Sympatia


Czytelnik x Aomine
Sympatia



            Nigdy nie sądziłam, że przytrafi mi się coś takiego. Serio. O takich rzeczach czyta się tylko w romantycznych mangach i książkach, ewentualnie ogląda w dramach. Ale jednak, zdarzyła mi się historia idealnie nadająca się do jakiegoś badziewnego paradokumentalnego serialu.
            Westchnęłam głośno, od dobrych kilku minut stojąc przed moją szafką i gapiąc się na trzymaną w dłoni karteczkę.
            Tak. Dostałam list miłosny. Na początku myślałam, że ktoś próbował mi zrobić żart i wrzucił do mojej szafki na buty kartkę z jakimiś szlaczkami i wzorkami, które należy połączyć za pomocą długopisu, dzięki czemu powstanie motylek, żabka, albo słonik. Ale nie. Po bliższym przyjrzeniu się można było stwierdzić, że w szlaczkach i wzorkach są jakieś znaki.
            Albo ktoś próbuje mnie bardzo zdenerwować, albo najzwyczajniej w świecie ma straszny charakter pisma...
            Na samym dole „tekstu” widniały falbanki, które prawdopodobnie oznaczały miejsce i godzinę spotkania. Tak mi się wydawało, bo jedna ze strzałek przypominała jedynkę, a wężyk obok niej wyglądał jak piątka. 15:00? A więc po zajęciach...
            Problem w tym, że miejsca za cholerę nie mogłam odczytać. Szlaczek był długi i pogmatwany: albo był faktycznie słowem, albo mój cichy wielbiciel się pomylił i po prostu skreślił znaki, obok pisząc poprawne – cholera, nie mam pojęcia.
            Istniał też drugi problem, mianowicie: kto, do jasnej cholery, wrzucił mi ten pomiętolony świstek? Bo jeśli to jeden z grubasków z Klubu Sumo, a nie moja sympatia, którą, podkreślam, posiadam, to ja nie, dziękuję. Nie żebym była pusta i patrzyła tylko na wygląd, ale nie przesadzajmy: gdyby wyszło na jaw, że kocha się we mnie jeden z tych...kulturalnych, ambitnych młodych mężczyzn z wagą powyżej 150kg...byłoby kiepsko, tym bardziej, że ci jakże wychowani panowie są trochę, mówiąc kolokwialnie, głupi.
            Chociaż moja sympatia też była niezłym idiotą...
            Ale o gustach się nie dyskutuje! Miłości też się nie wybiera!
            W każdy razie, znalazłam się w bardzo poważnie trudnym położeniu. Miałam sympatię, do której wzdychałam od jakichś dwóch czy trzech miesięcy, a teraz właśnie dostałam liścik miłosny. Wątpię, że był on od najprzystojniejszego w szkole chłopaka – ten to zwraca uwagę tylko na prawdziwe piękności, takie, które wykraczają już poza przeciętność ( nie tylko w urodzie, ale i w niskim IQ ). Jeszcze bardziej wątpiłam w to, by był on od mojego ukochanego – nie było takiej możliwości, żeby wpadł na pomysł napisania do mnie liściku. W ogóle nie wyobrażałam sobie, że byłby w stanie mnie pokochać – mnie, czy tam inną dziewczynę.
            Westchnęłam po raz kolejny, przystępując z nogi na nogę i próbując jakoś się doczytać. Nieznajomy podpisał się koślawym serduszkiem, poza tym nie było żadnego imienia, inicjałów, wykreślanki czy rebusu do rozwiązania, by odgadnąć, kim też on jest. Pozostawało mi tylko strzelić pierwsze lepsze miejsce do spotkania i najzwyczajniej w świecie przekonać się co do jego osoby.
            I tu pojawił się trzeci problem. Jeśli to naprawdę miała być godzina 15:00, to mój wielbiciel czeka na mnie od dobrych czterdziestu minut, bo po lekcjach zostałam z przyjaciółką w klasie, żeby wytłumaczyć jej parę prostych rzeczy z matematyki. A, doliczając czas, jaki spędziłam na staniu przed szafką i gapieniu się w liścik, można doliczyć jakieś dziesięć minut.
            Przyjrzałam się raz jeszcze fragmentowi z prawdopodobnie uwzględnionym miejscem spotkania. Przełknęłam głośno ślinę: nie ma bata, nie odczytam tego. No dobra, wylosuję pierwsze lepsze miejsce do wyznawania uczuć, o których czytałam w mangach, pójdę tam, i wygarnę typowi, co sądzę o jego nadmiernie drżących podczas pisania rękach.
            Odchrząknęłam, zatrzaskując szafkę. No dobra, jedziemy. Tylko gdzie? Najczęściej to się zaprasza na tyły szkoły, co nie? Ale dach jest chyba bardziej prywatnym miejscem, a, sądząc po częstotliwości wstrząsów ciała, które ogarniały mojego wielbiciela podczas pisania, był on prawdopodobnie nieśmiałym typem.
            Ok, no to dach.
            Schowałam liścik do torby i udałam się pustym korytarzem w kierunku schodów. Ciekawe, czy zakochany we mnie osobnik siedział tam, osamotniony, z nadzieją, że się pojawię, czy już dał sobie totalnie spokój.
            Ja pewnie poszłabym po pięciu minutach...
            Zaczęłam się stresować dopiero, kiedy stanęłam przed drzwiami wychodzącymi na dach. Przez niewielkie, pionowe okienko widziałam siatkę ogradzającą bezpieczną strefę od tej, gdzie rządzą ptaki i...tylko to. Nikt tam nie stał, nieważne pod jakim kątem skrzywiłam głowę – a trzeba przyznać, że choć okienko niewielkie, to omiotłam spojrzeniem niemalże cały teren.
            Widocznie już sobie poszedł.
            Szczerze mówiąc, trochę się zawiodłam. Nie mogłam liczyć na to, że będzie tak długo czekał, no ale skoro kocha, to mógłby to zrobić, prawda?
            Przynajmniej tę godzinkę...
            Weszłam na dach, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie, ja wcale nie jestem sfrustrowana. To przeciąg.
            Podeszłam do siatki i oparłam się o nią czołem, wzdychając głośno. Co za życie. Człowiek w jednej chwili dostaje szanse na jakieś romantyczne doświadczenie życiowe, o którym kiedyś mógłby opowiedzieć wnukom, a tu dupa – musi je spartaczyć, bo mu się chciało przyjaciółce pomóc.
            Nie no, oczywiście, nie żałuję, bo dzięki mnie będzie w stanie zdać jutrzejszy sprawdzian, ale chodziło mi głównie o to, że chłopak, który na mnie czekał, na pewno pomyślał sobie, że jestem zołzą i w ogóle nie chcę się z nim spotkać, albo że złamałam mu serce i jestem okrutna, a ja nie lubię załatwiać spraw w taki sposób.
            Może jutro przyjdę do szkoły z transparentem z napisem „Szukam tego chłopaka, co wczoraj mi podrzucił liścik miłosny”?
            Eh. Westchnęłam po raz kolejny, rzucając okiem na tyły szkoły. Tam też nikogo nie było. Może jednak chciał się spotkać gdzie indziej?
-         Yo.- Rozległ się nagle czyjś donośny głos.
Pisnęłam cicho, podrygując i odwróciłam się szybko.
Zamrugałam kilka razy, czując, że na policzki wpełzają mi powoli rumieńce. Jestem
pewna, że gdyby to była manga, zostałabym narysowana w postaci trzymającej się siatki dziewczyny o rozdziawionych ustach, intensywnym rumieńcu i wyskakującym z piersi sercem.
Bo oto stała przede mną moja sympatia...
-         D...D...Da...Daomine!- wykrztusiłam, w ostatniej chwili powstrzymując się od nazwania go po imieniu, jak często robiłam w myślach.
Wyglądał niczym młody Bóg. Czekoladowa cera, rozwichrzone granatowe włosy i tego
samego koloru, iskrzące oczy. Duża dłoń drapiąca głowę, pomięty mundurek z białą koszulą rozpiętą na klatce piersiowej do tego stopnia, że szalało nie tylko moje serce...
-         C...co ty tu...?- wydukałam.
-         Spałem – westchnął Aomine, ziewając, jakby na dowód rozespania.- Dzięki, że mnie obudziłaś.
-         Yy...nie ma sprawy!- uśmiechnęłam się nerwowo.
Nic za darmo, dawaj mi buziaka, przystojniaku!
Oh, tak bardzo chciałam to powiedzieć...
Zapadła niezręczna cisza. Gapiłam się na Aomine jak wygłodniały pies na soczysty stek,
dziękując Bogu, że jeszcze nie ciekła mi z ust ślina, a Daiki patrzył, lekko zarumieniony, na zachodzące słońce.
-         Która godzina, tak w ogóle?- zapytał.
-         Ehm...15:57 – mruknęłam.
-         Późno – warknął.
-         No tak...- Skinęłam głową.- Wiesz, pomagałam mojej przyjaciółce w nauce...
-         Ah, rozumiem.- Aomine odchrząknął głośno.- Tego...yyy...wracasz teraz do domu, tak?
-         No właśnie...tak myślałam, że już czas – westchnęłam, po raz ostatni rzucając spojrzenie na tyły budynku.
-         Czekałaś na kogoś?
-         Yyy nie!- Pokręciłam szybko głową i chwyciłam się z ledwie słyszalnym jękiem za szyję, kiedy ta trzasnęła głośno.
-         Ehm...
-         W-wracajmy!- mruknęłam, czując, że nagle temperatura mojej twarzy znacznie wzrosła.
-         Jasne, ale...yyy no wiesz...
-         Hm?- Spojrzałam na niego pytająco, a raczej na skrawek jego ciała widocznego zza kołnierza koszuli.
-         No, tego...dostałaś list?- zapytał, czerwieniąc się na twarzy i wciskając ręce do kieszeni spodni.
-         Eh? Tak, dostałam – westchnęłam ciężko, wyciągając karteczkę z torby.- Pisał tak niewyraźnie, że za cholerę nie mogę się doczytać! Tylko mnie wkurzył, przez niego 10 minut stałam jak idiotka przed szafką, próbując się doczytać, gdzie mam iść! No i przez to jeszcze bardziej się spóźniłam, akurat dzisiaj musiał mi go dać, tak?! Takie jego uczucia szczere, że nie zaczekał na mnie ledwie 50 minut! A że to liścik miłosny poznałam tylko i wyłącznie po serduszku na końcu, którym się podpisał!
-         Nie podpisałem się...?
-         No właśnie n...!- Spojrzałam na niego tępo i zamrugałam powoli. Aomine gapił się na mnie, zarumieniony.
-         I, weź mi tu nie ciśnij, no przecież czekałem, jak idiota! Tylko, no...przysnęło mi się, ale to już inna sprawa, nie?!
-         Ty...ty...- Cofnęłam się dwa kroki, wciągając głośno powietrze. Moje policzki płonęły żywym ogniem.- T...to ty?! TY mi to napisałeś?!
-         T-ta.- Aomine odchrząknął głośno i odwrócił głowę, gapiąc się na drzwi, którymi nie dawno trzasnęłam. To znaczy, którymi trzasnął przeciąg.- Ekhem...no więc...tego...pewnie za bardzo mnie nie znasz, ale...
Nie znam?! Chodzimy razem do klasy od początku roku szkolnego, w dodatku bujam się
w tobie od trzech miesięcy, codziennie o tobie myślę, byłam na wszystkich meczach i treningach, na których grałeś...bądź nie grałeś...i ty mi mówisz, że za bardzo cię nie znam?!
-         Yyy...- Aomine znów odchrząknął.- Tak jakby...no wiesz, ładna jesteś i...podobasz mi się...wiem, jakie ludzie mają o mnie zdanie, ale...tego...pomyślałem, że mimo wszystko może jednak...ekhem!...U...umówiłabyś się ze mną?
Albo to kolejny sen, albo właśnie wszystkie moje sny spełniają się w rzeczywistości.
Mam cholerną nadzieję, że chodzi o to drugie!
Jak mam mu odpowiedzieć?
-         Kocham cię.
-         C-c-c...?!- Aomine spalił buraka na twarzy, cofając się o krok, przerażony.- Czy...czy ty właśnie?!
-         No dobra, skoro już jesteśmy przy szczerości...- Odetchnęłam głęboko.- Aomine Daiki! Tak się składa, że od dawna mi się podobasz, tylko nie miałam odwagi ci się do tego przyznać. No wiesz, nieśmiała dziewczyna, takie tam...poza tym, kiedy to chłopak wyznaje miłość, wygląda trochę lepiej, co ja bredzę, nieważne! Chodzi o to, że...że z przyjemnością się z tobą umówię i...i z chęcią zostanę twoim chłopakiem! NIE! DZIEWCZYNĄ! ZOSTANĘ TWOJĄ DZIEWCZYNĄ! To znaczy...mogę zostać...jeśli byś chciał...
Aomine gapił się na mnie przez długi moment, jakby w niedowierzaniu. Właściwie,
takiego go jeszcze nie widziałam: uroczo zarumieniony, uroczo nieśmiały, w ogóle cały był uroczy.
Szczególnie ten kuszący w cholerę skrawek ciała...wystający niczym tabliczka ulubionej
czekolady...
O CZYM JA MYŚLĘ?!
-         No to...yy...może sobota?- Aomine podrapał się po głowie i uśmiechnął lekko.- G-gdzie chciałabyś pójść, nie bardzo wiem, co robi się na ra...bo to randka będzie, nie?
-         Tak, tak – pokiwałam poważnie głową.- Sobota to idealny dzień! Mam rozpiskę wszystkich meczów koszykówki, które się wtedy odbędą!
-         Me...lubisz koszykówkę?!- wykrzyknął, robiąc krok w moją stronę.
-         Uwielbiam!- poprawiłam go niemalże z oburzeniem.- Byłam na każdym twoim meczu, czasem chodzę też na...tre...nin...gi?
Aomine patrzył na mnie roziskrzonymi oczami – nie wiedziałam, czy to syndrom
szczęścia, czy zbliżającego się potoku łez. W każdym razie, po chwili już mnie to nie obchodziło, bo zatopiłam się w objęciach czekolady, która sama mnie do siebie przyciągnęła.
-         Dz-dziękuję – szepnął Aomine.- Jesteś naprawdę cudowna!
-         Ehehe...ty komplemenciarzu – bąknęłam, trącając go pięścią w brzuch.
Uśmiechnęłam się do siebie i również go objęłam, wdychając przyjemny zapach jego
skóry. Nie czułam żadnej czekolady, ale co mnie to? Grunt, że tego wyjątkowego dnia, ściskając w dłoni karteczkę, której nadal nie rozszyfrowałam, mogłam cieszyć się bliskością mojej sympatii, dla której również się nią okazałam.






7 komentarzy:

  1. Jakie cudowne! Taki Aomine jest rzeczywiście słodki. Jak go sobie wyobraziłam całego w rumieńcach to sama takich dostałam. Następne opowiadanie chciałabym by było z Kise. Proszę napisz takie z Kisiaczkiem. To z Kuroko był no, zajebiste!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało :D Tak, mnie też taki Aomiś odpowiada, choć, jeśli jest dziki jak przy paringach z Kagamim, to też go kocham xD
      Wedle życzenia, madame *ukłon*. Następny będzie z Kisią ( zaczęłam pisać dzisiaj, ale przerwałam, bo dostałam olśnienia na paring z Aomisiem xD ).
      Dziękuję za komentarz i ściskam cieplusio!
      Yuu-chan

      Usuń
    2. Ja też kocham Aomine w każdym wcieleniu. Dziękuje za Kisie, już nie mogę się doczekać.

      Usuń
  2. NIE WIEM CZY WIESZ ALE KOCHAM CIEBIE ZA ZAJEBISTE OPOWIADANIA <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Jest mi niezmiernie miło ^^ Mam nadzieję, że jeśli kiedyś wydam swoje opowiadania, to kupisz i wpadniesz na spotkanie ze mną :D xDD
      Pozdrawiam cieplutko~
      Yuu-chan

      Usuń
  3. Słodko! I ostatnio zastanawiam się skąd ty bierzesz te pomysły? Dziewczyno twoje opowiadania są zajebiste, ale ja się pytam skąd!? Skąd!? Jeśli z głowy to proszę ucz mnie xD a jeśli, no nie wiem, to twoje sny- to zazdroszczę. Tak czy siak uwielbiam twoje opowiadania i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie, wszystko bierze się z mojej ( często w fazie nienormalności ) główki xD Po prostu w pewnym momencie - buch - mam pomysł, a jak go nie mam, a chcę coś napisać, to szukam inspiracji - słucham muzyki i oglądam arty ( tak powstało np. opowiadanie "Melodia" albo "Dwie sekundy". Najtrudniej jest odpowiednio dobrać słowa ;_; Żeby czytało się sensowne rzeczy w miarę przyjemnie xD
      Dziękuję bardzo za miły komentarz <3
      Ściskam cieplusio!
      ~ Yuuki

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń