Kiedy
Aomine opuścił pokój Mistrza, słońce schowało się już za
horyzontem, zaś jego nieszczęśliwy kochanek powoli wznosił się
po przeciwnej stronie. Ciemnoskóry, korzystając z wolnego czasu,
postanowił usiąść na mostku nad stawem i posiedzieć tam w ciszy.
Sen jeszcze nie nużył go, nie miał też specjalnej ochoty siedzieć
w swym pokoju, a zawsze przepadał za pobytem na świeżym powietrzu.
Przymknął
oczy, wzdychają lekko. Wciąż był daleko od rozwiązania sprawy
morderstwa swojego Klanu, ale wiedział, że jeśli czegoś z tym nie
zrobi, nie będzie mógł żyć z czystym sercem. Znał wielu ludzi,
którzy twierdzili, że zemsta jest złem i należy się jej wyrzec.
Że jedna zemsta rodzi kolejną, jedną po drugiej, nie zamykając
błędnego koła. Jednak Aomine tak nie uważał. Nie, jeśli
chodziło o tak wielką stratę, jak cała rodzina. Nie każdy mógł
przeżyć coś podobnego. Mówienie o wybaczaniu było tylko pięknymi
słówkami, ale jeśli ktoś postawiłby się na miejscu Aomine…
gdyby zrozumiał jego uczucia, gdyby poczuł tak wielką tęsknotę
za matczyną troską i ojcowską opieką, za przyjaciółmi, za
ciepłem rodzinnego domu…
Ludzie
są głupcami, świadomie okłamującymi siebie samych, że świat
może być dobry.
Jeśli
tylko dowie się więcej o Białym Kle, jeśli go odnajdzie, jeśli
pokona go – tylko wtedy odnajdzie radość życia i będzie gotów
poświęcać się dla innych.
-
Aomine-kun?- usłyszał znajomy głos z boku.
Wzdrygnął
się lekko, zaskoczony obecnością Kuroko. Sapnął cicho, kręcąc
w niedowierzaniu głową.
- No
Bogów, co z tobą…- westchnął.- Jakim cudem cię nie wyczułem?
Powinienem usłyszeć cię przynajmniej nim wszedłeś na mostek!
- Cóż,
sam do końca nie wiem, jak to robię – przyznał Kuroko.- Mistrz
Akashi mawia, że to dar od Bogów.
- Dar,
czy nie dar, dla mnie jest uciążliwy!- mruknął ciemnoskóry,
niezadowolony.- Gdybyś był nieprzyjacielem, mógłbym zginąć.
-
Myślę, że w ostatniej chwili byś się obronił – powiedział
Kuroko, jakby na pocieszenie.- Czy mogę się dosiąść, Aomine-kun?
- Tak,
siadaj.
-
Przyniosłem ze sobą dango od Kagamiego-kuna.- Kuroko położył
między nimi talerzyk z kilkoma pałeczkami, na które nabito
kolorowe kuleczki.- Czasem mi je przygotowuje.
- Ah,
dzięki, miło z twojej strony.- Aomine zabrał jedną i skosztował
słodkości.- Mm! Całkiem smaczne. Zwykle nie przepadam za
słodyczami, ale te nie są takie złe.
-
Prawda?- Kuroko uśmiechnął się lekko i również przystąpił do
posiłku.- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam?
- Nie,
w czym niby mógłbyś mi przeszkodzić?
-
Wyglądałeś na zamyślonego. I odrobinę zmartwionego – dodał po
chwili.
- Ah,
cóż…- Aomine westchnął cicho.- Mam trochę na głowie, sporo o
tym myślę.
- Coś
cię trapi, Aomine-kun?
- Uhm…
cóż… no, można tak powiedzieć. Mam pewien problem, z którym
chcę się uporać jak najszybciej, ale… nie jest to zbytnio
możliwe. Pewnie jeszcze będę musiał uzbroić się w cierpliwość.
-
Chodzi o mordercę twojego Klanu?
- Eh?-
Aomine spojrzał na niego, zdziwiony.- Skąd…?
-
Słyszałem o tym – odparł Kuroko, pochłaniając kolejną,
pomarańczową, kulkę.- W mojej rodzinie, między nami, nie ma
czegoś takiego jak dyskrecja. Co dzieję się wewnątrz i na
zewnątrz, wszystko to znane jest każdemu z Klanu Kuroko. Już kiedy
byłem mały, usłyszałem o człowieku, który sam jeden wybił Klan
Aomine. Zwłaszcza, że po tym zdarzeniu wzmocnione u nas straże,
bojąc się o nasze miasto.
-
Słuszne posunięcie – mruknął Aomine.
-
Pragniesz się zemścić, Aomine-kun?
- Czy
to nie oczywiste?- Ciemnoskóry zmarszczył lekko brwi.- Potępiasz
mnie za to, że pragnę zabić mordercę mojej rodziny?
- Skąd
– odparł Kuroko bardzo cicho.- Jestem w stanie cię zrozumieć,
Aomine-kun. Do pewnego stopnia.
Aomine
spojrzał na niego, na jego spokojny, poważny wyraz twarzy i nic nie
mówiące spojrzenie błękitnych oczu. Przypomniał sobie, co mówił
mu o nim Mistrz Akashi.
- Twoi
rodzice…- zaczął ostrożnie.
- Tak
– przerwał mu Kuroko.- Zostali zamordowani. Przez wyszkolonego
shinobi. Byłem tego świadkiem.
- Co?-
Aomine spojrzał na niego zszokowany.
-
Mistrz Akashi nie powiedział ci wszystkiego, prawda?- Kuroko
uśmiechnął się lekko, a potem zamknął na moment oczy.- To
uczciwy człowiek, godny zaufania. Sam prosiłem go, by o tym nie
mówił. Niewielu zna prawdę. Teraz jesteś jednym z nich – dodał
cicho i otworzył oczy.- Minęły dopiero trzy lata od ich śmierci,
to naturalne, że pamiętam to, jakby zdarzyło się wczoraj. Ja i
moja matka byliśmy ze sobą zżyci, akurat siedzieliśmy w moim
pokoju. Żartowaliśmy z taty, ponieważ robił jej sceny zazdrości
i oskarżał o flirty z jego starszym bratem. Rozmawialiśmy,
śmialiśmy się, cicho plotkowaliśmy. A potem wróciła do taty,
życząc mi dobrej nocy. Tym razem nie pocałowała mnie na dobranoc,
jak zawsze czyniła… nie wiem, czy to dlatego nie mogłem zasnąć,
czy jakąś cząstką siebie wyczuwałem zagrożenie. Poszedłem do
pokoju rodziców, a kiedy rozsunąłem shoji…- Kuroko przełknął
ślinę i odetchnął głęboko.- Nikt nigdy nie powiedział mi tego
bezpośrednio, ale słyszałem szepty moich bliskich, kiedy mówili,
że przecież mogłem coś zrobić. Katana mojego ojca leżała
nieopodal, zdążyłbym chwycić ją i uratować chociaż matkę.
Teraz, gdy o tym myślę… - Kuroko uśmiechnął się smutno.-
Chciałem tylko pocałunku na dobranoc… a pożegnała mnie
przerażonym spojrzeniem, i zdążyła jedynie wykrzyczeć moje imię…
- Nie
musisz teraz tego wspominać – mruknął cicho Aomine.
-
Przepraszam – odparł Kuroko.- Chciałem, żebyś wiedział, że
naprawdę jestem w stanie do pewnego stopnia cię zrozumieć.
-
Rozumiem – powiedział cicho ciemnoskóry, kładąc mu dłoń na
ramieniu i ściskając je lekko.- Ten shinobi…
-
Schwytano go. Mój wuj natychmiast wysłał za nim kilku ludzi,
zdołali go dogonić i przyprowadzić z powrotem do wioski. Do samego
końca nie wyjawił swojej tożsamości.
- Nie
rozumiem jednak, dlaczego twój wuj cię wydziedziczył –
powiedział Aomine.- Przecież jesteś jego bratankiem, co za
różnica, czy…
-
Ponieważ po śmierci rodziców już do niczego się nie nadawałem –
wyjaśnił Kuroko, biorąc niewielki kęs dango.- Brzydziłem się
miecza, brzydziłem się zabijania, widoku krwi i walki. Brzydziłem
się wszystkiego, co miało związek z czynieniem zła. Odmawiałem
ćwiczeń, posiłków, przestałem się nawet odzywać. To normalne,
że wyrzucili z domu zupełnie nieprzydatnego chłopaka. W świecie,
w którym żyjemy, nie ma miejsca dla słabych mężczyzn.
- Ale
teraz uczysz się u Mistrza Akashiego. Co sprawiło, że postanowiłeś
jednak być samurajem?
-
Ponieważ podziwiam Mistrza Akashiego – odparł Kuroko, uśmiechając
się lekko do ciemnoskórego.- To właśnie on mnie przygarnął,
kiedy błąkałem się ulicami miasta, szukając jakiejś prostej
pracy, by zdobyć pieniądze na jedzenie. Nakarmił mnie i
zaproponował, bym zamieszkał w jego świątyni jako pomoc dla
Kagamiego-kuna. Z czasem, obserwując jego lekcje, sam zapragnąłem
się czegoś nauczyć. Nadal nie jestem wystarczająco wytrzymały,
mam niską odporność i szybko się męczę, ale Mistrz Akashi mówi,
że dobrze sobie radzę.
-
Proponował ci, byś uczył się na shinobi, prawda? Masz do tego
predyspozycje.
- Też
to słyszałem.- Kuroko skinął głową.- Ale na pewno nim nie
zostanę. Już podjąłem decyzję i mam pewność, że nie ulegnie
ona zmianie. Brzydzę się skrytobójstwa, nie cierpię zabijania w
taki sposób – nieuczciwy, niepozwalający drugiemu człowiekowi na
obronę. Wolę rosnąć w siłę i z odwagą stanąć naprzeciwko
przeciwnikowi. I, przede wszystkim, ponad wszystko nie chcę nikogo
zabijać.- Chłopak chwycił rękojeść swojej katany i przymknął
oczy.- Moje miecze będą służyć jedynie do obrony mnie i tego, co
bliskie memu sercu. Dlatego chcę stać się samurajem, sprawiedliwym
i uczynnym. Takim, jak Mistrz Akashi.
-
Powinieneś poznać mojego przyjaciela, Kiyoshiego – zaśmiał się
lekko ciemnoskóry.- Myślisz zupełnie jak on. Zero zabijania, tylko
obrona i czynienie dobra. Zdaje się, że mieszka teraz w Mieście
Dwóch Słońc i prowadzi przytułek dla sierot.
-
Doprawdy?- Kuroko uśmiechnął się lekko.
- Taa.
Jest rok starszy ode mnie, bardzo silny i bardzo łagodny. Dzieciaki
z pewnością go uwielbiają. A ty jakie masz plany na przyszłość,
kiedy już osiągniesz poziom, do którego dążysz?
- Nie
mam żadnych szczególnych planów. Na razie chcę pobierać nauki u
Mistrza Akashiego i pomagać mu w opiece nad świątynią.
- Hmm…
Kiedy tu przybyłeś?
-
Zobaczmy…- Kuroko zamyślił się na dłuższy moment.- Zdaje się,
że jestem tu od prawie dwóch lat. A ty, Aomine-kun? Jak długo
pobierałeś nauki u Mistrza?
-
Mieszkałem tu od szóstego roku życia – odparł Daiki.- Odszedłem
w wieku szesnastu, podobnie jak moi przyjaciele. To zaskakujące, że
nie ma tutaj nikogo znajomego.
-
Sensei wspominał, że miał wielu wyjątkowych uczniów –
powiedział Kuroko.- Nie mówi tego, ale wydaje mi się, że on
zwyczajnie za wami tęskni.
Aomine
roześmiał się lekko, skinąwszy głową. Sam dobrze wiedział, że
Mistrz Akashi na zewnątrz zawsze pozostaje nieugiętym i twardym jak
skała mężczyzną, ale w środku wciąż był prostym człowiekiem,
traktującym swoich uczniów jak własne dzieci.
Był
surowym nauczycielem i jednocześnie troskliwym ojcem.
-
Rany, wszędzie cię szukam, Kuroko!- usłyszeli nagle czyjś donośny
głos.
Aomine
i Tetsuya obejrzeli się za siebie i zobaczyli wysokiego samuraja o
muskularnej sylwetce. Jego czerwono-czarne włosy lśniły w świetle
latarni, którą trzymał w dłoniach. Daiki miał już okazję go
poznać, był to Kagami Taiga, pełniący w świątyni rolę
kucharza.
- Co
wy tu robicie?- burknął, podchodząc bliżej.
-
Tylko rozmawiamy – odparł Kuroko, wstając.- Przepraszam,
Kagami-kun, zapomniałem do ciebie przyjść.
- Ta,
zapomniałeś, a sterta naczyń sama się nie umyje – mruknął
Taiga, obrzucając Aomine bacznym spojrzeniem.- Obiecałeś pomóc,
więc wywiąż się z tego!
-
Dobrze, chodźmy. Wybacz, Aomine-kun, zostawię ci resztę dango,
zjedz sobie. Dobranoc.
Aomine
spojrzał najpierw na niego, a następnie na ostatnie, maleńkie
dango na talerzyku. Westchnął cicho, mając ochotę zawołać
jeszcze do Kuroko, który już odchodził, uśmiechając się
podejrzanie, jednak darował sobie. Zjadł kuleczkę za jednym razem,
po czym wpatrzył się w odbicie księżyca widoczne w tafli stawu.
Tym
razem nadchodzący gość nie zdołał go zaskoczyć – wręcz
przeciwnie. Słyszał jego powolne, ostrożne stąpanie po mostku,
wyczuł nawet jego wahanie, gdy przystanął na moment.
Odwrócił
lekko głowę i uśmiechnął się do Kise, stojącego niepewnie na
początku mostku.
-
Czekałem na ciebie – powiedział.
Kise
podszedł do niego z delikatnym rumieńcem na twarzy i usiadł obok.
-
Chciałem przyjść wcześniej, ale… rozmawiałeś z Kurokocchim –
szepnął.
- Mhm.
Mówił mi o swojej sytuacji. Jest podobna do twojej, ale on nie ma
już możliwości powrotu.
Ryouta
skinął lekko głową i już otworzył usta, by coś powiedzieć,
jakby podekscytowany, jednak Aomine przerwał mu z uśmiechem.
-
Zgodził się. Możemy wyruszyć razem.
-
Naprawdę?!- wykrzyknął, uradowany.
- Tak,
naprawdę – zaśmiał się Daiki.
-
Bogowie, tak się cieszę!- pisnął blondyn, rzucając mu się w
objęcia.
Aomine
spłonął raptownie rumieńcem, niepewnie go obejmując.
-
K-ktoś może nas zobaczyć…- bąknął.
-
Przecież jest ciemno.
- Niby
tak, ale…
Kise
westchnął cicho i odsunął się, jednak chwycił dłoń Daikiego w
swoje, i ścisnął delikatnie, patrząc na niego roziskrzonymi
oczami.
- To
kiedy wyruszamy?- zapytał.
-
Jeszcze nie teraz – odparł ciemnoskóry.- Chcę pomóc trochę
Mistrzowi i przyjrzeć się nieco jego uczniom. Poprosił, bym ich
trochę pokierował, a chciałbym też potrenować odrobinę z
Kuroko. Hmm? Co to za mina?- roześmiał się.
-
J-jaka mina?- burknął Kise, odwracając głowę.- Nie robię żadnej
miny!
- No
dobrze, skoro tak twierdzisz… Co ty na to, żebyśmy jutro rano
rozpoczęli twój trening? Uczniowie ćwiczą na dziedzińcu, więc
będziemy mieć całe dojo tylko dla siebie. Zaczniemy wcześniej niż
reszta, jeszcze przed śniadaniem, żebym zdążył się im później
przyjrzeć.
-
Dobrze, Aominecchi!
- No,
tymczasem trzeba będzie położyć się spać – westchnął Daiki,
przeciągając się leniwie.- To był męczący dzień, zbyt wiele
się dowiedziałem… Jeszcze tylko kąpiel… Rany, nie chce mi się…
- Ja
już się wykąpałem, więc pewnie położę się już teraz. Choć
nie wiem, czy będę zdolny zasnąć.
- Mm?
Dlaczego?
-
Ponieważ już teraz nie mogę doczekać się jutra!- wyznał ze
śmiechem.- Dam z siebie wszystko podczas treningu, Aominecchi!
- Nie
ciesz się tak, głupi, zaczniemy od samych podstaw, to mało
ekscytujące – mruknął chłopak, jednak uśmiechnął się.
- To
nie ma znaczenia, jeśli ćwiczę z tobą!- powiedział Kise,
odwracając głowę, jakby obrażony.- Bardzo długo na to czekałem
– dodał ciszej.- To normalne, że się tak cieszę! Prawda?-
zapytał, patrząc na niego z powątpiewaniem.
Aomine
westchnął cicho i nachylił się, całując delikatnie jego usta.
Ryouta rozchylił wargi, podstępnie zmuszając ciemnoskórego do
pogłębienia pocałunku. Ścisnął jego dłoń, unosząc ją i
kładąc na swoim policzku. Przysunął się do niego bardziej,
ochoczo przylegając do jego ciała.
Daiki
jęknął cicho, czując narastające podniecenie. Nie potrafił
zrozumieć, dlaczego pocałunki mężczyzny działają na niego w tak
silnym stopniu. Zupełnie, jakby rzucił na niego jakiś urok…
Sytuacja
się pogorszyła, kiedy Kise zaczął przesuwać dłonią po jego
kroczu.
-
Czekaj, Kise!- Aomine natychmiast się zreflektował.- Nie możemy…
-
Przepraszam – bąknął Ryouta, pąsowiejąc na twarzy.- Ja… ja
sam nie wiem, czemu… a-ale… chciałbym… uhm… przepraszam,
zapomnij!
- Ja…
też bym chciał – szepnął Aomine, również się czerwieniąc.-
Ale nie możemy, nie tutaj… Jeśli Mistrz Akashi się dowie…
- Tak,
wiem, przepraszam…
-
Pójdę się wykąpać – westchnął ciemnoskóry, wstając.
-
Aominecchi?
-
Tak?- Odwrócił się do niego.
- Czy
ty… czy ty mnie pragniesz?- zapytał Kise bardzo cicho.
Aomine
przygryzł wargę, przez dłuższą chwilę mu się przyglądając.
Kise stał przed nim, nieco przygarbiony, nerwowo miętosząc
materiał kamishimo w dłoniach, wbijając wzrok w drewniany pomost.
-
Pragnę cię – szepnął w końcu.
Ryouta
spojrzał na niego, zaskoczony, jego oczy błyszczały jasno,
odbijając światło pobliskiego lampionu.
- Ale
nie mogę pozwolić, by nas poniosło – dodał, odchrząknąwszy.
- Wiem
o tym! Tylko… chciałem tylko wiedzieć.- Kise uśmiechnął się
delikatnie.- Dziękuję, Aominecchi. Dobranoc.
-
Dobranoc, Kise.
Aomine
odwrócił się i ruszył do swojego pokoju. Czuł na sobie
spojrzenie Kise, jednak nie odwrócił się do niego. Nie mógł
jednak powstrzymać uśmiechu, który powoli wykwitł na jego twarzy.
Choć
jedna przyjemna rzecz spotkała go tego dnia.
***
Mistrz
Murasakibara był wyjątkowo wysokim i postawnym mężczyzną, jednak
swoim zachowaniem i podejściem do życia prezentował raczej
zobojętniałą osobę. Jego wiek zbliżony był do wieku Mistrza
Akashiego, o ile nie były takie same – tego jednak nikt nie
wiedział, ponieważ ani jeden ani drugi nie chciał przyznać, ile
naprawdę ma lat. Miał fioletowe, sięgające ramion włosy,
opadające swobodnie po bokach głowy, oraz tego samego koloru oczu,
które wiecznie wyglądały na znużone; powieki opadały w ich
połowie, jakby Mistrz dopiero co się zbudził. Przyjaźnił się z
Mistrzem Akashim od wczesnych lat dzieciństwa, oboje bardzo
szanowali się nawzajem, a przede wszystkim przepadali za sobą.
Choć
nie zawsze na to wyglądało…
-
Więc, Mine-chin – mruknął Murasakibara, patrząc z góry na
Aomine, choć odkąd się ostatnio widzieli, ciemnoskóry sporo urósł
i teraz dzieliło ich nie siedemdziesiąt, a szesnaście
centymetrów.- Co u ciebie słychać?
-
Wszystko dobrze, Mistrzu Murasakibara, dziękuję, że Mistrz pyta –
odparł Aomine, starając się zignorować jego ogromną dłoń,
która poklepywała go po głowie.
-
Ahaaa. To fajnie. Hmm… nic nie urosłeś, co?
-
Urosłem – wycedził przez zęby.- Ponad pięćdziesiąt
centymetrów, Mistrzu.
- Hmm.
Nie widać.
- Nie
przesadzaj, Atsushi, chłopak zaraz się załamie – powiedział
Mistrz Akashi, uśmiechając się łagodnie i podchodząc do bramy,
gdzie Aomine właśnie witał gości.- Rad jestem znów cię widzieć.
Jak minęła podróż?
-
Nienajgorzej, ale zjadłbym coś słodkiego – westchnął Mistrz
Murasakibara.
-
Niezwłocznie przekażę twą prośbę Kagamiemu. Hm? A gdzie
Momoi-sama? Wspominałeś, że przyjedzie wraz ze swoją córką.
- Aaa,
no tak.- Mistrz Murasakibara obejrzał się, jakby w ogóle nie
zauważył nieobecności ich przyjaciółki.- Mówiły, że idą do
miasta na zakupy.
- I
nie zaczekałeś za nimi?- westchnął Mistrz Akashi.- Doprawdy, jak
z dzieckiem… Co z ciebie za dżentelmen?
- No
ale jestem głodny… Poza tym, poradzą sobie, przecież Momo-chin
wie, jak się bronić w razie czego.
- Ale
sam fakt – mruknął Akashi.- No cóż, poczekamy na nie. Z chęcią
bym po nie poszedł, ale obawiam się, iż możemy minąć się w
drodze. Cóż za niesubordynacja, Atsushi! Mam nadzieję, że to się
więcej nie powtórzy. Chodźcie za mną. Aomine, czy możesz iść
do kuchni i poprosić Kagamiego o przekąski? Niech Kise nam je
przyniesie.
-
Dobrze, Mistrzu – mruknął Aomine, patrząc sceptycznie na
fioletowowłosego.- Może później sam udam się po panie? Jeśli
jednak ktoś je napadnie…
-
Skoro tak twoja wola.- Mistrz Akashi skinął głową.- Weź Kise lub
Kuroko dla towarzystwa.
Aomine
skłonił się nisko, gdy mężczyźni przeszli obok niego,
zmieniając już temat na bardziej błahy. Udał się powolnym
krokiem w stronę kuchni, myśląc z satysfakcją o dźwiękach,
jakie wkrótce zacznie wydawać z głodu brzuch Mistrza Murasakibary.
Mimo,
że ciemnoskóry już dorósł, to chęć psocenia się Mistrzowi
nadal w nim pozostała…
-
Kagami, Mistrz prosi o jakieś słodkie przekąski dla gościa –
powiedział na wstępie, wchodząc do kuchni, gdzie przy ladzie stał
myjący ryż Taiga, oraz obierający warzywa Kuroko. Obaj spojrzeli
na niego jednocześnie, jakby niezadowoleni.- No co?- mruknął
Daiki.
- Nic
– westchnął Kagami.- Zaraz coś przygotuję.
-
Przerwałeś nam rozmowę, Aomine-kun – wyjaśnił Kuroko.-
Powinieneś był zapukać.
-
Zapukać?- powtórzył, odwracając się do przejścia pozbawionego
obecnie drzwi.- W co?
- W
swój łe…- Kagami szybko zasłonił usta Kuroko dłonią, nim ten
skończył mówić.
-
Przekaż Mistrzowi, że zaraz coś przyrządzę i Kise im to
zaniesie!- powiedział szybko.- Yyy, proszę!
- No
dobra – mruknął ciemnoskóry, patrząc na nich podejrzanie.
Wycofał się powoli z kuchni, bacznie ich obserwując, aż w końcu
wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się po dziedzińcu, szukając
Kise, który o tej porze zwykle zajmował się porządkami.
W
istocie, znalazł blondyna podcinającego krzewy róż, które urosły
do tego stopnia, iż pełzły wręcz po murze otaczającym świątynię.
Podszedł do niego i poczekał chwilę, aż ten go zauważy.
- Ah,
Aominecchi!- wykrzyknął.- Rany, kiepsko idzie mi to ścinanie,
ramiona mnie bolą od dzisiejszego treningu…
-
Przyzwyczaisz się do tego. Kiedy załatwisz swoje obowiązki i obaj
będziemy mieli trochę wolnego czasu, znów poćwiczymy.
-
Dobrze.- Kise skinął głową, przecierając dłonią pot z czoła.-
Strasznie dzisiaj ciepło, a dopiero co zacząłem… Jeszcze dużo
pracy przede mną.
-
Mistrz Akashi ma gościa, wiedziałeś o tym?
-
Słyszałem, że ma go odwiedzić Mistrz Murasakibara, ale nie
wiedziałem, kiedy dokładnie. Już przyszedł?
- Tak.
Kagami właśnie szykuje dla niego przekąski, masz je im zanieść,
kiedy skończy. Pomóc ci trochę?
- Nie,
nie trzeba, poradzę sobie.- Kise uśmiechnął się do niego
szeroko.
- No
dobrze, w takim razie będę już szedł.
- Eh?
Dokąd się wybierasz, Aominecchi?
- Do
miasta – odparł.- Wygląda na to, że razem z Mistrzem
Murasakibarą przybyła również Momoi-sama i jej córka.
-
Momoi-sama?- powtórzył pytająco Kise.- Mistrza Murasakibarę znam,
ale nigdy nie słyszałem o Momoi-sama…
- To
ich przyjaciółka.- Aomine wzruszył ramionami.- Mieszkała kiedyś
w tych okolicach razem ze swoją córką, Satsuki, obie często tu
wpadały. A potem Momoi-sama powtórnie wyszła za mąż i
wyprowadziły się do jej nowego męża. Sam nie wiedziałem, że
przybędzie z wizytą, a wygląda na to, że Mistrz Murasakibara
zostawił je w mieście.
-
Niezbyt miłe z jego strony – bąknął Kise.- Odprowadzę cię do
bramy, skoro i tak muszę iść do Kagamicchiego.
-
Jasne. W sumie, teraz jak tak o tym pomyślę, to Mistrz wspominał,
że chciały iść na zakupy… Pewnie strasznie się obłowią i
wykorzystają mnie jako tragarza – westchnął.
Kise
roześmiał się lekko, nie odpowiadając. Chłopcy już zbliżali
się do bramy, kiedy nagle ujrzeli dwie przechodzące przez nią
kobiety.
Były
do siebie podobne jak dwie krople wody: obie o pięknych, związanych
w kok włosach w kolorze płatków wiśni, i tego samego koloru
oczach, ubrane w gustowne kimona o kwiecistym wzorze, zdecydowanie
zbyt mocno uwydatniające ich spore, kobiece walory. Jedną od
drugiej odróżniał jedynie wzrost i delikatne, ledwie widoczne
zmarszczki wokół oczu.
- Ah,
to one – mruknął Aomine do Kise, po czym ruszył z uśmiechem ku
pięknościom.- Momoi-sama! Satsuki! Witajcie, drogie panie!
-
Hmm?- Momoi-sama spojrzała na niego, zaskoczona, a potem uśmiechnęła
się doń miło.
Zaś
jeśli chodziło o jej córkę…
-
Dai-chan!- krzyknęła Satsuki, rzucając się na niego ze łzami w
oczach i przytulając go z całych sił.- Rany, ty głupi głupku!
Nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłam! W ogóle nie dajesz
znaku życia, nie napisałeś do mnie ani jednego listu, ty głąbie!-
krzycząc to, uderzała go pięściami w klatkę piersiową, jednak
bez większej siły.- Głupi, głupi, głupi Dai-chan!
- No
już, przepraszam, Satsuki…- Aomine przytulił ją i poklepał
uspokajająco po plecach.- Wybacz, nie miałem zbytnio czasu…
-
Głupie tłumaczenie!- warknęła stłumionym głosem, wciskając
głowę w jego ramię.- Wystarczyłby chociaż jeden… żebym tylko
wiedziała, że nic ci nie jest…
-
Przepraszam – westchnął Daiki.- Masz rację, zachowałem się
podle…
-
Dobrze cię widzieć, Daiki – powiedziała Momoi-sama, podchodząc
do nich.- Wybacz mojej córce, ostatnio jest trochę przewrażliwiona.
-
Mamo, nie broń go!- burknęła Satsuki, rzucając jej spojrzenie
pełne złości i nadymając policzek.- Powinnaś mu przetrzepać
skórę, w końcu ty też się o niego martwiłaś!
-
Daiki jest już dorosłym mężczyzną, moja droga, a tobie, jako
damie, nie wypada się tak zachowywać – zachichotała Momoi-sama,
uderzając lekko córkę wachlarzem w czubek głowy.- Powinnaś się
cieszyć z niespodzianki, że Daiki jest tutaj i masz okazję z nim
pobyć. Swoje obrażalskie miny zachowaj na później.
- Tak,
mamo…- mruknęła Satsuki, ocierając szybko łzy z policzek.- Ale
i tak jestem zła!
- Hmm,
a ty to…?- Momoi-sama spojrzała pytająco na stojącego przy nich
Kise, który ze słabym uśmiechem wpatrywał się w Satsuki.
- Ah!
P-proszę wybaczyć, pani!- bąknął, kłaniając się szybko.-
Jestem Kise Ryouta, z klanu Kise. Podopieczny Mistrza Akashiego i
uczeń Aominecchiego!- To ostatnie dodał nieco głośniej, niż
resztę.
-
Proszę, proszę, kradniesz Seijuurou uczniów, Daiki?- Momoi-sama
zaśmiała się delikatnie i zbliżyła się do Kise, chwytając
lekko jego podbródek.- Niech no na ciebie spojrzę, mój drogi. Ależ
jesteś urodziwy! Masz taką miękką skórę i czystą cerę, a te
włosy! Używasz jakichś specjalnych mieszanek ziołowych?
- Eh?
Ah, nie, zwykłych olejków, jakie są w łaźni…- mruknął w
odpowiedzi Kise, rumieniąc się delikatnie.
- Hmm,
pozazdrościć – westchnęła Momoi-sama.
-
Satsuki, to jest Kise.- Aomine w końcu poczuł się w obowiązku
przedstawić ich sobie.- Kise, to jest Satsuki, moja przyjaciółka z
dzieciństwa.
-
Nadal jestem twoją przyjaciółką!- powiedziała, szturchając go
łokciem w brzuch, a potem posłała uśmiech Kise.- Miło mi cię
poznać, Kise-kun! Nie sądziłam, że Dai-chan będzie kiedyś miał
ucznia! To straszny samotnik i zboczeniec, wiesz?
- Nie
jestem zboczeńcem!- Aomine zaczerwienił się mocno.
- Hmm?
Zawsze patrzyłeś się na moje piersi, nie wykręcaj się.- Satsuki
zaczęła szturchać go palcem, jedną dłoń podpierając o biodro.
- To
było dawno temu!- Aomine odwrócił od niej głowę, obrażony,
krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No
już, dzieci, koniec sprzeczki – przerwała im Momoi-sama,
rozwijając wachlarz i skrywając za nim usta.- Czas przywitać się
z Mistrzem tej świątyni, w końcu nas tu oczekuje.
-
Proszę wybaczyć, że musiałyście, panie, dotrzeć tu same –
powiedział Aomine.- Mistrz Akashi chciał po was wyjść, ale…
- Kim
ty jesteś?- mruknęła Satsuki, rumieniąc się.
- Eh?-
Aomine spojrzał na nią, nierozumiejąc.
- Jaki
grzeczny i wychowany – westchnęła Momoi-sama, zachwycona.- Gdybym
tylko była młodsza…
-
M-mamo!
- No
już, już, chodźmy do Seijuurou!
- Ah,
zaprowadzę was – bąknął Aomine, wciąż nie do końca pewien, o
co im chodziło.- Kagami przygotowuje właśnie przekąski, Kise
zaraz je przyniesie.
-
Dziękujemy, ale damy nie objadają się słodkościami przed obiadem
– powiedziała Momoi-sama.- Prowadź, nieznajomy Daiki.
- Yyy…
tak, pani.
Aomine
spojrzał z cierpieniem na Kise, a potem ruszył przez dziedziniec,
prowadząc nowych gości ku pokojowi Mistrza Akashiego. Cała trójka
uklękła przed wejściem, a wtedy Daiki odchrząknął cicho i
powiedział:
-
Mistrzu Akashi, przybyły Momoi-sama oraz jej córka Satsuki.
-
Wchodźcie, wchodźcie.- Rozległo się ciche poruszenie. Aomine
rozsunął shoji, a kiedy wszyscy ukłonili się siedzącym przy
zataku Mistrzom, jako pierwsze do środka weszły damy.
-
Mistrzu, czy życzysz sobie…?- zaczął Aomine.
- Nie
musisz dotrzymywać nam towarzystwa, Aomine – przerwał mu Akashi z
uśmiechem.- I tak mamy zamiar trochę o tobie poplotkować, prawda,
Momoi-sama?
- W
rzeczy samej, drogi Seijuurou.
-
Eh?!- Aomine spojrzał to na jedno, to na drugie, a potem westchnął
cierpiętniczo i ukłonił się.- Pójdę pomóc Kise w pracach i…
może potrenujemy.
Już
miał zasunąć shoji, kiedy kątem oka zobaczył idącego w jego
kierunku, z tacą, blondyna. Poczekał więc jeszcze chwilę, aż
Kise do niego dojdzie.
-
Przekąski, Mistrzu – bąknął, rumieniąc się delikatnie.
-
Momoi-sama, poznałaś już Kise?- zagadnął Mistrz Akashi,
skinąwszy na blondyna dłonią. Chłopak wszedł do środka i
postawił tacę na środku stolika, przy okazji podając każdemu
kubek herbaty. Mistrz Murasakibara natychmiast przystąpił do
konsumpcji.
- Tak,
miałam już tę przyjemność. Z roku na rok masz coraz
przystojniejszych podopiecznych!
- W
istocie, ale niestety Ryouta wkrótce nas opuszcza, prawda?
-
Hmm?- Momoi-sama spojrzała na niego z uśmiechem.- Czyżby ci się
tu nie podobało, Kise-kun?
- Nic
z tych rzeczy!- wykrzyknął natychmiast Kise.- Ja… wyruszam razem
z Aominecchim w podróż, a później… pewnie… wrócę do
rodzinnych stron.- Uśmiechnął się słabo.
- Ah,
rozumiem… Jaka szkoda. Taki przystojny młodzian, może nawet
wydałabym za niego moją Satsuki…
-
Mamo!- jęknęła z wyrzutem dziewczyna, zerkając szybko na Aomine.-
Nie opowiadaj głupot! Ja i Kise-kun nawet się nie znamy!
-
Kiedy wydano mnie za twojego świętej pamięci ojca, również
ledwie go znałam – westchnęła Momoi-sama.- I cóż za uczucie
się między nami zrodziło!
-
Proszę wybaczyć, może ja już…- zaczął niepewnie Aomine, wciąż
siedzący przed pokojem.
- J-ja
też – bąknął Kise, po czym skłonił się nisko i wycofał na
zewnątrz.- To było straszne!- jęknął, kiedy chłopcy znaleźli
się w bezpiecznej odległości.- Momoi-sama jest bardzo sympatyczna,
ale kiedy ma się do czynienia z takimi osobistościami, i to z
trzema na raz! To strasznie stresujące.
- Co
ty mówisz, ja się przy nich wychowywałem – westchnął Aomine.-
No, co prawda zawsze się im psociłem, nie zważając zbytnio na ich
rangę, ale… sam fakt.
-
S-Satsuki-san wychowywała się z tobą?- zapytał cicho Kise.- Jest
naprawdę ładna…
- Taa,
można tak powiedzieć.
- I…
wpatrywałeś się w jej…?
Aomine
natychmiast spąsowiał na twarzy.
-
Wiesz, no…- bąknął.- D-dorastałem, to normalne dla mężczyzny!
Ekhem! Teraz już, po dziesięciu latach bycia wychowankiem Mistrza
Akashiego, nauczyłem się nieco ogłady i nie robię już tego…
t-tak bezpośrednio. No co?- mruknął, widząc jego spojrzenie.- Sam
musisz przyznać, że są ogromne!
- No
są, są – westchnął.- Ale mnie tam nie interesują! Nie
interesuje tylko Aominecchi!
Aomine
poczuł, że rumieni się jeszcze bardziej. Znów odchrząknął i
trącił palcami dłoń blondyna.
- Nie
tak głośno – szepnął.- Ktoś może mieć bardzo dobry słuch,
wiesz?
- Uh…
nadejdzie taki dzień, kiedy ci to wykrzyczę!- burknął Kise,
rumieniąc się mocno.- W-wracam do pracy!
Daiki
westchnął, patrząc za blondynem, oddalającym się ku krzewom róż,
których wciąż nie zdążył ściąć do końca. Jego serce biło
rytmicznie w piersi, po raz pierwszy od pewnego czasu zdał sobie
sprawę z tego, że ono ciągle jest w nim, pozwalając na odczuwanie
tych drobnych przyjemności, jak również zawodów.
Przygryzł
lekko wargę, po czym udał się wolnym krokiem w kierunku Kise.
Chyba
powinien wykorzystać narastającą w nim energię na trening z
Kuroko.
Jej Ostatni Samuraj \(*0*)/ I to juz dzis <3
OdpowiedzUsuń,,- Przerwałeś nam rozmowę, Aomine-kun – wyjaśnił Kuroko.- Powinieneś był zapukać.- Zapukać?- powtórzył, odwracając się do przejścia pozbawionego obecnie drzwi.- W co?- W swój łe…- Kagami szybko zasłonił usta Kuroko dłonią, nim ten skończył mówić." xD
Jak zwykle cudo :D
~Deirdre
UsuńNareszcie...
OdpowiedzUsuńAoKisia <3
KagaKuro *.*
Piersi Satsuki mnie dobiły, nie wiem czemu, ale mnie dobiły
I ten szok, Aomine to nie cham 0.0
Sorki za ten jakże dziwny komentarz, ale śpię już na stojąco
Niewyspana,
Yew S.