Ostatni Samuraj - Rozdział piąty




Kiedy Aomine opuścił pokój Mistrza, słońce schowało się już za horyzontem, zaś jego nieszczęśliwy kochanek powoli wznosił się po przeciwnej stronie. Ciemnoskóry, korzystając z wolnego czasu, postanowił usiąść na mostku nad stawem i posiedzieć tam w ciszy. Sen jeszcze nie nużył go, nie miał też specjalnej ochoty siedzieć w swym pokoju, a zawsze przepadał za pobytem na świeżym powietrzu.
Przymknął oczy, wzdychają lekko. Wciąż był daleko od rozwiązania sprawy morderstwa swojego Klanu, ale wiedział, że jeśli czegoś z tym nie zrobi, nie będzie mógł żyć z czystym sercem. Znał wielu ludzi, którzy twierdzili, że zemsta jest złem i należy się jej wyrzec. Że jedna zemsta rodzi kolejną, jedną po drugiej, nie zamykając błędnego koła. Jednak Aomine tak nie uważał. Nie, jeśli chodziło o tak wielką stratę, jak cała rodzina. Nie każdy mógł przeżyć coś podobnego. Mówienie o wybaczaniu było tylko pięknymi słówkami, ale jeśli ktoś postawiłby się na miejscu Aomine… gdyby zrozumiał jego uczucia, gdyby poczuł tak wielką tęsknotę za matczyną troską i ojcowską opieką, za przyjaciółmi, za ciepłem rodzinnego domu…
Ludzie są głupcami, świadomie okłamującymi siebie samych, że świat może być dobry.
Jeśli tylko dowie się więcej o Białym Kle, jeśli go odnajdzie, jeśli pokona go – tylko wtedy odnajdzie radość życia i będzie gotów poświęcać się dla innych.
- Aomine-kun?- usłyszał znajomy głos z boku.
Wzdrygnął się lekko, zaskoczony obecnością Kuroko. Sapnął cicho, kręcąc w niedowierzaniu głową.
- No Bogów, co z tobą…- westchnął.- Jakim cudem cię nie wyczułem? Powinienem usłyszeć cię przynajmniej nim wszedłeś na mostek!
- Cóż, sam do końca nie wiem, jak to robię – przyznał Kuroko.- Mistrz Akashi mawia, że to dar od Bogów.
- Dar, czy nie dar, dla mnie jest uciążliwy!- mruknął ciemnoskóry, niezadowolony.- Gdybyś był nieprzyjacielem, mógłbym zginąć.
- Myślę, że w ostatniej chwili byś się obronił – powiedział Kuroko, jakby na pocieszenie.- Czy mogę się dosiąść, Aomine-kun?
- Tak, siadaj.
- Przyniosłem ze sobą dango od Kagamiego-kuna.- Kuroko położył między nimi talerzyk z kilkoma pałeczkami, na które nabito kolorowe kuleczki.- Czasem mi je przygotowuje.
- Ah, dzięki, miło z twojej strony.- Aomine zabrał jedną i skosztował słodkości.- Mm! Całkiem smaczne. Zwykle nie przepadam za słodyczami, ale te nie są takie złe.
- Prawda?- Kuroko uśmiechnął się lekko i również przystąpił do posiłku.- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam?
- Nie, w czym niby mógłbyś mi przeszkodzić?
- Wyglądałeś na zamyślonego. I odrobinę zmartwionego – dodał po chwili.
- Ah, cóż…- Aomine westchnął cicho.- Mam trochę na głowie, sporo o tym myślę.
- Coś cię trapi, Aomine-kun?
- Uhm… cóż… no, można tak powiedzieć. Mam pewien problem, z którym chcę się uporać jak najszybciej, ale… nie jest to zbytnio możliwe. Pewnie jeszcze będę musiał uzbroić się w cierpliwość.
- Chodzi o mordercę twojego Klanu?
- Eh?- Aomine spojrzał na niego, zdziwiony.- Skąd…?
- Słyszałem o tym – odparł Kuroko, pochłaniając kolejną, pomarańczową, kulkę.- W mojej rodzinie, między nami, nie ma czegoś takiego jak dyskrecja. Co dzieję się wewnątrz i na zewnątrz, wszystko to znane jest każdemu z Klanu Kuroko. Już kiedy byłem mały, usłyszałem o człowieku, który sam jeden wybił Klan Aomine. Zwłaszcza, że po tym zdarzeniu wzmocnione u nas straże, bojąc się o nasze miasto.
- Słuszne posunięcie – mruknął Aomine.
- Pragniesz się zemścić, Aomine-kun?
- Czy to nie oczywiste?- Ciemnoskóry zmarszczył lekko brwi.- Potępiasz mnie za to, że pragnę zabić mordercę mojej rodziny?
- Skąd – odparł Kuroko bardzo cicho.- Jestem w stanie cię zrozumieć, Aomine-kun. Do pewnego stopnia.
Aomine spojrzał na niego, na jego spokojny, poważny wyraz twarzy i nic nie mówiące spojrzenie błękitnych oczu. Przypomniał sobie, co mówił mu o nim Mistrz Akashi.
- Twoi rodzice…- zaczął ostrożnie.
- Tak – przerwał mu Kuroko.- Zostali zamordowani. Przez wyszkolonego shinobi. Byłem tego świadkiem.
- Co?- Aomine spojrzał na niego zszokowany.
- Mistrz Akashi nie powiedział ci wszystkiego, prawda?- Kuroko uśmiechnął się lekko, a potem zamknął na moment oczy.- To uczciwy człowiek, godny zaufania. Sam prosiłem go, by o tym nie mówił. Niewielu zna prawdę. Teraz jesteś jednym z nich – dodał cicho i otworzył oczy.- Minęły dopiero trzy lata od ich śmierci, to naturalne, że pamiętam to, jakby zdarzyło się wczoraj. Ja i moja matka byliśmy ze sobą zżyci, akurat siedzieliśmy w moim pokoju. Żartowaliśmy z taty, ponieważ robił jej sceny zazdrości i oskarżał o flirty z jego starszym bratem. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, cicho plotkowaliśmy. A potem wróciła do taty, życząc mi dobrej nocy. Tym razem nie pocałowała mnie na dobranoc, jak zawsze czyniła… nie wiem, czy to dlatego nie mogłem zasnąć, czy jakąś cząstką siebie wyczuwałem zagrożenie. Poszedłem do pokoju rodziców, a kiedy rozsunąłem shoji…- Kuroko przełknął ślinę i odetchnął głęboko.- Nikt nigdy nie powiedział mi tego bezpośrednio, ale słyszałem szepty moich bliskich, kiedy mówili, że przecież mogłem coś zrobić. Katana mojego ojca leżała nieopodal, zdążyłbym chwycić ją i uratować chociaż matkę. Teraz, gdy o tym myślę… - Kuroko uśmiechnął się smutno.- Chciałem tylko pocałunku na dobranoc… a pożegnała mnie przerażonym spojrzeniem, i zdążyła jedynie wykrzyczeć moje imię…
- Nie musisz teraz tego wspominać – mruknął cicho Aomine.
- Przepraszam – odparł Kuroko.- Chciałem, żebyś wiedział, że naprawdę jestem w stanie do pewnego stopnia cię zrozumieć.
- Rozumiem – powiedział cicho ciemnoskóry, kładąc mu dłoń na ramieniu i ściskając je lekko.- Ten shinobi…
- Schwytano go. Mój wuj natychmiast wysłał za nim kilku ludzi, zdołali go dogonić i przyprowadzić z powrotem do wioski. Do samego końca nie wyjawił swojej tożsamości.
- Nie rozumiem jednak, dlaczego twój wuj cię wydziedziczył – powiedział Aomine.- Przecież jesteś jego bratankiem, co za różnica, czy…
- Ponieważ po śmierci rodziców już do niczego się nie nadawałem – wyjaśnił Kuroko, biorąc niewielki kęs dango.- Brzydziłem się miecza, brzydziłem się zabijania, widoku krwi i walki. Brzydziłem się wszystkiego, co miało związek z czynieniem zła. Odmawiałem ćwiczeń, posiłków, przestałem się nawet odzywać. To normalne, że wyrzucili z domu zupełnie nieprzydatnego chłopaka. W świecie, w którym żyjemy, nie ma miejsca dla słabych mężczyzn.
- Ale teraz uczysz się u Mistrza Akashiego. Co sprawiło, że postanowiłeś jednak być samurajem?
- Ponieważ podziwiam Mistrza Akashiego – odparł Kuroko, uśmiechając się lekko do ciemnoskórego.- To właśnie on mnie przygarnął, kiedy błąkałem się ulicami miasta, szukając jakiejś prostej pracy, by zdobyć pieniądze na jedzenie. Nakarmił mnie i zaproponował, bym zamieszkał w jego świątyni jako pomoc dla Kagamiego-kuna. Z czasem, obserwując jego lekcje, sam zapragnąłem się czegoś nauczyć. Nadal nie jestem wystarczająco wytrzymały, mam niską odporność i szybko się męczę, ale Mistrz Akashi mówi, że dobrze sobie radzę.
- Proponował ci, byś uczył się na shinobi, prawda? Masz do tego predyspozycje.
- Też to słyszałem.- Kuroko skinął głową.- Ale na pewno nim nie zostanę. Już podjąłem decyzję i mam pewność, że nie ulegnie ona zmianie. Brzydzę się skrytobójstwa, nie cierpię zabijania w taki sposób – nieuczciwy, niepozwalający drugiemu człowiekowi na obronę. Wolę rosnąć w siłę i z odwagą stanąć naprzeciwko przeciwnikowi. I, przede wszystkim, ponad wszystko nie chcę nikogo zabijać.- Chłopak chwycił rękojeść swojej katany i przymknął oczy.- Moje miecze będą służyć jedynie do obrony mnie i tego, co bliskie memu sercu. Dlatego chcę stać się samurajem, sprawiedliwym i uczynnym. Takim, jak Mistrz Akashi.
- Powinieneś poznać mojego przyjaciela, Kiyoshiego – zaśmiał się lekko ciemnoskóry.- Myślisz zupełnie jak on. Zero zabijania, tylko obrona i czynienie dobra. Zdaje się, że mieszka teraz w Mieście Dwóch Słońc i prowadzi przytułek dla sierot.
- Doprawdy?- Kuroko uśmiechnął się lekko.
- Taa. Jest rok starszy ode mnie, bardzo silny i bardzo łagodny. Dzieciaki z pewnością go uwielbiają. A ty jakie masz plany na przyszłość, kiedy już osiągniesz poziom, do którego dążysz?
- Nie mam żadnych szczególnych planów. Na razie chcę pobierać nauki u Mistrza Akashiego i pomagać mu w opiece nad świątynią.
- Hmm… Kiedy tu przybyłeś?
- Zobaczmy…- Kuroko zamyślił się na dłuższy moment.- Zdaje się, że jestem tu od prawie dwóch lat. A ty, Aomine-kun? Jak długo pobierałeś nauki u Mistrza?
- Mieszkałem tu od szóstego roku życia – odparł Daiki.- Odszedłem w wieku szesnastu, podobnie jak moi przyjaciele. To zaskakujące, że nie ma tutaj nikogo znajomego.
- Sensei wspominał, że miał wielu wyjątkowych uczniów – powiedział Kuroko.- Nie mówi tego, ale wydaje mi się, że on zwyczajnie za wami tęskni.
Aomine roześmiał się lekko, skinąwszy głową. Sam dobrze wiedział, że Mistrz Akashi na zewnątrz zawsze pozostaje nieugiętym i twardym jak skała mężczyzną, ale w środku wciąż był prostym człowiekiem, traktującym swoich uczniów jak własne dzieci.
Był surowym nauczycielem i jednocześnie troskliwym ojcem.
- Rany, wszędzie cię szukam, Kuroko!- usłyszeli nagle czyjś donośny głos.
Aomine i Tetsuya obejrzeli się za siebie i zobaczyli wysokiego samuraja o muskularnej sylwetce. Jego czerwono-czarne włosy lśniły w świetle latarni, którą trzymał w dłoniach. Daiki miał już okazję go poznać, był to Kagami Taiga, pełniący w świątyni rolę kucharza.
- Co wy tu robicie?- burknął, podchodząc bliżej.
- Tylko rozmawiamy – odparł Kuroko, wstając.- Przepraszam, Kagami-kun, zapomniałem do ciebie przyjść.
- Ta, zapomniałeś, a sterta naczyń sama się nie umyje – mruknął Taiga, obrzucając Aomine bacznym spojrzeniem.- Obiecałeś pomóc, więc wywiąż się z tego!
- Dobrze, chodźmy. Wybacz, Aomine-kun, zostawię ci resztę dango, zjedz sobie. Dobranoc.
Aomine spojrzał najpierw na niego, a następnie na ostatnie, maleńkie dango na talerzyku. Westchnął cicho, mając ochotę zawołać jeszcze do Kuroko, który już odchodził, uśmiechając się podejrzanie, jednak darował sobie. Zjadł kuleczkę za jednym razem, po czym wpatrzył się w odbicie księżyca widoczne w tafli stawu.
Tym razem nadchodzący gość nie zdołał go zaskoczyć – wręcz przeciwnie. Słyszał jego powolne, ostrożne stąpanie po mostku, wyczuł nawet jego wahanie, gdy przystanął na moment.
Odwrócił lekko głowę i uśmiechnął się do Kise, stojącego niepewnie na początku mostku.
- Czekałem na ciebie – powiedział.
Kise podszedł do niego z delikatnym rumieńcem na twarzy i usiadł obok.
- Chciałem przyjść wcześniej, ale… rozmawiałeś z Kurokocchim – szepnął.
- Mhm. Mówił mi o swojej sytuacji. Jest podobna do twojej, ale on nie ma już możliwości powrotu.
Ryouta skinął lekko głową i już otworzył usta, by coś powiedzieć, jakby podekscytowany, jednak Aomine przerwał mu z uśmiechem.
- Zgodził się. Możemy wyruszyć razem.
- Naprawdę?!- wykrzyknął, uradowany.
- Tak, naprawdę – zaśmiał się Daiki.
- Bogowie, tak się cieszę!- pisnął blondyn, rzucając mu się w objęcia.
Aomine spłonął raptownie rumieńcem, niepewnie go obejmując.
- K-ktoś może nas zobaczyć…- bąknął.
- Przecież jest ciemno.
- Niby tak, ale…
Kise westchnął cicho i odsunął się, jednak chwycił dłoń Daikiego w swoje, i ścisnął delikatnie, patrząc na niego roziskrzonymi oczami.
- To kiedy wyruszamy?- zapytał.
- Jeszcze nie teraz – odparł ciemnoskóry.- Chcę pomóc trochę Mistrzowi i przyjrzeć się nieco jego uczniom. Poprosił, bym ich trochę pokierował, a chciałbym też potrenować odrobinę z Kuroko. Hmm? Co to za mina?- roześmiał się.
- J-jaka mina?- burknął Kise, odwracając głowę.- Nie robię żadnej miny!
- No dobrze, skoro tak twierdzisz… Co ty na to, żebyśmy jutro rano rozpoczęli twój trening? Uczniowie ćwiczą na dziedzińcu, więc będziemy mieć całe dojo tylko dla siebie. Zaczniemy wcześniej niż reszta, jeszcze przed śniadaniem, żebym zdążył się im później przyjrzeć.
- Dobrze, Aominecchi!
- No, tymczasem trzeba będzie położyć się spać – westchnął Daiki, przeciągając się leniwie.- To był męczący dzień, zbyt wiele się dowiedziałem… Jeszcze tylko kąpiel… Rany, nie chce mi się…
- Ja już się wykąpałem, więc pewnie położę się już teraz. Choć nie wiem, czy będę zdolny zasnąć.
- Mm? Dlaczego?
- Ponieważ już teraz nie mogę doczekać się jutra!- wyznał ze śmiechem.- Dam z siebie wszystko podczas treningu, Aominecchi!
- Nie ciesz się tak, głupi, zaczniemy od samych podstaw, to mało ekscytujące – mruknął chłopak, jednak uśmiechnął się.
- To nie ma znaczenia, jeśli ćwiczę z tobą!- powiedział Kise, odwracając głowę, jakby obrażony.- Bardzo długo na to czekałem – dodał ciszej.- To normalne, że się tak cieszę! Prawda?- zapytał, patrząc na niego z powątpiewaniem.
Aomine westchnął cicho i nachylił się, całując delikatnie jego usta. Ryouta rozchylił wargi, podstępnie zmuszając ciemnoskórego do pogłębienia pocałunku. Ścisnął jego dłoń, unosząc ją i kładąc na swoim policzku. Przysunął się do niego bardziej, ochoczo przylegając do jego ciała.
Daiki jęknął cicho, czując narastające podniecenie. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego pocałunki mężczyzny działają na niego w tak silnym stopniu. Zupełnie, jakby rzucił na niego jakiś urok…
Sytuacja się pogorszyła, kiedy Kise zaczął przesuwać dłonią po jego kroczu.
- Czekaj, Kise!- Aomine natychmiast się zreflektował.- Nie możemy…
- Przepraszam – bąknął Ryouta, pąsowiejąc na twarzy.- Ja… ja sam nie wiem, czemu… a-ale… chciałbym… uhm… przepraszam, zapomnij!
- Ja… też bym chciał – szepnął Aomine, również się czerwieniąc.- Ale nie możemy, nie tutaj… Jeśli Mistrz Akashi się dowie…
- Tak, wiem, przepraszam…
- Pójdę się wykąpać – westchnął ciemnoskóry, wstając.
- Aominecchi?
- Tak?- Odwrócił się do niego.
- Czy ty… czy ty mnie pragniesz?- zapytał Kise bardzo cicho.
Aomine przygryzł wargę, przez dłuższą chwilę mu się przyglądając. Kise stał przed nim, nieco przygarbiony, nerwowo miętosząc materiał kamishimo w dłoniach, wbijając wzrok w drewniany pomost.
- Pragnę cię – szepnął w końcu.
Ryouta spojrzał na niego, zaskoczony, jego oczy błyszczały jasno, odbijając światło pobliskiego lampionu.
- Ale nie mogę pozwolić, by nas poniosło – dodał, odchrząknąwszy.
- Wiem o tym! Tylko… chciałem tylko wiedzieć.- Kise uśmiechnął się delikatnie.- Dziękuję, Aominecchi. Dobranoc.
- Dobranoc, Kise.
Aomine odwrócił się i ruszył do swojego pokoju. Czuł na sobie spojrzenie Kise, jednak nie odwrócił się do niego. Nie mógł jednak powstrzymać uśmiechu, który powoli wykwitł na jego twarzy.
Choć jedna przyjemna rzecz spotkała go tego dnia.

***

Mistrz Murasakibara był wyjątkowo wysokim i postawnym mężczyzną, jednak swoim zachowaniem i podejściem do życia prezentował raczej zobojętniałą osobę. Jego wiek zbliżony był do wieku Mistrza Akashiego, o ile nie były takie same – tego jednak nikt nie wiedział, ponieważ ani jeden ani drugi nie chciał przyznać, ile naprawdę ma lat. Miał fioletowe, sięgające ramion włosy, opadające swobodnie po bokach głowy, oraz tego samego koloru oczu, które wiecznie wyglądały na znużone; powieki opadały w ich połowie, jakby Mistrz dopiero co się zbudził. Przyjaźnił się z Mistrzem Akashim od wczesnych lat dzieciństwa, oboje bardzo szanowali się nawzajem, a przede wszystkim przepadali za sobą.
Choć nie zawsze na to wyglądało…
- Więc, Mine-chin – mruknął Murasakibara, patrząc z góry na Aomine, choć odkąd się ostatnio widzieli, ciemnoskóry sporo urósł i teraz dzieliło ich nie siedemdziesiąt, a szesnaście centymetrów.- Co u ciebie słychać?
- Wszystko dobrze, Mistrzu Murasakibara, dziękuję, że Mistrz pyta – odparł Aomine, starając się zignorować jego ogromną dłoń, która poklepywała go po głowie.
- Ahaaa. To fajnie. Hmm… nic nie urosłeś, co?
- Urosłem – wycedził przez zęby.- Ponad pięćdziesiąt centymetrów, Mistrzu.
- Hmm. Nie widać.
- Nie przesadzaj, Atsushi, chłopak zaraz się załamie – powiedział Mistrz Akashi, uśmiechając się łagodnie i podchodząc do bramy, gdzie Aomine właśnie witał gości.- Rad jestem znów cię widzieć. Jak minęła podróż?
- Nienajgorzej, ale zjadłbym coś słodkiego – westchnął Mistrz Murasakibara.
- Niezwłocznie przekażę twą prośbę Kagamiemu. Hm? A gdzie Momoi-sama? Wspominałeś, że przyjedzie wraz ze swoją córką.
- Aaa, no tak.- Mistrz Murasakibara obejrzał się, jakby w ogóle nie zauważył nieobecności ich przyjaciółki.- Mówiły, że idą do miasta na zakupy.
- I nie zaczekałeś za nimi?- westchnął Mistrz Akashi.- Doprawdy, jak z dzieckiem… Co z ciebie za dżentelmen?
- No ale jestem głodny… Poza tym, poradzą sobie, przecież Momo-chin wie, jak się bronić w razie czego.
- Ale sam fakt – mruknął Akashi.- No cóż, poczekamy na nie. Z chęcią bym po nie poszedł, ale obawiam się, iż możemy minąć się w drodze. Cóż za niesubordynacja, Atsushi! Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Chodźcie za mną. Aomine, czy możesz iść do kuchni i poprosić Kagamiego o przekąski? Niech Kise nam je przyniesie.
- Dobrze, Mistrzu – mruknął Aomine, patrząc sceptycznie na fioletowowłosego.- Może później sam udam się po panie? Jeśli jednak ktoś je napadnie…
- Skoro tak twoja wola.- Mistrz Akashi skinął głową.- Weź Kise lub Kuroko dla towarzystwa.
Aomine skłonił się nisko, gdy mężczyźni przeszli obok niego, zmieniając już temat na bardziej błahy. Udał się powolnym krokiem w stronę kuchni, myśląc z satysfakcją o dźwiękach, jakie wkrótce zacznie wydawać z głodu brzuch Mistrza Murasakibary.
Mimo, że ciemnoskóry już dorósł, to chęć psocenia się Mistrzowi nadal w nim pozostała…
- Kagami, Mistrz prosi o jakieś słodkie przekąski dla gościa – powiedział na wstępie, wchodząc do kuchni, gdzie przy ladzie stał myjący ryż Taiga, oraz obierający warzywa Kuroko. Obaj spojrzeli na niego jednocześnie, jakby niezadowoleni.- No co?- mruknął Daiki.
- Nic – westchnął Kagami.- Zaraz coś przygotuję.
- Przerwałeś nam rozmowę, Aomine-kun – wyjaśnił Kuroko.- Powinieneś był zapukać.
- Zapukać?- powtórzył, odwracając się do przejścia pozbawionego obecnie drzwi.- W co?
- W swój łe…- Kagami szybko zasłonił usta Kuroko dłonią, nim ten skończył mówić.
- Przekaż Mistrzowi, że zaraz coś przyrządzę i Kise im to zaniesie!- powiedział szybko.- Yyy, proszę!
- No dobra – mruknął ciemnoskóry, patrząc na nich podejrzanie. Wycofał się powoli z kuchni, bacznie ich obserwując, aż w końcu wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się po dziedzińcu, szukając Kise, który o tej porze zwykle zajmował się porządkami.
W istocie, znalazł blondyna podcinającego krzewy róż, które urosły do tego stopnia, iż pełzły wręcz po murze otaczającym świątynię. Podszedł do niego i poczekał chwilę, aż ten go zauważy.
- Ah, Aominecchi!- wykrzyknął.- Rany, kiepsko idzie mi to ścinanie, ramiona mnie bolą od dzisiejszego treningu…
- Przyzwyczaisz się do tego. Kiedy załatwisz swoje obowiązki i obaj będziemy mieli trochę wolnego czasu, znów poćwiczymy.
- Dobrze.- Kise skinął głową, przecierając dłonią pot z czoła.- Strasznie dzisiaj ciepło, a dopiero co zacząłem… Jeszcze dużo pracy przede mną.
- Mistrz Akashi ma gościa, wiedziałeś o tym?
- Słyszałem, że ma go odwiedzić Mistrz Murasakibara, ale nie wiedziałem, kiedy dokładnie. Już przyszedł?
- Tak. Kagami właśnie szykuje dla niego przekąski, masz je im zanieść, kiedy skończy. Pomóc ci trochę?
- Nie, nie trzeba, poradzę sobie.- Kise uśmiechnął się do niego szeroko.
- No dobrze, w takim razie będę już szedł.
- Eh? Dokąd się wybierasz, Aominecchi?
- Do miasta – odparł.- Wygląda na to, że razem z Mistrzem Murasakibarą przybyła również Momoi-sama i jej córka.
- Momoi-sama?- powtórzył pytająco Kise.- Mistrza Murasakibarę znam, ale nigdy nie słyszałem o Momoi-sama…
- To ich przyjaciółka.- Aomine wzruszył ramionami.- Mieszkała kiedyś w tych okolicach razem ze swoją córką, Satsuki, obie często tu wpadały. A potem Momoi-sama powtórnie wyszła za mąż i wyprowadziły się do jej nowego męża. Sam nie wiedziałem, że przybędzie z wizytą, a wygląda na to, że Mistrz Murasakibara zostawił je w mieście.
- Niezbyt miłe z jego strony – bąknął Kise.- Odprowadzę cię do bramy, skoro i tak muszę iść do Kagamicchiego.
- Jasne. W sumie, teraz jak tak o tym pomyślę, to Mistrz wspominał, że chciały iść na zakupy… Pewnie strasznie się obłowią i wykorzystają mnie jako tragarza – westchnął.
Kise roześmiał się lekko, nie odpowiadając. Chłopcy już zbliżali się do bramy, kiedy nagle ujrzeli dwie przechodzące przez nią kobiety.
Były do siebie podobne jak dwie krople wody: obie o pięknych, związanych w kok włosach w kolorze płatków wiśni, i tego samego koloru oczach, ubrane w gustowne kimona o kwiecistym wzorze, zdecydowanie zbyt mocno uwydatniające ich spore, kobiece walory. Jedną od drugiej odróżniał jedynie wzrost i delikatne, ledwie widoczne zmarszczki wokół oczu.
- Ah, to one – mruknął Aomine do Kise, po czym ruszył z uśmiechem ku pięknościom.- Momoi-sama! Satsuki! Witajcie, drogie panie!
- Hmm?- Momoi-sama spojrzała na niego, zaskoczona, a potem uśmiechnęła się doń miło.
Zaś jeśli chodziło o jej córkę…
- Dai-chan!- krzyknęła Satsuki, rzucając się na niego ze łzami w oczach i przytulając go z całych sił.- Rany, ty głupi głupku! Nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłam! W ogóle nie dajesz znaku życia, nie napisałeś do mnie ani jednego listu, ty głąbie!- krzycząc to, uderzała go pięściami w klatkę piersiową, jednak bez większej siły.- Głupi, głupi, głupi Dai-chan!
- No już, przepraszam, Satsuki…- Aomine przytulił ją i poklepał uspokajająco po plecach.- Wybacz, nie miałem zbytnio czasu…
- Głupie tłumaczenie!- warknęła stłumionym głosem, wciskając głowę w jego ramię.- Wystarczyłby chociaż jeden… żebym tylko wiedziała, że nic ci nie jest…
- Przepraszam – westchnął Daiki.- Masz rację, zachowałem się podle…
- Dobrze cię widzieć, Daiki – powiedziała Momoi-sama, podchodząc do nich.- Wybacz mojej córce, ostatnio jest trochę przewrażliwiona.
- Mamo, nie broń go!- burknęła Satsuki, rzucając jej spojrzenie pełne złości i nadymając policzek.- Powinnaś mu przetrzepać skórę, w końcu ty też się o niego martwiłaś!
- Daiki jest już dorosłym mężczyzną, moja droga, a tobie, jako damie, nie wypada się tak zachowywać – zachichotała Momoi-sama, uderzając lekko córkę wachlarzem w czubek głowy.- Powinnaś się cieszyć z niespodzianki, że Daiki jest tutaj i masz okazję z nim pobyć. Swoje obrażalskie miny zachowaj na później.
- Tak, mamo…- mruknęła Satsuki, ocierając szybko łzy z policzek.- Ale i tak jestem zła!
- Hmm, a ty to…?- Momoi-sama spojrzała pytająco na stojącego przy nich Kise, który ze słabym uśmiechem wpatrywał się w Satsuki.
- Ah! P-proszę wybaczyć, pani!- bąknął, kłaniając się szybko.- Jestem Kise Ryouta, z klanu Kise. Podopieczny Mistrza Akashiego i uczeń Aominecchiego!- To ostatnie dodał nieco głośniej, niż resztę.
- Proszę, proszę, kradniesz Seijuurou uczniów, Daiki?- Momoi-sama zaśmiała się delikatnie i zbliżyła się do Kise, chwytając lekko jego podbródek.- Niech no na ciebie spojrzę, mój drogi. Ależ jesteś urodziwy! Masz taką miękką skórę i czystą cerę, a te włosy! Używasz jakichś specjalnych mieszanek ziołowych?
- Eh? Ah, nie, zwykłych olejków, jakie są w łaźni…- mruknął w odpowiedzi Kise, rumieniąc się delikatnie.
- Hmm, pozazdrościć – westchnęła Momoi-sama.
- Satsuki, to jest Kise.- Aomine w końcu poczuł się w obowiązku przedstawić ich sobie.- Kise, to jest Satsuki, moja przyjaciółka z dzieciństwa.
- Nadal jestem twoją przyjaciółką!- powiedziała, szturchając go łokciem w brzuch, a potem posłała uśmiech Kise.- Miło mi cię poznać, Kise-kun! Nie sądziłam, że Dai-chan będzie kiedyś miał ucznia! To straszny samotnik i zboczeniec, wiesz?
- Nie jestem zboczeńcem!- Aomine zaczerwienił się mocno.
- Hmm? Zawsze patrzyłeś się na moje piersi, nie wykręcaj się.- Satsuki zaczęła szturchać go palcem, jedną dłoń podpierając o biodro.
- To było dawno temu!- Aomine odwrócił od niej głowę, obrażony, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No już, dzieci, koniec sprzeczki – przerwała im Momoi-sama, rozwijając wachlarz i skrywając za nim usta.- Czas przywitać się z Mistrzem tej świątyni, w końcu nas tu oczekuje.
- Proszę wybaczyć, że musiałyście, panie, dotrzeć tu same – powiedział Aomine.- Mistrz Akashi chciał po was wyjść, ale…
- Kim ty jesteś?- mruknęła Satsuki, rumieniąc się.
- Eh?- Aomine spojrzał na nią, nierozumiejąc.
- Jaki grzeczny i wychowany – westchnęła Momoi-sama, zachwycona.- Gdybym tylko była młodsza…
- M-mamo!
- No już, już, chodźmy do Seijuurou!
- Ah, zaprowadzę was – bąknął Aomine, wciąż nie do końca pewien, o co im chodziło.- Kagami przygotowuje właśnie przekąski, Kise zaraz je przyniesie.
- Dziękujemy, ale damy nie objadają się słodkościami przed obiadem – powiedziała Momoi-sama.- Prowadź, nieznajomy Daiki.
- Yyy… tak, pani.
Aomine spojrzał z cierpieniem na Kise, a potem ruszył przez dziedziniec, prowadząc nowych gości ku pokojowi Mistrza Akashiego. Cała trójka uklękła przed wejściem, a wtedy Daiki odchrząknął cicho i powiedział:
- Mistrzu Akashi, przybyły Momoi-sama oraz jej córka Satsuki.
- Wchodźcie, wchodźcie.- Rozległo się ciche poruszenie. Aomine rozsunął shoji, a kiedy wszyscy ukłonili się siedzącym przy zataku Mistrzom, jako pierwsze do środka weszły damy.
- Mistrzu, czy życzysz sobie…?- zaczął Aomine.
- Nie musisz dotrzymywać nam towarzystwa, Aomine – przerwał mu Akashi z uśmiechem.- I tak mamy zamiar trochę o tobie poplotkować, prawda, Momoi-sama?
- W rzeczy samej, drogi Seijuurou.
- Eh?!- Aomine spojrzał to na jedno, to na drugie, a potem westchnął cierpiętniczo i ukłonił się.- Pójdę pomóc Kise w pracach i… może potrenujemy.
Już miał zasunąć shoji, kiedy kątem oka zobaczył idącego w jego kierunku, z tacą, blondyna. Poczekał więc jeszcze chwilę, aż Kise do niego dojdzie.
- Przekąski, Mistrzu – bąknął, rumieniąc się delikatnie.
- Momoi-sama, poznałaś już Kise?- zagadnął Mistrz Akashi, skinąwszy na blondyna dłonią. Chłopak wszedł do środka i postawił tacę na środku stolika, przy okazji podając każdemu kubek herbaty. Mistrz Murasakibara natychmiast przystąpił do konsumpcji.
- Tak, miałam już tę przyjemność. Z roku na rok masz coraz przystojniejszych podopiecznych!
- W istocie, ale niestety Ryouta wkrótce nas opuszcza, prawda?
- Hmm?- Momoi-sama spojrzała na niego z uśmiechem.- Czyżby ci się tu nie podobało, Kise-kun?
- Nic z tych rzeczy!- wykrzyknął natychmiast Kise.- Ja… wyruszam razem z Aominecchim w podróż, a później… pewnie… wrócę do rodzinnych stron.- Uśmiechnął się słabo.
- Ah, rozumiem… Jaka szkoda. Taki przystojny młodzian, może nawet wydałabym za niego moją Satsuki…
- Mamo!- jęknęła z wyrzutem dziewczyna, zerkając szybko na Aomine.- Nie opowiadaj głupot! Ja i Kise-kun nawet się nie znamy!
- Kiedy wydano mnie za twojego świętej pamięci ojca, również ledwie go znałam – westchnęła Momoi-sama.- I cóż za uczucie się między nami zrodziło!
- Proszę wybaczyć, może ja już…- zaczął niepewnie Aomine, wciąż siedzący przed pokojem.
- J-ja też – bąknął Kise, po czym skłonił się nisko i wycofał na zewnątrz.- To było straszne!- jęknął, kiedy chłopcy znaleźli się w bezpiecznej odległości.- Momoi-sama jest bardzo sympatyczna, ale kiedy ma się do czynienia z takimi osobistościami, i to z trzema na raz! To strasznie stresujące.
- Co ty mówisz, ja się przy nich wychowywałem – westchnął Aomine.- No, co prawda zawsze się im psociłem, nie zważając zbytnio na ich rangę, ale… sam fakt.
- S-Satsuki-san wychowywała się z tobą?- zapytał cicho Kise.- Jest naprawdę ładna…
- Taa, można tak powiedzieć.
- I… wpatrywałeś się w jej…?
Aomine natychmiast spąsowiał na twarzy.
- Wiesz, no…- bąknął.- D-dorastałem, to normalne dla mężczyzny! Ekhem! Teraz już, po dziesięciu latach bycia wychowankiem Mistrza Akashiego, nauczyłem się nieco ogłady i nie robię już tego… t-tak bezpośrednio. No co?- mruknął, widząc jego spojrzenie.- Sam musisz przyznać, że są ogromne!
- No są, są – westchnął.- Ale mnie tam nie interesują! Nie interesuje tylko Aominecchi!
Aomine poczuł, że rumieni się jeszcze bardziej. Znów odchrząknął i trącił palcami dłoń blondyna.
- Nie tak głośno – szepnął.- Ktoś może mieć bardzo dobry słuch, wiesz?
- Uh… nadejdzie taki dzień, kiedy ci to wykrzyczę!- burknął Kise, rumieniąc się mocno.- W-wracam do pracy!
Daiki westchnął, patrząc za blondynem, oddalającym się ku krzewom róż, których wciąż nie zdążył ściąć do końca. Jego serce biło rytmicznie w piersi, po raz pierwszy od pewnego czasu zdał sobie sprawę z tego, że ono ciągle jest w nim, pozwalając na odczuwanie tych drobnych przyjemności, jak również zawodów.
Przygryzł lekko wargę, po czym udał się wolnym krokiem w kierunku Kise.
Chyba powinien wykorzystać narastającą w nim energię na trening z Kuroko.


3 komentarze:

  1. Jej Ostatni Samuraj \(*0*)/ I to juz dzis <3
    ,,- Przerwałeś nam rozmowę, Aomine-kun – wyjaśnił Kuroko.- Powinieneś był zapukać.- Zapukać?- powtórzył, odwracając się do przejścia pozbawionego obecnie drzwi.- W co?- W swój łe…- Kagami szybko zasłonił usta Kuroko dłonią, nim ten skończył mówić." xD
    Jak zwykle cudo :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie...
    AoKisia <3
    KagaKuro *.*

    Piersi Satsuki mnie dobiły, nie wiem czemu, ale mnie dobiły
    I ten szok, Aomine to nie cham 0.0

    Sorki za ten jakże dziwny komentarz, ale śpię już na stojąco

    Niewyspana,
    Yew S.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń