Mały Syrenek

    Drogi pamiętniku,
    dziś są moje urodziny. Nie myślę o nich za często, ale ponieważ jakiś czas temu poprosiłem ojca o zgodę na moją wymarzoną podróż, miałem nadzieję, że dostanę ją właśnie w dniu urodzin. Niestety, jak się okazało, ojciec miał zupełnie inny „prezent”! Przedstawił mnie kilku potencjalnym kandydatkom do małżeństwa, co niezwykle mnie zirytowało. Jako iż jestem synem króla, nie mam innego wyjścia jak związać się z kimś z rodu szlacheckiego, a mnie w ogóle na tym nie zależy! Chcę być z kimś, kogo będę szczerze kochał, nawet jeśli ma być zupełnie zwyczajną ikrzycą, którą znalazłbym na dnie jakiejś ciemnej głębi!

–    Kise-kun, możesz już skończyć?- westchnął ciężko Kuroko, podpływając do Kise i patrząc na niego sceptycznie.- Nie chciałbym być niemiły, ale mówienie na głos tego, co próbujesz ukryć, mija się z celem.
–    Kurokocchi!- jęknął z wyrzutem Ryouta.- Przecież wiesz, że prowadzę pamiętnik!
–    Ludzkie pamiętniki to zbiór cieniutkich materiałów wykonanych ze skór zwierząt lub z drewna. Nawet jeśli byś miał taki pamiętnik to, pomijając już fakt, że przesiąknąłby i uległ zniszczeniu, i tak nie posiadasz niczego, czym mógłbyś go zapisywać POD WODĄ.
–    Ludzie na pewno już wymyślili coś, czym można pisać pod wodą!- burknął Ryouta, podpływając do obitego mchem kamienia, na którym sypiał, by usiąść na nim. Zamachał ogonem, wpatrując się w swoje piękne, złociste łuski.- Tak strasznie chciałbym popłynąć na powierzchnię! Dlaczego ojciec nie może się zgodzić?!
–    Ponieważ Akashi-kun wie, jak głupiego ma syna – odparł spokojnie Kuroko, zbierając z kolejnego kamienia, służącego Ryoucie za stół, muszelki po ostatnim posiłku.- A co za tym idzie, jak głupie są jego pomysły.
–    Ale ja mówię o sobie, a nie o moim bracie!- mruknął Ryouta.
    Kuroko westchnął cicho, wznosząc swe błękitne oczu ku sklepieniu zamkowej jaskini. Zebrał wszystkie muszle i odwrócił się do blondyna, patrząc na niego z politowaniem.
–    Posłuchaj, Kise-kun – powiedział.- Ludzie są niebezpieczni. Wyławiają z oceanu nie tylko ryby, ale nawet rekiny i orki. Wszystkie stworzenia morskie są ich przysmakiem. Uparcie polują też na nas. Wyobrażasz sobie, co zrobią, kiedy cię złapią? Zanim cię usmażą i zjedzą, wyrwą ci wszystkie łuski i pokroją twoje ciało na kawałki.
–    Nie możesz tego wiedzieć!- wykrzyknął Kise, zrywając się z kamienia.- Sugerujesz się tylko opowieściami ojca! To jego wina, że wszyscy uważają ludzi za niebezpiecznych, bo kiedy po raz pierwszy zobaczył go człowiek, ojciec natychmiast uciekł, zamiast spróbować się z nim porozumieć!
–    I dobrze zrobił, bo dzięki temu wciąż żyje w oceanie, i dzięki temu ty też się urodziłeś.- Kuroko zmarszczył brwi w zastanowieniu, odwracając spojrzenie od blondyna.- Cóż, błędy w życiu są nieuniknione...
–    Rany, zawsze będziesz po stronie ojca, prawda, Kurokocchi?- Ryouta spojrzał na niego z wyrzutem.
–    Oczywiście, że tak – odparł spokojnie Tetsuya.- Zawdzięczam twojemu ojcu życie, nigdy nie będę w stanie mu się odpłacić. Zrobię dla niego wszystko, łącznie z próbą wychowania ciebie.
–    Nie możesz mnie wychowywać, mam ponad dwieście lat, a ty jesteś moim rówieśnikiem!
–    Nie pyskuj, Kise-kun.
–    P-przepraszam...
–    Wracam do kuchni. Ty w tym czasie posprzątaj tu trochę i przestań myśleć o ludziach. Świat poza naszymi terenami jest niebezpieczny, zapamiętaj to.
–    Uhh...- Kise westchnął ciężko, ze zrezygnowaniem kładąc się na swym kamieniu porośniętym mchem. Wpatrzył się w skalne sklepienie jaskini, próbując pohamować swą złość i bezradność.
    Tak bardzo pragnął choć jeden jedyny raz wypłynąć na powierzchnię i zaczerpnąć powietrza. To marzenie narodziło się w nim, kiedy Kiyoshi-dono, najstarszy tryton w oceanie, opowiedział swym uczniom o czasach, gdy trytony i syreny żyły również nad powierzchnią wody, czerpiąc energię z promieni słonecznych, zamieszkując niewielkie wysepki poprzecinane niezliczonymi rzekami, służącymi im za ścieżki. Ryouta śnił o kwiecistych drzewach, zieleniejącej się trawie i niezliczonych gatunkach ziemskich oraz powietrznych zwierząt.
    Był tylko jeden sposób, by móc poznać świat ludzi – a było to przystąpienie do specjalnego oddziału zwiadowczego, który pod osłoną nocy wypływał na płytkie wody, by zebrać smaczne owoce morza oraz zbadać postęp ludzkości. Niestety, rodowi królewskiemu nie wolno było do niego przystąpić. Ryoucie pozostawała więc jedynie podróż, na którą ojciec stanowczo nie chciał się zgodzić.
    Albo ucieczka.
    Kise westchnął przeciągle, przewracając się na prawy bok. Zamachał leniwie ogonem, przyglądając mu się. Ile by dał, żeby choć na jeden dzień zamienić go na nogi! Przybrać postać prawdziwego człowieka i wyjść na powierzchnię, by móc poznać ich bliżej...
    Może da się coś zrobić...? Kto jak kto, ale Morskie Oko – tryton, który potrafił rzucać czary i zaklęcia, być może zna sposób, by na jeden dzień stać się człowiekiem?
    Ryouta nie miał zamiaru tracić czasu. Natychmiast zerwał się z kamienia i wypłynął ze swoich jaskiń, spiesząc korytarzami do wyjścia. Minę miał zaciętą, był gotów zapłacić każdą cenę, by tylko mieć możliwość poznania tajemniczego świata ludzi, choć w maleńkim stopniu!
    Opuścił zamkowe jaskinie, wypływając na wolną wodę. Skręcił w lewo, zaczął piąć się wysoko w górę, gdzie położone było miasteczko. Oczywistym było, że zamek króla musiał mieścić się w największej głębinie, w jeszcze bardziej bezpiecznych rejonach i jeszcze dalej od ludzi.
    Gdy Kise dotarł do poziomu wioski, wpłynął między jaskinie, mijając kilka samotnych matronic*, które pierzchły przed nim pospiesznie. Cieszył się, że trytonie i syrenie oczy są w stanie widzieć w każdych ciemnościach, nawet tych najczarniejszych.
    Wkrótce dotarł do celu – niewielkiej jaskini Morskiego Oka, zwanego także Pror Okiem. Pociągnął za przypominające wodorosty zielone wstęgi, naciągając je do granic możliwości.
–    Hmmmmm...pf – rozległo się ciche buczenie.- Wiedziałem, że do mnie przypłyniesz, królewski synu.
–    Witaj, Pror Oku – mruknął Kise, wpatrując się w zakręt w jaskini, skąd dobiegało do niego ów buczenie.- Czy wiesz, po co przypłynąłem?
–    Owszem – padła odpowiedź.- Wpłyń do środka, królewski synu.
    Kise przełknął nerwowo ślinę, jednak posłusznie przepłynął próg jaskini, wpływając do środka i podpływając do zakrętu. Zajrzał za niego, a dostrzegłszy znajomy ogon trytona Morskiego Oka, udał się w szlak za nim.
–    Świat ludzi to niebezpieczne miejsce – mruknął Morskie Oko, zatrzymując się na środku skalnego pokoju wypełnionego przeróżnymi kośćmi, czaszkami, oraz przedmiotami z powierzchni.
–    Chcę się o tym dowiedzieć osobiście!- rzucił pospiesznie Ryouta, wpatrując się w Pror Oka, który odwrócił się ku niemu.
    Choć Morskie Oko był starszy od Kise, wyglądem przypominał równie młodego trytona, co sam blondyn. Jego ogon pokryty był zielonymi łuskami, podobnego koloru były także jego włosy oraz oczy, ukryte za dwiema, połączonymi ze sobą parzydełkiem głowami meduz. Poprawił je teraz owiniętymi wodorostem palcami dłoni, przyglądając się Ryoucie.
–    Hmpf – prychnął.- Z szacunku dla twego ojca nie powinienem ci pomagać. Jesteś w końcu królewskim synem-nodayo.
–    Mój ojciec nie ma nic do tego! To ja przypłynąłem do ciebie w potrzebie!- obruszył się Kise.- Chcę wyjść na powierzchnię! Chcę choć na jeden dzień stać się prawdziwym człowiekiem!
–    Nie ma takiej możliwości – westchnął Morskie Oko.- Wiele już razy wróżyłem z rozgwiazd, ale nigdy nie zdradziły mi sposobu, by stać się człowiekiem.- Widząc zrozpaczoną minę Ryouty, Morskie Oko znów wydał z siebie westchnienie.- Nie mówię jednak, że nie jest możliwe, byś chociaż nie wypłynął. Mogę dać ci coś, co wskaże ci drogę na powierzchnię. Oi, Takao!
–    Płynę, Shin-chan, płynę!- rozległo się ciche echo, zaś po krótkiej chwili do skalnego pokoju wpłynęło ogromne stworzenie.
–    Ech?- Kise zamrugał z zaskoczeniem.- Ka... Kałamarnica?
–    Nieee!- zaśmiała się nie-kałamarnica.- Jestem Kazunarnica! Kazunarnica Takao, miło mi cię poznać!
–    A-aha... Ki-Kise Ryouta, królewski syn...
–    Przestań się wydurniać z tymi swoimi niedorzecznymi żartami zaczerpniętymi od Izukiego!- warknął Morskie Oko.
–    No co, ten suchar akurat mu się udał!
–    Ta kałamarnica pomoże ci dopłynąć na płytkie wody – powiedział Morskie Oko, ignorując Kazunarnicę.- Będziecie musieli wypłynąć w ciągu najbliższych dwóch godzin i wrócić za przynajmniej sześć, począwszy od tych, które będą za dwie!
–    Yyy... co?- bąknął Kise.
–    Shin-chan chciał powiedzieć, że mamy sześć godzin na powrót od momentu wypłynięcia – wyjaśnił usłużnie Takao.- Płyń za mną, najlepiej będzie, jeśli wyruszymy za chwilę!
–    A-ale ja nawet się nie przygotowałem!- wykrzyknął Kise, szybko przygładzając swoje falujące na wodzie blond włosy.- Nie sądziłem, że tak od razu tam popłynę!
–    Nie ma co się przygotowywać, to musi być szybka akcja! Szybka, jak składanie ikry, czaisz?- Takao machnął kałamarniczą głową w kierunku jednego z przejść w jaskini. Kise spojrzał niepewnie na Morskie Oko, ten jednak poprawił tylko swoje meduzy na nosie, odwracając od niego wzrok. Ryouta wzruszył więc ramionami i udał się za Takao do...
–    No więc wskakujesz w to tutaj i wypływamy – oznajmił Kazunarnica, podając mu sflaczałą skórę kałamarnicy.
–    Mam... wejść w ciało kałamarnicy?- bąknął Kise.
–    To tylko przebranie – zaśmiał się Takao.- Shin-chan je wymyślił i stworzył, żebyśmy mogli się nocą... nieważne.- Odchrząknął.- Nie ma czasu do stracenia, przebieraj się i płyniemy!
–    Do-dobrze...
    Kise trochę się wahał, jednak myśl, że wkrótce będzie miał możliwość wypłynąć na powierzchnię, dodała mu sił. Wsunął się więc pospiesznie w przebranie, a kiedy Takao pomógł mu je zapiąć magicznym mechanizmem, wraz z Kazunarnicą opuścili jaskinię Pror Oka jako dwie kałamarnice.
–    Jak długo będziemy płynąć?- zapytał z podekscytowaniem Kise.
–    Przy dobrych prądach i porządnych machnięciach, około trzydziestu minut!
–    I-i co zrobimy, jak już tam dotrzemy?
–    Ja będę musiał popłynąć po parę rzeczy dla Shin-chana do jego laboratorium, a ty będziesz miał parę godzin, żeby się porozglądać. Umówimy się w konkretnym miejscu, i jeśli się nie zjawisz o ustalonym czasie, wracam bez ciebie!
–    T-tak jest!- wykrzyknął Ryouta.
    Jego podekscytowanie nie miało granic. W końcu jego marzenie miało się spełnić!
    Droga, którą musieli pokonać rzeczywiście nie była łatwa. Przez wiele, wiele mil płynęli w zupełnych ciemnościach, między licznymi skałami, jednak po około dziesięciu minutach Kise poczuł pewną nieznaczną zmianę.
–    Woda robi się cieplejsza!- wykrzyknął.
–    Aaach...- Takao westchnął.- Wybacz, zawsze tak mam po ośmiorniczym atramencie, a nie miałem kiedy skoczyć do kibelka...
–    Oooch, fuuuj!- jęknął Kise, krzywiąc się i szybko płynąc kawałek w prawo, by nie być tuż za Kazunarnicą.
    Kolejne mile przepływali w milczeniu – lecz trwało ono tylko do momentu, kiedy wypłynęli z największych głębi przez cienką szczelinę. Woda zaczęła powoli robić się cieplejsza i tym razem Ryouta upewnił się, że nie były to żadne niepokojące substancje ze strony Takao.
    Tak. Woda rzeczywiście była cieplejsza – i w dodatku z każdą kolejną milą stawała się coraz bardziej niebieska. Oczywiście, nawet w nieoświetlonych rejonach Królestwa trytonie i syrenie oczy zawsze widziały wodę jako niebieską przestrzeń, lecz tutaj, znacznie wyżej, blondyn odnosił wrażenie, że widać to jakby... bardziej.
    Jeszcze kilka kolejnych mil i w końcu Kise zobaczył pierwsze morskie stworzenia, które do tej pory znał jedynie z opowieści – oto przepiękne wieloryby, które leniwymi machnięciami przepływały powoli obok nich. A to waleczne rekiny, szukające swych ofiar, łypiące pustym spojrzeniem wokół, łaknące krwi...
–    Ach, to?- mruknął Takao, kiedy Ryouta z pełnym zafascynowaniem wskazał mu swoje znaleziska.- To są karpie.
–    Ka... karpie?- bąknął Kise, marszcząc brwi i spoglądając za kilkoma samotnymi rybami.- A... a co z wielorybami i rekinami?
–    Cóż, raczej nie figurujemy w menu rekinów, ale wielorybów radzę ci unikać. No wiesz, lubią połykać, hehe.
–    Uhm... o-okej – bąknął Ryouta.
–    No dobra, tutaj cię zostawiam – powiedział Kazunarnica, kiedy dopłynęli już niemal do powierzchni. Kise zagapił się w oniemieniu w złote kółeczko świecące u góry i lśniące kusząco.- Daj mi swój strój, przyda mi się do zapakowania paru rzeczy. Tam z przodu jest rafa koralowa, więc spotkajmy się tam za trzy godziny. Wiem, że interesuje cię świat ludzi, ale naprawdę staraj się ich unikać, zwłaszcza, jeśli są w dużej grupie. No i nie daj się złapać, bo twój ojciec posadzi mnie na meduzach, jak się dowie, że przeze mnie zginąłeś.
–    Dobrze...- szepnął Ryouta, niczym w transie oddając mu swoje przebranie i ruszając ku górze.- Dziękuję, Kazunarnico!
    Takao już odpłynął, szybkimi machnięciami kałamarniczych macek odpływając w kierunku rafy. Kise tymczasem płynął mozolnie w górę, i płynął i płynął i płynął, aż w końcu... nadal płynął i płynął!
    A kiedy już prawie wyskoczył na powierzchnię, by z radosnym śmiechem powitać słońce, zobaczył, że tuż nad nią wznosi się jakiś duży cień.
    Ryouta zwolnił z wahaniem, przyglądając się mu podejrzliwie. Miało dziwny kształt, długi i szeroki, ale odrobinę zaostrzony na końcach. W dodatku po chwili zatrzymał się tuż nad jego głową, zasłaniając mu słońce. Kise, marszcząc gniewnie brwi, podpłynął ostrożnie bliżej, by przyjrzeć się nieznanemu sobie zjawiskowi.
    Był zmuszony podpłynąć wyjątkowo blisko, tak że głowę niemal wychylił spod powierzchni. Kształt, który wznosił się przed nim był najprawdopodobniej statkiem, o którym słyszał z opowieści Kiyoshiego-dono. A może to była łódź? Wyglądała jak wielkie skupisko srebrnych blach z wybudowanym pudełkiem oraz postawionym słupkiem na wolnej przestrzeni. Jak zauważył wkrótce Ryouta, zwisała z niego potężna lina, która właśnie z głośnym pluskiem spadła do wody, opuszczając w niej ogromny hak z zawieszoną okrągłą siatką, w której znajdował się iście makabryczny obraz – obraz przepołowionych ryb, z których krew powoli spływała w dół morza, barwiąc wodę na czerwono.
    Kise zamrugał z zaskoczeniem, po czym podpłynął jeszcze bliżej, gdyż zauważył, że po łodzi porusza się jakaś sylwetka.
    Wtedy go zobaczył.
    Nie mógł uwierzyć własnym oczom. To był człowiek! Najprawdziwszy człowiek! Stał na brzegu łodzi, tuż obok słupka, osłaniając oczy przed słońcem, które świeciło za jego plecami. Kise nie bardzo rozumiał, dlaczego więc je zasłaniał, ale nie miał czasu, by o tym myśleć. Musiał się przyjrzeć, póki miał okazję!
    Wyglądało na to, że człowiek był sam. Wyglądał zupełnie inaczej niż Kise. Przede wszystkim posiadał „nogi” - dwie dodatkowe kończyny zakończone długimi grubymi dłońmi o króciutkich palcach, w które do tej pory Ryouta nie bardzo wierzył. Poza tym miał znacznie ciemniejszą skórę niż skóra Kise, była bowiem brązowa. Ryouta zastanawiał się, czy był to mężczyzna, czy może kobieta. Słyszał o tym, że Człowieki mają płcie, podobnie jak jego rodacy. Włosy człowieka były krótkie, granatowe, podobnie jak oczy – oczy, które właśnie na niego spojrzały.
    Zaraz, zaraz... Spojrzały?!
    Minęła długa chwila kompletnego szoku wymalowanego zarówno na twarzy Kise, jak i twarzy Człowieka. Ryouta cofnął się niepewnie w dół, nie wiedząc, co czynić. Człowiek go zauważył! Co więc powinien zrobić w tej chwili? Uciekać? Przywitać się? Spróbować się z nim skontaktować, jakoś porozumieć?!
    Po jakiemu w ogóle rozmawiają Człowieki?!
    W momencie, gdy Kise tak się zastanawiał, co czynić, Człowiek cofnął się kilka kroków, po czym... rzucił się na Ryoutę! Spłoszony tryton odpłynął kawałek, kiedy Człowiek wskoczył do wody i, mrużąc oczy, odnalazł go wzrokiem. Ruszył ku niemu z zaciętą miną, wymachując zabawnie rękoma i nogami. Kiedy był już dość blisko, Kise spłynął odrobinę w dół. Człowiek zamrugał, spojrzał za nim, po czym znów ruszył ku niemu – Ryouta więc znów odpłynął kawałek, tym razem w lewo, wciąż z zaskoczeniem wpatrując się w Człowieka.
    Chciał się z nim pobawić? Cóż, jemu to pasowało, w końcu bardzo chciał poznać te stworzenia, a jeśli były tak przyjaźnie nastawione, to może nawet uda mu się namówić pozostałych braci i siostry, by odwiedzić wspólnie ich rejony?
–    Bublubuh!- Człowiek wydał z siebie dziwny dźwięk, wytrzeszczając oczy i próbując złapać Kise.
    Ryouta przestał spływać w dół i spojrzał na niego ze zdumieniem. Co to niby był za język?
    I wtem, widząc, że z ust Człowieka wypływają liczne bąbelki, tryton w końcu pojął. No tak! Przecież Kiyoshi-dono wspominał, że ludzie nie oddychają pod wodą! Więc co temu głupiemu Człowiekowi przyszło do głowy, żeby bawić się z nim tutaj, a nie na powierzchni?!
    Kise pospiesznie podpłynął do ciemnoskórego i chwycił go pod ramiona, wyprowadzając na powierzchnię. Nie miał jednak czasu zachwycać się jego zapachem, ani widokiem słońca, gdyż Człowiek zaczerpnął głośno powietrza i zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki.
–    Rany, człowieku...- wychrypiał po chwili.- W życiu nie widziałem, żeby ktoś w taki popierdzielony sposób się topił!
–    Ech?- Kise był zaskoczony. Wyglądało na to, że Człowieki mówią w jego języku.
–    Uhh...- stęknął ciemnoskóry, wspinając się na łódź. Odwrócił się do Ryouty i skinął na niego dłonią. Kise podpłynął bliżej, patrząc na niego pytająco.
–    Co to znaczy „topić”...?
–    Dalej, właź! Jak zjawi się jakiś rekin, to już za tobą nie wskoczę, no z całym szacunkiem.
–    Ach, dziękuję, nie trzeba, ja...- zaczął z uśmiechem Ryouta, jednak Człowiek niespodziewanie chwycił go pod pachy i podciągnął na łodzi.
–    Tak mi dziękujesz za ratowanie ci tyłka, durniu?!- warknął na niego gniewnie.- Ciesz się, że ci go ludojad jaki nie pogryzł!
–    Kto niby potrzebował pomocy, ty zgniły wodoroście?!- odpyskował z oburzeniem Kise.- Gdyby nie ja, to byś tam zginął!
–    To po kiego się topiłeś?! Gdybyś się nie topił, to bym za tobą nie wskoczył!
–    Wyglądam ci na topielca, ty pusta małżo?!- Kise wskazał mu ceremonialnym ruchem swój ogon.- Myślisz, że z takim ogonem potrafiłbym się topić?!
–    Niech mnie diabli, co to?!- wydarł się ciemnoskóry, odsuwając się od niego, jednak potknął się o własne dłonie – to znaczy stopy – i upadł ciężko na twardą powierzchnię łodzi.- Ty... ty jesteś...?
–    Tak – powiedział cicho Kise, rumieniąc się leciutko.- Jestem try...
–    Syrena!
–    TRYTON!- krzyknął ze złością.- Tak ciężko odróżnić płeć, kobieto?!
–    Kobieto?! A widzisz, żebym miał cycki?!- Człowiek uderzył się dłonią w swoją klatkę piersiową.- Albo, żebym miał... no, tego ci nie pokażę – mruknął ciszej, czerwieniąc się.
–    No to jesteś mężczyzną – stwierdził z wyższością Kise, unosząc dumnie podbródek.- Masz jakąś pozycję?
–    A-ale że ulubioną...?- Człowiek poczerwieniał na twarzy jeszcze bardziej, podrapał się również po głowie.- No mam, ale co to za pytanie...?
–    Ja jestem Książę Kise – przedstawił się, kładąc elegancko dłoń na swojej klatce piersiowej. Nie miał zamiaru tak brutalnie walić w nią, jak ten Człowiek.
–    Książę, o kurde...- Ciemnoskóry spojrzał na niego z fascynacją, przysuwając się bliżej. Przycupnął na piętach obok Kise.- To wy tam na dole macie jakąś hierarchię? Nie, zaraz, czekaj, przecież syreny nie istnieją!
–    A jednak oto jestem – stwierdził spokojnie Ryouta.- I jestem Trytonem...
–    Czyli co, to prawdziwe jest...?- wymamrotał Człowiek, dotykając jego ogona i przesuwając po nim dłonią.
–    Kyaah!- Kise odchylił się od niego, trzaskając go po twarzy wciąż jeszcze mokrą płetwą.- N-nie pozwalaj sobie!
–    W-wow...- Człowiek, którego impet uderzenia zrzucił na bok, podniósł się ostrożnie. Tym razem jego twarz była czerwona bynajmniej nie z powodu zawstydzenia.- Dostałem już parę razy z liścia, ale to...
–    K-kto ci pozwolił tak obmacywać mój ogon?! Zboczeniec!- Kise podwinął swój ogon niemal pod brodę, otaczając go ramionami i patrząc z wyrzutem na Człowieka.- Tatuś miał rację, Człowieki są złe!
–    Człowieki?- bąknął ciemnoskóry, po czym parsknął śmiechem, siadając wygodniej.- Wybacz, wybacz! Nie wiedziałem, że wasze ogony to dla was takie ci... yyy.- Człowiek odwrócił od niego szybko wzrok.- Takie ten... zawstydzające części ciała.
–    Ogony to nasza duma i chluba – burknął Ryouta obrażonym tonem.- A wy, Człowieki, nie macie czegoś takiego? Na przykład wasze nogi...
–    Cóż, nie...- Człowiek wyciągnął przed siebie nogi i zamachał nimi.- Nogi to nogi. Kobiety mają zgrabniejsze, ale i tak nie bardzo zwracamy na nie uwagi, bo lepsze są...- Nagle Człowiek drgnął, wpatrując się uważnie w taflę wody.- Ej! Przypłynęły z tobą jakieś inne syreny?! Bo wy tam góry nie zasłaniacie, co nie...?
–    Góry?- mruknął Kise, również zerkając do wody.- Cóż, przypłynął ze mną Kazunarnica... Ale popłynął po jakieś składniki dla Pror Oka... Co to takiego?- Kise wskazał słupek z liną, bowiem znów przykuł jego uwagę.
–    Ach, to? No wiesz, taka wędka.- Ciemnoskóry wzruszył ramionami, znów wbijając wzrok w ogon Kise, jednak tym razem przyglądając mu się z bezpiecznej odległości.- Łowię rekiny.
–    Rekiny?- zdziwił się Ryouta.
–    No tak, pod wodą jest teraz taki wielki hak...
–    Z tym obrazem?
–    No.
–    Ale czemu obraz...?
–    No bo...- Ciemnoskóry podrapał się po brodzie.- Ostatnio łów kiepsko mi idzie i nie miałem żadnych ryb pod ręką. No to se pomyślałem, że może jak wrzucę sam obraz, to rekin jakoś skojarzy widok, nie? Bo wiesz, ten, na którego poluję, to taki wyjątkowy rekin. Jest inny niż inne.
–    A co takiego jest w nim innego?
–    Hmm, ciężko powiedzieć – stwierdził Człowiek, marszcząc brwi.- Uwziął się na mnie. Zawsze kiedy łowię, zeżera mi przynęty, choćby i małe dżdżownice. I buja mi czasem łodzią, drań jeden. A czasem to podpłynie sobie blisko, zatrzyma się niedaleko mnie i się tylko gapi tym niebieskim okiem. I kiedy już się wkurzę i próbuję w niego rzucić czymś ostrym, to magicznie znika, dasz wiarę?! No jak kamień w wodę!- Człowiek skrzywił się lekko.- Rekin w wodę...
–    A może on cię polubił?- podsunął Kise, uśmiechając się beztrosko.- Może myśli, że go karmisz i ociera się o twoją łódź z miłości?
–    No co ty, rekin nie może kochać człowieka!- parsknął człowiek.- Jestem dla niego potencjalną przekąską.
–    A on twoją – burknął Kise, mrużąc oczy.- Wy, Człowieki, jecie wszystkie stworzenia z wody!
–    Ludzie – poprawił go z westchnieniem Człowiek.
–    Co ludzie?- Ryouta popatrzył na niego bez zrozumienia.- Co to jest „ludzie”?
–    No taka odmiana, no.
–    To Człowieki mają odmianę?
–    Nie o to...- Człowiek cmoknął głośno, wywracając oczami.- Odmiana w tych... no w liczbach! Jeden „człowiek”, ale dwóch „ludzi”. Rozumiesz?
    Kise zastanowił się przez chwilę, pocierając palcem podbródek.
–    Czyli im was więcej, tym zmienia się nazwa?- wymamrotał.- To jak się nazywa stu człowieków?
–    Stu ludzi – westchnął z irytacją ciemnoskóry.
–    Czyli setny Człowiek to „stuludź”?
–    Tak. Nie!- Człowiek spojrzał na niego ze złością.- Źle to rozumiesz! Jeden „człowiek”, ale potem są już „ludzie”! Dwóch, pięciu, tysiąc, same „ludzie”! Rany, nieważne! Powiedz ty mi lepiej, czy ty przypadkiem nie wysychasz? Nie powinieneś być pod wodą?
–    Nie, czemu?- zdziwił się Kise.
–    No bo na filmach zawsze wysychacie, jeśli nie macie wody.
–    Filmach?- Ryouta uniósł brwi.
–    Zapomnij.- Człowiek machnął dłonią, po czym wyciągnął ją do Kise.- Nie przedstawiłem się jeszcze. Jestem Aomine Daiki.
    Kise popatrzył niepewnie na jego dłoń. Chwycił ostrożnie między palce jej kciuk, po czym odsunął na prawo i lewo, zerkając na skamieniałą twarz Aomine.
–    Co ty robisz?- zapytał ciemnoskóry.
–    Ty mnie się pytasz?- mruknął Ryouta.- Po co mi to dajesz? Mam swoją!
–    No właśnie! Więc uściśnij nią moją, idioto! To takie przywitanie, czaisz?
    Ryouta wzruszył ramionami, po czym chwycił niezgrabnie dłoń Daikiego i ścisnął ją. Aomine dodatkowo nią potrząsnął, ale Kise już wyrwał swoją z jego uścisku i obejrzał ją uważnie, upewniając się, czy Człowiek jej przypadkiem nie zabrudził tym dziwnym kolorem skóry.
–    To co tu robisz, księciuniu?- zapytał Aomine.
–    Wykorzystałem okazję, by wypłynąć na powierzchnię. Chciałem poznać czło...
–    Ludzi.
    Kise uniósł dumnie głowę.
–    Wieka – oznajmił.- Na początek jeden wystarczy.
    Daiki skinął z uznaniem głową, przyznając mu w myślach punkt. Widać tryton szybko się uczył.
    No, może nie aż tak szybko, ale przynajmniej robił jakieś postępy w ich konwersacji.
–    No ale skoro jesteś księciem, to nie powinieneś przypadkiem przypłynąć z jakąś świtą, czy coś?- zapytał z zaskoczeniem.- Nie boisz się, że ktoś cię tutaj złapie?
–    Cóż, prawdę mówiąc nikt prócz Pror Oka i Kazunarnicy nie wie, że tutaj jestem – przyznał Kise, spuszczając z zawstydzeniem głowę.- Ojciec nie powala mi wypływać na powierzchnię.
–    Król syren?- Aomine spojrzał na niego z podekscytowaniem.- On też ma ten... no, jak to się zwało? Trójząb?
–    Trójząb?- Ryouta spojrzał na niego, marszcząc brwi.- Wypraszam sobie, mój ojciec ma zupełnie normalne zęby...
–    Nie, nie, chodzi mi o takie berło, no!- Aomine zamachał dłonią.- No wiesz, korona na głowie? Berło w ręce? Symbol władzy jakiś!
–    Och, o to ci chodzi!- Kise uśmiechnął się do niego pięknie, a Człowiek o dziwo zarumienił się lekko, wgapiając w niego z lekko przechyloną głową.- Rzeczywiście, tata ma coś takiego! Ale to nie ma zębów – mruknął, znów marszcząc brwi.- Nazywamy to Morską Perłą. To taka duża perła, gdzieś o połowę mniejsza od twojej głowy, przymocowana do laski. Jest świętym artefaktem, pochodzi z bardzo odległych czasów, kiedy w wodzie żyły dinozaury.
–    U nas też mieliśmy dinozaury!- Aomine popatrzył na niego z ekscytacją.- Niezłe były z nimi jaja! A gdzie wy żyjecie? Niektórzy ludzie do dziś próbują was znaleźć!
–    Hmm...- Kise zastanowił się przez chwilę.- W sumie nie pytałem o to Kazunarnicy, ale wydaje mi się, że około siedemnastu tysięcy fal morskich w dół!- Ryouta uśmiechnął się do niego.
–    Pardon?- Aomine spojrzał na niego dziwnie.- Fal morskich? Masz na myśli te fale morskie, co czasem zalewają ziemię?
–    Mam na myśli odległość – odparł Ryouta.- Fala morska to... no, fala morska. Siedemnaście tysięcy fal morskich stąd jest mój dom. Och, ale nawet nie myśl o tym, żeby tam popłynąć!- ostrzegł do Kise, celując w niego palcem.- Mój tata się wścieknie i jeszcze mnie się za to dostanie, a on absolutnie nie może wiedzieć o tym, że tutaj jestem!
–    Cóż, zgaduję, że się o ciebie boi...- mruknął Aomine drapiąc się po głowie.- Hej, a jak tam u was jest?- zapytał nagle z uśmiechem, pochylając się lekko w stronę Kise.- Macie jakieś miasto, kluby, szkoły?
–    No, żyjemy w naszym królestwie – zaczął ostrożnie Ryotua.- Jest tam całkiem zwyczajnie. Mój dom znajduje się w najniższych partiach oceanu, ponieważ tam jest najbezpieczniej.
–    Ale tam musi być cholernie zimno!- zdziwił się Człowiek.- No i ciemno! Jak ty tam widzisz? Macie jakieś super okulary?
–    Rzeczywiście, słyszałem, że wy, ludzie, nic byście u nas nie widzieli bez światła słonecznego – zaśmiał się Kise, uśmiechając promiennie.- Ale nasze oczy przyzwyczajają się do otoczenia! Widzimy wszystkie kolory, dlatego dla nas w głębi oceanu wszystko wygląda dokładnie tak, jak tutaj! Zielone wodorosty, kolorowe rośliny wodne, błękitna woda... Tylko komnaty jaskiń są czarne albo szare, ale można je wyłożyć wodorostami, a Morskie Oko może zmienić ich kolor!
–    Co to jest Morskie Oko?
–    To Pror Ok – wyjaśnił z uśmiechem Kise.- Tryton, który zna się na zaklęciach!
–    Ooooch!- Aomine spojrzał na niego z zafascynowaniem.- Więc to prawda, że macie takiego czarodzieja!
–    Człowie... ludzie o tym wiedzą?!- zdziwił się Ryouta.
–    Tak, tak!- Daiki pokiwał energicznie głową.- Wiesz, jest u nas taka bajka, która opowiada o syrenie, która zakochała się w człowieku. Poszła do takiej wiedźmy-ośmiornicy i poprosiła o nogi! No i laska jej załatwiła, ale w zamian za to zabrała jej głos, czy coś. No ale koniec końców była z tym człowiekiem.
–    Och, jakie to romantyczne!- rozmarzył się Kise, jednak jego entuzjazm dość szybko zniknął.- Ale... ale Pror Ok mówi, że nie ma sposobu, żeby stać się człowiekiem. Próbował już wiele razy, ale nic z tego.- Ryouta zamachał swoim ogonem, uderzając płetwą o pokład łodzi.- Na zawsze już zostanę trytonem...
–    A co? Chciałbyś być człowiekiem?- zapytał Aomine łagodnym tonem.
–    Chciałbym was wszystkich bliżej poznać – powiedział cicho Kise, plącząc palce dłoni.- Zobaczyć, jak to jest żyć jako człowiek. Móc chodzić na tych „nogach”, które macie, i zwiedzić wasze królestwo!
–    No, królestwem bym tego nie nazwał...- Aomine skrzywił się lekko, po czym rozsiadł wygodnie.- Wiesz, w naszym świecie nie jest aż tak cudownie. Trzeba się użerać z innymi, żeby mieć trochę spokoju, silniejsi znęcają się nad słabszymi, w szkole wciskają nam masę niepotrzebnych rzeczy, a jak się skończy naukę, to trzeba resztę życia harować jak wół, żeby mieć pieniądze i móc żyć jak człowiek.
–    Ale mimo wszystko macie mnóstwo rzeczy, których nie ma pod wodą – zauważył Kise.- Słyszałem o tysiącach różnych kwiatów, o lasach, górach, plażach, nie wspominając o tym, że macie na co dzień niebo i słońce...- Ryouta spojrzał z roztargnieniem w górę, po czym jęknął cicho i odwrócił głowę, osłaniając ręką oczy.- O-okej, słońca wam akurat nie zazdroszczę...
–    Hmm...- Aomine posiedział chwilę w milczeniu, wpatrując się w rozległy ocean.- Powinieneś wpaść tutaj nocą, kiedy niebo jest rozgwieżdżone.
–    Ech?- Kise spojrzał na niego z zaskoczeniem.- To wy też macie tutaj rozgwiazdy?
–    Uhm, nie.- Daiki zaśmiał się lekko.- Gwiazdy. Tak je nazywamy. Nocą są na niebie, i jest ich tysiące, a nawet miliony! Kiedy niebo jest czyste i nie ma chmur, wszystkie wyglądają znacznie piękniej, niż to jedno słońce za dnia.
–    Kiedy będzie noc?- zapytał Kise, wpatrując się w niego uważnie. W jego trytonim serduszku zakiełkowała nadzieja, iż może uda mu się przypłynąć na noc i zobaczyć to rozgwieżdżone niebo, o którym Aomine mówił z tym zaskakującym wyrazem twarzy.
–    No, wieczorem – odparł Człowiek.- Za jakieś sześć godzin.
–    Co?!- wykrzyknął Kise z przerażeniem.- A-ale ja muszę wracać! Nie mogę zostać tak długo! Co ja teraz zrobię?! Kiedy będziecie mieli następną noc?!
–    Yyy...- Aomine spojrzał na niego dziwnie.- No jutro...
–    Jutro?- Ryouta drgnął, po czym zastanowił się.- W takim razie może uda mi się jutro wymknąć...
–    Wiesz, jeśli nie uda ci się jutro, to możesz przypłynąć pojutrze, albo innego dnia, obojętnie.- Aomine uśmiechnął się do niego.- Noc mamy każdego dnia!
–    Każdego?!- Kise popatrzył na niego z zazdrością.- Mówisz, że rozgwieżdżone niebo jest takie piękne, i macie je na co dzień?!
–    No.- Aomine wzruszył ramionami.- Jeśli chcesz, to możemy popatrzeć na nie razem! Możesz podpłynąć do mojego domu, mieszkam tuż obok plaży, o tam.- Daiki wskazał palcem kierunek.- Nie ma tam zbyt dużo ludzi, bo wioska jest położona dalej, więc będziesz bezpieczny. Dam ci trochę ludzkiego jedze...aaah!- Człowiek wrzasnął nagle, zrywając się z pokładu i rzucając w stronę dużego słupa. Kise spojrzał na niego z zaskoczeniem, kiedy mężczyzna zaczął poruszać jakimiś dziwnymi dźwigami, wpatrując się w wodę z wyraźną złością.- To on! To ten gnojek!
–    Gnojek?- powtórzył z zaskoczeniem Ryouta, wyglądając do wody. Dostrzegł, że tuż pod jego taflą zatrzymał się rekin, wbijają w nich błękitne oko, jednak gdy tylko Aomine poruszył dźwigniami i tkwiący w wodzie hak z siatką ruszył na ów morskie stworzenie, te nieoczekiwanie zniknęło.
–    Co za...!- Daiki zazgrzytał zębami.- Widziałeś?! No jak kamień w wodę! Znaczy rekin!
–    Co ty chcesz od tego rekina, przecież tylko sobie na nas patrzył...- zaczął spokojnie Kise.
–    On nas obserwował!- poprawił go twardo Aomine.- A dokładnie to mnie! Ja wiem, że on ma na mnie chętkę! Ale ja się nie dam pożreć, za młody jestem, żeby umierać...
–    Jeśli chcesz, mogę zapytać go, dlaczego to robi – powiedział Ryouta.
    Aomine powoli odwrócił ku niemu głowę, marszcząc brwi.
–    To ty mówisz po rekiniemu? One w ogóle wydają jakieś dźwięki?!
–    Wiesz, Aominecchi, czasami wcale nie potrzeba słów, żeby porozumieć się z innym stworzeniem – powiedział z uśmiechem Kise, przysuwając się do krawędzi łodzi i zaglądając do wody.- Juhuu! Panie Rekinie~!
    Daiki wpatrywał się w niego bez słowa, zerkając nerwowo na taflę wody. Póki co była ona spokojna, jedynie maleńkie fale pluskały tu i tam, jak to zwykle na oceanie czy morzu bywa. Wkrótce jednak, ku jemu największemu zdumieniu, na powierzchnię wychynęła najprawdziwsza rekinia głowa, szczerząca liczne ząbki.
–    Ach, panie Rekinie, jestem Książę Kise – powiedział Ryouta, uśmiechając się do niego i kładąc dłoń na swojej klatce piersiowej.- To zaszczyt dla mnie...
–    Do domu.
–    Co?- Kise spojrzał na Aomine z zaskoczeniem.
–    Co?- pisnął Daiki, chowający się za słupkiem.
–    Czemu mnie wyganiasz?- burknął Kise.- Staram się ci pomóc!
–    Ale ja nic nie mówiłem!
–    Mówiłeś!
–    Powiedziałem: do domu.
–    No właśnie to!- Kise wycelował w nim oskarżycielsko palcem.
–    To nie ja, to ten rekin!- Aomine wycelował palcem w rekina.
–    Rekiny nie mówią po człowiekowemu!
–    Dosyć tego!- Nagle rozległ się głośny chlupot.
    Aomine i Kise spojrzeli z zaskoczeniem na rekina. Szczęki im opadły, podobnie jak rekinowi – tyle, że temu opadły tak zupełnie, aż do brzucha, a z jego wnętrzności wychynął...
–    Kurokocchi?!- wydarł się Ryouta, odsuwając się pospiesznie.
    Kuroko przymknął oczy, jakby w zwolnionym tempie przeczesując palcami swoje błękitne włosy i wychodząc z rekina. Uniósł błękitną płetwę nad powierzchnię wody, aby ściągnąć kostium i odrzucić go na bok. Następnie spojrzał na Kise zupełnie poważnym spojrzeniem błękitnych oczu.
–    Do domu – powiedział.- W tej chwili.
–    A-ale Kurokocchi...!
–    Żadnego „ale”. Porozmawiamy w domu.
–    T-to twoja mama?- zapytał szeptem Aomine.- Bo brzmi zupełnie jak moja...
–    To mój opiekun...- wyjaśnił Kise, oklapnąwszy nieco. Nie spodziewał się, że tak szybko zostanie odkryty.
–    To sprawka Pror Oka, prawda?- zapytał Kuroko z zaciętą miną. Zacisnął wargi i zmarszczył lekko brwi.- Wiedziałem. Niech ja go tylko dorwę, to mu łuski z ogona powyrywam...
–    Kurokocchi!- wykrzyknął z oburzeniem Kise.- Jak ty się wyrażasz?!
–    W tej chwili zabieram cię do domu! Jeśli twój ojciec dowie się, że wypłynąłeś na powierzchnię, to cię żywcem zabije!- Kuroko odwrócił spojrzenie na bok, zamyślając się na moment.- Muszę go niezwłocznie o tym poinformować...
–    Nie, proszę, Kurokocchi!- jęknął Ryouta, składając dłonie jak do modlitwy.- Błagam! Proszę, wrócę z tobą do domu, tylko nie mów ojcu!
–    Zbieraj się, płyniemy – oznajmił Kuroko, odsuwając się nieco od łodzi.
–    Och, przepraszam, Aominecchi, muszę już płynąć...- westchnął Kise, patrząc na Człowieka ze smutkiem.
–    Zaczekaj!- Daiki wychynął zza słupka, unosząc dłoń.- Kiedy znowu cię zobaczę? Chciałbym... je-jeszcze cię spotkać...
    Kise zarumienił się uroczo, jego trytonie serduszko zabiło mocniej.
–    Proszę, czekaj tutaj na mnie każdego dnia o tej samej porze – poprosił.- Nie wiem, którego dnia się zjawię, ale na pewno to zrobię!
–    Dobrze...- wyszeptał Aomine, skinąwszy głową.
    Kuroko popatrzył sceptycznie to na Człowieka, to na Trytona.
–    Wszystko słyszałem – zauważył grzecznie.- Nie wydaje wam się, że tym prościej będzie mi was powstrzymać?
–    Ach! Rzeczywiście!- Kise spojrzał na Kuroko, jakby dopiero teraz sobie o nim przypomniał.- Aominecchi, uuuuu, uuu-uuuu-uuuuu!
    Kise patrzył z zaciętą miną na Daikiego, czekając za potwierdzeniem, podczas gdy Aomine wlepiał w niego zagubione spojrzenie. Kuroko westchnął cicho, uderzając się lekko dłonią w czoło.
–    Kise-kun, ludzie nie rozumieją ultradźwięków...
–    Ach! Rzeczywiście!- Ryouta spojrzał z niepokojem na błękitnowłosego.- Aominecchi, daj mi jakiś piasek, żebym ci mógł napisać!
–    O-och, mam kartkę i pisak!- Aomine zniknął na moment w kajucie, po czym zjawił się z kartką papieru i pisakiem. Kise spojrzał na nie, oszołomiony.- Robisz to tak...- Daiki zdjął nakrętkę z pisaka i wcisnął ją do dłoni Kise. Podsunął mu kartkę.- Ta mała końcówka zostawi na kartce ślad, kiedy zaczniesz pisać!
–    Och! Niesamowite!- zawołał z podekscytowaniem Ryouta, biorąc się za pisanie, podczas gdy Kuroko z nudów zaczął pływać w kółko na plecach, czekając cierpliwie, aż skończą przekazywanie sobie sekretnych treści.- Proszę!
    Aomine skinął głową, zabierając kartkę i odczytując wiadomość.
–    Co? Co to ma być?- Człowiek spojrzał na Trytona.- Co to za rybki i gwiazdki?! Nic z tego nie rozumiem!
–    Myślałem, że umiecie pisać i czytać!- jęknął Kise, łapiąc się za głowę.
–    No umiemy, ale nie takie coś!- wkurzył się Aomine.- Cholera, po prostu szepnij mi na ucho, no!- To powiedziawszy, Daiki pochylił się nad nim, przysuwając ucho do ust blondyna.
    Kise już miał posłusznie zdradzić mu swój tajny plan, jednak nagle odebrało mu mowę. Tryton wciągnął powietrze do ust, zatrzymując je w nich i nieruchomiejąc. Wpatrywał się w kawałek nagiego ciemnoskórego ramienia, z zaskoczeniem odkrywając, że człowiek pachnie bardzo ładnie. Czuć było od niego nie tylko zapach oceanu i słońca, ale również czegoś jeszcze, czegoś, czego Książę Kise nie znał jako stworzenie morskie.
    Na jego policzkach wykwitły urocze rumieńce. Człowiek był tak blisko, mógł go dotknąć nawet ustami! Czuł jego zapach, ciepło jego skóry, widział nawet klatkę piersiową pod nieco za luźnym T-shirtem.
    Aomine najwyraźniej również zdał sobie sprawę z tego, co robili. Obrócił powoli głowę, wpatrując się w złoto-miodowe oczy trytona. Przesunął spojrzeniem po jego bladej, pięknej twarzy, wąskich różowych ustach oraz zgrabnym nosku. Przełknął ciężko ślinę, jakaś dziwna siła kazała mu zrobić coś bardzo, ale to bardzo dziwnego.
    Powoli zaczęli przysuwać się do siebie, zdawało im się nawet, że wokół rozbrzmiała romantyczna muzyka, nadająca odpowiedniego klimatu. Byli tak blisko siebie, ledwie centymetr dzielił ich usta, kiedy nagle...
    Zalała ich ogromna fala.
–    Skończyliście?- zapytał chłodnym tonem Kuroko. Jego wzrok był zimny niczym stal.- Kise-kun, dwie płetwy w tył, w tej chwili.
–    Kurokocchi...- Ryouta spojrzał na niego z wyrzutem, rumieniąc się jeszcze bardziej. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale widząc, że błękitnowłosy podnosi lekko ogon, gotów posłać na nich kolejną falę wody, tryton zrezygnował.
–    A ty, przepraszam, co sobie wyobrażasz?- Kuroko spojrzał ze złością na kolejnego trytona, który niespodziewanie znalazł się w pobliżu. Był to Kazunarnica.
–    Ahahaha! Wybacz, nie mogłem się powstrzymać, to było takie romantyczne!- Kazunarnica zaśmiał się, wyrzucając za siebie kawałek dziurawego grubego patyka pochodzącego z rafy koralowej, na którym przed chwilą grał.
–    Wybacz, Aominecchi...- powiedział tymczasem Kise.- Obiecuję, że pewnego dnia jeszcze się spotkamy. Postaraj się przypływać tu co jakiś czas... Może na siebie trafimy.
    Kise ze smutkiem opuścił się do wody. Aomine, również zarumieniony, spoglądał za nim, nieco przygnębiony. Tak mało czasu spędził z tym niesamowitym stworzeniem, a już zaczynał zanim tęsknić.
–    Jasne – powiedział słabo.- Spotkajmy się... Pokażę ci rozgwieżdżone niebo...
    Ryouta uśmiechnął się do niego ze smutkiem, po czym razem z Kuroko i Kazunarnicą, zagłębili się w ocean...
    Lecz wypłynęli już po kilku sekundach.
–    Nie, ja protestuję!- krzyknął Kise, wskakując na pokład łodzi Człowieka.
–    Ki-Kise?!- wykrzyknął Aomine.
–    Nigdzie nie wracam, zostaję tutaj!- burknął Ryouta, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
–    Kise-kun, nie zachowuj się jak rozpieszczona kijanka!- wycedził Kuroko.- W tej chwili wracamy do twojego ojca!
–    Nie i chuj!- Kise stawiał się, jak nigdy. Obrócił głowę, urażony.- Nie wracam do domu! Kocham Aominecchiego!
–    Co takiego?- Kuroko spojrzał na niego wielkimi oczami.
–    Ojciec chce, żebym w końcu kogoś poślubił, prawda? W takim razie wybieram Aominecchiego na mojego narzeczonego!
–    Kise-kun...
–    Ojciec powiedział, że zgodzi się na każdego, kogo wybiorę, tylko żebym w końcu wybrał! No to wybrałem! I nikt nie ma tu nic do powiedzenia! Prócz mnie, rzecz jasna – dodał.
–    To jest Człowiek, Kise-kun – przypomniał mu Kuroko.- Nie możesz go poślubić!
–    A właśnie, że mogę!
–    Jak niby sobie wyobrażasz to małżeństwo? Różnią was dwa zupełnie inne światy! Nie możesz żyć na powierzchni, a on nie może żyć pod wodą!
–    No to co?- Kise spojrzał na niego ze złością.- Słyszałem, że związki na odległość są ostatnio popularne...
–    Ale nie na taką!
–    Przykro mi, Kurokocchi, ale już postanowiłem – oznajmił Kise.- Jeśli nie istnieje możliwość, żebym stał się człowiekiem, po prostu zamieszkam blisko plaży, może na rafie koralowej?
–    Wracaj ze mną do królestwa, albo ci ogon z dupy wyrwę – wycedził Kuroko.
–    Wyrażaj się grzeczniej!- oburzył się Kise.- I nigdzie nie idę! Aominecchi mówi, że za cenę głosu mogę dostać nogi, więc mam zamiar znaleźć kogoś, kto potrafi mnie przemienić! Chcę być człowiekiem!
–    Zamierzasz porzucić swojego ukochanego ojca, przyjaciół i cały trysyn* dla człowieka?- Kuroko patrzył na niego z niedowierzaniem.- Nie będzie już powrotu!
–    Taki mam zamiar. Dobrze mówię, Aominecchi?
–    Ja-ja tam nie mam nic przeciwko...- bąknął Daiki, drapiąc się po głowie.
–    Doskonale – wyszeptał Kuroko.
–    Przepraszam, Kurokocchi, ale...
–    Nie, nie, nie przepraszaj.- Kuroko machnął dłonią.- Przecież mówię, że to fajnie.
–    Pardon?- Kise spojrzał na niego ze zdziwieniem.- Czyli... już mnie nie zatrzymujesz?
–    Skoro jesteś taki zdecydowany, oraz skoro ten tutaj Człowiek cię chce, to dlaczego miałbym cię powstrzymywać? Jeśli zostaniesz tutaj, nie będę musiał już się tobą opiekować, poświęcę cały mój czas Akashiemu-kun, a i Akashi-kun będzie tylko mój...- Kuroko mamrotał pod nosem coraz ciszej, marszcząc w zastanowieniu brwi.- Doskonale, doskonale... Zostań tu Kise-kun, i poczekaj na mnie. Dam ci drugie ręce, jeśli tak bardzo ich chcesz.
–    Nie, nie, czekaj!- Aomine zamachał pospiesznie rękoma.- Żadnych więcej rąk, dwie mu starczą! Załatw mu nogi! I, no wiesz... mógłby też mieć cycki i, tego... znaczy, jeśli to nie problem, obojętne mi to, czy będzie kobietą, czy mężczyzną...
–    Odpowiednikiem trytona jest mężczyzna – stwierdził Kuroko.- Zaczekajcie tu, zaraz się tym zajmę.
–    Kurokocchi, ale jak ty masz zamiar to zrobić?- zdziwił się Kise.- Przecież nawet Pror Okowi nie udało się uczynić z trytona człowieka!
–    Cóż, kiedyś bawiłem się magicznymi sztuczkami – przyznał Kuroko.- Zdziwiłbyś się, ale często mi pomagają, kiedy twój ojciec ma ochotę na...- Tryton urwał, zerkając na księcia.- Nieważne. W każdym razie, Pror Okowi się nie udało, ponieważ nie miał pod ręką tego, co mam ja.- Kuroko popatrzył na wszystkich z powagą.- Perła Morska.
–    Ale Perła Morska należy do ojca!- zaprotestował Kise.
–    Owszem, ale jeśli odpowiednio zmęczę... to znaczy zajmę czymś... nie wiem jeszcze czym, bo nigdy nie zajmowałem Akashiego-kun... czymś... ale jeśli go zajmę... tym czymś... to będę w stanie na chwilę pożyczyć Perłę Morską. Zaczekajcie tutaj. Wrócę wkrótce. Kazunarnica, przyda mi się twoja pomoc. Płyń ze mną.
–    Och, yeah!- Kazunarnica klasnął w dłonie.
    I tak Aomine i Kise zostali sami na łodzi.
–    Naprawdę tego chcesz?- zapytał cicho Aomine.
–    T-tak – odparł szeptem Kise, patrząc na niego z pięknymi rumieńcami na równie pięknej twarzy.- A ty... Aominecchi?
–    Mm.- Daiki skinął głową, siadając i patrząc z powagą na trytona.- Myślę, że coś między nami zaiskrzyło.
–    E-ech?!- Kise zupełnie poczerwieniał na twarzy.- A-ale my... my jeszcze nie robiliśmy tego! Po... poza tym, j-ja jestem trytonem...! N-nie mogę składać ikry...!
–    Co?- bąknął Aomine.
–    P-przepraszam...- Ryouta odwrócił od niego głowę. No tak, Aomine z pewnością marzył o potomstwie!
–    Ale ja tylko mówię, że między nami zaiskrzyło... Nie poczułeś tego?
–    Nie!- Kise spojrzał na niego, zszokowany.- Naprawdę do tego doszło?! Kiedy?! Jak mogłem nie zauważyć?!- Tryton chwycił się za brzuch, zastanawiając się, czy rośnie w nim już mały trytonek bądź syrenka.
–    Ehm... czemu mam wrażenie, że się nie rozumiemy?- westchnął Daiki, przecierając dłonią czoło.- Mówię o tym, że między nami coś... no, coś się wydarzyło. Wiesz, coś nas tak jakby połączyło. Tak jakby... tak jakby nas dwóch...
–    Połączył wodorost przeznaczenia?- zapytał z zafascynowaniem Kise, chwytając jego dłoń.
–    Yyy... no, po twojemu tak by to brzmiało...- bąknął Aomine, po czym zaśmiał się lekko, drapiąc po głowie.- Kurczę... ale super! Myślałem, że do końca życia będę takim znudzonym zbereźnikiem, ale jedno spotkanie ciebie i mam wrażenie, że mój świat odwrócił się do góry nogami!
–    Gdyby tak było, pływalibyśmy po niebie – westchnął z rozmarzeniem Kise, spoglądając w niebo. Jęknął cicho, odwracając głowę od słońca.- Mam nadzieję, że nigdy się to nie stanie... Jednak wolę pływać w oceanie...
–    Poczekaj tylko aż zobaczysz niebo nocą – powiedział z uśmiechem Aomine, chwytając drugą dłoń trytona.- Czeka cię niezapomniany widok.
–    No, skoro będę widział go codziennie, to nic dziwnego, że go nie zapomnę – zdziwił się Kise, wzruszając ramionami.
–    Yy. Znaczy... Nieważne.
–    Już jestem!- Nagle spod wody wychynął Kuroko, trzymając w dłoni gruby patyk z wielką perłą na czubku. Kise i Aomine odsunęli się od siebie pospiesznie, jakby przyłapani na iskrzeniu.- Kise-kun, musisz zejść ze mną pod wodę. To sekretny rytuał, Człowiek nie może być tego świadkiem.
–    Ach! Dobrze, Kurokocchi. Zaraz wrócę, Aominecchi...- wyszeptał Kise z nieśmiałym uśmiechem. Daiki przełknął ślinę i pokiwał głową.
–    U-uważaj na siebie...
–    Mm.- Ryouta skinął głową.
    Zanurzył się wraz z Kuroko pod wodę, a następnie podpłynął tuż pod łódź.
–    Kise-kun, to będzie prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie – powiedział Kuroko z powagą.- Jeśli rytuał się powiedzie, staniesz się człowiekiem. Nie będziesz mógł oddychać pod wodą i nie dostaniesz żadnej wejściówki do naszego królestwa. Czy jesteś na to gotowy?
–    Książę Kise jest zawsze gotowy – oznajmił Ryouta z zaciętą miną.
–    Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że po tym już nie będziesz księciem?
–    Tak...- Kise skinął głową z odrobiną smutku.- Czy mogę cię o coś prosić, Kurokocchi?
–    O co chodzi?
–    Proszę... przekaż ojcu, że go kocham – westchnął cicho Ryouta.- Zawsze bardzo go kochałem.
    Kuroko milczał przez chwilę. Dopiero teraz zauważył, że Kise tak naprawdę nie był już małym trytonkiem. Był już dorosłym trytonem, nabrał już nieco rozumu i był gotów podjąć ważną decyzję w swoim życiu.
    Ciężko było mu się do tego przyznać, ale prawda była taka, że był z niego bardzo dumny.
–    Dobrze – powiedział Kuroko.- Powiem twojemu ojcu, że go kocham.
–    Dzięku... ech?
–    A teraz zaczynajmy.- Kuroko wycelował Perłę Morską w Kise.- Abra-ka-kraba, spójrz na tego drania, zamień go w człeka, bo za dużo szczeka. Baba dock-dock-dock.
    Z początku nic się nie działo, jednak już po chwili Kise poczuł, że jego płuca wypełnia woda, a on sam nie może oddychać. Kuroko pospiesznie chwycił go za ramiona i wypłynął na powierzchnię, gdzie czekał zaniepokojony Aomine.
–    Kise!- wykrzyknął, klękając i wyciągając ku niemu ręce. Kuroko podał mu go, a Daiki wciągnął trytona – nie, już człowieka!- na pokład.- Kise! Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz, jesteś ranny? Potrzebujesz... AAAGGGHH! MASZ PENISA!
–    Aominecchi...- Kise zakaszlał, wypluwając wodę.- U...udało się! Mam nogi! Spójrz, mam nogi! Och!- Ryouta wpatrzył się z zaskoczeniem w swoje krocze.- Co to jest?! Do czego to? Ty też to masz, Aominecchi?!
–    Ehm, dam ci może jakieś spodnie...- wybełkotał Aomine, wstając i znikając w kajucie, podczas gdy Kise z zafascynowaniem dotykał swojego członka i oglądał go ze wszystkich stron.
–    Kise-kun – Kuroko popatrzył na niego.
–    Kurokocchi!- Ryouta pospiesznie podpełzł na krawędź łodzi.- Dziękuję ci, Kurokocchi... Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że tak szybko to załatwisz!
–    Twój ojciec czasami szybko dopływa.- Kuroko wzruszył ramionami.
–    Co?!- Kise poczerwieniał na twarzy.
–    Nieważne.- Tetsuya zamachał dłonią.- W każdym razie, twój ojciec wie o wszystkim. Zna cię i wie, że jesteś uparty, więc postanowił spełnić tę jedną prośbę. Będziemy cię odwiedzać, żeby mieć na ciebie oko. A teraz muszę już płynąć. Uważaj na siebie, Kise-kun.- Kuroko wyciągnął dłoń i poczochrał go po włosach.
–    Dziękuję, Kurokocchi – wyszeptał wzruszony Kise.- Kocham cię... Dziękuję za wszystko!
    Kuroko uśmiechnął się do niego lekko, po czym zanurzył się i zniknął z oczu Ryouty – nowego człowieka.
    Aomine tymczasem wrócił do niego ze spodniami.
–    Fajnie, że jesteś mniej więcej mojego wzrostu, to nie będzie problemu z ciuchami!
–    Co to są „ciuchy”?- Kise spojrzał na niego, zagubiony.
–    To ubrania, to to.- Aomine podał mu spodnie.- Zakładasz to na nogi, żeby je osłonić. Wiesz, w świecie ludzi nie można tak sobie biegać na golasa, chyba że w domu. Jak do mnie dotrzemy, to dam ci też bieliznę.
–    Dobrze...
–    Wszystko w porządku?- Aomine usiadł obok niego, uśmiechając się łagodnie.- Martwisz się? Nie masz czym! Dobrze się tobą zajmę, obiecuję. Pokażę ci rozgwieżdżone niebo i moją wioskę, a potem zabiorę cię do miasta nocą i zobaczysz, jak pięknie wygląda, kiedy jest oświetlone!
–    Dobrze.- Kise uśmiechnął się do niego lekko, pocieszony. Kiedy zniknął Kuroko miał wrażenie, że został zupełnie samiuteńki jak płetwa, ale widać, że jego wybranek naprawdę czuł do niego to samo, co Kise czuł do Aomine.
    Dawny tryton i nowy człowiek wierzył, że wszystko skończy się dobrze.
    Tak jak w bajce.








* matronice z rodziny matronicowatych to ryby posiadające na grzbiecie pewnego rodzaju antenkę ze światełkiem, którym wabią swoje ofiary. Żyją na bardzo dużych głębokościach, gdzie światło słoneczne zupełnie nie dociera (jak ktoś oglądał „Ratunku, jestem rybką”, to wie xD)
* trysyn – lud xDD

6 komentarzy:

  1. Rany, to jest genialne xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę szczera; to jest najlepsza twoja bajka ze wszystkich, które do tej pory czytałam. Nie jest taką komedią jak pozostałe tylko ma swoją historie i jest bardzo ciekawa.
    Osobiście cieszę się także na to małe "niewinne" AkaKuro bo jakże by inaczej?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahaha, poczułam powiew dawnych czasów ;)
    Jak wszystkie twój bajki, super (choć brakowało mi troszku piosenek, ale o jestem w stanie wybaczyć xD), zaskoczyłaś mnie zakończeniem, ale cieszę się, że jednak zostali razem
    Kasynarnica był chyba najlepsza xD
    I podobało mi się jakcałe opko świecił podtekstami ^^
    Pozdrowionka i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham twoje bajki! Kazunarnica najlepsza! !!~ Yuukifan

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy mogę się spodziewać kontynuacji tego? Bardzo proszę....

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń