogóle dostanę ten awans.
–    Wątpisz w swoje umiejętności i doświadczenie?
–    Nie, jestem ich całkiem pewien, ale mój „rywal” jest równie dobry, co ja... Choć trochę nieskromny, jeśli mam być szczery. Jego wywyższanie się trochę działa na nerwy.
–    Cóż, rzadko kiedy ma się do czynienia z sympatycznym rywalem. Ambitni ludzie z natury są dość chciwi. Zgaduję, że ten, który również stara się o awans to jakiś pewny siebie cwaniaczek, który gotów jest zrobić parę świństw, byle tylko zmniejszyć twoje szanse.
–    Hmm...- Uśmiechnąłem się słabo, zastanawiając się w jaki taktowny sposób mógłbym potwierdzić słowa Sugawary. Prawda była taka, że mężczyzna trafił w samo sedno.- Kolegów z pracy się nie wybiera – westchnąłem w końcu, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów, by ubrać w nie moje myśli.- Mieszkam w tym szarym bloku, tym za szyldem sklepu spożywczego – dodałem, wskazując budynek ruchem głowy.
    Koushi spojrzał w tamtym kierunku i skinął lekko głową. Ja sam tymczasem zagryzłem wargę, obawiając się, że atmosfera między nami nieco podupada. Postanowiłem szybko zmienić temat na coś przyjemniejszego, by skupić naszą uwagę na czymś lżejszym.
–    Masz ochotę na coś konkretnego?- zapytałem.- Chciałbym przyrządzić coś, co lubisz.
–    Mapo tofu – odpowiedział bez wahania, zerkając na mnie z uśmiechem.
–    Mapo tofu, co?- mruknąłem w zastanowieniu. Wydawało mi się, że mam w domu wszystkie potrzebne składniki.- Preferujesz więc pikantną kuchnię?
–    Zdecydowanie!- rzucił ze śmiechem.- W wielu dziedzinach mojego życia potrzebna jest mi pikanteria, a kuchnia jest wręcz na pierwszym miejscu.
–    Czy jako menadżer restauracji masz obowiązek próbować serwowanych dań?- zagadnąłem, kiedy wchodziliśmy po schodach na piętro budynku.- Masz tam coś ulubionego?
–    Szczerze powiedziawszy, rzadko to robię – przyznał Koushi.- Od tego są kucharze, no i szef kuchni, ja próbuję tylko wtedy, kiedy mam jakieś zastrzeżenia, co do potrawy; na przykład kiedy uznam, że wygląda dziwnie, bo jest za jasna lub za ciemna, niż powinna, albo nie widzę jakiegoś ważnego składnika. W mojej restauracji dodatkowo serwuje się kuchnię europejską, głównie francuską i włoską. Nie ma tam zbyt wielu pikantnych dań, nad czym niezwykle ubolewam.
    Znaleźliśmy się przed drzwiami mojego mieszkania. Sięgnąłem do kieszeni kurtki i wyciągnąłem z niej klucz, od razu wsuwając do zamka. Od północy zawiał zimny wiatr, przez co wzdrygnąłem się mimowolnie. Cieszyłem się, że w końcu jesteśmy w domu, bo przynajmniej nie będziemy musieli później przenosić się do kolejnego miejsca – chyba że postanowię odprowadzić Sugawarę do domu, co, szczerze mówiąc, planowałem.
–    Nie jestem pewien, czy mam jeszcze trochę pasty z bobu, ale jej brak raczej nie popsuje smaku – stwierdziłem, otwierając drzwi i przepuszczając Koushiego przodem.
    Sugawara przekroczył próg mojego mieszkania, rozglądając się z zaciekawieniem, ale jednocześnie nie niegrzecznie. Zamknąwszy za nami drzwi, podsunąłem mu domowe kapcie, jednocześnie rozpinając już swój płaszcz.
–    Rozgość się, ja tymczasem wezmę się już za przygotowywanie kolacji – powiedziałem.
    Przeszedłem do kuchni, odwiesiwszy wcześniej mój płaszcz. Przy naszym pierwszym spotkaniu, kiedy przebywaliśmy w jego mieszkaniu, czułem się trochę niepewnie, w końcu Suga był mi obcy, nie wiedziałem, kim może się okazać naprawdę. Jednak teraz o dziwo odnosiłem wrażenie, że mogę mu zaufać.
    Tak jak sądziłem, posiadałem składniki potrzebne do przygotowania mapo tofu, nie licząc nieszczęsnej pasty z bobu, jednak ta akurat nie była niezbędna. Sięgając po patelnię, aby uprażyć syczuański pieprz, zerknąłem na korytarz. Koushi akurat przechodził obok kuchni, zaglądając do salonu.
–    Uwaah, masz prawdziwy futon!- wykrzyknął ze śmiechem, znikając mi z oczu.- Pamiętam jak ciężko było mi przyzwyczaić się do łóżka... Ciekawe, czy teraz byłoby tak z futonem...
–    Twoja żona nie chciała tradycyjnego posłania w waszym mieszkaniu?- zagadnąłem z uśmiechem, odsączając tofu. Pieprz już się podgrzewał na suchej patelni, przygotowałem dla niego talerzyk, by za chwilę odłożyć go do wystudzenia.
–    Och, należała do osób ceniących sobie nowoczesność i „pełną współczesność”, jak to mawiała.- Koushi pojawił się w kuchni, opierając o framugę drzwi. Uśmiechnął się do mnie, a potem przysunął bliżej, podwijając rękawy.- Co mam robić? Nawet nie myśl o posłaniu mnie do salonu i czekaniu, chciałbym pomóc!
–    Mm? W porządku.- Uśmiechnąłem się do niego. Właściwie to nie miałem zamiaru nigdzie go posyłać, obawiając się, że zanim przygotuję posiłek, Suga zanudzi się na śmierć.- Możesz zmielić szynkę, maszynka jest w tej szafce na dole.
–    Od dawna tutaj mieszkasz, Daichi?- zapytał Koushi, przechodząc do wykonywania powierzonego mu zadania.
–    Hmm... Zdaje się, że od trzech i pół roku – odparłem w zamyśleniu, krojąc tofu.- Po studiach zdarzało mi się zmieniać lokum, tu mieszkam praktycznie najdłużej. Ale nic dziwnego, bo w końcu znalazłem stałą pracę i nie musiałem martwić się, że nie będą chcieli przedłużyć ze mną umowy.
–    Więc szef jest z ciebie zadowolony?
–    To miły facet, w każdym swoim pracowniku potrafi dostrzec zalety. Z jednej strony chciałbym tu zostać i dalej pracować bezpośrednio pod nim, ale...- westchnąłem lekko, wlewając do rozgrzanego woka olej.- Jak już wspominałem, chciałbym się już ustatkować. Jeśli mam pewnego dnia to zrobić, nie mogę zamieszkać z moim chłopakiem w takim ciasnym mieszkanku.
–    Prawdziwa miłość raczej nie patrzy na to, gdzie mieszkacie.- Sugawara podał mi zmieloną wieprzowinę, którą odebrałem i wrzuciłem do woka. Mięso zaskwierczało na gorącym oleju.
–    Do tej pory sam wyznawałem zasadę, że z ukochaną osobą mógłbym mieszkać nawet w kartonie – zaśmiałem się lekko, dodając kolejne składniki. Sugawara przypatrywał mi się z uwagą, z pewnością odliczając ile łyżek pasty chili wrzucam do woka.- Ale ostatecznie żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, a mnie na razie stać na to, żeby mieć coś więcej niż karton. Poza tym im ciaśniej, tym bardziej duszno. Przekonałem się o tym stosunkowo niedawno...- mruknąłem, krzywiąc się lekko na wspomnienie mojego byłego.
–    Nie uważam, żeby metry kwadratowe stanowiły również miarę uczucia – mruknął Koushi, krusząc papryczkę chili.- Wiem, że zabrzmi to źle i pewnie cię zaboli, ale kimkolwiek był twój chłopak, wątpię, by chodziło mu o coś więcej niż seks.
–    Taa, wiem – westchnąłem ciężko, rumieniąc się z zawstydzenia.- Wybacz, po prostu czasami nadal łudzę się, że jednak coś do mnie czuł, a ja po prostu zrobiłem coś nie tak...
–    Jeśli będziesz zaprzątał tym sobie głowę, to na pewno nie znajdziesz nowego chłopaka przed czterdziestką.
–    Ugh...- Drgnąłem lekko, bo nieco zabolały mnie jego słowa, jednak zaraz potem zaśmiałem się cicho. Jakby nie patrzeć, Suga miał rację.- Cóż... zostało mi jeszcze trochę czasu, nim moją twarz pokryją zmarszczki, a włosy siwizna...
    Sugawara spojrzał na mnie dziwnie, unosząc lekko brew. Przez krótki moment nie rozumiałem o co chodzi, jednak po chwili dotarło do mnie, że mógł poczuć się urażony, jako że jego włosy miały jasnopopielaty kolor, przypominający trochę szarą siwiznę.
–    N-nie mówię, że siwizna jest zła! O-oczywiście, twoje włosy nie są siwe, a-ale bardzo ci pasują, Suga, wyglądasz w nich świetnie! Myślę, że nawet jako dziadek będziesz wyglądał równie przystojnie, co teraz!
–    Nie przywykłem dziękować za komplementy sugerujące, że nieuchronnie się starzeję, ale zrobię wyjątek: dzięki, Daichi.- Uśmiech Sugi zapewnił mnie, że mężczyzna nie czuł się urażony. Mimowolnie cicho odetchnąłem z ulgą, odwzajemniając się tym samym.
    Przygotowywanie posiłku kończyliśmy w miłej atmosferze, gawędząc tak swobodnie, że w pewnym momencie odniosłem wrażenie, jakbym znał Koushiego nie od wczoraj, a od dobrych paru lat – o ile nie wręcz od dzieciństwa. Bez problemu znaleźliśmy wspólny język, choć pod wieloma względami nieco się od siebie różniliśmy.
    Właśnie to zaskakiwało mnie najbardziej. Słuchając opowieści z jego szkolnych lat, wydawało mi się, jakbym odnajdywał gdzieś w nich samego siebie, jakbym już go po prostu znał. W ciągu całego mojego życia nie znałem tego uczucia, choć słyszałem gdzieś o nim. Zdaje się, że nazywają to „bratnią duszą”.
    Oczywiście, nie miałem pewności, że chodzi właśnie o to. Równie dobrze mogło to być zwyczajne zauroczenie Sugą – był przystojny, zabawny, a w dodatku miał łagodne usposobienie i sprawiał wrażenie, jakby był gotów z miejsca zaakceptować człowieka, nieważne jaki by był, ani jak by wyglądał.
    Nie czułem się może jakoś szczególnie dojrzały i doświadczony, ale sądziłem, że życie mnie już niczym nie zaskoczy.
    A jednak.
–    Świetnie gotujesz, Daichi – stwierdził z westchnieniem Sugawara, kiedy skończyliśmy już jeść. Nie po raz pierwszy dla kogoś gotowałem, byłem więc całkiem pewien, że Koushiemu zasmakuje moje danie, lecz mimo to poczułem, jakby kamień spadł mi z serca.
    Siedzieliśmy przy niskim stoliku w salonie. Na czas posiłku zwinąłem futon i odsunąłem go pod ścianę, nie chcąc by mój gość czuł się niekomfortowo, nie tylko dlatego, że miałby przed oczami poniekąd zbyt prywatną sferę mojego życia, ale też by zrobić więcej miejsca.
–    Trochę jeszcze zostało, więc jeśli chcesz dokładkę...
–    Och, nie, dziękuję – zaprzeczył, kręcąc głową i unosząc dłoń.- Jestem już pełen!
–    W takim razie zaczekaj, proszę, posprzątam tylko i zaraz wrócę – powiedziałem, podnosząc się i zbierając po nas talerze. Suga tylko uśmiechnął się w odpowiedzi i również wstał, ruszając za mną do kuchni. Mogłem jedynie westchnąć cicho i pozwolić mu sobie pomóc.
    Myciem naczyń zajął się Koushi, ponieważ ja wiedziałem lepiej, gdzie co odłożyć po ich wytarciu. Przy okazji nastawiliśmy wodę na kawę, a kiedy uporaliśmy się z porządkami, wróciliśmy do salonu, każdy niosąc swój kubek parującego, aromatycznego napoju.
    Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy naprzeciwko siebie w ciszy. Suga wyglądał przez okno na ulicę, a ja wpatrywałem się w niego, od czasu do czasu odwracając jednak wzrok, w razie gdyby kątem oka widział, że w ogóle nie poruszam głową. Na jego twarzy gościł łagodny uśmiech, przez co zacząłem zastanawiać się, czy dobrze czuje się w moim towarzystwie. Nie wiem skąd brała się we mnie obawa, że go nudzę, czy że mnie nie polubi, ale strasznie mnie ona irytowała.
    Westchnąłem cicho, upijając łyk mojej kawy i przymykając oczy.
–    Czy zmieniłeś o mnie zdanie, Daichi?- zapytał nieoczekiwanie Suga, nie odwracając wzroku od okna.
–    Hm? Co  masz na myśli?- nie rozumiałem.
–    Wiesz, nie pamiętam już, kiedy ostatnio zdarzyło mi się, bym powiedział komuś o sobie coś więcej niż imię i zawód – odparł, uśmiechając się nieco szerzej, choć zdecydowanie nieszczerze.- Kiedy się spotkaliśmy w barze, od razu przyznałem ci się, że często bywam w takich miejscach, i że nie szukam miłości. Na pewno pomyślałeś sobie, że jestem dość puszczalski, nawet jeśli sprawiam wrażenie sympatycznego i dobrego kolesia. Tak się teraz zastanawiam, czy słuchając tego, co ci o sobie opowiadałem... zmieniłeś o mnie zdanie?
    Spuściłem wzrok na stół, przez krótki moment zastanawiając się nad jego słowami i próbując przypomnieć sobie, co tak naprawdę pomyślałem sobie w barze, kiedy proponował mi pójście do jego mieszkania. Być może rzeczywiście przeszło mi przez myśl, że nie jest to ktoś, z kim powinno się wiązać, skoro skacze z kwiatka na kwiatek, nie próbując się angażować, ale...
    Z całą pewnością nie uważałem go za puszczalskiego. Powiedział przecież, że ma jeszcze trochę cierpliwości na ewentualne błędy miłosne, co oznaczało, że był gotowy spróbować związku. Skoro do tej pory się powstrzymywał, znaczyło to raczej, że podobnie jak ja, wciąż szuka – z tym, że on robił to w bardziej dojrzały sposób, nie poddając się porywom uczucia, jak ja.
–    Nie zawsze osoba, która szuka bliskości w ten sposób, jest puszczalską – powiedziałem poważnie, zwracając ku niemu spojrzenie.- Tego typu miejsca są właśnie po to, by znaleźć to, czego szukamy. Tak jak w moim przypadku, gdy szukałem rozmowy z kimś, kto mnie zrozumie, tak w twoim chodzi o obecność drugiego człowieka obok. Tak mi się przynajmniej wydaje...- dodałem z zażenowaniem, drapiąc się po głowie.- Nie chcę próbować być filozoficzny, ani nic z tych rzeczy, nie znam się na tym, ale... chodzi przede wszystkim o samotność, prawda? Każdy chce się jej „pozbyć” na swój sposób. Z rozmów z tobą wynikało, że po prostu nie trafiłeś jeszcze na kogoś, z kim byłbyś gotowy się związać. Takie odniosłem wrażenie.
–    Cóż, poniekąd masz rację – mruknął Sugawara.- W normalnych okolicznościach nie dbałbym o to, co kto o mnie myśli, ale chociaż nie znamy się zbyt długo, zdążyłem cię polubić. Jesteś całkiem uroczy.
–    Nie wiem, czy powinno się obdarzać takim komplementem mężczyznę, ale dziękuję – powiedziałem, uśmiechając się lekko.
–    Dążę do tego, że jesteś pierwszym facetem, któremu pozwalam się zbliżyć do mnie inaczej niż od tyłu.- Koushi spojrzał na mnie ze znaczącym uśmiechem i mrugnął okiem, na co roześmiałem się cicho i pokręciłem głową. Czułem się mile połechtany ale jednocześnie nie byłem do końca pewien do czego pije. Czy chciał czegoś więcej? Czy może dawał mi dyskretnie do zrozumienia, że chce się zaprzyjaźnić, ale głębszych uczuć z tego nie będzie?
    Popatrzyłem na niego, nie odzywając się. Wciąż czułem lekkie napięcie w mięśniach,  obecność Sugawary jakby przytłaczała mnie. Zgadywałem, że chodziło o jego urodę. To było dziwne uczucie, ale było w nim coś, co przyciągało mnie do tego stopnia, że bałem się odezwać słowem. Nie chciałem, by uznał mnie za nudnego, nie chciałem, by zawiódł się moją osobą...
–    Odkąd tu przyszedłem...- zaczął nagle Koushi, a ja nadstawiłem uszu, wpatrując się w niego uważnie. Na jego twarzy nie malowały się żadne konkretne emocje, wzrok wbił w stolik przed sobą.- Odkąd tu przyszedłem, ciągle mi się przyglądasz, Daichi...- westchnął ciężko.
–    E-ech?! Poważnie?! N-nie zauważyłem!- wypaliłem nerwowo, czerwieniąc się na twarzy. Świetnie, oto najgorszy z możliwych scenariuszy właśnie zaczyna się spełniać...
–    Nie musisz się tym przejmować, zdążyłem już do tego przywyknąć, ale...- Suga spojrzał na mnie ukradkiem i przesunął spojrzeniem po moim ciele w wyjątkowo znaczący sposób.- Masz zamiar coś z tym zrobić?
–    Ehm, ja...- Zagryzłem wargę, nie wiedząc jak odpowiedzieć. Teraz wyraźnie chodziło mu o seks, i choć nie byłem żadną męską cnotką i byłbym gotów to z nim zrobić – bogowie wiedzą jak bardzo – to jednak kolejny krok oznaczałby, że wszystko to, co wcześniej mówiłem o poważniejszym związku, nie miało żadnego znaczenia.
    Nie chciałem, żeby Koushi myślał o mnie w kategorii „mówi jedno, robi drugie”. Nie chciałem, by nasze spotkanie skomentował krótkim „a jednak jesteś taki sam, jak inni”. Czy kusił mnie celowo, czy może po prostu naprawdę pociągałem go na tyle, że miał na mnie ochotę?
    Miałem jeden wielki mętlik w głowie.
–    Suga...
–    Wystarczy, Daichi – powiedział cicho Koushi, kładąc mi palec na ustach.- Wiem, co czujesz. I wiem, o czym myślisz. Ale chcę, żebyś przestał, jasne? Przestań czuć i przestań myśleć. Skoro dajesz się porwać chwili, trudno – taki już jesteś. Nie próbuj tego powstrzymać, nie próbuj z tym walczyć. Chcę poznać właśnie tego Daichiego. Prawdziwego. Dlatego skończ z tym gadaniem i po prostu mnie pocałuj, dobra?
    Łagodne spojrzenie jego oczu uświadomiło mnie, że byłem w błędzie. Podświadomie sądziłem, że Koushi jest zwyczajnie napalony, ale myliłem się – to nie o to chodziło. Przecież był niemal idealny. Sympatyczny i zabawny, a do tego niesamowicie przystojny, było w nim coś, co z całą pewnością przyciągało nie jednego mężczyznę. Nie wątpiłem, że mógłby uwieść niemal każdego, więc dlaczego miałby zaprzątać sobie głowę mną?
    Sądziłem, że jeśli pokażę mu, że nie jestem taki jak inni, to dostrzeże we mnie coś więcej i zechce spróbować czegoś poważnego. Ale przecież ledwie się znaliśmy.
    Znów próbowałem się zaangażować, mimo braku szans na to, że odwzajemni moje chęci.
    Chrzanić to, Suga ma rację.
    Muszę w końcu przestać myśleć.
    Bez słowa więc oparłem się łokciami o blat stołu i pochyliłem nad nim, całując Koushiego.
    Jego wargi były miękkie i wciąż smakowały mapo tofu, a kiedy wsunął język do moich ust i zaczął poruszać nim wewnątrz nich, drocząc się z moim własnym, zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z cholernie doświadczonym facetem. Na samą myśl o tym, co jeszcze może zrobić mi z jego pomocą, na ciele poczułem przejmujący, niecierpliwy dreszcz.
    Uniosłem dłoń i dotknąłem jego policzka, tego, na którym miał pieprzyk pod okiem. Dotknąłem go, jakbym spodziewał się czegoś magicznego, i choć nic szczególnego się nie wydarzyło, mimowolnie miałem ochotę się uśmiechnąć.
    Cholernie, cholernie mnie pociągał. A teraz, kiedy w końcu go całowałem, miałem na niego jeszcze większą ochotę.
    Niedobrze. Czułem wyraźnie, że zaczynam się nakręcać, a to oznaczało, że w pewnym momencie mogę zupełnie stracić kontrolę nad sobą. Czy na pewno powinienem na to pozwolić? W głębi siebie wciąż miałem nadzieję na to, że Suga jakimś cudem zainteresuje się bardziej moim charakterem. Jeśli pokażę mu tego drugiego siebie, tego, którego wyraźnie chciał zobaczyć, czy nadal będę miał szansę na pozytywne relacje z nim?
    Kiedy Koushi niespodziewanie wspiął się kolanami na kotatsu i przepełznął po blacie na moją stronę, nie zdołałem powstrzymać śmiechu. Parsknąłem głośno, szczerze rozbawiony, a kiedy także i on roześmiał się, poczułem jak moje serce koziołkuje w piersi.
    To było niezwykle przyjemne uczucie.
    Sugawara usiadł okrakiem na moich udach, obejmując mnie i wpijając się w moje usta, wsunął dłoń w moje włosy. Odpowiedziałem, kładąc ręce na jego biodrach i nieznacznie je ściskając. Poruszył nimi, otarł się kroczem o moje krocze, na co zareagowałem mimowolnym pomrukiem. Cała przyjemność z tej drobnej pieszczoty spływała teraz do najwrażliwszego miejsca, czułem, że zaczynam twardnieć, a mój członek niemiłosiernie napiera na materiał spodni, przygniatany dodatkowo ciężarem Koushiego.
    To ja jako pierwszy zacząłem się rozbierać. Pozbyłem się koszulki, tylko na chwilę przerywając pocałunki, następnie zaś zacząłem rozbierać Sugawarę. Wyczuwałem, że się uśmiecha, wyraźnie bawiło go to, w co właśnie się zamieniałem, ale skoro tego właśnie pragnął – nie zamierzałem się powstrzymywać. Chciałem pójść za jego radą i po prostu być sobą.
    Nawet jeśli to będzie tylko jedna noc, sprawię, że będzie najlepszą w jego życiu.   
    Ponieważ wolałem uniknąć siniaków i otarć spowodowanych uprawianiem seksu na podłodze, kiedy tylko pozbyłem się naszych ubrań, zepchnąłem Sugawarę z kolan i zmusiłem, by wycofał się na futon, którego wcześniej nie sprzątnąłem.
    Tonęliśmy w swoich objęciach, całując się namiętnie, zachłannie, jakbyśmy byli dawno niewidzianymi kochankami. Ocieraliśmy się nawzajem ciałami, coraz bardziej poddając tej chwili, zapominając o wszystkim innym, skupiając się tylko na sobie.
    Tak egoistycznie, tak cudownie.
    Przesunąłem usta po żuchwie Sugi, całowałem jego szyję i obojczyk, jednocześnie odpinając pasek spodni. Kiedy uporałem się z guzikiem i rozporkiem, zdjąłem je wraz z bielizną, stając przed Koushim zupełnie nagi. Widziałem jego głodne spojrzenie, które przesunął po moim ciele, widziałem błysk w jego oczach, gdy spojrzał na członka. Widziałem jak oblizuje wargi, kiedy podnosił się i klękał przede mną, spoglądając z dołu spod ciemnych rzęs.
    Kiedy przesunął gorącym i wilgotnym językiem po moim członku, wiedziałem już, że oboje na długo zapamiętamy tę noc.
    Był niezwykle wprawiony. Dłonią chwycił mojego penisa u nasady, ściągnął napletek i koniuszkiem języka zatoczył kilka okręgów. Poruszył dłonią w górę i w dół, odsuwając na moment twarz i przyglądając mi się, ustawił się wygodnie na kolanach, a potem, nie spuszczając wzroku z moich oczu, szeroko rozwarł wargi i wsunął pomiędzy nie członka.
    Myślałem, że zwariuję. Gorące wnętrze jego ust, ruchliwy, wprawny język, a do tego to cholernie seksowne spojrzenie. Musiałem zagryźć wargę, by żadnym dźwiękiem nie wyrazić jak bardzo byłem nakręcony. Wsunąłem dłoń w miękkie szare włosy Sugi, a on przymknął na moment oczy, jakby sprawiło mu to przyjemność. Zacisnąłem lekko palce, pozwalając sobie pociągnąć za nie lekko, by nadać rytm jego ruchom. Ssał moją męskość zawodowo, widać było – a przede wszystkim czuć było – że nie jest amatorem. Odważnie patrzył mi w oczy, a mimika mojej twarzy sprawiała mu wyraźną rozkosz. Wydawał się być zadowolony z efektów swojej taktyki.
    Brał go do ust do samego końca, czułem, jak momentami wsuwam się do jego gardła, gdzie było jeszcze goręcej i jeszcze ciaśniej. Jedną dłoń wciąż przesuwał po długości, drugą zaś pieścił moje jądra, ściskając je i lekko za nie pociągając. Nadal nie spuszczał ze mnie oka.
    Nie byłem w stanie dłużej wytrzymać. Zmarszczyłem w skupieniu brwi, czując, że zaczynam dochodzić. Sięgnąłem już dłonią w kierunku mojego członka, by wycofać się z ust Koushiego i dokończyć samodzielnie, ale on najwyraźniej zrozumiał, co się dzieje. Sam odsunął się nieznacznie, ale zamiast zostawić mi resztę, rozchylił usta i wysunął język.
–    Suga, nie...- zacząłem z zaskoczeniem, ale w tym momencie doszedłem. Jęknąłem przeciągle, mrużąc oczy i spuszczając się na jego język, odrobina mojej spermy wylądowała też na jego policzku, ale Koushi zdawał się tym nie przejmować. Poczekał, aż skończę, a potem zamknął usta i przełknął wszystko, ocierając wargi wierzchem dłoni. Następnie usiadł na futonie, rozkładając nogi i palcem przesunął po policzku, zebrawszy pozostałą spermę. Patrząc na mnie wyzywająco, zlizał ją, mrużąc w rozkoszy oczy.
    Jeszcze nigdy nie czułem takiego dreszczu pożądania.
–    Czekasz na pisemne zaproszenie?- zapytał z uśmiechem. Jego twarz była nieznacznie zarumieniona, miałem wrażenie, że w innych okolicznościach nie byłby taki odważny. Może naprawdę uważał mnie za kogoś wyjątkowego? Może jakimś cudem zasłużyłem na to, by zobaczyć coś, czego nikomu innemu nie pokazywał?
    Miałem nadzieję, że było to to spojrzenie. Bo myśl, że wcześniej patrzył tak na kogoś innego, wprawiała mnie w zły nastrój.
–    Znajdę coś do nawilżenia – mruknąłem, przesuwając spojrzeniem po jego twardym członku. Był mniejszy od mojego, ale wcale nie mały.- I poszukam prezerwatyw...
    Nie czekając na odpowiedź, odwróciłem się i nieco chwiejnym krokiem udałem do łazienki. Nogi miałem jak z waty po jego zabójczym obciąganiu, z jednej strony mnie to przerażało, z drugiej – chciałem powtórki. Miałem wręcz cichą nadzieję, że po seksie zrobi to ponownie, ale...
    Pytanie jak uda nam się seks. Bo jeśli będzie równie dobry co gra wstępna, to szczerze wątpiłem, bym miał odnaleźć siły na cokolwiek jeszcze.
    W łazienkowej szafce znalazłem lubrykant, którego używałem z poprzednim facetem. Przypomniałem też sobie, że kondomy trzymałem w salonie, w szufladce w komodzie. Wróciłem tam więc, przelotnie spoglądając na Koushiego, który leżał w swobodnej pozie, przeczesując dłonią włosy.
    Ułożyłem się na nim, ocierając kroczem o jego krocze. Głowę trzymałem tuż nad jego głową, przez chwilę oczy miałem zamknięte, a kiedy uniosłem powieki dostrzegłem, że Suga przygląda mi się z uśmiechem. Kiedy dotknął dłonią mojego policzka, wydałem z siebie mimowolne westchnienie. Miałem nadzieję na jeszcze jeden czuły gest, ale prócz tego słodkiego uśmiechu i oczekiwania w oczach, żadnego się nie doczekałem.
    Założyłem prezerwatywę, posmarowałem ją dodatkowo lubrykantem. Wilgotnymi od chłodnego żelu palcami zacząłem nawilżać odbyt Sugawary. Myślałem, że będzie mniej ciasny, ponieważ wydawał się być równie nakręcony jak ja, ale o dziwo kiedy ledwie wsunąłem drugi palec, napotkałem opór.
    W panice pomyślałem nawet, że może Suga do tej pory bywał zawsze na górze. W końcu nie pytałem go o pozycje w jego przelotnych związkach. Ale z czasem kiedy oswajał się z moimi palcami, zagryzając wargę i uśmiechając się do mnie, powoli się rozluźniał.
    Kiedy zakończyłem przygotowania, Koushi ułożył się wygodniej i rozłożył przede mną nogi, sam przytrzymując dłońmi pośladki. Zacisnąłem mocno wargi, chwytając za swojego członka i przysuwając go do gorącej dziurki. Wsunąłem go do wnętrza, oddychając głęboko i patrząc, jak Suga rozchyla bezgłośnie usta i odchyla do tyłu głowę, wyginając nerwowo kręgosłup.
    Jego rozgrzane ciało wyglądało w tym momencie tak niewyobrażalnie seksownie, że musiałem odwrócić wzrok, by nie dojść od razu.
    Opadłem na niego, podpierając się dłońmi o futon, uniemożliwiając mu ewentualną ucieczkę – chociaż ani trochę nie sprawiał wrażenia, jakby chciał uciec, wręcz przeciwnie. Wygiął się z cichym jękiem, zamroczony wzrok wbijając we mnie, zachęcająco poruszając biodrami.
    Pchnąłem raz, drugi, z początku powoli się wycofując i gwałtownie w niego wchodząc, by zbudować odpowiednią atmosferę, odpowiednie zniecierpliwienie w nim. Widziałem w jego oczach irytację połączoną z bezsilnym pragnieniem, wzmagający się głód i rozkosz. Pragnął mnie, widziałem to. Jego spojrzenie mówiło jasno i wyraźnie „weź mnie całego – mocno i szybko. Nie próbuj się powstrzymywać, nie próbuj być delikatny. Masz jedną jedyną szansę”.
    I, niech mnie bogowie strzegą, miałem zamiar wykorzystać ją najlepiej, jak umiałem.
    Nachyliwszy się nad Sugą, zagłębiłem się w niego do samego końca. Kiedy sięgnąłem jego prostaty, wygiął się pode mną z jękiem, otaczając mnie ramionami i wbijając paznokcie w skórę ramion. Przymknąłem oczy, wpatrując się w jego przystojną twarz, wykrzywioną grymasem rozkoszy. Jej widok sprawiał mi większą przyjemność niż sam seks, choć oczywiście ten był równie niesamowity.
    Suga przyciągnął mnie do siebie i pocałował zachłannie, jęcząc mi w usta, ponieważ nie przerywałem pchnięć. Przestałem już się bawić, poruszałem się teraz rytmicznie, w równym tempie, czując jak niesamowicie gorący i ciasny jest w środku Koushi.
–    Mm, Daichi...- westchnął Suga w pewnym momencie, odrzucając do tyłu głowę.
    Oparłem czoło o jego czoło, nie przestając się w nim poruszać, czując, że jestem coraz bliżej. Przyspieszony oddech Koushiego, jego zamglone oczy i ciche jęki sprawiały, iż ledwie trzymałem się na granicy. Nie chciałem dochodzić przedwcześnie, zwłaszcza, że dopiero co spuściłem się w jego usta. Zwykle nie zdarzało mi się w tak krótkim odstępie czasowym dojść drugi raz, ale teraz to było co innego – teraz miałem Sugę tuż pod sobą, rozgrzanego i namiętnego, rozpalającego we mnie pożądanie, którego chyba nigdy w życiu nie czułem.
    Pieprzony drań naprawdę miał w sobie coś wyjątkowego.
    W porę opamiętałem się i sięgnąłem jedną dłonią do jego członka. Drugą ręką wciąż się podpierałem, choć było to niewygodne. Nie chciałem jednak, by Koushi czuł jedynie przyjemność pochodzącą z muskania jego prostaty, zamierzałem spotęgować ją, sprawić, by doszedł szybciej i gwałtowniej, dopieszczony tak, jak tego pragnął od początku.
    Po kilku długich minutach zmieniliśmy pozycję. Opadłem obok niego na boku, podparłem się na łokciu i jedną ręką chwyciłem jego udo. Nie musiałem tego robić, bo Suga sam uniósł nogę, ale – może wyda się to trochę dziwnie – chciałem czuć jego skórę pod dłonią. Lubiłem jej dotyk, delikatnej i gładkiej, a jednocześnie twardej, męskiej. Ścisnąłem jego udo, gwałtowniej wsuwając się w niego i wtulając twarz w jego szare włosy. Suga jednak odwrócił się do mnie, obejmując ramieniem szyję, i przez chwilę patrzył mi w oczy, jedynie pojękując. Potem zaś zamknął je i odchylił głowę, całując mnie.
    To też mi się podobało. Podobał mi się właściwie każdy jego gest, każde spojrzenie, każdy dotyk, każde westchnienie i każdy dźwięk, który wydobywał się z jego gardła.
    Chyba znowu wpadłem w sidła zauroczenia.
–    Osz, kurr...- sapnął Suga, zaczynając pieścić się dłonią. Sięgnąłem własną do jego jąder i ścisnąłem je lekko, przyglądając się, jak Koushi zaspokaja sam siebie.
    Musiałem zagryźć wargę, by nie krzyknąć. Doszedłem tak nagle, że sam się niemal zdziwiłem. Cała przyjemność skumulowała się we mnie i uszła za jednym razem, kiedy Suga zacisnął mocno ścianki odbytu. Odchylił mocno głowę do tyłu, opierając ją o moje ramię. Z jego członka obficie trysnęła sperma, plamiąc mój futon, ale nie przejmowałem się tym. Gdy tylko wysunąłem się z niego i pozbyłem prezerwatywy, opadłem z westchnieniem na posłanie i objąłem Sugę, wtulając w niego twarz i oddychając głęboko, by się uspokoić.
    Szczerze mówiąc sądziłem, że mnie odtrąci, odepchnie, albo powie, że mam się odsunąć. Ale zamiast tego on westchnął przeciągle i położył dłoń na mojej dłoni, kładąc się bardziej na plecach, by móc na mnie spojrzeć.
–    I co? Żałujesz?- zapytał cicho.
–    Cóż...- Zrobiłem krótką przerwę na kilka wdechów.- Nie jestem z siebie dumny, ale nie mogę powiedzieć, że żałuję. Mimo wszystko nie jestem dobry w jednorazowych wyskokach, nadal pozostaję przy tym, że wolałbym zacząć coś poważniejszego.
    Sugawara przyglądał mi się w ciszy, przeczesując swoje szare włosy. Trwało to już dłuższą chwilę i zaczynałem się peszyć, chciałem co pierwsze przyszło mi na myśl, ale jego kolejne słowa wytrąciły mnie z pantałyku:
–    No... Ja też mógłbym o tym pomyśleć.
–    Ech?- Spojrzałem na niego z zaskoczeniem.- Masz na myśli poważny związek...?
–    Tak – odparł z lekkim uśmiechem.- To chyba najwyższa pora, w końcu mam już trzydzieści pięć lat.
–    ŻE CO TAKIEGO?!- wyrwało mi się.- Trzydzieści pięć?! Jesteś osiem lat starszy ode mnie?!
–    Przeszkadza ci to?- Uśmiech na jego twarzy nie zmienił się, ale widziałem w jego oczach, że od mojej odpowiedzi zależy jak się potoczą nasze relacje.
–    Nie, absolutnie!- odparłem bez wahania.- Po prostu mnie zaskoczyłeś... Myślałem, że masz raczej... ja wiem? Dwadzieścia pięć, albo dwadzieścia dwa...
–    Miło mi to słyszeć – zaśmiał się Suga.- Dobrze, że wydaję się być młodszy, niż jestem w rzeczywistości. Nie lubię przyznawać się do mojego wieku, zwłaszcza, że wciąż jestem kawalerem.
–    Rozwiedzionym – zauważyłem, a on wywrócił oczami.
–    Po licznych błędach życiowych – poprawił mnie.- Ale wciąż gotów zaryzykować.
–    Masz na myśli...?- Spojrzałem na niego niepewnie, nie kończąc zdania.
–    Daichi.- Suga obrócił się ku mnie i objął mnie, uśmiechając się filuternie.- Co powiesz na oficjalną randkę ze mną?
–    Ech? N-nie rozumiem... To dlatego, że spodobał ci się seks...?
–    Co? Nie!- Koushi zaśmiał się.- To znaczy, jasne, podobało mi się i cholernie chciałem to zrobić, ale nawet gdybyśmy zakończyli dzisiejszy dzień na oglądaniu bajki na dobranoc, i tak bym ci to zaproponował. Jesteś sympatycznym i zabawnym gościem, do tego w gratisie przystojnym... Lubię cię.- Suga wzruszył ramionami.- Nie mówię, że chcę z tobą być, ale chciałbym, żebyśmy lepiej się poznali. Dlatego zapraszam cię na randkę. Bez seksu, bez pocałunków, po prostu randka, tak jakbyśmy spotykali się po raz pierwszy. Zacznijmy tak, jak zwykle zaczynają zainteresowani sobą ludzie. Co ty na to?
–    Co ja na to?- bąknąłem.- Jestem zdecydowanie na tak!
–    Świetnie!- Suga uśmiechnął się szeroko, jednak po chwili przybrał zadumany wyraz twarzy.- Chociaż kiedy przeniosą cię w pracy, pewnie nie będziemy mogli za często się widywać...
–    Ale to nie problem, prawda?- zapytałem.
–    Tak myślisz?- Koushi spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem.
–    Do tej pory oddawałeś się tylko przygodom – zauważyłem, wzruszając lekko ramionami.- Skoro zaprosiłeś mnie teraz na randkę i chcesz poznać mnie bliżej, to znaczy, że nie chcesz dać tak łatwo za wygraną.
–    Och.- Uśmiech Sugi wyraźnie zbladł.- Przejrzałeś mnie na wylot, Daichi. A może taki jesteś pewny siebie?
–    N-nie...- bąknąłem, rumieniąc się intensywnie.- M-mnie też zależy! Chcę cię bliżej poznać, Suga... Nawet jeśli będę mógł spotykać się z tobą raz na miesiąc, to i tak... nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie... chcę tej znajomości.
    Przez chwilę między nami panowała cisza, ale na całe szczęście na twarz Sugawary szybko powrócił uśmiech, a on sam wyraźnie się odprężył.
–    Nie wiem jak ty, ale ja jestem już dosyć śpiący – powiedział.- No wiesz, mam już swoje lata, pewne czynności męczą mnie bardziej niż za młodu.
–    No co ty, jesteś młody!
–    Ahahah! Mam na myśli, że jutro możemy porozmawiać o szczegółach naszej randki. Mam już nawet pomysł, gdzie cię zabiorę.
–    N-naprawdę?- Zarumieniłem się, czując jak jakiś nastolatek. Teraz, kiedy wiedziałem, że Suga jest ode mnie sporo starszy, miałem wrażenie, że zachowuję się aż zbyt niedojrzale.
–    Tak. Ale zachowam to w sekrecie – odparł, kładąc mi palec na ustach.- Zrobię ci niespodziankę.
–    Nie mogę się doczekać – wymamrotałem, wgapiając się w niego, urzeczony. Uśmiechnął się do mnie i przymknął oczy.
–    Mogę zostać na noc?
–    Oczywiście!
–    W takim razie dobranoc, Daichi.
–    Mogę cię pocałować?
–    … oczywiście – zaśmiał się cicho.
–    W takim razie...- mruknąłem z uśmiechem, pochylając się nad nim. Pocałowałem go, czule muskając jego wargi. Nasze języki splotły się ze sobą, ale nie na długo, jakby ta pieszczota była jedynie przedsmakiem tego, co miało nas czekać.- Dobranoc, Suga.
    Ułożyłem się wygodnie na boku, wcześniej nakrywając nas pościelą. Wpatrywałem się w Koushiego, który przybrał dogodniejszą pozę i westchnął z zadowoleniem. Wciąż obejmowałem go w pasie, czułem przyjemne ciepło i zapach mapo tofu, które jedliśmy. Przesunąłem leniwie wzrokiem po jego ciele, zaczynając od widocznych ledwie pod pościelą różowych sutek. Sunąłem nim przez obojczyki i gładką skórę ramion, którą tak wiele razy dziś całowałem. Popatrzyłem na przystojną twarz. Na jego szare włosy, za dotykiem których już tęskniłem. I na ten uroczy pieprzyk pod lewym okiem Sugi.
    A ostatnim, co zobaczyłem przed zaśnięciem, był jego słodki uśmiech.







* Zbieżność nazw japońskich zawartych w opowiadaniu powyżej jest całkowicie przypadkowa xD

7 komentarzy:

  1. Ekhem. Wreszcie to skończyłam! Jakie to jest długie! Kobieto jesteś niesamowita! Jak ekhem nie lubię shippów z haikyuu tak to jest cudo! Najlepszego w nowym roku i dużo weny oczywiście! ^^ ~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam o czwartej nad ranem i przyznaję nie wydoliłam i poszłam spać xD
    Opowiadanko mega mi się podobało ( zwłaszcza końcówka hue hue >:) ), chociaż trochę żałuję, że nie wytrwali w postanowieniu.
    Bardzo przyjemnie się czytało, zdecydowanie jest to jeden z moich ulubionych oneshotów :)
    Przepraszam, niestety na nic więcej na razie mnie nie stać, jestem nieco zmarnowana tego pięknego poranka xD
    Pozdrowionka i do następnego :*
    PS Szczęśliwego Nowego Roku! Zdrówka, weny i odwagi do spełniania marzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tasiemiec totalny, ale pierwszorzędny, Yuuki-senpai. Warto było odłożyć rozciąganie.! <3<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Biła od tego jakaś taka cholerna prawdziwość.C-U-D-O-W-N-E~!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. A gdzie moje żyli długo i szczęśliwie? No ale jako osoba chorobliwie szukająca happy endów dopowiem sobie szczęśliwe zakończenie i właśnie żyli długo i szczęśliwie ;) Bardzo mi się podobał rytm tego opowiadania było takie spokojne, niewymuszone, naturalne dialogi i wiele, wiele przemyśleń wewnętrznych. Naprawdę dobrze się to czytało!
    Życzę dużo weny i wiele czasu wolnego na pisanie wielu cudnych opowiadań <3

    OdpowiedzUsuń
  6. To mój pierwszy komentarz pod jakimkolwiek opowiadaniem, więc trochę nie wiem co powiedzieć, ale myślę, że sam fakt, że go tu zostawiam sporo znaczy:) jedno słowo - genialne. ~Maggie

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń