Jak pozbyć się cycków i zostać koszykarzem (Autor: Akila)


    Ktoś tam na górze mnie jak nic nie lubi.
    Pewnie jakiś koleś, którego marzeniem było grać w kosza ale coś nie wypaliło, patrzy na mnie i myśli: „ Aomine Daiki to prawdziwa bestia na boisku.  To najlepszy gracz jakiego widziały moje martwe oczy… dlatego mam ochotę utrudnić mu życie.”
    No bo jak inaczej można wytłumaczyć fakt, że pół dnia chodziłem po mieście szukając jednego, pierdolonego świerszczyka?! Ja rozumiem, że wersja limitowana i w ogóle, ale ludzie, zanim wykupicie wszystkie egzemplarze pomyślcie o innych, a zwłaszcza o biednych napalonych nastolatkach, którym matka nie chce dać kieszonkowego na czas, bo „Daiki, ciasto robię. Nie widzisz, że jestem zajęta?”, „Daiki, twój ojciec miał wynieść śmieci, ale nadal tego nie zrobił. Ktoś musi mu o tym przypomnieć (uciekaj tato). Później ci dam” albo „Daiki, czy mógłbyś skoczyć do sklepu po…”. Akurat po tym ostatnim czym prędzej zwinąłem się do swojego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Czego do końca nie usłyszałem tego nie było.
    Zrezygnowany walnąłem się na łóżku w pozie wisielca i z głową zwisającą w dół wydawałem co chwila desperackie ryki godowe koszykarskich samców alfa, bo właśnie takim jestem ja, w nadziei że jakaś kasa zwabiona moim niezaprzeczalnym urokiem przyjdzie i mnie wesprze w tych trudnych chwilach. Dodatkowo błagałem w duchu wszystkich zmarłych koszykarzy o litość, bo w końcu w takich sytuacjach zabezpieczeń nigdy za wiele.
    I albo naprawdę mam na górze wielu fanów, albo mój urok jest tak zajebisty, że przyciąga martwe przedmioty, albo- hehe- oba naraz, bo zaraz potem znalazłem pod łóżkiem zakurzone dwie dychy. Wykorzystując swoje niezwykłe moce Ninjamine, pognałem niezauważalnie do drzwi wyjściowych i wybiegłem na miasto. No dobra, bardziej przypominało to ignorowanie pytań mojej matki gdzie idę, kiedy wróciłem się, bo zapomniałem założyć butów. Całe szczęście, że założyłem moje ukochane i najwygodniejsze Jordany, bo inaczej od chodzenia po sklepach i stania w kolejce nogi by mi w dupę weszły, a będąc wzrostu Akashiego czy Tetsu trudno dobrze grać w kosza, chyba że jesteś powalonym acz genialnym psychopatą, albo naprawdę masz moce znikania ninjy.
    Całe to poświęcenie było jednak warte tego, że mogłem teraz podziwiać dorodne cycki Bjustyny i Cycylii. A to jeszcze nic w porównaniu ze zdjęciami Melonii, która jest tak wyjątkowa, że w gazetce umieścili całą jej sesję zdjęciową. Może ma trzeci cycek czy coś?
    Tak czy siak rozsiadłem się wygodnie na łóżku i otworzyłem moją Biblię na losowej stronie. Moją uwagę przykuły od razu dwie piękne, dorodne piersi. Nie wierzę, że to powiem ale były nawet lepsze niż te Mai-chan czy Satsuki. Były wielkości piłek do kosza i to takich napompowanych. Ciekawe jakie to byłoby uczucie tak je potrzymać? Zamknąłem oczy i przywołałem do pamięci uczucia trzymania piłki, co nie było trudne, zwłaszcza że moje ręce były praktycznie do tego przyzwyczajone i stworzone. Teraz musiałem tylko wyobrazić sobie, że zamiast twardej powierzchni trzymam coś mięciutkiego. Bo one musiały być mięciutkie. Dużo razy widziałem jak zachowywały się cycki Satsuki kiedy biegała. Były zupełnie jak fale pośród burzy. Jak łóżko wodne gdy skoczy na nie ktoś gruby. Jak osobowość Akashiego- no może nie do końca, chociaż ich ruchy były równie nieprzewidywalne i gwałtowne, ich wielkość dorównywała jego ego, a jak podejdziesz za blisko lub będziesz się zbyt długo gapił to koniec z twoim marnym życiem.
- Mmmm… - mruknąłem z przyjemnością, otwierając lekko oczy. Mój wzrok powędrował do rejonów nadcyckowych. Momentalnie przestałem mentalnie obmacywać modelkę.
- Chwila, coś tu się nie zgadza, ale co…- mruknąłem pod nosem. Teraz całą moją uwagę skupiły długie bordowe włosy z czarnymi końcówkami, wiśniowe oczy i dziwnie znajome rozdwojone brwi. Minęło pięć sekund. Dziesięć.
- ŁOOOSZ KURWA!- wrzasnąłem i pieprznąłem z całej siły gazetkę w stronę drzwi, równocześnie spadając z łóżka na tyłek. Ała. To będzie jeszcze długo bolało.
    Pech chciał, że akurat do pokoju wchodziła moja rodzicielka i gazetka walnęła w sam środek jej tak dobrze mi znanej, wkurzonej twarzy. Cela to ja mam czasem aż za dobrego.
- Synku, jeśli już masz zamiar rzucać dziewczyny to przynajmniej znajdź sobie jakąś prawdziwą- wycedziła zdenerwowana przez zęby. Westchnęła zirytowana i zaczęła iść w moją stronę. Już otworzyła usta żeby coś powiedzieć, kiedy jej uwagę przykuło coś na moim łóżku.
- Daiki, tyle razy prosiłam cię przecież żebyś nie przynosił do łóżka jedzenia. A tu co, plama po jogurcie?
    A ja będąc idealnym synem jakim jestem, ten jeden raz posłuchałem. Nie przynosiłem do łóżka żadnego jogurtu. Moja matka po dłuższym przypatrywaniu się plamie chyba też to załapała, bo nagle jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Spojrzała na mnie tymi oczami, a ja? Ja zacząłem się śmiać. Histerycznie. I głośno. Najwidoczniej połączenie sytuacji z teraz z odkryciem, że Kagami ma cycki było nie na moje nerwy, bo zaraz tarzałem się na łóżku śmiejąc się tak bardzo, że wydawałem z siebie tylko ciche dźwięki pokwikiwania, zupełnie zapominając o mojej matce, która stała obok mnie i robiła notatki.
    Jej głośne chrząknięcie sprowadziło mnie jednak jakimś cudem na ziemię.
- Daiki, syneczku, to co, kupiłbyś mi na straganie dwa ogórki?- nerwowo spytała po czym szybko zaczęła się ulatniać z pokoju, mamrocząc coś o dorastaniu i o tym, żebym nic z tymi ogórkami dziwnego nie zrobił wracając do domu.
    Na boga koszykówki i wszystkich świętych koszykarzy. Aż tak zboczony, żeby gwałcić warzywa w miejscu publicznym to ja nie jestem.
    …
   Prawda?

******

    W końcu po pewnym czasie udało mi się zwlec tyłek z łóżka. Poczłapałem w zwolnionym tempie w stronę drzwi, żeby przypomnieć mamie, że nie dała mi w końcu kasy na te zakupy. Po drodze jednak znalazłem na biurku dokładnie wyliczone pieniądze, które starczyłyby dokładnie na dwa ogórki. I znowu brak mojego kieszonkowego. Dzięki mamo.
    Oi, pieprzyć już to kieszonkowe. Ważniejsze jest od kiedy Kagami był kobietą?! I to taką z cyckami?! Wyszedłem z domu i z frustracji kopnąłem pierwszy lepszy kamień jaki znalazłem. Co okazało się błędem, bo był wielkości małego wielbłąda. Właściwie to był głaz, a nie kamień.
- Kurwaaa, moja stopa!- wydarłem się.
    Otuliłem się ciaśniej bluzą, którą założyłem wychodząc z domu bo dość mocno zaczęło wiać. A następnie dumnie, lecz ze łzami w oczach, które były oczywiście od wiatru, pokuśtykałem dalej.
    To był Kagami. To musiał być on. Podobieństwo było zbyt wielkie. Tyle że, cholera jasna, tyle razy widziałem go bez koszulki i niczego nie zauważyłem. Sama klata i żadnych cycków, tylko niezły kaloryfer na brzuchu, ale oczywiście ja miałem lepszy.   A widzieliśmy się wczoraj podczas naszego małego one-on-one. Co on, przez noc sobie cycki wyhodował? Niemożliwe. Nie urosną ci tak szybko, nieważne ile hamburgerów byś wpieprzył na raz. Poza tym zdjęcia do świerszczyka musieli zrobić dużo wcześniej.
    Westchnąłem sfrustrowany i przejechałem ręką po włosach.  Może Kagami nie wyhodował sobie melonów, a raczej je miał i usunął?
    Ten pomysł wprawił mnie w takie osłupienie, że aż stanąłem w miejscu.
- Ompff…- jakaś staruszka zderzyła się z moimi plecami. Otrzepała się, a następnie wyminęła mnie szerokim łukiem mówiąc coś pod nosem o niewychowanej młodzieży i o tym, że już nigdy nie będzie chować się za ludźmi, którzy mamroczą coś do siebie o cyckach, bo potem są same problemy.  Usłyszałem też coś w stylu „murzyński patafian”, ale w tym momencie mało mnie to wszystko obchodziło.
    Kagami był trans! Że też wcześniej na to nie wpadłem. W końcu co ja wiem o jego przeszłości?  Tylko tyle, że grał w kosza od dzieciństwa i mieszkał w Ameryce. Zostaje jeszcze pytanie jak oni usunęli mu te cycki. Przecież je widziałem i były ogromne! Niemożliwe, żeby zrobili to idealnie. Prawda, widziałem klatę Kagamiego, ale nigdy jej nie dotykałem. A z tych cycków po prostu MUSIAŁO coś zostać. A ja już znam kogoś, kto będzie chciał się co do tego upewnić. I tym kimś byłem ja we własnej osobie.
    Podekscytowany moim pomysłem przyspieszyłem kroku. Musiałem jeszcze tylko wymyślić w jaki sposób zmacać Kagamiego, żeby nie było potem niezręcznie.
    I niczym odpowiedź na moje modlitwy, pojawiła się przede mną znajoma różowa czupryna Satsuki, która rozmawiała w tym momencie z jakąś dziewczyną. I oczywiście mnie nie zauważyła. Dobra, idę do nich.
- …jeden z nich musi nim być… To w końcu męska drużyna koszykówki, gołe klaty przy przebieraniu, nagie prysznice. Gdybym była…no wiesz…to bym takiej okazji nie przepuściła.
- Yo, o czym gadacie?- mruknąłem, udając zaciekawionego.
- Dai-chan!- krzyknęła zaskoczona Satsuki, która do tej pory słuchała swojej koleżanki. A ja nadal nie miałem pojęcia kim była. I jakoś mnie to nie obchodziło. Miseczka A. Muszę mówić więcej?- Haha, o niczym… Takie damskie plotki… A c-co tam u ciebie Dai-chan?
- Nic nowego oprócz tego, że strasznie mnie boli dupa…- powiedziałem co mi pierwszego przyszło do głowy i skrzywiłem się. Mój tyłek nadal pamiętał dzisiejsze bolesne starcie z podłogą.
     Koleżanka Satsuki, która stała tuż obok, nagle gwałtownie podniosła głowę i wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Chyba już wiem czego chciałam się dowiedzieć…- powiedziała przeciągając każdą głoskę, a potem jakby nigdy nic zaczęła odchodzić, co chwila odwracając się z wkurzającym wszystko-wiedzącym uśmiechem.
- Hę?- wymamrotałem do siebie podnosząc w górę brew. Nigdy nie zrozumiem kobiet. Westchnąłem i obróciłem się w stronę Satsuki.
- Tak w ogóle to chciałem cię o coś zapytać.
    To twoja najlepsza przyjaciółka Daiki, jej możesz zaufać. Sama jest dziewczyną, więc pewnie będzie wiedziała.
    No dobra, walę.
- Jak wymacać komuś cycki tak żeby się nie zorientował?
- Dai-chan!-  krzyknęła, a jej twarz przybrała oburzony wyraz.
    Kurwa, myliłem się, w tył zwrot, w tył zwrot, plan B! Cholera, ale ja nie mam planu B!
- Czysto teoretycznie oczywiście- sprostowałem zadowolony z siebie i chwaląc się w duchu za moją umiejętność szybkiego myślenia i wrodzony geniusz. Daiki, ty draniu!
Satsuki chyba tego geniuszu nie zauważyła, bo zaczęła patrzeć się na mnie jak na idiotę
- Serio pytam.
- A ja serio myślę, że z tobą coraz gorzej.
- Zadałem ci tylko normalne pytanie, nie możesz odpowiedzieć?
- Sam nie możesz sobie chociaż raz odpowiedzieć?
- Nie chce mi się… A ty tak zawsze wszystko wiesz…- chyba właśnie coś palnąłem, bo Satsuki zrobiła się czerwona na twarzy.
- Nie chce ci się? Nie chce ci się?! Nigdy ci się nie chce wysilać! Nawet w swoich żenujących planach potrzebujesz mojej pomocy! W życiu byś sobie beze mnie nie poradził!
- A ty niby skąd to wiesz, co?!
    Satsuki tylko uśmiechnęła się tajemniczo, podniosła do góry palec i wypaliła, tym razem już spokojniej, tak dobrze mi znany tekst:
- Kobieca intuicja.
- Ughh…- warknąłem zirytowany i zmęczony od całej tej pracy mózgu. Przyzwyczaiłem się do tego, że przynajmniej raz w miesiącu w te dni obrywam od mojej matki, więc nawet mnie to wszystko nie ruszyło. Normalka.
    No to tyle by było z pomocy Satsuki- jedno wielki gó… O, nie zauważyłem nawet kiedy doszliśmy do straganu! Chwyciłem te dwa nieszczęsne ogórki i podałem kolesiowi przy kasie. Ale z niego kurdupel! W momencie kiedy to pomyślałem, podniósł wzrok i spojrzał się na mnie niepewnie, a potem na moje ogórki. No ludzie! Nic z tymi ogórkami nie mam zamiaru robić!
    Wymamrotałem pod nosem dzięki, kiedy w końcu raczył mi je sprzedać i zacząłem odchodzić w stronę domu.
- Dai-chan! Zaczekaj!- zawołała Satsuki, po czym prędko mnie dogoniła.
- Co?- warknąłem, nadal zirytowany że chyba wszyscy w okolicy sądzą, że gwałcę warzywa.
    Spojrzała na mnie zmartwiona. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, po to by zamknąć je moment później, jakby nie była tego do końca pewna. Już myślałem, że ona też zacznie rzucać aluzje o mnie i warzywach, ale to co nadeszło zaskoczyło mnie.
- Przepraszam.
- Co…
- To prawda, że jesteś zboczony. Oprócz tego jeszcze arogancki i leniwy…
- No dzięki…
- Ale masz też dużo zalet. Wiem, że nie pokazujesz ich zbyt często i starasz się ukrywać tę stronę siebie, ale ja cię znam… Ja… Ja wiem jaki jesteś naprawdę… I właśnie to się najbardziej liczy… To co jest tutaj…- położyła rękę na mojej lewej piersi. W szoku wpatrywałem się w nią z wytrzeszczonymi oczami. Wszyscy mówią, że oczy to mam po mamie. Może nie kolor, ale wytrzeszcz już tak.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam zranić cię moimi wcześniejszymi słowami. Wszystko między nami gra?
    Pokiwałem wolno głową, nie będąc do końca pewien co się właśnie stało. Huh. Ta cała sprawa z Kagamim i jego cyckami, tak samo jak moje wewnętrzne przeżycia w związku z warzywami naprawdę musiały wpłynąć na to jak wyglądam. Możliwe że mój mózg od nadmiaru myślenia po prostu przegrzał się i zaczął wysyłać sygnały na zewnątrz przez moją twarz, błagając o litość. I wtedy to co Satsuki wzięła za „moje delikatne uczucia zboczeńca są zranione” było tak naprawdę wołaniem mojego mózgu: „Pomocy, jeszcze nigdy nie musiałem się tyle wysilać, zaraz umrę z wycieńczenia.”
    Cały ten wywód Satsuki podsunął mi jednak niezły pomysł co do Kagamiego. Wyjąłem telefon i szybko napisałem do niego sms-a.

Od:Aomine Do: Bakagami
Małe one-on-one dziś wieczorem? 18.00, boisko przy Seirin

 
    Iiii wyślij.
    Nie musiałem czekać nawet 2 minut, kiedy dostałem odpowiedz.

Od: Bakagami Do: Aomine
Będę.

 
    Wyszczerzyłem się do siebie i wsadziłem telefon do kieszeni. W całkowitej ciszy, z Satsuki, która nie wiem czemu uśmiechała się lekko do siebie, dalej wracałem do domu. Tyle że teraz w o wiele lepszym nastroju.
    Buraczany idiota nie będzie wiedział co go uderzyło.

*****

    Bakagami się spóźnia. Ja tu specjalnie staram się, przechodzę samego siebie i przychodzę na czas, a ten pewnie siedzi w jakiejś ciemnej uliczce i żre burgery, które znalazł po drodze.
    Po raz któryś z rzędu trafiłem do kosza leżąc w pozycji, którą nazwałem ‘jestem zajebisty’ i nawet nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, że po raz kolejny trafiłem.  Gdzie ten cholerny Kagami? Nudzi mi się. Może zdążę uciąć sobie krótką drzemkę zanim przyjdzie?
    Zamknąłem oczy, westchnąłem głęboko i już miałem pójść w kimono, kiedy usłyszałem, że coś lub ktoś biegnie w moją stronę. Ledwo zdążyłem uchylić jedno oko, by zobaczyć jak zdecydowanie KTOŚ przeskakuje nade mną, po to by za chwilę schować się za drzewem. Zupełnie jak jakiś wypłosz.
    Spróbowałem mojego szczęścia.
- Eeee..? Kagami?
- Cicho bo nas jeszcze usłyszy- uciszył mnie drżący głos zza drzewa. Tjaaa. Zdecydowanie Kagami.
    Z westchnięciem podniosłem się z ziemi. Podszedłem w stronę drzewa i ukucnąłem przy zwiniętym w kłębek buraczanym idiotą.
- Co ty znowu wyprawiasz, Bakaga…- przerwałem jednak, bo Kagami podniósł w tym momencie głowę. Był okropnie przerażony. Oddychał ciężko, jakby przebiegł przed chwilą prawie pół miasta, oczy miał dziksze niż zwykle i można było zauważyć kilka łez, które ściekały po jego policzkach.  Coś musiało się stać. Coś poważnego.
- Kagami… Co się stało?- zapytałem ostrożniej. Cholera, zaczynałem się naprawdę martwić.
- On mnie go-o-onił. Ja próbowałem go zgubić, ale o-on był naprawdę szy-ybki. Zagonił mnie do-o ciemnej uli-iczki. Ale ja-akoś ucie-ekłem. Był du-uży i włochaty i.. i…- w tym momencie zapowietrzył się i nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Przynajmniej z tą ciemną uliczką miałem wcześniej rację.
    Ale na świętych koszykarzy. Wiem o tym, że Kagami jest trans od kilkunastu godzin, a już jakiś koleś który jest ‘duży i włochaty’ chce go zgwałcić?! Z przerażeniem wpatrywałem się w chlipiącego pod drzewem Taigę. Teraz kiedy wiem o jego przeszłości, nie dziwi mnie, że tak na wszystko reaguje. Dziewczyny z reguły są o wiele bardziej emocjonalne niż faceci i o wiele częściej płaczą. Plus trzeba je o wiele częściej pocieszać.
- Ćśś… Nie płacz już… Jesteś tu…ee…ze mną… bezpieczny…- pogładziłem go niezręcznie po głowie. Kagami zaczął się uspokajać, najwidoczniej moje głaskanie pomagało mu. Pociągnął jeszcze parę razy nosem, a potem wstał i spojrzał na mnie nadal zaczerwienionymi oczami.
- To so? Zagfamy to one-on-one?- zapytał mnie, nadal mając przytkany nos. Jego twarz była nieco naburmuszona, a policzki zaróżowione o wiele bardziej niż wcześniej. Czyżby się wstydził tego co przed momentem się stało? Uśmiechnąłem się do siebie. To było dość słodkie.
Kagami uznał chyba mój uśmiech za odpowiedź twierdzącą, bo chwilę potem biegł już z piłką po boisku w stronę mojego kosza. Okej, jeśli ten kretyn myśli, że dzięki czemuś takiemu mnie pokona to grubo się myli.
    Graliśmy… Szczerze mówiąc to nie wiem ile dokładnie. Wiem jedynie, że było już ciemno kiedy w końcu usiedliśmy szczęśliwi po udanym one-on-one na betonie i ciężko oddychaliśmy. Cóż… Ja byłem szczęśliwy na tyle, na ile można być siedząc na czymś twardym z obolałą dupą. Przyznaję, Kagami zrobił parę niezłych wsadów, ale jakby to niby miałoby mi przeszkodzić w skopaniu mu tyłka.
- Następnym razem… haaa… cię pokonam…haaa… Ahomine…
    Uśmiechnąłem się zadowolony do siebie. Bo właśnie w tym momencie zaczynał się mój genialny plan. I częściowo kończyła się moja duma…
- Jedynym, który może mnie…haaa…pokonać jestem ja…haaa...Kagami… Ale nie martw…haaa…się…- Kagami zaskoczony podniósł głowę. Nie spodziewał się ciągu dalszego, po moim klasycznym „Jedynym który może mnie pokonać, jestem ja”. Ha! – nie wiem czy…haaaa… kiedyś mnie pokonasz… Może…haaaa…nigdy się to nie stanie…haaaaa… Ale to nie….to nie czyni z ciebie…haaa… gorszego człowieka…Bo…haaa…najważniejsze jest to…haaa…co masz tutaj…- w tym momencie położyłem mu rękę na cycku. I ją zacisnąłem.
    Kagami chyba nawet tego nawet nie zauważył. Wpatrywał się tylko we mnie jakby ktoś go właśnie zdzielił patelnią w łeb. Muszę przyznać, że oczy to ma skubany ładne. Takie duże i wiśniowe. Nie wiem ile czasu się tak na siebie patrzyliśmy, bo zorientowałem się co robię dopiero wtedy, kiedy Kagami zaczął szybko mrugać i odwrócił wzrok, cały buraczany na twarzy. Cholera, nie mówcie mi że nie był on kiedyś kobietą, takich długich rzęs nie ma żaden facet. Nie wiem czemu, ale nagle moją uwagę przykuły też jego usta… Ciekawe jakie one były w dotyku.
- Eee… Jestem głodny więc może…- zaczął Kagami i magię chwili diabli wzięli. Przynajmniej pomacałem. I muszę przyznać, że pomimo tych wszystkich mięśni, to cycki ma jakby się uprzeć to dość mięciutkie. Wstałem z ziemi i otrzepałem spodnie.
- Maji Burger?- zaproponowałem
- Okej- powiedział Kagami. Starał się chyba powiedzieć to na luzie, ale coś mu nie wyszło bo zabrzmiał zupełnie jak podekscytowane dziecko. Ale takie trochę przerośnięte, co przeszło niedawno mutację. Czemu on był taki uroczy? I czemu wcześniej tego nie zauważyłem?
    Kagami patrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- No to co, idziesz czy nie?
- Aaa… Idę, idę…- mruknąłem. Nawet nie zauważyłem kiedy wstał, tak się zamyśliłem. Ja pierdole, niedługo od tego myślenia mózg urośnie mi do takich rozmiarów, że zacznie wylewać mi się uszami. Dla pewności pogrzebałem sobie w jednym małym palcem i zerknąłem na niego. Tylko jakieś takie żółte coś. Uff… To znaczy, że jeszcze mam trochę czasu.
     Ruszyliśmy przed siebie. W ciszy. A w ciszy ludzie zaczynają myśleć. Muszę coś powiedzieć. Ale kurna nie wiem co. No nie zacznę chyba rozmowy od: „Ostatnio odkryłem, że byłeś kobietą. A co tam u ciebie?” a tylko to pojawiło mi się w głowie. Kagami, weź ty coś powiedz. Cokolwiek. No już. Spojrzałem na niego, a ten cały buraczany na twarzy odwrócił gwałtownie głowę. Czyli co, ja tu szukam jakiejś deski ratunku, a ten się na mnie gapi? Sam jest idealnym przykładem deski, mógłby mi pomóc. Może chciał się pośmiać z tego jak mi mózg wybucha czy coś?
    Mamrocząc przekleństwa przyspieszyłem kroku, bo jakimś cudem osiągnęliśmy ślimacze tempo. Jak mam już myśleć, to pomyślę o czymś przyjemnym. O! Cycki. Cycki Kagamiego. Kagami był kobietą. No ja pier…!
- W końcu! Jedzenie!- krzyknął ten idiota i wbiegł do restauracji do której właśnie doszliśmy, zamykając mi drzwi tuż przed nosem. W które oczywiście musiałem walnąć twarzą. Mój mózg chyba naprawdę nadaje ostatnio tylko o jednym, bo zamiast zobaczyć przed oczami gwiazdki czy chociaż jakieś pieprzone światło jak normalny człowiek, to zamiast tego pojawiły mi się przed oczami latające w kółko twarze Kagamiego, które zamiast oczu miały cycki.
- Nosz kur…- warknąłem, trąc mój obolały nos i otwierając na nowo drzwi. Jak tak dalej pójdzie to nie będę w stanie nawet mentalnie kogoś wymacać, a co dopiero fizycznie kogoś zaliczać.  A nie mam zamiaru umierać jako prawiczek. Co to to nie.
    Podszedłem w stronę kas, szukając znajomych rozdwojonych brwi. Tylko że ich tam nie było.  Kagamiego też. Zdezorientowany rozejrzałem się po restauracji.
    No na serio?
    Kagami siedział już przy stoliku z górą burgerów na tacy. Jakim cudem zdążył je tak prędko kupić? Sam szybko kupiłem sobie coś do żarcia i dosiadłem się do tego żarłoka-idioty.
Patrzyłem jak Kagami wchłania kolejnego burgera. Jak na kobietę to strasznie dużo jadł. Nawet ja tyle nie jadłem, a to już coś mówiło.
    …
    Dobra, jakim cudem on to wszystko w sobie mieści?! Zaraz okaże się, że oprócz trans jest też jakimś robotem, którym steruje Tetsu i używając swojego misdirection by nikt go nie zauważył, właśnie wyciąga mu przez plecy nadmiar burgerów.  Dlatego, że ostatnio zacząłem wierzyć, że wszystko jest możliwe, chwyciłem jednego z burgerów z tacki Kagamiego i rzuciłem w teoretycznie pustą przestrzeń za jego plecami.
    Czekałem przysłuchując się uważnie. Żadne „ała” ani „ Aomie-kun, nie marnuj jedzenia” nie nadeszło. Czyli co, Testu nie oberwał?
    Za to ja już tak.
- Kretynie, chciałem to zjeść!-fuknął wkurzony Kagami. Popatrzył się na mnie gniewnie, a potem tak samo gniewnie ugryzł burgera. To było… Łał. Czyżby kagami zaczynał mi się podobać?
    W tym momencie coś pogilgotało mnie w udo. Prawie zachichotałem, ale ogarnąłem się. Spojrzałem w doł. Ehh… To mój telefon… Chyba dostałem wiadomość.
    Huh? Od Tetsu?

    Od:Tetsu Do:Aomine
    Niestety Aomine-kun, ale mnie nie ma.

 
    Moment, moment… CO?! W panice rozejrzałem się wokół siebie. Dobra, teraz ten mały niebieskowłosy kurdupel się nie wywinie, jak ja go znajdę…
    Już chciałem do niego napisać coś tak mądrego, że na pewno zgasiłoby go i całą jego rodzinę, kiedy niechcący włączyłem wszystkie wiadomości jakie kiedykolwiek pisałem z Tetsu. Przedostatnia wiadomość była ode mnie:

Od:Aomine Do:Tetsu
Tetsu jesteś w domu? Masz ochotę na małe one-on-one dziś wieczorem


I była pisana cholerne 3 dni temu!

Od:Aomine Do:Tetsu
Czemu odpisujesz na sms-a, którego pisałem pieprzone 3 dni temu?!


Jakieś 30 sekund później dostałem odpowiedź:

Od:Tetsu Do:Aomine
Uznałem, że byłoby niegrzecznie pozostawić go bez odpowiedzi.


    Po prostu miałem ochotę walnąć go deską prosto w łeb. I nie zrobiłem tego tylko dlatego, że Kagami był zbyt ciężki żeby go podnieść. Nic nie powstrzymywało mnie jednak przed pięknym, wielkim facepalmem. Jęknąłem kiedy moja ręka zderzyła się z moim już obolałym nosem. Cholera, zupełnie o nim zapomniałem!
    Kagami już kończył swoje burgery, kiedy ja nawet nie nadgryzłem swojego. Nadal nie ogarniam, gdzie te wszystkie burgery idą… Skoro nie w cycki, to…
    Nagle mnie olśniło. Przecież kobiety mają jeszcze talie! A talii sobie operacyjnie nie zakryjesz, bo wyglądałbyś jak ciota. A Kagami tak stanowczo nie wyglądał. Skubany jakimś cudem robił tak, że cały tłuszcz z burgerów szedł mu właśnie tam!
    Przyglądałem się mu, jakby mu cycek na czole urósł. To przecież jakiś pieprzony cud był! No bo jak inaczej to wyjaśnić? Ja już się nie dziwie, że on gra na poziomie Pokolenia Cudów skoro potrafi robić takie rzeczy…
- Ekhm… Ja już ten… skończyłem- odchrząknął Kagami. Zerknął na mnie, potem na mojego nieodpakowanego burgera. –Będziesz to jadł?
    Przecząco pokręciłem głową i podałem mu go. Nadal byłem w szoku.
- Niech ci pójdzie w talię- powiedziałem inteligentnie, zadowolony że odkryłem jego kolejny sekret.   Kagami, który właśnie miał wziąć pierwszego gryza, spojrzał na mnie zdezorientowany. A potem jakby nigdy nic zaczął go pochłaniać, co jakiś czas zerkając na mnie niepewnie. A ja nie mogłem się powstrzymać i  cały czas przyglądałem mu się z uśmiechem. No bo jak tu nie być zadowolonym z siebie?

******

    Kopnąłem z nudów jakąś puszkę, która chyba walnęła jakiegoś kota, bo moment później usłyszałem dzikie charczenie. No co? Było ciemno jak w dupie u murzyna, nic nie… Okej, akurat ja nie powinienem używać tego powiedzenia. Po prostu było tak ciemno, że nie widziałem nawet moich własnych myśli. I bardzo dobrze. Nagle znowu usłyszałem jak ktoś za mną biegnie. No nie mówcie mi że….
- AOMINE! WIEEEEJ! ON WRÓCIŁ!!- wrzasnął Kagami ,wyprzedzając mnie na chodniku i biegnąc w zupełnie inną stronę niż było jego mieszkanie. Ehh… Kobiety i ich mylenie kierunków.  Ale moment… Co on tam wrzeszczał? Coś o ‘on wrócił’?
     TEN ZBOK CO MA DUŻEGO I WŁOCHATEGO WRÓCIŁ?!
     Odważnie odwróciłem się w stronę, z którego nadbiegł Kagami. Byłem już gotowy do walki, kiedy w mroku zobaczyłem jak coś wyłania się zza rogu. Wykonałem parę skomplikowanych i groźnie wyglądających ruchów, żeby odstraszyć zbola. W końcu tyle razy już dzisiaj oberwałem, że wolałbym żeby nikt nie obijał mi mordy.
      Zbliżył się do mnie. Był naprawdę wielki. I włochaty.
      … I był psem.
     Stanąłem jak wryty. No ja nie mogę. JA NIE –HAHAHA- NIE MOGĘ!
 -Kagami….hahaha…to duże i…i..haha… owłosione coś…to…to…hahaha…pies?- zapytałem po prostu rycząc ze śmiechu.
- Czego się śmiejesz?!- zawołał Kagami zza kolejnego drzewa i nie musiałem widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że księżniczka znowu się naburmuszyła- Psy…Psy są straszne!
- Okeeej… Ale…ehkhehehe… wiesz, że będziesz musiał kiedyś wrócić do…haha… domu?- zapytałem nadal podśmiewując się po nosem i ocierając łzy z oczu.
- Ja tam nie idę - odpowiedział stanowczym głosem. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- I co? Będziesz spał dzisiaj ze mną?- zażartowałem.
- Tak- odpowiedział Kagami i zaczął iść w stronę mojego domu, byle dalej od psa.
- Co?!- zawołałem zdziwiony, ale ten kretyn już mnie chyba nie usłyszał. Czyli buraczana księżniczka śpi dzisiaj u mnie. Dobrze wiedzieć.

*****
 
     Moja mama kupuje po kryjomu na wyprzedażach różne dziwne rzeczy. Nie jeden raz znalazłem schowane za kanapą zapasy ryżu, albo ukryte w lodówce 12 figurek krasnoludków. Pewnie było coś w stylu: kup całe 12, a królewnę Śnieżkę dostaniesz gratis. Ale cycatej królewny to już nie znalazłem. Pewnie ojciec mnie wyprzedził i skitrał gdzieś u siebie.
      I właśnie dlatego ani nawet odrobinę się nie zdziwiłem, kiedy odkryłem wciśnięty za MOJĄ WŁASNĄ SZAFĘ zapasowy futon. Huh. No może trochę. Bo jakim cudem moja matka to zrobiła, skoro prawie wcale nie wychodziłem z domu, no chyba żeby pograć w kosza? Były wakacje cholera jasna. Musiała pójść do sklepu, znaleźć jakiś przeceniony futon, wrócić, wtaszczyć ten futon własnymi siłami do mieszkania, bo starała się ukrywać przed wszystkimi swoje wyprzedażowe wyprawy i chodziła na nie kiedy nie było nikogo w domu, a potem jeszcze jakoś wcisnąć go za moją szafę. A ja dopiero teraz go zauważyłem.
     Westchnąłem. Pieprzyć to, już dziwniejsze rzeczy widziałem. Wyciągnąłem lekko zakurzony futon i położyłem go obok mojego łóżka na podłodze.
      Podszedłem do mojej zarąbistej szafy w piłki do kosza i wyciągnąłem największą piżamę jaką mam, która była… też w piłki do kosza. No co, kocham kosza, okej?!
     Już odwróciłem się w stronę Kagamiego, żeby rzucić w niego ciuchami, kiedy zobaczyłem wyraz jego twarzy. Był blady i w szoku. Po prostu stał nad moim łóżkiem i niemo się na coś gapił.   Podążyłem za jego wzrokiem.
     O kurde. Znalazł świerszczyka. Otwartego na stronie z jego zdjęciem. Ups.
- Eee… Kagami?- zapytałem. Cały blady spojrzał na mnie.
- Skąd to masz?- zapytał roztrzęsiony, wskazując na gazetkę. – Chociaż szczerze to nieważne.  Ważniejsze co ona tu robi?!- zaczął stopniowo podnosić głos i robić się czerwony na twarzy. Hę? To? Ona? Niech się zdecyduje. Co on, płeć gazetki zmienia? Ja rozumiem, że sam to zrobił, ale to jeszcze nie powód, żeby wymuszać to na innych.
- Co, moja gazetka?- udawałem niewiniątko- Weź ciszej bądź, starzy śpią…-wymruczałem. Szczerze to znając życie jeszcze nie spali, ale głowa mnie bolała od tego wrzasku.
- Ja nie wierzę, wiedziałem że przechodzi przez jakiś pieprzony kryzys wieku średniego, ale żebym musiał własną matkę w pornosach oglądać?!
     Okej, właśnie w tym momencie zaciął mi się mózg. Odciął mi się dopiero po kilku sekundach.
- To twoja matka?!- dobra, teraz to ja wydarłem się na cały głos.
- No chyba nie ja!- fuknął sarkastycznie i spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Hehe… No pewnie że nie ty… No bo niby jak miałbyś to być ty… Musiałbyś trans… Haha… Ale przecież nie jesteś… Haha…- MOMENT, CZYLI KAGAMI NIE JEST TRANS?! I NIGDY NIE BYŁ KOBIETĄ?! ALE JAK TOOO…
     Kiedy ja nadal przeżywałem wewnętrzny szok i tępo wpatrywałem się w ścianę, Kagami usiadł na łóżku i przejechał dłonią po twarzy.
- Jutro do niej zadzwonię… Ale na razie nie mam nawet ochoty o tym myśleć- westchnął, chwycił piżamę i poszedł do łazienki. A ja stałem jak idiota i dalej patrzyłem na nic.
      NO BO JAK TO ON NIE BYŁ KOBIETĄ?!
     Ocknąłem się dopiero wtedy, kiedy Kagami wyszedł z łazienki, umyty i ubrany w moją piżamę w piłki do kosza. Szybko zabrałem swoje własne ciuchy i poszedłem pod prysznic. Kiedy byłem za drzwiami, odetchnąłem. Bo teraz kiedy już wiedziałem, że Kagami nigdy nie był dziewczyną, nie powinien mi się w ogóle podobać. A pierwsze co pomyślałem po zobaczeniu go w mojej piżamie było to, że wyglądał cholernie dobrze.
     Zdjąłem ciuchy, rzuciłem je w kąt i wszedłem pod prysznic. Może woda jakoś pomoże. Zamknąłem oczy, ale jedynym co zobaczyłem były duże wiśniowe oczy, długie rzęsy i miękko wyglądające usta, których tak bardzo chciałem wcześniej dotknąć. I ten jego wzrok, kiedy gryzł hamburgera…
     O cholera. Spojrzałem w dół na moje krocze. Pieprzyć to, cofam, woda wcale nie pomogła…
     Czym prędzej wytarłem się, wskoczyłem w moją piżamę, która była w kosze (już mówiłem że kocham koszykówkę, co nie?) i wszedłem do pokoju. Dam radę, teraz wystarczy tylko zgasić światło i dotrzeć do łóżka. Kagami nawet mi to ułatwił, bo już leżał opatulony w koc na swoim futonie. Wyglądał trochę jak słodki robaczek… Okej, jednak nie ułatwił, muszę się pospieszyć. Zgasiłem światło i jakimś cudem dotarłem do łóżka.
- Dobranoc- powiedziałem od razu, byle szybciej pójść spać. Zamknąłem oczy. Teraz wystarczy pomyśleć o czymś uspokajającym.
     Cycki. Cycki. Cycki. Cycki. Cycki.
- Aomine?- zapytał cichy głos.
     Kagami. Kagami. Kagami. Kagami. Kagami.
     No cholera jasna.
- Co?- spytałem lekko zirytowany, bo już tak dobrze mi szło.
     Buraczany idiota nabrał głośno powietrza.
- Ja… Ten no… Ja chciałem ci podziękować za to, że mnie przenocowałeś…
     Jakoś nie przypominam sobie, żebym miał wybór skoro sam przylazł do mojego domu…
- I… To co powiedziałeś dzisiaj na boisku…. To… To też było miłe…- to powiedział już wyraźnie speszony. I pewnie buraczany na twarzy.
    W sensie to co powiedziałem, żeby wymacać mu cycki? No, to serio mogło być miłe. Sam zburaczałem na twarzy, kiedy przypomniałem sobie co powiedziałem.
- No… Nie ma sprawy…-wymamrotałem.
- Wiesz co… Jesteś… Jesteś o wiele lepszym gościem niż sądziłem. Nadal jesteś największym zbokiem jakiego znam, ale… Teraz sądzę, ze jesteś…-w tym momencie potężnie ziewnął-… też najlepszym zbokiem jakiego znam…
    O kurde, żeby to do takich wyznań doszło. Chociaż to było naprawdę miłe… Może nie ta część o zboku, ale to że jestem najlepszy. Wyszczerzyłem się do siebie.
- Dobranoc- powiedziałem pospiesznie, żeby tylko samemu czegoś nie palnąć. Choćby o tym, ze chyba mi się podoba.
- Dooobraaanoc- wymamrotał sennie Kagami. Sam chyba na wpół już spał, kiedy to wszystko mówił.
     Zamknąłem oczy i odpłynąłem, jak miałem nadzieję, w krainę cycków…


******

     Ptaszki cudnie śpiewają za oknem, drzewka szumią sobie szczęśliwie, słonko wschodzi milionami kolorów, a ja tu kurwa przemyślam na nowo moje życie. Wszystko przez ten pieprzony sen w którym obściskiwałem się z Kagamim... I żeby to było tylko to… Spojrzałem na mój dół od piżamy. No namiot. I to nie taki jednorodzinny, który stoi co rano, ten był jak dla rodziny z dziećmi. Dziećmi, które zdecydowanie nie powinny wiedzieć co mi się przed momentem śniło.
     Muszę powiedzieć jednak szczerze, że podobał mi się ten sen. A to znaczy, że podoba mi się Kagami… Naprawdę podoba mi się Kagami! Możliwe, że się nawet w nim zakochałem! Ze wszystkich ludzi, akurat ten buraczany idiota….
     Spojrzałem na niewinnie śpiącego obok Kagasia. Czy powinienem powiedzieć temu czterobrwiowemu kretynowi, co do niego czuję?  Problem polega na tym, że sam jestem idiotą i kretynem jeśli chodzi o uczucia.
     Nagle Kagami chrapnął głośno i wymamrotał coś o swoich burgerach. Westchnąłem i uśmiechnąłem się do siebie. Wyglądał naprawdę słodko kiedy spał, zwłaszcza z tą strużką śliny, która wyciekała mu z kącika ust. Nabrałem dziwnej ochoty pocałować te usta, zrobić coś, cokolwiek.
     Powiem mu, że go kocham. Teraz.
     Pochyliłem się w pełnej gotowości nad Kagamim i wypaliłem:
- Kagami, burgery ci się palą.
     Kurde. To nie tak miało być. A nie mówiłem, że jestem idiotą i kretynem?
     Ten od razu zerwał się na równe nogi.
- MOJE BURGERY!-wydarł się i wybiegł z pokoju, a ja zacząłem wzmacniać moje więzy z podłogą. Ostatnio często się to zdarza. Po jakichś parunastu sekundach zrobiło się jakoś dziwnie cicho, bo Kagami się chyba zatrzymał i przestała skrzypieć podłoga. Moment potem skrzypienie znowu się zaczęło i stawało się coraz głośniejsze. O ja pierdole, yeti nadchodzi.
- AHOMINE!- warknął groźnie zza drzwi, a ja nie wytrzymałem i znowu ryknąłem ze śmiechu.  To sobie niezłego wybranka znalazłem.
     Wtargnął do mojego pokoju cały czerwony i od razu przygwoździł mnie do podłogi. A ja poczułem się zupełnie jak w moim śnie. Tyle że ja byłem tam na górze. Obróciłem nas szybko do tej pozycji i wyszczerzyłem się dumnie do Kagamiego.
     A potem pochyliłem się i go pocałowałem.
     Ten zrobił wielkie oczy i natychmiast mnie odepchnął. Spojrzał się na mnie w szoku tymi wielkim wiśniowymi oczami. Ehhh… No to tyle by było jeśli chodzi o…
     Nie skończyłem nawet myśli, bo ten przyciągnął mnie i sam pocałował. Mruknąłem zdziwiony w jego usta i zacząłem odwzajemniać pocałunek. Szybko z czegoś dość spokojnego, zaczął zmieniać się w coś o wiele bardziej namiętnego i gwałtownego. Może jednak coś z tego wyjdzie? Uśmiechnąłem się do siebie, na tyle na ile można było to zrobić dziko całując się z kimś na podłodze.
     Ja przysięgam Kagami. Wiem, że jestem głupkiem, jeśli chodzi o uczucia. Ale jedynym który może mnie w tej głupocie pokonać, jesteś ty.

6 komentarzy:

  1. Gdzieś tam jakieś drobne błędy się wkradły, ale szczerze? Opowiadanie wciągnęło mnie na tyle, że nie zwracałam na nie uwagi xD Napisane lekko i przyjemnie, szybko i sympatycznie się czytało. Dodatkowo przypomniało mi czasy, kiedy sama pisałam takie zabawne shoty, a ten - nie ma co ukrywać - do zabawnych zdecydowanie należał :D Świetne na poprawę humoru, no i końcówka wyjątkowo urocza! Dziękuję za podesłanie pracy c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow!
    Szacuneczek dla autorki za napisanie tak dobrego opowiadania. Aomine idealnie Ci wyszedł, jestem pod wrażeniem ^^
    Jest późno, więc nie będę się rozpisywać tylko ponownie napiszę najbardziej adekwatne słowo co do tego opowiadania: WOW.
    Zdrówka i oby więcej tak udanych shotów.
    Wyczuwam zwyciężcę XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow!
    Szacuneczek dla autorki za napisanie tak dobrego opowiadania. Aomine idealnie Ci wyszedł, jestem pod wrażeniem ^^
    Jest późno, więc nie będę się rozpisywać tylko ponownie napiszę najbardziej adekwatne słowo co do tego opowiadania: WOW.
    Zdrówka i oby więcej tak udanych shotów.
    Wyczuwam zwyciężcę XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Super najsuper ^-^ Gratuluję :3

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń