[Ciernie] Rozdział dwudziesty czwarty

    Wbite na patelnię jajka zaskwierczały głośno na cienkiej warstwie tłuszczu. Tuż obok sześciu idealnie okrągłych żółtek po chwili wylądowały długie grube plastry boczku. Wkrótce po całym mieszkaniu rozniósł się przyjemny zapach przyrządzanego śniadania.
    Kuroko zapatrzył herbatę w dwóch kubkach ozdobionych skomplikowanymi zawijasami wykonanymi przez dzieci jednego z młodszych braci Ogiwary. Czekając, aż jajka i bekon się podsmażą, błękitnowłosy przyglądał im się z zaciekawieniem, próbując odgadnąć wzory. Jeden z nich prawdopodobnie był psem, wśród gryzmołów znalazło się również coś podobnego do Godzilli. Chociaż mężczyzna wątpił, by kiedykolwiek był w stanie zajmować się dzieckiem – nieważne czy swoim, czy czyimś – to z chęcią oglądał ich małe dzieła.
    Kiedy skończył przygotowywać śniadanie, rozłożył jajka i bekon na talerzach, kładąc obok nich również po dwóch parówkach i chrupiących grzankach. Swoją niewielką zastawę ułożył na tacce, którą znalazł w kuchennej szafce, po czym stąpając ostrożnie po chłodnych panelach, udał się do sypialni swojego przyjaciela.
–    Podano śniadanie, paniczu Ogiwara – poinformował, ramieniem popychając drzwi.
    Shigehiro, który dopiero co przebudził się z głębokiego snu, uniósł leniwie głowę i zamrugał powoli, wbijając wciąż senne spojrzenie w Tetsuyę. Przyglądał mu się chwilę, jakby nie był w stanie od razu go rozpoznać, lecz kiedy jego wzrok padł na trzymaną przez Kuroko tacę, jego twarz natychmiast rozjaśnił uśmiech i ochoczo podniósł się do pozycji siedzącej.
–    A jednak mi zrobiłeś!- zaśmiał się.- Myślałem, że zignorujesz moje żądania.
–    Bądź co bądź zawdzięczam ci wczorajszą pomoc – westchnął Kuroko, podchodząc do niego i kładąc mu na kolanach tacę. Sam zaś wspiął się na łóżko i zajął miejsce obok niego.- Skoro ceną za to jest zwykłe przyrządzenie śniadania, jestem gotów ją zapłacić.
–    Hmm, co my tu mamy...- Ogiwara z uśmiechem chwycił widelec i odkroił nim kawałek bekonu.- Mmm! Miło jest czasem zrobić mały skok w bok jeśli chodzi o naszą tradycyjną kuchnię i spróbować czegoś bardziej amerykańskiego! Oh, ten talerz aż promieniuje kaloriami!
–    Nie przesadzaj, najmniej zdrowy jest tutaj co najwyżej bekon – powiedział Kuroko.- Zapewniam cię, że ani jajka, ani parówki, ani tym bardziej grzanki nie są trujące czy szkodliwe dla twojego organizmu. Chociaż i tak powinniśmy mieć na uwadze to, iż twój żołądek jest niezniszczalny, więc nawet gdybym dał ci trutkę na szczury, wypiłbyś ją ze smakiem.
–    Teraz ty przesadzasz, Tetsuya.
–    I poprosiłbyś o dokładkę.
    Ogiwara ze śmiechem trącił go w ramię. Nie chcąc już dalej przeciągać tej chwili, ochoczo zabrał się do pałaszowania swojego śniadania. Kuroko niespiesznie poszedł w jego ślady.
–    No a...- zaczął nagle Shigehiro między kęsami parówki i grzanki.- Co to tam z tym Akashim jest, co? Nie chciałem wczoraj pytać przy nim, a później wydawałeś się trochę rozkojarzony i przybity całą tą sytuacją z Furuichim, no ale teraz chyba możesz mi powiedzieć, co on robił w twoim mieszkaniu?
–    Wspominałem ci, że jest stałym klientem w Yokozunie i załatwił mi te kursy – powiedział Kuroko.- Wczoraj... No tak, wczoraj naprawdę sporo się działo. Długo by opowiadać.
–    Mamy czas, o której wychodzisz do pracy?
–    O ósmej czterdzieści.
–    No to ponad dwie godziny! Opowiadaj, co się wczoraj działo?
    Kuroko zagryzł lekko wargę, niepewien, czy to aby na pewno dobry pomysł, by zaprzątać głowę Ogiwary jego problemami. Ostatecznie jednak uznał, że skoro są przyjaciółmi, może mu się trochę pozwierzać. Opowiedział więc o tym, co działo się poprzedniego dnia, począwszy od obejrzenia szokujących wiadomości, poprzez przesłuchanie policji, na piciu z Akashim w barze skończywszy. Shigehiro słuchał w milczeniu z poważną miną, choć nie przestawał jeść. Wokół jego ust zebrało się już sporo okruszków po grzankach.
–    No, rzeczywiście nie brzmi to ciekawie – powiedział powoli, kiedy Kuroko zakończył swą opowieść.- Ale policja nie ma cię o co podejrzewać! A jeśli nie są pewni, to mogą zapytać mnie. Znam cię od dziesięciu lat i wiem, że w życiu nie zabiłbyś człowieka, nawet gdyby sprawił ci dziecko i zosta... oh, przepraszam, to akurat zły przykład...
–    W porządku.- Kuroko uśmiechnął się do niego lekko, nieco rozbawiony.- Funkcjonariusze mówili, że chcą po prostu sprawdzić każdą ewentualność. Myślę, że ich rozumiem, choć to nie zmienia faktu, że dalej czuję się potwornie ze świadomością, że choćby przez moment byłem podejrzewany o tak okrutną zbrodnię. Nawet gdybym miał powód, by go zabić, to przecież nie zrobiłbym tego w taki sposób.
–    To naprawdę gówniana sytuacja, Tetsuya – westchnął ciężko Ogiwara.- Myślałem, że po tych kursach rozpoczniesz nowe życie, obecnie pracujesz już jako barista i dostaniesz super wypłatę, a ty mi nagle mówisz, że wpadłeś z deszczu pod rynnę... Napad, morderstwo, wylot z mieszkania... Jesteś prawdziwym magnesem na nieszczęścia! Masz naprawdę szeroki asortyment wypadków, mam nadzieję, że już więcej do żadnego nie dojdzie...
–    Wiesz, powtarzałem to sobie po każdym nieszczęściu, jakie mi się przytrafiło – mruknął Kuroko, dzióbiąc jajko na talerzu.- Z doświadczenia wiem, że nadzieja nie przynosi mi nic prócz spełnienia moich obaw, staram się więc po prostu nie myśleć o kolejnych bagnach, w jakie mogę wpaść.
–    Ale hej, teraz już będzie na pewno lepiej!- zawołał z podekscytowaniem szatyn.- Mieszkasz teraz ze mną, w tym miesiącu nie musisz płacić za czynsz, dzięki czemu zaoszczędzisz sporo kasy! Pozbyłeś się wrednego właściciela bloku, masz w końcu lepszą pracę, a na dodatek przystojnego i bogatego chłopaka! A mordercę na pewno wkrótce schwytają!
–    Pozwól, że jedno skoryguję: Akashi-kun nie jest moim chłopakiem.
–    Nie?- Ogiwara wydawał się być szczerze zdziwiony.
–    Nie – westchnął Tetsuya.- Znaczy... wczoraj rozmawiało nam się bardzo dobrze. Może to przez alkohol tak się rozluźniłem, przestałem się krępować tego, że towarzyszy mi młody, bogaty biznesmen... W każdym razie, wieczór spędziliśmy w miłej atmosferze, potem Akashi-kun pomógł mi się pakować i... No, rzeczywiście do czegoś tam między nami doszło...
–    Do czegoś tam, czyli do czego?- Naciskał z uśmiechem Shigehiro.
–    Uhm, no...- Kuroko podrapał się po karku, rumieniąc delikatnie.- Pocałował mnie...
–    Uuu...!
–    ...ale nam przerwałeś.
–    Ja?!- wykrzyknął Shigehiro, zaskoczony.
–    To nic takiego, po prostu akurat w tamtym momencie zadzwoniłeś do drzwi i musiałem pójść ci otworzyć – wyrzucił z siebie Kuroko.
–    Oh... przepraszam, nie chciałem!
–    Daj spokój, przecież to nie tak, że mam ci to za złe.- Tetsuya uśmiechnął się lekko.- W każdym razie, ten pocałunek nie oznacza jeszcze, że Akashi-kun jest moim chłopakiem. Obaj sporo wypiliśmy w barze, myślę, że to był po prostu zwykły impuls.
–    Ale za to jaki romantyczny!
    Kuroko znów się uśmiechnął i skinął lekko głową na potwierdzenie. Oczywiście, że tamten pocałunek był romantyczny! W dodatku był to jeden z najsłodszych pocałunków, jakie przeżył w swoim życiu i z wielką chęcią powtórzyłby tamtą chwilę. W nocy prawie w ogóle nie spał, wciąż wspominając smak i dotyk ust Akashiego, wizja ta nawiedziła go nawet we śnie.
    Ale w przypadku Kuroko wszystko dobre szybko się kończyło.
–    No a jak tam Hisato-san?- zagadnął Tetsuya.- Próbowałeś z nią jeszcze raz porozmawiać?
–    Tak, ale to nic nie daje.- Ogiwara z westchnieniem pokręcił głową.- Wygląda na to, że to już na dobre koniec.
–    Bardzo mi przykro...
–    Wiem, Tetsuya.- Shigehiro spojrzał na niego z życzliwym uśmiechem.- Nic już na to nie poradzę. Dobrze, że to się skończyło zwykłym rozstaniem, a nie jakąś wielką awanturą i rzucaniem wazonami. Póki co raczej nie będziemy się ze sobą kontaktować, ale może za jakiś czas znów zaczniemy rozmawiać zwyczajnie. Na razie chcę dać sobie spokój z kobietami, odpocząć trochę od związków. Hej, a może też zostanę gejem?
–    Wątpię, żebyś tego chciał – rzekł z powagą Kuroko.- Nie utrudniaj sobie życia, Ogiwara-kun.
–    Hmm...- Shigehiro popatrzył na niego w zamyśleniu.- No na ciebie to bym na przykład poleciał.
    Kuroko, który właśnie wsunął do ust ostatni kawałek grzanki, zakrztusił się nią raptownie. Odkaszlnął kilka razy i pospiesznie upił kilka łyków herbaty, patrząc na przyjaciela ze zmarszczonymi brwiami.
–    Żarty zachowaj na chwilę, kiedy nie będę nic jadł ani pił – powiedział z wyrzutem.
–    Przeszkadza ci fakt, iż uważam, że jesteś przystojny?
–    Możesz uważać nawet, że jestem chodzącą seks-bombą, ale nie musisz mi tego mówić.
–    Idź, ty skromnisiu – zaśmiał się Ogiwara, znów trącając lekko przyjaciela w ramię.
    Tetsuya uśmiechnął się do niego lekko. Siedząc u boku przyjaciela, w jego mieszkaniu, miał wrażenie, że los naprawdę da mu szansę na to, by w końcu stanąć na nogi.
    Postanowił uchwycić się tej myśli i zrobić wszystko, by się ona ziściła.

***

    Akashi przywykł już do tego, by nie pić po przebudzeniu kawy, skoro niemal każdego dnia wpadał na nią do Yokozuny. Chociaż tym razem wiedział, że zaserwowaną przez Kuroko kawę będzie mógł wypić dopiero w porze na lunch, tak dobrze mu się spało i był tak wypoczęty, że postanowił do śniadania wypić sok pomarańczowy.
    Ze szklanką w ręce przeszedł do swojej sypialni i niedbałym ruchem zrzucił narzutę. Upił łyk soku, odłożył go na szafkę nocną, po czym zaczął ściągać pościel. Biały materiał zdobiły nieco ciemniejsze plamy, jedne zaschnięte, drugie zaś stosunkowo świeże. Seijuurou nie masturbował się zbyt często, właściwie to prawie w ogóle, jednak wczorajsza sytuacja, która miała miejsce w mieszkaniu Kuroko, nie dawała mu spokoju. Nie był pewien ile razy zadał sobie tę drobną przyjemność, czy to w sypialnianym łóżku, na salonowej kanapie, czy też w jego sekretnym pokoju, którego ściany wypełniały zdjęcia błękitnowłosego. Zresztą, mało go to obchodziło – dopadła go seksualna frustracja i musiał się jej pozbyć, a nie chciał zapraszać do siebie Shintarou, by nie zbezcześcić myśli o Tetsuyi.
    Po ściągnięciu pościeli zaniósł ją do łazienki i wrzucił do pralki. Wysunął jej szufladkę, wsypał odrobinę proszku, dolał płynu do płukania, a na koniec ustawił program i włączył urządzenie. Przeszedł na korytarz, gdzie z dużej szafy wnękowej wyjął czysty komplet pościeli. Zaniósł go do sypialni i już miał zacząć na nowo ubierać łóżko, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
    Pierwsze, co zrobił Akashi, to spojrzał na swój zegarek na ręce. Była siódma dwadzieścia, Midorima miał jechać do szpitala na dziewiątą, więc możliwe, że to on stał teraz u drzwi. Seijuurou nie był jednak pewien, czy Shintarou miałby jakiś powód, by przyjść do niego z wizytą. Czerwonowłosy ruszył z powrotem na korytarz, po drodze wyciągając z komódki broń i chowając ją do niewielkiego otworu w podłodze, przykrytego dywanem. Podszedł do drzwi i spojrzał przez wizjer.
    To rzeczywiście był Midorima.
    Jednak nie przyszedł sam.
–    Dzień dobry – przywitał się Akashi, otwarłszy drzwi. Przyjrzał się uważnie dwóm policjantom w mundurach, stojącym u progu. Jeden z nich był wysoki i przypominał nieco japońską wersję popularnej lalki barbie Ken, drugi z kolei wyglądał na zdenerwowanego.
–    Dzień dobry – powiedział ten drugi, niższy.- Pan Akashi Seijuurou, czy tak?
–    Zgadza się.- Akashi skinął głową.- W czym mogę panom pomóc?
–    Inspektor Kasamatsu Yukio – burknął mężczyzna, pokazując swoją odznakę.- To jest mój partner, podinspektor Moriyama Yoshitaka. Chcielibyśmy zadać panu kilka pytań, panie Akashi.
–    Hmm... Jeśli chodzi o Kise Ryoutę, to zostałem już przesłuchany wczoraj.
–    Nie chodzi o Kise Ryoutę – odparł krótko komisarz Kasamatsu.- Możemy panu zająć chwilę?
–    Jeśli to rzeczywiście „chwila”, to proszę bardzo, uprzedzam jednak, że szykuję się do pracy – rzekł spokojnie, przesuwając się na bok, by przepuścić funkcjonariuszy oraz Midorimę. Zielonowłosy nie spojrzał na niego w żaden znaczący sposób, zachowywał się zupełnie zwyczajnie, jakby oprowadzał policję po swoim apartamentowcu.
–    Pracuje pan w łóżku?- zapytał z uśmiechem podinspektor Moriyama, zaglądając mimochodem do sypialni.
–    Zależy czy mam z kim – odparł spokojnie Seijuurou, na co mężczyzna roześmiał się wesoło. Inspektor Kasamatsu łypnął na niego spode łba.
–    Nie jesteśmy tu dla zboczonych żarcików, durniu – warknął, po czym zwrócił się już zwyczajnie do Akashiego:- Prowadzimy śledztwo w sprawie zabójstwa Kazumiego Ootori.
–    Ah, rozumiem.- Seijuurou skinął głową.- Bogaci i sławni ludzie zawsze narażeni są na niebezpieczeństwo, ale kto by pomyślał, że Ootori-san zginie przed drzwiami własnego mieszkania. Oczywiście, jestem gotów panom pomóc, jeżeli tylko będę w stanie.
–    Mamy do pana kilka rutynowych pytań – powiedział Kasamatsu, wyciągając z kieszeni notatnik i długopis.
–    W takim razie może niech panowie usiądą.- Akashi wskazał ruchem dłoni kanapę w salonie.- Życzą sobie panowie coś do picia?
    Moriyama uśmiechnął się do gospodarza i już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Yukio natychmiast go wyprzedził:
–    Nie, dziękujemy.
    Seijuurou usiadł w fotelu, naprzeciwko Midorimy, czekając na swoje przesłuchanie.
–    Kiedy ostatnio widział pan pana Ootoriego?- zapytał na początek Kasamatsu.
–    Nie jestem w stanie dokładnie tego określić – odpowiedział Akashi.- Nie mam potrzeby zjeżdżania na parter.
–    To jak wychodzi pan z budynku?- zdziwił się Moriyama.
–    Przez podziemia – odparł Akashi, przyglądając mu się i zastanawiając, czy aby przypadkiem nie ma do czynienia z kolejnym policyjnym idiotą.- Zjeżdżam windą do garażu, gdzie stoi mój samochód.
–    Ah, no tak.- Yoshitaka pokiwał głową.
–    Czy dobrze znał pan ofiarę?- pytał dalej Kasamatsu, ignorując partnera.
–    Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą.- Wiem o nim tylko tyle, ile zasłyszałem z mediów.
–    Czytał pan jakąkolwiek z jego prac, albo może kiedykolwiek korzystał pan z oferowanych przez niego usług?
–    Nie.- Akashi uniósł lekko brew.- Doceniałem jego osiągnięcia, aczkolwiek nie należę do miłośników literatury analityczno-psychologicznej. Próbowałem kiedyś przeczytać jedną z jego książek, ale za bardzo mnie nużyła. I ponownie nie, nigdy nie leczyłem się u pana Ootoriego.
–    Gdzie pan był dwudziestego drugiego listopada w okolicach godziny dwudziestej trzeciej?
–    Tu, w mieszkaniu – skłamał gładko.- Mimo tragedii, jaka się tutaj wydarzyła, mój osobisty dzień owocował w wiele pożytecznych kontraktów. Wróciłem jakoś po dziewiątej wieczór.
–    Czyli możemy wnioskować, że rzadko widywał pan swojego sąsiada, tak?- mruknął Kasamatsu.- Wobec tego bez sensu będzie pana pytać, czy zauważył pan jakieś dziwne zachowanie pana Ootoriego, albo może dziwnych gości, którzy go odwiedzali.
–    Niestety, nic mi o tym nie wiadomo – powiedział Seijuurou.
–    A proszę nam jeszcze powiedzieć – odezwał się Moriyama.- Skoro był pan już wówczas w domu, w dniu zabójstwa, czy słyszał pan może cokolwiek, kiedy doszło do tego zdarzenia?
    Akashi usłyszał ciężkie westchnienie Midorimy. Sam zaś wpatrywał się przez dłuższą chwilę w funkcjonariusza. Kiedy powoli spojrzał na Kasamatsu, ten zamknął oczy i oparł czoło dłonią, rękę zaś o kolano. Seijuurou, nie mając pojęcia jak się zachować, po chwili milczenia wbił wzrok w Moriyamę.
–    Panie podinspektorze – zaczął powoli.- Pomijając już fakt, że wszystkie ściany tego apartamentowca są dźwiękoszczelne, to pragnę zauważyć, iż pan Ootori mieszkał na parterze, podczas gdy ja mieszkam na najwyższym, osiemnastym piętrze. Wobec tego nie, proszę pana, niczego nie słyszałem.
–    Rozumiem – odparł zwyczajnie Moriyama, notując coś w swoim notesie. Akashi westchnął cicho, będąc już pewnym, że ma do czynienia z idiotą.
–    Wystarczy już tych pytań, Yoshitaka – powiedział Kasamatsu.- Dziękujemy, panie Akashi, to już koniec rozmowy. Przepraszamy, że zajęliśmy panu tyle czasu.
–    Zajęliście go w dobrej sprawie – odparł Akashi.- Mam nadzieję, że morderca się znajdzie. Odprowadzę panów do drzwi.
    Kasamatsu skinął głową, wyraźnie zadowolony, że może opuścić pełen przepychu apartament. Kiedy on i Moriyama opuścili mieszkanie Akashiego, czerwonowłosy wrócił do salonu, gdzie wciąż siedział Midorima.
–    Możesz mi powiedzieć, po co oni tutaj przyszli?- zapytał chłodno, stając przed nim ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.- Z tego co mi wiadomo, dostarczyłeś im materiał udowadniający, że to jeden z pacjentów tego pseudolekarza go załatwił. Imayoshi nie sfałszował go?
–    Owszem, sfałszował – powiedział spokojnie Midorima, poprawiając okulary na nosie.- Sfałszował nagranie doskonale, widać na nim wyraźnie, że były pacjent morduje Ootoriego i zaciąga zwłoki do garażu a potem wywozi.
–    Ale?- Akashi uniósł lekko brew.
–    Ale policja wpadła na pomysł, że ktoś mógł grzebać w nagraniu i chciała sprawdzić zeznania mieszkańców.
–    Oni wpadli na taki pomysł? Te imbecyle, które sądzą, że z osiemnastego piętra pełnego dźwiękoszczelnych ścian budynku zdołam usłyszeć jęk konającego grubasa, który co środę chodził na dziwki, a w każdą niedzielę ćpał od rana do wieczora?
–    A jednak znasz całkiem szczegółowe informacje na jego temat.
–    Myślałem kiedyś o nim jak o potencjalnej zabawce.- Seijuurou wzruszył ramionami.- Dokładnie kiedy zaczął narzekać na to, że od czasu do czasu widywał mnie z butelką wina w siatce. Głupi robal ubzdurał sobie, że jestem alkoholikiem, podczas gdy ja po prostu lubię kosztować dobrych trunków.
–    To już i tak nieważne – mruknął Shintarou.- W każdym razie, dobrze, że powiedziałeś, iż tamtego dnia byłeś w domu. Gdybyś przyznał, że wyszedłeś, policja od razu nabrałaby podejrzeń, ponieważ Imayoshi usunął twoje wyjście i powrót w tamtych godzinach.
–    Co, proszę?- Akashi spojrzał na niego z niedowierzaniem.- I dopiero teraz mi o tym mówisz? Powinieneś był zrobić to wcześniej!
–    Nie mogłem cię nigdzie złapać – wyjaśnił Shintarou.- Nie było też takiej opcji, by napisać ci wiadomość, czy zadzwonić, poza tym dowiedziałem się o tym dosyć późno.
–    Cóż za niesubordynacja!- skomentował Akashi, zaciskając usta.- Shouichi zapłaci mi za to swoją głową.
–    W naszych kręgach Imayoshi jest wyjątkowo cenny – przypomniał mu Midorima.- Więc nie rób tego, proszę.
–    Przecież żartowałem – powiedział spokojnie Akashi.
    Midorima zamilkł na krótką chwilę, przyglądając się jak jego przyjaciel kieruje kroki do sypialni. Udał się za nim i obserwował go, gdy zakładał świeżą pościel. Wyglądało na to, że humor mu dopisywał.
–    Co się stało?- zapytał Midorima.
–    Co masz na myśli?
–    Twój nastrój się zmienił. Wydajesz się być dziwnie zadowolony. Czyżby owocne łowy?
–    Przydałyby się, tak na deser.- Akashi skinął głową.- Może wybiorę się dziś wieczorem. Czego tu jeszcze szukasz, Shintarou? Zaraz wychodzę do pracy.
–    Chodzi o Kuroko?- zapytał bez ogródek zielonowłosy.- Przespałeś się z nim?
–    Nie interesuj się moim życiem intymnym – odparł Akashi, rzucając mu długie spojrzenie.- A teraz wyjdź. Zaraz wychodzę.
–    Kise też go przeleciał. To dlatego go zabiłeś? Ten Kuroko jest dla ciebie aż tak ważny, żeby mordować własnego przyjaciela?
–    Powtórz to – powiedział spokojnie Akashi, prostując się i wbijając wzrok w Midorimę.
–    Posłuchaj, Seijuurou, Kise bywał upierdliwy i męczący, ale w dalszym ciągu był twoim przyjacielem. Nie najlepszym pod słońcem, ale jednak.
–    Twierdzisz, że zabiłem Ryoutę?
–    A nie zrobiłeś tego?
–    Nie.
–    Miałeś powód.
–    Jeszcze jedno słowo i z pewnością będę miał jeden, by cię uderzyć.
–    Mam rozumieć, że naprawdę tego nie zrobiłeś? To dziwny zbieg okoliczności, że zginął kilka dni po tym, jak...
–    Nie zabiłem Ryouty – wycedził Akashi.- Koniec dyskusji, Shintaoru. A teraz wynoś się i nie pokazuj mi się na oczy do końca tego dnia, zrozumiano?
–    Akashi, posłuchaj...
–    Zrozumiano?
–    Tak, zrozumiano – westchnął Shintarou, hamując złość. Czuł się jak zbesztany dzieciak.- Miłego dnia, Seijuurou.
–    Byle bez ciebie – odparł.- I wzajemnie.
    Midorima obrócił się na pięcie, przełykając ślinę wraz ze słowami, które miał ochotę wypowiedzieć. Wiedział jednak, że mogę one wyprowadzić Akashiego z równowagi, którą już i tak poważnie zachwiał. Nie chciał pogarszać sytuacji.
    Czy Seijuurou mówił prawdę? Midorima wiedział, że jest doskonałym kłamcą, ale czy miał powód, by teraz kłamać właśnie jego? Do tej pory byli ze sobą szczerzy. Może nie mówili sobie wszystkiego, pewne rzeczy zachowywali dla siebie, ale jednak jeżeli już coś mówili, to prawdziwie.
    To była dziwna sprawa. Jeżeli to nie Akashi zabił Kise, to kto? Kto mógł potraktować go w ten sposób, skoro nie miał żadnych wrogów? Znaleziono go w lesie, a więc musiał tam z kimś pojechać, musiał temu komuś ufać. Wbrew pozorom Ryouta nie był głupi, ani słaby, trzymał się zatłoczonych miejsc i nie pozwalał, by to ktoś przynosił mu drinka, zawsze załatwiał go sobie sam, by uniknąć wypicia dosypywanych świństw. Był ostrożny i rozważny.
    Coś było nie tak w tym wszystkim.
    Bardzo nie tak.


4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. No tak, bo Akashim nie mogłam spodziewać się innej reakcji na pocałunek z Tetsuyą. Ale nie o tym będę chciała teraz pisać. Od razu zacznę od tego, że nie mam pojęcia kto zabił Kise. Od kiedy tylko pojawił się ten fragment w opowiadaniu byłam pewna, że to Akashi, nawet się nad tym nie zastanawiałam. A teraz? Teraz... w sumie nadal mam wrażenie, że to Akashi, ale pojawiła się u mnie mała wić wahania.W końcu, może nie tylko Seijuro jest mordercą w tym opowiadaniu? Bądź, co bądź, jest ciekawe, tak jak zwykle, dobrze, że potrafisz utrzymać czytelnika w ciekawości.
      Rozdział jak najbardziej mi się podobał. Jestem głodna Cierni i jestem niesamowicie ciekawa, co będzie dalej! Tak trzymaj ;)

      Usuń
  2. Whyhyhy
    Alice czyta ciernie w szkole. XDD

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń